niedziela, 31 maja 2020

PROŚBA

Potrzebuję waszej opinii. Zmieniłam w ogóle rodzaj, rozmiar i interlinię czcionki i muszę wiedzieć, czy tak jest lepiej, gorzej, czy nic tylko oczy krwawią? Wydaje mi się, że jest czytelniejsza, ale nie wiem, jak na dłuższą metę się to sprawdza. I jeszcze jedna ważna kwestia – pasuje do wyglądu bloga? Bo tu mnie coś koli. Niech lud przemówi!

9. MISSED FILES

 Oderwałam wzrok od książki i zirytowana wypuściłam powietrze. Już po raz enty złapałam się na tym, że właściwie nie wiedziałam, co czytałam. Tkwiłam na jednej stronie od dobrych kilkunastu minut, ponowne wracanie do początku nie miało już sensu. Moja uwaga była zbyt rozproszona… przez Beast Boy’a.

Chłopak wydawał się być pochłonięty samotnym graniem w jakieś wyścigi, mimo wszystko już raz wyłapał, że w zamyśleniu się na niego gapiłam. Nagle podskoczył z wyciągniętymi tryumfalnie rękami i zaczął swój zwycięski taniec, kompletnie nie zwracając uwagi na otoczenie.

Po chwili jednak zamarł w rozciągniętej pozie, mina minimalnie mu zrzedła i szybko się opanowawszy, wyłączył konsolę.

Znowu mimowolnie mu się przyglądałam, błądząc myślami tak daleko, że sama nie byłam w stanie dokładnie stwierdzić gdzie. Wlepiłam wzrok z powrotem w książkę, ale tylko dla pozorów. To niefortunne połączenie się naszych umysłów cały czas nie dawało mi spokoju. Z jednej strony nie odczuwałam żadnych, nawet minimalnych skutków, które mogły wystąpić po zetknięciu. A przynajmniej nie wliczając wciąż kłębiących się emocji i wspomnień, które naturalnie, jako empatka bez wahania wchłonęłam. Jednak poza tym… z mojej strony nic. Widziałam jednak zachowanie Garfielda. Był zagubiony i zdezorientowany. Starał się zachowywać normalnie, ale był straszny w tych sprawach. Bez żadnego wysiłku wyłapywałam, jak na mnie patrzył… jak niepewny i zażenowany robił się w moim towarzystwie. Nie wiedział, jak postąpić. Nie wiedział, czy porozmawiać, czy zostawić sprawę samą sobie, a nuż ja nic nie wiedziałam. To była jedna z tych spraw: „czy ona wie, że ja wiem, że ona wie, że ja wiem...”.

Czułam się odpowiedzialna. Czułam przymus wyjaśnienia tego, bo nie chciałam, by taka atmosfera panowała między nami. Zresztą, prędzej czy później czujne oko Robina wyłapałoby ten większy niż dotychczas dystans i pewnie przeszłość Garfielda wyszłaby na jaw nie tylko dla mnie, ale i pozostałych. A mogłam być pewna, że tego nie chciał. Musiałam to załatwić sama, najlepiej od razu.

Podjęłam jeszcze kilka prób dalszego czytania o magii Dalaghama, ale okazało się to bezowocne. Myśl o rozmowie z Beast Boy’em zbyt mocno zakotwiczyła się w mojej świadomości, by móc zostać zastąpioną przez inne. Jak zawsze dopadały mnie wątpliwości, ale podsumowałam wszystkie za i przeciw i zdecydowałam. Nie mogłam tego tak zostawić.

 Cierpliwie czekałam na moment, aż Garfield wyszedł z salonu. Miałam wrażenie, jakby specjalnie to przeciągał. To zajrzał do lodówki, to przejrzał wszystkie szafki kuchenne, spojrzał nawet na aktualne alerty systemu, a gdy był już przy wyjściu, wrócił się jeszcze po komiks, który zostawił na kanapie. Ponownie naszła mnie myśl, że ja nie odczuwałam żadnych skutków, ale czy Beast Boy mógł przeczuwać moje zamiary? Czy przez przypadek utworzyłam połączenie w jedną stronę, o którym nie miałam pojęcia? Ta perspektywa napawała mnie prawdziwym strachem. Nikt nie mógł mieć dostępu do mojej świadomości. Mogłam utracić wszystko, ale umysł był moją świętością i obsesyjnie go broniłam. Czułam, jak zjeżyły mi się włoski na całym ciele.

Czym prędzej teleportowałam się do swojego pokoju. Odłożyłam książkę, jakoś podświadomie obeszłam miejsce, gdzie jeszcze kilka dni temu była kałuża krwi i od razu wyszłam na korytarz, by złapać Beast Boy’a. Stałam przez chwilę, nasłuchując. Pustka. Cisza. Poszłam za zakręt, przed drzwi jego pokoju. Tutaj też nie uświadczyłam żadnych dźwięków, które wskazywałyby na obecność gospodarza w środku.

Zaczęły mnie dopadać wątpliwości. Jak na mnie to i tak wyjątkowo długo byłam pewna decyzji. Chciałam podejść i zapukać, ale między mną a drzwiami jakby znikąd wyrosło pole siłowe, które subtelnie, jednak skutecznie odpychało mnie od pokoju. Książka nagle okazała się śmiertelnie ciekawa, a nawet samotny patrol po mieście wydawał się kuszącą propozycją. Zawahałam się i cała lawina wątpliwości ruszyła, tocząc się z hukiem i grzebiąc wcześniejsze postanowienia oraz racjonalne argumenty pod ekstremalnie grubą warstwą niezdecydowania oraz pytań, o czym w zasadzie chciałam dyskutować?

Miałam się już odwrócić i odejść, ale wyczułam zbliżający się umysł. Było za późno. Beast Boy wyszedł zza zakrętu z miską popcornu w ręce, rulonem komiksów pod jedną pachą i colą pod drugą. Na mój widok aż chybił rzucaną właśnie do ust prażoną kukurydzą. Prosto w oko.

– Au.. Raven… – zaczął niezręcznie. Komiksy wysunęły mu się spod ręki. Pochylił się, zapominając o przekąsce. Popcorn rozsypał się na całą szerokość korytarza. – Nieee – stęknął przeciągle.

Rzucił się do niezdarnego zgarniania jedzenia. Spojrzawszy na mnie z zażenowaniem, pochylił się jeszcze bardziej, tak jakby na jego twarzy można było jakimś sposobem dostrzec czerwone wykwity zawstydzenia.

– Pomogę ci – zaoferowałam się i błyskawicznie zebrałam popcorn do pustej miski.

– Dzięki – mruknął, patrząc w przestrzeń gdzieś obok mojej głowy. Podrapał się po karku zwiniętymi komiksami i stanął jak ten słup soli, nie wiedząc, jak się zachować.

Teraz nie było już odwrotu.

– Chciałam z tobą porozmawiać – rzuciłam, starając się, by mój głos był jak najbardziej luźny i spokojny. Nie potrzebowałam jeszcze bardziej go denerwować.

Jednak chyba sama propozycja, która padała właśnie z moich ust, była na tyle podejrzana i stresogenna, że Beast Boy aż zaniemówił na moment, co zdarzało mu się do tej pory niebywale rzadko.

– Eeee… wiesz… akurat jestem trochę zajęty – odparł, siląc się na zwyczajową swobodę. – Może przyjdziesz później? Przeczytaj książkę albo pomedytuj, czy coś – zaproponował i spróbował uśmiechnąć się głupkowato.

– Garfield – sapnęłam stanowczo. Spojrzał na mnie. – Chcę porozmawiać. Teraz – dodałam z naciskiem.

Stał chwilę bez ruchu, jakby kalkulował, czy ma szansę jeszcze uciec, czy lepiej podjąć wyzwanie od razu. Wybrał mądrze.

– Wchodź – powiedział zrezygnowany i kiwnął głową w stronę pokoju.

Weszłam do zagraconego, pogrążonego w chaosie pokoju. Spod krzywo naklejonych plakatów przebijały fragmenty pomalowanych na szaro ścian. Na podłodze można było dojrzeć kilka wytyczonych między stertami ubrań, kartonów po pizzy lub, o dziwo, starannie ułożonymi kupkami komiksów ścieżek,

Garfield zawstydził się jeszcze bardziej. Wyglądał, jakby chciał wszystko w sekundę uprzątnąć, ale było za późno. Zgarnął tylko stos kartonów z dolnego piętra łóżka, rzucił je w kąt, pod zawieszony na ścianie telewizor. Strzepnął pościel i wskazał miejsce teatralnym gestem w towarzystwie koślawego uśmiechu, jakby było to najcenniejsze siedzisko w państwie. Usiadłam. Beast Boy zajął kawałek wolnej przestrzeni na komodzie obok miski z nieszczęsnym popcornem. Chwycił dwulitrową colę, zaproponował mi pytającym gestem, a gdy odmówiłam, wzruszył ramionami i pociągnął kilka łyków prosto z butelki.

– A więc, o co chodzi? – spytał, jakby faktycznie kompletnie nie miał pojęcia. Wiecznie błaznował. Nie mogłam pojąć, jak udawało mu się ukryć takie wspomnienia za maską uśmiechu i głupich żartów.

– Garfield… – Skrzywił się delikatnie. Wiedział, że będzie na poważnie. – Proszę cię, nie udawaj. Od momentu ataku zachowujesz się inaczej.

– Dałem się podejść, no i moja męska duma ucierpiała i wiesz… – zaczął mówić szybko, niewyraźnie, przy okazji gestykulując żywo.

 Spojrzałam na niego z politowaniem. Przymknął się i zrobił minę dziecka ukrywającego, że właśnie zbiło najładniejszy wazon od cioci.

– Zakładam, że nie rozumiesz, co się wtedy stało, więc pozwól, że wytłumaczę – zaoferowałam, a ciszę uznałam za przyzwolenie. – Uleczyłam cię, ale przez przypadek nasze umysły złączyły się na chwilę. Czy zobaczyłeś coś i dlatego zachowujesz teraz taki dystans wobec mnie? – Spojrzałam mu prosto w oczy, ale nie wytrzymał długo i uciekł wzrokiem na bok.

Czułam nieprzyjemne mrowienie na całym ciele. Wyjątkowo, cisza wzbudzała we mnie coraz bardziej nieprzyjemne uczucia na czele z obawą, że zarówno moja przeszłość, jak i przyszłość mogły wyjść na jaw. Odpowiadaj, glonie! – miałam chęć krzyknąć i wydrzeć to z niego osobiście. Nie! Już raz namieszałam. Odetchnęłam głęboko.

– Nieee… – odparł przeciągle, z wahaniem, wcale nie budząc mojego zaufania. – Nie widziałem – dodał pewniej. – Nie bardzo wiem, jak to wytłumaczyć. – Widziałam, że minimalnie się rozluźnił i chyba zrozumiał, że nie miałam złych zamiarów. Opuścił nogę za krawędź komody i zaczął nią wymachiwać. – Mam wrażenie, jakbym coś wiedział… pamiętał, ale tak nie do końca. Taki jakby przebłysk? – Wyciągnął w moją stronę rękę. Kiwnęłam głową. – Tylko takie… nieprzyjemne. Nie wiem, o co do końca chodzi, ale zwłaszcza nocą, gdy śnię, wywołują we mnie… strach? – wykrzywił twarz w dziwnym grymasie.

Nic nie wiedział. Nie rozumiał. Ulżyło mi.

– Czy… Czy to twoje myśli? – spytał z wahaniem, niepewny, czy było to na miejscu.

– Sny – wymyśliłam na poczekaniu. W zasadzie, było to półprawdą. – A czy miewasz jakieś „obce” myśli lub uczucia?

Pokręcił głową po chwili zastanowienia.

– To dobrze. To znaczy, że nasze umysły nie utworzyły stałego połączenia – wyjaśniłam.

Kiwnął głową i zamyślił się. Chyba nam obojgu ulżyło.

– A… Czy… Czy ty coś widziałaś?

Też miał zakątki umysłu, których nie chciał nikomu pokazać. Któż nie miał? Nie wiedziałam, czy powiedzieć mu prawdę. Ja nie chciałam, by ktoś wiedział o mojej przeszłości. On zapewne też, więc czy ujawnianie, że ktoś inny poznał tajemnicę, byłoby dla niego przyjemne? Dlaczego w ogóle się zastanawiałam? To powinno być oczywiste. Dlaczego przeszło mi przez myśl, żeby skłamać?

– Widziałam… I poczułam – odparłam, przerywając coraz bardziej przygniatającą nas ciszę.

Przełknął ciężko ślinę

– Przeszłość... Twój wypadek… Rodziców… – powiedziałam powoli, uważnie obserwując jego reakcję.

Uciekł wzrokiem gdzieś w bok i zawiesił go na punkcie tak odległym, że mógł to być nawet innych wymiar lub inna rzeczywistość. Pamięć. Wspomnienia. Błądził w nich. Naruszyłam wciąż niezabliźnione rany, które dodatkowo rozdrapała śmierć Rity. Chciałam palnąć sobie w łeb, że nie umiałam nawet utrzymać w ryzach własnego umysłu…

– Ktoś inny jeszcze wie? – spytałam, byleby przerwać milczenie. Czułam się niekomfortowo.

– Nie – odparł i podrapał się po ramieniu. Prychnął, ni to w zdegustowaniu, ni w rozbawieniu. – Jakież przewrotne… Moi rodzice mieli tylko swój intelekt, a pomimo to, gdy zachorowałem, ojciec przeprowadził na mnie eksperymentalne leczenie. Zadziałało, chociaż, co prawda, stałem się przez to chodzącym glonem, ale lepsze takie coś, niż nie żyć. A potem… – zawahał się. Zamknął zaszklone oczy. – Byłem tak beznadziejny, że nawet nie zdołałem ich uratować. Pomimo tych wszystkich mocy… zawaliłem – sarknął i przetarł oczy ukradkiem.

– Byłeś dzieckiem, Garfield – powiedziałam. Było mi go naprawdę szkoda. – Miałeś prawo nie wiedzieć, jak zareagować.

Nie odpowiedział, tylko zeskoczył z szafki. To by było na tyle. Również wstałam.

– Nikomu nie powiem – uprzedziłam jego prośbę. – Po prostu zachowajmy to, co się stało, dla siebie i zostawmy to za sobą – zaproponowałam.

– Przyjmuję propozycję – odrzekł i uśmiechnął się smutno. – Bardzo pokręcone masz te sny, tak poza tym. Zawsze myślałem, że ludzie marzą o niebie, nie o piekle – rzucił jeszcze dla rozluźnienia, zanim zdążyłam wyjść.

Miałeś rację, Beast Boy. Normalnie ludzie śnią o czymś przyjemnym. Zaś moją podświadomość wypełniały nocą koszmary, o których wielu wolałoby nawet nie myśleć.

 

 

 Cichy alarm przerwał mi medytację. Przez chwilę wahałam się, czy ruszyć się na zwołane zebranie, bo właśnie to oznaczał ten, drażniący nieco mniej niż standardowy, dźwięk. Nikt jeszcze nie odważył się powiedzieć Robinowi, że gdyby oba alarmy były identyczne, stawialibyśmy się znacznie szybciej na zbiórkach. Pędzilibyśmy do głównego pokoju na złamanie karku za każdym razem, a tak, jakoś nikomu nie chciało się odrywać od aktualnie wykonywanych czynności.      

Westchnęłam. Zgarnęłam pelerynę z łóżka, przewiesiłam ją sobie niedbale przez ramię i powolnym krokiem ruszyłam do salonu.

– Wolniej się nie dało – rzucił uszczypliwie Robin, gdy jako ostatnia pojawiłam się przy „centrum alarmowania”.

Wzruszyłam ramionami z niezadowolonym grymasem na twarzy i oparłam się o wolny od ekranów kawałek ściany.

– Mamy kilka nowych informacji – zaczął. – Victor, ty pierwszy.

– A więc tak – Cyborg wyprostował się, złączył czubki palców i głębokim głosem wykładowcy przemówił – Ludzie z Ligi zbadali ten projektor, który wyświetlił Raven i Robinowi hologram. Stwierdzili, że wszelkie dane uległy zniszczeniu, a to, co zostało z samego urządzenia nie dostarcza żadnych istotnych informacji.

– Do rzeczy – wtrącił zniecierpliwiony Beast Boy, któremu zebranie przerwało pewnie granie lub czytanie komiksów.

Cyborg zgromił go wzrokiem i niewzruszony, kontynuował:

– Z tym pierwszym się zgodzę, ale – uniósł do góry palec wskazujący – z tym drugim już nie. Może Liga to przeoczyła, a może nie mieli do tego nawet dostępu, ale jako że ja sam jestem połączony bezpośrednio z całą siecią, a w zasadzie dosłownie w niej jestem, że tak powiem, dotarłem do kilku wskazówek, które mogą nam coś powiedzieć o tym gościu.

Postukał w holograficzną klawiaturę i nad stołem wyświetliła się cała tablica zestawionych obrazów, stron i osób. Brakowało tylko pinezek i sznurka.

– Takie urządzenia nie są dostępne dla normalnych ludzi. Firma, która wyprodukowała ten konkretny, oficjalnie dostarcza je wojsku, specjalnym oddziałom i innym podobnym instytucjom, ale… – ponownie uniósł palec. – Jeśli ktoś jest nadziany i ma znajomości, to nie ma problemu, żeby kupić to gdzieś bokiem – oznajmił zadowolony.

– I mamy rozumieć, iż wiesz, komu sprzedawali to bokiem? – spytała z zaciekawieniem Starfire.

– Yup.

– I chcesz mi powiedzieć, że Liga na to nie wpadła? – rzuciłam sceptycznie.

– Wątpisz w mój geniusz, Raven? – spytał, mierząc mnie badawczym wzrokiem.

– Nigdy nawet nie brałam pod uwagę jego istnienia – odparłam z nutą satysfakcji.

– Robin, ona mnie obraża – poskarżył się niewzruszonemu liderowi i zaraz parsknął śmiechem. – Tym razem wygrałaś – rzucił jeszcze w moją stronę z wyzywającym, ostrzegawczym spojrzeniem i wrócił do wyjaśnień. – Nie wpadła, bo pliki firmy Speculator są przetrzymywane na wewnętrznym serwerze, który jest ukryty przed użytkownikiem z zewnątrz, ale, jak już wspominałem, ja jestem w sieci – powiedział z naciskiem. – Dlatego udało mi się uzyskać dostęp do ich danych i odnalazłem tam kilka ciekawych osobistości.

– Włamałeś się na serwery firmy? – wtrącił się Robin, jakby niepewny, czy dobrze usłyszał.

– Tak – odparł po chwili zawahania Cyborg.

Bez odpowiedzi. W przypadku tej sprawy, chyba przyjęliśmy zasadę „cel uświęca środki”.

– Kilku gości od razu wykluczyłem i zostały mi trzy osoby. Spójrzcie – powiedział i wrzucił na zawieszone na ścianie monitory szczegółowe opisy wraz ze zdjęciami zarówno z dokumentów, jak i zrobione ukradkiem gdzieś na ulicy. Jeden mężczyzna nie mógł jednak poszczycić się dużym zbiorem takich fotek. – James Woodman. Richard Burton. I Slade Wilson. – Czytał po kolei, a ich profile wyjeżdżały wtedy na pierwszy plan. To właśnie ten ostatni wydawał się być najmniej poznanym. – Pierwszy, właściciel firmy ochroniarskiej. – Zaczął od łysiejącego, na oko pięćdziesięcioparolatka z zadbanym wąsem. Podeszłam bliżej. Na pierwszy rzut oka wydawałby się przeciętny. Tacy są najlepsi.

– I wziąłeś go, bo? – spytała Starfire, oderwawszy się od tekstu. – Prowadzi firmę ochroniarską, może potrzebować takich gadżetów.

– Słusznie, gdyby nie fakt, że kupił bokiem kilka sztuk tego właśnie urządzenia, a oficjalnie zaopatrzył firmę w inny model – wyjaśnił. – Ale dobra, przejdźmy dalej. I tak będziemy musieli później każdego dokładnie prześwietlić.

Kliknął na zmniejszoną zakładkę z Richardem Burtonem. Tym razem był to młodszy mężczyzna z brodą zaplecioną w warkocz i długimi, trochę niechlujnymi włosami. Na jednym zdjęciu trzymał tablicę z więziennym numerem, a na drugim, zrobionym z oddalenia, rozmawiał ze stojącym tyłem do fotografa gościem.

– Jak widać, Richard już nie raz siedział, ale od dłuższego czasu udaje mu się całkiem skutecznie grać przykładnego, zresocjalizowanego obywatela.

Robin lekko drgnął na dźwięk imienia. Jakby wybudził się z głębokiego zamyślenia. Czyżby nie słuchał Victora, bo już to wiedział? A może już zaczął powoli wszystko układać w głowie, by potem, krok po kroku, dojść do rozwiązania?

Miałam wrażenie, że przez chwilę patrzył na mnie, chyba jedyną osobę, która dostrzegła jego podświadomą reakcję. Przez myśl przemknęło mi, że on pewnie zdążył już założyć sobie bazę danych z folderami wypełnionymi informacjami o nas, kiedy my nawet nie znaliśmy jego nazwiska. A część także imienia. Zadziwiające.

Złapałam się na tym, że odpłynęłam, przegapiając przy tym wykład Victora o Richardzie. No pięknie. Mogłam co najwyżej liczyć na jakieś streszczenie na koniec.

– A najlepsze zostawiłem na koniec – rzucił lekko podekscytowany. – Slade Wilson – wysyczał, chcąc zbudować napiętą, przepełnioną grozą i tajemnicą atmosferę. Odczekał chwilę, dając wybrzmieć słowom.

– Możesz trochę szybciej. Grę mam zapauzowaną – mruknął zniecierpliwiony Beast Boy, niszcząc przy tym i tak nikłą otoczkę tajemniczości.

Victor zdzielił chłopaka przez łeb. Przygryzłam wargi, by nie parsknąć, czego i tak pewnie nie byłoby słychać przez głośne „Ej! Za co!?” Garfielda.

– Jak mówiłem, mój faworyt, Slade Wilson – wrócił do przemowy i zapełnił wszystkie ekrany  rozbudowanym opisem, uzupełnionym o zaledwie garstkę zdjęć, głównie jeszcze z czasów wojska. – Były żołnierz, teraz najemnik i jeden z najniebezpieczniejszych zabójców, jakich znamy – powiedział poważnym głosem. – Niezależny, cholernie skuteczny, w zasadzie nieuchwytny. Przypisuje mu się naprawdę wiele zbrodni, niektóre bardzo drastyczne. Cały czas się urywa. Działa, mogłoby się wydawać chaotycznie, ale dzięki temu nikt nie umie przewidzieć, co obierze sobie za cel jako następne.

– I że niby teraz to my stoimy mu na drodze? – spytał Beast Boy, lekko odsuwając się od Cyborga, by być poza zasięgiem jego ręki.

– Możliwe.

– Nie widzę, żeby miał on coś wspólnego z nami. Albo z Vertigo. Z czymkolwiek – rzekła sceptycznie Starfire. – Wolny strzelec, który robi co chce. Wiązałby się w cały taki układ z narkotykami? – ciągnęła, jak dla mnie całkiem rozsądnie.

– Widzisz Starfire, właśnie dlatego on jest tak dobry – wtrącił się Robin. – Znałem go już wcześniej, okropny gość. Nie podejrzewałabyś, że wkręcił się w narkotyki, więc właśnie to robi.

– Pokrętne myślenie – skwitował Beast Boy.

– W tym szaleństwie jest metoda – dodałam.

– Nikt nie wie, gdzie jest. Może zabija gdzieś w Azji, a w akcji z Vertigo uczestniczy tylko po części? To zawodowiec – powiedział ponuro Robin.

– Możemy sprawdzić jakieś transakcje? Skąd przepłynęły pieniądze za towar? – spytałam po chwili, stwierdziwszy, że przydałoby się wykazać jakąś aktywność. – O ile nie przekazywali sobie pieniędzy osobiście.

– Sprytne, Raven, ale niestety nie tutaj – odparł Victor. – Faktycznie, część transakcji była wykonywana z pomocą przelewów, ale goście wiedzą, jak się zabezpieczyć. Nie jestem w stanie określić, skąd pieniądze wypłynęły – dodał niezadowolony.

– To co teraz robimy? – spytał Beast Boy, który wyraźnie chciał się już urwać.

– Szukamy, analizujemy i łączymy w spójną historię – podsumował Robin. – Pewnie trochę to zajmie, ale jeśli będziemy konsekwentni, wyeliminujmy dwóch z nich i dopadniemy właściwego – zapewnił hardo, święcie przekonany o skuteczności planu.

– Z mojej strony to by było na tyle – mruknął Victor i wyłączył swoją prezentację.

 Beast Boy już ochoczo ruszył w stronę drzwi, ale przystopowałam go ścianą z materii. Spojrzał na mnie z wyrzutem, ale ja tylko kiwnęłam głową w stronę stołu, gdzie z „gratami” rozłożył się Robin. Odchrząknął i podjął:

– Najlepiej będzie, gdy przedstawię wam mój cały mój tok myślenia w tej sprawie. – Nabrał głęboko powietrza, a my wszyscy mentalnie przygotowaliśmy się na naprawdę długie gadanie. – Już od samego początku to wtargnięcie wydało mi się bardzo dziwne. Atakowanie wieży to bardzo głupi pomysł, a jednak, udało im się.

– Sorry, że się wtrącę, ale mnie też to cały czas gryzie – przerwał mu Cyborg. – Ja jeszcze rozumiem, zyskać dostęp do zasilania, spoko, da się zrobić. Ale znać wejścia, rozkład pomieszczeń, czy kody dostępu? – oburzył się i wyrzucił ręce w powietrze, o mało nie trafiając Beast Boy’a. – Przecież to wygląda tak, jakby weszli do własnego domu – sarknął. – Tak, jakby ktoś dał im dostęp – dodał już spokojniej.

Tym stwierdzeniem zasiał nieprawdopodobne, ale widoczne ziarno niepewności. Sugerował, że ktoś z nas był zdrajcą?

– Jak widać, paranoja Robina udzieliła się już Cyborgowi – rzucił Garfield, by rozluźnić atmosferę. – Ciekawe, kiedy ja zacznę dostrzegać śledzące mnie cienie? – dodał i teatralnym gestem pogładził się z zamyśleniem po podbródku.

– To nie jest zabawne – sarknął Victor. – Cieszmy się, że nikt za bardzo nie ucierpiał – mruknął, patrząc wymownie w stronę Beast Boy’a.

Wyglądało to raczej komicznie, niżeli groźnie, gdy niższy i o wiele drobniejszy Garfield napuszył się i spróbował odwzajemnić spojrzenie.

– Ej! – wtrąciła się Starfire. – Potem się pobijecie. Teraz musimy wspólnie rozwiązać ten problem.

Jej słowa poskutkowały i Robin mógł już w spokoju kontynuować.

– Pomijając już kwestię „jak”, przejdźmy do „dlaczego”. Uznaliśmy, że chodzi o Vertigo, ale dla mnie ta sprawa jest o wiele bardziej rozbudowana. Mam przeczucie, że kilka ostatnich zaginięć też się z tym wszystkim łączy, ale to nie jest teraz najważniejsze. Wiedzieli, że zaszliśmy już całkiem daleko w rozwiązywaniu tej sprawy. I pewnie pomimo tego, że staraliśmy się działać jak najdyskretniej, rozeszło się, że zaczęliśmy typować konkretne osoby i chcieliśmy po nitce do kłębka dojść, kto stoi na czele tego układu. Poczuli się zagrożeni i zaatakowali. Wykasowali wszystkie pliki dotyczące każdej naszej sprawy, czy to zamkniętej, czy nie. Nie zostawili kompletnie żadnych danych, za to nie tknęli nic poza tym – wyjaśnił.

– Wiedzieli, po co przyszli – mruknął w zamyśleniu Victor. – Przezornie usunęli wszystko, żeby nie wskazać, na czym im zależało. Genialne – rzucił z lekkim podziwem.

– Profesjonaliści – skwitował Robin.

– Chociaż i tak dziwni mnie, że nie zostawili nam żadnego prezentu niespodzianki. Bo ja wiem? Jakiegoś wirusa albo pluskwy w systemie. Weszli, zrobili co mieli zrobić i wyszli – kontynuował z nie do końca stosownym uznaniem.

– Tacy są najgorsi. Wiedzą, co robią. Apropo tej niespodzianki, to za kilka godzin powinniśmy mieć wyniki próbek tej substancji wybuchowej z laboratorium, ale mogę się założyć, że to coś pospolitego. Niestety system przeciwpożarowy też nie zadziałał i wszystko szlag trafił – skwitował z ponurą miną.

– System jeszcze przeżyję, ale moje laboratorium? Ta zniewaga krwi wymaga – mruknął Victor. – Przeszli samych siebie. Jakby zostawili pliki, wciąż mielibyśmy wyniki. Jakby zostawili laboratorium, moglibyśmy chociaż część danych otworzyć. A tak? – rzucił z nutą rozpaczy.

– Czyli, podsumowując, wszystko straciliśmy, a dodatkowo nic nowego się nie dowiedzieliśmy? – Starfire bardziej stwierdziła, niżeli spytała.

– Można by tak uznać. Jest jednak jedno „ale” – odparł Robin. – Jeśli spojrzeć na to z innej strony, to sprawca dał nam całkiem dużo wskazówek o sobie.

Wyłapałam, że mówił o jednej osobie. Chyba trochę za wcześnie wyrobił sobie opinię i wiedziałam, do czego zmierzały jego słowa.

– Strategiczny, bardzo dobrze przygotowany i wyposażony. Dlatego skłaniałbym się ku Slade’owi.

– Wydaje mi się, że trochę naginasz fakty, by pasowały do twojego założenia – wtrąciłam, niepewna, czy w ogóle powinnam to robić.

Wszyscy omietli mnie zdziwionymi spojrzeniami. Czy zarzucanie czegoś liderowi było niedozwolone? Robin oparł się o krawędź stołu, opuścił głowę i odetchnął głęboko, a my czekaliśmy w skupieniu na jego reakcję.

– Może masz rację, Raven – przyznał, gdy cisza stawała się już zbyt przytłaczająca.

– Po prostu przeprowadźmy śledztwo, bez nastawiania się na jakieś konkretne wyniki i wszystko będzie git – rzucił pocieszająco Beast Boy. – Czy możemy w takim razie uznać zebranie za zakończone? – spytał trochę niepewnie po chwili ciszy.

– Tak, na teraz to wszystko. Wieczorem się podzielimy, część pójdzie na patrol, a część zajmie się sprawą – zarządził Robin. Beast Boy odwrócił się na pięcie z rozmachem, szczerząc się w zadowoleniu. – Oczywiście po treningu – dodał jeszcze i uśmiechnął się sadystycznie.

Mina Garfielda momentalnie zrzedła. Zresztą nie tylko jego.

*****

No heeeeeej! Mam zajebistą wiadomość – odzyskałam kontakt z betą. Ten rozdział jest jeszcze „samodzielny”, ale następny, przewidywany na drugą połowę czerwca, powinien już zostać sprawdzony. W dodatku powiedziałam sobie, że do końca maja opublikuję, to opublikowałam xD.  Drugie, już nie takie przyjemne, to że ta kwarantanna wcale nie sprzyja kreatywnym działaniom, jak mogłoby się wydawać. Jedyne, czym mogę się pochwalić to, że obejrzałam Justice League Dark Apokolips War. Widzieliście? Czy wy to widzieliście? Co tam się działo! Ja nie wiem, co twórcy mieli w głowie, rysując i pisząc coś takiego. Trochę mi szkoda, że to już koniec, ale ten film tak zrył mi banie, że może faktycznie lepiej, że tak to rozegrali xD. Za to na pewno czekam na wszelkie nowości ze strony DC, bo jednak lubię ich animacje i chętnie obejrzałabym coś o Tytanach.

*nieśmiało* Może sezon 6?

PS. W ogóle co tu się stało z edytorem tekstu na bloggerze! Jeżu drogi! W końcu poszli po rozum do głowy i dodali parę opcji, co nie zmienia faktu, że wciąż będę pisać w wordzie, a potem zwyczajnie kopiować tutaj xD.