sobota, 23 lutego 2019

PROLOG vol. 2

– Rachel, proszę, usiądź. – Miałam dziwne wrażenie, jakby głos Arelli docierał do mnie zza ściany zbudowanej z natłoku emocji. Posłusznie zajęłam miejsce przy kamiennym stole, na którym stały szachy, w które często tu grywałyśmy. Jednak tym razem moja matka przesunęła je na bok i ulokowała złożone dłonie na blacie. Wyginała przez chwilę palce w zamyśleniu, aż w końcu odezwała się. Mówiła niezwykle cicho i spokojnie.

– Nigdy nie mówiłam ci, kim jest twój ojciec. Niezbyt miło wspominam moje życie na Ziemi, więc nigdy o nim nie mówiłam, ale teraz... – urwała. Wzięła głęboki oddech.

Spojrzała na moją twarz. Sama nie wiem, co dokładnie wtedy wyrażała, bo w mojej głowie szalał jeden wielki huragan uczuć.

– Skat jest demonem. Jednym z najsilniejszych. Gdy byłam młoda... trochę się pogubiłam. Trafiłam w jego szpony. Na początku nie byłam świadoma tego, co robię, ale potem... gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży... Chciałam od tego uciec, jednak dzięki Azar trafiłam tutaj. Zapewniła, że w Azarath nic ci nam nie grozi.

Byłam coraz bardziej skołowana. Gdy Arella chciała wznowić monolog, uniosłam rękę, by jej przerwać.

– Mój ojciec to demon? – spytałam, by upewnić się, że dobrze wszystko przyswoiłam. Arella kiwnęła głową. – Dlaczego zostałam przed nim ukryta?

– On jest zdobywcą światów – powiedziała jeszcze ciszej. – Forma, którą wszyscy dzisiaj widzieliśmy, to tylko jego projekcja. Nie ma dostatecznie dużo siły, by dostać się do Azarath osobiście, więc wykorzystał cię jako bramę do tego wymiaru. Ale nawet jego emanacja wystarczyła, by zasiać lęk wśród mieszkańców. – Ponownie przerwała, odruchowo strzeliła środkowymi palcami i kontynuowała: – On zrobi to ponownie, ale tym razem przybędzie w pełnej okazałości i pochłonie energię całego ziemskiego wymiaru. Ty, jako jego dziecko, mu to umożliwisz – wyznała i umilkła.

Pozwoliła mi przyjąć ten potok informacji. Błądziła błękitnymi oczami po mojej twarzy, szukając oznak jakiejś reakcji.

Myśli przewijały się w mojej głowie niezwykle wolno. Ociężale zaczęły przyspieszać, dopuszczając emocje do właśnie przyswojonych informacji. Byłam skołowana, ale po chwili do mojej głowy napłynęły tak rzadko doświadczane przeze mnie gniew, niezrozumienie i rozczarowanie. Na nic zdały się lata medytacji w obliczu takich wiadomości.

Wstałam gwałtownie od kamiennego stołu, ale nie miałam zamiaru opuszczać komnaty. Wysłuchałam wszystkiego z anielskim spokojem, tak jak zawsze mnie uczono, jednak nigdy nie przewidywałam, że dowiem się czegoś, co tak mnie zszokuje.

– Jak mogłaś mi tego wcześniej nie powiedzieć? – spytałam oskarżycielsko.

Miałam ochotę krzyczeć. Zacisnęłam pięści, z których unosiła się czarna mgiełka.

– Azar tak zadecydowała – oświadczyła spokojnym głosem Arella, ale czułam jej strach i niepewność, które wręcz mnie zalewały.

– Ale Azar nie żyje! – syknęłam, czując pełzające po rękach języki energii. – Gdyby Skat sam mnie nie znalazł, powiedziałabyś mi w ogóle? – dodałam.

– Liczyliśmy, że nie będzie miał tutaj dostępu do ciebie.

Wstała powoli. Przewyższała mnie o głowę, ale czułam, że bała się mnie. Bała się tego, czym byłam. 

– Spłodziłaś dziecko z samym szatanem, a teraz nawet boisz się wypowiedzieć jego imię? – spytałam, nie dowierzając. 

– Uspokój się! – uniosła głos, gdy oplatająca mnie energia rozrastała się wokół. – Nie rozumiesz, dlaczego tak się stało. Nie tego chciałam. Nie przewidywałam, że może dojść do czegoś takiego – rzekła rozedrganym głosem, uderzając pięścią w blat.

– Nikt nie będzie decydował o mojej przyszłości, zwłaszcza jakiś demon – powiedziałam, ale mój głos nie zabrzmiał tak pewnie, jak tego chciałam. – Nie pozwolę, by przeze mnie został zniszczony tak ogromny wymiar – dodałam, by nie dać dojść do głosu Arelli i chwyciłam przewieszoną przez oparcie pelerynę. – Znajdę sposób! – warknęłam na odchodnym. 

Trzasnęłam drzwiami, a wraz z hukiem uleciała cała moja licha pewność siebie. Do głosu doszły strach, niepokój i niedowierzanie. Jak niby miałam powstrzymać intergalaktycznego demona, a właściwie samego władcę, chcącego podbić kolejny wymiar, do którego sama miałam go wpuścić? 

Naciągnęłam kaptur i wyszłam na oświetlone uliczki Azarath. Biblioteka wydawała się dobrym pomysłem na początek. Tam musiało być coś, co w większym stopniu powiedziałoby mi o ojcu, Ziemi i moim proroctwie.

Zwykle udałabym się do biblioteki pieszo, ale po tym, co się wydarzyło, wolałam się teleportować, by ominąć oskarżycielskie i przerażone spojrzenia mieszkańców. Nieczęsto zdarzało się, by znikąd otwierały się portale, z których wychodził demon. Skorzystał z okazji, gdy medytowałam w świątyni i przybył, by upewnić się, że dowiem się o proroctwie. Byłam zbyt słaba, dałam się zmanipulować.

Przystanęłam i potrząsnęłam głową. Nabrałam kilka spokojnych wdechów, odruchowo bawiąc się pierścionkiem na palcu. Nie mogę dać ponieść się złym myślom, upomniałam siebie i ruszyłam w stronę ogromnego gmachu mieszczącego w sobie bibliotekę. Podeszłam do wąskich drzwi ukrytych za kurtyną bluszczu pnącego się po jasnych ścianach. Odgarnęłam przyjemne w dotyku zielone listki i weszłam do środka. Przemknęłam przez niewielki przedsionek w stronę światła wpadającego przez ogromne okna. Stanęłam na końcu długiej i wysokiej sali głównej. Weszłam między ciąg półek wypełnionych książkami w każdym calu aż pod samo kolebkowe sklepienie. Regały pełniły rolę potężnych filarów wspierających sufit ozdobiony malunkami poświęconymi Azar, naturze oraz harmonii i pokojowi. Gdy tu przychodziłam, zawsze mogłam się rozluźnić, poczuć jak w domu, jednak nie tym razem.

Przeszłam na prawą stronę, by ukryć się w cieniu. Światło wpadające przez ogromne okna nie docierało do samych ścian i wysoko położonych regałów, ale było go na tyle, by móc bez wysiłku przeczytać tytuły książek.

Zadzierając głowę, szłam wzdłuż półek. Mijałam tabliczki z błyszczącymi nazwami działów. ,,Historia Azarath". ,,Rośliny". ,,Pieśni". ,,Magia" – bardzo ciekawa dziedzina, aczkolwiek szukałam czegoś zupełnie innego. ,,Inne Światy". Nie bywałam tutaj często, nie specjalnie interesowały mnie odległe, obce planety i wymiary. Aż do dzisiaj.

Przeszłam obok przesuwanej, solidnej drabiny, która pozwalała wspiąć się po tytuły znajdujące się na samym szczycie regałów. Sprawdziłam, na której półce znajdują się książki na ,,Z". Wzleciałam praktycznie na sam szczyt regału. Przesuwając palcem po obitych skórą grzbietach ksiąg, szukałam tej właściwej. Zagryzłam wargę, dolatując do końca półki. ,,Ziemia – USA, wiek XX''. Jedną z niewielu rzeczy, którą wiedziałam o Arelli, było to, że urodziła się w Stanach Zjednoczonych. Ukryłam zdobycz pod peleryną i wylądowałam na posadzce. Minęłam popiersie Gercjusza, który tak jak pozostali zasłużeni Azarathczycy został upamiętniony poprzez wykonanie marmurowej figury. Zostało już tylko kilka pustych piedestałów stojących przed regałami i czekających na nowych wybitnych poetów, matematyków czy mnichów. Po drodze zabrałam także spis Azarathczyków.

Opuściłam bibliotekę tym samym bocznym wyjściem. Potrzebowałam miejsca, w którym nikt nie przeszkodziłby mi w lekturze. Spojrzałam w górę. Pomarańczowo–fioletowa łuna światła powoli ustępowała miejsca niebieskiemu niebu. Miałam jeszcze sporo czasu przez wieczorną medytacją. Teleportowałam się więc na jedno ze wzgórz, z którego był wspaniały widok na miasto. W samym jego środku górowała majestatyczna Wieża Światła.

Zbudowana na planie kwadratu, pięła się w górę wieloma piętrami zakończonymi wygiętymi ku górze dachami wspartymi na masywnych kolumnach rozstawionych na ciągnących się wokół balkonach. Z książek wyczytałam, że była to jedna z pierwszych budowli. Ludzie, którzy przybyli tutaj z Ziemi, wykonali ją w stylu architektury chińskiej. Osada rozbudowywała się, aż powstała cała masa prostych, białych budynków z dwuspadowymi dachami, spływających niczym kaskada od środka, aż po najmniejsze i najniższe domki na przedmieściach. Na wzgórzach natomiast powstały klasztory, również utrzymane w stylu architektury chińskiej, w których swoje miejsce odnalazły osoby, które chciały spędzić życie na medytacji, zgłębianiu nauki i wiedzy o całym istniejącym świecie.

Usiadłam pod drzewem upstrzonym fioletowymi kwiatami. Otworzyłam gruby spis mieszkańców. Wertowałam księgę, aż dotarłam do liter ,,An". Mojej matce zostały poświęcone całe dwie strony. U samej góry błyszczało misternie wykaligrafowane ,,Angela Arella Roth". Poniżej znajdował się ziemski rok urodzenia, a także nazwa miejsca, w którym się wychowała. ,,Gotham City". Matka nigdy nie opowiadała mi o swojej przeszłości. Zawsze wymijała pytania na ten temat, tak jakby nie chciała wracać do ziemskiego życia. Teraz wiedziałam dlaczego. Zagłębiłam się w tekst.

 

 Celowo przedawkowała leki nasenne, gdy dowiedziała się o ciąży. Jednak dziecko, które w sobie nosiła, emanowało tak potężną energią, że Azar postanowiła uratować dryfującą między światami Angelę. Zabrała ją na Azarath, nadała imię Arella – Anioł Posłaniec – i zapewniła ochronę przed Trygonem. 

 

 Po narodzinach Rachel, Azar wzięła ją pod swoje skrzydła, by zminimalizować szansę na rozwinięcie się relacji między nią a matką. Tak silne uczucia były zagrożeniem dla otoczenia, gdyż to one pośrednio wpływały na moc dziewczyny. Arella mogła być również pewnego rodzaju połączeniem między Raven a ojcem, który, według proroctwa przewidzianego przez Azar, chciał wykorzystać ją jako portal.  

 

Reszta tekstu odnosiła się tylko do jej życia na Azarath. Na dole, drobnym pismem widniało ,,Trygon – 667 strona". Zaintrygowana, przeszłam na wskazaną stronicę. Brzegi zostały ozdobione czerwonymi, wijącymi się kolczastymi gałęziami. Litera ,,T" w inicjale była krwistym płomieniem, tak dobrze oddającym charakter stworzenia opisanego poniżej. Obok widniało równie groźnie wyglądające ,,Skat"

 

Zdobywca światów, najpotężniejszy z demonów. Na Ziemi uznawany za samego szatana. 

 

 Kult Skata wybrał ofiarę dla demona, by przywołać go na Ziemię. Na żonę dla niego zgłosiła się Angela, która nie widziała już żadnej nadziei dla siebie. 

 

Oto jak opisała jego przybycie:

 ,,Ustawiłam się w kole z płonących świec. Byłam naga, okrywała mnie tylko czarna peleryna z kapturem. Wszyscy zgromadzeni pokłonili się, a przywódca zaczął czytać modlitwę z uniesionymi rękami. Gdy skończył, podmuch zgasił świece i przewrócił karty księgi. Wtedy pozostali przyłączyli się do recytowania. Dopiero kiedy zrobiło się zimno, a świece na przemian gasły i zapalały się, ja oraz wielu członków zrozumieliśmy swój błąd, ale było za późno, by przerwać. W jednym momencie rzuciło wszystkich na kolana. Otoczyła nas czarno–czerwona mgła. Nikt nie mógł się ruszyć ani odezwać. Świece uniosły się, formując okrąg w powietrzu. Zrobiło się ciepło, a małe płomyki połączyły się w jedną, ogromną, wirującą taflę. Wszyscy klęczeliśmy przodem do portalu, aż po chwili wyłonił się z niego ktoś zupełnie inny, niż się spodziewaliśmy. Potężny, półnagi mężczyzna. Uśmiechnął się tryumfująco i spojrzał na nas czerwonymi oczami. Na mój widok iskry w jego tęczówkach ożywiły się. Wsunął umięśnioną rękę w portal za nim i jednym ruchem w dół zamknął go. Potem kiwnął głową do góry, a my wstaliśmy jak marionetki. Wszyscy już wtedy tego żałowaliśmy. Na początku nikt nie wierzył, że rytuał się uda. Ostatecznie przywołaliśmy diabła, a razem z nim zagładę dla naszego świata.

 

 Zabrał mnie do przygotowanej wcześniej komnaty. Żona Trygona miała wydać potomstwo, ale dopiero podczas obcowania z nim w pełni dotarło do mnie, co uczyniłam. W ciągu setek poprzednich lat wykonywano już ten rytuał, ale szatan zawsze wybierał sobie kolejnych wyznawców, którzy powtórzyliby zaślubiny. 

 

 Gdy przygniótł mnie swoim masywnym ciałem, straciłam resztkę godności. Nie chciałam tego robić, ale gdy zaczęłam stawiać opór, On ukazał swoje prawdziwe oblicze. Czarne, długie włosy zbielały, a pomiędzy nimi wyrosły ostre rogi. Ciepła skóra stała się czerwona i jeszcze bardziej gorąca. Przygwoździł mnie i niskim głosem dochodzącym jakby z innego świata powiedział, iż dawno nie spotkał tak obiecującej nosicielki i że nie przepuści takiej okazji. Wyrywałam się, ale on nic sobie z tego nie robił i..."


 
Odwróciłam wzrok. To nie było mi już potrzebne. Pewnych rzeczy nie dało się zapomnieć, a świadomość gwałtu na Arelli tylko wzbudzała we mnie złość. Zamknęłam księgę z trzaskiem i sięgnęłam po leżącą obok, o miejscu zamieszkania matki.

Każdy dział zaczynał się wielkimi liczbami oznaczającymi dziesięciolecie. W ciągu wszystkich tych lat wydarzyło się mnóstwo rzeczy, a ja musiałam przebić się przez ściany drobno zapisanych tekstów o różnych, znaczących wydarzeniach z większych miast ułożonych alfabetycznie.

Pomarańczowo–fioletowa łuna kompletnie zniknęła, a na horyzoncie unosił się już delikatny, niebieski cień nadchodzącej nocy. Za niedługo miała wybić godzina medytacji, a ja dopiero odnalazłam lata 80. XX wieku w Gotham City.

Wybory na nowego burmistrza, seria ataków na firmy produkujące broń. Nic szczególnego, w wielu miastach działo się podobnie. Moją uwagę przykuły lata dziewięćdziesiąte.


  Na ulicach Gotham pojawił się tajemniczy człowiek, zwalczający przestępczość pod osłoną nocy. Świadkowie donosili o kolejnych akcjach ,,Nietoperza". Pomimo początkowych działań policji, Batman – jak ochrzcili go mieszkańcy – pozostawał poza ich zasięgiem. Był jak przedłużenie rąk sprawiedliwości.

 Po długim czasie podejmowania nieskutecznych prób pojmania Batmana władze miasta zawarły z nim umowę. Mściciel mógł kontynuować ochranianie miasta bez wchodzenia mu w drogę przez policję, ale warunek był jeden: nie mógł łamać prawa, tak by sam nie stał się ściganym.

 Po tym wydarzeniu przestępczość znacznie zmalała, a w innych miastach zaczęli pojawiać się nowi bohaterzy. Po latach powstały organizacje takie jak Amerykańska Liga Sprawiedliwości635, a później Liga Sprawiedliwości636, która działa do dzisiaj. 

 

Na dole znajdowały się przypisy i odnośniki do stron, gdzie dokładniej opisano te organizacje. Zaciekawiona zaczęłam przerzucać kartki, ale niespodziewanie rozbrzmiał łagodny dźwięku dzwonu, niosący się z najwyższej wieży klasztoru. Czas na medytację. Gdybym nie przyszła punktualnie jeszcze za życia Azar, dostałabym potem reprymendę, ale gdy opiekę nade mną przejęła Arella, mogłam się trochę spóźnić.

Spiesząc się, przeczytałam tylko fragment z dłuższej historii Ligi Sprawiedliwości.

 

 Głównym zadaniem zrzeszającej bohaterów Ligi była obrona świata przed zagrożeniami. Na początku pod swoją opieką mieli Stany Zjednoczone, ale z czasem pod swe skrzydła wzięli całą kulę ziemską. 

 

To mi wystarczyło. W mojej głowie zaczął kiełkować plan. Udałam się na medytację, podczas której zamierzałam wszystko dobrze przemyśleć.

 

 Po wieczornym rytuale wracałam do domu na piechotę, by przewietrzyć głowę. Granatowa peleryna pozwalała mi wtopić się w panującą wokół ciemność. Ulice powoli pustoszały, zostawiając miejsce dla chodzących wolno zwierząt. Miałam zarys działania, ale wciąż nie wiedziałam, jak miałabym przeżyć na obcej mi planecie. Pierwszym krokiem miałoby być odnalezienie Ligi, ale skąd mogłam wiedzieć, jak zrobić to w jak najkrótszym czasie? Nie mogłam mieć nawet pewności, że będą chcieli mi pomóc. Z drugiej strony nie potrafiłabym siedzieć i bezczynnie czekać, aż Trygon po mnie przyjdzie, bym otworzyła mu portal. Każdy plan był na wagę złota. Trzeba było jeszcze zrobić coś z Arellą.

Szłam ulicami, rozmyślając i bezwiednie bawiąc się pierścionkiem podarowanym mi przez Azar. Przestałam kontaktować z otoczeniem, o czym skutecznie poinformowało mnie bliskie spotkanie z jakimś człowiekiem.

– P–przepraszam – wyjąkał ze skruchą mężczyzna odziany w lekką tunikę. Nie wiedząc, co zrobić, stał jak słup soli. – J–ja n–naprawdę... – zaczął, za wszelką cenę omijając moje spojrzenie.

– Nic się nie stało – rzekłam łagodnie i skinęłam delikatnie głową.

Mężczyzna wyminął mnie i błyskawicznie zniknął za rogiem. Niektórzy się mnie bali, inni byli źli, a część próbowała mi współczuć. Dzień nawiedzenia Azarath przez Trygona zmienił to miejsce na zawsze. Ludzie nie byli świadomi, kogo przyjęli razem z Angelą. Mój ojciec jednak dobrze im to uświadomił, recytując treść proroctwa.

 

Dziecko co wyjdzie z płomieni

W portal się przemieni

Osiemnasta wiosna kres świata zwiastuje

Śmierć przodków spowoduje

A ojciec klejnotu stanie się królem 

 

Na te słowa przeszedł mnie dreszcz. Poczułam, jakby objęła mnie zimna, niematerialna łapa ojca. Przyśpieszyłam kroku.

Otwarłam wejściowe drzwi najciszej, jak potrafiłam. Na stole w pokoju dziennym dogasała praktycznie wypalona świeca. Nie słyszałam żadnych oznak życia, więc zamknęłam za sobą i przecięłam niewielki hol.

– Raven. – Zanim usłyszałam głos Arelli, poczułam jej emocje, które wciąż nie zdążyły opaść. – Chciałam z tobą porozmawiać. Bez kłótni – zaczęła, podchodząc powoli.

Jej wzrok wyrażał smutek i współczucie, ale też skruchę. Najwyraźniej obie wszystko sobie przemyślałyśmy.

– Nie teraz, proszę. Nie mam już siły niczego dzisiaj słuchać. – Pokręciłam głową i zniknęłam za drzwiami mojego pokoju.

Musiałam się przygotować mentalnie do tej rozmowy.

 

 Zawsze wstawałam wcześnie, ale tego ranka nie miałam ochoty opuszczać przytulnego pokoju, bo miałam świadomość, że za drzwiami będzie na mnie czekać Arella. Rozejrzałam się po zaciemnionym pokoju. Rzędy półek uginające się pod książkami wyjątkowo nie nawoływały mnie do sięgnięcia po nie. Nawet pachnące świece i fiolki z połyskującymi proszkami w środku nie kusiły do odbycia głębokiej medytacji. Westchnęłam. Z ociąganiem wstałam, ubrałam się i stanęłam na środku. Zastanawiałam się, co mogłabym jeszcze zrobić, by odwlec rozmowę z matką, ale i tak nic by mi już nie pomogło.

Wyszłam na hol. Przy oknie, na krześle obok kamiennego stołu siedziała Arella.

– Rachel.

Wstała. I nazwała mnie po imieniu. To nie był dobry znak. Podeszłam do niej, ale nie usiadłam.

– Nie chcę się z tobą kłócić. Ale nie chcę również, byś zrobiła coś pochopnie. Proszę, usiądź i posłuchaj.

Gdy wczoraj tak powiedziała, dowiedziałam się, że mój ojciec to demon, a ja mam mu umożliwić zabicie istot z całego wymiaru.

– Wiem, że nie chcesz mu pomóc – mówiła spokojnie, patrząc mi głęboko w oczy. – Nikt by nie chciał. – Nabrała powietrza, jakby szykowała się na cięższą część. – Gdy dotarło do mnie, co zrobiłam, przedawkowałam leki nasenne. Myślałam, że w ten sposób od tego ucieknę, ale Azar mnie uratowała. Powiedziała mi, że ochroni nas przed wpływem...

– Wiem – przerwałam jej.

Spojrzała na mnie zdziwiona, unosząc brew w identyczny sposób jak ja.

– Nie byłabym sobą, gdybym nie dowiedziała się czegoś na własną rękę – stwierdziłam lekko zakłopotana. – Rozumiem, że popełniłaś błąd. – I to cholernie duży, miałam ochotę dodać. – Nie możesz już tego naprawić, ale pozwól chociaż, bym ja spróbowała – powiedziałam błagalnie.

– Raven... On jest zbyt potężny, żeby mu się przeciwstawić... Zresztą... Teraz, gdy wie, że jego potomek przeżył, zrobi wszystko, aby dopilnować, by ceremonia się odbyła.

– Chwila... Jak to przeżył? – spytałam podejrzliwie.

– Trygon... spłodził wiele dzieci. Rytuałów przywołania było naprawdę mnóstwo, ale... nosicielki – wypowiedziała z odrazą – nie były dostatecznie silne, by wydać na świat zdrowego potomka. Część kobiet popełniła też samobójstwa. Wydaje mi się, że to pomoc Azar spowodowała, że mi się udało – wyznała, spuszczając wzrok.

– Chcę się udać na Ziemię – rzekłam szybko i niezrozumiale po chwili ciszy.

– Co? – spytała. – Nie – zaprotestowała, gdy dotarł do niej sens moich słów. – Proszę...

– Mam plan. Poza tym... – zaczęłam, ale nie byłam pewna, jak ująć moje myśli w słowa. – Jeśli nie uda mi się go powstrzymać, to może uczynię chociaż trochę dobra przy pomocy mocy, zanim... – urwałam. Ciężko przechodziło mi przez gardło ,,zgładzę całą ludzkość".

– Raven... To nie twoja wina. Nie musisz naprawiać moich błędów.

– Ale chcę spróbować – odparłam twardo. – Nie mam zamiaru siedzieć i czekać, aż Trygon sam po mnie przyjdzie. Czy mi pozwolisz, czy nie, udam się na Ziemię – dodałam po chwili i wstałam, kończąc rozmowę.

 Arella otwarła usta, ale zaraz zamknęła je. Brakło jej słów. Wsunęła blade dłonie w smoliste włosy, jakby miała zamiar chwycić je i wyrwać z bezsilności.

– Rozumiem, że ci się to nie podoba, ale jedyne, co możesz teraz zrobić, to pomóc mi w przygotowaniach do odnalezienia się na Ziemi – poprosiłam, stojąc w drzwiach.

– Dobrze – odrzekła cicho.

Ukryła twarz w dłoniach, ale mimo to usłyszałam słabe, za to szczere:

– Przepraszam.

 

 Arella stała oparta plecami o przesuwane drzwi. Była sceptycznie nastawiona do mojego planu, ale wiedziała, że nie odwiedzie mnie od spróbowania. Obserwowała, jak rozstawiałam siedem świec w duży okrąg. Otworzyłam stojącą obok fiolkę i rozsypałam fioletowy proszek, łącząc świeczniki. Machnięciem ręki zapaliłam knoty. Niebieskawe płomienie rzuciły nikłe światło na środek zaciemnionego pokoju. Stanęłam w okręgu i rozejrzałam się wokół, chłonąc widok miejsca, w którym dorastałam.

– Wrócę, gdy tylko uda mi się coś ustalić – zapewniłam.

Zarzuciłam pojemną, materiałową torbę pod pelerynę. Przewróciłam karty księgi leżącej na pulpicie. Zaklęcie otwierające międzywymiarowe portale.

Złożyłam nogi w kwiat lotosu w powietrzu i zaczęłam recytować inkantację. 

– Ego aperiam in via. Parce porta. Terra, ad me veniet.

Płomyki złączyły się w pierścień, który wystrzelił ku górze, ukrywając mnie za niebieską kurtyną. Nade mną otworzył się portal na Ziemię. Ostatni raz spojrzałam przez falującą zasłonę na Arellę i oddałam się sile ciągnącej mnie ku wyrwie w powierzchni wymiaru.


*****

Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy, oto pomysły moje, które dla was zostały spisane... Dobra, może lepiej bez takich...
Ludzie! Wróciłam! Co prawda z niezłym poślizgiem, bo myślałam, że uda mi się na sylwestra, ale przy betowaniu okazało się, że wciąż jest źle i tak mi zeszło na poprawianiu tego ,,cudeńka", które ma - UWAGA - ponad 3200 słów. To jak dwa moje dotychczasowe rozdziały! Mam nadzieję, że następne rozdziały będą podobnej długości, ale wszyscy musimy się liczyć z tym, że będą się pojawiać jakoś raz na kilka tygodni. Chciałabym jakoś co 2/3/4, ale wiemy, jak kończy się takie planowanie. Proszę o komentarz do treści powyżej. Osoby, które są ze mną już od dłuższego czasu: jak to oceniacie względem poprzednich lat? Jestem bardzo ciekawa. 

Pragnę także podziękować Nekocie Lee za cierpliwość do tego prologu, bo muszę przyznać, że moja była na wyczerpaniu.