sobota, 31 sierpnia 2019

5. DANSE MACABRE

 Odłożyłam książkę na bok i zgasiłam lampę stojącą obok łóżka. Mój pogrążony w półmroku pokój został zalany przez czerwone, migające światełko zamontowane w rogu. Gdyby komuś udało się jednak nie zauważyć tej oznaki, że coś się dzieje, zawsze pozostawał jeszcze niezbyt głośny, ale upierdliwy dla uszu dźwięk alarmu, który za pierwszym razem przyprawił mnie o ciarki. 

Zgarnęłam pelerynę z okrągłego łóżka i szybko przemknęłam przez spory pokój, wykonany na wzór tego w Azarath. Bardzo podobał mi się klimat, który tworzyły nieco groteskowe, drewniane meble w stylu gotyckim i mnóstwo dodatków oraz ozdób podkreślających atmosferę tajemniczości, jaka panowała między tymi wygłuszonymi, pomalowanymi na szaro ścianami. Drzwi rozsunęły się przede mną automatycznie i wyszłam na pusty korytarz.

Trochę skomplikowany układ pomieszczeń w wieży potrafił na samym początku sprawić małe problemy w przemieszczaniu się, ale już po kilku dniach udawało mi się trafić do celu bez gubienia drogi i w ostateczności przenikania przez kondygnacje i ściany.

Wleciałam do salonu. Jak zwykle, wszyscy zebraliśmy się wokół stalowego stołu, by wysłuchać najważniejszych informacji. Beast Boy ochrzcił ten kąt, jak dla mnie trochę przesadzonym mianem ,,centrum dowodzenia".

– Mamy zgłoszenie o masowym morderstwie w szpitalu psychiatrycznym, 1001 Potrero Avenue – powiedział Robin, wpatrując się w holograficzny ekran, na którym, obok mapy miasta przewijały się okienka z relacjami telewizyjnymi, czy najnowszymi artykułami na stronach internetowych. – Raven? – rzucił pytająco.

Spojrzałam na rząd sporych ekranów zawieszonych na ścianie, gdzie wyświetliła się dokładna lokalizacja i zdjęcie szpitala w rogu. Kiwnęłam głową i skupiłam myśli na docelowym miejscu. Spod moich stóp rozlała się czarna tafla energii, która, otoczywszy wszystkich, wystrzeliła ku górze, zamykając nas w półkolistej bańce. Na ułamek sekundy znowu poczułam, jakbym unosiła się w nicości, a moje ciało straciło kontakt z umysłem. Ten błogi stan przemienił się jednak w mgnieniu oka w kompletną ciemność, a zaraz potem znaleźliśmy się na pełnym od policjantów i medyków podjeździe.

Było pochmurno i zbliżał się wieczór. Policyjne koguty tańczyły wokoło, rzucając kolorowe światła na niezbyt zachęcającą do pobytu fasadę starego budynku rozciągającego się na boki. Panował lekki tłok. W drzwiach ciągle mijali się funkcjonariusze, agenci i ratownicy. Niestety, ci ostatni nie wynosili nikogo do podstawionych karetek.

– Komisarzu Drake. – Robin kiwnąwszy na powitanie głową, podszedł do wysokiego mężczyzny w płaszczu.

– Robin – odparł nieco zdziwiony, jakby wyrwany z rozmyślań. Podali sobie rękę. – Takimi sprawami też się zajmujecie? – spytał, chowając telefon do kieszeni.

– Nie ograniczamy się do skakania po dachach i łapania podstarzałych magików. Podzieli się pan informacjami?

Zebraliśmy się w ciasnej grupce przy wozie komisarza Drake'a. Mężczyzna pod pięćdziesiątkę przeczesał w bezradnym geście szpakowate włosy i spojrzał na nas z głębokim bólem. Oparł się o dach samochodu i zaczął mówić nieco zdławionym głosem:

– Pięćdziesiąt dwa ciała. W tym jedenaście pracowników – zrobił pauzę, jakby dając nam czas na przyswojenie tych zatrważających danych.

Beast Boy zakrztusił się wciąganym powietrzem.

– Ile? – wycharczał, a zaraz znowu zaniósł się kaszlem.

Uniosłam brwi z niedowierzania. Z zaniepokojeniem zastanawiałam się, kim musieli być sprawcy i jakimi umiejętnościami dysponowali, że dokonali czegoś takiego.

– Cholera – mruknął Cyborg i podrapał się po głowie.

– Cały szpital – rzekł dobitnie komisarz i pokręcił głową, jakby sam wciąż nie mógł w to uwierzyć.

– Podejrzani? – spytał Robin.

– Najpierw musimy zidentyfikować wszystkie ciała. Wtedy porównamy je z osobami, które przebywały w szpitalu i wyłonimy sprawców.

– Spróbujemy pomóc, jak tylko będziemy mogli – zapewnił Robin. – Możemy się rozejrzeć, czy musimy poczekać aż technicy skończą robotę? – spytał, wskazując głową w stronę budynku.

– Teoretycznie możecie się pokręcić tam gdzie już skończyli robotę, ale nie wiem, czy to jest dobry pomysł byście w ogóle tam wchodzili – odparł z wahaniem. – Nie chodzi nawet o zasady, ale... nie powinniście tego oglądać. Nikt nie powinien, a zwłaszcza osoby tak młode jak wy – dokończył i spojrzał na nas z troską w oczach.

– Oczywiście, jeśli nie chcecie tam wchodzić, nie ma problemu. – Robin spojrzał na nas. – Mogę iść sam, po prostu poczekacie.

Nikt nie zaprotestował, ani się nie odezwał.

– W takim razie... – westchnął i obrócił się do komisarza. – Dziękuję za informacje. – Kiwnął głową i machnął ręką, żebyśmy poszli za nim.

Odchodząc, chciałam wyminąć policjantkę, która niosła na rękach spory karton, przez co przez przypadek trąciłam komisarza łokciem. W sekundę przed oczami przewinęły mi się setki obrazów. Pełnych krwi i ludzkich szczątków, doprawionych nieznośnie przytłaczającymi uczuciami. Zakręciło mi się w głowie. Kolana ugięły się pode mną, a od makabrycznych widoków zawartość żołądka podeszła do gardła. Nie byłoby tak źle, gdyby nie fakt, że przez głowę przetoczyły mi się wszystkie emocje Drake'a, których nie byłam w stanie na raz przetrawić.

Jak zza ściany docierały do mnie jakieś niewyraźne słowa. Ktoś mnie wołał, ale tylko skuliłam się jeszcze bardziej i chwyciłam za pulsujące od bólu skronie. Nie mogłam pozbyć się sprzed oczu widoku pomieszczeń, w których ściany były pokryte krwią, a podłogi usłane powyginanymi, rozszarpanymi ciałami. I to przerażenie, które napływało do mnie zewsząd. Straciłam koncentrację, przez co zaczęłam odczuwać emocje wszystkich zgromadzonych wokoło ludzi.

Poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Miałam wrażenie, jakby ktoś wgniatał mnie w ziemię. Chciałam się odsunąć, ale mięśnie spięły się boleśnie. Musiałam otworzyć zaciśnięte powieki.

Obraz był zamazany i kołysał się. Twarz Robina była w niekomfortowo bliskiej odległości, dodatkowo trzymał mnie za ramiona, jakbym miała się zaraz przewrócić na bok.

– Raven? – spytał zaniepokojony.

Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się obrazów i emocji sprzed oczu, ale wiedziałam, że czekały mnie godziny medytacji, by w pełni się od nich uwolnić. Wszyscy członkowie drużyny stali wokół mnie. Pochylali się i w napięciu czekali, aż się odezwę.

– Już dobrze – wycharczałam. Zaschło mi w ustach.

Jakiś uczynny ratownik, który przechodził obok, zainteresował się i zapytał, czy nie potrzebujemy pomocy.

– Raven, na pewno? – spytał Robin, gdy w odpowiedzi pokręciłam głową.

Ból zelżał, a obraz ustabilizował się, więc podjęłam próbę stanięcia na nogach. Niechętnie, ale skorzystałam z udzielonego przez Dicka ramienia. Zakołysałam się niepewnie, ale gdy po chwili skurczone do granic możliwości mięśnie puściły, mogłam normalnie się poruszać.

– Co ci się w ogóle stało? – spytał Cyborg.

– Komisarz chyba miał racje, gdy mówił, żebyśmy tam nie wchodzili. Przez przypadek odczytałam jego wspomnienia i uczucia. To wygląda tak, jakby... – urwałam, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego porównania – ...przeszedł tam huragan z zębami – palnęłam, gdyż brakło mi słów na opisanie tego.

– Gdy Raven tak mówi, to serio musi tam być makabrycznie – stwierdził Beast Boy. – Nawet nie mrugnęła, gdy oglądaliśmy maraton horrorów – dodał, jak dla mnie trochę nie na miejscu.

– Wejdę tam sam. Nie będę was zmuszać do oglądania tego – zakomunikował Robin. – Poczekajcie na mnie, postaram się szybko uwinąć.

Nikt nie kwapił się, by iść z liderem. Miny pozostałych członków były ciężkie do odczytania, jakby wahali się między towarzyszeniem mu, a darowaniem sobie późniejszych koszmarów.

– Poczekaj. – Zatrzymałam go, gdy już chciał odejść. – Pójdę z tobą – powiedziałam, zanim jeszcze do końca pomyślałam, co robię.

– Raven... Wszyscy widzieliśmy, jak przed chwilą zareagowałaś – zaoponował.

– To było niespodziewane. Poza tym, to morderstwo nie mieści się w ramach normalności. Jeśli ktoś użył magii czy innych nadprzyrodzonych umiejętności, będę mogła to wykryć – rzekłam stanowczo.

Robin westchnął i kiwnął głową na zgodę.

– Poczekajcie gdzieś tutaj – oznajmił i bez problemów przeszliśmy pod żółtą taśmą otaczającą budynek.

Coś ciągnęło mnie do środka. Jakaś niezidentyfikowana siła wręcz mnie przyzywała. Cała ta sytuacja sprawiła, że z jednej strony byłam przestraszona a z drugiej zaciekawiona.

Już od progu uderzył mnie niezwykle intensywny, metaliczny zapach krwi wymieszany z tą często spotykaną w szpitalach sterylną wonią. Na niewielkim holu, gdzie mieściła się rejestracja, leżało kilka ciał, na szczęście zapakowanych do czarnych worków. Minęliśmy ostrożnie morze porozstawianych wszędzie znaczników z numerkiem dowodu w sprawie, których technicy nie skończyli jeszcze fotografować.

– Szukasz czegoś konkretnego? – spytałam, gdy Robin z rozmachem otwarł ciężkie drzwi na klatkę schodową.

– Chciałbym zobaczyć gabinety lekarzy, ale i tak muszę poczekać na raporty. Jedyne co mogę na razie zrobić, to przekopać dokumenty wszystkich pacjentów i personelu – odparł, wspinając się po schodach. – A ty? Wyczuwasz cokolwiek?

Nabrałam głęboki oddech i oczyściłam umysł. Odcięłam dostęp do myśli oraz uczuć znajdujących się w budynku ludzi i skupiłam się na nietypowych śladach, które mogli pozostawić sprawcy.

Gniew. Uderzył we mnie niczym fala tsunami i sprawił, że ponownie poczułam się dzisiaj przytłoczona. Niewyobrażalna złość, która mieszała się z jakimiś aurami nadnaturalnych stworzeń. Miałam wrażenie, jakbym znała te ślady, które jawiły mi się jako różnokolorowe plamy na czarnym tle. Wyczuwałam wręcz unoszącą się w powietrzu śmierć. Śmierć, ale tą złą, wygłodniałą, która zabiera ludzi przedwcześnie. I nieczystość. Coś, co odebrało te życia, miało powiązania z piekielnymi, teoretycznie zapieczętowanymi wymiarami.

– Poczekaj chwilę – mruknęłam do Robina i zatrzymałam się, by bardziej się skupić.

Bezkształtne plamy energii zaczęły przybierać formę. Ni to ludzką, ni to zwierzęcą. Kreatury z rogami, pazurami, czy skrzydłami. Piekielne istoty! Demony! Ktoś przywołał tutaj demony. Całą hordę. Sprawca miał nad nimi kontrolę. Nie mogliśmy trafić gorzej.

– Masz coś?

– Chyba wiem co tu się stało i kto za tym stoi – odparłam, maskując zaniepokojenie w głosie.

– To świetnie – rzekł bez entuzjazmu w głosie. – Sprawdzimy jeszcze kilka pokoi i opowiesz nam wszystko w wieży – zarządził i wyszedł na korytarz.

Tutaj było o wiele gorzej, bo nie wszystkie ciała zostały jeszcze spakowane do worków. Zalane krwią trupy leżały zgięte w pół pod ścianami. Minęliśmy przewrócony wózek inwalidzki. Pootwierane ciężkie drzwi z zasuwanymi okienkami ukazywały nam wnętrza niegdyś nieskazitelnie białych i czystych pokoi, teraz pokrytych ludzkimi wnętrznościami. Odwróciłam wzrok, gdy poczułam, że treść mojego żołądka jednak postanowiła zawrócić. Nie byłam jakoś wrażliwa na takie widoki. Tak mi się przynajmniej kiedyś wydawało. Krew, otwarte złamania, ludzkie szczątki. Byłam odporna, ale do pewnego momentu. Takie widoki w wydaniu masowym w połączeniu z gryzącą, metaliczną wonią i przytłaczającą atmosferą śmierci i strachu tworzyły mieszankę, której pospolity policjant, a nawet doświadczony technik czy detektyw mógł się nie oprzeć, czego śmierdzące i niepowstrzymane dowody można było dostrzec w paru miejscach.

Przystanęliśmy przed gabinetem z plakietką głoszącą ,,Ordynator – Dr. Timothy David". Robin pchnął delikatnie drzwi i zajrzał do oświetlonego wnętrza. Skrzywiłam się lekko. Scena wyglądała tak, jakby lekarz chciał opuścić pokój w pośpiechu, jednak nie było mu dane. Na środku kremowego dywanu ze sporą szkarłatną plamą leżało rozwleczone ciało elegancko ubranego mężczyzny. Jego twarz, która była skierowana na bok, zastygła w grymasie, jakby zaraz przed śmiercią się dusił. Z jego ust i oczodołów, tak jak u wszystkich pozostałych ciał, które widziałam, wypływała zakrzepła już krew.  Obok leżały okulary z pękniętym szkłem.

Cały pokój był już oznaczony żółtymi plakietkami. Robin okrążył powoli ciało i podszedł do masywnego biurka z ciemnego drewna, przed którym stały również zakrwawione dwa fotele. Na blacie zastawionym stosikami papieru, lampką i ramką ze zdjęciem stał otwarty laptop. Podeszłam bliżej. Minęłam odsunięty daleko od biurka skórzany, głęboki fotel i przyjrzałam się biblioteczce zajmującej całą ścianę. Z zaciekawieniem sunęłam wzrokiem po grzbietach książek. Niektóre z nich były stare, nadgryzione czasem, inne zaś, w skórzanych, praktycznie nietkniętych oprawach. Większość dotyczyła zagadnień medycyny, głównie psychiatrii, znalazłam też parę klasyków, jak ,,Makbeth" Shakespeare'a czy ,,Zbrodnia i kara" Dostojewskiego. Przykucnęłam, by spojrzeć na najniższe półki, które wydały mi się specjalnie osłonięte za szerokim biurkiem przed wzrokiem nieupoważnionych, wścibskich osób.

Wysunęłam pierwszą lepszą książkę. Uniosłam wysoko brwi ze zdziwienia. ,,Przewodnik po świecie duchów i demonów".

– Eee... Robin? – Uniosłam książkę ponad głowę, by pokazać ją chłopakowi, który zainteresował się laptopem.

– Co masz? – spytał i odwrócił się.

Chwycił księgę i obejrzał ją ze zdziwieniem z każdej strony, jakby miał taki przedmiot pierwszy raz w swoich rękach.

– Tego jest tutaj więcej – oznajmiłam i wyjęłam kolejne dzieła. – Demonologia i bestiariusze. Mistycyzm, egzorcyzmy – wymieniałam, przyglądając się ciekawym tytułom. – Szukałeś czegoś takiego? – spytałam i pochyliłam się obok niego nad otwartą książką.

– Kto by się spodziewał, że tak ceniony psychiatra będzie zajmował się takimi absurdalnymi wymysłami – powiedział, przerzucając kolejne bogato zdobione strony z misternymi rycinami przedstawiającymi różne stworzenia.

– Nie wierzysz w takie rzeczy? – spytałam, trochę zdziwiona jego ignoranctwem.

– Wiemy o życiu pozaziemskim, alternatywnych światach i jako takiej pojmowanej magii. Wiele razy widziałem, jak Zatanna rzucała czary, no ale demony? Wydawało mi się, że to stworzenia z ludowych podań i mitologii – stwierdził, ale miałam wrażenie, że samo moje pytanie trochę wpłynęło na to co sądził. Ależ by się zdziwił, gdyby dowiedział się, że stoi przed nim półdemon.

– Mogę cię zapewnić, że ,,demony" – rzekłam z naciskiem na nieścisłość znaczenia tego słowa – istnieją. Zresztą nie tylko one. Ludzie wielu istot nie mogą nawet zobaczyć. A co dopiero jeszcze jakoś sklasyfikować i opisać. Poza tym i tak większość z was to niedowiarki – stwierdziłam z lekką irytacją i wzruszyłam ramionami, dodatkowo rozkładając ręce.

– Czy to co się tutaj wydarzyło, ma z tym związek? – spytał po chwili namysłu.

– Niestety tak. I wydaje mi się bardzo podejrzane, że doktor David się tym interesował – odparłam.

Przysunęłam księgę do siebie i z zaciekawieniem zaczęłam ją przeglądać. Czy był tam Trygon? Sam władca demonów?

– Może jeden z pacjentów miał coś wspólnego z demonami? – zasugerował Robin. – Albo to po prostu jego hobby. Każdy ma jakieś dziwactwo – stwierdził. – Możemy się już zbierać.

Odstawiłam książkę na swoje miejsce i zanotowałam sobie w pamięci, by przy najbliższej wizycie w księgarni udać się na dział mistycyzmu. Wiedza o potencjalnych przeciwnikach zawsze mogła się przydać.

                                                                                                       

  Obracałam w dłoniach ciepły kubek z herbatą. Stałam przed szklanym stołem i półokrągłą kanapą. Wszyscy siedzieli z zaciekawieniem wymalowanym na twarzach. Miałam opowiedzieć, czego dowiedziałam się w szpitalu. Fakt, że nie lubiłam przemawiać, nawet przed tak małą grupą ludzi sprawił, że trochę się speszyłam. Zwłaszcza, iż nie wiedziałam, jak do końca mam przekazać wszystko, czego doświadczyłam. Sprowadzenie uczuć i przeżyć do słów nie wychodziło mi zbyt dobrze.

– Za śmierć tych ludzi odpowiedzialne są demony – zaczęłam prosto z mostu, gdyż nie wiedziałam jak mogłabym to lepiej wyrazić. – Oczywiście ktoś musiał je przyzwać, ale na wyłonienie potencjalnych sprawców musimy jeszcze poczekać. Nie byłam w stanie określić, jakie to konkretnie demony i ile ich tam było. W historii znane są osoby, a w zasadzie byty, które miały kontrolę nad takimi istotami, ale nie słyszałam nigdy, by był to człowiek. – Jesteście zwyczajnie zbyt słabi, dodałam w myślach. – W zbiorach książek ordynatora znaleźliśmy sporo pozycji na temat mistycyzmu, głównie właśnie o demonach, ale były też egzorcyzmy i opętania. Dosyć prawdopodobne wydaje mi się, że jakiś pacjent potrafił kontrolować demony, ale na razie nie mamy w niczym pewności. Razem ze Starfire przeszukałyśmy archiwa, a Cyborg przekopał Internet i znaleźliśmy sporo doniesień o dziwnych zdarzeniach z tego szpitala. Ostatnie sprzed ponad roku – powiedziałam, odstawiłam kubek i zaprezentowałam im skserowaną stronę z artykułem o intrygującym tytule: ,,Kryzys kadry medycznej? Egzorcyści rozwiązaniem problemu w szpitalu psychiatrycznym w San Francisco" – Jakiś dziennikarz podłapał, że do szpitala został sprowadzony znany egzorcysta i napisał ten tekst. Ani ordynator, ani żaden pracownik nie wypowiedział się na ten temat i wydaje mi się, że autor wiele sobie dopowiedział, ale biorąc pod uwagę, że w szpitalu popełniono w ciągu kilku ostatnich lat cztery rzekome samobójstwa, a kadra z reguły nie zagrzewa tam dosyć długo miejsca, to coś musi być na rzeczy i to od jakiegoś czasu – zakończyłam swój wywód i podałam im kilkanaście kartek z różnymi artykułami na temat incydentów.

– No dobra... – mruknął przeciągle Cyborg. – Ale dlaczego mieliby w ogóle trzymać kogoś takiego w psychiatryku? A nie, bo ja wiem, w jakimś więzieniu, czy chociażby w Arkham? – spytał, przeglądając z zaciekawieniem strony.

– Chyba nie mamy na to na razie odpowiedzi – odparł Robin. – Jesteśmy praktycznie uziemieni, dopóki nie zidentyfikują ofiar. Rzeczywiście jest to podejrzane, że ktoś, kto miał w swoich rękach tak niebezpieczne umiejętności, był przetrzymywany w zwykłym szpitalu.

– Zakładając, że był to pacjent – wtrąciła Starfire.

– No tak – zgodził się Robin. – Ale ordynator nie bez powodu miał te wszystkie książki. Może zobowiązał się, że zajmie się tą osobą?

– Możemy tak gdybać w nieskończoność – rzucił Beast Boy i ziewnął szeroko. – Może darujmy to sobie na dzisiaj? I tak nie ustalimy nic konkretnego – zaproponował i wstał.

– Możecie iść – powiedział Robin, a sam zabrał się za wertowanie kolejnych drobno zadrukowanych stron.

Wszyscy powoli opuścili salon. Ja zaś lewitowałam w pozycji lotosu i przyglądałam się spod kaptura poczynaniom lidera.

– Głupim pytaniem będzie, jeśli spytam, czy ty też pójdziesz spać? – Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na niego z politowaniem.

Pracoholik. Jak już wciągnął się w jakąś sprawę, tak kilka godzin non stop potrafił spędzić przed komputerem w poszukiwaniu informacji, czy w terenie, niezależnie od pory dnia ani pogody.

– Posiedzę jeszcze trochę – odparł z łobuzerskim uśmiechem – ale obiecuję, że gdy tylko coś znajdę, położę się spać.

Pokręciłam głową z politowaniem. Uparty i niereformowalny.

 

 Przez następne dwa dni wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach. Policja wciąż nie ustaliła tożsamości wszystkich ofiar, a w telewizji rozhuczała się afera o masowym morderstwie. Z zażenowaniem słuchałam kolejnych, coraz to głupszych i mniej prawdopodobnych teorii głoszonych przez reporterów czy anonimowych znawców pod artykułami w Internecie.

Najgorzej było z Robinem. Nienawidził siedzieć bezczynnie, a na to byliśmy skazani. Nie ważne jak dużo informacji by przejrzał albo ile osób by chciał przesłuchać, nie posunęliśmy się do przodu ani o krok.

– Kori, przełącz to proszę – burknął lider.

Dziewczyna zmieniła kanał informacyjny na kolejne wydanie wiadomości. Tutaj dla odmiany nie było nic o szpitalu psychiatrycznym, a strzelaninie w szkole w Nowym Jorku, w której zginęło sześcioro dzieci.

Siedziałam w kącie, z którego miałam dobry widok na cały salon. Spojrzałam na Robina. Stał w kuchni, oparty dłońmi o blat. Pochylał się nad gazetą i popijał co chwilę kawę, zapewne nie pierwszą dzisiaj. Jego włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj i mogłam dać głowę, że za maską ukrywały się wory pod oczami. Ciekawe, czy takiego zatracania się w aktualnej sprawie nauczył się od Batmana?

– O dziesiątej zrobimy trening – oznajmił Dick, odstawiwszy kubek do zlewu. Zwinął gazetę i skierował się do drzwi. – Dzisiaj dla odmiany poćwiczymy na torze na zewnątrz – dodał, a zapatrzony w telefon Beast Boy stęknął. – A, i tak dla przypomnienia. Garfield, zmywasz dzisiaj naczynia. – Ton Robina nie zdradzał ani krzty złośliwości, ale gdy spojrzałam na zawalony, dwukomorowy zlew, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Dick od tego niewyspania i drążenia stawał się trochę zrzędliwy.

Wstałam z zamiarem zrobienia sobie herbaty, ale rozległ się alarm. Hologram oraz ekrany w centrum dowodzenia włączyły się automatycznie, pokazując lokalizację zdarzenia, informacje, co konkretnie się stało i ewentualne relacje na żywo lub zdjęcia.

– Morderstwo na Harrington Street 12. Jedna ofiara śmiertelna, druga w ciężkim stanie. Możliwe, że jest to powiązane ze szpitalem – oznajmił Robin, przeglądając powiadomienie. – Raven, zabierzesz nas? – spytał, jakbym mogła zaprotestować.

W momencie, gdy się pojawiliśmy, z podjazdu akurat odjeżdżała karetka na sygnale. Policjanci zdążyli już zakleić otoczenie domu żółtą taśmą. Podeszliśmy do ubranego w kraciastą koszulę i niedopasowany krawat detektywa.

Robin standardowo zaczął wyciągać od niego informacje, ale moją uwagę przyciągnęło coś innego. A może ktoś? Czułam tą samą złą energię i demoniczną aurę co w szpitalu, ale tu wkradło się jeszcze jedno, dodatkowe źródło potężnej mocy. W dodatku, ten ktoś cały czas był w środku!

– Możemy wejść? – wtrąciłam się w jakże pasjonujący opis zdarzeń wysnuty przez znużonego mężczyznę.

– Tak – odparł bez wahania i wrócił do czytania Robinowi zapisków ze swojego notesika.

Pośpiesznie ruszyłam do środka. Kątem oka dostrzegłam, jak zaciekawiony Cyborg, Beast Boy i Starfire idą za mną. A biedny Dick musiał zostać i wysłuchiwać niezbyt rozgarniętego faceta.

Wparowałam do środka. Skupiłam myśli. Przecięłam hol, niespecjalnie interesując się zakrwawionym dywanem i plamami na ścianie. Wbiegłam po schodach. Z pokoju po prawej wyszedł właśnie technik w roboczym stroju, uznałam więc, że to tam musiało zdarzyć się coś ważnego. Źródło magicznej mocy było coraz bliżej. Uchyliłam powoli wgniecione drzwi i zajrzałam do pomieszczenia.

Przed ogromną plamą krwi i ludzkimi wnętrznościami na ścianie stał wysoki blondyn odziany w beżowy prochowiec i pomiętą koszulę ze zwisającym swobodnie czerwonym krawatem. Nie poruszył się. Wpatrywał się w podłogę i miałam wrażenie, że mamrotał coś pod nosem. Niemożliwe, żeby ten chuderlawy facet z sianem na głowie był źródłem tej mocy! Nawet nie zwrócił na mnie uwagi, więc weszłam ostrożnie do środka. Był jakimś ekscentrycznym detektywem? Już miałam się spytać, czy przypadkiem się nie zgubił, ale uprzedził mnie.

– Ładna pelerynka. – Miał silny, brytyjski akcent. I wciąż się nie odwrócił. – I uważaj na rzygi koło łóżka – dodał i wreszcie okręcił się na pięcie. Uśmiechnął się kpiąco, a jego wydatne kości policzkowe uwidoczniły się jeszcze bardziej.

– Twoje? – odgryzłam się, wskazując głową wymiociny.

– Nie takie rzeczy w życiu widziałem – odparł i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.

Odpalił jednego zapalniczką i zlustrował mnie z zaciekawieniem. Starając się nie zwracać uwagi na jego taksujące spojrzenie, wyminęłam go i przykucnęłam przy pozostałościach ofiary. Ślady wyglądały bardzo podobnie do tych ze szpitala. Jakby część narządów wewnętrznych wydostała się na zewnątrz w postaci sieczki, a został tylko sflaczały szkielet i mięśnie obciągnięte pomarszczoną skórą. Tym razem jednak skutecznie panowałam nad żołądkiem i resztki mózgu czy wyplutych płuc nie robiły na mnie wrażenia. Zrobiły chyba jednak na Beast Boy, który chwilę po wejściu do pokoju, wykonał szybki odwrót.

Zawisłam w powietrzu w pozycji lotosu, by spróbować zidentyfikować energię. Przymknęłam oczy. Zignorowałam obecność Cyborga i Starfire, ale osobliwy blondyn rozpraszał mnie. Jego umysł i aura, które cały czas wyczuwałam.

– Coś nie tak? – spytał ironicznie z tym swoim akcentem.

Spojrzałam na niego morderczo.

– Specjalnie mnie rozpraszasz? – spytałam, cały czas czując bijącą od niego magiczną energię.

– Tylko testuję twoją czułość – odparł i wydmuchał kłąb dymu. – Nieźle, jak na taki wiek – powiedział, kiwając głową z podziwem. – Kto cię uczył?

– Chciałbyś się podszkolić? – ucięłam i zamknęłam oczy, by móc się skupić.

Zablokowałam wszystkie bodźce dźwiękowe i wzrokowe. Pozostałości różnokolorowych aur falowały i przeplatały się nawzajem, to blednąc, to uwydatniając się. Po chwili skupienia część z nich zniknęła. Zostało tylko wiele czerwono–czarnych, postrzępionych plam, które wciąż były wyraźne i intensywne. Z jednej strony nie było tu tyle demonów, co w szpitalu, ale wydawały mi się one potężniejsze, a sam główny ślad, ten najmroczniejszy i wręcz najstraszniejszy był o wiele bardziej wyraźny. Z przerażeniem doszłam do wniosku, że osoba, która przywołała piekielne istoty, chyba urosła w siłę. Robiło się coraz gorzej.

Otrząsnęłam się z chwilowego transu akurat w momencie, gdy do pokoju wszedł Robin.

– Constantine? – rzucił nieco zdziwiony. – Liga cię przysłała?

– Oczywiście. A teraz jak ten łącznik grzecznie zaniosę im wszystkie zebrane przeze mnie informacje – odparł zgryźliwie. – Przyznam, że wplątaliście się w niezłą sprawę. Rzadko spotykam takie zbiorowisko demonów, nawet przyzwanych.

– Ktoś musi być potężny – wtrąciłam. – I cały czas rośnie w siłę – dodałam z zaniepokojeniem.

Cyborg podrapał się odruchowo po łysej głowie, a Starfire poprawiła metalową bransoletę na przedramieniu.

– Najlepiej byłoby, gdybyśmy złapali tę osobę jak najszybciej – stwierdził Beast Boy, który już wrócił, jednak nieco bledszy i usilnie unikający wzrokiem zalanego krwią kąta pokoju.

Constantine prychnął.

– Co? – spytał naburmuszony Garfield.

– Nie wiecie na co się porywacie. Czy chociaż jedno z was miało kiedykolwiek do czynienia z demonem? – spytał, a odpowiedziała mu cisza. – Tylko nie wszyscy na raz! – podniósł głos, jakby chciał nas przekrzyczeć.

– Nie musisz się o nas martwić – rzucił Cyborg. – Jeśli będziemy potrzebowali czarodzieja, zadzwonimy.

– Może darujmy sobie te docinki – wtrąciła się Starfire. – Chyba nie będziemy sobie nawzajem przeszkadzać, jeśli będziemy pracować nad tym razem?

– Dobrze prawisz – skomentował Constantine. Kiwnął głową z uznaniem i machnął dłonią, w której trzymał papierosa. – Trzymajmy się więc tej wersji i nie przeszkadzajmy sobie – ucichł i jakby przez chwilę nasłuchiwał. – Na razie żegnam, droga młodzieży. – Zasalutował niedbale i zniknął, pozostawiając po sobie tylko wirującą, czarną mgiełkę, która zaraz też się ulotniła.

– Ekscentryczny facet – stwierdził Cyborg. – Pracuje z Ligą?

– Nie do końca – odparł Robin. – Raczej nie powinien się wtrącać, a może nawet okazać się pomocny. Jest naprawdę niezły, jeśli chodzi o wszelkie paranormalne sprawy.

– Miejmy nadzieję, bo ten psychopata cały czas jest na wolności – powiedział Beast Boy.

– Nic nie poradzimy, że policja się grzebie – skomentował Cyborg, jednocześnie uważnie przyglądając się ponad ramieniem Robina, jak ten zbiera własne próbki.

– W zasadzie to nie policja. Cała sprawa została przekazana wojsku i specjalnym służbom, a jeśli oni i my nic nie zdziałamy, do zabawy dołączy się Liga – wyjaśnił Dick.

Beast Boy chciał coś powiedzieć, ale po chwili namysłu jednak zamknął usta.

– Musimy pokazać, że poradzimy sobie sami, bez ich pomocy – stwierdził stanowczo Cyborg.

– Chciałbym, żeby się tak stało – odparł Robin. – Niestety nie wszystko zależy od nas – dodał ponuro.

***** 

Umilam wam ostatni dzień wakacji. No dobra, przedostatni. To przyznać się, kto w poniedziałek idzie do szkoły, a kto jeszcze obija się na studenckich wakacjach? A może ktoś pracuje? 

Co sądzicie: lepsze było poprzednie, ciemniejsze tło, czy może to aktualne, jaśniejsze? Czyta się wygodniej? W zasadzie sama rzadko zaglądam na stronę i nie zwracam na to uwagi, ale jeśli trzeba się wpatrywać w ścianę tekstu przez jakiś czas to jednak robi to różnicę. Bardzo proszę o wyrażenie zdania na ten temat (i na temat rozdziału oczywiście też).
Jak każdy doskonale wie, rok szkolny właśnie nadszedł i nie ma zmiłuj. Nie mam pojęcia kiedy znajdę czas na pisanie, niestety przyszłe miesiące jawią mi się jako permanentny brak czasu wolnego... Rozdziały pewnie będą jeszcze rzadziej niż teraz, ale spokojnie, nie odpuszczę i napiszę tę cholerną historię do końca (przynajmniej ten jeden raz xD) choćby nie wiem co. Whatever it takes!
PS. Wciąż nie mogę odżałować Wdowy i Starka...