środa, 27 lipca 2022

31. PRZYBYŁAM, ZOBACZYŁAM, PRZEGRAŁAM

  Poruszyłam się. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł piekący impuls. Stęknęłam. Opadłam bez sił na miękkie podłoże.

Próbowałam wyłowić moje ostatnie wspomnienie. Z dużym wysiłkiem przypomniałam sobie, że dostaliśmy alarm. O co chodziło…? Ściągnęłam brwi w skupieniu. Kradzież? Deathstroke? Fearsome Five? Tak, Fearsome Five. Poleciałam z chłopakami. Czy coś poszło nie tak? Uwięzili nas gdzieś? Gdzie podziewali się Robin i Cyborg? 

W głowie zaczęła narastać panika. Serce przyspieszyło, oddech spłycił się. Zebrałam siły, by otworzyć oczy. Oślepiło mnie światło.

– Hej, spokojnie – rozległ się głos z oddali.

Przez moment przed oczami miałam tylko jasne, bezkształtne plamy. Zacisnęłam powieki. Rytmiczny, dudniący odgłos wzmagał się. Byłam w niebezpieczeństwie?

– Raven, bo ci zaraz serce siądzie – powiedział znajomy głos. 

Victor. Dotarło to do mnie dopiero, gdy poczułam zimny dotyk metalu na skórze.

– Nic ci nie grozi – zapewnił inny głos z oddali.

Spróbowałam się skupić.

– Jesteśmy w wieży. – Teraz był bliżej, choć nie usłyszałam żadnych kroków.

Robin. Tylko on chodził tak bezgłośnie.

Ponownie otwarłam oczy. Przez chwilę widziałam tylko ostre smugi światła. Poczułam nieprzyjemny ucisk w głowie, który wzniecił ból tlący się gdzieś z tyłu czaszki. Bardzo powoli podniosłam się do siadu.

– Może nie powinnaś na razie wstawać? – odezwała się Kori, która stała nieco dalej.

Pokręciłam tylko głową. Obraz zawirował mi przed oczami. Zacisnęłam szczękę, gdy poczułam nieprzyjemne skurcze w żołądku. Odczekałam chwilę. Wiedziałam, że wszyscy skupili swój wzrok na mnie.

– Cyborg, sprawdziłeś, czy nie ma wstrząśnienia mózgu?

Głos Robina wydał mi się za głośny, skrzywiłam się. 

– Nie ma – odparł.

– Ja tu jestem – mruknęłam słabo.

– Wiemy, Raven – zapewnił Cyborg. – I się cieszymy, bo to nie wyglądało zbyt przyjemnie – dodał.

– Fakt, Jinx to tylko fuksem przeżyła. Gdybyś nie dostała w głowę od Mammuta, to by dopiero mogła czerpać energię z ziemi – wtrącił się Beast Boy, siedzący na łóżku obok razem z Terrą.

Ściągnęłam brwi. W przebłyskach widziałam Jinx, szarżującego Mammuta, gdzieś w oddali Doctora Lighta. Byłam w centrum. Tylko co było potem?

– Nie pamiętasz? – Robin bardziej stwierdził, niż spytał. 

– Potrzebuję chwili, żeby sobie przypomnieć – odparłam wymijająco i przybrałam obojętny wyraz twarzy. 

– Przyjaciółko, wiesz, że możesz na nas liczyć – oznajmiła łagodnie Starfire. – I możesz nam o wszystkim powiedzieć.

Miałam ochotę pokręcić głową. Nie mogłam. Przypomniałam sobie całą akcję. Byłam zdekoncentrowana, przez co nie byłam w stanie w pełni kontrolować mocy. Nie mogłam w porę wyczuć niebezpieczeństwa. 

Musiałam zdecydować. Zagrożenie płynące z narastających mocy, czy to wynikające z ich zbytniego przytępienia. Czy mogłam znaleźć złoty środek? Czy ceną za ochronę przyjaciół przede mną, było narażanie siebie? 

Jeśli tak, byłam w stanie ją zapłacić.

– Jestem ostatnio osłabiona, to nic wielkiego – przyznałam. – Wszystko w porządku. – Uniosłam wzrok i popatrzyłam na nich pewnie. 

– Raven, nie – powiedział stanowczo Robin, uciskając nasadę nosa. – Wszyscy widzimy, że nie jest w porządku. – Stanął na wprost mnie i westchnął ciężko. – Coś się dzieje i nie chcesz nam o tym powiedzieć. Każdy ma swoje sekrety, ale nie mogą one stwarzać zagrożenia. Ani dla nas samych, ani pozostałych członków drużyny – ciągnął nieubłaganie.

Spojrzałam na jego maskę lodowatym wzrokiem, w którym tliła się złość. Jak śmiał? Wiedział więcej od innych, a teraz stawiał mnie przed wszystkimi i kazał się spowiadać. Myślał, że w ten sposób mnie przyciśnie? Że wyznam potulnie, co naprawdę się dzieje? Miałam ochotę prychnąć mu w twarz, ale zrobiłam to jedynie w myślach.

Nie rozumiał. 

– Nie pozwolę, by komukolwiek cokolwiek się stało – stwierdziłam chłodno. – Ręczę za to – dodałam z naciskiem. – Jeśli uznacie, że stwarzam zagrożenie i okaże się konieczne, bym odeszła, zrobię to – oznajmiłam bez zawahania, prostując się. – Wszystko, by zapewnić wam bezpieczeństwo.

Odczekałam parę sekund, a gdy nikt z piątki nie zdążył zebrać myśli, by się odezwać, teleportowałam się. 

W ostatniej chwili zdążyłam dostrzec cień uśmiechu na twarzy Terry. A może tylko mi się zdawało?

 

 Hordy bestii. Piekielnych istot. Najobrzydliwszych kreatur, z najmroczniejszych zakątków świata. Wszyscy zmieszani w buzującą furią falę. Wszyscy poruszeni. Wszyscy wygłodniali. Wszyscy żądni dusz, krwi i życiowej energii. 

Ponad tłumem ciągnącym się aż po horyzont przetaczały się warknięcia, gardłowe śmiechy i gniewne nawoływania w nieznanych nikomu językach. 

W oddali, na końcu widocznego świata, pojawiło się światło. Przecięło krwisty firmament od ziemi, aż do połowy nieboskłonu. Spomiędzy rozdartej zasłony rzeczywistości buchnęło jeszcze mocniejsze światło. Oślepiające, wypalające oczy i skórę, a jednak przyciągające czymś niezrozumiałym. Tajemnicznym. Pożądanym. Białe smugi wystrzeliwały ze szczeliny i rozpraszały się w czerwonym pyle wiszącym nad hordą.

Wśród stworzeń zapanowało jeszcze większe poruszenie. Pomruk zdziwienia poniósł się przez tłum, a zaraz za nim entuzjastyczne okrzyki, warknięcia i przyprawiające o ciarki skowyty. Bestie ruszyły jak jeden mąż w stronę wyrwy.

W stronę portalu.

 

 Powróciłam do swojego ciała. Bez krzyku, bez walącego serca. Otaczała mnie bezkresna czerń mojego umysłu. Cisza, zupełna samotność. Tylko ja i moje myśli.

Ogarniała mnie ta sama żądza, co demony, które przed chwilą widziałam. To samo ożywienie i ogień podsycany czymś, co miało nadejść. 

Wyprostowałam się i potrząsnęłam głową. Coś oddziaływało na moją demoniczną połowę i wcale nie miałam ochoty się temu oprzeć. Chciałam wrócić do wizji. Zjednoczyć się z istotami i razem z nimi przejść przez portal, który przemawiał do moich głęboko skrywanych instynktów. Który obiecywał, że cokolwiek znajduje się po drugiej stronie, będzie dopełnieniem mojego życia. 

Nie. Musiałam się otrząsnąć. Zagłuszyć demoniczną stronę. Wróciłam do realnego świata.

Odetchnęłam głęboko zapachem lawendy. Jedna z siedmiu świec zdążyła się wypalić. Uniosłam się, by wstać, ale zawahałam się. Usiadłam z powrotem. 

– Co się dzieje? – szepnęłam zdziwiona.

Wyciągnęłam dłonie przed siebie. Przyglądałam się im, jakby nie należały do mnie. Spojrzałam na okno, ale było zasłonięte. Nie miałam pojęcia, która była godzina, ani jaki dzień. Głos z tyłu głowy podpowiadał mi, że zbliżało się coś ważnego. 

Utkwiłam wzrok w pierścieniu. Srebrne, misternie rzeźbione skrzydła kruka oplatały mój serdeczny palec. Ściągnęłam ozdobę i obracałam go przez chwilę w dłoni. Spojrzałam w czarne, lśniące oczy kruka. Pojawiły się w nich niewielkie, czerwone punkciki. 

Zerwałam się. Sięgnęłam dłonią do oczu. Dopadłam do lustra i zsunęłam kaptur. Dwie pary zmrużonych szyderczo oczu wpatrywało się we mnie z odbicia. 

– Nie, nie nie – mamrotałam nerwowo. – Zostaw mnie. 

Zasłoniłam oczy dłońmi i skuliłam się. 

– Zawsze byłaś jego – odezwał się ostry szept. – Jesteś jego. I będziesz jego – wysyczał mi do ucha. 

Upadłam na kolana. Ogarnęła mnie niemoc. Ledwo oddychałam. Głos śmiał się ze mnie. 

– Poddaj się. – Głęboki głos Trygona odbił się echem od ścian. – Dołącz do mnie.

Przewaliłam się na bok. Nie mogłam się poruszyć. Jak przez mgłę patrzyłam na drzwi do pokoju. 

– Nie pomogą ci – wysyczał drugi głos.

Miał rację. Rzuciłam zaklęcie na pokój. Nikt nie słyszał, że cokolwiek się działo. Byłam zdana na siebie.

Poczułam, jak moje ciało naprężyło się. Wstałam mimo woli. Ciepło rozchodziło się w okolicy oczu i w postaci pulsującej energii buzowało w całym ciele. Nie mogłam się przeciwstawić. Umysł nie był już mój. Myśli nie były moje. 

Wykonałam w powietrzu kolisty ruch, po czym energicznie przecięłam dłonią powietrze od góry do dołu. Okrągła tafla portalu zapulsowała przede mną i zdawała się szeptać, bym przekroczyła granicę między światami.

Kątem oka dostrzegłam drzwi. Nikt nie miał zamiaru przez nie przejść. 

Weszłam do portalu.

Stanęłam między demonami. Otoczyły mnie istoty z paskudnymi, wykrzywionymi w ryku twarzami, ostrymi rogami, błoniastymi skrzydłami i kopytami. Poczułam jedność. Jakbym nagle powróciła do mojego świata, mojej dawnej rodziny. Przesiąknięte złem aury oddziaływały na mój umysł i pobudzały Demona. Chciał się wyrwać, przybrać pełną formę. 

Podniosły się okrzyki. Identyczne, jeden za drugim. To samo słowo. Nie rozumiałam go, ale intuicyjnie wiedziałam, że zwiastowało coś złego. 

Demony odsunęły się ode mnie. Obrócone twarzami do środka, uformowały niewielki krąg. Stałam w jego środku. Nieruchoma, gotowa na atak. Słowo niosło się nad naszymi głowami, dudniło pod krwistoczerwonym niebem oświetlonym promieniami z wyrwy w zasłonie rzeczywistości. 

Upadły na kolana. Wszystkie demony, jak na komendę. Pochyliły rogate łby i oddał mi pokłon. 

Cześć pani piekieł. Córce Trygona.

Próbowałam powstrzymać uśmiech satysfakcji. Wrócić przez portal, odciąć się od tego szaleństwa.

Obróciłam się. Na tle świecącego okręgu dostrzegłam cztery sylwetki. 

– Nie… – wyszeptałam słabo.

Demony nie śmiały unieść głów. Nie dostrzegły Tytanów. Mieli jeszcze czas na ucieczkę. 

Chciałam krzyknąć, by wracali, ale Demon miał inne plany. Uniosłam rękę i stworzenia wstały bez zawahania. Wskazałam otwartą dłonią na portal, a one obróciły się równocześnie. Zacisnęłam pięść. 

Kreatury rzuciły się do ataku.

“Uciekajcie” ugrzęzło mi w gardle. Zamiast tego zaśmiałam się szyderczo. 

Pierwszy demon doskoczył do Tytanów. Dopiero to wyrwało ich z letargu. Star zmiotła go pociskiem. Następny oberwał od Cyborga. Trzeci wpadł w niedźwiedzie łapy. Tytani zniknęli pod nawałem demonów. 

Stałam na środku. Hordy stworów przepływały po obu moich stronach. Jeszcze chwila. Tytani nie mogli walczyć w nieskończoność. W każdej sekundzie spadały na nich dziesiątki uderzeń. Szpony rozrywały skórę. Kilka demonów zawyło z satysfakcją. 

Polała się krew.

Demon stracił skupienie. Upajał się emocjami Tytanów. Chwila nieuwagi.

– Przestańcie! – krzyknęłam. 

Wszyscy zamarli. Spojrzeli na mnie, oczekując rozkazów. 

Demon odzyskał kontrolę. Warknęłam. Machnęłam rękami do zewnątrz. Kreatury cofnęły się karnie i utworzyły przede mną szpaler. Ruszyłam w stronę Tytanów, sunąc powoli nad spieczoną, popękaną ziemią. 

– Raven… – wydusił Robin. 

Próbował utrzymać się na nogach, ale upadł z jękiem na kolano. Pozostali zwijali się z bólu obok niego. 

Uśmiechnęłam się złośliwie i przekrzywiłam głowę.

– Raven nie ma. – Kucnęłam przed nim. – Nie próbuj przemówić do jej sumienia. Demony go nie mają. – Musnęłam palcem jego podbródek. 

– Demon jest tylko połową – wycharczał. – Którą Raven potrafi kontrolować.

– Już nie – prychnęłam i wstałam. 

Spojrzałam na nich z pogardą. Słabi, naiwni, bezmyślni. Nie stanowili przeszkody dla Trygona, ale mogli być nauczką dla córki. Obróciłam się i na odchodnym rzuciłam od niechcenia:

– Zabić.

 

Obraz zamazał się. Na hordę demonów nałożył się cień śpiących Tytanów. Sen wymieszał się z jawą. Moja świadomość była jednocześnie w dwóch światach. 

Koszmar odgrywał się nie tylko w mojej głowie. Wciągnęłam w niego przyjaciół. Próbowałam zebrać myśli. Byłam rozdarta między rzeczywistościami. Buzujący gniew demona, palący ból rozrywanych ciał Tytanów. Moje przerażenie i ich splątane umysły tutaj, w wieży. 

Nie mogłam się ruszyć. Przyglądałam się wszystkiemu bezradnie. Potrzebowałam impulsu, by wyrwać się z zawieszenia.

Terra. Jej umysł. 

Odległy i obcy, lecz silnie związany z rzeczywistością. Stanowił moją kotwicę. Uczepiłam się go, by wyrwać się ze snu. 

Zamknęłam oczy i odepchnęłam wszystkie obrazy. Nabrałam głęboki wdech. Sekunda pustki. 

Z powrotem w przytłaczającym świecie. Tym razem jednak z większą uwagą, która nie była rozdzielona na dwie świadomości. 

Powykrzywiane mordy kreatur, cierpiący Tytani i śmiech Demona. Obrazy i uczucia uderzały we mnie zmasowaną falą. 

Otrząsnęłam się, jakbym dostała w twarz. Sen miał pozostać nie tylko w mojej głowie. Nie wytłumaczyłabym się z tego. Tytani nie tylko wyrzuciliby mnie z drużyny, a najpewniej oddali w ręce Ligi.

Poderwałam się. Zaplątałam się w kołdrę. Runęłam na podłogę i uderzyłam w nią głową. 

– Ogarnij się – warknęłam i zacisnęłam zęby.

Musiałam działać szybko. Usunąć sen z umysłów Tytanów, nim zdążyliby go sobie uświadomić i co gorsza, przyjść do mnie.

Wysunęłam rękę przed siebie. Z palców wysunęły się ulotne, czarne nitki energii, które rozpierzchły się po podłodze. Każda przyciągana przez umysł jednego z Tytanów. Wyczuwałam je, wypełnione przerażeniem. Widziałam jednocześnie całą czwórkę, wciąż pogrążoną we śnie. 

Wiązki zetknęły się z ich czołami i wniknęły do środka. Otoczyły mnie ich emocje. Strach, w rytmicznych drganiach nitek energii spływał do mnie, wzniecając jego głód. Chciałam podtrzymać koszmar, by móc karmić Demona.

– Nie – warknęłam sama do siebie.

Zacisnęłam oczy i potrząsnęłam głową. 

– Przestań. – Uderzyłam pięścią w podłogę. 

Demon uśmiechnął się pogardliwie. Nie wycofał się. 

– Precz! – Uderzyłam mocniej. 

Pchnęłam go do cienia. Czerwone oczy zniknęły w mroku. Ale tylko na moment.

Zmusiłam się do wstania. Zacisnęłam pięść, z której wychodziły nitki. Napięłam je i mocno szarpnęłam. Zerwałam kontakt z umysłami Tytanów, zabierając jednocześnie koszmary. Nie został po nich żaden ślad. 

Oprócz tego w mojej świadomości.

 *****

Nie wiem, jak to robię, ale wcale nie mam więcej czasu w wakacje xD. Także pozdrawiam wszystkich i życzę dużo cierpliwości do mojego tempa pisania xD. Zwłaszcza samej sobie.