sobota, 19 sierpnia 2017

1. MOŻE TAK OD POCZĄTKU?

- Kim jesteś? - rzucił zdezorientowany w przestrzeń. Rozbudzony miał problem ze zlokalizowaniem mnie.
W ciszy wyszłam z cienia, ukazując mu swoje ludzkie oblicze, tak różne od demonicznej duszy.
Chłopak wygramolił się z cienkiej kołdry i stanął w obronnej pozycji przy łóżku.
- Te sny, to twoja sprawka? - spytał lekko podniesionym głosem.
- Ja tylko ukazuję ci jedną z możliwych przyszłości - skłamałam, poprawiając głęboko naciągnięty kaptur granatowej peleryny.
Brunet popatrzył na mnie z zaciekawieniem.
- Jak się nazywasz? - rzucił spokojnym już głosem, jakby zrozumiał, że nie mam zamiaru zrobić mu krzywdy.
- Raven - odparłam krótko.
- Chcesz powiedzieć, że...
- Zinterpretuj to tak jak wolisz - przerwałam mu obojętnym tonem.
- Mam...
- Zrobisz co uważasz - ponownie weszłam mu w zdanie.
Widocznie zirytowany tym, że nie dałam mu dokończyć, zlustrował mnie wzrokiem.
- Proponuję ci dołączenie do Nowych Młodych Tytanów - powiedziałam obojętnie, poprawiając długie do połowy ramiona, czarne rękawiczki.
- Dlaczego miałbym... - reszty nie dane było mi usłyszeć, bo teleportowałam się, zapewne zostawiając w ciemnym pokoju oszołomionego Robina.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

Z ciemnej i wąskiej uliczki przyglądałam się poczynaniom ubranego na kolorowo bruneta. Walka z tym galaretowatym potworem od początku skazana była na jego porażkę. Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową i rozejrzałam się po zniszczonej ulicy.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moim planem reszta powinna się tu pojawić za chwilę.

Gwałtownie cofnęłam się do cienia, gdy przy uliczce, w której stałam przebiegł chuderlawy, zielony chłopak. Podbiegł do Robina, który aktualnie dźgał metalowym kijkiem potwora, ale na daremno. Wymienili między sobą kilka słów i poczęli walczyć razem.
Zielony przemienił się nosorożca i zaszarżował na modyfikowaną galaretkę, z marnym i niepożądanym skutkiem utknięcia w nim.
Westchnęłam z politowaniem i dołączyłam się do walki. Zgrałam się z wysokim i rozbudowanym mężczyzną w kapturze, który... strzelił z ręki? To na potem. Zawisłam nad pozostałymi "bohaterami" i uwolniłam astralnego kruka, pozwalając by wleciał w potwora, który zwyczajnie "wybuchł" rozrzucając na wszystkie strony fioletową maź. Ptak osłonił mnie przed tym zmasowanym atakiem i zaraz potem połączył się ze mną.
- Nie znasz mnie - przekazałam telepatycznie Robinowi, gdy zauważyłam, że chciał coś powiedzieć. A sądząc po jego skonsternowanej minie, miało to być coś na mój temat.
- Koleś, to było świetne - rzucił w przestrzeń zielony chłopak, ubrany w dopasowany czerwono-biały kostium. - Musimy to kiedyś powtórzyć - dodał z uśmiechem.
- Przydałaby mi się pomoc w obronie miasta - powiedział zamaskowany chłopak, pozostawiając zdanie do własnej i indywidualnej interpretacji.
- Aaa! Robin! - wykrzyczał podekscytowany groszek, jakby wcześniej się nie zorientował.
- Gratuluję spostrzegawczości - skomentowałam złośliwie, zasłaniając się granatową peleryną. Chłopak jakby nie słysząc mojej uwagi, zaczął się ekscytować Cudownym Chłopcem.
- Stop - warknął zakapturzony mężczyzna, przerywając zielonemu podziwianie Robina. - Proponujesz nam założenie drużyny? - spytał bruneta. Dyskretnie zlustrowałam go wzrokiem, ale cały przykryty był ubraniem, więc nie mogłam stwierdzić nawet, czy jest człowiekiem.
- Tak - odpowiedział spokojnie, zerkając ostrzegawczo na zielonka, który z nabożnym podziwem wpatrywał się w niego.
- Zgadzam się - odparł i zdjął kaptur, ukazując swoje obliczę.
Zielony ponownie się podekscytował, na widok głowy ciemnoskórego mężczyzny. Ponad połowa była z jasnego metalu, a gdzieniegdzie połyskiwały mechaniczne i elektroniczne części.
- Cyborg! - ochrzcił go zielony i dopadł go, by dokładniej przyjrzeć się pół robotowi.
- Zielony, zgadzasz się? - spytał lekko podirytowany jego zachowaniem.
- Jestem Bestia - odparł mało zainteresowany Robinem. - Oczywiście, że tak!
Były pomocnik Batmana przeniósł pytające spojrzenie na mnie. Pokiwałam potwierdzająco głową, nie okazując ani entuzjazmu, ani nawet najmniejszej radości. Tak jakby było mi to całkiem obojętne, chociaż było zupełnie na odwrót
- Złaź ze mnie - zdenerwował się w końcu Cyborg i zrzucił Bestię na asfalt.
- Spokojnie ziomek - powiedział, zbierając się z brudnej drogi. - Może pójdziemy na pizzę? - zaproponował ugodowo, otrzepując strój.
- Jutro o 16 w tej pizzeri - odparł Robin, wskazując na budynek z dużym balkonem po przeciwnej stronie. - Uzgodnimy wszystko... - nie dane mu było skończyć, bo przerwał mu głośny pisk Bestii. Nawet Black Canary by się takiego nie powstydziła...*
Spojrzałam z politowaniem na chłopaka, a zaraz potem w kierunku, który wskazywał wysuniętą ręką.
Na niebie, z zawrotną prędkością leciało kilka dziwnie wyglądających statków, na czele ze świecącą zieloną smugą.
- Sam to sprawdzę - rzucił gotowy do biegu Robin, ale Cyborg go zatrzymał.
- Już nam rozkazujesz? - zapytał z wrogością.
Chłopcy zaczęli się kłócić, a mnie coraz bardziej bolała głowa. Teleportacje między wymiarowe nie są przyjemne. Zaczęłam rozmasowywać skronie, a hałas ciągle narastał.
- Cisza! - warknęłam głośno, a wszyscy zebrani spojrzeli się na mnie jak na idiotkę. - Kłótnie nie sprzyjają powstawaniom drużyn - wysyczałam i zakryłam się szczelnie peleryną. Nie lubię być w centrum uwagi.
- Raven ma rację - zaczął spokojnym tonem Robin. Idiota! Skąd miałby wiedzieć jak się nazywam. - Przepraszam. Razem pójdziemy sprawdzić co się dzieje, zgoda? - razem pokiwaliśmy głowami. - No i o to mi chodziło - rzekł z lekkim uśmiechem.
Brunet kiwnął głową, na znak byśmy podążali za nim i wystrzelił linkę, która wciągnęła go na dach najbliższego budynku.
Oderwałam się od ziemi, by podążać za chłopakiem, ale spojrzałam się jeszcze na resztę ferajny, czy mają możliwość wzbicia się w powietrze. Cyborg zrezygnowany zerwał z siebie resztę ubrań, ukazując w więcej niż połowie zrobotyzowane ciało i odbił się od asfaltu, przypalając go lekko "płomieniami" z silników zamontowanych na podeszwach. Full wypas ta "zbroja"**
Nie zważając już na chłopaków, podążyłam za brunetem, który skacząc po dachach zdążył się oddalić.

Leciałam nad najróżniejszych budynkami. Co chwilę zerkając na Robina w postaci kolorowej plamki skaczącej po dachach, rozglądałam się za tymi dziwnymi statkami. No i kosmiczną zieloną smugą. Za mną leciał Cyborg i zielony pterodaktyl. Osobiście starałam się być niewidoczna, ale tamtych dwóch chyba to nie obchodziło. Moje nędzne rozmyślania przerwał kolorowy błysk na którejś z głównych ulic. Robin od razu skierował się w tamtą stronę. Wyprzedziłam przyszłego członka drużyny i wylądowałam na dachu budynku, pod którym toczyła się kosmiczna bitwa.
Na środku kolejnej zdewastowanej ulicy stała rudowłosa kobieta, otoczona zgrają dziwnych, ciemno-zielonych hybryd. Czego dokładnie, nie byłam w stanie określić.
Tamaranka – sądząc po zdolnościach – strzelała kulami plazmy w około, nie zważając na innych ludzi. Kosmici, zacieśniali swój krąg, ale ciągle ubywało ich, bo padali jak muchy od ciosów kobiety.
- Komu pomagamy? – zapytał nagle Robin, przyprawiając mnie o palpitacje serca.
- Skąd mam wiedzieć – burknęłam w odpowiedzi i rozejrzałam się. Ze statków, które właśnie nadleciały, wybiegli - dla odmiany - uzbrojeni kosmici. Z długich włóczni, zakończonych różnokolorowymi kamieniami zaczęły wystrzeliwać jasnozielone kule. Kilka trafiło w dziewczynę, skutecznie ją obezwładniając.
- Będziemy tu tak siedzieć? – szepnął zdezorientowany Bestia i popatrzył się po wszystkich.
- Nie wiem kim oni są, ani jakie mają zamiary, ale chcę się dowiedzieć dlaczego zabierają tę dziewczynę – rzekł Robin i przeskoczył przez murek.
Idąc jego śladem teleportowałam się na dół.
- Ej! – krzyknął Robin wymachując rękami. Geniusz...
Kosmici obrócili się w naszą stronę i spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Jeden z uzbrojonych wojowników podniósł włócznię i strzelił w Robina. Dzięki wytrenowanemu odruchowi wzniosłam tarczę przed brunetem, chroniąc go przed pociskiem.
- Już chyba wiesz, kogo ratować – rzekłam złośliwie.
On pokiwał tylko głową i z obszernym ruchem ręki krzyknął:
- Na nich! – kreatywnie...
Z pomocą astralnej łapy kruka, naśladującej moją rękę powaliłam sporą grupkę kosmitów.
Robin zajął się tymi, którzy nieśli kobietę do statku, a pozostali pomagali mi w obezwładnianiu reszty.
Czarnymi jak smoła pociskami powaliłam hybrydy czyhające na niczego nieświadomych chłopaków, którzy rozprawiali się z kilkoma kosmitami na sterydach.
Rozejrzałam się na czarno-żółtą peleryną Robina. Chłopak walczył ze zgrają następnych wojowników. Wypuściłam astralnego kruka, który przewrócił i pokaleczył cześć z nich.
Po kilku następnych minutach, resztki z wielkiej hordy wskoczyły czym prędzej do statków i odleciały.
- Chyba im się odechciało - skomentowałam pod nosem.
Razem z chłopakami podeszłam do leżącej w małym kraterze kobiety. Otoczyliśmy ją, na co zareagowała wrogo. Zaczęła wymachiwać rękami i warczeć coś po swojemu. Jak na złość znam 7 języków, a tamarański mi gdzieś umknął. Rudowłosa podniosła się gwałtownie pomimo założonego ciężkiego stroju i spojrzała się po wszystkich twarzach. Zatrzymała się obrócona frontem do Robina. Chłopak spiął się lekko, gotowy by zrobić unik. Jednak dziewczyna była zbyt szybka. Doskoczyła do niego, przyciągnęła i... pocałowała?
Tamaranka odepchnęła chłopaka, który lekko się do niej przyczepił, a mnie olśniło. Zrobiłam mentalnego facepalma. Przecież oni mogą poznawać języki przez pocałunki.
- Dziękuję wam za ratunek - powiedziała w przestrzeń. Robin pozbierał się już i starał się ukryć zarówno czerwoną twarz jak i emocje, których nie potrafił w tej chwili kontrolować. 
- Nie ma sprawy - odrzekł lekko zażenowany brunet. - Jak się nazywasz? - spytał, usilnie uciekając od mojego świdrującego wzroku. Uśmiechnęłam się kpiąco. Faceci to jednak faceci.
- Koriand'r, a dla was Gwiazdka - uśmiechnęła się delikatnie, jakby speszona.
- Przyłącz się do nas - wyskoczył jak Filip z konopi Bestia, a dziewczyna onieśmieliła się jeszcze bardziej.
- J-ja - zaczęła, ale przerwał jej Cyborg.
- Nie daj się prosić.
- Dobrze. Zgadzam się - rzekła po chwili namysłu, już wyprostowana i pewna.
Wszyscy poza mną zareagowali entuzjastycznie na kolejnego członka drużyny.
- Muszę już iść - oznajmiłam nagle, gdy nastała krępująca cisza. Nie czekając na ich reakcje ruszyłam wzdłuż uszkodzonej ściany budynku, wymijając zbierających się gapiów.
- Pamiętaj o spotkaniu! - krzyknął ktoś za mną, ale odległość sprawiła, że nie miałam możliwości rozpoznania właściciela głosu.
Weszłam w pierwszą lepszą uliczkę i teleportowałam się do tymczasowego mieszkania.
Wszystko poszło po mojej myśli. No może nie do końca, bo nadprogramowo nawinęła się Gwiazdka, ale mniejsza o nią. Teraz tylko czekać...
Westchnęłam i zajęłam się medytacją.

-------------------------
*Raven zna Black Canary, a skąd to dowiecie się później.
**W JL vs TT Cyborg ma takie coś, podobne to trochę do możliwości zbroi Iron Mana. Nie znalazłam nigdzie potwierdzenia co do posiadania tych silniczków w starszej wersji, sprzed The New 52.
Witam was. Mam nadzieję, że nie obrazicie się za tak duże przerwy i że było warto czekać. Zawsze pisałam krótsze rozdziały, takie 700-800 słów. Ten ma koło 1500, co i tak nie jest moim zdaniem zadowalające przy częstotliwości pojawiania się rozdziałów. Proszę bez bicia, a jeśli już chcecie się wyżyć to na mojej wenie, która spieprzyła gdzieś. Jak ją spotkacie to przynieście mi ją żywą. Przewidywana nagroda.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz