sobota, 14 lipca 2018

21. ODBIJAMY

Dwugodzinny trening pozwolił nam wszystkim na pozbycie się nagromadzonych emocji. Bestia tak zawzięcie unieszkodliwiał przeciwnika za przeciwnikiem, że nawet nie zauważył, gdy cała symulacja się skończyła. Robin rozwalił dwa worki, w tym jeden zerwał z sufitu potężnym kopniakiem. Gwiazdce wystarczyły ciężary, testujące jej nadludzką siłę. A ja obeszłam się medytacją. Richard rozumiał, że po wcześniejszym wysiłku nie miałam ochoty na trening.

Dopiłam drugą z rzędu herbatę ziołową, połykając proszki na ból głowy. Uciążliwe kłucie i pulsowanie nie ustępowało od kilku godzin, więc zgodziłam się na ziemskie metody zaproponowane mi przez Robina. Poszłam do pokoju w poszukiwaniu moich szachów z Azarath. Drewniane, misternie rzeźbione pudełko znalazłam na półce za książkami. Wróciłam do salonu, rozłożyłam je na stoliku. Odsunęłam krzesło, by unieść się metr nad podłogą, co było dla mnie znacznie wygodniejsze. Ustawiłam czarne pionki po swojej stronie, pilnując pól, tak jak uczyła mnie tego Arella. To nie mnisi tak zafascynowali mnie tą grą, lecz właśnie Angela. W ten jedyny sposób, który mi odpowiadał, spędzałyśmy wolny czas. Siadałyśmy przy oknie, tak by sączące się przez nie światło oświetlało chropowatą powierzchnię szachownicy. Czasami za tym tęskniłam.
Przesuwałam pionki siłą woli, przypominając sobie kolejne dawno wyuczone ruchy. Próbowałam różnych kombinacji, czasami bezmyślnie dochodząc do pata. Westchnęłam i ustawiłam figury ponownie.
- Mogę się przyłączyć? - Niespodziewane pytanie Robina wybiło mnie z zamyślenia, przez co pionki będące jeszcze w locie, upadły.
- Jasne - mruknęłam, zbierając rozsypane figury. - Biorę czarne - uprzedziłam jego oczywiste zapytanie.
Chłopak parsknął.
- Czego mogłem się spodziewać - mruknął z lekkim uśmiechem na ustach.
W momencie, gdy mój ruch był dość długo obmyślany, a różne sekwencje analizowane, Robin robił szybkie posunięcia, które jednak miały w sobie jakąś metodę. W ten sposób zostałam zamatowana po ledwie kilku jego ruchach. Spojrzałam zdumiona na planszę, a potem na zadowolonego z siebie lidera.
- Jeszcze się zemszczę - sarknęłam, udając groźny ton.
Tym razem postawiłam na nienaturalną dla mnie pewną spontaniczność i szybkość działania. Udało mi się po chwili założyć mu szacha, ale lider sprytnie odwrócił sytuację tak, że teraz to ja musiałam bronić króla. Powtórzyło się jeszcze kilka razy. Minuty upływały, ale to przestało mieć znaczenie. Całkowicie zagłębiliśmy się w grze. Gdy miałam już wykonać ostateczny ruch, prowadzący do mojej wygranej, w salonie rozległ się cichszy niż zazwyczaj i mniej drażniący alarm. Robin poderwał się z krzesła, zahaczając o stół, przez co pionki przewróciły się. Zasiadł przed komputerem i całą grupą otoczyliśmy go w oczekiwaniu na wieści.
Niespodziewanie ekran zabłysł i ukazała nam się dwukolorowa, tak znienawidzona maska.
- Wiem, że się dodzwoniłem - zaczął zaczepnie Deathstroke, gdy nikt się nie odezwał.
"Nie widzi nas" - wyczytałam z ruchu warg Robina. Odetchnęliśmy z ulgą i zaczęliśmy wpatrywać się w złoczyńcę. Pomimo wyłączonej kamery, miałam wrażenie, jakby jego lewe oko świdrowało każdego z nas.
- Pewnie zastanawiacie się, po co dzwonię - kontynuował niskim, lekko zdartym głosem. - Proponuję wam układ...
- Nie będziemy wchodzić w żadne układy z  przestępcami - warknął stanowczo Robin i zaczął cicho wpisywać coś na klawiaturze. Ekran komputera zapełnił się mapą miasta.
- Nawet nie próbuj mnie namierzać - powiedział, po czym parsknął z pogardą. - Chciałem być miły, ale skoro tak ze mną pogrywacie, nie pójdę wam na rękę - rzekł stanowczo, a następnie widok z kamery się zmienił.
W prawie pustym pomieszczeniu, na samym jego oświetlonym środku stał metalowy stół. Przymocowany do niego Cyborg stracił swoją delikatną poświatę, która zawsze połyskiwała wokół elektronicznych części. Mechaniczne oko było całkiem blade, a druga powieka zamknięta. Wydawał się wyłączony, ale i nie naruszony.
- Właściwie i tak nie jest mi już potrzebny - powiedział jakby od niechcenia. Robin zacisnął pięści. - Jak myślicie, ile dadzą mi na czarnym rynku za tak nowoczesne części? - spytał całkowicie poważnym głosem. Obraz znowu pokazywał nam jego pomarańczowo-czarną maskę.
- Nawet się nie waż mu coś zrobić - zaczął twardym głosem Robin.
- Bo niby co mi zrobisz? - przerwał mu. - Jesteście tylko bandą irytujących niczym muchy dzieciaków. Wycofajcie się z gry teraz albo więcej osób ucierpi - zagroził i rozłączył się.
- Nie udało mi się namierzyć sygnału - rzekł zirytowanym głosem lider - ale może ktoś inny będzie to potrafił.
Odbił się od krzesła i szybkim krokiem nas ominął.
- Możesz nam chociaż raz wytłumaczyć, co masz zamiar zrobić? - spytał Bestia, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Mam wrażenie, jakbyś czasami zapomniał, że nie pracujesz już sam.
- Batgirl - rzucił krótko i ruszył ku bocznym drzwiom.
Gwiazdka uniosła brew w niemym pytaniu, kim jest ta osoba, a Bestia otwarł lekko usta ze zdziwienia.
- No co wy? Nie znacie Batgirl? - spytał, nie dowierzając. Pokręciłyśmy zgodnie głowami, ale Zielonek zbył nas lekceważącym ruchem ręki.

W oczekiwaniu na powrót Robina, przeczytałam prawie całą księgę z rytuałami. Gwiazdka zniknęła mi z oczu, chociaż jeszcze niedawno krzątała się po kuchni, a Bestia grał samotnie na konsoli. Wydawał się przygaszony, zawsze robił to z Cyborgiem w akompaniamencie entuzjastycznych okrzyków i niekiedy gróźb po poniesionej porażce.
W momencie, gdy odłożyłam książkę, by sięgnąć po herbatę, drzwi otworzyły się, wpuszczając Robina i Gwiazdkę. Bestia poderwał się szybko i rzucił pada na bok.
- I jak? Znalazła go? - Obrzucił czarnowłosego pytaniami.
- Tak. I tym razem mamy stuprocentową pewność, że to dobre miejsce - odparł pełnym energii głosem.
- Chodźmy skopać mu tyłek - rzucił entuzjastycznie Bestia.
- Kryjówka jest pod stałą obserwacją. Nie wymknie nam się - dodał pewnym głosem i zasiadł za komputerem.
Wyświetlił mapę miasta. Pomanewrował trochę przy obrazie i po chwili mieliśmy widok z ulicy na fasadę niewyróżniającego się klubu.
- Ustaliłem już plan działania. Wybieramy tylne wejście pilnowane przez jednego strażnika i kamerę - wyjaśnił szybko, pokazując plan budynku. - Bar-... - urwał. - Batgirl - poprawił się - zapętli ją, więc bez problemu powinniśmy się tam dostać.
W głowie odezwał mi się cichy głosik. Wszystko wydawało się za proste. Tak jakby to była podpucha. Wiecznie muszę się doszukiwać dziury w  całym!
- Wszystko dokładnie zaplanowane. Atakujemy o 23.

Dawno się już ściemniło. Deszcz przestał padać, wiatr ucichł. Niebo było praktycznie bezchmurne, a księżyc w pełni rzucał srebrną łunę na śpiące już miasto. Czekałam razem z Bestią i Gwiazdką na Robina. Po chwili rytmiczny szum fal obijających się o naszą wysepkę zagłuszył hałas motoru wyłaniającego się spod ziemi. Zgodnie ruszyliśmy za chłopakiem, który miał nas doprowadzić do uliczki niedaleko klubu.
Wylądowaliśmy w przesmyku między niskimi budynkami. Robin zostawił maszynę za dużym kontenerem na śmieci i ruszył wgłąb uliczki. Skręciliśmy kilka razy, aż lider uniósł rękę do góry. Posłusznie zatrzymaliśmy się. Chłopak wyjrzał ponownie zza rogu, wygrzebał coś z paska i rzucił. Usłyszałam metalowe stuknięcie, a po chwili odgłos upadającego bezwładnie ciała. Ruszyliśmy do tylnego wejścia. Drzwi były otwarte. Powoli weszliśmy na skąpane w mroku zaplecze. Zza ściany dochodziły odgłosy głośnej muzyki. Richard wyciągnął małą latarkę i zeszliśmy po schodach. Piosenka ucichła, ale krzyki tłumu niosły się aż tutaj. Weszliśmy w długi, brudny korytarz, oświetlony mrugającą świetlówką. Wszystkie przejścia po bokach były zamknięte, tylko przez szparę uchylonych naprzeciwko drzwi wpadała niebieski łuna. Robin wyciągnął z niezwykle pojemnego paska małe, naostrzone przedmioty do rzucania, ja i Gwiazdka przygotowałyśmy kulę z energii, a Bestia zamieniły się w geparda. Na nasze szczęście zawiasy nie zaskrzypiały. Weszliśmy do całkowicie pustego pokoju, z którego odchodziło troje drzwi. Robin nakazał nam ciszę, a następnie rozdzielił każdego do jednego przejścia. Poszłam w lewo. Zamieniłam się w kruka i przeniknęłam przez metalowe, ciężkie drzwi. Zawisłam w powietrzu, zamurowana widokiem Cyborga. Rozejrzałam się uważnie po skrytych w mroku kątach pokoju. Wróciłam do normalnej formy i podeszłam do ustawionego prawie pionowo stołu. Z pewnym niepokojem spojrzałam na przesuwany stolik z dziwnymi przyrządami.
- Znalazłam go - szepnęłam do komunikatora, jakby obawiając się, że ktoś mnie usłyszy.
Najciszej jak mogłam oderwałam metalowe blokady przytwierdzające Victora do stołu. Nikt mi nie odpowiedział. Usłyszałam za to odgłosy walki. Zostawiłam przyjaciela i wróciłam do pustego pomieszczenia. Prawie oberwałam zielonym pociskiem Gwiazdki. Walka czterech osób w tak małym pokoju to zły pomysł. Bestia leżał nieprzytomny w rogu. Deathstroke wymieniał potężne ciosy z Robinem, cały czas blokując mi drogę do Zielonego.
- Jednak was nie doceniłem - sarknął, wyciągając mały przedmiot z pasa przerzuconego przez ramię. - Więcej już nie popełnię tego błędu.
Nim Robin zdążył mu go wytrącić, rzucił go i po pomieszczeniu rozprzestrzenił się zielony, gryzący gaz. Miałam wrażenie, jakby Deathstroke nie uciekł od razu, ale kaszel i łzawiące oczy kompletnie rozproszyły moją uwagę.
Po chwili dym zaczął opadać, zbierając się nad podłogą. Przetarłam piekące oczy i dopiero, gdy je otwarłam, przypomniałam sobie o Bestii. Szybko doskoczyłam do rogu pokoju. Jego skóra prawie zlewała się z kolorem gazu, którzy zaczął się przerzedzać. Przerzuciłam chude ramię chłopaka przez plecy, a wątłe ciało sprawiło, że udało mi się go bez problemu podnieść.
- W tym pokoju jest Cyborg - powiedziałam, kiwając głową w stronę metalowych drzwi.
Robin gwałtownie złapał za klamkę i zdenerwowany wszedł do pomieszczenia. Poczułam ulgę Gwiazdki i lidera, gdy tylko zobaczyli Cyborga.
- Raven, zabierz nas stąd - rzekł czarnowłosy.
Kiwnęłam głową. Otoczyłam nas smolistą energią, omiotło nas zimno i szarpnęło. Teleportowaliśmy się.

- Czemu się nie budzi? - spytała spokojnym, aczkolwiek zmartwionym głosem Gwiazdka.
Robin nie odezwał się. Nie wiedział. Nie wiedział, co Deathstroke zrobił. Nie wiedział, jak to naprawić.
Cyborg ledwo mieścił się na szpitalnym łóżku, czego nie można było powiedzieć o Bestii, który wręcz tonął na sterylnie białej pościeli i ogromnej poduszce. Żaden z nich nie był podłączony pod nowoczesną aparaturę, którą zainstalowano w wieży. Zielonek wybudził się na chwilę, a potem ponownie zemdlał na widok głębokiego rozcięcia na udzie. Cyborg zaś cały czas pozostawał wyłączony.
- Potrzebujemy kogoś, kto zna się na czymś takim - wypowiedziałam myśli tłukące się po głowach nas wszystkich.
- Może... - zaczął Robin - Cyborg mówił, że odratował go jego ojciec. Pomagał nam nawet przy budowie wieży... Idę go znaleźć. Będę w salonie - rzucił, szybko wychodząc ze skrzydła szpitalnego.
- Idziesz czy zostajesz? - spytałam Gwiazdkę po długiej chwili ciszy.
- Mogę zostać - odparła, wzruszając lekko ramionami.
Sunąc ponad białymi kwadratowymi płytkami, opuściłam piętro medyczne i udałam się do pokoju.

Wiedziałam o istnieniu głośniczków i małych lampek, które sygnalizowały w wyjątkowo upierdliwy sposób alarm, ale nikt nie poinformował mnie, że przez tę instalacje można nadawać też komunikaty. Drgnęłam przestraszona, gdy zamyślona usłyszałam nad sobą głos Robina. Serce zdążyło uderzyć chyba z kilkadziesiąt razy, zanim zlokalizowałam źródło dźwięku.
Odrzuciłam książkę na bok, nie zaznaczając uprzednio miejsca, w którym skończyłam i poszłam do salonu wedle komunikatu.
Już od progu skupiłam się nie na Bestii, który nie powinien w ogóle chodzić, ale na wysokim, potężnym afroamerykaninie. Ubrany był w dobrze skrojony garnitur, który w dziwny, ale i przyjemny sposób kontrastował swoim beżowym kolorem ze skórą przybysza.
- Przedstawiam wam genialnego naukowca, Silasa Stone'a - odezwał się Robin, wysuwając rękę w jego stronę, jakby chciał go zaprezentować w całej, sporej i dumnej okazałości.
- Przybyłem najszybciej jak mogłem, gdy tylko dowiedziałem się, co stało się z Victorem. - Jego głos nie wyrażał zbytniej troski. Wydawał się pompatyczny. Miałam wrażenie, jakby traktował to wydarzenie jako kolejny naukowy problem.
- Chodźmy już do Cyborga - zaproponował Robin.
Toczyłam się na tyłach razem z kulejącym Bestią. Nie miałam ochoty jechać z tym człowiekiem w jednej windzie, więc przeniknęłam przez kilka pięter, by znaleźć się przed ogromną salą nim ferajna wypłynęła na korytarz.
Pan Silas bezczelnie przepchnął się na sam przód i omal mnie nie taranując, wszedł do sali. Szybko zlokalizował syna i z udawanym zatroskaniem podszedł do łóżka. Czułam, jak ogarnia go niezrozumiana dla mnie duma. Stał tak dłuższą chwilę w milczeniu, skanując ciało Victora kawałek po kawałku.
- Muszę mieć dostęp do jego pleców - wypalił w końcu.
Robin, patrząc w moja stronę, wykonał w powietrzu kółeczko palcem wskazującym. Obróciłam Cyborga najostrożniej jak umiałam. Stone wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki okulary o cienkich oprawkach i nasunął je na typowy, szeroki nos. Ciemnobrązowe oczy błysnęły zza szkieł, gdy dobrał się do metalowego ciała Victora. Przesuwał długimi palcami po gładkich plecach, aż natrafił w końcu na odpowiedni punkt. Przycisnął lekko, a niewielka klapka uchyliła się.
- Podstawowe czynności życiowe są cały czas podtrzymywane. - Zaczął wyjaśniać, grzebiąc w kolorowych obwodach. - Jednak chociażby cały aparat ruchu, zmysły i funkcje obronne są wyłączone. Nic trudnego by to naprawić - powiedział, wykrzywiając się, gdy sięgał po palcem po coś położonego głębiej. - I gotowe - mruknął zadowolony, zamykając pokrywę.
Półprzeźroczyste miejsca znów pokryły się niebieską łuną, a czerwone oko nabrało ponownie blasku. Pomieszczenie wypełnił cichy szum mechanizmów wznowionych do pracy. Pierwsza poruszyła się obrócona w bok głowa, a zaraz za nią ręce, na których Cyborg się podparł. Lekko oszołomiony, usiadł okrakiem na łóżku i potarł łysą głowę. Chwilę jeszcze poruszał kończynami, aż w końcu podniósł na nas wzrok. Widziałam, jak prawie zlewająca się z tęczówką źrenica rozszerza się, gdy tylko dotarło do niego, kogo sprowadziliśmy.
- Ty! - warknął, podnosząc się.
Gwiazdka i Robin doskoczyli do niego i przygwoździli do łóżka.
- Nie dotarło, gdy powiedziałem, że nie chcę cię więcej widzieć - sarknął w stronę Silasa, który zachował spokój.
- Jestem twoim ojcem - zaczął stoickim głosem, ale Cyborg wyrwał się dwójce przyjaciół.
- To przez ciebie jestem taki! - Wskazał na swoje ciało. - Przez ciebie cierpiałem. Nie pokazuj mi się więcej na oczy - warknął, rzucając się w jego stronę.
Zareagowałam błyskawicznie. Pochwyciłam Victora w kruczą łapę wyrastającą z podłogi.
- Bądź co bądź, ale pomagałem przy budowie tej wieży i chyba mam prawo...
- Po tym co mi zrobiłeś, nie masz prawa do niczego - ryknął wkurzony Cyborg.
Mężczyzna potarł w zamyśleniu okulary o rąbek marynarki, schował je z powrotem do kieszeni i kiwnął głową w stronę Robina.
- Cieszę się, że mogłem pomóc. Widzę jednak, że czas już na mnie - rzekł opanowanym tonem, aczkolwiek czułam, że uraziły go słowa syna. Wyszedł z sali dostojnym, długim krokiem, zostawiając nas w niezwykle napiętej atmosferze, której nawet suchy żart Bestii nie mógł by rozluźnić.

- Jestem tylko jego kolejnym eksperymentem. Nie mógł przepuścić takiej okazji, by sprawdzić, czy ciało człowieka można zastąpić mechanicznymi częściami. - Głos Cyborga był już spokojny. Siedział długo w zamyśleniu, aż zaczął opowiadać. - Chciałem, by mnie zabił. To oznaczałoby jednak niepowodzenie projektu, toteż wolał bym cierpiał. Zerwałem więc z nim kontakt na ponad rok. Ukrywałem się przed ludźmi. Aż spotkałem was. Pomyślałem sobie - tutaj nikt nie jest całkiem normalny, zupełnie jak ja. Wiedziałem, że Silas pomagał przy projekcie wieży i nie miałem nic przeciwko temu, bo jest naprawdę świetnym, ale jednocześnie okrutnym naukowcem - urwał, nabrał głęboko powietrza i kontynuował. - Nie wiem czego chciał ode mnie Deathstroke. Obudziłem się po tym wybuchu w laboratorium, ale zaraz potem on dezaktywował większość funkcji. Dopiero tutaj odzyskałem przytomność. Nie wiem co zrobił.. Muszę sprawdzić, czy nic nie straciłem i czy wszystko działa poprawnie.
- Na razie najważniejsze, że jesteś - powiedział pocieszającym tonem Robin. - Deathstroke zbiegł i nie pozostaje nam nic innego, jak wyczekiwać jego następnego ruchu.
- Dajcie już spokój z tą podróbką Dwóch Twarzy. - Bestia wtrącił się, machając lekceważąco dłonią. - Kto ma ochotę na pizzę? - rzucił wesoło.
Myliłam się. On jednak potrafi rozluźnić atmosferę.

----------------------------- 
No, to na razie wątek z porwaniem Cyborga mamy zamknięty, ale nie bójcie się, wiem już po co nasz kochany Slade to zrobił i co takiego stało się Cybusiowi. Będzie mały przeskok czasowy, ale jeśli chce się wyrobić do 50 rozdziałów i zmieścić tu jeszcze półtora roku, to jest to konieczne. Jak myślicie, co będzie punktem kulminacyjnym? Kto będzie tutaj bossem na ostatnim levelu? Obstawiajcie, a nuż wam się uda.
Muszę jakoś rozruszać sekcję komentarzy. Także bardzo ładnie proszę o co najmniej 3 osoby, które to skomentują. Nie liczę siebie i wszelkich odpowiedzi. Tylko 3 różni czytelnicy, którzy zostawią po sobie mały ślad, a tak dla mnie ważny. Masz wakacje? Masz czas? To napisz, co planujesz robić, gdzie wyjeżdżasz.
PS. Ten rozdział zostanie opublikowany automatycznie. Mogę się więc trochę spóźniać z odpowiedziami.

5 komentarzy:

  1. "- Wiem, że się dodzwoniłem. - zaczął zaczepnie Deathstroke, gdy nikt się nie odezwał. " - kropeczka po dodzwoniłem niepotrzebna
    " - Nawet się nie waż mu coś zrobić - zaczął twardym głosem Robin.
    - Bo co mi zrobisz? - przerwał mu." Ajajaj, Slade, mastermind każdego większego planu, największy wróg, a rzuca takim gimnazjalnym "bo co mi zrobisz"?
    "zasiadł za komputerem." Raczej przed komputerem. Za nim mógłby siadać, gdyby chciał się pobawić kablami :D
    "Bar - urwał. - Batgirl - poprawił się" Lepiej byłoby to napisać "Bar-...", bo tak to pomyślałam, ze on chce coś zrobić z barem w tym klubie xD.
    "Żaden z nich nie był podłączony pod nowoczesną aparaturę, którą zainstalowano w wieży." Ale w sumie dlaczego? Mogliby monitorować stan Bestii, żeby wiedzieć, czy np. nie zatrzyma mu się serce (a skoro dostał na tyle mocny wpierdziel, że zemdlał, to i wstrząs mózgu jest możliwy).
    "Cyborg zaś, cały czas pozostawał wyłączony." niepotrzebny przecinek
    "Serce zdążyło uderzyć chyba z kilkadziesiąt razy, zanim zlokalizowałam jego źródło." Źródło głosu czy miejsce, w którym ma serce?
    "Nie miałam jednak ochoty jechać z tym człowiekiem w jednej windzie," Jednak jest raczej zbędne
    "pizze" zgubiłaś ogonek
    Cybul wrócił, yay <3 w końcu moje dzieciątka są razem. A głównym bossem całej historii na pewno będzie Trysiu, no bo jak to tak opowiadanie o Raven bez Trysia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za sppstrzezenie bledow.
      Nie byl podlaczony, bo w przypadku Cyborga jest to niemozliwe. Bestia zas, jak wspomnialam, wybudzil sie na chwile. Czyli zyje.
      Czemu zalozylas, ze tylko jedna pizze? Kto zamawia jedna pizze? Zwlaszcza na tyle osob?
      No wiadomo, ze trysiu... to jest oczywiste. Jesli wypali ta czesc ksiazki, to w drugiej bedzie cos autorskiego, mój własny pomysl na wroga.

      Usuń
  2. "Przesuwał długimi palcami po gładkich plecach, aż nie natrafił w końcu na odpowiedni punkt." To chyba lepiej by brzmiało bez tego "nie" ale nieważne.
    Cy! Możemy zacząć świętować, niech ktoś zorganizuje welcome back party.
    Slade faktycznie wyszedł z takim gimnazjalnym tekstem XD Takie "shut up kid, i'm better than u lol"
    Nie lubię taty Cyborga. Aż się dziwię, że Vic mu nie przyłożył porządnie i nie wywalił na zbity pysk z wieży.
    Btw zablokowałam sobie notatki w telefonie z rozdziałem XD Brawo ja. Żeby zgubić hasło do notatnika...
    This is so sad Alexa play despacito.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, sorka za agnielski, zagranica weszła mi trochę za bardzo XD

      Usuń
    2. Wczesniej nie znalam dokladnie historii Cyborga i dopiero po jej przeczytaniu, postanowila ze ojciec Victora bedzie taki jak w oryginale. Kolejna zla postac. Jakos tak wychodzi...

      Usuń