piątek, 24 sierpnia 2018

24. RISE OF NIGHTMARES

- Od dziwnego zdarzenia w centrum handlowym Groove minęły już dwa tygodnie. - Prezenterka telewizyjna na którymś z kolei programie odgrzewała po raz enty ten sam temat. -  Dochodzenie cały czas trwa, ale podejrzanego...
Bestia z kompletnym znudzeniem na twarzy przełączył stację, oszczędzając nam słuchania tego samego bełkotu o wciąż nieznanym dla policji sprawcy. Śledztwo jakoś nie posuwało się na przód, ale przynajmniej nie ogłoszono, by ta dziwna fala miała jakikolwiek skutek. Czyżby plan Deathstroke'a nie wypalił?
Drgnęłam nerwowo, gdy dźwięki płynące z głośników podskoczyły na pasku głośności o jakąś połowę. Dlaczego zawsze musi się tak dziać przy tych durnych reklamach? Bestia wyłączył telewizor, rzucił pilota w kąt kanapy ze zrezygnowaniem i zabrawszy ze stolika stosik komiksów, opuścił salon.
Gwiazdka wpadła w wir gotowania po tym, jak Cyborg pokazał jej, jak obsługiwać wszystkie kuchenne sprzęty. Czasami wychodziły jej nawet najbardziej wymyślne ciasta bądź wytrawne dania, ale zdarzało się też, że jedyną osobą, która łapała się na wypiek z zakalcem lub spalone ciasteczka był Bestia. Oczywiście pod warunkiem, że potrawa była przyjazna zielonym weganom.
Cyborg wrócił do majsterkowania zarówno przy sobie, jak i nowym projekcie środka transportu. Victor jednak często nam się pokazywał, w przeciwieństwie do Robina.
Lider zaszywał się to w swoim pokoju, to w pomieszczeniu z metalowym stołem, jedną lampką i mnóstwem zdjęć, wycinków z gazet i innych papierów wywieszonych na szarych ścianach. Weszłam tam tylko raz, gdy to na mnie padło, by przyprowadzić chłopaka na obiad. Ciarki przemknęły po całym moim ciele, gdy dostrzegłam liczne twarze przestępców, których wygląd wręcz mówił sam za siebie jaką mają profesję. Odpowiedział mi wtedy chłodno, że jest zajęty. Potrafił tak spędzać długie godziny. Uparty osioł. Kiedyś dojdzie do tego, że umrze z głodu lub pragnienia i nawet tego nie zauważy, bo będzie zbyt zajęty gonieniem złoczyńców.
Zamknęłam książkę z irytacją. Od kilku dni czułam tępy ból głowy, który nie pozwalał mi się skupić. Próbowałam medytacji, ale rezygnowałam po kilku minutach, bo gdy tylko chciałam uciec wgłąb umysłu, nawiedzały mnie straszne wizje od Trygona. 
Zanim wyszłam z salonu, spojrzałam jeszcze na zegarek. Teoretycznie za piętnaście minut powinien się odbyć trening. Dwie godziny męki z nabuzowanym liderem.

Wróciłam do pokoju z turbanem na głowie, peleryną przewieszoną przez ramię i paskiem w dłoni. Zaraz po torturach na Ziemi nazywanych ćwiczeniami, udało mi się jako pierwszej zabarykadować w łazience. Dawno nie czułam się tak, jakby przejechał po mnie walec. I to kilkukrotnie. Tym razem moje złe samopoczucie nie pozwoliło mi wymigać się od treningu fizycznego. 
Części roboczej garderoby zostawiłam obok sporej figury groźnie wyglądającego kruka. Potarłam włosy, chcąc możliwe jak najbardziej je wysuszyć, by nie zamoczyć doszczętnie poduszki. Przerzuciłam ręcznik przez smutną maskę teatralną z zamiarem odniesienia go z powrotem do łazienki jutro rano. Machnięciem ręki zgasiłam resztki wytopionych świec i zmęczona padłam na łóżko, czując każdą zmęczoną komórkę mięśni. 

Obudziło mnie dziwne uczucie zimna, które muskało moją skórę wywołując gęsią skórkę. Sięgnęłam w poszukiwaniu kołdry. Nie zdążyłam obrócić się na drugi bok, plecami do okna, a do moich nozdrzy doszedł gryzący, ostry zapach siarki. Usiadłam gwałtownie, modląc się, by to nie było spełnienie jednego z moich koszmarów. Oczywiście musiałam wykrakać. 
Zerwałam się z łóżka na jego widok, ale zaplątana w nogach kołdra skutecznie mnie powaliła. Uderzyłam głową o kant kufra. W ciemności pojawiły się wirujące, nieuchwytne gwiazdki, którym towarzyszyły mdłości. Jęknęłam, gdy usłyszałam chrapliwy, złośliwy rechot. Podpierając się o szybę, wstałam chwiejnie z czworaków. Oparłam się o zimną powierzchnię, nie chcąc spojrzeć wgłąb pokoju. Trygon zobaczyłby wtedy przerażenie w moich oczach, które zdławiło nawet tak ogromny gniew jakim do niego pałałam. 
- Jesteś taka słaba - wysyczał, stawiając krok ku mnie. 
Przyjął pół ludzką, pół demoniczną postać. Bordowa skóra opinała się na atletycznej sylwetce. Białe włosy zaplątane wokół nie w pełni wykształconych rogów zastąpiły te blond anielskie kosmyki. Z każdym jego krokiem słyszałam ciche stuknięcie kopyta. 
- Bratasz się z marnymi pomiotami w nadziei, że cokolwiek wobec mnie zdziałasz. To takie żałosne - sarknął z pogardą. - Kiedyś byłem z ciebie dumny, ale teraz mnie zawiodłaś! - krzyknął, wyciągając ku mnie zakończoną pazurami dłoń. 
Siedziałam skulona pod szybą, modląc się, by ktokolwiek z tytanów zareagował. Jego słowa mnie rozwścieczyły, ale strach, który ogarnął mój umysł, sprawił, że nie mogłam się ruszyć. Nie spodziewałam się, że wyśle tutaj swoją projekcję, która mając zaledwie namiastkę jego mocy, mogła naprawdę wiele. 
Sekundy mogły być minutami. Czekałam, aż zniszczy moje ciało i zabierze duszę, by nad nią zapanować. Ta myśl rozwścieczyła mnie jeszcze bardziej. Nikt nie będzie mną pomiatał!
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, gdy przykucnął przy mnie, by napawać się moim żałosnym widokiem. 
Uwolniłam energię w postaci fali zmiatającej wszystko, co stanęło na jej drodze. Trygon wrzasnął, a potem rozsypał się w śmierdzący proch, który rozpłynął się w zawirowaniu powietrza.
Pociemniało mi przed oczami, a sekundę później zostałam oślepiona światłem, które wdarło się z korytarza przez otwarte drzwi. Robin dopadł do mnie, zaraz za nim wpadli Cyborg i Gwiazdka. Bestia wtoczył się ostatni, z zaciekawieniem rozglądając się po zniszczonym pokoju. 
- Raven, spokojnie - wyszeptał lider, kładąc dłoń na moim ramieniu. 
Podciągnęłam kolana jeszcze bliżej klatki piersiowej, jakbym mogła się tam schować przez całym tym światem. Spuściłam głowę, ukrywając się za kurtyną nadal wilgotnych włosów. 
- Co się stało? - zapytał łagodnym głosem. 
- Proszę, wyjdźcie z tego pokoju - powiedziałam cicho zachrypniętym głosem. 
Zapanowała cisza. Po chwili usłyszałam kroki dwójki ludzi. Gwiazdka pewnie wyleciała. 
- Powiedz, co się stało? - Robin usiadł naprzeciwko mnie i oparł się plecami o łóżko. 
- Miałam koszmar - odparłam, nie patrząc na niego. 
- I dlatego krzyczałaś, znalazłaś się w tym miejscu i zniszczyłaś pokój? - dopytywał sceptycznie. 
Uniosłam morderczy wzrok. Był tylko w dresach i luźnym t-shircie. Zawsze gotowy na wszystko lider nie spał w swoim kolorowym wdzianku? Znalazł za to czas, by założyć maskę i pas. 
- Był wyjątkowo realistyczny - odparłam zgryźliwie, odgarniając wpadające mi to oczu włosy. 
- Krwawisz - stwierdził niespodziewanie, jakby dotarło do niego, że nic ze mnie nie wydobędzie. Wyciągnął rękę w moją stronę. Drgnęłam nerwowo, wciąż mając w pamięci, jak podobny gest uczynił Trygon. 
- Najwidoczniej spadłam i walnęłam się o kufer - odparłam lekceważąco.
Ból był prawdziwy. Fala energii również. Nie byłam przekonana, czy siarka też się zaliczała. Cały czas miałam wrażenie jakby ten zapach wciąż gryzł mnie w nozdrzach i gardle, ale nie chciałam zrobić z siebie wariatki i zapytać o to Robina. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Czy rzeczywiście był to koszmar? A może halucynacja? Nie miałam pojęcia, w którym dokładnie momencie się przebudziłam.
- Rachel, wiesz, że możesz nam powiedzieć o wszystkim - zapewnił mnie miękkim głosem. Ze złego gliny w dobrego?
Kiwnęłam głową i postanowiłam się podnieść. Wyszło mi to dosyć nieudolnie, bo straciłam równowagę i przechyliłam się niebezpiecznie do przodu. Robin w sekundę złapał mnie i usadził na przesuniętym łóżku. 
- Jeśli nie chcesz porozmawiać, to chociaż pozwól sobie opatrzyć tę ranę. 
- Jak chcesz - burknęłam.
Chłopak uśmiechnął się lekko, jakby z politowaniem nad moim zachowaniem.

Robin po raz kolejny przeciągnął igłę przez skórę. W ogromnym skupieniu wyciągnął koniuszek języka.
- Naprawdę nic nie powiesz? - spytał nagle, wytrącając mnie z bezcelowego dryfowania myślami.
Nie wiedząc jak mam odpowiedzieć, wzruszyłam ramionami. Lider odłożył igłę z resztką nici i zmył resztki krwi z mojej twarzy. Ściągnął jednorazowe rękawiczki i założył te bojowe, oznajmiając, że to koniec zabiegu.
- Dzięki - mruknęłam. Wciąż byłam dosyć oszołomiona i praktycznie nie czułam bólu. Tylko lekkie zawroty głowy.
Richard oparł się łokciami o szafkę, jakby w oczekiwaniu na coś. Uniosłam brwi.
- Byłaś przerażona - oznajmił po chwili. - Miewałaś już koszmary, ale nigdy nie zdarzyło się... - urwał, jakby szukał odpowiednich słów. - Coś takiego - dokończył, odpychając się od szafki.
- Co chcesz osiągnąć w ten sposób? - Zaatakowałam. - Niewiedza tak cię irytuje? - Usilnie starałam się, by mój głos pozostał spokojny, ale dni bez medytacji i nadszarpnięte dzisiejszą nocą nerwy nie pomagały.
Obróciłam się na pięcie i wyszłam, bo czułam, że zbliżam się niebezpiecznie do granicy krzyku i wymykających się spod kontroli emocji.

Wróciłam do pokoju. Przekroczyłam stosy rozrzuconych książek, kawałków szkła i wielu innych drobiazgów, które zleciały z długiego regału ciągnącego się wzdłuż ściany. Cyborg był tak wspaniałomyślny, by przykręcić go do ściany. Wszystkie ozdoby i przedmioty mniejsze od mebli zostały zmiecione. Jęknęłam z bólem, widząc, że muszę to wszystko ogarnąć, a to, co przetrwało, ponownie poustawiać. Udałam się do składziku po worki na śmieci, zmiotkę i szufelkę.
Dopiero gdy zapaliłam wszystkie lampki i świece jakie posiadałam, byłam gotowa do sprzątania. Miałam wrażenie, jakby w każdym nieoświetlonym zakamarku mógł kryć się jakiś demon. Spanikowałam jak największy tchórz. Po raz kolejny zareagowałam tak przed samym Trygonem.
Westchnęłam. Może sprzątanie pozwoli mi uciec myślami od tej całej sytuacji. Mocą ułożyłam wszystkie książki na kilku kupkach tak, bym miała dostęp do roztrzaskanych fiolek i rozsypanych proszków. Będę musiała udać się na Azarath, by uzupełnić zapasy. Tylko kilka buteleczek przetrwało bliskie spotkanie trzeciego stopnia z podłogą.
Układanie książek według ich zawartości było nużące, ale wciąż lepsze niż ponowne udanie się do krainy koszmarów. Zanim skończyłam, pierwsze promienie światła zaczęły przemykać między zasłonami. Jak nigdy, dałam im pełny dostęp do pokoju.
Telekinezą poprzesuwałam meble, które przemieściły się pod wpływem fali z powrotem na ich miejsca. Przy schodku oddzielającym część pokoju z łóżkiem znalazłam połamaną wesołą maskę teatralną. Rozłamała się na prawą i lewą połowę. Obok leżała w całości smutna, która utrzymała się na abstrakcyjnej, powyginanej niczym gałęzie figurze. Wetknęłam je tam, gdy jeszcze w Azarath rozbiłam dedykowany im stojak. Odstawiłam wszystko na biurko. Rozłamane połówki prowizorycznie połączyłam tak, że z daleka można było uznać je za jedność.
Zgarnęłam z podłogi kompletnie poszarpaną kołdrę oraz poduszkę i wrzuciłam je worka. Przystanęłam przy oknie i rozejrzałam się po pokoju, oceniając swoją pracę. Wszystko wyglądało praktycznie jak wcześniej, poza niezasłanym łóżkiem i sporymi lukami na regale, które czekały na uzupełnienie ich fiolkami.
Chwyciłam ciężki worek i szufelkę wraz ze zmiotką. Sprzęt odniosłam do składziku, a śmieci wyrzuciłam do zsypu, który znajdował się na drugim końcu piętra. Wór zniknął w czarnej dziurze. Szkoda, że nie można tak zrobić z niechcianymi wspomnieniami.

Kompletnie niewyspana, wtoczyłam się do salonu. Robin krzątał się po kuchni, z której unosił się energetyzujący zapach kawy.
- Kawy? - spytał, sięgając po właśnie napełniony kubek.
- Wyjątkowo poproszę - odparłam, podchodząc do ścianki działowej oddzielającej kuchnię od salonu.
Już po chwili delektowałam się gorzkawym napojem. Patrzyłam na lidera, który raz po raz popijał kawę nad dzisiejszą gazetą.
- Wciąż nie wiedzą, co kierowało tamtym facetem - podjął temat, przerywając ciszę.
Uniosłam pytająco brew, bo nie wiedziałam o kogo mu chodzi.
- Chodzi o tego, co wjechał w grupę ludzi, a potem rzucał się na policjantów i postrzelił jednego jego własną bronią - doprecyzował.
Kiwnęłam głową na znak, że przypomniałam sobie tę sprawę.
- Mówił, że widział demony? - dopytałam.
- Piekielne istoty. Mówił też, że nawet nie wiedział, kiedy znalazł się w samochodzie - dodał.
- Może to przez narkotyki? - zaproponowałam.
- Sprawdzili go. Był czysty.
Złapałam się za kłujące skronie, gdy w wieży rozległ się alarm.
- Może daruj sobie dzisiaj - rzucił, przechodząc obok mnie. Troszczył się?
Do salonu wtoczyli się Gwiazdka i Cyborg.
- Zamieszanie na stadionie. Dwóch mężczyzn wbiegło na murawę i zaatakowało zawodników - relacjonował lider, przeglądając widok z kamer. - Policja już interweniuje. Poradzą sobie - rzekł, odwracając się od monitora. - Gdzie Bestia?
Dopiero teraz odnotowaliśmy brak jednego członka drużyny.
- Pewnie wciąż śpi. - Cyborg wzruszył ramionami. Nie raz już ściągaliśmy Zielonka z górnego piętra łóżka. - Idziemy go obudzić? - zaproponował z łobuzerskim wyrazem twarzy.
W Robinie chyba załączył się tryb małego nicponia-sadysty, bo zgodził się na to ochoczo.
Gęsiego dotarliśmy pod pokój Bestii. Spojrzeliśmy każdy po sobie, ale nikt nie chciał być tym, który otworzy drzwi jako pierwszy. Nigdy nie było wiadomo, w co się wdepnie albo co gorsza, jakie zmutowane, ukiszone i rządne krwi rzeczy się na ciebie rzucą. Robin nie raz wydawał chłopakowi polecenie służbowe, by uprzątnął ten burdel i wypsikał cały pokój kwiatowymi odświeżaczami powietrza, ale za każdym razem wszystko po kilku dniach magicznie wracało na swoje miejsce.
- Dobra, wchodzę. - Po chwili ciszy to Cyborg, jako pomysłodawca, okazał się tym odważnym.
Zatkał teatralnie nos i otworzył drzwi. Zapach był przewidywalny, ale jednak nie takiego widoku się spodziewaliśmy.
W stertach ubrań, opakowań po pizzy i innych dziwnych rzeczach tarzał się Bestia. Wydawał przy tym ciche warknięcia i pomruki.
Przepchnęliśmy się obok zdziwionego Cyborga. Robin przykucnął przy nim i wbił palce w nagie ramię chłopaka. Ten jednak nie zareagował, spróbował tylko złapać się za głowę, ale wciąż sparaliżowane ciało uniemożliwiło mu to.
- Odsuńcie się - powiedziałam stanowczo i usiadłam za głową wiercącego się Garfielda. Położyłam dłonie na jego skroniach i skupiłam się na emocjach.
Uderzył mnie jego strach i gniew. Zalały mnie falą, wypełniając mój umysł odczuciami i licznymi, krótkimi niczym mrugnięcia obrazami. Przyjęłam i rozproszyłam buzujące uczucia. Wyciszyłam myśli Bestii, jednocześnie wybudzając go.
Garfield otworzył nagle intensywnie zielone oczy i błyskawicznie podniósł się do siadu.
- Co wy? - spytał skołowany, widząc wianuszek zaniepokojonych twarzy wokół siebie. - Dlaczego siedzę na podłodze? - dodał, lekko się od mnie odsuwając.
- Chcieliśmy cię obudzić i jak przyszliśmy, to miotałeś się w tym bałaganie - wyjaśnił uczynnie Cyborg.
- Miałeś koszmar? - spytał poważnym głosem Robin.
- No... Tak jakby - odparł Bestia, drapiąc się nerwowo po karku.
- Przypadek? - rzucił Cyborg, przenosząc znaczący wzrok z Zielonka na mnie.
- Nie sądzę - mruknął w zmyśleniu lider.
- Eee... Długo tak będziecie tutaj stać? - Właściciel pokoju podniósł się na równe nogi i poprawił spadające bokserki.
Robin machnął ręką i opuścił graciarnię. Zrobiliśmy to samo. Cyborg, który wyszedł jako ostatni, zaciągnął się ostentacyjnie czystym, klimatyzowanym powietrzem na korytarzu.
Ruszyłam ku ciemnicy, by odmedytować ten kłębek emocji, który przejęłam od Bestii.
- Raven, poczekaj. - Warknęłam groźnie pod nosem na stanowczy głos lidera.
- O co chodzi? - spytałam chłodnym i aż nadto szorstkim głosem.
- Co widziałaś w śnie Bestii?
Prychnęłam. Cudowny Chłopiec musi zawsze wiedzieć wszystko o wszystkim i wszystkich.
- Po pierwsze. - Wyciągnęłam palec wskazujący kilka centymetrów od jego twarzy. - Ja CZUŁAM, nie WIDZIAŁAM - wyjaśniłam z naciskiem. - Po drugie, sny to coś prywatnego i nawet jakbym wiedziała, to bym ci nie powiedziała - sarknęłam niczym naburmuszone dziecko, wyprostowując środkowy palec.
- Raven, nie utrudniaj - zaczął pouczającym głosem, ale wyczułam, że był na granicy spokoju i cierpliwości do mnie.
- Oskarżysz mnie o utrudnianie twojego śledztwa co, gdzie, z kim i kiedy robimy? - zakpiłam.
Czułam, jak ukryty głęboko we mnie demon karmi się strachem oraz gniewem zarówno Bestii, jak i moim. Zacisnęłam pięści i nabrałam głęboko powietrza.
- Robię to, by was chronić - wypalił, usilnie starając się utrzymać emocje, które wyraźnie czułam, na wodzy.
Otwarłam usta, by wyrazić swoje zdanie na temat kontrolowania  i zgłębiania naszych poczynań, ale wyczułam Gwiazdkę.
- Dobrze ci radzę, zostaw mnie w spokoju - zasyczałam na odchodne i pośpiesznie, zanim Gwiazdka wyszła zza zakrętu, zniknęłam w swoim pokoju.

--------------------------
Mając możliwość zakończyć tekst po zaledwie 1600 słowach z jakże fajnym i takim konkretnym zakończeniem, postanowiłam jednak się wysilić i rozwinęłam rozdział do, uwaga uwaga, aż 2400? Ej... wyglądało na dłuższe... no dobra, długość standardowa, ale jest w zaplanowanym terminie, więc to największy sukces.
Macie jakieś nowe teorie dotyczące maszyny Slade'a? Mam już konkretny plan na to i kilka najbliższych rozdziałów będzie ładnie i konsekwentnie (ta... jasne. Chciałabym.) napisana.
Liczę na sporo komentarzy, ale to przecież jak zwykle. Miłych ostatnich dni wakacji.

piątek, 10 sierpnia 2018

ŁADNY, OKRĄGŁY ROCZEK! (I 5 DNI)

Jak mogłam przegapić pierwszą rocznicę bloga? Co ze mnie za wyrodna matka? I właściwie nawet bym się nie zorientowała, gdyby nie wspaniała Aris.
Rocznica wypada 5 sierpnia. Mogłabym tu teraz walnąć jakąś przemowę, jak to się rozwinęłam przez ten rok, co się wydarzyło. Mogę, ale tego nie zrobię. Jako rasowy ścisłowiec podam wam statystyki. Wrzesień tuż tuż, trzeba rozruszać trochę mózgi (o ile jeszcze się je ma, bo mój chyba wyparował wraz ze wszystkim przy tych upałach).
A więc:
Łącznie wpadło tutaj 1079 zaginionych duszyczek. 
Na dłużej, pod postacią obserwatorów, pozostało 5 masochistów.
Zostawiliście (pewnie połowa jest moja...) 96 komentarzy. (Można to gdzieś sprawdzić? Bo ja liczyłam to osobno z każdego rozdziału)
Nie wiem co więcej mogłabym tu napisać... Może tak - Dziękuje Wam wszystkim, i tym, którzy tu zostali, i tym, którzy wpadli i stwierdzili, że nie chcą by ich oczy krwawiły. Mam nadzieję, że będzie was tu coraz więcej, a ten blog osiągnie tak wielki sukces, jak ten poprzedni (PO WPISANIU W GOOGLE "BLOG MŁODZI TYTANI" GDZIEŚ NA DOLE PIERWSZEJ STRONY BYŁ TEN, JAKŻE WYMYŚLNY TYTUŁ "TEENTITANSANDRAVEN"). Cieszę się, że mogę obserwować, jak rozwijam swoją umiejętność pisania, chociaż i tak daleko mi to pewnych osób, które są tutaj praktycznie od początku i wytrwale mi pomagają. Liczę, że chociaż jeden blog uda mi się zakończyć w przewidywanej ilości rozdziałów i tomów. Mam nadzieję, że będzie mi w tym kibicować coraz więcej czytelników.


23. PRZEPRASZAM, GDZIE ZNAJDĘ KŁOPOTY?

- Nie wydaje mi się to zbyt prawdopodobne - stwierdził sceptycznie Robin.
W piątkę pochylaliśmy się nad rozwiniętymi planami dziwnych urządzeń i kilkoma ich małymi modelami. Jak powiedział Cyborg, w skali 1:15. Prawdziwie zainteresowani przypuszczeniami, co Deathstroke mógł wyczarować z tych wszystkich skradzionych rzeczy, byli tylko Victor, Richard i Bestia, chociaż ten ostatni był raczej zafascynowany samą technologią. Ja i Gwiazdka nie nadążałyśmy za seriami wypuszczanymi jak z karabinu nic nieznaczących dla nas słów. Czekałyśmy więc cierpliwie na koniec zwołanego zebrania, gdy Robin streści wszystko w kilku zwięzłych i zrozumiałych zdaniach.
- Jak na razie się nie pokazał. Mam wrażenie, że to już ostatnia część. - Wsunął palce w gęste włosy. Aż dziw, że tam nie utknęły. - Znowu pozostaje nam czekanie na jego ruch - stwierdził smętnie, bezwiednie bawiąc się jednym z modeli, przypominający trochę jakiś statek kosmiczny z filmów puszczanych nam przez Bestię. 
- Może wyjdziemy na miasto? - spytał Zielonek, chcąc odciągnąć myśli od Deathstroke'a.
- Właściwie, czemu by nie. - Jako pierwszy odpowiedział Cyborg, odrywając zamyślony wzrok od zrulowanych projektów.
- To za dziesięć minut na dole - rzucił wymuszonym, dziarskim tonem Bestia i wymaszerował z salonu. 
Następna ocknęła się Gwiazdka. Nie odezwała się. Nie posłała nawet cienia uśmiechu. Bawiąc się metalową bransoletą, odeszła od stołu. 
- Idziecie? - spytał Cyborg, przeskakując normalnym okiem to z mojej, ukrytej w cieniu twarzy, to na maskę Robina. 
Wzruszyłam ramionami. Wychodzenie gdziekolwiek przy takiej temperaturze nie malowało mi się w radosnych barwach, ale pewnie Bestia znowu nie da mi spokoju. 
- Ktoś powinien zostać w wieży i pilnować - zaczął poważnym tonem lider, ale Cyborg wtrącił się z lekceważącym machnięciem ręki.
- Alarm powiadomi nas przez komunikatory. Wszyscy musimy trochę odpocząć od tego psychopaty. - Przekrzywił lekko głowę, świdrując Robina wzrokiem, który oznaczał mniej więcej "odmów, a cię zwiążę i zaciągnę tam siłą". Chłopak jedynie powtórzył mój gest. 
- No i to rozumiem - rzucił wesoło. - To za... - przeniósł wzrok gdzieś ponad nas - siedem minut przy T-ercedesie*. Victor opuścił salon, pogwizdując cicho. 
Spojrzałam wymownie na Robina. 
- Wiesz, że nie dadzą nam spokoju, jeśli nie pójdziemy - stwierdził z udawanym smutkiem, jednocześnie unosząc jedną brew i robiąc przepraszający uśmiech. 
Przewróciłam oczami i odwróciłam się na pięcie. Niespodziewanie poczułam, jak kaptur zjeżdża mi z głowy. Wykonałam szybki obrót, automatycznie zaciskając pięść przygotowaną do ataku. 
- Tak o wiele lepiej - rzucił zaczepnie Robin z szelmowskim uśmiechem na kamiennej zawsze twarzy.
Ponownie, lecz tym razem wyraźnie i teatralnie przewróciłam oczami i sięgnęłam do materiału, by ponownie schronić się w cieniu. 
- Dlaczego tak bardzo chcesz się ukryć? - spytał poważnie, chwytając delikatnie za mój nadgarstek. 
- Przyzwyczajenie - odparłam bez namysłu i ruszyłam ku drzwiom, rezygnując z założenia kaptura. Kątem oka spojrzałam jeszcze na zegarek. Minuta. Nawet nie zdążyłam już zabrać rękawiczek z pokoju przez te zaczepki Robina. Będąc już na korytarzu, machnięciem ręki otworzyłam portal do hangaru.

Może i nie było aż tak zimno, by koniecznie siedzieć w środku przytulnej, wypełnionej przyjemnym zapachem pizzerii, ale zgiełk miasta i wszechobecna świąteczna atmosfera przemawiały, jak dla mnie, za najciemniejszym kątem lokalu, gdzie mogłabym się niepostrzeżenie ukryć. Chociaż nie. Chodząc gdziekolwiek całą grupą, nie mogliśmy zostać niezauważeni. Zwłaszcza przy Bestii, który uparł się na nasze zwyczajowe miejsce na balkonie, po drodze przybijając piątki podziwiającym nas dzieciakom. I to by było na tyle z przydatnego trybu incognito. Specjalnie zajęłam miejsce, na którym siedziałam tyłem do zainteresowanych, zwróconych ku nam spojrzeniom. Zadziwiające, że Bestia i Gwiazdka tak lubili być w centrum, niekoniecznie pozytywnej uwagi. Ludzie wymieniali poglądy między sobą na tyle głośno, że już nie raz dotarła do nas ostra krytyka na temat szkód, które wyrządzamy, a za których odbudowę płacą mieszkańcy Jump City. Robin powiedział, że mamy ustalone spotkanie z burmistrzem, by na spokojnie porozmawiać o tym. Ludzie i ich wdzięczność.
Nawet nie zdałam sobie sprawy, że prychnięcie w myślach wydostało się nieznanymi mi drogami poza umysł i zwróciło na mnie uwagę reszty drużyny.
Machnęłam ręką, jakby to tłumaczyło wszystko. Uratował mnie kelner o nieprzyjemnym, ostrym spojrzeniu. Podszedł do nas i sucho zapytał, czy coś zamawiamy.
Najwidoczniej Bestia i Cyborg tym razem szybko doszli do porozumienia, bo obeszło się bez zwyczajowej kłótni o pizze wegańską i z mięsem. Dobrali jeszcze kilka sosów, coś do picia i wznowili rozmowę, gdy tylko mężczyzna odszedł, kończąc zapisywać zamówienie.
- Może Raven wie? - Wyrwało mnie z otępienia. Nawet nie wiedziałam, kto to powiedział.
- Hm? - mruknęłam, przekrzywiając pytająco głowę.
- Bestia sprzecza się ze mną, że w szachach królowa stoi na polu o przeciwnym jej kolorze - wyjaśnił Cyborg.
- Żadna szanująca się kobieta nie założyłaby białych butów do czarnej sukienki i na odwrót - odparłam, recytując zasadę wbijaną mi do głowy przez Arellę.
- Ha! Widzisz, mówiłem! - Victor uradował się niczym małe dziecko. Bestia miał trochę głupią minę, jakby sens moich słów nie dotarł do niego od razu.
Pokręciłam lekko głową nad ich niedojrzałością. 
Sięgnęłam po przyniesione przed chwilą zamówienie. Chwyciłam parujący kawałek pizzy i polałam go stojącym najbliżej sosem. Zerknęłam na Robina, który w zamyśleniu wpatrywał się gdzieś w dal. Opierał policzek na zaciśniętej pięści tak długo, że nawet z drugiej strony okrągłego stołu widziałam odciśnięty czerwony ślad. Ocknął się nagle i sięgnął gwałtownie po komunikator przypięty przy pasku, omal nie strącając po drodze dzbanka z colą. 
- Podejrzane urządzenie w samym centrum miasta - wyszeptał podekscytowanym głosem. - Podejrzewają, że to bomba - dodał, podnosząc się z miejsca. 
Bestia jęknął żałośnie nad niedokończonym kawałkiem pizzy, dopił tylko jednym haustem resztę napoju. Przemykając ostrożnie między stolikami, wypadliśmy z lokalu i zapakowaliśmy się do auta. 

Zatrzymaliśmy się pod największym centrum handlowym w Jump City. Masy ludzi wylewały się przez obrotowe drzwi. Każdy, chcąc jak najszybciej oddalić się od zagrożenia napierał ponaglająco na szyby, przez co mechanizm zatrzymywał się i skutecznie spowalniał ewakuację przerażonego tłumu. Wokół budynku zebrała się chyba cała policja. Kilkoro policjantów starało się opanować ruch na parkingu, ale ludzie nic nie robiąc sobie z ich poleceń, szukali najszybszej drogi wyjazdowej, blokując tym samym przejazd dla wojskowych jednostek. 
Przedarliśmy się przez grupę gapiów kręcących telefonami zgiełk jaki tu panował. Doszliśmy do sporej, wojskowej furgonetki, gdzie, jak nam się zdawało, urządzono centrum dowodzenia. 
- Nie potrzebujemy was tutaj - rzekł chłodno na powitanie jeden z postawnych mężczyzn stojących przy drzwiach wozu. - Profesjonaliści już się tym zajęli - dodał i zajrzał do wnętrza samochodu. 
- Kogoż ja tu widzę! - usłyszeliśmy za sobą głęboki głos. - Młodzi Tytani - rzucił, tym razem bez pogardy, dobrze nam znany generał Smith. - To chyba nie jest robota dla was - oznajmił, zatrzymując się przy nas.
- Nie wiemy nawet co się dokładnie stało - odparł Robin, zaplatając ręce na klatce piersiowej. 
- Przyszła dzisiaj dostawa do sklepu z meblami. Wwieźli wszystko na magazyn, a gdy pracownicy zaczęli to rozpakowywać, odkryli jakąś dziwną, dużą maszynę. Podejrzewają, że to bomba - wytłumaczył. - Właściwie to mieli to rozładować dopiero jutro, ale jakiś klient się uparł na fotele, które przyszły i... - urwał, ponieważ ktoś z wozu krzyknął, by generał jak najszybciej przyszedł, jednak nie musiał kończyć.
- Deathstroke robiłby to wszystko tylko po to, by wysadzić centrum handlowe? - spytał Bestia, nieuważnie umniejszając okrutnej zbrodni, jaką było zabicie takiej liczny ludzi. - Nie wydaje mi się to w jego stylu - dodał.
- Deathstroke to psychopata - stwierdził krótko Cyborg. 
- Musimy tam wejść - oznajmił nieoczekiwanie Robin. Jak jeden mąż spojrzeliśmy na niego jak na niestabilnego emocjonalnie. - A przynajmniej ja. Nie chcę was narażać. 
- I tak nas nie wpuszczą - stwierdził racjonalnie Victor.
- Raven mnie teleportuje. - Zabrzmiało to tak oczywiście, jakbym już dawno się na to zgodziła.

Ulotniliśmy się poza zagrodzony teren, tak by nikt nie zobaczył ogromnego kruka, w którego się zamieniłam. Machnięciem ręki przywołałam energię, która pochłonęła tytanów poza rzeczywistość. Podczas gdy mi znalezienie w budynku dogodnego, ustronnego miejsca zajęło koło minuty, drużyna odczuwała to jak zwykłą, milisekundową teleportację. Przemieniłam się z powrotem w człowieka przy jakimś okropnie drogim butiku. Pionowym ruchem wyprostowanych palców wskazującym i środkowym rozdarłam powłokę wymiaru. Nieprzygotowani na to tytani wypadli na brudną posadzkę, zakłócając tym ciszę panującą w opustoszałym centrum. Bestia chciał już coś skomentować, ale wyczułam zbliżających się ludzi. Takie wyskoki nie poprawią nam i tak nadszarpniętej reputacji. Położyłam palec na ustach, nakazując bezwzględną ciszę, a drugą ręką wskazałam drogę prowadzącą do drzwi ewakuacyjnych. Przeczekaliśmy tam, aż dwóch żołnierzy się oddali. 
- Skąd będziemy wiedzieć, gdzie jest ta bomba? - Bestia wypowiedział krążące po mojej głowie pytanie. 
- Po natężeniu promieniowania - odparł Robin, gapiąc się w komunikator.
Już po chwili udaliśmy się we wskazanym przez niego kierunku. 
- To był zły pomysł - jęknął Bestia, gdy doszliśmy do skrzyżowania z ogromną fontanną na środku. Do sklepu z meblami wtoczyło się właśnie trzech saperów okrytych od stóp do głów kombinezonami. 
- Nie musicie tam iść - oznajmił stanowczo Robin. - Nie chcę mieć nikogo na sumieniu. Deathstroke jest szalony, a z taką technologią mógł zbudować coś, co rozwali nawet całe to miasto. 
Gwiazdka i Bestia mieli niezdecydowane miny.
- Nie mam zamiaru się wycofać - powiedział stanowczo Cyborg. Zacisnął usta w wąską kreskę i przymrużył oko, przesuwając wzrok po naszej niezadeklarowanej jeszcze trójce.
- Jesteśmy w końcu drużyną, czy nie? - Bestia uśmiechnął się głupkowato.
Victor spojrzał na Gwiazdkę, a zaraz potem na mnie. Zgodnie kiwnęłyśmy głowami. Jak pakować się do tykającej paszczy lwa, to całą paczką.
Na twarz lidera wpłynął pewny siebie, szelmowski uśmiech. Wyjrzał z bocznego korytarza w stronę rzeczonego sklepu i po upewnieniu się, że droga czysta, gestem nakazał nam podążać za nim w ciszy. Przeszliśmy przez wyłączone bramki, przedarliśmy się przez gąszcz skórzanych sof, ciężkich, drewnianych mebli i nikomu niepotrzebnych bibelotów, aż dotarliśmy do drzwi prowadzących na zaplecze. Robin uchylił je lekko. Potem pociągnął, otworzył na oścież i ukrył się za zafoliowaną paletą. Przywołał nas do siebie.
Ostrożnie, tak by nikt nie zauważył pięciu głów wychylających się z kryjówek, obserwowaliśmy poczynania czwórki saperów. Stali wokół wysokiego na ponad metr metalowego ostrosłupa, którego powierzchnia wyglądała jak półprzeźroczysta błona, spod której prześwitywały żyły wypełnione niebieską, połyskującą substancją.Widocznie nie wiedzieli jak się za to zabrać. Spoglądali jeden na drugiego, aż w końcu najwyższy z nich zbliżył się do obiektu. Podszedł powoli, z wyciągniętą przed siebie ręką jakby błądził w ciemności. Przykucnął, obejrzał krawędzie, następnie całą powierzchnię boczną, aż doszedł do czubka, zwieńczonego dziwną figurą, jaką tworzyły zakończenia każdej ze ścian. Niepewnie wyciągnął ku temu dłoń, ale jakby się zawahał. Spojrzał na towarzyszy. My zrobiliśmy to samo.
- Stój! - krzyknął Robin, wypadając z kryjówki, gdy saper chciał tego dotknąć. Wyskoczyliśmy za liderem.
- Wynoście się stąd, to nie jest zabawa dla dzieciaków - odwarknął mężczyzna stojący najbliżej nas.
Obrócił się w naszą stronę i zrobił kilka kroków, jakby chcąc nas wystraszyć.
- Nie wiecie nawet co to jest. Jeden głupi ruch i może ucierpieć mnóstwo ludzi - zaoponował Robin spokojnym, aczkolwiek stanowczym głosem. - Przypuszczamy, że to bomba, ale elektromagnetyczna - wypowiedział na jednym wydechu, jakby saperzy w każdym momencie mogli  wykonać nierozważne posunięcie.
Ponownie wymienili spojrzenia. Mężczyzna stojący najbliżej nas wykonał ledwo zauważalny ruch dłonią. Tamci wysunęli lekko kciuki z zaciśniętych pięści. Richard chyba to przewidział, ale okazał się za wolny. Saper dotknął złożonego czubka nim ostry bumerang dosięgnął jego ręki. Uskoczył przed ciężkimi ścianami maszyny, które uchyliły się momentalnie, ukazując szkielet, a wewnątrz niego zbiornik z cieczą pływającą w uchylonych płytach. Robin zacisnął szczękę w gniewie.
- I co teraz? - spytał zachrypniętym, cienkim głosikiem nieszczęśnik, który otworzył puszkę pandory.
Nikt się nie poruszył, bo lider powiedział, że urządzenie może mieć zainstalowany czujnik ruchu. Wszyscy pozostali w bezruchu, ale maszyna zaczęła szumieć coraz głośniej. Wręcz słyszałam, jak przełykamy nerwowo ślinę. A jeśli to zwykła bomba? Będzie jedno wielkie bum! i zmiecie nas, a raczej przygniecie kilka pięter betonu nad nami.
Dźwięk narastał, a ciecz zaczęła groźnie bulgotać. Kolejne dźwięki rozbrzmiewały, jakby włączały się inne śmiercionośne mechanizmy. Po pełnej napięcia chwili coś piknęło.
- Raven, zabierz nas stąd! - wrzasnął Robin.
Wykonałam polecenie automatycznie. Przeniosłam nas do zaułka, który pierwszy nasunął mi się na myśl. Saperzy, nieprzyzwyczajeni do teleportacji, osunęli się na kolana, pewnie powstrzymując mdłości. Tytani rzucili się ku wylotowi uliczki, by zobaczyć skutki nierozważnego czynu. Po drodze zgarnął mnie Cyborg, zaciskając mechaniczną dłoń na moim przegubie.
Nie usłyszeliśmy huku, ani szelestu fali wypchniętego spod gruzów pyłu. Nie zobaczyliśmy również zgliszczy, pióropuszy ognia, ani nawet małego poruszenia wśród tłumu gapiów. Nie doświadczyliśmy tego, ponieważ zbytnio się pośpieszyliśmy. Dopiero po chwili ciszy dotarł do nas narastający syk, jakby gdzieś z oddali. Toczył się jak grzmot z odległego pioruna. Ludzie zaczęli się cofać, taranując tych stojących za nimi. Dźwięk nagle jakby się zapadł, niczym wciągnięty przez jakąś czarną dziurę, a na jego miejsce wkroczył zdezorientowany, zaniepokojony okrzyk tłumu. Wszyscy rzucili się do  ślepej ucieczki przed nie wiadomo czym, nie bacząc na czyją twarz czy dłoń nadepnęli.
Nagle nastąpił milisekundowy rozbłysk, a zaraz po nim, przenikając przez ściany centrum handlowego, rozeszła się, niczym fala tsunami, ale delikatna jak mgiełka, połyskująca na niebiesko poświata. Dziwny, coraz to bardziej powiększający się pierścień dosięgnął wszystkich nim ktokolwiek zdążył wykonać choć jeden krok.
- Chcę to zobaczyć z góry! - krzyknął niespodziewanie Robin, gdy po zjawisku nie pozostał wokół nas nawet najmniejszy ślad.
Gwiazdka chwyciła lidera za przeguby i wzleciała z nim ponad budynki. Zrobiliśmy to samo.
Z ponad trzydziestu metrów widać było, jak połyskliwa poświata przetacza się przez miasto niczym mgła, nie wyrządzając szkód, ani nie pozostawiając po sobie wspomnienia.
- Co to u licha było? - Bestia rzucił pytanie, jakby ktokolwiek mógł mu odpowiedzieć.

----------------------
*To tłumaczenie mnie po prostu powaliło i zdecydowałam się korzystać z niego.
Bardzo ładnie wyrobiłam się z terminem, jak nigdy normalnie. Ziomeczki, rozruszajcie trochę tego bloga. Zadaję wam pytanie i oczekuję TRZECH teorii od RÓŻNYCH osób. Jak sądzicie, co to było i co miało na celu?
Ogólnie, napiszcie nawet jakieś głupie - (nie) podobało mi się/denerwuje mnie to, że... (np. robisz z Bestii debila)/znalazłam/em błąd/ nie rozumiem etc. etc. niepotrzebne skreślić. Naprawdę potrzebuję wiedzieć, że poza dwoma stałymi czytelniczkami, które wręcz usprawniają działanie tego bloga (chociażby poprzez wyłapywanie błędów, za co im bardzo dziękuję) ktoś to czyta do końca i czeka na następny rozdział. Zostawienie po sobie śladu to raptem kilka minut. A nuż łyżka przyczynicie się do tego, że inni też tutaj wpadną i poznają nowy zakątek internetu?