sobota, 23 kwietnia 2022

29. PIERWSZE KROKI

 – No dobra, żeby nie było, że źle zrozumiałem plan – odezwał się Beast Boy. – Robimy zasadzkę, która ma wyglądać jak typowa chamska zasadzka, która wcale typową chamską zasadzką nie jest? – spytał dla pewności. 

– Chyba nie do końca rozumiem? – odparła niepewnie Starfire.

– I oni mają nas uznać za debili, nabierając się, że to faktycznie chamska zasadzka, tymczasem my zrobimy ich totalnie w konia i zanim się zorientują, zwiniemy całą piątkę? – kontynuował, ignorując zmieszaną Kori.

– Tak, Beast Boy, dokładnie tak – potwierdził Victor, kręcąc głową z rozbawieniem.

– To miała być najprostsza przynęta, ale pomocnik Batmana, jak widać, nie korzysta z oczywistych i sprawdzonych rozwiązań? – rzuciła kpiąco Terra.

– Przypominam ci, że sama się na ten plan zgodziłaś – wtrącił Cyborg, wygrażając jej palcem. – Chociaż sam wciąż nie wiem, jakim cudem w ogóle na to poszliśmy – przyznał i przeciągnął się na nieco za małym dla niego krześle. 

– Tak, dokładnie, wystawiaj się bardziej – rzuciła entuzjastycznie Terra. – Czy oni naprawdę mają was za takich debili, żeby uznać, że tak bezmyślnie wystawiliście się na atak? – spytała z autentycznym niedowierzaniem.

– Pytanie, kto tu jest w takim razie głupi – odparł jej filozoficznym tonem Beast Boy, chwycił szklankę z Colą, uniósł ją i utkwił wzrok w dali. – My, bo stworzyliśmy tak pokrętny plan, czy oni, uznając, że naprawdę moglibyśmy wpaść na tak idiotyczne rozwiązanie… – zastanawiał się, kontemplując chyboczący się w naczyniu napój. 

– Skupcie się – syknął Dick, nieustannie obserwując otoczenie. – Musimy zareagować odpowiednio wcześnie, nie możemy narazić żadnego cywila – przypomniał.

– Gościu, spokojnie, poza pracownikami są tu tylko cztery osoby i to w budynku, wybrałeś idealną godzinę na tę akcję – stwierdził Victor. 

– A co, jeśli Deathstroke się nie zjawi? – rzuciła w przestrzeń Starfire. 

– To wtedy w spokoju zjemy pizzę odparł Garfield i zatarł ochoczo ręce na widok kelnera niosącego dwie tace. 

– Wiesz, że do tej pory się to nie zdarzało, prawda? – oznajmił sceptycznie Victor, ale mimo wszystko rzucił się razem z Beast Boy’em na pizzę. 

– Raven, cokolwiek? – spytał cicho Robin. 

Niechętnie wsłuchałam się mentalnie w otaczający nas szum energii i aur. Żadnych nadzwyczaj silnych źródeł czy anomalii. Było spokojnie. Aż za spokojnie. 

– Nic – odparłam i pokręciłam głową. 

– To by było naprawdę ciekawe, gdyby ani Deathstroke, ani Fearsome Five się nie pojawili – przyznał Victor, przeżuwając. – Wystawiliśmy się jak na tacy, a ci przespali taką okazję. – Pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Nie kracz, od tego jest Raven – rzucił z głupim uśmiechem Garfield.

– Naprawdę odechciewa się człowiekowi jeść, jak tak was słucha – stwierdziła ze zdegustowaniem Terra, trzymając przed ustami kawałek pizzy. 

Przyglądałam się w milczeniu autom przejeżdżającym przed pizzerią. Mimowolnie wyczuwałam czujność Dicka i Kori. Z każdą minutą napięcie narastało coraz bardziej. A wróg nie nadchodził.

– Może to jednak my jesteśmy głupi? – rzucił Beast Boy, kończąc swoją pizzę. 

– Albo Deathstroke’owi się przysnęło w tej swojej kryjówce – odparł rozluźniony Cyborg i ponownie się przeciągnął. 

– Hit, żeby nawet coś takiego nie wypaliło – skomentowała Tara.

Dokończywszy jedzenie, zebraliśmy się w drogę powrotną w dziwnej konsternacji. Nikt nas nie zaatakował. Ktoś pomyślałby, że to powód do zadowolenia, jednak my zachodziliśmy w głowę, co poszło nie tak? Gdzie podział się Deathstroke? Gdzie Fearsome Five? Ostatnim razem zajęło im raptem moment, by nas zauważyć i zaatakować. Co się zmieniło?

Cyborg, Beast Boy i Tara wsiedli do samochodu, ja ze Starfire dostałyśmy polecenie obserwacji z góry, zaś Robin wyjechał na przód na motocyklu. Najwyraźniej nie dawało mu to spokoju i wolał zachować środki ostrożności. Zresztą nie tylko jemu. Drażniący i nieuchwytny niepokój kłębił się gdzieś z tyłu mojej głowy i podpowiadał, żeby pozostać czujną. Podążyliśmy ustaloną wcześniej trasą.

Bordowy Dodge wyprzedził Cyborga i wcisnął się między niego, a Robina. Dick znacząco zwolnił, by zmusić kierowcę do wyminięcia i jego, ale ten dostosował prędkość.

Zbliżaliśmy się do świateł. Dick przejechał na pulsującym zielonym, lampa zgasła i pojawiło się żółte. Dodge wyhamował dosyć gwałtownie, by nie wjechać na skrzyżowanie na czerwonym. 

– Poczekam na was przy kinie – oznajmił Robin. 

Wymieniłyśmy ze Star czujne spojrzenia. Zawisłyśmy nad samochodem, któremu przechodnie przyglądali się z zainteresowaniem. Jakiś chłopiec nieomal wyrwał się matce z ręki, by podbiec do rozpoznanego wozu Tytanów. 

Światła zmieniły się na zielone. Dodge ruszył ociężale, zaraz za nim Victor.

Coś świsnęło mi koło ucha. Opona wystrzeliła z ogłuszającym hukiem. Druga. Trzecia. Czwarta. 

Star wzbiła się wyżej, rozglądając się gorączkowo. 

– Robin, atakują nas! - ryknął do komunikatora Cyborg.

Wypadł z samochodu. Z tyłu wyskoczyli Beast Boy z Tarą, osłaniając ją własnym ciałem. 

– Namierzcie strzelca! – rozkazał Dick. 

Przemieniłam się w kruka i wystrzeliłam do góry. Rozglądałam się gorączkowo. Star krążyła nad budynkami. Próbowałam wyczuć znajomą aurę, ale było zbyt dużo ludzi. Odszukałam wzrokiem Tytanów. 

Beast Boy starał się ochronić Terrę. Kluczyli między samochodami, próbując się ukryć. 

– Star, Raven, budynek McKesson, dach! – poinformował Robin. 

Rzuciłyśmy się we wskazanym kierunku. Dopiero teraz dostrzegłam sylwetkę strzelca. Nie uciekał, choć Kori pędziła prosto na niego.

Uderzył mnie przebłysk. Huk wystrzału. Krwawiąca rana. Ogrom bólu.

– Star, uważaj! – krzyknęłam telepatycznie. 

Rzuciłam się w jej stronę. Owinęłam skrzydłami i zepchnęłam na bok. Kula śmignęła tuż obok. 

– Co ty…? – krzyknęła zdezorientowana. 

Palący ból rozbłysł bielą przed oczami. Zakręciło mi się w głowie. Przez moment nie wiedziałam, co się dzieje. Przebłysk krwi. Rozdzierający krzyk. 

– Beast Boy! – ryknął Cyborg.

Wszystko zniknęło. Znowu znajdowałam się w środku miasta. 

Victor rzucił się w stronę Beast Boy’a. Tara skryła się razem z nim za samochodem. Star gdzieś zniknęła.

Chwila dezorientacji. Cień bólu w udzie. Krzyk Garfielda. 

Ocknęłam się z odrętwienia. 

– Raven, zabierz ich stąd! – rozkazał Robin, przebiegając między autami. – My zajmiemy się strzelcem!

Popędziłam w stronę Tytanów. Chowali się za dostawczym samochodem. Wylądowałam przy nich i przebiegłam ich wzrokiem.

Victor uciskał nogę Garfielda, który krwawił obficie z uda. Wcisnął się w bok auta z zaciśniętymi powiekami i grymasem bólu. Terra skuliła się obok, lekko się trzęsąc.

– Złapcie się mnie – poleciłam.

Przeniosłam nas do skrzydła szpitalnego. Cyborg błyskawicznie przeniósł Garfielda na łóżko. 

– Co z nim? – spytałam z niepokojem. 

– Zachciało mu się bohaterstwa i podstawił się pod ostrzał – odparł Victor, uwijając się przy sprzęcie.

– Jesteś zazdrosny, bo też byś tak chciał – sapnął Garfield z cieniem zadziornego uśmiechu. 

– Ja bym osłonił wszystkich, zamiast robić tarczę z siebie – odrzekł, zaciskając mocno opaskę ponad raną. 

Beast Boy syknął, ale zdobył się na pokazanie mu języka.

– Mogę pomóc? – spytałam, podchodząc do łóżka. 

– Najpierw muszę sprawdzić ranę. – Wstrzyknął coś w założony naprędce wenflon. – Sprawdź, co z Tarą. – Kiwnął głową, wskazując na bok.

Obróciłam się. Terra siedziała skulona na krześle pod ścianą. Zupełnie o niej zapomniałam. 

– Tara? – spytałam spokojnym głosem, podchodząc do niej. 

Uniosła na mnie spojrzenie. Pierwszy raz dostrzegłam w nim tyle szczerych i nieskrywanych emocji. 

– Mogę ci jakoś pomóc? – przykucnęłam przed nią.

– On mnie zasłonił – stwierdziła zduszonym głosem. 

Miała zdziwioną minę, jakby nie dowierzała, że ktoś mógł to dla niej zrobić.

– Tak, zasłonił cię – przyznałam łagodnie. – Coś cię boli? – spytałam, oglądając badawczo jej ciało.

Pokręciła głową i wstała, odsuwając moją wyciągniętą rękę. Podeszła powoli do łóżka i stanęła, przyglądając się działaniom Victora.

– Spoko, to tylko draśnięcie – rzucił nieco zdławionym głosem Garfield. – Nie z takich akcji już wychodziłem. – Puścił jej oko.

– Dziękuję ci – wydusiła cicho.

Wymieniłam spojrzenia z Victorem, jakby upewniając się, że się nie przesłyszeliśmy. Cyborg kiwnął nieznacznie głową z uznaniem, ale nie odezwał się. 

– Czego się nie robi dla przyjaciół – odrzekł po chwili Beast Boy i rzucił jej szczery uśmiech. 

Zaległa cisza. Terra usiadła niepewnie obok łóżka. Wymieniłam z Cyborgiem zdziwione spojrzenia. Posłał mi nieme “ty mnie pytasz, co tu się dzieje?”. Nawet Tara wyglądała na nieco spłoszoną i zmieszaną swoim zachowaniem. Zgarbiła się i potarła nerwowo udo.

– Raven, pozwolisz? – Cyborg przerwał niezręczne milczenie.

Podeszłam do niego. 

– Możesz posłużyć się tymi swoimi magicznymi dłońmi. – Wskazał na oczyszczoną ranę i odsunął się.

Zawiesiłam dłonie ponad poszarpanym i zakrwawionym materiałem. Zamknęłam oczy, by lepiej skupić myśli i energię. Gdy je otwarłam, rana kończyła się zasklepiać, nie pozostawiając po sobie nawet śladu.

Zerknęłam kątem oka najpierw na Beast Boy’a, a potem na Terrę. On przyglądał się jej ukradkiem, a ona albo udawała, że tego nie widzi, albo tak zapatrzyła się na moje działania, że naprawdę umknęło to jej uwadze.

– No dobra… – rzekł przeciągle Victor. – Chyba już nic tu po nas, no nie, Raven? 

Kiwnęłam głową i skierowałam się w stronę wyjścia razem z Cyborgiem. Dostrzegłam nieco kpiący uśmiech na jego twarzy, gdy przepuszczał mnie w drzwiach.

 

Brodaty policjant otwarł przed nami drzwi do pokoju przesłuchań i weszłam do środka razem z Robinem. Przy stole, naprzeciwko Susan, siedziała lekarka, która ostatnio nas nadzorowała. Rzuciła nam spojrzenie zza okularów i wstała. 

– Dostała środki pobudzające ośrodkowy układ nerwowy, jak prosiliście – oznajmiła beznamiętnie. – Choć nie wygląda na to, by cokolwiek dały – dodała sucho i wyszła, by nadzorować przesłuchanie zza szyby.

– Nie byłabym taka pewna – mruknęłam pod nosem, marszcząc brwi.

– Co mówiłaś? – spytał Robin.

– Wydaje mi się, że tym razem wyczuwam ją mocniej – odparłam i usiadłam naprzeciwko Susan. 

– Myślisz, że tym razem się uda? – Stanął po mojej prawej i przyjrzał się milczącej kobiecie.

– Miejmy nadzieję. – Zsunęłam kaptur. – Dasz mi woreczek? – rzuciłam do Robina, nie spuszczając wzroku z Susan.

Kątem oka dostrzegłam, jak sięga do paska i wyjmuje z niego płócienne zawiniątko. 

– Zdradzisz, co w nim jest? – Podał mi go ostrożnie.

– Sam się za chwilę przekonasz. – Wydobyłam z wnętrza niewielki kryształ. – Lapis lazuli – wyszeptałam niemal z czcią, unosząc go nieznacznie do góry.

Robin pochylił się i bezwiednie rozwarł lekko usta. Przyglądał się oczarowany niezwykłym wyglądem kamienia. 

Nie dziwiłam mu się. Za każdym razem, gdy miałam w rękach lapis lazuli, przechodził mnie dreszcz, jakby zaklęta w nim siła przechodziła przez całe moje ciało. Idealnie wyszlifowana lazurowa powierzchnia przyciągała swoją głębią i hipnotyzowała każdego, kto na nią spojrzał. Nieprzejrzana niczym ocean, przetkana drobinkami gwiazd i lśniących mgławic jak nocne niebo. Jedno spojrzenie wystarczyło, by człowiek przepadł bezpowrotnie w odmętach tego niezwykłego kryształu. Tak, jak przepastny wydawał się ten niewielki kamień, tyle mieścił w sobie mocy, która jednak, jak niebezpieczne morze, była dostępna tylko dla najbardziej doświadczonych osób.

Odetchnęłam głęboko i ukryłam lapis w dłoniach. Zamknęłam oczy, by całkowicie skoncentrować się na chłonięciu jego mocy. Czułam emanującą energię, która pobudzała moje zmysły. 

Uniosłam jedną z dłoni i przytknęłam palec do mojego kamienia na czakrze. Obrysowałam jego kontur i odsunęłam palec. Otwarłam oczy, by upewnić się, że między nimi powstała cienka nitka energii. Przeciągnęłam ją do lapis lazuli i połączyłam. Wstrzymałam oddech. Choć jednoczyłam się z kryształem już kilkukrotnie w życiu, za każdym razem uderzała mnie jego moc. W pierwszych sekundach moje zmysły sięgały na odległości nieosiągalne nawet dla najpotężniejszych istot. Jeśli ktoś był niewprawiony, ilość bodźców sprawiała, że niemal natychmiastowo tracił kontrolę, co w najgorszych wypadkach mogło prowadzić nawet do popadnięcia w obłęd. 

Po kilku głębokich oddechach zharmonizowałam się z kryształem. Uniosłam go siłą woli i przysunęłam do czoła Susan. Falująca, delikatna nitka energii wydawała się to niknąć, to pojawiać, jakby raz po raz przenikała do innych, niewidzialnych obszarów rzeczywistości. 

Przytknęłam kamień do czoła kobiety. Spojrzałam kątem oka na Robina, jednocześnie zagłębiając lapis w jej skórze. 

Dick drgnął i popatrzył na mnie z dezorientacją.

– Raven, co ty…

Uspokoiłam go spojrzeniem i kiwnęłam głową w stronę Susan. 

Nawet nie drgnęła na moje działania. Kamień zagłębił się połowicznie w jej czaszce i przypominał ten na mojej czakrze, różniąc się jedynie kolorem i wielkością. 

Spojrzałam głęboko w puste oczy kobiety. Najtrudniejsze było dopiero przede mną. Cały jej umysł stał przede mną otworem. Każdy, nawet najdrobniejszy i najbardziej traumatyczny element nie mógł się przede mną ukryć. 

Wniknęłam do środka.

 

Krew. Ból. Strach.

Wyryte w pamięci obrazy. Zakapturzone postacie, nagie kobiety skulone w kątach. Pozbawione języka. Komnata, z której tylko nieliczne wracały w całości. I ta jedna kobieta, wyprowadzona przez wyznawców z niespotykanym szacunkiem. 

– Matka Blooda… – wyrwało mi się z ust.

– Raven? – dobiegł mnie zaniepokojony głos. 

Obrazy nałożyły się na siebie. Wizja, w której leżałam na kamiennym ołtarzu i postać Blooda. Tym razem wyraźna. Przerażająca, emanująca potęgą, wzbudzająca przemożny strach. Narodzone dziecko. Tryumfujący mężczyzna. Śmiech Trygona. 

– Kłamał… – szepnęłam.

– Raven, co się dzieje? – Głos dochodził jakby z innego świata.

Balansowałam między rzeczywistościami. Wspomnienia Susan, moje wizje, przytłaczająca ilość umysłów dookoła. “Chwała Bloodowi!”. Szyderczy śmiech Trygona. Dochodzące z oddali “Raven?!”.

Energia kamienia kumulowała się z każdą sekundą. Traciłam nad nim kontrolę. Wyczuwałam coraz więcej. 

– Raven!

Wszystko ustało. Poczułam szarpnięcie i promieniujący ból w plecach. Nie mogłam złapać oddechu, ani otworzyć oczu. Brak powietrza zaczął palić mnie w płucach. 

– Rachel, już dobrze. 

Nabrałam krótki, urwany oddech. Nie mogłam skupić się na ciele. Świadomość uciekała z realnego świata w niematerialne rzeczywistości. 

– Powoli, oddychaj. – Głos Robina był już wyraźniejszy. – Jesteś bezpieczna. 

Z wielkim wysiłkiem otwarłam oczy. Obraz lekko drgał, przyprawiając mnie o mdłości. Połączenie z kamieniem kosztowało mnie wiele energii. 

– Kryształ… – wydusiłam słabo, uświadamiając sobie, że gdzieś zniknął. 

– Jest cały, spokojnie. – Wskazał go, ale wszystko było zbyt rozmazane, bym mogła go dostrzec. – Potrzebujesz czegoś? – Pochylił się, by spojrzeć na mnie.

Pokręciłam głową. Nie byłam w stanie zebrać myśli. Wiedziałam, że wejście do głowy Susan nie będzie ani łatwe, ani przyjemne, ale nawet nie byłabym w stanie sobie wyobrazić takiego bestialstwa. 

Poruszyłam się, by sprawdzić, czy czegoś nie uszkodziłam. Przez kręgosłup przebiegło nieprzyjemne mrowienie, rozchodząc się aż do czubków palców. 

– Poczekaj, pomogę ci. – Robin zaoferował mi dłoń. 

Spojrzałam na jego rękę. Wewnętrzna strona rękawiczki była wypalona, a przez dziurę prześwitywały czerwone, lśniące krwią głębsze warstwy skóry. Zmrużyłam oczy.

– To nic – machnął ręką i chwycił mnie ostrożnie. 

– Dotknąłeś kamienia? – spytałam, podnosząc się powoli.

– Musiałem zerwać twoje połączenie z nim, bo wyglądało na to, że powoli wymykał się spod kontroli – wyjaśnił.

– Jest niezwykle potężny, mogłeś nawet zginąć – skarciłam go, ale mój głos był zbyt słaby, by zabrzmiał chociaż trochę surowo. 

Uniósł tylko jeden kącik ust do góry. 

– Udało ci się czegoś dowiedzieć? 

– Mhm – mruknęłam i westchnęłam. – Aż za dużo – dodałam ponuro. 

– I wygląda na to, że zdziałałaś nawet więcej, niż zamierzaliśmy. – Kiwnął głową w stronę Susan.

Kobieta wpatrywała się w stół. Nie przed siebie, jak to tej pory. Spuściła wzrok, w którym majaczył jakiś cień życia, cień świadomości. Klatka piersiowa unosiła się wyraźniej, niż dotychczas. 

– Chyba ją wybudziłaś – szepnął Robin, jakby nie chciał zaburzyć nowego stanu. 

Podeszliśmy do niej bardzo powoli, pochylając się, by widzieć spomiędzy włosów jej twarz. Bez wątpienia coś się zmieniło. Nie wyglądała już jak skorupa pozbawiona wnętrza. Jej świadomość, do tej pory zepchnięta w najciemniejsze zakamarki umysłu, próbowała przebić się na zewnątrz. Walczyła o dominację nad spustoszeniem, jakie uczynił Blood.

– Może jest dla nich jakaś nadzieja – powiedziałam cicho.

– Dla nich? – podłapał Robin i spojrzał na mnie.

– Wyjaśnię wszystko w wieży – odparłam.

Rozejrzałam się za kryształem. Leżał pod ścianą i emanował lazurową poświatą. Chwyciłam woreczek ze stołu i przez gruby materiał wsadziłam kamień do środka. Nigdy do tej pory nie straciłam nad nim panowania. Gdyby nie Robin, nie tylko ja i Susan mogłybyśmy ucierpieć.

 

 Gdy skończyłam opowiadać, cała piątka siedziała wbita w kanapę. Bez słowa słuchali nawet najokrutniejszych szczegółów, których im nie szczędziłam. Odczłowieczone kobiety, bezwolni wyznawcy, krwawe rytuały i odcinane języki, by tajemnica została zachowana. 

– To jest ten sam Blood, czy zupełnie nowy? – palnął Beast Boy, przerywając ciężką ciszę. 

– Nie mam pojęcia. – Pokręciłam głową. – Nie wiem, na czym polega ten rytuał.

– W wizjach widziałaś noworodka, prawda? – spytała Starfire. – Może to znak, że narodził się nowy Blood, nie odrodził poprzedni? – zasugerowała i spojrzała na pozostałych, szukając poparcia. 

– To może mieć sens – mruknął Victor. – Jakkolwiek cokolwiek może mieć tu sens – dodał, mając wymalowane na twarzy zdziwienie pomieszane z obrzydzeniem. 

– Musimy znaleźć ich kryjówkę i jak najszybciej zatrzymać to szaleństwo – zarządził twardo Robin. – Jakaś lokalizacja?

– Niestety. – Pokręciłam głową. 

– Zaginięcia kobiet też nam nic nie przybliżyły. – Myślał na głos Dick. – Może trzeba by popytać w odpowiednich kręgach.

– A gdyby tak – wtrącił się Cyborg i zamilkł na chwilę, by zebrać myśli. – Nie wiem, jak to działa w przypadku magii, ale czasami namierza się przestępców poprzez zwiększony pobór prądu. Te ich śmiercionośne maszyny, które pobierają zabójcze ilości energii czy skoki napięcia generowane przez cudaczne laboratoria – wyjaśnił, gestykulując chaotycznie. – Wiecie, o co mi chodzi, no nie? – przemknął po nas wzrokiem.

– Myślisz o tym, czy mogłabym namierzyć taki skok energii, ale w wersji magicznej? – spytałam, unosząc brew.

– Dokładnie – przytaknął i wyrzucił dłonie w moją stronę.

– Nie wiem, czy jestem w stanie… – mruknęłam, ukrucając jego entuzjazm. 

– To jest grubsza sprawa i może się okazać, że trzeba będzie ściągnąć kogoś z Ligi – dodał Robin z namysłem. 

– Przynajmniej wiemy już, z czym dokładnie się mierzymy – rzuciła Star. – Myślę, że Raven zasługuje na odpoczynek, sporo się ostatnio przysłużyła dla tej sprawy. – Posłała mi pokrzepiający uśmiech.

Skinęłam głową i odwzajemniłam się słabym uniesieniem kącików.

Pozostali przytaknęli zgodnie i kazali mi bezwzględnie iść odpocząć.  Nie dyskutowałam. Sama miałam ogromną chęć położyć się i najlepiej nie wstawać. Zasnąć i nic nie czuć, niczego nie doświadczać. 

Rozeszliśmy się do swoich zajęć. Dick wyszedł razem ze Star. Garfield i Tara rozmawiali cicho, więc nie chcąc im przeszkadzać, razem z Cyborgiem zostawiliśmy ich samych. Victor uśmiechnął się do mnie lekko, po czym oznajmił głośno, że pora zająć się obiadem. 

Uznałam, że herbata i dobra książka będą najlepszym wyjściem, więc skierowałam się do kuchni.

Zalewałam właśnie zioła, gdy Beast Boy krzyknął z kanapy do Victora, który grzebał w lodówce:

– Cyb, przyniósłbyś mi te przeciwbólowe? Zapomniałem rano wziąć.

– I nie możesz ruszyć tyłka i samemu po nie iść?! – Cyborg wysunął głowę z lodówki i odparł pretensjonalnym tonem.

– Nie wiem, które to są dokładnie, a wolę nie wziąć czegoś innego.

Victor burknął coś pod nosem i trzasnął drzwiami. 

– Dzięęęęki! – rzucił przeciągle Garfield, nie odrywając się od gry.

Powiodłam wzrokiem za wychodzącym Cyborgiem. 

To mogła być moja szansa. Przekalkulowałam wszystko głowie po raz enty. Bezpieczeństwo przede wszystkim, a hydroksyzyna wydawała się sprawdzoną opcją. Upewniłam się, jak ją dawkować i jakie skutki uboczne mogła wywołać. Poza tym już kilka razy ją dostałam. Próbowałam przekonać samą siebie, że postępowałam właściwie. Nie mogłam dłużej czekać.

Spojrzałam na Garfielda i Terrę. Byli pochłonięci grą. Wyszłam z salonu i natychmiast teleportowałam się na piętro, gdzie mieściło się skrzydło szpitalne. Cyborg jeszcze nie dotarł, ale ekran nad windą wskazywał, że był już blisko. Wyniknęłam w podłogę. 

Co ja robiłam? Zasadzałam się na członka drużyny, by dostać od niego leki? Zmanipulować go i usunąć wspomnienie, że mi je dał? 

Drzwi do windy rozsunęły się. Cyborg przeszedł szybkim krokiem przez korytarz i zniknął w skrzydle szpitalnym.

Odepchnęłam natrętne myśli. Nie postępowałam w ciemno. Sprawdziłam wszystko i przemyślałam konsekwencje. Zbliżały się urodziny, moc rosła, a ja musiałam jakoś ją opanować.

Przeniknęłam do środka i wyłoniłam się za plecami Cyborga. Idealnie poza zasięgiem kamer. Nim się obrócił, przyłożyłam dłoń do jego skroni. 

Drgnął nerwowo i już chciał się odezwać, ale powstrzymałam go. Przez moment patrzył na mnie z bezgranicznym zdziwieniem, ale gdy przejęłam kontrolę, jego twarz rozluźniła się, a na ustach pojawił się cień błogiego uśmiechu.

– Możesz mi zaufać – wyszeptałam. – Potrzebuję tylko opakowania hydroksyzyny – poinformowałam.

Bez zawahania wszedł do magazynu i już po chwili pokazał mi niewielkie pudełeczko. 

Skinęłam głową i przypomniałam mu, by zabrał jeszcze leki dla Beast Boy’a. Gdy znalazł i je, przywołałam go. Wzięłam hydroksyzynę i chwyciłam jego potężny nadgarstek. Bez większego wysiłku wymazałam ostatnie parę minut z jego pamięci i skleiłam wspomnienia w spójną całość, by niczego nie zauważył. 

Westchnęłam i posłałam mu smutne spojrzenie, którego i tak nie mógł dostrzec. Puściłam go i pozwoliłam wrócić do salonu. 

Zniknęłam, zanim się ocknął.

Zsunęłam buty, zdjęłam pas i rozpięłam pelerynę. Zasłoniłam okno i zostawiłam delikatne światło nad łóżkiem. Przywołałam książkę, kubek i opakowanie leku. Siadłam na łóżku i chwyciłam kartonik. Wpatrywałam się w niego przez chwilę, przekonując samą siebie, że postępowałam z największą rozwagą. Potrzebowałam przytępić narastającą moc. Tylko na najbliższe tygodnie, dla bezpieczeństwa Tytanów i każdego, kto przebywał w pobliżu mnie.

Poczułam gromadzący się z tyłu głowy niepokój. Perfidny uśmiech demona stanął mi przed oczami i niemalże słyszałam jego drwiący głos, wypominający moją słabość.

Odsunęłam wszystkie myśli i wydobyłam jeden blister. Ułamałam połowę niewielkiej tabletki i zanim zdążyłam się zawahać, połknęłam ją. 

*****

Powracam z martwych, ale tylko na moment xD