wtorek, 19 września 2017

4. LITTLE LIES

Uderzyłam plecami o jeden z wielu wysokich i jakże twardych budynków. Nieporadnie zablokowałam kilka kolejnych ciosów wyprowadzonych przez łysą wiedźmę.
- Dość tej zabawy - warknęłam i odepchnęłam dziewczynę falą czarnej energii.
Gdzieś po prawej stronie Cyborg siłował się z mężczyzną na potężnej dawce sterydów, starając się ochronić zidiociałych gapiów, którzy nadal nie uciekli.
Owinęłam wiedźmę w kaftan z mojej mrocznej energii. Szarpała się, ale była zbyt słaba by się uwolnić. Zostawiłam ją na boku, by policja się nią zajęła i poleciałam pomóc Gwiazdce, która zmagała się w wyważonych drzwiach banku z łysym kurduplem.
W połowie drogi do walczącej dwójki nagle zostałam zepchnięta z kursu przez uczącego się latać Cyborga. Złapałam chłopaka w kulę energii i w bezpieczny sposób opuściłam go na rozwalony asfalt, niedaleko grupki spłoszonych policjantów.
Odwróciłam się z zamiarem pomocy Gwiazdce, ale kosmitka odziana w fioletowy, dość skąpy strój właśnie przysmażała chłopaka promieniami z rąk. Po chwili wylądował na ścianie budynku, którego nie udało im się okraść.
Otrzepałam lekko postrzępioną u dołu pelerynę z kurzu i podleciałam do skutych przestępców. Dołączyli do mnie Gwiazdka i Cyborg,  który mamrotał coś pod nosem. I zaklęcia to raczej nie były...
- Robin i Bestia sobie poradzili, zaraz do nas dołączą - oznajmił Cyborg i wyłączył komunikator.
Obie skinęłyśmy głowami. Przyglądałam się żołnierzom, którzy wsadzali pojedynczo złodziei do masywnych furgonetek. Ciemnoskóra wiedźma bezczelnie wpatrywała się we mnie, nie uginając się pod moim chłodnym spojrzeniem. Naszą cichą wojnę przerwało donośne trzaśnięcie drzwi wozu, w którym dziewczyna zostanie przetransportowana do więzienia.
Niedaleko nas stała grupka zaciekawionych gapiów. Kilkoro z nich robiło zdjęcia, bądź kręciło nas. Pod naszymi spojrzeniami szybko jednak chowali aparaty. Nie uginali się tylko reporterzy telewizyjni wraz z nieodłączonymi kamerzystami, próbującymi przedostać się przez policyjny ludzki mur.
Większość ludzi patrzy na nas ze strachem i nieufnością, ale zdarzają się tacy, którzy wpatrują się w nas z podziwem. Może kojarzymy im się z Ligą? Tacy Sprawiedliwi z Jump City... Jak na razie dorośli superbohaterowie się nie wtrącali, ale zakładam, że będą chcieli nas chociażby w pewnym stopniu kontrolować. I raczej nie będzie się to nam podobać.
Oparłam się o nadgryziony róg banku i ze znudzeniem przyglądałam się kilku krukom, które teoretycznie nie powinny tu być. Te majestatyczne czarne ptaki nie przepadają za miejskimi ulicami i samochodowymi spalinami.
Chodziły wokół mnie, kompletnie nie zawracając sobie małych łepków moją obecnością. Osunęłam się po ścianie i przykucając, wyciągnęłam szczupłą dłoń w stronę zwierzęcia. Bez wahania podszedł do niej i po chwili wskoczył na okryte czarną rękawiczką przedramię. Podniosłam się i poczęłam delikatnie głaskać kruka po lśniących piórach, kompletnie nie zwracając uwagi na otoczenie.
Moje astralne ciało przybiera postać tego majestatycznego, ale niezbyt dobrze kojarzonego ptaka. Śmierć. Posłaniec. Wojna. Nieszczęście. Można by długo wymieniać. Nie przypadkowo właśnie tym staje się moja dusza. Tym właśnie jestem i nie mogę tego zmienić.
- Raven? - wyrwało mnie z czarnych myśli, pytanie Robina.
Uniosłam głowę i pustym wzrokiem spojrzałam na lidera.
- Możemy iść - wyjaśnił i nie czekając na mnie odszedł w stronę własnego motoru.
Wyprostowałam rękę, pozwalając ptakowi odlecieć. Ten, jakby rozumiejąc moje myśli, rozpostarł szerokie skrzydła i wzbił się w powietrze.
Rozejrzałam się po zniszczonym miejscu walki. Kilka rzuconych przeze mnie aut leżało na dachu lub wbiły się w ściany. Asfalt oberwał gorącymi promieniami od Gwiazdki. Gdzieniegdzie wgniecenia i ukruszony beton ze ścian otaczających główną drogę. Standardowe miejsce walki. Na razie nie widziałam ich zbyt wiele, ale zakładam, że z czasem ta liczba się zwiększy.
Wzbiłam się w powietrze i dołączyłam do Tamaranki oraz zielonego pterodaktyla. Cyborg zasiadał kółkiem swojego prototypowego auta, a Robin zapylał z przodu swoim równie kolorowym jak on sam, motorem.
Wleciałam na drogę, z której dokładnie było widać naszą powoli dokańczaną wieżę. Z zewnątrz budynek wyglądał na gotowy, ale w środku był w stanie kompletnie surowym. Cyborg dopiero ogarnia elektronikę i wyposażenie pomieszczeń, więc jeszcze jakiś czas zostaniemy we własnych mieszkaniach.O ile je ktoś miał... Miejsce, w którym się ulokowałam, było starym mieszkaniem mojej matki. Zaniedbane po jej samobójstwie, popadło w ruinę, ale nie mam zbyt dużych wymagań. I tak większość czasu spędzam z tytanami przy wieży bądź przy sporadycznych akcjach. Lider ma dopiero w planach podłączenie się do systemu ostrzegawczego policji, przez co nie "interweniujemy" jeszcze zbyt często. Ludzie na razie się do nas nie przyzwyczaili, więc może to i lepiej.
Odłączyłam się od drużyny, przekazując im telepatycznie, że muszę coś załatwić, na co w ogóle nie zaprotestowali. Zadziwiające, jak łatwo przychodzi mi okłamywać ludzi, którzy kandydują na zaufanych znajomych. Zaufanie - coś na co trzeba sobie zasłużyć, coś na co nie zasługuję.
W rzeczywistości muszę pomedytować. Trygon się do mnie dobija, tak jakby nagle sobie przypomniał, że spłodził sobie dziecko.
Wylądowałam na dachu budynku, w którym tymczasowo zamieszkałam. Ukryłam się w cieniu, rzucanym przez zabudowany szyb wentylacyjny i przyjęłam pozycję lotosu.
Kompletnie odcinając się od świata, zagłębiłam się w swój mroczny umysł.

Najpierw z czerwono-czarnego wiru wyłonił się lśniące, białe rogi. Dalej wielka, rubinowa twarz wraz z dwoma parami jaskrawo żółtych oczu, przepełnionych gniewem i wyższością. Kurz opadł, ukazując czerwone cielsko demona, częściowo ukryte pod metalowymi płytkami i jasnym materiałem przepasanym przez biodra. Trygon zarył kilkukrotnie kopytami o ziemię i ryknął wściekle. 
Wysunął przed siebie zakończone wielkimi pazurami dłonie, z których wyprysła mroczna energia, tak podobna do mojej i pochłonęła sparaliżowane strachem Azarath. 
Z psychopatycznym uśmiechem zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. 

Nabrałam gwałtownie powietrza i upadłam na zakurzony dach. To zwykła wizja. On chce mnie tylko nastraszyć. Nie raz już mi pokazywał takie obrazy. 
Wchłonęłam w gruby dach i zmaterializowałam się w zniszczonym pokoju. Miotałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu księgi. Nie mogłam sobie przypomnieć gdzie ją odłożyłam. Na następny raz sobie zapamiętam, żeby kłaść rzeczy w jedno miejsce.
Krzyknęłam zirytowana w przepełnione kurzem i pyłem powietrze, uwalniając swój gniew na Trygona, jak i samą siebie. Pozwoliłam by otulił mnie astralny kruk. Czemu wszystko mi nie wychodzi?

--------------------------
Przepraszam! Rozdział za krótki i dodany za późno. Nie mam weny ani chęci do pisania, a i tak jakoś nikt tutaj ostatnio nie zagląda. Włączałam ten głupi, zaczęty rozdział i wgapiałam się w niego, ale nie miałam kompletnie pomysłu na pisanie. Nie spodziewajcie się, że rozdziały będą jakoś regularnie i często. Może właśnie tak co 1/2. Albo nawet więcej. Dziękuję za uwagę.