poniedziałek, 24 grudnia 2018

PRZEPROSZENIA

No cóż... z jednej strony piszę to, by dać Wam znać, iż żyję, a nawet piszę. W tym momencie mój prolog jest dłuższy niż większość rozdziałów, które dotychczas pisałam. Mam nadzieję, że na sylwestra go opublikuję. Przepraszam za tak ogromną zwłokę, miałam do końca listopada się wyrobić, ale serial Titans nie dał mi takiego zastrzyku weny i pomysłów jak przewidywałam.

A z drugiej strony chcę Wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia i nadchodzącego Nowego Roku. Dużo zdrowia, szczęścia, pieniędzy, weny dla pisarzy, dobrych ocen i wyników na wszelkich czekających Was egzaminach, weny, zapału do pisania... wspominałam o wenie? Mam nadzieję, że moja wróci jak najszybciej z ciepłych krajów i pozwoli mi napisać ten epicki prolog (epicki? Żartuję...)

PS. Tylko mi wydaje się, że wszelkie blogi o tytanach zapadły w jakąś hibernację? Serio myślałam, że serial da kopa temu fandomowi.

PS.2. Chcę sprawdzić obecność. W związku z tym proszę, aby każdy kto to to czyta, zostawił chociaż minimalny ślad w komentarzu. Każda osoba się liczy. Mam wtedy większą motywację, bo wiem, że ktoś na ten prolog czeka.

Do "zobaczenia", mam nadzieję, w Sylwestra.

środa, 21 listopada 2018

SUKCES!

Mam betę! Liczę, że na początku grudnia pojawi się zbetowany  prolog, także chyba po raz pierwszy Wasze oczy nie będą krwawić. Teraz ogarniam jeszcze takie "papierkowe" rzeczy związane z pisaniem. Czy ktoś tu jeszcze żyje?

środa, 31 października 2018

AKTUALNOŚCI

Niestety, nie mam dobrych wieści. Miałam w planach, by rozpocząć nowe opowiadanie w halloween, ale pomimo dwóch wiadomości beta jeszcze mi nie odpisała. Prolog jest zaczęty, pomysły zbieram, czytam hurtem wszystkie komiksy o tytanach i żywię się serialem Titans. Wszystko jest na dobrej drodze, a aktualna sytuacja nie wynika w całości z mojej winy.
Jedno jest pewne - nie dam wam spokoju. W końcu doprowadzę MOJĄ historię do końca. Próbowałam już dwa razy. Dwa razy nie wypaliło, zobaczymy jak będzie z trzecim.
PS. Jeśli nie odezwę się przez listopad, to znaczy, że wciąż są problemy ze współpracą, także jeśli macie jakieś propozycję bet poza osobami ze strony Betowanie, to bardzo chętnie przygarnę.
Żegnam, mam nadzieję, że na krótko i polecam obejrzeć Titans.

czwartek, 27 września 2018

UWAGA! TERAZ DOSYĆ WAŻNE

Mam mętlik w głowie i potrzebuję trochę czasu na przemyślenie wszystkiego. Dajcie mi miesiąc. W tym czasie, a może nawet szybciej, zdecyduję co zrobię - czy zrestartuję, czy kontynuuję tę historię. Na razie skłaniam się ku pierwszej opcji. Zepsułam Raven, zespułam moją wizję, nie przelałam tego w taki sposób, jaki by mnie satysfakcjonował. Gdy wystąpiłam o opinię, miałam złudzenie, że nie wpłynie to na mnie, że uwzględnie rady i będę pisać jakby nigdy nic, ale okazało się, że jest gorzej niż sądziłam.
Pewna jestem jednego - zajmę się teraz pisaniem do szuflady pewnej ilości materiału, znajdę betę i ogarnę sposób w jaki chcę poprowadzić to opowiadanie. Chciałabym, żeby chociaż prolog mnie usatysfakcjonował.
Gdy ustalę co i jak wrócę do was i powiem co dalej. Na pewno nie pozbędziecie się mnie tak szybko. Walić to, że będzie to moje... czwarte podejście? Pogubiłam się już.
Aris, chyba mam teraz namiastkę tego, jak Ty się czułaś. Wcale nie jest fajnie.

środa, 26 września 2018

UWAGA! BARDZO (NIE)WAŻNE!

Kilka miesięcy temu, idąc śladem Aris, poddałam się sprawdzeniu mojego bloga przez Sigyn z "Wspólnymi Siłami". Postanowiłam o tym napisać, byście wiedzieli, że bardzo staram się "ewoluować" w pisaniu i robić to coraz lepiej (jak widać, jest odwrotnie). 
Jest to dla mnie bardzo cenne i ważne, bo chciałabym, by ten blog (który mam zamiar ukończyć, nie porzucić w połowie) naprawdę się jakoś prezentował, a jak na razie to takie trochę dno. Przez moment miałam chęć znowu to porzucić i zacząć od nowa, ale wiem, że i tak zrobiłabym te same błędy, więc byłoby to błędne koło. Kto chcę się zapoznać z oceną, proszę bardzo http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2018/09/147-ocena-bloga-kruczy-umysl.html. Interpretujcie to jak chcecie. Momentami nie mogłam przełknąć krytyki i informacji, że jednak popełniam te błędy. Myślałam, że jest zupełnie na odwrót.
Z jednej strony mam teraz chęć doskonalenia się, a z drugiej cichy głosik podpowiada mi "Wal to! I tak już lepiej pisać nie będziesz!" i mam ochotę mu ulec. Muszę to przemyśleć. Chciałabym, by już następny rozdział był idealny i pozbawiony tych błędów, ale wiem, że tak nie będzie.
Przepraszam was za to, że musieliście się z tym męczyć. Nie byłam świadoma, że to co piszę jest aż takie denne. CHCĘ SIĘ POPRAWIĆ! Nie wiem jak to wyjdzie, a sama wiara w to nic nie zdziała, ale od czegoś trzeba zacząć. Możecie mi polecić jakąś osobę/stronę do bety? Wcześniej nie byłam do tego przekonana, ale zdałam sobie sprawę, że sama wszystkiego nie wyłapię.
Chciałabym się tu jakoś rozpisać, ale pewnie będę się tylko powtarzać (to moja specjalność) i tutaj zakończę na podziękowaniach dla wszystkich, którzy to czytają i dla Sigyn za ocenę.

niedziela, 23 września 2018

26. SPIĘCIE

Cyborg oznajmił, że kolejne badania uznaje za zakończone. Odstawił próbki krwi do dziwnego, okrągłego urządzenia i powiedział, bym zawołała Bestię. Kiwnęłam głową i wytoczyłam się ze skrzydła szpitalnego na korytarz.
- Cyborg cię woła - rzuciłam do chłopaka siedzącego na podłodze z komiksem na kolanach.
Podniósł się i bez słowa wszedł do sali tortur. Ruszyłam do salonu po kolejną porcję herbaty. Idąc długimi, szarymi korytarzami raz przeklinałam intensywne światło raniące moje oczy, a za chwilę dziękowałam, że każdy, nawet najmniejszy zakamarek był oświetlony i nie pozostawał żaden cień, w którym nękające mnie mary mogłyby się ukryć.
Przestąpiłam próg salonu i stanęłam jak wryta. Na podwyższeniu przy szybie unosił się, jakby nigdy nic, Trygon. Otoczony językami ulotnej jak mgła czerwonej energii obrócił się majestatycznie w moją stronę z lekkim uśmiechem satysfakcji. Znowu poczułam się mała i bezbronna, jakby wysysał ze mnie moc. Potrząsnęłam głową. Nie spałam przecież. To nie był kolejny koszmar. Demon zbliżał się powoli, rozkoszując się moim strachem i bezbronnością. Sunął w powietrzu ponad podestem ciągnącym się wokół całego salonu, a ja stałam sparaliżowana. Poczułam na skórze ciepło od niego bijące, a do moich nozdrzy dotarł gryzący zapach rozkładu i spalenizny. Wizje nigdy nie były aż tak realistyczne. Zaczęłam się cofać, aż w końcu trafiłam na ścianę. Wyciągnęłam rękę w jego kierunku z zamiarem wytworzenia chociażby bariery, ale moc odpłynęła ze mnie w jednym momencie. Część energii wciąż czerpałam od niego i tego kawałka właśnie mnie pozbawił.
Zbliżył się na niecały metr. Bezwładnie zjechałam plecami po zimnej ścianie. Pochylił się nade mną, jak nad nędzą istotą i odezwał się.
- Raven. - Otwarłam szerzej oczy. Głos był łagodny, spokojny i kompletnie pozbawiony szorstkości.
Wyciągnął muskularną, czerwoną rękę w moja stronę, ale nie czułam już gorąca bijącego od niego. Powoli wysunęłam bladą dłoń w stronę szponów. Trygon zaczął drgać niczym hologram i po chwili rozpłynął się. Jego miejsce zastąpił zaniepokojony Robin. Zakrztusiłam się gwałtownie nabranym powietrzem, zaczęłam kaszleć, a do oczu napłynęły mi łzy.
- Spokojnie. - Robin usiadł naprzeciwko mnie i pochylił się, by spojrzeć mi w oczy.
Odwróciłam twarz, by nie widział kilku mokrych śladów wyżłobionych na mojej bladej twarzy. On jednak chwycił delikatnie mój podbródek i obrócił, bym spojrzała na niego.
- Miałaś halucynację? - spytał spokojnie, z delikatną nadzieją na odpowiedź.
- Yhym - odparłam cicho.
Podniosłam się z zamiarem jak najszybszego opuszczenia salonu. Robin tym razem nie zaprotestował. Kompletnie zaschło mi w gardle, ale nie miałam ochoty robić sobie herbaty pod czujnym spojrzeniem lidera.

- Raven!? - Głos zza drzwi zakłócił mój spokój.
Wciąż leżąc na łóżku z twarzą zatopioną w poduszce, machnęłam ręką, otwierając drzwi.
- Cyborg zwołał zebranie w skrzydle szpitalnym - oznajmił Robin.
- Zaraz przyjdę - mruknęłam, unosząc się ponad poduszkę, by chłopak mógł mnie usłyszeć.
Powiedział coś pod nosem i wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi. Zwlekłam się z łóżka jeszcze bardziej zmęczona niż przed tymi kilkoma godzinami balansowania na granicy jawy a snu. Zarzuciłam niedbale pelerynę i udałam się na miejsce zbiórki.

- Wszystko wiem - rzucił Cyborg na wejściu.
Wcześniej, gdy już wszyscy przyszliśmy, zniknął podekscytowany w magazynie przylegającym do skrzydła szpitalnego i nie wychodził przez dość długi czas.
- Robiłem już wiele badań z krwi, tkanek i innych nieciekawych próbek, ale w żadnej nie wykryłem czegoś, co odpowiadałoby za to wszystko - kontynuował, odstawiając karton na szpitalne łóżko. - Nic nie znalazłem, bo nie było czego szukać. Wiecie co ukradł Slade, ale co w takim razie stało się z częścią tych substancji? Tu macie odpowiedź. - Wyciągnął gwałtownym ruchem plik dokumentów z pudełka. Pokazał nam je triumfalnie, ale nachmurzył się, gdy nie zareagowaliśmy. No bo właściwie na co? Na zamówienie leków przeciwhistaminowych? - No co wy? - zaczął i obrócił kartkę w swoją stronę. Speszył się trochę i ponownie sięgnął do kartonu. - I cała dramaturgia poszła w las - mruknął po nosem i wyciągnął ku nam właściwe papiery.
Robin chwycił kartki i przerzucił, pobieżnie przeglądając. Spoglądaliśmy sobie wzajemnie przez ramiona na tabelki opatrzone różnymi datami wypełnione nazwami, które ciężko przeczytać, a co dopiero wymówić. Obok rozpisane były dopuszczalne stężenia.
- Wyjaśnisz? - spytał sucho Robin, składając papiery.
- Nie kumasz? - żachnął się pół robot. - W pierwszej próbce znalazłem małe ilości nanobotów i dwie substancje. Jedna pobudza mózg. Druga to psychodelik. Podobna do atropiny. A z przedostatniej próbki wyizolowano... - zrobił dramatyczną pauzę. - Urtigo.
- Co? Jak mogłeś to odkryć dopiero teraz? - Robin rzucił zdenerwowany dokumentami.
- Dowiesz się, jeśli nie będziesz mi przerywał - sarknął zniecierpliwiony Cyborg. - Nie znalazłem go wcześniej, bo go nie było. Nanoboty są zdalnie sterowane. Substancje w nich zawarte były uwalniane w różnych momentach, dlatego ich ilość w pobieranych przeze mnie codziennie próbkach się różniła.
- No dobrze, tylko dlaczego nie wszyscy tego doświadczyli? - spytał Robin.
- Każdy kto został "napromieniowany" - zrobił w powietrzu cudzysłów - ma w sobie te dziadostwa, jednak aktywowały się tylko u niektórych. Na ten moment mam za mało danych, by stwierdzić powiązania między tymi osobami, ale są ludzie, którzy się tym zajmują. To właśnie do nich wysyłam próbki Raven, Gwiazdki i Bestii. Daj mi skończyć - rzekł stanowczo z wyciągniętym palcem, gdy Robin chciał się wtrącić. - Nie możemy stwierdzić, czy we wnętrzach nanobotów nie zostały jeszcze jakieś substancje, więc musimy działać szybko, zanim uwolni się coś gorszego. Umówiłem się z kilkoma naukowcami, by omówić sposób, w jaki można by pozbyć się tych cholerstw z organizmów. Może nam to trochę zająć, także odpadam z misji do odwołania - wygłosił i nabrał głęboko powietrza, uspokajając podniecony głos. - Jakby co, to jestem pod telefonem - rzucił na odchodnym, pokazując mechaniczne ramię z wbudowanym panelem.
- To się porobiło - mruknął Bestia, drapiąc się po szyi.

- Dzisiaj może darujemy sobie horrory, co? - Robin przekopywał stertę płyt CD w poszukiwaniu filmu, który zaspokoiłby cztery odmienne gusta.
- "Żółwie Ninja"! - zaproponował Bestia.
- Jeśli zobaczę to po raz czwarty, zwymiotuję - zagroziłam znad książki.
- Może James Bond? - zapytał lider, pokazując plastikowe opakowanie z przystojnym, uzbrojonym mężczyzną.
Nie uzyskał jednoznacznej odpowiedzi za lub przeciw, więc po prostu włączył wybraną płytę. Zgarnął pilota ze stolika i wyregulował głośność, a następnie rzucił urządzenie gdzieś w kąt. Nie trzeba było być wiedźmą ani wieszczką, by przewidzieć jutrzejszą kłótnię Cyborga, o to, gdzie Bestia znowu zapodział jeden z kilku zapasowych pilotów.
Seans zaczął się od głośnego wybuchu, który wtrącił mnie z równowagi, ale każda kolejna eksplozja przeszkadzała mi już coraz mniej, aż w końcu zapadłam się w krainie niezwykle wciągającej książki. Nikt nawet nie robił wyrzutów o zapalone światło i rzekomy brak odpowiedniej atmosfery. Najgorszy był jednak moment, gdy miał nastąpić punkt kulminacyjny fabuły, a cała wieża pogrążyła się w mroku.
Robin skoczył na równe nogi i wyciągnął nieproporcjonalnie małą latarkę do siły z jaką świeciła. Gwiazdka użyczyła nam zielonego blasku energii, którą uniosła wysoko nad głową.
- Tak po prostu wysiadły korki? - spytał Bestia, a zaraz potem przemienił się w sowę.
- Tak to jest, gdy ciągle odkłada się zamontowanie własnego generatora, a zasilanie awaryjne nie zadziała - sarknął pod nosem lider. - Musimy zejść do podziemi i włączyć je ręcznie - zarządził i ruszył do drzwi.
Zerknęłam przez panoramiczne okna na miasto. Część wieżowców i ulic od strony wybrzeża skąpana była w mroku, jednak kawałek dalej unosiła się świetlista, kolorowa poświata. Prąd wysiadł tylko w kilku dzielnicach.
- Do piwnicy? - jęknął Zielonek. - Przecież tam czają się wszystkie potwory - wtrącił, gdy Richard spojrzał na niego kpiąco. - Zwłaszcza teraz - dodał cicho.
Robin miał dobrze. Jako jedyny nie widział w każdym ciemnym kącie swoich największych demonów. I jakby kompletnie zapomniał, że cała nasza trójka już od kilkunastu dni wręcz boi się zasypiać przy zgaszonym świetle.
Na nic jednak zdały się postękiwania Bestii. Mozolnie parliśmy w dół po schodach, gdyż winda również wysiadła.
- Alarm też jest odłączony? - spytałam w nagłym przypływie logicznego myślenia.
- Yhym - odparł. Chyba zdał sobie sprawę z braku zabezpieczeń, jakie chroniły dotychczas naszą wieżę. - Część systemów obronnych padła. Nie mam pewności, które działają.
Zapadła całkowita cisza, przerywana tylko dźwiękami równomiernych kroków Robina i trzepotaniem skrzydeł zielonej sowy. Jakieś dziesięć pięter niżej dotarliśmy na parter. Przeszliśmy przez spory, wysoki hol. Czytnik linii papilarnych nie działał, więc Richard tylko szarpnął za klamkę i puścił nas przodem, co nie spodobało się Bestii.
Gwiazdka uniosła dwie ręce zatopione w zielonej, lśniącej energii, starając się oświetlić jak największy obszar. Zsunęłam się nad schodami i zaczekałam na resztę na dole. Szmaragdowa poświata rozpraszała się na licznych kanciastych przedmiotach, tworząc groteskowe obrazy, pobudzające mój zmęczony umysł do przerabiania ich na różne, powykrzywiane poczwary. Otrząsnęłam się i przeniosłam wzrok na Robina. Pewnym krokiem wszedł w przestrzeń pod schodami. Stanęliśmy wokół metalowej szafki zawieszonej na kamiennej ścianie. Chłopak otworzył drzwiczki, włożył latarkę do ust i zaczął gmerać.
Rozległo się kilka pstryknięć, zaszumiało i z trzaskiem rozbłysły mocne reflektory.
- Muszę sprawdzić, czemu dodatkowe zasilanie nie zadziałało - rzucił ni do siebie, ni do nas i zatrzasnął drzwiczki.
Teraz żadna szafka, nieukończony metalowy kadłub czy okryty płachtą Tercedes nie przypominały już czających się w mroku piekielnych istot. Tak czy siak, pierwszy z piwnicy wypadł Bestia, my szybko wtoczyliśmy się na górę zaraz za nim.
- Idziemy oglądać dalej? - spytał już w windzie.
- Chętnie obejrzę zakończenie przygód tego jakże przystojnego agenta - odparła Gwiazdka lekkim tonem.
Miałam wrażenie, jakby przez kamienną twarz Robina prześlizgnął się jakiś cień, ale nutka zazdrości jaką wyczułam w przestrzeni mogła być równie dobrze moim wyobrażeniem. Rozległo się piknięcie i drzwi rozsunęły się na piętrze mieszkalnym. Zrobiłam krok do przodu i nagle... poczułam szarpnięcie do tyłu. Peleryna przydusiła mnie, a botki na obcasiku nie pomogły w utrzymaniu równowagi. Wyrżnęłam do tyłu, o mały włos omijając głową metalową poręcz ciągnącą się wokół ścian windy.
- Jeju! Raven! Ja przepraszam, przypadkiem! - Pierwszy do pomocy rzucił się Bestia, zapewne sprawca tego całego zamieszania.
Złapałam się za pulsujący tył głowy, którym uderzyłam w podłogę. Podniosłam się na łokciach. Widziałam, że cała trójka otaczała mnie, ale obraz nieprzyjemnie falował i rozmazywał się.
- Mogę chociaż wiedzieć, coś ty do jasnej cholery odwalił? - warknęłam, starając się utrzymać emocje na wodzy.
- Przydepnął ci pelerynę - wydukał speszony, z miną, jakby miał zaraz dostać.
Uniosłam oczy ku górze, modląc się do Azar o cierpliwość. Wstałam powoli, przytrzymując się poręczy i silnego ramienia Robina.
- Dzięki - mruknęłam w jego stronę, poprawiłam pelerynę z godnością i jakby nigdy nic, ruszyłam do pokoju. Chciałam już zatopić się w, nawet płytkiej, medytacji.

Po drodze, gdy o czwartej w nocy wracaliśmy z napadniętego banku, spotkaliśmy Cyborga, który właśnie wjeżdżał do hangaru. Weszliśmy za nim przez odsłoniętą, wykopaną dziurę w ziemi. Automatyczna brama zasunęła się z trzaskiem i rozjarzyły się wszystkie światła.
- Dwa dni - powitał czarnoskórego Robin. - Myślałem, że zejdzie wam dłużej.
- Też się cieszę, że was widzę - powiedział z przekąsem i otworzył przepastny bagażnik.
Wysunął dwa ogromne kartony, postawił je po kolei na podłodze i zamknął klapę.
- Ustaliliście coś? - spytał lider, podchodząc po jedną paczkę. Kucnął, ale chyba nie spodziewał się, że będzie to tak ciężkie. Nabrał powietrza i z cichym stęknięciem podniósł ciężar.
- Testują dwie metody oczyszczania organizmu. Po południu powinienem dostać informacje o wynikach - odparł, patrząc z lekką kpiną na poczerwieniałego z wysiłku Richarda. - Dwadzieścia kilogramów kartotek chorych - powiedział, kiwając głową na pakunek Robina. - A tutaj dziesięć - powiedział z rozbawieniem w głosie i wskazał na karton przed sobą.
Lider spojrzał się na niego spode łba, ale bez słowa, dumny i wyprostowany, ruszył do windy. Victor i Garfield zachichotali złośliwie, a ja przewróciłam tylko oczami.
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie, powinniście spokojnie przespać dzisiejszą noc - oznajmił Cyborg, zanim dotarliśmy na piętro mieszkalne.
To było jak światełko w tunelu zbudowanym z koszmarów, demonów i strachu. W końcu mieliśmy go opuścić. Odetchnęłam z ulgą na myśl o głębokim i niczym nie zmąconym śnie, ale jak zwykle, gdzieś z tyłu głowy odezwał się głosik, jakoby miało to być zbyt piękne, by było prawdziwe. "Jak nie urok, to sraczka" - stwierdziłam w myślach, mentalnie wzruszając ramionami.

-------------------------- 
Bardzo mi się spodobało to zakończenie, ale z drugiej strony nie wyrobiłam normy słów i chciałam jeszcze dokończyć ten wątek. Przeważyło jednak to, że już minęły dwa tygodnie, więc macie tu trochę krótszą notkę, bo nie wiem ile musielibyście czekać na dłuższą... 
Właśnie przeczytałam "Kontrakt Judasza" i do tej pory zbieram szczękę. Może i styl rysunków czasami rozśmiesza, zwłaszcza fryzury, ale takie teksty jak: "cycata", czy "krótkie gatki" to coś widuję się teraz rzadko i serio świetnie się to czytało. Często wpadałam w takie zażenowanie ich zachowaniem, ale hej! to było ponad trzydzieści lat temu. Mam teraz chociaż namiastkę "prawdziwej" Raven i kilka małych pomysłów. Dajcie mi maksimum trzy tygodnie, a będzie nowy rozdział.

piątek, 7 września 2018

25. MAM FARTA DO PECHA

Próbowałam już chyba wszystkiego. Głęboka medytacja, hektolitry herbat i ziół, nawet tabletki nasenne. Nic nie dawało mi wytchnienia od koszmarów i wizji. Bałam się zasypiać, bo wiedziałam co mnie czeka. Z tego całego niewyspania raz po raz traciłam kontrolę nad mocą, która uwalniała się samoistnie i wywoływała mniejsze, a czasami większe szkody.
Nie tylko ja byłam w tak złym stanie od kilkunastu dni. Zarówno Bestia i Gwiazdka byli dręczeni przez nocne mary. Victor przeprowadzał na nas serie badań, ale nie wykrył szczególnych anomalii. Robin nie wspominał o żadnych problemach ze snem, ale zakładałam, że lider ukrywałby ten fakt najdłużej jak by się dało.
Zwinęłam się w jeszcze ciaśniejszy kłębek, gdy zawył alarm. Rozsadzało mi głowę od każdego głośniejszego niż szept dźwięku i światła intensywniejszego niż ten ze świec. Nie ruszyłam się z miejsca, dopóki ktoś nie zapukał do drzwi. Niechętnie zdrapałam się z łóżka, nasunęłam kaptur najmocniej jak mogłam i otworzyłam intruzowi.
- Nigdzie nie idę - jęknęłam do Robina.
- A ja ci nie każę - odparł, przyglądając mi się badawczo. Miałam wrażenie, że pomimo cienia, w którym kryła się moja twarz, chłopak widzi jeszcze bledszą niż zwykle skórę i duże worki pod oczami. - Gwiazdka prosi cię o jakieś zioła na uspokojenie.
Kiwnęłam głową i wróciłam na chwilę do pokoju, by zabrać kilka mieszków z ususzonymi roślinami.
- Jest w swoim pokoju - rzucił na odchodnym i pognał w stronę windy, by ponownie ratować miasto. Ja za to udałam się w stronę salonu. Zagotowałam wodę, rozlałam ją do dwóch dużych kubków i ruszyłam w drogę powrotną. Przypomniało mi się jeszcze o jednej rzeczy, więc zahaczyłam o mój pokój. Po chwili poszukiwań, już z pełnym wyposażeniem, zapukałam do drzwi Gwiazdki.
- Proszę. - Usłyszałam trochę zmęczony głos przyjaciółki.
Wkroczyłam do królestwa fioletu, bieli i pastelowego różu. Nie dałam po sobie poznać, że patrząc na tę mieszankę kolorów lekko się wzdrygnęłam, a przez głowę przeszło mi ukłucie bólu i postawiłam wszystkie przedmioty na nowoczesnej toaletce.
- Robin powiedział, że chciałaś coś na uspokojenie - podjęłam, gdy dziewczyna podeszła do mnie, patrząc z zaciekawieniem na materiałowe woreczki.
Otwarłam kilka z nich, wąchając każdy po kolei i nasypałam po kilka listków do obydwóch kubków. Na koniec dosypałam proszek przypominający do złudzenia zwykły cukier.
- To sproszkowany wyciąg z rośliny, pomaga ukoić nerwy - wyjaśniłam, gdy Kori nieufnie spojrzała mi na ręce.
- Dziękuję - powiedziała z wdzięcznością i przyjęła ode mnie kubek.
Powąchała parującą zawartość, a po jej twarzy przemknął cień niesmaku. Niestety, zioła miały to do siebie, że nie pachniały ani nie smakowały najlepiej, za to pomagały.
Odsunęłam mieszki na jedną kupkę i zajęłam się przyrządzaniem olejku eterycznego. Z trzech opisanych fiolek nalałam po kilka kropel przeźroczystych cieczy do ceramicznego wazonika. Wetknęłam do środka ratanowe pałeczki i ustawiłam całość na półeczce obok lustra.
- Olejki pozwalają się odprężyć - wyjaśniłam i upiłam łyk gorzkiego naparu.
Dziewczyna kiwnęła głową i poprawiła niezręcznie spadające kosmyki włosów. Żadna z nas nie wiedziała jak przerwać tę krępującą ciszę. Chciałam ją zapytać, co jej się śni, ale potem mogłabym otrzymać pytanie zwrotne, a nie miałam nawet siły by cokolwiek zmyślać i to zapamiętywać.
- Mogłabym pomedytować razem z tobą? - Gwiazdka uratowała sytuację, bo miałam zamiar już wyjść.
Kiwnęłam głową, dopiłam napój i uniosłam się nad pustym kawałkiem podłogi. Koriand'r ustawiła się naprzeciwko mnie.
- Zamknij oczy - poleciłam. - Skup się na oddechu. Powoli nabieraj powietrze nosem i wypuszczaj je ustami. Śledź jego drogę - mówiłam spokojnie i powoli, samej nie mogąc skupić się na własnych myślach. To nie był dobry moment na medytację. - Nie staraj się usilnie nie myśleć. Gdy złapiesz się na tym, że dryfujesz, daj sobie chwilę na to, by zobaczyć gdzie zawędrowałaś, a potem spokojnie wróć do kontrolowania oddechu.
Tłumaczyłam to wszystko tak automatycznie, jak robili to mnisi, którzy, miałam wrażenie, byli wręcz znużeni powtarzaniem mi tego w kółko, gdy nie mogłam usiedzieć tych kilkunastu minut na miejscu. Im byłam starsza, tym więcej czasu potrafiłam na to poświęcać, jednak w tym momencie nie byłam wstanie na niczym się skupić. Wpatrywałam się tępo we włosy dziewczyny przypominające falujące płomienie. Dziewczyna nagle drgnęła niespokojnie, zacisnęła mocno powieki, a po chwili wróciła do poprzedniego staniu.
Odkąd otrzęsłam się z emocji Bestii, nie próbowałam już więcej pomagać w wytłumieniu niepokoju żadnemu z cierpiących przez koszmary członków drużyny. Miałam wrażenie, że w ten sposób nakarmiłabym moją wymykającą się spod kontroli mroczną stronę. Nie mówiąc już o tym, że sama byłabym kompletnym kłębkiem nerwów, których nie mogłabym odreagować poprzez medytację.
Nawet nie spostrzegłam, kiedy zsynchronizowałam mój oddech ze spokojnie oddychającą Gwiazdką. Uspokoiłam się trochę i powoli, aczkolwiek nadzwyczaj skutecznie zapadłam w trans.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale jest problem. - Cichy głos Robina był dla mnie tak niespodziewany, że wydał się dla mnie jak wystrzał z armaty.
Niechętnie otworzyłam ciężkie powieki. Odkąd pojawiły się koszmary, nie udało mi się tak głęboko zapaść się w umyśle. 
Stanęłam na miękkie wykładzinie i spojrzałam wyczekująco na Gwiazdkę, która powoli otrząsała się z medytacji.
- O co chodzi? - spytałam, wychodząc z pokoju.
- Zamieszki w mieście. Plus Jinx, której udało się uciec z więzienia - wyjaśnił, idąc w stronę windy. - Ja i chłopaki bierzemy się za szalejących cywilów. Wy musicie sobie poradzić z czarownicą. Namiary, gdzie ostatnio ją widziano macie zaznaczone na mapach - dodał i nacisnął przycisk. Drzwi windy zamknęły się z szumem.
- Chodźmy przez dach - powiedziałam do Gwiazdki i nie czekając, przeniknęłam przez sufit. Nie przemyślałam tego. Światło słoneczne oślepiło mnie, a w głowie mi się zakręciło. Wisiałam przez chwilę nad wieżą, przyzwyczajając się do warunków panujących poza moim przytulnie ciemnym pokojem.
Wyciągnęłam przypięty do paska komunikator. Otwarłam klapkę z białym "T" i skierowałam się w stronę czerwonego punkciku na mapie.

Zawisłam nad ruchliwą ulicą. Po chwili dołączyła do mnie Gwiazdka. Mimo dosyć niecodziennego wyglądu przestępczyni, poszukiwania były utrudnione przez godziny szczytu. Tysiące ludzi przewijało się przez wydeptane chodniki. Raz po raz przejeżdżał jakiś radiowóz policyjny.
- Może uda mi się odnaleźć jej energię - powiedziałam do dziewczyny i udałam się na najbliższy płaski dach.
Miałam obawy, że tak jak w przypadku Cyborga, zaleją mnie obrazy i uczucia, zwłaszcza, że byłam zmęczona, ale musiałam spróbować. Usiadłam na dachu, zamknęłam oczy i otwarłam swój umysł. Otaczający mnie świat zamienił się w widok jak z kamery na podczerwień. Zignorowałam pulsowanie w skroniach i skupiłam uwagę na oddalającym się źródle silnej energii. Uczepiłam się go i szybko ruszyłam w tamtym kierunku, uprzednio machnąwszy ręką, by Gwiazdka podążała za mną.
Przeleciałam nisko nad ulicą i wpadłam w szeroki przesmyk między wysokimi budynkami. Minęłam kilka skrzyżowań, przemknęłam między najróżniejszymi lokalami i biurowcami, aż w końcu wypadłam na rozległy teren parku. Wylądowałam na ścieżce prowadzącej między szpalerem ogołoconych drzew i pociemniałych krzaków. Coraz lepiej wyczuwałam energię. Ruszyłam alejką, szybkim krokiem mijając garstkę ludzi. Zatrzymałam się gwałtownie na skrzyżowaniu uliczek, lekko zdezorientowana. Ślady się zazębiały, raz stawały słabsze a raz wyraźniejsze, jednak zdawały dobiegać się z przeciwnych kierunków. Obróciłam się dookoła. Nie byłam pewna, więc na ślepo skręciłam w lewo. Prostą ścieżką szła tylko jedna osoba. Szczupła i dosyć wysoka, nie mogłam stwierdzić płci. Kiwnęłam głową w stronę przygarbionej postaci, patrząc na Gwiazdkę.
- Podleć do niej od tyłu - powiedziałam, zakładając, że to nasz cel.
Wchłonęłam w ziemię i pojawiłam się metr przed osobą. Nim zdążyła zareagować, zerwałam jej kaptur z głowy i przystawiłam do gardła ostrze uformowane z energii.
Przerażony chłopak zastygł bez ruchu, unosząc ręce w obronnym geście.
- Cholera jasna - rzuciłam pod nosem.
Wyraźnie czułam od niego energię. Puściłam go i zmierzyłam wzrokiem. Szybko sięgnęłam kieszeni jego kurtki i wydobyłam niewielki wisiorek. Zdenerwowana zacisnęłam palce na wygładzonym krysztale.
- Zmyliła nas - powiedziałam do Gwiazdki, rozglądając się po parku.
- Cz-czy j-ja m-mogę - zaczął skołowany chłopak.
- Idź - warknęłam na Bogu ducha winnego nastolatka.
- Dlatego wyczuwałam dwa źródła - wyjaśniłam Gwiazdce, pokazując wisiorek. - Pewnie mu to podrzuciła.
- Musimy... - zaczęła Gwiazdka, ale nie dane jej było skończyć.
Nagle od strony drzew wystrzeliła ku nam fioletowawa wiązka energii. Nie zdążyłam zareagować i promień trafił nam pod nogi, odrzucając do tyłu. Uderzyłam plecami w pień. Całe powietrze uleciało mi z płuc, a przed oczami zawirowały gwiazdki.
Kori podniosła się pierwsza i zaczęła na oślep strzelać plazmą. Przepaliła przy okazji sporo gałęzi i przeraziła przechodzących w oddali ludzi, lecz nic nie wskazywało na to, by trafiła przeciwniczkę.
Niespodziewanie usłyszałyśmy wysoki, nieprzyjemny dla ucha śmiech. Zza szerokiego pnia wyłoniła się Jinx. Odziana tylko w swoja białą, zwiewną spódnicę i skrzyżowany top, kroczyła ku nam z dumą i gracja niczym kot, nie zwracając uwagi na niską temperaturę.
- Nie zaatakujecie? - spytała kpiącym głosem, rozkładając ręce.
- Nie poturbujmy jej zbytnio  - przekazałam Gwiazdce telepatycznie.
Teleportowałam się za plecy dziewczyny z zamiarem ścięcia jej z nóg, ale ona w nadzwyczaj szybki sposób uniknęła mojego ciosu i uskoczyła, robiąc salta.
Gwiazdka zaszarżowała na nią z przygotowaną do uderzenia ręką, ale Jinx wytworzyła coś w rodzaju bariery. Kori nie zdążyła się zatrzymać i wleciała w tarczę, która owinęła się wokół niej niczym siatka. Kątem oka dostrzegłam jak miota się, ale materia rozciągała się, nie ustępując nawet pod jej nadludzką siłą.
Skupiłam się na przestępczyni, która stała wyprostowana, patrząc mi w oczy z pewnością siebie.
- Wierzysz w pecha? - spytała nagle.
W odpowiedzi posłałam serię energetycznych kuli, ale każdą zgrabnie ominęła i z gracją machnęła ręką niczym od niechcenia. Ledwo uskoczyłam przed ogromną gałęzią, która omal mnie zmiażdżyła.
- Koniec tej zabawy - warknęłam pod nosem, zirytowana dokuczliwym bólem głowy.
Z wściekłością zaczęłam rzucać w nią kulami energii, tak by odwrócić jej uwagę od ogromnego kruka, który wyłonił się spod ziemi. Chwycił w łapę niczego niespodziewającą się łysą dziewczynę i zamknął ją w szczelnym uścisku.
Podeszłam do niej z nutką wyższości na twarzy i przyglądałam się jej bezcelowym próbom wyrwania się. Wysłałam policji informację o miejscu pobytu zbiega. Nagle przypomniałam sobie o Gwiazdce. Rozejrzałam się po placu boju. Pod drzewem leżał fioletowy, półprzeźroczysty kokon. Podbiegłam do przyjaciółki i za pomocą energii uformowanej w ostrze, rozcięłam błyszczącą powłokę.
- Dzięki - mruknęła Kori, rozprostowując smukłe ciało. - Nie mogłam tego zniszczyć - powiedziała, przeczesując włosy, lekko osmalone na końcu. - Aż sobie włosy przypaliłam - zaśmiała się pod nosem, przyglądając się końcówkom.
Po kilku minutach na żwirową ścieżkę wtoczył się opancerzony wóz oddziałów specjalnych. Z szoferki wyskoczył uzbrojony żołnierz i otworzył z rozmachem tylne drzwi.
Spojrzał dziwnie na kruka, a potem na mnie. Postawiłam dziewczynę na trawie, wciąż nie puszczając wolno jej wygiętych do tyłu rąk. Dopiero, gdy mężczyzna zakuł ją w ciężkie kajdanki zasłaniające dłonie, oswobodziłam ją. Pchnięta lekko przez żołnierza, wskoczyła do wozu i potulnie weszła za kraty. Automatyczny zamek szczęknął, drzwi trzasnęły i wóz ze zgrzytem ruszył ku wylotu ścieżki, gdzie czekała eskorta.
- Nie wiem jak ty, ale chętnie napiłabym się herbaty - rzuciłam do Gwiazdki, gdy samochody zniknęły z pola widzenia.
Dziewczyna kiwnęła ochoczo głową. Nie zwracając uwagi na tłum gapiów oraz nachalnych dziennikarzy podtykających nam mikrofony bądź dyktafony pod nos, wróciłyśmy powoli do wieży.

-------------------------------
No witam. Jak tam nowy rok szkolny? Mi już po trzech dniach doskwiera nie mniejszy ból głowy niż ten Raven... Pierwsze dwa sprawdziany zapowiedziane, także ciekawie. Chwalcie się jak u was? Była praca domowa we wtorek (u mnie klasycznie z polskiego)? Wydaje mi się, że teraz czas między publikowaniem rozdziałów się wydłuży. Nic nie poradzę. Mam nadzieję, że gdy tylko przeczytam "Zdradziecki Pakt" i obejrzę "Titans" (chociaż wydaje mi się, że bardziej po tym pierwszym), to natchnie mnie wena i będę pisać jak szalona. Ale to tylko takie życzenia. Pamiętajcie, by zostawić ślad dla mnie i przyszłych pokoleń!

piątek, 24 sierpnia 2018

24. RISE OF NIGHTMARES

- Od dziwnego zdarzenia w centrum handlowym Groove minęły już dwa tygodnie. - Prezenterka telewizyjna na którymś z kolei programie odgrzewała po raz enty ten sam temat. -  Dochodzenie cały czas trwa, ale podejrzanego...
Bestia z kompletnym znudzeniem na twarzy przełączył stację, oszczędzając nam słuchania tego samego bełkotu o wciąż nieznanym dla policji sprawcy. Śledztwo jakoś nie posuwało się na przód, ale przynajmniej nie ogłoszono, by ta dziwna fala miała jakikolwiek skutek. Czyżby plan Deathstroke'a nie wypalił?
Drgnęłam nerwowo, gdy dźwięki płynące z głośników podskoczyły na pasku głośności o jakąś połowę. Dlaczego zawsze musi się tak dziać przy tych durnych reklamach? Bestia wyłączył telewizor, rzucił pilota w kąt kanapy ze zrezygnowaniem i zabrawszy ze stolika stosik komiksów, opuścił salon.
Gwiazdka wpadła w wir gotowania po tym, jak Cyborg pokazał jej, jak obsługiwać wszystkie kuchenne sprzęty. Czasami wychodziły jej nawet najbardziej wymyślne ciasta bądź wytrawne dania, ale zdarzało się też, że jedyną osobą, która łapała się na wypiek z zakalcem lub spalone ciasteczka był Bestia. Oczywiście pod warunkiem, że potrawa była przyjazna zielonym weganom.
Cyborg wrócił do majsterkowania zarówno przy sobie, jak i nowym projekcie środka transportu. Victor jednak często nam się pokazywał, w przeciwieństwie do Robina.
Lider zaszywał się to w swoim pokoju, to w pomieszczeniu z metalowym stołem, jedną lampką i mnóstwem zdjęć, wycinków z gazet i innych papierów wywieszonych na szarych ścianach. Weszłam tam tylko raz, gdy to na mnie padło, by przyprowadzić chłopaka na obiad. Ciarki przemknęły po całym moim ciele, gdy dostrzegłam liczne twarze przestępców, których wygląd wręcz mówił sam za siebie jaką mają profesję. Odpowiedział mi wtedy chłodno, że jest zajęty. Potrafił tak spędzać długie godziny. Uparty osioł. Kiedyś dojdzie do tego, że umrze z głodu lub pragnienia i nawet tego nie zauważy, bo będzie zbyt zajęty gonieniem złoczyńców.
Zamknęłam książkę z irytacją. Od kilku dni czułam tępy ból głowy, który nie pozwalał mi się skupić. Próbowałam medytacji, ale rezygnowałam po kilku minutach, bo gdy tylko chciałam uciec wgłąb umysłu, nawiedzały mnie straszne wizje od Trygona. 
Zanim wyszłam z salonu, spojrzałam jeszcze na zegarek. Teoretycznie za piętnaście minut powinien się odbyć trening. Dwie godziny męki z nabuzowanym liderem.

Wróciłam do pokoju z turbanem na głowie, peleryną przewieszoną przez ramię i paskiem w dłoni. Zaraz po torturach na Ziemi nazywanych ćwiczeniami, udało mi się jako pierwszej zabarykadować w łazience. Dawno nie czułam się tak, jakby przejechał po mnie walec. I to kilkukrotnie. Tym razem moje złe samopoczucie nie pozwoliło mi wymigać się od treningu fizycznego. 
Części roboczej garderoby zostawiłam obok sporej figury groźnie wyglądającego kruka. Potarłam włosy, chcąc możliwe jak najbardziej je wysuszyć, by nie zamoczyć doszczętnie poduszki. Przerzuciłam ręcznik przez smutną maskę teatralną z zamiarem odniesienia go z powrotem do łazienki jutro rano. Machnięciem ręki zgasiłam resztki wytopionych świec i zmęczona padłam na łóżko, czując każdą zmęczoną komórkę mięśni. 

Obudziło mnie dziwne uczucie zimna, które muskało moją skórę wywołując gęsią skórkę. Sięgnęłam w poszukiwaniu kołdry. Nie zdążyłam obrócić się na drugi bok, plecami do okna, a do moich nozdrzy doszedł gryzący, ostry zapach siarki. Usiadłam gwałtownie, modląc się, by to nie było spełnienie jednego z moich koszmarów. Oczywiście musiałam wykrakać. 
Zerwałam się z łóżka na jego widok, ale zaplątana w nogach kołdra skutecznie mnie powaliła. Uderzyłam głową o kant kufra. W ciemności pojawiły się wirujące, nieuchwytne gwiazdki, którym towarzyszyły mdłości. Jęknęłam, gdy usłyszałam chrapliwy, złośliwy rechot. Podpierając się o szybę, wstałam chwiejnie z czworaków. Oparłam się o zimną powierzchnię, nie chcąc spojrzeć wgłąb pokoju. Trygon zobaczyłby wtedy przerażenie w moich oczach, które zdławiło nawet tak ogromny gniew jakim do niego pałałam. 
- Jesteś taka słaba - wysyczał, stawiając krok ku mnie. 
Przyjął pół ludzką, pół demoniczną postać. Bordowa skóra opinała się na atletycznej sylwetce. Białe włosy zaplątane wokół nie w pełni wykształconych rogów zastąpiły te blond anielskie kosmyki. Z każdym jego krokiem słyszałam ciche stuknięcie kopyta. 
- Bratasz się z marnymi pomiotami w nadziei, że cokolwiek wobec mnie zdziałasz. To takie żałosne - sarknął z pogardą. - Kiedyś byłem z ciebie dumny, ale teraz mnie zawiodłaś! - krzyknął, wyciągając ku mnie zakończoną pazurami dłoń. 
Siedziałam skulona pod szybą, modląc się, by ktokolwiek z tytanów zareagował. Jego słowa mnie rozwścieczyły, ale strach, który ogarnął mój umysł, sprawił, że nie mogłam się ruszyć. Nie spodziewałam się, że wyśle tutaj swoją projekcję, która mając zaledwie namiastkę jego mocy, mogła naprawdę wiele. 
Sekundy mogły być minutami. Czekałam, aż zniszczy moje ciało i zabierze duszę, by nad nią zapanować. Ta myśl rozwścieczyła mnie jeszcze bardziej. Nikt nie będzie mną pomiatał!
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, gdy przykucnął przy mnie, by napawać się moim żałosnym widokiem. 
Uwolniłam energię w postaci fali zmiatającej wszystko, co stanęło na jej drodze. Trygon wrzasnął, a potem rozsypał się w śmierdzący proch, który rozpłynął się w zawirowaniu powietrza.
Pociemniało mi przed oczami, a sekundę później zostałam oślepiona światłem, które wdarło się z korytarza przez otwarte drzwi. Robin dopadł do mnie, zaraz za nim wpadli Cyborg i Gwiazdka. Bestia wtoczył się ostatni, z zaciekawieniem rozglądając się po zniszczonym pokoju. 
- Raven, spokojnie - wyszeptał lider, kładąc dłoń na moim ramieniu. 
Podciągnęłam kolana jeszcze bliżej klatki piersiowej, jakbym mogła się tam schować przez całym tym światem. Spuściłam głowę, ukrywając się za kurtyną nadal wilgotnych włosów. 
- Co się stało? - zapytał łagodnym głosem. 
- Proszę, wyjdźcie z tego pokoju - powiedziałam cicho zachrypniętym głosem. 
Zapanowała cisza. Po chwili usłyszałam kroki dwójki ludzi. Gwiazdka pewnie wyleciała. 
- Powiedz, co się stało? - Robin usiadł naprzeciwko mnie i oparł się plecami o łóżko. 
- Miałam koszmar - odparłam, nie patrząc na niego. 
- I dlatego krzyczałaś, znalazłaś się w tym miejscu i zniszczyłaś pokój? - dopytywał sceptycznie. 
Uniosłam morderczy wzrok. Był tylko w dresach i luźnym t-shircie. Zawsze gotowy na wszystko lider nie spał w swoim kolorowym wdzianku? Znalazł za to czas, by założyć maskę i pas. 
- Był wyjątkowo realistyczny - odparłam zgryźliwie, odgarniając wpadające mi to oczu włosy. 
- Krwawisz - stwierdził niespodziewanie, jakby dotarło do niego, że nic ze mnie nie wydobędzie. Wyciągnął rękę w moją stronę. Drgnęłam nerwowo, wciąż mając w pamięci, jak podobny gest uczynił Trygon. 
- Najwidoczniej spadłam i walnęłam się o kufer - odparłam lekceważąco.
Ból był prawdziwy. Fala energii również. Nie byłam przekonana, czy siarka też się zaliczała. Cały czas miałam wrażenie jakby ten zapach wciąż gryzł mnie w nozdrzach i gardle, ale nie chciałam zrobić z siebie wariatki i zapytać o to Robina. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Czy rzeczywiście był to koszmar? A może halucynacja? Nie miałam pojęcia, w którym dokładnie momencie się przebudziłam.
- Rachel, wiesz, że możesz nam powiedzieć o wszystkim - zapewnił mnie miękkim głosem. Ze złego gliny w dobrego?
Kiwnęłam głową i postanowiłam się podnieść. Wyszło mi to dosyć nieudolnie, bo straciłam równowagę i przechyliłam się niebezpiecznie do przodu. Robin w sekundę złapał mnie i usadził na przesuniętym łóżku. 
- Jeśli nie chcesz porozmawiać, to chociaż pozwól sobie opatrzyć tę ranę. 
- Jak chcesz - burknęłam.
Chłopak uśmiechnął się lekko, jakby z politowaniem nad moim zachowaniem.

Robin po raz kolejny przeciągnął igłę przez skórę. W ogromnym skupieniu wyciągnął koniuszek języka.
- Naprawdę nic nie powiesz? - spytał nagle, wytrącając mnie z bezcelowego dryfowania myślami.
Nie wiedząc jak mam odpowiedzieć, wzruszyłam ramionami. Lider odłożył igłę z resztką nici i zmył resztki krwi z mojej twarzy. Ściągnął jednorazowe rękawiczki i założył te bojowe, oznajmiając, że to koniec zabiegu.
- Dzięki - mruknęłam. Wciąż byłam dosyć oszołomiona i praktycznie nie czułam bólu. Tylko lekkie zawroty głowy.
Richard oparł się łokciami o szafkę, jakby w oczekiwaniu na coś. Uniosłam brwi.
- Byłaś przerażona - oznajmił po chwili. - Miewałaś już koszmary, ale nigdy nie zdarzyło się... - urwał, jakby szukał odpowiednich słów. - Coś takiego - dokończył, odpychając się od szafki.
- Co chcesz osiągnąć w ten sposób? - Zaatakowałam. - Niewiedza tak cię irytuje? - Usilnie starałam się, by mój głos pozostał spokojny, ale dni bez medytacji i nadszarpnięte dzisiejszą nocą nerwy nie pomagały.
Obróciłam się na pięcie i wyszłam, bo czułam, że zbliżam się niebezpiecznie do granicy krzyku i wymykających się spod kontroli emocji.

Wróciłam do pokoju. Przekroczyłam stosy rozrzuconych książek, kawałków szkła i wielu innych drobiazgów, które zleciały z długiego regału ciągnącego się wzdłuż ściany. Cyborg był tak wspaniałomyślny, by przykręcić go do ściany. Wszystkie ozdoby i przedmioty mniejsze od mebli zostały zmiecione. Jęknęłam z bólem, widząc, że muszę to wszystko ogarnąć, a to, co przetrwało, ponownie poustawiać. Udałam się do składziku po worki na śmieci, zmiotkę i szufelkę.
Dopiero gdy zapaliłam wszystkie lampki i świece jakie posiadałam, byłam gotowa do sprzątania. Miałam wrażenie, jakby w każdym nieoświetlonym zakamarku mógł kryć się jakiś demon. Spanikowałam jak największy tchórz. Po raz kolejny zareagowałam tak przed samym Trygonem.
Westchnęłam. Może sprzątanie pozwoli mi uciec myślami od tej całej sytuacji. Mocą ułożyłam wszystkie książki na kilku kupkach tak, bym miała dostęp do roztrzaskanych fiolek i rozsypanych proszków. Będę musiała udać się na Azarath, by uzupełnić zapasy. Tylko kilka buteleczek przetrwało bliskie spotkanie trzeciego stopnia z podłogą.
Układanie książek według ich zawartości było nużące, ale wciąż lepsze niż ponowne udanie się do krainy koszmarów. Zanim skończyłam, pierwsze promienie światła zaczęły przemykać między zasłonami. Jak nigdy, dałam im pełny dostęp do pokoju.
Telekinezą poprzesuwałam meble, które przemieściły się pod wpływem fali z powrotem na ich miejsca. Przy schodku oddzielającym część pokoju z łóżkiem znalazłam połamaną wesołą maskę teatralną. Rozłamała się na prawą i lewą połowę. Obok leżała w całości smutna, która utrzymała się na abstrakcyjnej, powyginanej niczym gałęzie figurze. Wetknęłam je tam, gdy jeszcze w Azarath rozbiłam dedykowany im stojak. Odstawiłam wszystko na biurko. Rozłamane połówki prowizorycznie połączyłam tak, że z daleka można było uznać je za jedność.
Zgarnęłam z podłogi kompletnie poszarpaną kołdrę oraz poduszkę i wrzuciłam je worka. Przystanęłam przy oknie i rozejrzałam się po pokoju, oceniając swoją pracę. Wszystko wyglądało praktycznie jak wcześniej, poza niezasłanym łóżkiem i sporymi lukami na regale, które czekały na uzupełnienie ich fiolkami.
Chwyciłam ciężki worek i szufelkę wraz ze zmiotką. Sprzęt odniosłam do składziku, a śmieci wyrzuciłam do zsypu, który znajdował się na drugim końcu piętra. Wór zniknął w czarnej dziurze. Szkoda, że nie można tak zrobić z niechcianymi wspomnieniami.

Kompletnie niewyspana, wtoczyłam się do salonu. Robin krzątał się po kuchni, z której unosił się energetyzujący zapach kawy.
- Kawy? - spytał, sięgając po właśnie napełniony kubek.
- Wyjątkowo poproszę - odparłam, podchodząc do ścianki działowej oddzielającej kuchnię od salonu.
Już po chwili delektowałam się gorzkawym napojem. Patrzyłam na lidera, który raz po raz popijał kawę nad dzisiejszą gazetą.
- Wciąż nie wiedzą, co kierowało tamtym facetem - podjął temat, przerywając ciszę.
Uniosłam pytająco brew, bo nie wiedziałam o kogo mu chodzi.
- Chodzi o tego, co wjechał w grupę ludzi, a potem rzucał się na policjantów i postrzelił jednego jego własną bronią - doprecyzował.
Kiwnęłam głową na znak, że przypomniałam sobie tę sprawę.
- Mówił, że widział demony? - dopytałam.
- Piekielne istoty. Mówił też, że nawet nie wiedział, kiedy znalazł się w samochodzie - dodał.
- Może to przez narkotyki? - zaproponowałam.
- Sprawdzili go. Był czysty.
Złapałam się za kłujące skronie, gdy w wieży rozległ się alarm.
- Może daruj sobie dzisiaj - rzucił, przechodząc obok mnie. Troszczył się?
Do salonu wtoczyli się Gwiazdka i Cyborg.
- Zamieszanie na stadionie. Dwóch mężczyzn wbiegło na murawę i zaatakowało zawodników - relacjonował lider, przeglądając widok z kamer. - Policja już interweniuje. Poradzą sobie - rzekł, odwracając się od monitora. - Gdzie Bestia?
Dopiero teraz odnotowaliśmy brak jednego członka drużyny.
- Pewnie wciąż śpi. - Cyborg wzruszył ramionami. Nie raz już ściągaliśmy Zielonka z górnego piętra łóżka. - Idziemy go obudzić? - zaproponował z łobuzerskim wyrazem twarzy.
W Robinie chyba załączył się tryb małego nicponia-sadysty, bo zgodził się na to ochoczo.
Gęsiego dotarliśmy pod pokój Bestii. Spojrzeliśmy każdy po sobie, ale nikt nie chciał być tym, który otworzy drzwi jako pierwszy. Nigdy nie było wiadomo, w co się wdepnie albo co gorsza, jakie zmutowane, ukiszone i rządne krwi rzeczy się na ciebie rzucą. Robin nie raz wydawał chłopakowi polecenie służbowe, by uprzątnął ten burdel i wypsikał cały pokój kwiatowymi odświeżaczami powietrza, ale za każdym razem wszystko po kilku dniach magicznie wracało na swoje miejsce.
- Dobra, wchodzę. - Po chwili ciszy to Cyborg, jako pomysłodawca, okazał się tym odważnym.
Zatkał teatralnie nos i otworzył drzwi. Zapach był przewidywalny, ale jednak nie takiego widoku się spodziewaliśmy.
W stertach ubrań, opakowań po pizzy i innych dziwnych rzeczach tarzał się Bestia. Wydawał przy tym ciche warknięcia i pomruki.
Przepchnęliśmy się obok zdziwionego Cyborga. Robin przykucnął przy nim i wbił palce w nagie ramię chłopaka. Ten jednak nie zareagował, spróbował tylko złapać się za głowę, ale wciąż sparaliżowane ciało uniemożliwiło mu to.
- Odsuńcie się - powiedziałam stanowczo i usiadłam za głową wiercącego się Garfielda. Położyłam dłonie na jego skroniach i skupiłam się na emocjach.
Uderzył mnie jego strach i gniew. Zalały mnie falą, wypełniając mój umysł odczuciami i licznymi, krótkimi niczym mrugnięcia obrazami. Przyjęłam i rozproszyłam buzujące uczucia. Wyciszyłam myśli Bestii, jednocześnie wybudzając go.
Garfield otworzył nagle intensywnie zielone oczy i błyskawicznie podniósł się do siadu.
- Co wy? - spytał skołowany, widząc wianuszek zaniepokojonych twarzy wokół siebie. - Dlaczego siedzę na podłodze? - dodał, lekko się od mnie odsuwając.
- Chcieliśmy cię obudzić i jak przyszliśmy, to miotałeś się w tym bałaganie - wyjaśnił uczynnie Cyborg.
- Miałeś koszmar? - spytał poważnym głosem Robin.
- No... Tak jakby - odparł Bestia, drapiąc się nerwowo po karku.
- Przypadek? - rzucił Cyborg, przenosząc znaczący wzrok z Zielonka na mnie.
- Nie sądzę - mruknął w zmyśleniu lider.
- Eee... Długo tak będziecie tutaj stać? - Właściciel pokoju podniósł się na równe nogi i poprawił spadające bokserki.
Robin machnął ręką i opuścił graciarnię. Zrobiliśmy to samo. Cyborg, który wyszedł jako ostatni, zaciągnął się ostentacyjnie czystym, klimatyzowanym powietrzem na korytarzu.
Ruszyłam ku ciemnicy, by odmedytować ten kłębek emocji, który przejęłam od Bestii.
- Raven, poczekaj. - Warknęłam groźnie pod nosem na stanowczy głos lidera.
- O co chodzi? - spytałam chłodnym i aż nadto szorstkim głosem.
- Co widziałaś w śnie Bestii?
Prychnęłam. Cudowny Chłopiec musi zawsze wiedzieć wszystko o wszystkim i wszystkich.
- Po pierwsze. - Wyciągnęłam palec wskazujący kilka centymetrów od jego twarzy. - Ja CZUŁAM, nie WIDZIAŁAM - wyjaśniłam z naciskiem. - Po drugie, sny to coś prywatnego i nawet jakbym wiedziała, to bym ci nie powiedziała - sarknęłam niczym naburmuszone dziecko, wyprostowując środkowy palec.
- Raven, nie utrudniaj - zaczął pouczającym głosem, ale wyczułam, że był na granicy spokoju i cierpliwości do mnie.
- Oskarżysz mnie o utrudnianie twojego śledztwa co, gdzie, z kim i kiedy robimy? - zakpiłam.
Czułam, jak ukryty głęboko we mnie demon karmi się strachem oraz gniewem zarówno Bestii, jak i moim. Zacisnęłam pięści i nabrałam głęboko powietrza.
- Robię to, by was chronić - wypalił, usilnie starając się utrzymać emocje, które wyraźnie czułam, na wodzy.
Otwarłam usta, by wyrazić swoje zdanie na temat kontrolowania  i zgłębiania naszych poczynań, ale wyczułam Gwiazdkę.
- Dobrze ci radzę, zostaw mnie w spokoju - zasyczałam na odchodne i pośpiesznie, zanim Gwiazdka wyszła zza zakrętu, zniknęłam w swoim pokoju.

--------------------------
Mając możliwość zakończyć tekst po zaledwie 1600 słowach z jakże fajnym i takim konkretnym zakończeniem, postanowiłam jednak się wysilić i rozwinęłam rozdział do, uwaga uwaga, aż 2400? Ej... wyglądało na dłuższe... no dobra, długość standardowa, ale jest w zaplanowanym terminie, więc to największy sukces.
Macie jakieś nowe teorie dotyczące maszyny Slade'a? Mam już konkretny plan na to i kilka najbliższych rozdziałów będzie ładnie i konsekwentnie (ta... jasne. Chciałabym.) napisana.
Liczę na sporo komentarzy, ale to przecież jak zwykle. Miłych ostatnich dni wakacji.

piątek, 10 sierpnia 2018

ŁADNY, OKRĄGŁY ROCZEK! (I 5 DNI)

Jak mogłam przegapić pierwszą rocznicę bloga? Co ze mnie za wyrodna matka? I właściwie nawet bym się nie zorientowała, gdyby nie wspaniała Aris.
Rocznica wypada 5 sierpnia. Mogłabym tu teraz walnąć jakąś przemowę, jak to się rozwinęłam przez ten rok, co się wydarzyło. Mogę, ale tego nie zrobię. Jako rasowy ścisłowiec podam wam statystyki. Wrzesień tuż tuż, trzeba rozruszać trochę mózgi (o ile jeszcze się je ma, bo mój chyba wyparował wraz ze wszystkim przy tych upałach).
A więc:
Łącznie wpadło tutaj 1079 zaginionych duszyczek. 
Na dłużej, pod postacią obserwatorów, pozostało 5 masochistów.
Zostawiliście (pewnie połowa jest moja...) 96 komentarzy. (Można to gdzieś sprawdzić? Bo ja liczyłam to osobno z każdego rozdziału)
Nie wiem co więcej mogłabym tu napisać... Może tak - Dziękuje Wam wszystkim, i tym, którzy tu zostali, i tym, którzy wpadli i stwierdzili, że nie chcą by ich oczy krwawiły. Mam nadzieję, że będzie was tu coraz więcej, a ten blog osiągnie tak wielki sukces, jak ten poprzedni (PO WPISANIU W GOOGLE "BLOG MŁODZI TYTANI" GDZIEŚ NA DOLE PIERWSZEJ STRONY BYŁ TEN, JAKŻE WYMYŚLNY TYTUŁ "TEENTITANSANDRAVEN"). Cieszę się, że mogę obserwować, jak rozwijam swoją umiejętność pisania, chociaż i tak daleko mi to pewnych osób, które są tutaj praktycznie od początku i wytrwale mi pomagają. Liczę, że chociaż jeden blog uda mi się zakończyć w przewidywanej ilości rozdziałów i tomów. Mam nadzieję, że będzie mi w tym kibicować coraz więcej czytelników.


23. PRZEPRASZAM, GDZIE ZNAJDĘ KŁOPOTY?

- Nie wydaje mi się to zbyt prawdopodobne - stwierdził sceptycznie Robin.
W piątkę pochylaliśmy się nad rozwiniętymi planami dziwnych urządzeń i kilkoma ich małymi modelami. Jak powiedział Cyborg, w skali 1:15. Prawdziwie zainteresowani przypuszczeniami, co Deathstroke mógł wyczarować z tych wszystkich skradzionych rzeczy, byli tylko Victor, Richard i Bestia, chociaż ten ostatni był raczej zafascynowany samą technologią. Ja i Gwiazdka nie nadążałyśmy za seriami wypuszczanymi jak z karabinu nic nieznaczących dla nas słów. Czekałyśmy więc cierpliwie na koniec zwołanego zebrania, gdy Robin streści wszystko w kilku zwięzłych i zrozumiałych zdaniach.
- Jak na razie się nie pokazał. Mam wrażenie, że to już ostatnia część. - Wsunął palce w gęste włosy. Aż dziw, że tam nie utknęły. - Znowu pozostaje nam czekanie na jego ruch - stwierdził smętnie, bezwiednie bawiąc się jednym z modeli, przypominający trochę jakiś statek kosmiczny z filmów puszczanych nam przez Bestię. 
- Może wyjdziemy na miasto? - spytał Zielonek, chcąc odciągnąć myśli od Deathstroke'a.
- Właściwie, czemu by nie. - Jako pierwszy odpowiedział Cyborg, odrywając zamyślony wzrok od zrulowanych projektów.
- To za dziesięć minut na dole - rzucił wymuszonym, dziarskim tonem Bestia i wymaszerował z salonu. 
Następna ocknęła się Gwiazdka. Nie odezwała się. Nie posłała nawet cienia uśmiechu. Bawiąc się metalową bransoletą, odeszła od stołu. 
- Idziecie? - spytał Cyborg, przeskakując normalnym okiem to z mojej, ukrytej w cieniu twarzy, to na maskę Robina. 
Wzruszyłam ramionami. Wychodzenie gdziekolwiek przy takiej temperaturze nie malowało mi się w radosnych barwach, ale pewnie Bestia znowu nie da mi spokoju. 
- Ktoś powinien zostać w wieży i pilnować - zaczął poważnym tonem lider, ale Cyborg wtrącił się z lekceważącym machnięciem ręki.
- Alarm powiadomi nas przez komunikatory. Wszyscy musimy trochę odpocząć od tego psychopaty. - Przekrzywił lekko głowę, świdrując Robina wzrokiem, który oznaczał mniej więcej "odmów, a cię zwiążę i zaciągnę tam siłą". Chłopak jedynie powtórzył mój gest. 
- No i to rozumiem - rzucił wesoło. - To za... - przeniósł wzrok gdzieś ponad nas - siedem minut przy T-ercedesie*. Victor opuścił salon, pogwizdując cicho. 
Spojrzałam wymownie na Robina. 
- Wiesz, że nie dadzą nam spokoju, jeśli nie pójdziemy - stwierdził z udawanym smutkiem, jednocześnie unosząc jedną brew i robiąc przepraszający uśmiech. 
Przewróciłam oczami i odwróciłam się na pięcie. Niespodziewanie poczułam, jak kaptur zjeżdża mi z głowy. Wykonałam szybki obrót, automatycznie zaciskając pięść przygotowaną do ataku. 
- Tak o wiele lepiej - rzucił zaczepnie Robin z szelmowskim uśmiechem na kamiennej zawsze twarzy.
Ponownie, lecz tym razem wyraźnie i teatralnie przewróciłam oczami i sięgnęłam do materiału, by ponownie schronić się w cieniu. 
- Dlaczego tak bardzo chcesz się ukryć? - spytał poważnie, chwytając delikatnie za mój nadgarstek. 
- Przyzwyczajenie - odparłam bez namysłu i ruszyłam ku drzwiom, rezygnując z założenia kaptura. Kątem oka spojrzałam jeszcze na zegarek. Minuta. Nawet nie zdążyłam już zabrać rękawiczek z pokoju przez te zaczepki Robina. Będąc już na korytarzu, machnięciem ręki otworzyłam portal do hangaru.

Może i nie było aż tak zimno, by koniecznie siedzieć w środku przytulnej, wypełnionej przyjemnym zapachem pizzerii, ale zgiełk miasta i wszechobecna świąteczna atmosfera przemawiały, jak dla mnie, za najciemniejszym kątem lokalu, gdzie mogłabym się niepostrzeżenie ukryć. Chociaż nie. Chodząc gdziekolwiek całą grupą, nie mogliśmy zostać niezauważeni. Zwłaszcza przy Bestii, który uparł się na nasze zwyczajowe miejsce na balkonie, po drodze przybijając piątki podziwiającym nas dzieciakom. I to by było na tyle z przydatnego trybu incognito. Specjalnie zajęłam miejsce, na którym siedziałam tyłem do zainteresowanych, zwróconych ku nam spojrzeniom. Zadziwiające, że Bestia i Gwiazdka tak lubili być w centrum, niekoniecznie pozytywnej uwagi. Ludzie wymieniali poglądy między sobą na tyle głośno, że już nie raz dotarła do nas ostra krytyka na temat szkód, które wyrządzamy, a za których odbudowę płacą mieszkańcy Jump City. Robin powiedział, że mamy ustalone spotkanie z burmistrzem, by na spokojnie porozmawiać o tym. Ludzie i ich wdzięczność.
Nawet nie zdałam sobie sprawy, że prychnięcie w myślach wydostało się nieznanymi mi drogami poza umysł i zwróciło na mnie uwagę reszty drużyny.
Machnęłam ręką, jakby to tłumaczyło wszystko. Uratował mnie kelner o nieprzyjemnym, ostrym spojrzeniu. Podszedł do nas i sucho zapytał, czy coś zamawiamy.
Najwidoczniej Bestia i Cyborg tym razem szybko doszli do porozumienia, bo obeszło się bez zwyczajowej kłótni o pizze wegańską i z mięsem. Dobrali jeszcze kilka sosów, coś do picia i wznowili rozmowę, gdy tylko mężczyzna odszedł, kończąc zapisywać zamówienie.
- Może Raven wie? - Wyrwało mnie z otępienia. Nawet nie wiedziałam, kto to powiedział.
- Hm? - mruknęłam, przekrzywiając pytająco głowę.
- Bestia sprzecza się ze mną, że w szachach królowa stoi na polu o przeciwnym jej kolorze - wyjaśnił Cyborg.
- Żadna szanująca się kobieta nie założyłaby białych butów do czarnej sukienki i na odwrót - odparłam, recytując zasadę wbijaną mi do głowy przez Arellę.
- Ha! Widzisz, mówiłem! - Victor uradował się niczym małe dziecko. Bestia miał trochę głupią minę, jakby sens moich słów nie dotarł do niego od razu.
Pokręciłam lekko głową nad ich niedojrzałością. 
Sięgnęłam po przyniesione przed chwilą zamówienie. Chwyciłam parujący kawałek pizzy i polałam go stojącym najbliżej sosem. Zerknęłam na Robina, który w zamyśleniu wpatrywał się gdzieś w dal. Opierał policzek na zaciśniętej pięści tak długo, że nawet z drugiej strony okrągłego stołu widziałam odciśnięty czerwony ślad. Ocknął się nagle i sięgnął gwałtownie po komunikator przypięty przy pasku, omal nie strącając po drodze dzbanka z colą. 
- Podejrzane urządzenie w samym centrum miasta - wyszeptał podekscytowanym głosem. - Podejrzewają, że to bomba - dodał, podnosząc się z miejsca. 
Bestia jęknął żałośnie nad niedokończonym kawałkiem pizzy, dopił tylko jednym haustem resztę napoju. Przemykając ostrożnie między stolikami, wypadliśmy z lokalu i zapakowaliśmy się do auta. 

Zatrzymaliśmy się pod największym centrum handlowym w Jump City. Masy ludzi wylewały się przez obrotowe drzwi. Każdy, chcąc jak najszybciej oddalić się od zagrożenia napierał ponaglająco na szyby, przez co mechanizm zatrzymywał się i skutecznie spowalniał ewakuację przerażonego tłumu. Wokół budynku zebrała się chyba cała policja. Kilkoro policjantów starało się opanować ruch na parkingu, ale ludzie nic nie robiąc sobie z ich poleceń, szukali najszybszej drogi wyjazdowej, blokując tym samym przejazd dla wojskowych jednostek. 
Przedarliśmy się przez grupę gapiów kręcących telefonami zgiełk jaki tu panował. Doszliśmy do sporej, wojskowej furgonetki, gdzie, jak nam się zdawało, urządzono centrum dowodzenia. 
- Nie potrzebujemy was tutaj - rzekł chłodno na powitanie jeden z postawnych mężczyzn stojących przy drzwiach wozu. - Profesjonaliści już się tym zajęli - dodał i zajrzał do wnętrza samochodu. 
- Kogoż ja tu widzę! - usłyszeliśmy za sobą głęboki głos. - Młodzi Tytani - rzucił, tym razem bez pogardy, dobrze nam znany generał Smith. - To chyba nie jest robota dla was - oznajmił, zatrzymując się przy nas.
- Nie wiemy nawet co się dokładnie stało - odparł Robin, zaplatając ręce na klatce piersiowej. 
- Przyszła dzisiaj dostawa do sklepu z meblami. Wwieźli wszystko na magazyn, a gdy pracownicy zaczęli to rozpakowywać, odkryli jakąś dziwną, dużą maszynę. Podejrzewają, że to bomba - wytłumaczył. - Właściwie to mieli to rozładować dopiero jutro, ale jakiś klient się uparł na fotele, które przyszły i... - urwał, ponieważ ktoś z wozu krzyknął, by generał jak najszybciej przyszedł, jednak nie musiał kończyć.
- Deathstroke robiłby to wszystko tylko po to, by wysadzić centrum handlowe? - spytał Bestia, nieuważnie umniejszając okrutnej zbrodni, jaką było zabicie takiej liczny ludzi. - Nie wydaje mi się to w jego stylu - dodał.
- Deathstroke to psychopata - stwierdził krótko Cyborg. 
- Musimy tam wejść - oznajmił nieoczekiwanie Robin. Jak jeden mąż spojrzeliśmy na niego jak na niestabilnego emocjonalnie. - A przynajmniej ja. Nie chcę was narażać. 
- I tak nas nie wpuszczą - stwierdził racjonalnie Victor.
- Raven mnie teleportuje. - Zabrzmiało to tak oczywiście, jakbym już dawno się na to zgodziła.

Ulotniliśmy się poza zagrodzony teren, tak by nikt nie zobaczył ogromnego kruka, w którego się zamieniłam. Machnięciem ręki przywołałam energię, która pochłonęła tytanów poza rzeczywistość. Podczas gdy mi znalezienie w budynku dogodnego, ustronnego miejsca zajęło koło minuty, drużyna odczuwała to jak zwykłą, milisekundową teleportację. Przemieniłam się z powrotem w człowieka przy jakimś okropnie drogim butiku. Pionowym ruchem wyprostowanych palców wskazującym i środkowym rozdarłam powłokę wymiaru. Nieprzygotowani na to tytani wypadli na brudną posadzkę, zakłócając tym ciszę panującą w opustoszałym centrum. Bestia chciał już coś skomentować, ale wyczułam zbliżających się ludzi. Takie wyskoki nie poprawią nam i tak nadszarpniętej reputacji. Położyłam palec na ustach, nakazując bezwzględną ciszę, a drugą ręką wskazałam drogę prowadzącą do drzwi ewakuacyjnych. Przeczekaliśmy tam, aż dwóch żołnierzy się oddali. 
- Skąd będziemy wiedzieć, gdzie jest ta bomba? - Bestia wypowiedział krążące po mojej głowie pytanie. 
- Po natężeniu promieniowania - odparł Robin, gapiąc się w komunikator.
Już po chwili udaliśmy się we wskazanym przez niego kierunku. 
- To był zły pomysł - jęknął Bestia, gdy doszliśmy do skrzyżowania z ogromną fontanną na środku. Do sklepu z meblami wtoczyło się właśnie trzech saperów okrytych od stóp do głów kombinezonami. 
- Nie musicie tam iść - oznajmił stanowczo Robin. - Nie chcę mieć nikogo na sumieniu. Deathstroke jest szalony, a z taką technologią mógł zbudować coś, co rozwali nawet całe to miasto. 
Gwiazdka i Bestia mieli niezdecydowane miny.
- Nie mam zamiaru się wycofać - powiedział stanowczo Cyborg. Zacisnął usta w wąską kreskę i przymrużył oko, przesuwając wzrok po naszej niezadeklarowanej jeszcze trójce.
- Jesteśmy w końcu drużyną, czy nie? - Bestia uśmiechnął się głupkowato.
Victor spojrzał na Gwiazdkę, a zaraz potem na mnie. Zgodnie kiwnęłyśmy głowami. Jak pakować się do tykającej paszczy lwa, to całą paczką.
Na twarz lidera wpłynął pewny siebie, szelmowski uśmiech. Wyjrzał z bocznego korytarza w stronę rzeczonego sklepu i po upewnieniu się, że droga czysta, gestem nakazał nam podążać za nim w ciszy. Przeszliśmy przez wyłączone bramki, przedarliśmy się przez gąszcz skórzanych sof, ciężkich, drewnianych mebli i nikomu niepotrzebnych bibelotów, aż dotarliśmy do drzwi prowadzących na zaplecze. Robin uchylił je lekko. Potem pociągnął, otworzył na oścież i ukrył się za zafoliowaną paletą. Przywołał nas do siebie.
Ostrożnie, tak by nikt nie zauważył pięciu głów wychylających się z kryjówek, obserwowaliśmy poczynania czwórki saperów. Stali wokół wysokiego na ponad metr metalowego ostrosłupa, którego powierzchnia wyglądała jak półprzeźroczysta błona, spod której prześwitywały żyły wypełnione niebieską, połyskującą substancją.Widocznie nie wiedzieli jak się za to zabrać. Spoglądali jeden na drugiego, aż w końcu najwyższy z nich zbliżył się do obiektu. Podszedł powoli, z wyciągniętą przed siebie ręką jakby błądził w ciemności. Przykucnął, obejrzał krawędzie, następnie całą powierzchnię boczną, aż doszedł do czubka, zwieńczonego dziwną figurą, jaką tworzyły zakończenia każdej ze ścian. Niepewnie wyciągnął ku temu dłoń, ale jakby się zawahał. Spojrzał na towarzyszy. My zrobiliśmy to samo.
- Stój! - krzyknął Robin, wypadając z kryjówki, gdy saper chciał tego dotknąć. Wyskoczyliśmy za liderem.
- Wynoście się stąd, to nie jest zabawa dla dzieciaków - odwarknął mężczyzna stojący najbliżej nas.
Obrócił się w naszą stronę i zrobił kilka kroków, jakby chcąc nas wystraszyć.
- Nie wiecie nawet co to jest. Jeden głupi ruch i może ucierpieć mnóstwo ludzi - zaoponował Robin spokojnym, aczkolwiek stanowczym głosem. - Przypuszczamy, że to bomba, ale elektromagnetyczna - wypowiedział na jednym wydechu, jakby saperzy w każdym momencie mogli  wykonać nierozważne posunięcie.
Ponownie wymienili spojrzenia. Mężczyzna stojący najbliżej nas wykonał ledwo zauważalny ruch dłonią. Tamci wysunęli lekko kciuki z zaciśniętych pięści. Richard chyba to przewidział, ale okazał się za wolny. Saper dotknął złożonego czubka nim ostry bumerang dosięgnął jego ręki. Uskoczył przed ciężkimi ścianami maszyny, które uchyliły się momentalnie, ukazując szkielet, a wewnątrz niego zbiornik z cieczą pływającą w uchylonych płytach. Robin zacisnął szczękę w gniewie.
- I co teraz? - spytał zachrypniętym, cienkim głosikiem nieszczęśnik, który otworzył puszkę pandory.
Nikt się nie poruszył, bo lider powiedział, że urządzenie może mieć zainstalowany czujnik ruchu. Wszyscy pozostali w bezruchu, ale maszyna zaczęła szumieć coraz głośniej. Wręcz słyszałam, jak przełykamy nerwowo ślinę. A jeśli to zwykła bomba? Będzie jedno wielkie bum! i zmiecie nas, a raczej przygniecie kilka pięter betonu nad nami.
Dźwięk narastał, a ciecz zaczęła groźnie bulgotać. Kolejne dźwięki rozbrzmiewały, jakby włączały się inne śmiercionośne mechanizmy. Po pełnej napięcia chwili coś piknęło.
- Raven, zabierz nas stąd! - wrzasnął Robin.
Wykonałam polecenie automatycznie. Przeniosłam nas do zaułka, który pierwszy nasunął mi się na myśl. Saperzy, nieprzyzwyczajeni do teleportacji, osunęli się na kolana, pewnie powstrzymując mdłości. Tytani rzucili się ku wylotowi uliczki, by zobaczyć skutki nierozważnego czynu. Po drodze zgarnął mnie Cyborg, zaciskając mechaniczną dłoń na moim przegubie.
Nie usłyszeliśmy huku, ani szelestu fali wypchniętego spod gruzów pyłu. Nie zobaczyliśmy również zgliszczy, pióropuszy ognia, ani nawet małego poruszenia wśród tłumu gapiów. Nie doświadczyliśmy tego, ponieważ zbytnio się pośpieszyliśmy. Dopiero po chwili ciszy dotarł do nas narastający syk, jakby gdzieś z oddali. Toczył się jak grzmot z odległego pioruna. Ludzie zaczęli się cofać, taranując tych stojących za nimi. Dźwięk nagle jakby się zapadł, niczym wciągnięty przez jakąś czarną dziurę, a na jego miejsce wkroczył zdezorientowany, zaniepokojony okrzyk tłumu. Wszyscy rzucili się do  ślepej ucieczki przed nie wiadomo czym, nie bacząc na czyją twarz czy dłoń nadepnęli.
Nagle nastąpił milisekundowy rozbłysk, a zaraz po nim, przenikając przez ściany centrum handlowego, rozeszła się, niczym fala tsunami, ale delikatna jak mgiełka, połyskująca na niebiesko poświata. Dziwny, coraz to bardziej powiększający się pierścień dosięgnął wszystkich nim ktokolwiek zdążył wykonać choć jeden krok.
- Chcę to zobaczyć z góry! - krzyknął niespodziewanie Robin, gdy po zjawisku nie pozostał wokół nas nawet najmniejszy ślad.
Gwiazdka chwyciła lidera za przeguby i wzleciała z nim ponad budynki. Zrobiliśmy to samo.
Z ponad trzydziestu metrów widać było, jak połyskliwa poświata przetacza się przez miasto niczym mgła, nie wyrządzając szkód, ani nie pozostawiając po sobie wspomnienia.
- Co to u licha było? - Bestia rzucił pytanie, jakby ktokolwiek mógł mu odpowiedzieć.

----------------------
*To tłumaczenie mnie po prostu powaliło i zdecydowałam się korzystać z niego.
Bardzo ładnie wyrobiłam się z terminem, jak nigdy normalnie. Ziomeczki, rozruszajcie trochę tego bloga. Zadaję wam pytanie i oczekuję TRZECH teorii od RÓŻNYCH osób. Jak sądzicie, co to było i co miało na celu?
Ogólnie, napiszcie nawet jakieś głupie - (nie) podobało mi się/denerwuje mnie to, że... (np. robisz z Bestii debila)/znalazłam/em błąd/ nie rozumiem etc. etc. niepotrzebne skreślić. Naprawdę potrzebuję wiedzieć, że poza dwoma stałymi czytelniczkami, które wręcz usprawniają działanie tego bloga (chociażby poprzez wyłapywanie błędów, za co im bardzo dziękuję) ktoś to czyta do końca i czeka na następny rozdział. Zostawienie po sobie śladu to raptem kilka minut. A nuż łyżka przyczynicie się do tego, że inni też tutaj wpadną i poznają nowy zakątek internetu?

piątek, 27 lipca 2018

22. TRZEJ MUSZKIETEROWIE

Lewitowałam przed ogromnym, lekko oszronionym oknem. Skończyłam już medytację, ale dalej wpatrywałam się bezmyślnie w miasto pokryte cienką warstwą śniegu. Od kilku ostatnich akcji dało się wyczuć nadchodzącą zimę, a wraz z nią, jak wytłumaczył to Robin - Boże Narodzenie. Oczy wręcz bolały od niezliczonych kolorowych łańcuchów, migoczących światełek i choinek na każdym kroku. Ulice tonęły w reklamach prezentów, a uszy mieszkańców zalewane były bezsensownymi, wesołymi kolędami.
Byłam więc wdzięczna wszelkiej maści przestępcom, którzy jakby dali miastu chwilowy spokój. Deathstroke nie wychylił nawet czubka nosa ze swojej nowej kryjówki od momentu znalezienia Cyborga. Sam Victor nie brał jeszcze udziału w misjach, co bardzo mu się nie spodobało, ale Robin uparł się, by najpierw przeprowadził wszelkie testy na sprawność zbroi.
- No przecież mówię, że wszystko działa - powtórzył po raz któryś zmęczony już Victor.
- Wiesz, że muszę się upewnić - odparł ze stoickim spokojem Robin. - Nie mogę pozwolić, by coś się znowu komuś stało.
Cyborg machnął zrezygnowany dłonią, słysząc to samo po razu enty. Wszystko wydawało się wrócić do normy. Puścił w niepamięć spotkanie ze znienawidzonym ojcem i ponownie rzucił się w wir wielogodzinnych rozgrywek z Bestią.
Przeciągnęłam zesztywniałe ciało. Pobieżnie sprawdziłam swój wygląd w odbiciu. Nowy strój, który zrobił mi Cyborg był naprawdę wygodny i jednocześnie ciepły. Jedynie białe futerkowe wykończenia krótkich rękawiczek i peleryny wydawały mi się trochę przesadzone i słodkie, bardziej pasujące do Gwiazdki, ale nie mogłam narzekać.
Podeszłam do szklanego stolika i sięgnęłam po kubek z gorącą czekoladą. Chwyciłam go gołą dłonią i omal się nie poparzyłam. Zbytnio przyzwyczaiłam się do rękawiczek, które zwykle nosiłam. Zwilżyłam blade wargi w aromatycznym napoju, przyglądając się Cyborgowi, który krzątał się po kuchni. Ostatnio ukazał się jego talent kulinarny, zwłaszcza w kwestii słodkich wypieków. W chwili, gdy otwarł piekarnik, wraz z parą, która buchnęła w jego twarz, po salonie rozniósł się intensywny zapach cynamonu. Zabezpieczony w grube rękawice wyciągnął blachę na blat. Kątem oka dostrzegłam, jak Bestia ogląda się w stronę wypieku z głodem w oczach.
- Wcale nie jest mi przykro, że wpakowałem do tego ciasta jajka, masło i mleko - rzekł z szelmowskim uśmiechem Victor.
Bestia jęknął żałośnie i wrócił do wyścigów. Spojrzałam kpiąco w jego stronę, a potem przeniosłam wzrok na pół-robota, który dostrzegł to i posłał mi szyderczy uśmiech. Odstawiłam kubek do pustego zlewu, wymijając Cyborga.
- Dopiero co wszystko umyłem - powiedział z wyrzutem, odwracając się od książki kucharskiej.
Machnęłam ręką, a naczynie w chwilę wróciło czyste na półkę.
- Ta to ma dobrze - parsknął.
Nie zdążyłam wyjść z salonu, a zawył alarm.
Sapnęłam, widząc przed sobą perspektywę wychodzenia na miasto. W dodatku, omal nie potrącił mnie Robin, który wpadł do pokoju, niesiony ostatnim brakiem poważniejszych akcji.
- Włamanie na teren zakładu. Fabryka słodyczy. Nie wiemy kto. - Wymieniał informację, stukając w klawiaturę. - Chwila... Grupa ludzi... Sprawdźmy to. - Ogarnął nas wzrokiem. - Ja, Raven i Gwiazdka.
- Nie zabronisz mi dzisiaj - zaczął stanowczym głosem Victor, wyciągając wskazujący palec w stronę lidera.
Czarnowłosy przekrzywił głowę w zaciekawieniu, jak Stone mógłby go przekonać. Zadziwiło mnie, gdy zobaczyłam, jak złożył ręce niczym do modlitwy i robił maślane oko.
- No dobra. - Miałam wrażenie, jakby lider przewracał oczami z rozbawieniem. - Zastąpisz Gwiazdkę.
Stone wyrzucił tryumfalnie ręce do góry.

Ze względu na panującą pogodę postanowiłam dotrzeć na miejsce włamania w nieco inny sposób niż zwykle. Niedawno ukończony samochód Cyborga mknął przez zadziwiająco puste ulice. Pojazd zrobiony na podobiznę zbroi wykonawcy, mimo pierwszego wrażenia, okazał się niezwykle obszerny i wygodny w środku. Victor wydawał się zafascynowany i pobudzony za każdym razem, gdy zmieniał chociażby bieg lub dodawał gaz do dechy. Duża zabawka dużego chłopca - pomyślałam z rozbawieniem i politowaniem.
Dotarliśmy pod fabrykę razem z dwoma policyjnymi wozami.
- Młodzi Tytani. - Przeciągle powiedział obleśny, wąsiasty mundurowy. Wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu.
- Jeśli pan pozwoli, to zajmiemy się przestępcami - odparł chłodno Robin, wymijając grupkę kpiących z nas policjantów.
Usłyszałam jeszcze ich rechot, zanim zebrali się i postanowili wejść za nami na ogrodzony teren fabryki. W cienkiej warstwie zabrudzonego śniegu dostrzegłam plątaninę śladów stóp, a na głównej drodze prowadzącej od bramy do tylnej części budynku, gdzie przeprowadzano rozładunek, także opon.
- W ogóle po co oni się tu włamali? - spytał cicho Cyborg, idąc na końcu. - Chcieli ukraść cukierki na święta?
Nikt mu nie odpowiedział, bo doszliśmy do frontowych drzwi. Były uchylone. Weszliśmy do ciemnego, pustego o tej godzinie holu.
- Włączył się cichy alarm. To jacyś amatorzy - stwierdził Robin. - Według czujników, są teraz w drugiej hali produkcyjnej.
Weszliśmy na piętro, a policjanci rozeszli się po innych korytarzach. Mój wyostrzony wzrok pozwolił mi dojrzeć w ciemności dwuskrzydłowe drzwi, do których kierował się Robin.
- Bądźcie czujni - rzucił i weszliśmy na halę.
W dole dojrzałam dwa strumienie światła. Lider nakazał ciszę absolutną. Powoli zeszliśmy po schodach, uważnie obserwując włamywaczy, poruszających się między maszynami i taśmami, jakby czegoś szukali. Mogłabym przysiąc, że nikt z nas nie wydał żadnego dźwięku, ale jedna z latarek skierowała się nagle w naszą stronę. Rozległ się ostrzegawczy krzyk, a zaraz po nim wystrzały z pistoletu. Lider rzucił się w połowie schodów przez barierkę. Cyborg w kilku susach dopadł do ogromnej maszyny i ukrył się za nią, a ja schowałam się za paletami. Seria z karabinów maszynowych ucichła. Sekunda, którą przestępcy przeznaczyli na przeładowanie wystarczyła, by Robin wytrącił broń jednemu. Ja wyrwałam ją stojącemu najbliżej mnie, a Cybuś wypadł z kryjówki z wyciągniętą przed siebie ręką. Ta chwila, która pozwoliła nam zaatakować momentalnie minęła. Nie wiedziałam co chciał zrobić Victor, ale wyczułam jego zdziwienie i przerażenie, gdy ostatni z bandytów wyskoczył zza palet, by oddać serię strzałów w jego stronę. Błyskawicznie teleportowałam się przez chłopaka i wytworzyłam ogromną tarczę. Uszy rozerwał huk kul obijających się o energię. Kolejne sekundy upłynęły niczym długie minuty. Gdy kolejny magazynek się skończył, opuściłam barierę, ale nie zauważyłam, że jeden z przestępców obszedł nas. Jeden skok pozwolił mu dosięgnąć krótkim nożem mojego ramienia. Syknęłam, łapiąc się za głębokie rozcięcie. Cyborg potężnym ciosem w głowę powalił mężczyznę. Złapał go za materiał na plecach i zaniósł do dwóch pozostałych, zakutych już w kajdanki przez Robina.
- Ja nie wiem co się stało - zaczął Cyborg, ale Richard uniósł rękę.
- Potem nam to wytłumaczysz. Teraz zabierz Raven do wieży i ją opatrz.

Zacisnęłam zęby, gdy Victor przejechał wacikiem po wciąż krwawiącej ranie. Zdążyłam zabrudzić już kilka opatrunków swoją nienaturalnie ciemną krwią. Chłopak odciął rozerwany rękaw i zabrał się za zszywanie.
- Dobrze, że masz więcej tych kostiumów. - Przerwał trwającą między nami ciszę, która chyba mu przeszkadzała. Miałam wrażenie jakby obwiniał się o to, co mi się stało.
Syknęłam, gdy pociągnął za nić. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem w momencie, gdy do sali wszedł Robin. Szedł wyprostowany z typową dla niego powagą.
- Wytłumacz, co się tam stało - powiedział surowo, opierając się o ramę łóżka, na którym siedziałam.
- Moje działo nie zadziałało - odparł Victor, nie patrząc w stronę lidera.
- Mówiłeś, że wszystko sprawdziłeś - stwierdził Robin, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- Najwyraźniej nie - rzekł ze skruchą i wstydem. - Moja ręka powinna przemienić się w działo soniczne. Najwyraźniej tego mechanizmu Deathstroke mnie pozbawił.
- W jakim celu mógłby go użyć?
- Działo nie wyrządza dużej krzywdy. Ogłusza i dezorientuje. Pokaż mi, co ukradł wcześniej, a może uda mi się wymyślić, co chce z tego stworzyć.
- Przyniosę ci szczegółowy wykaz do pokoju. - Wyszedł z sali, stukając okutymi butami o białe płytki.
Cyborg dokończył opatrywanie rany, rzucił wszystko na przesuwany stolik i powiedział nieznoszącym sprzeciwu głosem:
- Masz nie nadwyrężać tej ręki, bo szwy mogą pęknąć.
Podziękowałam cicho, zabrałam zdjętą wcześniej pelerynę i ruszyłam do pokoju. Odwróciłam się jednak w drzwiach i, na tyle na ile było mnie stać, rzekłam pocieszającym tonem:
- To nie twoja wina. Powinnam była go wyczuć.
Miałam wrażenie, że zanim zasunęły się drzwi, usłyszałam głębokie westchnienie. 

Weszłam do salonu w poszukiwaniu książki. Przeszukałam już swój pokój, ale nigdzie nie zalazłam opasłego tomiszcza. Najpierw zajrzałam do swojego ulubionego kąta, w którym często się zaszywałam. Zerknęłam na każdy stolik, półkę i blat. Podrapałam się po karku w zamyśleniu. Jedyną osobą w salonie był kompletnie pochłonięty grą Garfield.
- Bestia, nie widziałeś może takiej grubej książki? - spytałam, podchodząc do  niego.
Jak się spodziewałam, nie usłyszał. 
- Widziałeś tutaj jakąś książkę? - ponowiłam pytanie, tym razem głośno i wyraźnie.
Znowu żadnego odzewu. Postanowiłam wdrożyć drastyczne środki.
Telekinezą wyrwałam mu kontroler. Chłopak poderwał się w oburzeniu. 
- Prawie go miałem - stęknął. 
- Gruba książka. Widziałeś taką? 
- Nieee - przeciągnął, nie wiedząc co zrobić z wolnymi rękami. - Znowu zgubiłaś? Może jest w twoim pokoju? - zaproponował, strzelając na boki rozbieganym wzrokiem. 
- Wiesz, że nie umiesz kłamać - stwierdziłam, patrząc na niego spod byka. - Gdzie jest?
Bestia wykręcał palce, przestępując z nogi na nogę. Już raz zabrał mi książkę dla żartu. Nie skończyło się to dla niego dobrze. 
- Noo... Była w kuchni... A ja akurat robiłem sobie śniadanie... i... - uciął i  popatrzył na mnie niczym zbity pies. - Rozlało mi się mleko* - wypalił, a następnie przełknął głośno ślinę, wiedząc jaką burzę rozpętał. 
Zacisnęłam pięści. Pochyliłam głowę, byleby nie patrzeć na tego niedorajdę. Nabrałam kilka głębokich wdechów. W salonie nie było nikogo poza nami. Źle trafił. Zrobiłabym mu krzywdę teraz, a nikt nawet by się nie dowiedział.
- Matko Azarath, daj mi siłę - wyszeptałam, miarowo rozluźniając i zaciskając dłonie, jakby zaraz miały wylądować na jego szyi. 
- Pokaż mi ją - warknęłam, starając się zachować spokój. 
Bestia posłusznie wybiegł z salonu, jak przypuszczałam, do swojego pokoju. Wrócił po chwili, niosąc na rękach księgę z największą ostrożnością. Ułożył ją delikatnie na szklanym stoliku. 
- Chciałem ją jakoś uratować - zaczął tłumaczyć, gdy tylko mój wzrok spoczął na kawałkach papieru wystających spomiędzy szorstkich stron. - Wydaje mi się, że w środku jest dobrze, tylko okładka...
- Otwierałeś ją? - warknęłam, zadając pytanie, na które odpowiedź była przecież oczywista. 
- No... tak... to źle? 
Ukryłam twarz w dłoniach. Gdyby tylko wypowiedział jakąkolwiek inkantację z tej księgi zaklęć, nawet jeżeli by nie rozumiał co czyta, mógłby wyrządzić nieopisane szkody. 
- Nie - powiedziałam ponownie opanowanym głosem. 
Przejechałam dłonią po skórzanej okładce, odbarwionej w dolnym lewym rogu na jaśniejszy kolor. Nadal była lekko wilgotna i miękka. Wzięłam ją do rąk i bez słowa wyszłam, bo miałam wrażenie, jakby za chwilę miała odezwać się moja mroczna i agresywna strona. 
W pokoju, przy chybotliwym świetle świec, wręcz z nabożną delikatnością powyjmowałam wszystkie listki papieru. Przejrzałam siedemset stron, ale w środku praktycznie nie było śladu. Jedynie zapach i plama na okładce świadczyły, że kiedykolwiek coś się wydarzyło. Jednak sama świadomość, że ktoś zaglądał do tej księgi była niepokojąca. Wszystko spisane po łacinie, było czymś łatwym do przetłumaczenia w tych czasach. Zwłaszcza dla tak ciekawskiego Bestii. 
Spojrzałam na gotycką, dużą czcionkę na pierwszej stronie. 

**Hic gemma purus malum genero
Is in aditus convertitur
Tempus erus tempus nunc
 Est terminus ad huius terra*

Nabrałam głęboko powietrza. Zatrzasnęłam gniewnie księgę, jakbym mogła dzięki temu uciec od tych słów.
--------------------
* Przypominam, że są mleka roślinne, a Bestia jako wegan takowe pije.
 ** Kto zgadnie co to znaczy. Nie polecam korzystać z tłumacza google, ponieważ układałam to słowo po słowie, więc będzie nie odmienione, ale wolę to niż jakieś nie wiadomo co od wujka google.

Cały ten wstęp wydaje mi się pieprzeniem o wszystkim i o niczym. Obym tylko znowu nie zmiksowała tam dwóch czasów, bo szlag mnie trafi. Dajcie znać, co wolicie. Dużo akcji, czy takie rozmyślania, opisy tego co się wcześniej wydarzyło, bo przypominam, że jest tu spory przeskok czasowy. 

sobota, 14 lipca 2018

21. ODBIJAMY

Dwugodzinny trening pozwolił nam wszystkim na pozbycie się nagromadzonych emocji. Bestia tak zawzięcie unieszkodliwiał przeciwnika za przeciwnikiem, że nawet nie zauważył, gdy cała symulacja się skończyła. Robin rozwalił dwa worki, w tym jeden zerwał z sufitu potężnym kopniakiem. Gwiazdce wystarczyły ciężary, testujące jej nadludzką siłę. A ja obeszłam się medytacją. Richard rozumiał, że po wcześniejszym wysiłku nie miałam ochoty na trening.

Dopiłam drugą z rzędu herbatę ziołową, połykając proszki na ból głowy. Uciążliwe kłucie i pulsowanie nie ustępowało od kilku godzin, więc zgodziłam się na ziemskie metody zaproponowane mi przez Robina. Poszłam do pokoju w poszukiwaniu moich szachów z Azarath. Drewniane, misternie rzeźbione pudełko znalazłam na półce za książkami. Wróciłam do salonu, rozłożyłam je na stoliku. Odsunęłam krzesło, by unieść się metr nad podłogą, co było dla mnie znacznie wygodniejsze. Ustawiłam czarne pionki po swojej stronie, pilnując pól, tak jak uczyła mnie tego Arella. To nie mnisi tak zafascynowali mnie tą grą, lecz właśnie Angela. W ten jedyny sposób, który mi odpowiadał, spędzałyśmy wolny czas. Siadałyśmy przy oknie, tak by sączące się przez nie światło oświetlało chropowatą powierzchnię szachownicy. Czasami za tym tęskniłam.
Przesuwałam pionki siłą woli, przypominając sobie kolejne dawno wyuczone ruchy. Próbowałam różnych kombinacji, czasami bezmyślnie dochodząc do pata. Westchnęłam i ustawiłam figury ponownie.
- Mogę się przyłączyć? - Niespodziewane pytanie Robina wybiło mnie z zamyślenia, przez co pionki będące jeszcze w locie, upadły.
- Jasne - mruknęłam, zbierając rozsypane figury. - Biorę czarne - uprzedziłam jego oczywiste zapytanie.
Chłopak parsknął.
- Czego mogłem się spodziewać - mruknął z lekkim uśmiechem na ustach.
W momencie, gdy mój ruch był dość długo obmyślany, a różne sekwencje analizowane, Robin robił szybkie posunięcia, które jednak miały w sobie jakąś metodę. W ten sposób zostałam zamatowana po ledwie kilku jego ruchach. Spojrzałam zdumiona na planszę, a potem na zadowolonego z siebie lidera.
- Jeszcze się zemszczę - sarknęłam, udając groźny ton.
Tym razem postawiłam na nienaturalną dla mnie pewną spontaniczność i szybkość działania. Udało mi się po chwili założyć mu szacha, ale lider sprytnie odwrócił sytuację tak, że teraz to ja musiałam bronić króla. Powtórzyło się jeszcze kilka razy. Minuty upływały, ale to przestało mieć znaczenie. Całkowicie zagłębiliśmy się w grze. Gdy miałam już wykonać ostateczny ruch, prowadzący do mojej wygranej, w salonie rozległ się cichszy niż zazwyczaj i mniej drażniący alarm. Robin poderwał się z krzesła, zahaczając o stół, przez co pionki przewróciły się. Zasiadł przed komputerem i całą grupą otoczyliśmy go w oczekiwaniu na wieści.
Niespodziewanie ekran zabłysł i ukazała nam się dwukolorowa, tak znienawidzona maska.
- Wiem, że się dodzwoniłem - zaczął zaczepnie Deathstroke, gdy nikt się nie odezwał.
"Nie widzi nas" - wyczytałam z ruchu warg Robina. Odetchnęliśmy z ulgą i zaczęliśmy wpatrywać się w złoczyńcę. Pomimo wyłączonej kamery, miałam wrażenie, jakby jego lewe oko świdrowało każdego z nas.
- Pewnie zastanawiacie się, po co dzwonię - kontynuował niskim, lekko zdartym głosem. - Proponuję wam układ...
- Nie będziemy wchodzić w żadne układy z  przestępcami - warknął stanowczo Robin i zaczął cicho wpisywać coś na klawiaturze. Ekran komputera zapełnił się mapą miasta.
- Nawet nie próbuj mnie namierzać - powiedział, po czym parsknął z pogardą. - Chciałem być miły, ale skoro tak ze mną pogrywacie, nie pójdę wam na rękę - rzekł stanowczo, a następnie widok z kamery się zmienił.
W prawie pustym pomieszczeniu, na samym jego oświetlonym środku stał metalowy stół. Przymocowany do niego Cyborg stracił swoją delikatną poświatę, która zawsze połyskiwała wokół elektronicznych części. Mechaniczne oko było całkiem blade, a druga powieka zamknięta. Wydawał się wyłączony, ale i nie naruszony.
- Właściwie i tak nie jest mi już potrzebny - powiedział jakby od niechcenia. Robin zacisnął pięści. - Jak myślicie, ile dadzą mi na czarnym rynku za tak nowoczesne części? - spytał całkowicie poważnym głosem. Obraz znowu pokazywał nam jego pomarańczowo-czarną maskę.
- Nawet się nie waż mu coś zrobić - zaczął twardym głosem Robin.
- Bo niby co mi zrobisz? - przerwał mu. - Jesteście tylko bandą irytujących niczym muchy dzieciaków. Wycofajcie się z gry teraz albo więcej osób ucierpi - zagroził i rozłączył się.
- Nie udało mi się namierzyć sygnału - rzekł zirytowanym głosem lider - ale może ktoś inny będzie to potrafił.
Odbił się od krzesła i szybkim krokiem nas ominął.
- Możesz nam chociaż raz wytłumaczyć, co masz zamiar zrobić? - spytał Bestia, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Mam wrażenie, jakbyś czasami zapomniał, że nie pracujesz już sam.
- Batgirl - rzucił krótko i ruszył ku bocznym drzwiom.
Gwiazdka uniosła brew w niemym pytaniu, kim jest ta osoba, a Bestia otwarł lekko usta ze zdziwienia.
- No co wy? Nie znacie Batgirl? - spytał, nie dowierzając. Pokręciłyśmy zgodnie głowami, ale Zielonek zbył nas lekceważącym ruchem ręki.

W oczekiwaniu na powrót Robina, przeczytałam prawie całą księgę z rytuałami. Gwiazdka zniknęła mi z oczu, chociaż jeszcze niedawno krzątała się po kuchni, a Bestia grał samotnie na konsoli. Wydawał się przygaszony, zawsze robił to z Cyborgiem w akompaniamencie entuzjastycznych okrzyków i niekiedy gróźb po poniesionej porażce.
W momencie, gdy odłożyłam książkę, by sięgnąć po herbatę, drzwi otworzyły się, wpuszczając Robina i Gwiazdkę. Bestia poderwał się szybko i rzucił pada na bok.
- I jak? Znalazła go? - Obrzucił czarnowłosego pytaniami.
- Tak. I tym razem mamy stuprocentową pewność, że to dobre miejsce - odparł pełnym energii głosem.
- Chodźmy skopać mu tyłek - rzucił entuzjastycznie Bestia.
- Kryjówka jest pod stałą obserwacją. Nie wymknie nam się - dodał pewnym głosem i zasiadł za komputerem.
Wyświetlił mapę miasta. Pomanewrował trochę przy obrazie i po chwili mieliśmy widok z ulicy na fasadę niewyróżniającego się klubu.
- Ustaliłem już plan działania. Wybieramy tylne wejście pilnowane przez jednego strażnika i kamerę - wyjaśnił szybko, pokazując plan budynku. - Bar-... - urwał. - Batgirl - poprawił się - zapętli ją, więc bez problemu powinniśmy się tam dostać.
W głowie odezwał mi się cichy głosik. Wszystko wydawało się za proste. Tak jakby to była podpucha. Wiecznie muszę się doszukiwać dziury w  całym!
- Wszystko dokładnie zaplanowane. Atakujemy o 23.

Dawno się już ściemniło. Deszcz przestał padać, wiatr ucichł. Niebo było praktycznie bezchmurne, a księżyc w pełni rzucał srebrną łunę na śpiące już miasto. Czekałam razem z Bestią i Gwiazdką na Robina. Po chwili rytmiczny szum fal obijających się o naszą wysepkę zagłuszył hałas motoru wyłaniającego się spod ziemi. Zgodnie ruszyliśmy za chłopakiem, który miał nas doprowadzić do uliczki niedaleko klubu.
Wylądowaliśmy w przesmyku między niskimi budynkami. Robin zostawił maszynę za dużym kontenerem na śmieci i ruszył wgłąb uliczki. Skręciliśmy kilka razy, aż lider uniósł rękę do góry. Posłusznie zatrzymaliśmy się. Chłopak wyjrzał ponownie zza rogu, wygrzebał coś z paska i rzucił. Usłyszałam metalowe stuknięcie, a po chwili odgłos upadającego bezwładnie ciała. Ruszyliśmy do tylnego wejścia. Drzwi były otwarte. Powoli weszliśmy na skąpane w mroku zaplecze. Zza ściany dochodziły odgłosy głośnej muzyki. Richard wyciągnął małą latarkę i zeszliśmy po schodach. Piosenka ucichła, ale krzyki tłumu niosły się aż tutaj. Weszliśmy w długi, brudny korytarz, oświetlony mrugającą świetlówką. Wszystkie przejścia po bokach były zamknięte, tylko przez szparę uchylonych naprzeciwko drzwi wpadała niebieski łuna. Robin wyciągnął z niezwykle pojemnego paska małe, naostrzone przedmioty do rzucania, ja i Gwiazdka przygotowałyśmy kulę z energii, a Bestia zamieniły się w geparda. Na nasze szczęście zawiasy nie zaskrzypiały. Weszliśmy do całkowicie pustego pokoju, z którego odchodziło troje drzwi. Robin nakazał nam ciszę, a następnie rozdzielił każdego do jednego przejścia. Poszłam w lewo. Zamieniłam się w kruka i przeniknęłam przez metalowe, ciężkie drzwi. Zawisłam w powietrzu, zamurowana widokiem Cyborga. Rozejrzałam się uważnie po skrytych w mroku kątach pokoju. Wróciłam do normalnej formy i podeszłam do ustawionego prawie pionowo stołu. Z pewnym niepokojem spojrzałam na przesuwany stolik z dziwnymi przyrządami.
- Znalazłam go - szepnęłam do komunikatora, jakby obawiając się, że ktoś mnie usłyszy.
Najciszej jak mogłam oderwałam metalowe blokady przytwierdzające Victora do stołu. Nikt mi nie odpowiedział. Usłyszałam za to odgłosy walki. Zostawiłam przyjaciela i wróciłam do pustego pomieszczenia. Prawie oberwałam zielonym pociskiem Gwiazdki. Walka czterech osób w tak małym pokoju to zły pomysł. Bestia leżał nieprzytomny w rogu. Deathstroke wymieniał potężne ciosy z Robinem, cały czas blokując mi drogę do Zielonego.
- Jednak was nie doceniłem - sarknął, wyciągając mały przedmiot z pasa przerzuconego przez ramię. - Więcej już nie popełnię tego błędu.
Nim Robin zdążył mu go wytrącić, rzucił go i po pomieszczeniu rozprzestrzenił się zielony, gryzący gaz. Miałam wrażenie, jakby Deathstroke nie uciekł od razu, ale kaszel i łzawiące oczy kompletnie rozproszyły moją uwagę.
Po chwili dym zaczął opadać, zbierając się nad podłogą. Przetarłam piekące oczy i dopiero, gdy je otwarłam, przypomniałam sobie o Bestii. Szybko doskoczyłam do rogu pokoju. Jego skóra prawie zlewała się z kolorem gazu, którzy zaczął się przerzedzać. Przerzuciłam chude ramię chłopaka przez plecy, a wątłe ciało sprawiło, że udało mi się go bez problemu podnieść.
- W tym pokoju jest Cyborg - powiedziałam, kiwając głową w stronę metalowych drzwi.
Robin gwałtownie złapał za klamkę i zdenerwowany wszedł do pomieszczenia. Poczułam ulgę Gwiazdki i lidera, gdy tylko zobaczyli Cyborga.
- Raven, zabierz nas stąd - rzekł czarnowłosy.
Kiwnęłam głową. Otoczyłam nas smolistą energią, omiotło nas zimno i szarpnęło. Teleportowaliśmy się.

- Czemu się nie budzi? - spytała spokojnym, aczkolwiek zmartwionym głosem Gwiazdka.
Robin nie odezwał się. Nie wiedział. Nie wiedział, co Deathstroke zrobił. Nie wiedział, jak to naprawić.
Cyborg ledwo mieścił się na szpitalnym łóżku, czego nie można było powiedzieć o Bestii, który wręcz tonął na sterylnie białej pościeli i ogromnej poduszce. Żaden z nich nie był podłączony pod nowoczesną aparaturę, którą zainstalowano w wieży. Zielonek wybudził się na chwilę, a potem ponownie zemdlał na widok głębokiego rozcięcia na udzie. Cyborg zaś cały czas pozostawał wyłączony.
- Potrzebujemy kogoś, kto zna się na czymś takim - wypowiedziałam myśli tłukące się po głowach nas wszystkich.
- Może... - zaczął Robin - Cyborg mówił, że odratował go jego ojciec. Pomagał nam nawet przy budowie wieży... Idę go znaleźć. Będę w salonie - rzucił, szybko wychodząc ze skrzydła szpitalnego.
- Idziesz czy zostajesz? - spytałam Gwiazdkę po długiej chwili ciszy.
- Mogę zostać - odparła, wzruszając lekko ramionami.
Sunąc ponad białymi kwadratowymi płytkami, opuściłam piętro medyczne i udałam się do pokoju.

Wiedziałam o istnieniu głośniczków i małych lampek, które sygnalizowały w wyjątkowo upierdliwy sposób alarm, ale nikt nie poinformował mnie, że przez tę instalacje można nadawać też komunikaty. Drgnęłam przestraszona, gdy zamyślona usłyszałam nad sobą głos Robina. Serce zdążyło uderzyć chyba z kilkadziesiąt razy, zanim zlokalizowałam źródło dźwięku.
Odrzuciłam książkę na bok, nie zaznaczając uprzednio miejsca, w którym skończyłam i poszłam do salonu wedle komunikatu.
Już od progu skupiłam się nie na Bestii, który nie powinien w ogóle chodzić, ale na wysokim, potężnym afroamerykaninie. Ubrany był w dobrze skrojony garnitur, który w dziwny, ale i przyjemny sposób kontrastował swoim beżowym kolorem ze skórą przybysza.
- Przedstawiam wam genialnego naukowca, Silasa Stone'a - odezwał się Robin, wysuwając rękę w jego stronę, jakby chciał go zaprezentować w całej, sporej i dumnej okazałości.
- Przybyłem najszybciej jak mogłem, gdy tylko dowiedziałem się, co stało się z Victorem. - Jego głos nie wyrażał zbytniej troski. Wydawał się pompatyczny. Miałam wrażenie, jakby traktował to wydarzenie jako kolejny naukowy problem.
- Chodźmy już do Cyborga - zaproponował Robin.
Toczyłam się na tyłach razem z kulejącym Bestią. Nie miałam ochoty jechać z tym człowiekiem w jednej windzie, więc przeniknęłam przez kilka pięter, by znaleźć się przed ogromną salą nim ferajna wypłynęła na korytarz.
Pan Silas bezczelnie przepchnął się na sam przód i omal mnie nie taranując, wszedł do sali. Szybko zlokalizował syna i z udawanym zatroskaniem podszedł do łóżka. Czułam, jak ogarnia go niezrozumiana dla mnie duma. Stał tak dłuższą chwilę w milczeniu, skanując ciało Victora kawałek po kawałku.
- Muszę mieć dostęp do jego pleców - wypalił w końcu.
Robin, patrząc w moja stronę, wykonał w powietrzu kółeczko palcem wskazującym. Obróciłam Cyborga najostrożniej jak umiałam. Stone wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki okulary o cienkich oprawkach i nasunął je na typowy, szeroki nos. Ciemnobrązowe oczy błysnęły zza szkieł, gdy dobrał się do metalowego ciała Victora. Przesuwał długimi palcami po gładkich plecach, aż natrafił w końcu na odpowiedni punkt. Przycisnął lekko, a niewielka klapka uchyliła się.
- Podstawowe czynności życiowe są cały czas podtrzymywane. - Zaczął wyjaśniać, grzebiąc w kolorowych obwodach. - Jednak chociażby cały aparat ruchu, zmysły i funkcje obronne są wyłączone. Nic trudnego by to naprawić - powiedział, wykrzywiając się, gdy sięgał po palcem po coś położonego głębiej. - I gotowe - mruknął zadowolony, zamykając pokrywę.
Półprzeźroczyste miejsca znów pokryły się niebieską łuną, a czerwone oko nabrało ponownie blasku. Pomieszczenie wypełnił cichy szum mechanizmów wznowionych do pracy. Pierwsza poruszyła się obrócona w bok głowa, a zaraz za nią ręce, na których Cyborg się podparł. Lekko oszołomiony, usiadł okrakiem na łóżku i potarł łysą głowę. Chwilę jeszcze poruszał kończynami, aż w końcu podniósł na nas wzrok. Widziałam, jak prawie zlewająca się z tęczówką źrenica rozszerza się, gdy tylko dotarło do niego, kogo sprowadziliśmy.
- Ty! - warknął, podnosząc się.
Gwiazdka i Robin doskoczyli do niego i przygwoździli do łóżka.
- Nie dotarło, gdy powiedziałem, że nie chcę cię więcej widzieć - sarknął w stronę Silasa, który zachował spokój.
- Jestem twoim ojcem - zaczął stoickim głosem, ale Cyborg wyrwał się dwójce przyjaciół.
- To przez ciebie jestem taki! - Wskazał na swoje ciało. - Przez ciebie cierpiałem. Nie pokazuj mi się więcej na oczy - warknął, rzucając się w jego stronę.
Zareagowałam błyskawicznie. Pochwyciłam Victora w kruczą łapę wyrastającą z podłogi.
- Bądź co bądź, ale pomagałem przy budowie tej wieży i chyba mam prawo...
- Po tym co mi zrobiłeś, nie masz prawa do niczego - ryknął wkurzony Cyborg.
Mężczyzna potarł w zamyśleniu okulary o rąbek marynarki, schował je z powrotem do kieszeni i kiwnął głową w stronę Robina.
- Cieszę się, że mogłem pomóc. Widzę jednak, że czas już na mnie - rzekł opanowanym tonem, aczkolwiek czułam, że uraziły go słowa syna. Wyszedł z sali dostojnym, długim krokiem, zostawiając nas w niezwykle napiętej atmosferze, której nawet suchy żart Bestii nie mógł by rozluźnić.

- Jestem tylko jego kolejnym eksperymentem. Nie mógł przepuścić takiej okazji, by sprawdzić, czy ciało człowieka można zastąpić mechanicznymi częściami. - Głos Cyborga był już spokojny. Siedział długo w zamyśleniu, aż zaczął opowiadać. - Chciałem, by mnie zabił. To oznaczałoby jednak niepowodzenie projektu, toteż wolał bym cierpiał. Zerwałem więc z nim kontakt na ponad rok. Ukrywałem się przed ludźmi. Aż spotkałem was. Pomyślałem sobie - tutaj nikt nie jest całkiem normalny, zupełnie jak ja. Wiedziałem, że Silas pomagał przy projekcie wieży i nie miałem nic przeciwko temu, bo jest naprawdę świetnym, ale jednocześnie okrutnym naukowcem - urwał, nabrał głęboko powietrza i kontynuował. - Nie wiem czego chciał ode mnie Deathstroke. Obudziłem się po tym wybuchu w laboratorium, ale zaraz potem on dezaktywował większość funkcji. Dopiero tutaj odzyskałem przytomność. Nie wiem co zrobił.. Muszę sprawdzić, czy nic nie straciłem i czy wszystko działa poprawnie.
- Na razie najważniejsze, że jesteś - powiedział pocieszającym tonem Robin. - Deathstroke zbiegł i nie pozostaje nam nic innego, jak wyczekiwać jego następnego ruchu.
- Dajcie już spokój z tą podróbką Dwóch Twarzy. - Bestia wtrącił się, machając lekceważąco dłonią. - Kto ma ochotę na pizzę? - rzucił wesoło.
Myliłam się. On jednak potrafi rozluźnić atmosferę.

----------------------------- 
No, to na razie wątek z porwaniem Cyborga mamy zamknięty, ale nie bójcie się, wiem już po co nasz kochany Slade to zrobił i co takiego stało się Cybusiowi. Będzie mały przeskok czasowy, ale jeśli chce się wyrobić do 50 rozdziałów i zmieścić tu jeszcze półtora roku, to jest to konieczne. Jak myślicie, co będzie punktem kulminacyjnym? Kto będzie tutaj bossem na ostatnim levelu? Obstawiajcie, a nuż wam się uda.
Muszę jakoś rozruszać sekcję komentarzy. Także bardzo ładnie proszę o co najmniej 3 osoby, które to skomentują. Nie liczę siebie i wszelkich odpowiedzi. Tylko 3 różni czytelnicy, którzy zostawią po sobie mały ślad, a tak dla mnie ważny. Masz wakacje? Masz czas? To napisz, co planujesz robić, gdzie wyjeżdżasz.
PS. Ten rozdział zostanie opublikowany automatycznie. Mogę się więc trochę spóźniać z odpowiedziami.