czwartek, 9 grudnia 2021

27. (NO) CONTROL

  Stanęłam przed pokojem Robina. Przez chwilę rozważałam, czy na pewno chciałam z nim porozmawiać. Jednak zanim zdążyłam się rozmyślić, uniosłam rękę i zapukałam.

Drzwi otwarły się błyskawicznie. Robin w pierwszej chwili wyglądał na zaskoczonego, ale zaraz uśmiechnął się lekko i oznajmił pełnym energii głosem:

– Właśnie miałem do ciebie pójść. Załatwiłem pozwolenie na przeszukanie mieszkania Noah – zrobił pauzę i przyjrzał mi się uważniej. – Wszystko w porządku, Raven? – spytał, a jego ton momentalnie zmienił się na zaniepokojony.

– Chciałam o czymś porozmawiać, ale możemy najpierw sprawdzić mieszkanie – odparłam, zachowując obojętny ton i nie spuszczając wzroku.

– To może chwilę poczekać – stwierdził i odsunął się na bok, bym mogła wejść do środka. – I coś mi podpowiada, że potem niekoniecznie będziesz chciała mi powiedzieć, o co chodzi, więc zapraszam – dodał i wykonał teatralny gest rękami.

Przewróciłam oczami, ale przyjęłam propozycję. Jednak wizja sprawdzenia w końcu mieszkania Noah sprawiła, że rozmowa straciła priorytet.

– Więc o co chodzi? – spytał, kiwając lekko głową, by zachęcić mnie do mówienia.

– O Deathstroke’a – odparłam, oparłszy się o biurko.

Robin momentalnie stężał. Chwycił krzesło, postawił je przed sobą i usiadł okrakiem, opierając ręce na oparciu. Machnął ręką, bym kontynuowała. Czułam jego intensywny i skupiony wzrok. Przełączył się w tryb słuchania i analizowania, w pełni przekierowując swoją uwagę na mnie.

– Niechętnie do tego wracam – podjęłam z westchnieniem. – Ale gdy byliśmy zamknięci przez Blooda, przyszedł do mnie Deathstroke. Wcześniej nie miało to aż takiego znaczenia, bym ci o tym mówiła, ale w obliczu nowych informacji… Slade wie o Trygonie – wyznałam sucho. – Tak samo, jak wcześniej Abaddon, a teraz najprawdopodobniej Church of Blood.

Robin odchylił się na krześle i zabębnił palcami w podłokietnik. Przygryzł na chwilę dolną wargę i przekrzywił głowę, chociaż wiedziałam, że wcale nie patrzył na mnie. Uciekł świadomością do wnętrza umysłu, by w pełni skupić się na dostępnych informacjach i spróbować ułożyć je w spójną całość.

– Abaddon mógł o tym powiedzieć Deathstroke’owi – powiedział po długim milczeniu, wciąż się namyślając. – A ten, opierając się na szczątkowych informacjach, zabił go. Teraz Church of Blood zainteresowało się Trygonem – kontynuował powoli.

Posłał mi spojrzenie, jakby weryfikując własne słowa. Kiwnęłam głową, by mówił dalej.

– Pytanie, czy dowiedzieli się od Slade’a, czy sami do tego doszli? – rzucił w eter i potarł szczękę. – Podczas tego rytuału… Pamiętasz? To po tym powiedziałaś mi o Trygonie. – Jego głos w sekundę się ożywił, jakby na coś wpadł.

– Tak – przyznałam, odtwarzając w głowie to okropne wspomnienie. – Mogli się nim zainteresować, a teraz szukają więcej informacji. Może Noah sam kiedyś należał do kultu? Albo znalazł kogoś, kto wciąż posiadał dostęp do ksiąg?

– Możemy iść się przekonać – odparł z uśmiechem i przekrzywił nieznacznie głowę, jakby pytając, czy tego chcę.

Wyciągnęłam rękę ku niemu. Nie musiałam nic mówić, by zrozumiał gest. Delikatnie chwycił moją dłoń i kiwnął głową. Teleportowaliśmy się.

 

 Dwójka policjantów czekała w radiowozie zaparkowanym przed budynkiem. Wysoka blondynka wysiadła zza kierownicy i kiwnęła do nas głową na powitanie. Mężczyzna wyszedł z auta chwilę później, wypił ostatni łyk kawy i wyrzucił kubek do kosza.

– W zasadzie to czemu chcecie przeszukiwać to mieszkanie? – spytał i zlustrował nas uważnie wzrokiem.

– Właściciel może mieć powiązanie z porywaczami kobiet – odparł lakonicznie Robin.

– I czemu wiecie o tym wy, a my nie? – drążył dalej policjant.

Kobieta stanęła obok niego i szturchnęła go ukradkiem łokciem.

– Carl, może pójdziemy w końcu wykonać polecenie, zamiast tak ich przesłuchiwać, hm? – zaproponowała.

Mężczyzna chciał się odgryźć, ale ostatecznie zmiął uwagę w ustach i podał Robinowi bez słowa nakaz przeszukania. 

– Dziękujemy – rzucił w odpowiedzi z przesadnie głębokim kiwnięciem głowy.

Wspięliśmy się na górę, po drodze mijając młodą kobietę z psem, który z jakiegoś powodu zdecydował się naskoczyć na Carla. Właścicielka nieomal zeszła na zawał, gdy policjant zaczął odgrażać się psu bronią, co jego towarzyszka skwitowała tylko złośliwym uśmiechem.

Nie zawracając sobie nimi głowy poszłam z Robinem do mieszkania. Otworzył drzwi zapasowym kluczem, który policjanci wcześniej wzięli od zarządcy. Pchnięte drzwi uchyliły się z delikatnym zgrzytem, ukazując wąski przedpokój. Dick machnął ręką, bym weszła pierwsza.

Przestąpiłam powoli próg. Wyostrzyłam wszystkie zmysły, w szczególności skupiając się na części rzeczywistości niedostępnej dla ludzi. Przeszłam przez ciemny, wręcz klaustrofobiczny korytarz, czując za plecami narastające w Robinie napięcie. 

Główny pokój był niewiele jaśniejszy. Zielone rolety blokowały częściowo dostęp światła, przez co wszystkie powierzchnie przybrały szmaragdowy odcień. Stare, drewniane meble wyglądały w tej poświacie na jeszcze bardziej zniszczone, wręcz chylące się ku swojemu końcowi. Jedynego, samotnego kwiatka na półce wypchanej książkami nie uratowałaby już żadna ilość wody.

– Wyczuwasz coś? – wyszeptał Robin, jakby nie chciał niszczyć tej dziwnej atmosfery przesyconej nerwową ciszą i najwyższym skupieniem.

– Nic nadzwyczajnego – odparłam, obróciwszy się przez ramię. – Na pewno dawno go tutaj nie było. – Wskazałam na zwiędniętą roślinę. – Przydałoby się sprawdzić te wszystkie książki – dodałam, w głowie kalkulując, ile mogłoby to zająć.

– Jasne, ale najpierw sprawdźmy całe mieszkanie – odpowiedział i machnął ręką na drzwi po lewej.

Kiwnęłam głową na zgodę i poszłam za nim we wskazanym kierunku. Po drodze dostrzegłam stojących w drzwiach policjantów, którzy szeptali między sobą i żywo gestykulowali. Kobieta zachichotała pod nosem, ale szybko zamilkła, gdy mnie zobaczyła.

– Więcej książek, no kto by się tego spodziewał po księgarzu – rzucił cierpko Robin, stojąc w drzwiach sypialni. 

– Ja nie narzekam – odparłam, przechodząc obok niego. 

Faktycznie, całą ścianę przy łóżku zajmowała masywna meblościanka wypchana książkami. Ledwie kilka półek świeciło pustymi miejscami, które wydawały się jednak być tylko tymczasowe. Na biurku stojącym naprzeciwko starannie zasłanego łóżka również leżało kilka grubych tomów. 

Podeszłam do niego z zamiarem przejrzenia szuflad. Pociągnęłam za rączkę, ale mebel stawił opór. Obejrzałam się przez ramię na Robina. 

– Zamknięte szuflady nie muszą od razu oznaczać czegoś podejrzanego – odparł, czytając mi w myślach. – Ale… – dodał i sięgnął do paska. – Zawsze należy je sprawdzić.

Kucnął obok mnie, więc przesunęłam się, by zrobić mu więcej miejsca. Pochylił się nad zamkiem i wsunął do niego wytrych. Kilka sekund w nim gmerał, po czym rzucił zdziwionym głosem:

– Zwykłe zamki w meblach puszczają na sam widok wytrychu.

Uniosłam brew, ale nie odpowiedziałam. Przyglądałam się, jak Dick wprawnie i z najwyższym skupieniem próbował sforsować niepozorny mechanizm. Gdy cisza zaczynała się dłużyć, w końcu rozległ się metaliczny, wrzynający się w uszy trzask. 

– Zobaczmy, co takiego ciekawego miał zabezpieczyć ten specjalny zamek – mruknął i otworzył najwyższą szufladę.

Była pusta. 

Robin wysunął ją jeszcze bardziej, ale nic nie zawieruszyło się nawet na samym jej końcu. Dick kiwnął tylko głową, wypuścił głośno powietrze i otworzył kolejną szufladę.

Ta także świeciła pustkami.

Trzecia również.

– Najwyraźniej szczęście nam dzisiaj nie dopisuje – mruknęłam pod nosem.

– Jeśli coś tutaj było, musiał to ze sobą zabrać. Pozostaje pytanie, czy zniknął tylko tymczasowo, czy wyniósł się stąd na zawsze?  – myślał na głos. – Musimy sprawdzić pozostałe pokoje, żeby to stwierdzić – oznajmił, przyglądając się dokładnie szufladom z bliska. 

Wsunął rękę do środka i skrupulatnie, przesuwając wzdłuż krawędzi i każdego jej skrawka, sprawdził całą powierzchnię. Po chwili westchnął z rezygnacją i wstał. 

– Przejrzyj książki, może znajdziesz coś interesującego. Ja sprawdzę resztę – postanowił i podszedł do szafy.

Stanęłam przed potężną, zawalistą meblościanką i przesuwałam przez chwilę bezmyślnie wzrokiem po grzbietach książek. Nie wiedziałam, od czego zacząć. Uniosłam się nieco, by móc przyjrzeć się tytułom na najwyższej półce. 

Wodziłam wzrokiem po przeróżnych tytułach. Niektóre były lekko zatarte, jakby często używane, inne wyglądały na praktycznie nietknięte. Przekrzywiłam głowę i mamrotałam pod nosem słowa po angielsku, łacinie, niemieckim, a także innych językach, których nawet nie rozpoznawałam.

Nagle ciszę przerwało wibrowanie w pasie Robina. Spojrzał na mnie szybko, po czym sięgnął do jednej z przegród i wyciągnął swój komunikator. Machnął ręką, bym do niego podeszła.

Na ekranie wyświetlało się powiadomienie o połączeniu przychodzącym od Cyborga.

– A dokąd to wywiało nasze papużki nierozłączki? – wypalił ze zdenerwowaniem w głosie, zanim Dick zdążył się odezwać. – My tu mamy sytuację kryzysową, a wy się gdzieś razem bawicie? – spytał z wyrzutem, a w tle dało się słyszeć głuche uderzenie.

– Co się tam dzieje? – wypalił zaniepokojony, gdy z komunikatora doleciał nas kolejny trzask.

– Terra chce nam pogrzebać wieżę przez sen – odparł błyskawicznie i spojrzał gdzieś w bok. – Weź ją mocniej szturchnij, a nie tak delikatnie, jakby była twoją dziewczyną! – warknął najprawdopodobniej do Beast Boy’a. – I nie możemy jej obudzić – dodał już w naszą stronę.

– Raven – zwrócił się do mnie Robin.

Położyłam dłoń na jego ramieniu i teleportowałam nas do wieży.

Zmaterializowaliśmy się idealnie w momencie wstrząsu, przez co nieomal się przewróciliśmy. Przez otwarte drzwi do pokoju Terry dobiegały odgłosy przekrzykujących się chłopaków. Wpadliśmy do środka. 

Wyminęłam wianuszek Tytanów otaczających łóżko Tary, która miotała się na nim. Delikatna poświata otaczała jej dłonie, z zaciśniętych ust wyrywały się urywane jęki. Z wygięciem się ciała w pałąk nadszedł kolejny wstrząs i rozpaczliwy trzask konstrukcji. 

Położyłam dłonie na jej czole. Krople potu wystąpił na rozgrzaną skórę. Uwolniłam chłodną, pełgającą energię. Bez wnikania do jej umysłu, spróbowałam przerwać toczący się w jej głowie koszmar. Zaabsorbowałam plątaninę emocji i bez trudu zastąpiłam ją spokojem. 

Strach wdarł się do mojego umysłu niemalże niepostrzeżenie, bo świadomość już zdążyła wypełnić się przerażeniem z innego źródła. Z niepokojem zdałam sobie sprawę, że gdy tylko zetknęłam się z buzującymi emocjami Terry, demoniczna strona wyłoniła się z cienia i przyjęła je z zadowoleniem. Zadowoleniem, bo karmiąc się właśnie nimi, rosła w siłę.

Ocknęłam się. 

Tara odepchnęła gwałtownie moje dłonie. Wyprostowała się szybko i zmroziła mnie spojrzeniem. 

– Czego się gapicie? Dlaczego tu jesteście? Człowiek nie może nawet do południa pospać? – zasypała nas gradem oskarżycielskich pytań, równocześnie naciągając na siebie ochronnym gestem kołdrę. – Wiesz, czym jest przestrzeń osobista? – sarknęła w moją stronę.

Bez słowa wstałam z łóżka i dołączyłam do stojących dookoła Tytanów. 

– Nie wiem, co ty masz za sny, ale prawie pogrzebałaś nas żywcem – oznajmił chłodno Cyborg, zdenerwowany faktem, że jego ukochana wieża znalazła się w niebezpieczeństwie.

– Moce to duża odpowiedzialność, więc jeśli masz problemy z kontrolą nad nimi, lepiej, żebyś powiedziała nam o tym zanim komuś stanie się krzywda – oznajmił spokojnym tonem Robin. – Raven albo Starfire mogą ci pomóc – dodał, kiwając na nas głową.

– Z wielką chęcią – zapewniła Kori i uśmiechnęła się pokrzepiająco.

Terra ogarnęła nas lodowatym wzrokiem, który po chwili zaczął topnieć. Musiała wywnioskować z naszych min, że sprawa była naprawdę poważna.

– Jasne, ale dajcie się jeszcze człowiekowi wyspać, co? Zmęczenie nie sprzyja kontrolowaniu mocy – odparła, zachowując suchy ton.

– Ktoś tu chce wygryźć mnie z tytułu drużynowego śpiocha? – rzucił Beast Boy ze zmrużonymi groźnie oczami. – Tak nie może być! Zaraz będzie obiad, a nawet ja wstaję na śniadanie! – mówił z odgrywanymi pretensjami, ale nikt specjalnie nie zwracał na niego uwagi.

– Zaczniesz treningi od jutra – oznajmił Robin do Terry, która już chciała odwrócić się do nas plecami. – O dziesiątej rano z Raven – dodał z ledwie wyczuwalną nutą złośliwości w głosie.

Garfield wyrzucił tryumfalnie pięść w powietrze i chciał zbić żółwika ze mną, a kiedy nie zareagowałam, wysunął rękę do Cyborga, ale i on nie odwzajemnił gestu. 

– Tak jest, kapitanie – odparła oschle Tara, kładąc się z powrotem.

Opuściliśmy jej pokój z mieszanymi uczuciami. Beast Boy wydawał się specjalnie nie przejąć faktem, że właśnie uniknęliśmy sporego zagrożenia. Cyborg złościł się aż nadto, jak zwykle przeczulony na punkcie rzeczy, do których się przykładał. Od Starfire wyczuwałam zmartwienie, zaś Robin zachował dziwny spokój i skupił umysł na czymś innym. 

Rozeszliśmy się do pokojów, ale nie mogłam przestać myśleć o tym, co kotłowało się w głowie Dicka. Jakby złapał jakiś trop, ale było to coś zbyt świeżego i niesprawdzonego, by się tym z nami podzielić.

 

 Długo myślałam, jaki rodzaj treningu zaserwować Terrze. Wiedziałam, jak ważna była kontrola nad mocami, ale jednocześnie miałam świadomość niechęci Tary do choćby podejmowania rozmowy na ten temat. Dlatego uznałam, że medytacja – dobra prawie na wszystko – sprawdzi się i w tej sytuacji.

Stałam na przeciwko drzwi do pokoju Terry oparta plecami o ścianę. Na pewno było już po dziesiątej, ponieważ czekałam już od kilku minut. Chciałam jej dać jeszcze chwilę przed ponownym zapukaniem i pośpieszeniem jej. Była gorsza od Beast Boy’a w tej kwestii, dodatkowo nie obowiązywało ją część naszych zasad, więc tym bardziej lubiła zagrać Robinowi na nerwach, testując jego cierpliwość. 

Robienie tego samego wobec mnie nie było jednak najmądrzejszym pomysłem. Dodając do rachunku niebezpieczeństwa czającego się w cieniu demona, zagrożenie dla zdrowia i życia pewnych osób stawało się naprawdę wysokie.

W końcu drzwi otwarły się. Terra potarmosiła rozczochrane włosy, ziewnęła i w tym samym czasie wygłosiła niezrozumiałe przywitanie. 

– To dokąd mnie zabierasz na tortury? – spytała, unosząc kpiąco brew.

– Na dach – odparłam, ignorując jej zaczepki.

– Chcesz upozorować, że rzuciłam się z wieży? Sprytne – skomentowała, zanim przeniknęłam przez strop.

Terra i tym razem specjalnie się nie spieszyła. Stałam przy krawędzi i chłonęłam zwiastujące nadejście lata promyki światła. Dwa niewielkie jachty zdążyły przepłynąć pod najbliższym mostem, zanim zjawiła się Tara.

Zamknęła za sobą niemalże niesłyszalnie drzwi, prawie jak Robin, jednak jej kroki nie były już tak ostrożne i ciche. 

Odwróciłam się do niej. Wiatr wpychał nam obu włosy do oczu, z czym Terra nieudolnie chciała walczyć. Właśnie miała wyrazić swoje niezadowolenie, kiedy blond kosmyk skutecznie jej to uniemożliwił. 

Uniosłam kpiąco brew, na co w odpowiedzi posłała mi spojrzenie mówiące “ani słowa”.

– Jeśli myślałaś, że na dachu nie będę miała dostępu do ziemi, to się grubo mylisz. Musisz wymyślić inny sposób, żeby zwiększyć swoje szanse w walce – oznajmiła z butą, oparłszy pięści na biodrach.

– Nie będziemy walczyć – odparłam ze spokojem. – Praca nad mocami nie polega tylko i wyłącznie na walczeniu. W momencie zagrożenia musisz umieć zachować spokój, by skorzystać z wyćwiczonych zdolności – kontynuowałam, specjalnie unikając słowa “kontrola”. – Dlatego chcę nauczyć cię medytacji.

Terra zmarszczyła brwi i popatrzyła na mnie z politowaniem. Udało jej się powstrzymać parsknięcie, był więc już jakiś progres. Dawało to jakąś nadzieję na zmianę jej nastawienia. Powolną, ale zmianę.

– Nawet nie chcę wnikać, jak ma mi to pomóc, ale zawsze to lepsze niż bezsensowne walki wręcz – odparła i wzruszyła ramionami. – Mam zrobić tę śmieszną pozycję lotosu i mruczeć “ooommmm” pod nosem? – spytała kąśliwie, siadając na betonie.

– Pozycja ma być wygodna, nie musi to być lotos – odpowiedziałam, ciągle zachowując stoicki spokój. Podeszłam bliżej, odgarnęłam pelerynę i usiadłam naprzeciwko niej. – A mantry są opcjonalne i wcale nie trzeba ich mówić na głos. Chcę zacząć od najprostszej formy medytacji – tłumaczyłam cierpliwie. 

Terra wzruszyła ramionami, udając obojętną, widziałam jednak, że ją zaciekawiłam. Jednocześnie wyraźnie, nieświadomie odchylała się do tyłu, jakby czuła się niekomfortowo, siedząc tak blisko mnie. Uniosłam się, by poprawić pelerynę i nieco się przy tym cofnąć.

– Zamknij oczy, wdech nosem, wydech ustami – powiedziałam niemalże szeptem. 

Terra wykonała polecenie dopiero po kilku sekundach, posławszy mi nieufne spojrzenie. Zamknęła powieki i wyprostowała się nieco. Zmarszczyła brwi, jakby z wysiłkiem próbując się skoncentrować. Włosy błądziły po jej twarzy, wyraźnie ją rozpraszając.

– Matko, tak się nie da – warknęła, zgarniając gwałtownie kosmyki do tyłu. – Szlag mnie trafi od tego wiatru, nie możemy iść gdzieś indziej? – spytała z irytacją w głosie.

– Nauczenie się ignorowania rozpraszaczy jest bardzo ważne – wyjaśniłam.

Terra sapnęła niezadowolona, ale zamknęła ponownie oczy bez słowa. 

– Spróbuj zignorować wszystko, co cię rozprasza, skupiając się na oddechu – poleciłam, powoli wypowiadając każde słowo. – Wsłuchaj się w swój oddech. Poczuj, jak pracuje twoje ciało, jak się czujesz z każdym wdechem i wydechem. 

Tara wyprostowała się nieco, a jej klatka piersiowa zaczęła wyraźniej unosić się i opadać. 

– Pogłęb wdechy, rób wszystko powoli, w swoim tempie. Skup się całkowicie na przepływającym przez ciebie powietrzu.

Teraz klatka piersiowa Tary zaczęła poruszać się wolniej, z większym spokojem, który stopniowo wkradał się także do jej umysłu. Po raz pierwszy nie wyczuwałam jedynie gniewu i chaosu. 

Trwałyśmy w tej ciszy przez chwilę. Przyglądałam się Terrze spod półprzymkniętych powiek, cały czas monitorując sytuację w jej umyśle. Spokój, jak przewidywałam, nie trwał długo. Został szybko wchłonięty przez pozostałe, nieuporządkowane uczucia. Gdy jego resztki zniknęły w odmętach umysłu, Tara otwarła oczy i pokręciłą głową, jakby chciała otrząsnąć się z letargu.

– Całkiem długo jak na pierwszy raz – oznajmiłam. – I jak się czujesz?

– Po co pytasz, skoro i tak wiesz? – odparła, rozkładając ręce z pretensjami. 

– Chcę, żebyś uświadomiła sobie swoje emocje i je wyraziła.

– Faktycznie, jesteś doskonałym przykładem, jak to robić –  wtrąciła pod nosem.

– W trakcie medytacji ważne jest, by umieć zidentyfikować emocje. Dopiero wtedy jesteś w stanie się nimi zająć – kontynuowałam spokojnie. – I wiedz, że te komentarze nie robią na nikim wrażenia. Nie znasz mnie i nie rozumiesz, z czego to wynika – dodałam równie suchym głosem jak jej. 

Terra odchyliła się minimalnie na te słowa, jakby fizycznie ją zaatakowały. 

– Próbuję ci pomóc, ale nic z tego nie wyjdzie, jeśli ty nie będziesz chciała tej pomocy – stwierdziłam obojętnie. – Jeśli ci się nie podoba, to powiedz, zamiast marnować swój i mój czas. 

Położyłam ręce na betonie, przygotowując się do wstania. Wwiercałam się w nią wzrokiem z wyczekiwaniem. Nie wytrzymała długo. Uciekła spojrzeniem w bok i mruknęła niezadowolona:

– Możemy spróbować jeszcze raz.

Kiwnęłam głową i uniosłam kącik ust. 

– Proszę bardzo. Wiesz, co robić.

 

 Wyszliśmy z mieszkania. Dwójka policjantów, tym razem zachowujących się znacznie ciszej, zabezpieczyła za nami drzwi. 

Robin przeczesał włosy, machnął ręką, bym poszła za nim i ruszył w stronę schodów. Miałam wrażenie, że szedł praktycznie na ślepo, automatycznie trafiając stopami w stopnie. Tryb intensywnego myślenia włączył mu się już w mieszkaniu, ale teraz, gdy zobaczył już wszystko, co było do dyspozycji, w pełni oddał się wyuczonemu procesowi. 

Szłam więc za nim w milczeniu, czekając, aż sam się odezwie. 

Wyszliśmy na ulicę i dopiero wtedy jakby oprzytomniał od miejskiego zgiełku. 

– Teleportujesz nas? – spytał.

W odpowiedzi wyłonił się smolisty kruk, który owinąwszy wokół nas swoje skrzydła, przeniósł nas do wieży. 

– I co myślisz? – spytałam, gdy stanęliśmy przed drzwiami jego pokoju.

– Brak wyraźnych śladów może być jednym wielkim śladem – odparł, odpowiadając na moje myśli, niżeli słowa. – Księgarza można podejrzewać o posiadanie najróżniejszych książek, ale on, jak na mój gust, ma zdecydowanie za dużo pozycji traktujących o religiach i wierzeniach. Specjalny zamek w biurku też można na siłę wytłumaczyć, ale to, że Noah zniknął razem z księgami, o których mówiłaś, raczej nie jest zbiegiem okoliczności.

– Powinniśmy go znaleźć. Na pewno da się sprawdzić, dokąd się udał – stwierdziłam hardo. – Te księgi mogą być kluczowe do powodzenia rytuału, który próbują zrobić. Church of Blood może zrobić coś naprawdę strasznego, jeśli wejdą w posiadanie tak potężnych mocy. I uwierz mi, że nie mamy ochoty na kolejną wojnę z demonami – zapewniłam, wpatrując się w niego intensywnie. – Zwłaszcza z Trygonem – dodałam złowieszczo.

– A co, jeśli nasze założenia są błędne? – spytał z nutą wyzwania w głosie i uniósł rękę, jakby mi coś prezentował. – Może wcale nie chcą przywołać demona, ani zrodzić potomka Trygona? – Zrobił krótką pauzę, by dać słowom odpowiednio wybrzmieć. Gdy nic nie powiedziałam, kontynuował. – Może chcą przywrócić do życia swojego przywódcę? – wyjaśnił i przekrzywił głowę, oczekując na moją reakcję.

– To nie ma sensu – odparłam po chwili namysłu. – Trygon powiedział, że próbowali go przywołać. Tytuły ksiąg wskazują, że mają coś wspólnego z sektą. No i wizje, które jednoznacznie wskazują na rytuał, przez który tutaj stoję i z tobą rozmawiam.

– Nie możemy uczepić się pierwszej hipotezy i odrzucać każdą nową, która się nam nasuwa, Raven – powiedział powoli niskim głosem, jakby chciał przywołać mnie do porządku. – Może Trygon kłamał? Sama mówiłaś, że jesteś pewna tylko paru tytułów, reszty nawet nie byłaś w stanie przetłumaczyć. A wizje to nie widzenie czegoś na własne oczy – wyliczał powoli.

Czułam na sobie jego intensywny wzrok. Każde słowo uderzało we mnie, burząc po kolei wątłą, ledwo trzymającą się pewność siebie. Miałam wrażenie, jakby nie podważał tylko moich założeń, ale i moją percepcję. Sprawiał, że jeszcze bardziej kwestionowałam trzeźwość umysłu i tym mniej sobie ufałam.

Miałam ochotę zbić jego słowa jeszcze ostrzejszym komentarzem, skierowanym prosto w jego czuły punkt. Powstrzymałam się. To nie byłam ja. To demon podjudzał mnie do krzywdzenia innych. Wzięłam głęboki wdech.

– Masz rację – mruknęłam tylko i wniknęłam w podłogę.

 

 To samo pomieszczenie. Ci sami ludzie. Ten sam ołtarz rytualny. 

Nie mogłam się poruszyć. Z niezmiennym lękiem obserwowałam zakapturzone postacie. Tym razem jednak się do mnie nie zbliżały. Stały zwrócone w jedną stronę. Spróbowałam unieść głowę, by podążyć za ich wzrokiem, ale ani drgnęłam. 

Czas jakby nie istniał. Trwałam tak, czekając na wybudzenie, które jednak nie chciało nadejść. Coś się zmieniło. Nie było demonicznego dziecka, płaczu, nawet płomieni świec w oddali. Grobowa cisza. Nie. 

Nabożna.

Od strony stóp rozbłysła krwista poświata. Oświetliła zamarłe w niedowierzaniu twarze, które momentalnie pochyliły się bogobojnie. Postacie padły na kolana. Poświata zniknęła.

Wszystko zniknęło.

 

 Obudziłam się z rozwartymi w niemym krzyku ustami. Mięśnie spięły się, uniemożliwiając podniesienie się. Ruchy klatki piersiowej też były niemożliwe. Próbowałam złapać powietrze, ale nie mogłam. Dusiłam się.

Przed oczami zaczęło mi ciemnieć. Z otoczenia dochodziły jakieś niewyraźne trzaski. Nagle rozbłysło światło. Jakiś kształt mignął mi przed oczami. Do palących żywym ogniem płuc dołączył kłujący ból ramienia. Ktoś mnie trzymał.

W sekundę wszystko odpuściło. 

Powietrze wlało się do moich płuc tak gwałtownie, że się zakrztusiłam. Poderwałam się do siadu i zaczęłam kaszleć, próbując jednocześnie nabrać spazmatyczne oddechy.

Dopiero po chwili dostrzegam Robina. Siedział obok mnie na brzegu łóżka. Pochylał się zmartwiony i wciąż trzymał dłoń na moich ramieniu.

– Raven? – spytał niepewnie. 

Przetarłam oczy, próbując wymazać sprzed nich wizję. Szybko jednak skonfrontowałam się z równie okrutnym obrazem.

Dookoła mojego łóżka stali wszyscy Tytani, łącznie z Terrą. Byłam zbyt skołowana, by odczytać, jakie emocje kryły się za jej nieodgadnioną miną. Za ich plecami zaś dostrzegłam zdemolowany pokój. Ozdoby walały się po ziemi, książki jakimś sposobem wylądowały pod przeciwną ścianą, a z zasłon zostały jedynie strzępki. Asymetryczne lustro pękło w pół.

– Raven, spokojnie – powiedział cicho Robin, zsuwając dłoń. – Jesteś w swoim pokoju.

– Wśród nas nic ci nie grozi – dodała zmartwiona Starfire, siedząca niedaleko łóżka. 

– Miałaś koszmar? – spytał Robin, pochylając się, by móc widzieć moją twarz.

Pokręciłam głową i spuściłam ją. Włosy przysłoniły mnie nieco, ale wciąż czułam się jak pod ostrzałem oceniających spojrzeń. Podciągnęłam kolana, oparłam na nich czoło i zaplotłam wokół ręce. Nie chciałam, by widzieli mnie w takim stanie…

– Wyjdźcie – szepnęłam, ale mój łamiący się i zachrypnięty głos nie przedarł się przez zasłonę włosów.

Poczułam muśnięcie chłodu na plecach. Kruk owinął wokół mnie swoje skrzydła, chroniąc przed światem.

Robin trafnie odczytał ten sygnał i powiedział nieco głośniej, odwróciwszy się do pozostałych:

– Zostawcie nas samych. 

Po chwili zawahania usłyszałam kroki kilku osób, a następnie przesuwanie drzwi. Zostałam sam na sam z Robinem. Ostatnio dochodziło do tego zdecydowanie za często.

– Rachel? – wyszeptał powoli. 

Uniosłam głowę i popatrzyłam rozmazanym wzorkiem pomiędzy włosami. Odgarnęłam je do tyłu i nabrałam głębszy wdech, prostując się nieco. 

– Miałaś koszmar? – powtórzył pytanie. 

– Nie – odparłam wciąż zachrypnięta. – Wizja…

Robin uniósł brew. 

– Do tej pory nie… – zawahał się i popatrzył po pokoju. – Nie reagowałaś na nie w taki sposób – stwierdził ostrożnie.

– Bo wizja się zmieniła – odparłam, siląc się na stanowczy ton. – Tym razem naprawdę coś im się udało – oznajmiłam, a przed oczami ponownie miałam te rozwarte w szoku usta ludzi. – Coś przywołali – dodałam złowrogo.

Wyczułam, że już chciał to zakwestionować. Zapytać, czy byłam pewna. Czy może źle coś zinterpretowałam, poza tym to tylko wizja. 

Uprzedzając go, wyciągnęłam dłoń i położyłam ją na jego skroni. Przelałam wszelkie obrazy i odczucia związane z wizję do jego umysłu.

Odskoczył, jakby dostał w twarz. Prawie zjechał z łóżka, ledwo zdążył się podeprzeć nogą. 

– Rav… – urwał i złapał się za nasadę nosa. – Co ty…?

– Pokazałam ci wizję tak, jak ja jej doświadczyłam – oznajmiłam z niespodziewanym chłodem w głosie.

– Mogłaś ostrzec… – mruknął z wyrzutem i pokręcił głową, jakby chciał pozbyć się obrazów. – W porządku, mogę zrozumieć, że straciłaś przez to kontrolę nad mocami – przyznał po chwili.

– Nie jestem w stanie sprawdzić, kogo albo co przyzwali – powiedziałam rzeczowo. – Jeśli osiągnęli swój cel, wizje powinny ustać. Zaginięcia najprawdopodobniej też.

Robin kiwnął jedynie głową, wciąż przetwarzając informacje. 

– Możesz mieć rację – przyznał po chwili myślenia. – Czyli znowu pozostaje nam czekać? 

– Na to wygląda – odpowiedziałam ponuro i popatrzyłam po zdemolowanym pokoju. 

– Zajmiesz się tym rano – rzucił Robin, widząc w moich oczach zmęczenie. – Powinnaś odpocząć. Może teraz uda ci się wyspać?

– Tak… Z pewnością… – mruknęłam zrezygnowana.

*****

Ja to tylko tutaj zostawię i może od razu złożę życzenia bożonarodzeniowe, bo nie mam pewności, że cokolwiek się do nich jeszcze pojawi xD