Złapałam głęboki oddech, wybudzając się z kolejnego koszmaru. Który raz to samo? Po pierwszym tygodniu przestałam liczyć.
Wlepiłam wzrok w ciemny sufit.
Dlaczego ciągle pokazywał mi to samo? Tak jakby jeszcze do mnie nie dotarło.
Wyplątałam się w cienkiego koca i podeszłam do szafki, na której leżała księga Azarath.
Spojrzałam na swoje ludzkie odbicie i westchnęłam. Przynajmniej nie wyglądam jak on.
Ale mam jego demoniczne moce.
Otwarłam
księgę na losowej stronie i skupiłam się na drobnym azarathckim piśmie.
Nic co by mi pomogło.W głowie ponownie odtwarzałam ten chory sen.
Trygon
wyłonił się w czarno-czerwonego portalu. Wzrok zawiesił na świątyni,
gdzie aktualnie znajdowałam się ja i Arella. Matka tłumaczyła mi o co
chodzi z demonicznym spadkiem, który otrzymałam od ojca.
Że akurat wtedy musiał się zjawić. Jakby miał to wszystko zaplanowane. Niedługo po śmierci Azar, kiedy wróciłam do Arelli.
Moje
pierwsze spotkanie z Trygonem i mam nadzieję, że ostatnie. Chociaż nie.
Na pewno nie ostatnie. Skoro ma jeszcze wpaść do naszego wymiaru za
kilka lat by go przejąć, tak jak to zrobił z innymi, to na pewno jeszcze
się spotkamy.
Złożyłam przysięgę, że go powstrzymam. I muszę jej dotrzymać. Tylko jak?
Najpierw muszę dostać się na Ziemię, może tam coś zdziałam.
Przeczesałam w zamyśleniu czarne włosy i nagle mnie olśniło. W pośpiechu wyszłam z mojego mrocznego pokoju.
----------------------
Niektórzy mogli zauważyć, że prolog na chwilę wcięło, ale już wszystko jest dobrze. Blogger po prostu postanowił się zbuntować i usunął mi ten rozdział, ale z pomocą przyszedł mi wattpad, na którym miałam napisany i opublikowany rozdział. Także cieszcie się tym, a następna notka pojawi się za niedługo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz