sobota, 23 grudnia 2017

ŻYCZENIA

Jakoś tak wyszło, że życzenia zamieszczę osobno. Kto będzie chciał to sobie przeczyta...
Także tego... Mokrego dyng... Wróć! To nie te święta... Dużego karpia, dobrego barszczu. Stosu ciastek, którego sam ciasteczkowy potwór nie byłby w stanie wsunąć... A tak klasycznie to szczęścia, zdrowia... eee... samych szóstek z plusem? Zdania wszystkiego co tam macie zdać. Weny dla pisarzy, bo widzę, że sporo blogów odpadło. No i czego tam sobie jeszcze wymarzycie. ( Wiem, że nie umiem składać życzeń. Nigdy tego z resztą nie lubiłam.)
Także żegnam i mam nadzieję, że widzimy się w jeszcze liczniejszym gronie po nowym roku.

środa, 20 grudnia 2017

9. NAPÓJ BOGÓW

Wycie alarmu przyprawiło mnie o dodatkowy ból głowy. Powoli podniosłam się z, mogłoby się wydawać, wygodnej kanapy i nieprzytomnie rozejrzałam się po salonie.
Nikomu nie chciało się wracać do pokojów po nocnym seansie, więc usnęliśmy na kanapie. No dobra, kto miał miejsce na sofie, to chociaż trochę uchronił się przed bólem. Bestia dalej twardo spał zwinięty w precelka pod stołem, a Cyborg ponad połową mechanicznego ciała zjechał z kanapy.
Pstryknęłam palcami i małe igiełki ukłuły każdego członka drużyny.
Robin i Gwiazdka zerwali się jak oparzeni. Zdezorientowani rozejrzeli się po pomieszczeniu.
- Alarm - mruknęłam obojętnie, czekając aż ten nawał bodźców do nich dotrze.
Lider oprzytomniał pierwszy i rzucił się ku komputerowi, a Gwiazdka zaczęła delikatnie potrząsać pół-robotem.
- Co to? - spytałam, podchodząc do wpatrzonego w ekran Robina.
- Pożar hali produkcyjnej - odparł po chwili milczenia.
- Można by wiedzieć co tam produkowali? - rzekłam kąśliwie, gdy chłopak ponownie się zawiesił.
- Sztuczne ognie - powiedział, a zaraz potem przełknął ciężko ślinę. - Niedaleko papierni - dodał.
- Ogarnij się - syknęłam mu do ucha, po chwili bezczynnego sterczenia przed monitorem.
- Przepraszam - szepnął i potrząsnął głową. - Drużyna! - krzyknął. - Zbieramy się!
Cyborg stał już obok Gwiazdki, za to Bestia dalej leżał pod stołem, cicho pochrapując.
Otoczyłam mocą nadgarstki Zielonego i przeciągnęłam po podłodze. Gdy to nie poskutkowało, uniosłam go na kilka centymetrów i puściłam.
Bestia, czując brak gruntu pod nogami momentalnie się obudził. Jednak nie zdążył zareagować. Upadł na gołą podłogę i szybko się pozbierał.
- Już nie śpię! - krzyknął, otrzepując swój czerwono-biały strój.
- Raven, teleportuj nas tam - rozkazał.
Mruknęłam coś o słowie "proszę", ale bez ociągania przeniosłam nas pod fabrykę.
Po milisekundzie uderzył nas ogólny hałas, trzaski i powietrze, nagrzane od ogromnych płomieni pochłaniających fabrykę. W powietrze wystrzeliwały salwy fajerwerków, tworząc w połączeniu z gęstym dymem, kolorową mgłę. Strzepnęłam z ramienia kilka czarnych zwęglonych płatków.
- Musimy ogrodzić teren, by ogień nie przedostawał się dalej!- Robin próbował przekrzyczeć wszechobecny hałas. Syreny wozów strażackich, które co chwile podjeżdżały, by wspomóc kilka zastępów strażaków. Trzaski ognia, wychylającego się ku zachmurzonemu niebu.
Zgodnie kiwnęliśmy głowami i udaliśmy się pod zachodnią ścianę, która była najbliżej zakładu papierniczego.
Wzniosłam ogromną taflę smolistej energii, osłaniając sąsiadujące budynki. Spróbowałam odciąć dopływ powietrza najwyżej wybijającym się płomieniom, ale wysoka temperatura spowodowała skruszenie się powłoki. Do tej pory tylko piekielne płomienie spowodowały coś takiego.
- Raven! - Przez hałas przebiło się moje imię. Odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku.
Bestia pokazywał na lidera, stojącego obok rzędu przykurzonych, czerwonych wozów.
Podleciałam do lidera, cały czas utrzymując barierę.
- Mogłabyś jakoś sprawdzić, czy w środku kogoś nie ma? - spytał, ciągle zerkając w bok. Najprawdopodobniej na grupę reporterów i gapiów, którzy pchali się niebezpiecznie blisko pożaru. Policja utworzyła zaporę, przez którą co rusz przebiegał kurduplowaty kamerzysta, wysłany przez szefa.
- Spróbuję - odparłam i pod postacią astralnego kruka opuściłam ciało. Wzbiłam się ponad budynek, wlatując w czarny, gęsty dym, który nie był dla mnie żadnym problemem.
Zanurkowałam wprost w oślepiające płomienie. Jako niematerialny byt nie odczuwałam ciepła, bólu, ani dymu gryzącego w oczy.
Przeleciałam przez kilka ścian, bacznie rozglądając się po wypełnionych płomieniami ogromnych halach.
Miałam przelecieć już ostatnią ścianę, gdy usłyszałam ciche stęknięcie. Normalny człowiek nie wyłowiłby go z tych fali hałasu, ale jako dusza widziałam i słyszałam więcej.
Przeleciałam przez całą halę i przeniknęłam do następnego, mniejszego pomieszczenia. Kolejne nawoływania o pomoc doprowadziły mnie do leżącego pod zawalonymi belkami mężczyzny. Jeden z bali podtrzymujących strop przygniótł jego nogę.
Gdy zobaczył wielkiego kruka między tańczącymi płomieniami wrzasnął jeszcze głośniej. Pchnięta sygnałami szóstego zmysłu błyskawicznie podleciałam do niego i razem teleportowaliśmy się przed budynek, akurat w momencie gdy zawaliła się jedna ze ścian.
Wyrzuciłam "z siebie" osmalonego mężczyznę i połączyłam się ze swoim ludzkim ciałem. Ratownicy podbiegli do poszkodowanego i odprowadzili go do karetki.
- Świetna robota - pochwalił mnie lider.
Rozejrzałam się lekko otumaniona.
- Idę pomóc reszcie - powiedziałam i zrobiłam krok w stronę hali. Przypadkiem nadepnęłam piętą dół postrzępionej peleryny i wyłożyłam się jak długa na pokrytej pianą gaśniczą kostce.
Robin parsknął śmiechem, ale gdy napotkał mój morderczy wzrok szybko się zreflektował i pomógł mi wstać. Strzepnęłam z siebie białą pianę i odleciałam do reszty drużyny, pomóc w dalszej akcji gaszenia pożaru.


Kilka godzin później, w ulewnym deszczu, zmęczeni i przemoczeni wróciliśmy do wieży. Zarwanie chmury przyśpieszyło gaszenie pożaru i zabezpieczyło sąsiednie budynki przed rozprzestrzenianiem się ognia. Jednak humory nie dopisywały nikomu. Tak jakby ponury nastrój Robina udzielił się nam wszystkim.
- Nad czym tak myślisz? - spytałam telepatycznie, powodując drgnięcie kącika ust u lidera.
- Czemu sama tego nie sprawdzisz? - odburknął i ponownie pogrążył się w odmętach swojego analitycznego umysłu.
Bo nie jestem tak podła jak mój ojciec. Bo szanuję cudzą prywatność i oczekuję tego samego z ich strony. Bo nie jest mi to do niczego potrzebne. Lista byłaby długa.
Lider szybko umknął do swojego pokoju. Pewnie znowu zaszyje się tam na kilka godzin. Mamy ze sobą coś wspólnego.
- Kto chce pizze? - spytał Cyborg. Zrobił to jak najbardziej beztroskim głosem, by rozluźnić atmosferę.
- Bardzo dobry pomysł, przyjacielu - odparła Gwiazdka, wtórując robotowi swoim, jak dla mnie, lekko przesłodzonym tonem. To zadziwiające, jak można być ciągle tak szczęśliwym i miłym dla wszystkich.
- Nigdy nie odmawiam pizzy - powiedział Bestia i przywdział swój dziarski, biały uśmiech z jednym dłuższym kłem.
- Raven?
- Obojętne mi to - odparłam sucho.
Zauważyłam jak Bestia zerka na mnie kątem oka.
Przyśpieszyłam kroku i jako pierwsza weszłam do salonu. Od razu skierowałam się do kuchni, w poszukiwaniu herbaty. Chęć na ten napój bogów chodziła za mną już od kilku dni. Na Azarath mnisi codziennie przyrządzali mi napary z tamtejszych roślin. Uwielbiałam zatracać się w książkach, popijając przy tym którąś z kolei czarkę herbaty.
Otwarłam wypchane po brzegi szafki. Do tych zawieszonych wyżej musiałam podlecieć, by zobaczyć co kryje się za rzędami opakowań z niezidentyfikowanymi wegańskimi składnikami.W kącie znalazłam zielone opakowanie z herbatą. Jak głosiły napisy, była to starannie wyselekcjonowana herbata ziołowa. Mniejsza o to. Byleby była chociaż podobna do tej na Azarath.
Po chwili obczajania czajnika zagotowałam wodę i zalałam kubek z okrągłą torebką wypełnioną suszonymi liśćmi.
Ujęłam naczynie w wiecznie zimne dłonie, ogrzewając je. Skoro mój ojciec jest władcą piekła, to czemu moja skóra jest taka chłodna? Nie powinna być rozpalona, jak ciało demonów pochodzących z tego wymiaru?
- Ej, Raven. - Akurat gdy chciałam upić łyk naparu, przyjemnie parząc sobie przy tym usta, zielony gnom musiał mi przeszkodzić. - Jak myślisz, co robią dwie herbaty na ringu? - spytał z głupim uśmiechem na twarzy. - Naparzają się - dodał, gdy sama nie zareagowałam. Spojrzałam na niego z politowaniem, gdy ten aż płakał ze śmiechu. Kolejny nieśmieszny żart. Aż uszy od tego więdną.
Chciałam odpowiedzieć kąśliwą uwagą, ale Robin mi w tym przeszkodził.
- Drużyna! Nowe wieści - krzyknął i wspiął się na podwyższenie. - Poszperałem trochę i potwierdziły się moje domysły. Ten pożar miał tylko odwrócić uwagę naszą i policji. W tym czasie niewielkie, ale ważne laboratorium w centrum miasta zostało obrabowane. Na kamerach widać tylko zamaskowanego faceta, więc to nic nam nie da - powiedział, jakby w stronę Cyborga.
- Nie o to chciałem zapytać - rzekł robot. - Co zostało skradzione?
- Próbki z jakąś substancją chemiczną, w której zawarte były nanoboty, które można kontrolować. Jeszcze nie mam szczegółów. Badania były tajne.
- To kiepsko - mruknął do siebie Cyborg, drapiąc się po połowie głowy zakrytej krótko ostrzyżonymi, ciemnymi włosami.
- Drugim problemem jest ponowne rozprowadzanie Urtigo. A dokładnie jego ulepszonej wersji. Działanie pozostaje to samo, ale utrzymuje się przez znacznie dłużej i omamy są jeszcze silniejsze - dodał i zeskoczył przez nasz szereg.
- Musimy zając się obiema sprawami, ale dyskretnie. Ludzie nie przywykli jeszcze do nas, a niektórzy są nawet przeciwni naszej działalności. Po zmroku wyruszymy na patrol. Możecie się rozejść - oznajmił i szybkim krokiem wyszedł przez boczne drzwi.
- To się porobiło - mruknął Cyborg i wrócił do gry na konsoli najnowszej generacji.
Upiłam łyk ciemnej herbaty, która zdążyła już przestygnąć. Lekko gorzki napój rozlał się po moich ustach, przywołując wspomnienia z Azarath. Może na Ziemi nie jest jednak tak źle. Herbatę mają nie najgorszą. Jakoś przeżyję.

poniedziałek, 11 grudnia 2017

8. JESTEM KRUKIEM

- Raven. - Obcy głos powoli do mnie docierał. Wróciłam do świata żywych. Na Ziemię. Planetę, którą mam zamiar uratować.
- Ej. Raven - teraz do przytłumionego głosu doszedł ucisk lewego ramienia.
Powoli rozprostowałam ręce i plecy. Wybudziłam się z długiej medytacji. Po raz pierwszy od dłuższego czasu udało mi się skutecznie zamknąć w moim mrocznym umyśle. Żadnych bodźców z zewnątrz. Widocznie nawet ojciec był tak łaskaw by dać mi choć trochę spokoju.
Mruknęłam dając znać intruzowi, że słucham. Ponownie przeciągnęłam się i strzelając kolanami wstałam.
Obróciłam się do Robina.
- To co chciałeś? - spytałam obojętnie. Spojrzałam w dół, na wyżelowanego chłopaka, który stał przed murkiem. Pomimo tej różnicy i tak nie wiele mu brakowało. Mój wzrost nijak miał się do wzrostu matki, ani tym bardziej wielkości Trygona. Jako człowiek przybierał formę blond atlety. Nie dziw, że moja matka mu się oddała, pomimo początkowego strachu związanego z przyzywaniem. Stoczyła się, a ja nie chcę popełnić tego samego błędu. Będę walczyć.
- Jeszcze raz - powiedziałam. Zeskoczyłam z murku i przystanęłam przy brunecie.
- Po raz szósty, urządzamy wieczór zapoznawczy. - Wykonał w powietrzu cudzysłów. W jego głosie nie słyszałam irytacji, ale wyczuwałam od niego nerwowość.
- Nie za późno? - spytałam sceptycznie. Poświata księżyca była dostatecznie mocna, by rzucić delikatny cień na ostro wyciosaną twarz nastolatka. Poważny i stanowczy charakter w pełni odzwierciedlał jego zamaskowaną facjatę.
- Wręcz przeciwnie - odparł. - A co, zmęczona? - spytał kąśliwie.
- Już ci kiedyś mówiłam, że zło nigdy nie śpi - rzekłam, powtarzając swoje nie tak dawno wypowiedziane słowa. - Zresztą, medytacja jest dla mnie prawie jak sen. Mogę tak kilka dni. - Wzruszyłam obojętnie ramionami. Potrafiłam godzinami czytać po nocach, co umożliwiała mi codzienne doskonalenie sztuki relaksacji z mnichami.
- Kim ty jesteś? - spytał pół serio, pół żartem.
- Krukiem - odparłam, zamieniając się w astralnego ptaka. Zatoczyłam kilka kółek nad liderem i zanurkowałam w dach.
- To już wiem. - Udało mi się usłyszeć. Mam przeczucie, że Robin nie da mi spokoju i będzie chciał wiedzieć o mnie wszystko. Nie trzeba być wiedźmą, by przewidywać, iż to będą upierdliwe i ciężkie lata.
Wleciałam do salonu przez sufit i zmaterializowałam się za zbulwersowanym Bestią.
- No gdzie do jasnej ciasnej oni są? Zaraz osobiście tam pójdę i zaciągnę tą... - przerwał, gdy zauważył, że spojrzenia dwójki towarzyszy powędrowały za jego plecy. Skulił się i przełknął głośno ślinę.
- Stoi za mną, prawdą? - spytał lekko podwyższonym głosem, jaki posiadają chłopcy jeszcze przed mutacją.
Cyborg pokiwał głową, ledwo powstrzymując się od ryknięcia śmiechem. Gwiazdka była mniej obeznana i nie wiedziała jak zareagować.
- Dokończ, bardzo chętnie posłucham - wysyczałam do jego spiczastego ucha.
- Piękną, bladolicą kobietę? - zaproponował, uporczywie unikając mojego wzroku.
Klepnęłam go otwartą dłonią w potylicę, sprawiając, że zielona głowa chłopaka odskoczyła do przodu. Glonojad jęknął.
- Ej, nie bić się. - Do salonu dziarskim krokiem wszedł Robin.
- To ona - wyjęczał, wskazując na mnie oskarżycielsko palcem.
Prychnęłam tylko i usiadłam na skraju półokrągłej kanapy. Wzięłam ze szklanego stolika garść prażonych orzeszków i zaczęłam pojedynczo zapełniać swój opustoszały żołądek.
- Mógłbym was teraz zanudzić podniosłą przemową - zaczął, gdy wszedł na podwyższenie przed szybą. - Ale nie zrobię tego, jako przedstawiciel młodego pokolenia herosów. - uśmiechnął się łobuzersko. - Chciałbym za to zintegrować naszą drużynę i przy okazji wyznać, iż naprawdę cieszę się na naszą, mam nadzieję, długą i owocną współpracę. - Skończył i przejechał bo nas wzrokiem ukrytym za biało-czarną maską.
Chyba oczekiwał od nas jakichś słów aprobaty, wsparcia lub czegoś w tym stylu. Nie doczekał się.
- W takim razie może ja zacznę. Mam 17 lat i byłem pomocnikiem Batmana - zaczął, a Bestia zagwizdał na alter ego jednego z największych superbohaterów. - Jak mogliście już zauważyć jestem tylko człowiekiem - dodał z jakąś nutką dumy w głosie. Pomimo braku nadprzyrodzonych zdolności, świetnie radził sobie w potyczkach. Przewyższał nas wszystkich umiejętnościami walki wręcz. - Moi rodzice zginęli w wypadku, po którym pod swoje skrzydła przygarnął mnie Batman - dokończył, spuszczając wzrok na podłogę. Po chwili jednak uśmiechnął się do nas smutno i zszedł po schodach z podwyższenia.
- U, to może teraz ja! - Bestia wyrwał się do przodu. - Mam 15 lat i jestem dotychczas jedynym tak przystojnym - poruszał zalotnie brwiami, wpatrując się we mnie -  człowiekiem, który potrafi przemieniać się we wszystkie istniejące zwierzęta. Tą zdolność otrzymałem przez podanie antidotum na egzotycznego wirusa, którego nabawiłem się od takiej zielonej małpy co mnie użarła. - Zamienił się w równie zieloną co jego włosy małpkę i podskoczył kilka razy, wydając przy tym wysoki skrzek. Zeskoczył z podestu i wlazł Cyborgowi na głowę.
- Dajesz ziomek. - Dało się usłyszeć spomiędzy skrzekliwego głosu, którym w tej chwili operował chłopak.
Pół robot wzruszył ramionami i wyszedł przez nas.
- Zacząłbym od początku, pomijając środek mojego życia, ale zakładam, że chcielibyście wiedzieć, w jaki sposób stałem się taki. - Spojrzał na swoje ciało promieniujące niebieską poświatą i westchnął. - Byłem kiedyś atletą. Miałem świetne wyniki i miałem szansę na zdobycie pucharu stanowego. - Zamarł na chwilę, jakby wspominał stare, dobre czasy. - Jednak w skutek wypadku, w którym zmarła moja matka, doznałem wręcz śmiertelnych urazów. Mój ojciec, wspaniały naukowiec, odratował mnie, zamieniając prawie 80 procent mojego ciała na części mechaniczne. Żyłem ponad rok w ukryciu. Jednak przestałem się wstydzić samego siebie, gdy spotkałem was. No bo przecież nie wyróżniam się już tak bardzo, gdy towarzyszy mi zielony chłopak albo sam pomocnik Batmana. - Na jego ciemną twarz wstąpił smutny uśmiech. Zaraz wyjdzie na to, że każdy z nas miał trudną i nieprzyjemną przeszłość. Nie jestem jedyną pokrzywdzoną przez los.
Gwiazdka spojrzała na mnie pytająco. Kiwnęłam głową w stronę rzędu potężnych komputerów, dając znak kosmitce, by teraz to ona wyszła.
- Moje imię już znacie, więc wytłumaczę, dlaczego na Ziemię trafiłam jako ścigana. - Zaczerpnęła powietrza, przygotowując się na dłuższą przemowę. -  Zostałam sprzedana z mojego rodzinnego Tamaran - zaczęła. Po pokoju rozlał się smutek, gorycz ale i gniew. - Jako nagroda miałam zostać przetransportowana do Citadeli. - Łzy napłynęły dziewczynie do oczu. Spuściła wzrok. - Po długich torturach i eksperymentach przeprowadzanych podczas podróży statkiem, zdołałam uciec, a że najbliższą planetą była Ziemia, postanowiłam się tam ukryć. Dowódca wysłał swoich poddanych za mną, ale wtedy wy wkroczyliście. Nie dałabym sobie rady bez waszej pomocy. Dziękuję - załkała. Robin podszedł do kosmitki i objął ją. Kori wtuliła się w niego i trwała tak przez, wręcz, krępująco długą chwilę.
- Jesteśmy od tego by pomagać - powiedział i poprowadził pochlipującą nastolatkę na kanapę. W międzyczasie lider spojrzał się na mnie znacząco.
Westchnęłam i teleportowałam się przed drużynę. Podrapałam się nerwowo po karku, zsuwając przy okazji kaptur.
- No, w końcu się nam pokazałaś - mruknął Bestia, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Mam skończone 16 lat i pochodzę z innego wymiaru, zwanego Azarath. Moja matka jest Ziemianką, a ojca nie znam. - Miałam w tym miejscu zakończyć, ale do dalszych krępujących opowiadań zmusiło mnie pytanie Robina.
- W takim razie skąd u ciebie takie zdolności?
- Jestem w połowie człowiekiem, a w połowie istotą "mistyczną". - Zrobiłam z palców dwa haczyki, którymi przeszyłam powietrze. - Stąd moje liczne parapsychologiczne moce. - Spuściłam wzrok i odruchowo dotknęłam ciemno-czerwonego kamyczka prawie stykającego się z linią moich gęstych, czarnych włosów.
- Umiesz zamieniać ludzi w żaby? - wypalił Bestia z podniesioną jak uczeń w szkolę ręką.
- Nie, ale potrafię wysyłać innych do piekielnego wymiaru - zasyczałam w jego stronę. A tam demony mojego ojca zrobią z ciebie zieloną sieczkę - dodałam w myślach.
- Fajnie - skwitował przeciągle.
- Potrafię także posługiwać się zaklęciami i odprawiać rytuały jak wasze legendarne wiedźmy - dodałam i zeskoczyłam z podestu, ledwo omijając sprzęt za niebotyczną ilość pieniędzy.
Robin odlepił się od Kori i ponownie wyszedł przed nas.
- Wiem, że zaufania nie da się zbudować od tak, ale mam nadzieję, że otwarcie się każdego z nas postawiło solidne fundamenty. - Dał nam chwilę, by sens jego krótkiej przemowy do nas dotarł. - A teraz chciałem zaprezentować wam najstraszniejszy z horrorów, po którym będziecie tak przerażeni, że będziecie chcieli spać w jednym pokoju, w obawie przed czyhającymi w mroku potworami. - Sparodiował szaleńczy śmiech występujący z wielu kiczowatych filmach i włączył filmy. Obraz wyświetlił się na 1/3 szklanej ściany. Cyborg i Bestia wychylili się do przodu i zaniemówili. Rozdziawione buzie i oczy jak 5-złotówki wskazywały na podziw i zdziwienie.
- Gościu... Zawsze o takim marzyłem - wyjąkał w końcu Cyborg i opadł z powrotem na miękkie oparcie ciemnej kanapy.
---------------------------------
Jeśli wyłapiesz jakieś błędy logiczne, gramatyczne lub wszelkie inne, które się wyróżnia, napisz. Będę naprawdę wdzięczna. Czasami nawet po odczekaniu kilku dni dalej sama nie wyłapuję niektórych błędów, a czytelnik, który widzi tekst pierwszy raz na oczy tak.