piątek, 13 listopada 2020

13. ZRANIENI


  Znalazłam się na środku swojego pokoju. A uściślając – na podłodze. Zamrugałam. Czy to wszystko, co się wydarzyło, było w ogóle prawdziwe?

– Do jasnej cholery, co wyście odwaliły?! – sapnął bezsilnie Beast Boy, łapiąc się za głowę.

– Już mieliśmy wzywać Robina, bo się nie budziłyście – dodał Cyborg ze słyszalną ulgą w głosie. – Nawet nie wiem, czy chcę wiedzieć, czemu w samym środku teleportacji zemdlałaś, a Jane padła zaraz po tobie.

Tak… czyli to było prawdziwe. Gdyby pytania chłopaków mi nie wystarczyły, dobitnie uświadamiała mi to wstająca właśnie z podłogi Jane. Nawet się nie zachwiała. Przypuszczałam, że mogła już przywyknąć do takich utrat świadomości. Bez problemu odczytałam z jej spojrzenia nieme, ale dobitne „ani słowa”.

– Jak długo… byłyśmy nieprzytomne? – spytałam.

Przez myśl przemknęło mi, że już dawno powinnam była wywalić ich za drzwi, ponieważ jakby nie patrzeć, znajdowaliśmy się w MOIM pokoju. Co ten Doom Patrol ze mną zrobił…?

– Jakieś piętnaście minut będzie – odparł Cyborg, zapewne odczytawszy godzinę z widocznego tylko dla niego interfejsu. – Nie wiem, skąd mieliśmy tyle farta, żeby Robin nawet się z nami nie skontaktował – dodał z nutą zdziwienia.

– Super, cieszę się waszym szczęściem, dzięki za pomoc, ja już muszę spadać – wtrąciła obojętnym głosem Jane.

Jeszcze zanim jej wzrok rozmył się na chwilę i przybrał jakby martwy wyraz, posłała mi spojrzenie będące jednocześnie zaciekawione, jak i… pociągające? Nie… Mój umysł był kompletnie pomieszany. Nie zdążyłam nawet dobrze przeanalizować sytuacji, bo gdy tylko jej oczy odzyskały ostrość… zwyczajnie zniknęła.

– Dosyć… unikatowy ten Doom Patrol, trzeba przyznać – mruknął po chwili ciszy Cyborg, praktycznie wyjmując mi to z ust.

Beast Boy uśmiechnął się ni to przepraszająco, ni to z pewną dumą i wzruszył ramionami.

– Jane jest z nimi najkrócej, nie znam jej za bardzo, ale pozostali… Naprawdę potrafią być kochani – rzucił z sentymentem. – Oczywiście wtedy, gdy akurat się o coś nie mordują lub celowo się nawzajem denerwują – dodał z krzywym uśmiechem. – Ale wy też jesteście cudowni – zapewnił szybko.

– Tak, tak, jasne. Miłe słowa zostaw dla siebie. I tak się nie wywiniesz od zmywania za mnie naczyń przez miesiąc – odparł ze złośliwym uśmieszkiem Cyborg.

– Tak, jakbyś cokolwiek zrobił – odparował kąśliwie, ale momentalnie zmienił ton na pełen wdzięczności i podrapawszy się po karku, kontynuował – Nie no, żartuję oczywiście. Nie wiem, jak wam mam w zasadzie podziękować za to, że mi pomogliście.

Nie miałam siły na takie gadki. Chciałam zapaść się w łóżku i najlepiej przez wieczność spać. Bez koszmarów, rzecz jasna.

– Najlepiej będzie, jeśli oprócz zmywania, przez miesiąc powstrzymasz się od mówienia w mojej obecności jakiegokolwiek żartu – powiedziałam, nie ukrywając zmęczenia. – A teraz, jeśli mogę prosić, wypad – sarknęłam i wskazałam teatralnym gestem drzwi.

Posłusznie i w milczeniu wykonali moją prośbę. Gdy tylko wyszli, zgasiłam część świateł, zrzuciłam ciążącą mi pelerynę oraz pas, cisnęłam je razem z butami koło łóżka i jak bela runęłam na materac.

Nie miałam nawet siły myśleć, jakim sposobem jeszcze nie zostałam napadnięta i przesłuchana przez Robina. To nie było ważne. Napracowałam się i zasłużyłam na długi, pozbawiony wszelkich koszmarów sen. Jednak czy było to w ogóle możliwe?

Nie. Definitywnie nie. Tak przynajmniej mówiło mi natarczywe pukanie, które usłyszałam, będąc już na pograniczu snu i jawy. Sapnęłam.

– Eee… Raven. – Doszedł mnie stłumiony głos Garfielda zza drzwi.

Czego on chciał? Niemożliwe, żebym zasnęła i minęło już kilka godzin od naszego powrotu.

Uznawszy, że nie odpuści i bez zawahania wbije do środka, machnęłam ręką, rozsuwając drzwi. Beast Boy na chwilę zamarł ze zdziwioną miną, ale szybko odzyskał rezon pod moim zabójczym wzrokiem.

– Nikogo nie ma w wieży – powiedział i wskazał kciukiem za siebie. – Cyborg właśnie sprawdza, gdzie się udali. Idziesz z nami? – spytał, robiąc krok w stronę pokoju. – Robin pewnie nie będzie zadowolony, że tak wybyliśmy, akurat, gdy jest jakaś akcja – dodał i wykrzywił twarz w dziwnym grymasie ni to zażenowania, ni mówiącym „no cóż, zdarza się”.

– Ta – mruknęłam w odpowiedzi i zwlekłam się niechętnie z łóżka. – Może faktycznie lepiej będzie, jeśli do nich dołączymy – stwierdziłam i zarzuciłam pelerynę na plecy.

Machnęłam ręką, by już ruszył do salonu, ale nawet się nie ruszył. Spojrzał tylko na mnie i z uniesioną brwią oraz cieniem kpiącego uśmiechu zapytał:

– Nie zapomniałaś czegoś? – Zjechał wzrokiem ku moim nogom.

Podążyłam spojrzeniem za nim. Byłam boso. Zrobiłam głośnego face palma, przywołałam buty z kąta i gromiąc wzrokiem szczerzącego się Beast Boy’a, upewniłam się, że wszystkie części garderoby były na swoim miejscu.

Bez słowa skierowaliśmy się w stronę salonu, jednak nie dane nam było tam dotrzeć. Cyborg wypadł zza rogu i o mało nas nie stratował.

– Robin nas zabije! – krzyknął załamanym tonem, gdy tylko nas zobaczył. – Jest akcja, kilka oddziałów specjalnych, tamci uzbrojeni po zęby, mają zakładników, a oni poszli tam we dwójkę – zrelacjonował tak szybko, że ledwo rozumiałam pojedyncze słowa. – Macie już na komunikatorach współrzędne, zwijamy się. I nie, ani się waż teleportować – zagroził, patrząc na mnie. – Już i tak mamy nieźle przewalone i naprawdę nie mam zamiaru cię reanimować w środku strzelaniny.

Uniosłam bez słowa ręce w pokojowym geście. Cyborg minął nas i puścił się biegiem do windy.

– Chodźmy przez dach – zasugerowałam.

Przeniknęłam przez strop. Czekając na Beast Boy’a, sprawdziłam współrzędne. Ze szczątkowych informacji wywnioskowałam, że rozpętała się niezła akcja w głównym banku San Francisco. Byli nawet zakładnicy, co oznaczało, że musieliśmy być jeszcze bardziej ostrożni, niż zwykle.

Beast Boy wypadł na dach w akompaniamencie trzaskających drzwi i błyskawicznie zamienił się w orła. Poderwałam się w powietrze i popędziłam za nim.

Lecąc ponad budynkami, nawet z daleka było doskonale widać liczne blokady dróg wokół banku oraz rzędy ustawionych w półkolu aut, w tym także ciężkich wojskowych wozów. Naprzeciwko wejścia do banku dostrzegłam grupę ubranych na czarno ludzi. Przyspieszyłam i wylądowałam obok nich. Nigdzie nie widziałam Robina ani Starfire. Rozejrzałam się za kimś, kto wyglądałby na dowódcę.

– Spóźniliście się – rozległo się za moimi plecami.

Obróciłam się gwałtownie. W naszą stronę szedł mężczyzna ubrany w  mundur jednostek specjalnych. Rozpiął kask i chwycił go pod pachę. Miał może trzydzieści parę lat i wzrostem praktycznie równał się Victorowi.

– Co ma pan na myśli? – spytałam zbyt szorstko.

– Już po akcji – odparł beznamiętnie. – Zakładnicy uratowani, ale Robin oberwał…

– Co?! – wyrwało się Beast Boy’owi.

Krzyknął na tyle głośno, by przebić się przez panujący wokół zgiełk i zwrócić na nas uwagę biegających po ulicy ludzi.

Wzięli go do San Francisco General – doprecyzował, patrząc na nas badawczym wzrokiem.

Obróciłam się na pięcie i nie zważając na niedowierzanie Garfielda, wyjęłam komunikator. Czerwony punkt na mapie z oznaczeniem „R” znajdował się jakieś trzy przecznice od nas. Przybliżyłam obraz. Jakby dopiero widząc nazwę szpitala, dobitnie dotarła do mnie ta informacja. Robin był ranny. Musiałam dowiedzieć się, w jakim był stanie.

– Cyborg, kieruj się prosto do SF General, Robin oberwał – przekazałam najspokojniejszym głosem, jaki mogłam z siebie wykrzesać.

Podeszłam z powrotem do Beast Boy’a.

– Może mi pan powiedzieć, co się konkretnie stało? – spytałam, nie wysilając się zbytnio na uprzejmości. Nie było na to czasu.

– Wszystko było w zasadzie zaplanowane, ale coś się spieprzyło i ta… wasza koleżanka znalazła się w krzyżowym ogniu. Robinowi zachciało się bawić w bohatera i przy tym oberwał – streścił jakby od niechcenia.

Nie miałam nawet ochoty go poprawiać. Zapamiętanie imion naszej czwórki naprawdę przekraczało zdolności poznawcze wielu ludzi.

– Wszyscy zakładnicy żyją i są w dobrym stanie. Dwóch z czterech napastników złapaliśmy. Kobiecie i jakiemuś karłowi udało się uciec. Nagrania z naszych kamer będziecie mieli później – dodał i gdy kiwnęłam głową ze zrozumieniem, odszedł bez słowa.

– Co tak stoisz, musimy lecieć do Robina – oburzył się Beast Boy.

– Wyczuwam tu jakąś energię… - mruknęłam tylko w chwilowym zamyśleniu.

Nie miałam jednak czasu na dokładne przyjrzenie się jej. Robin był ważniejszy. Rzuciliśmy się do lotu.

 

Wparowaliśmy całą trójką na oddział przyjęć, zwracając przy tym uwagę wszystkich przebywających tam osób. Nie zważaliśmy jednak na to. Victor w kilku krokach znalazł się przy rejestracji i bez ogródek wręcz zażądał informacji na temat Robina.

– Dlaczego w ogóle wzięli go do zwykłego szpitala? – spytał mnie Beast Boy.

W gruncie rzeczy, też mnie to zastanawiało. Pomyślałabym, że raczej Batman dowie się o tym dziesięć sekund później i zainterweniuje… A jednak tak się nie stało. Nie miałam jakoś zaufania do publicznej służby zdrowia. Rozejrzałam się po holu. To przebiegali przez niego lekarze czy stażyści ubrani w białe kitle, to ktoś się awanturował, bo czekał od rana, a to jakiś bezdomny próbujący spędzić chociaż kilka godzin w cieple był właśnie wyprowadzany na zewnątrz.

– Chodźcie – rzucił chłodno Victor.

Bez zbędnych słów pognał na klatkę schodową, gdy drzwi windy zamknęły się nam przed nosami. Podążyliśmy za nim. Nie zastanawiałam się, czy nas wpuszczą, czy nie. Musieliśmy się dowiedzieć, co z Robinem.

Wypadliśmy na korytarz, zakłócając tym panujący tutaj względny spokój. Pielęgniarki spojrzały na nas pytająco, a jedna już wstała od komputera. Nie zwróciliśmy na nią uwagi.

– Star! – wyrwał się Beast Boy.

Nawet nie miałam zamiaru go upominać, by zachowywał się ciszej. Wszyscy byliśmy zbyt zdenerwowani, by się tym przejmować.

Starfire obróciła spuszczoną głowę w naszą stronę. Nie wstała z krzesła, tylko znowu wbiła wzrok w posadzkę.

– Ej, powiedz coś – poirytował się Garfield. – Cokolwiek – dodał.

Dostrzegłam, jak ciężko było mu zapanować nad głosem i drżącymi wargami. Dopadł do Starfire i już miał nią potrząsnąć, gdy razem z Cyborgiem go przytrzymaliśmy.

– Nie przeginaj – syknęłam.

Kucnęłam przy Kori. Miała zamknięte oczy, a czoło opierała na zaciśniętych pięściach. Dostrzegłam, że jej skóra, jak i kostium były umazane zaschniętą krwią.

– Powiesz nam, co się stało? – spytałam łagodnie, siląc się na wręcz nieludzki spokój. Musiałam być opanowana. Od tego mogły zależeć ludzkie istnienia, zwłaszcza w szpitalu. – I co z Robinem?

Nie odpowiadała przez chwilę. Beast Boy opadł na plastikowe krzesło obok niej, Cyborg wciąż stał nieruchomo. Pielęgniarka zrezygnowała z podejścia do nas. Chyba uznała, że tak będzie lepiej. Miała rację.

– Ja… nie wiem – wychrypiała spomiędzy wodospadu włosów zastawiających jej twarz. – Nie pamiętam… dokładnie.

Kiwnęłam głową. Limit odzyskiwania wspomnień wyczerpałam przynajmniej na kilka następnych stuleci. Nie miałam zamiaru nawet dotykać Starfire, bo wiedziałam, że mogłabym przez to skończyć w jednej ze szpitalnych sal. I to niekoniecznie tej ogrzewanej.

– To się zdarza – pocieszyłam ją. – A co z Robinem? – ponowiłam pytanie.

W odpowiedzi tylko wskazała palcem na drzwi opatrzone wyraźnym napisem „BLOK OPERACYJNY”. Wciąż walczył. Nic nie było jeszcze przesądzone.

– Poczekamy tutaj – oznajmiłam. – Cyborg, byłbyś w stanie wyciągnąć jakiekolwiek informacje z sieci? – spytałam z nadzieją.

– Zobaczę, co da się zrobić – odparł, usiadł i utkwił martwy wzrok w ścianie.

Westchnęłam. Miałam przemożną ochotę pomóc. Zrobić cokolwiek. A zamiast tego mogliśmy wszyscy tylko czekać na werdykt. Gdyby tylko pozwolili mi się do niego zbliżyć… Może mogłabym go wyleczyć. Medycyna była dobrze rozwinięta, ale i tak nie mogła równać się z magią… No i dlaczego wciąż nie było ani śladu po Batmanie? Albo kimkolwiek z Ligi? Nie rozumiałam. Byłam bezsilna. Otaczała mnie przytłaczająca ilość emocji, której nie byłam w stanie całkowicie zignorować,  a przyprawiała mnie o mdłości i ból głowy.  Ból, cierpienie, smutek, rozpacz… Śmierć… Tak, zdecydowanie byłam w stanie ją wyczuć. Zamknęłam oczy. Nie chciałam widzieć jej sług. Zwłaszcza tych zmierzających w stronę bloku operacyjnego.

Czekaliśmy.

 

 Poderwałam się gwałtownie. Okazja na bliskie spotkanie ze szpitalną podłogą była dla mnie jak siarczysty policzek od rzeczywistości. Wstałam, by rozprostować zesztywniałe od siedzenia na niewygodnym krześle stawy.

Rozejrzałam się. Cyborga nie było. Beast Boy leżał jako kot zwinięty na kolanach Starfire, która odchylając mocno głowę za oparcie, spała. Ani śladu po Victorze. Robinie również. Spojrzałam na zegarek. Minęły cztery godziny. Chyba powinni już skończyć tę cholerną operację. Miałam ochotę kopnąć w krzesło, ale powstrzymałam się. Nabrałam kilka głębokich wdechów. Musiałam się uspokoić.

– Um… - usłyszałam za swoimi plecami niepewny głos. Obróciłam się. – Może chcecie kawy albo herbaty? – zaproponowała młoda blondynka w pielęgniarskim uniformie.

Spojrzałam na nią. Chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak zabójczy i gniewny był mój wzrok, bo kobieta momentalnie jakby skuliła się w sobie i pewnie przeklinała na czym świat stoi, że akurat ona została wylosowana jako posłannik. Spróbowałam przybrać łagodniejszą postawę.

– Nie, ja dziękuję – odparłam i wysiliłam się na cień uśmiechu, który pewnie i tak był raczej krzywy – A pozostali… - Odwróciłam się w stronę śpiących przyjaciół. – Chyba też nie – dodałam.

– Jak coś, to możecie prosić – rzuciła już swobodniej i odeszła.

Opadłam bezsilnie na krzesło. Miałam ochotę roznieść cały szpital. Bezradność zżerała mnie od środka, kawałek po kawałku. Zacisnęłam pięści.

– A ty jak zwykle czuwasz? – rzucił Cyborg.

Pojawił się tak niespodziewanie, że aż drgnęłam. Z moich dłoni wystrzeliło kilka drobnych nitek energii, a krzesło pode mną przesunęło się nieznacznie.

– Mam ochotę tam wejść i osobiście go wyleczyć – sapnęłam.

– Statystycznie, to powinni już kończyć – mruknął, zerknąwszy na zegar. – Rozmawiałem z Batmanem – rzucił nagle konspiracyjnym tonem.

Podniosłam na niego zmęczony wzrok. Ten stary nietoperz naprawdę latał mi w tym momencie koło dupy. Pewnie zadzwonił, żeby opieprzyć nas, jak to mogliśmy pozwolić na postrzelenie Robina? A moje w ogóle się nie przejął? Wyobrażałam sobie, jak gratulował nam świetnej misji, w towarzystwie jego obojętnego, ale grubo podszytego ironią głosu.

– Jest gdzieś na tajnej misji, więc nie może się pojawić… – kontynuował, gdy nie odpowiedziałam.

– Czemu mnie to nie dziwi? – mruknęłam.

– Ale zapewnił, że Robin zostanie przetransportowany do placówki Ligi, która jest wyposażona lepiej niż ktokolwiek inny – dokończył.

– Super, ale najpierw muszą go pozszywać…

Moją zgryźliwą odpowiedź przerwały otwierane z rozmachem drzwi. Ubrana w granatowy strój kobieta, z fartuchem pod pachą, skierowała stanowcze kroki w naszą stronę. Poderwałam się gwałtownie, zbudzając przy tym Starfire. Ta również zerwała się półprzytomna na równe nogi. Beast Boy zasyczał zdezorientowany.

– Nie robi się tak – sarknął z poziomu podłogi jako człowiek.

– Operacja się udała – rzekła spokojnym tonem chirurżka, zignorowawszy nasze roztrzepanie. – Kule minęły kręgosłup o włos, jednak kilka naruszyło przy tym żebra. Na razie pozostanie w śpiączce farmakologicznej, ale domyślam się, że pewnie będziecie chcieli go zabrać do siebie?

– Tak, chcielibyśmy zrobić to jak najszybciej – odparł Victor.

– Zostaniecie poinformowani – zapewniła i założyła fartuch. – Niestety na razie nie możecie go odwiedzić – dodała z przepraszającym uśmiechem. - Wybaczcie, ale muszę już iść.

Zostawiła nas na środku korytarza. Posyłaliśmy sobie niepewne, pytające spojrzenia. Co teraz? – dało się z nich wyczytać bez problemu.

– Wracamy do wieży – zarządził Victor, jakby czytając nam w myślach.

Kiwnęliśmy zgodnie głowami. Tym gestem chyba bezgłośnie przekazaliśmy mu tymczasowe dowództwo nad drużyną. Lider bez wątpienia był nam potrzebny. Nie miałam co do tego wątpliwości. Mimo wszystko wolałam jednak, by był to upierdliwy, nadgorliwy Robin.

 Wszyscy włóczyliśmy się po wieży bez celu. Nie umieliśmy znaleźć sobie miejsca ani zajęcia. Jak na złość, jakimś wręcz niemożliwym zbiegiem okoliczności, nie dochodziło w mieście do żadnych większych akcji, w których moglibyśmy pomóc.

 

 Lewitowałam nad dachem wieży. Nie dałam się namówić Cyborgowi na trening wytrzymałościowy, który aplikował nam od trzech dni. Wczoraj Robin został przetransportowany do placówki Ligi. Podobno miał tam najlepszą opiekę, jaką można mu było zapewnić na Ziemi, ale wciąż miałam ochotę użyć swoich umiejętności, które mimo wszystko wykraczały poza ludzkie metody leczenia.

Nie wiedzieliśmy, ile zajmie jego organizmowi zregenerowanie się, a potem rehabilitacja. Trzy rany klatki piersiowej, dwie kończyn, w tym dwie ślepe. Aż dziw, że nie skończył gorzej. Znacznie gorzej… Pewnie było to zasługą jego wzmacnianego stroju, który mimo wszystko nie był w stanie ochronić go z tak bliskiej odległości. Pokręciłam głową. Powinnam była tam być! Powinnam była go obronić! A zawiodłam… Poczucie winy skutecznie rozpraszało wszelkie inne uczucia i przepełniało mnie, wręcz zżerając od środka.

Do tej pory nie byłam świadoma, jak bardzo byłam do niego przywiązana. Dostrzegłam do dopiero wtedy, gdy go zabrakło.

– Raven! – przerwało moje nieszczęsne rozmyślania.

Nie zareagowałam. Nie miałam ochoty. Kori jednak nie dała za wygraną i nie zostawiła mnie w spokoju. Podeszła bliżej.

– Cyborg chciał się ze wszystkimi widzieć. Powiedział, że musimy popracować nad dowodami w sprawie Vertigo. Podobno znalazł coś ciekawego – zakomunikowała.

Stała raptem kilka metrów ode mnie, a ja nie byłam w stanie wychwycić jej uczuć, czy nawet sygnałów płynących z umysłu. Przestraszyło mnie to. Nie mogłam stracić i swoich mocy. To byłby ostateczny cios. Musiałam się pozbierać. Musiałam być silna. Musiałam pokazać, że umiałam normalnie funkcjonować. Jeśli nie mogłam zapanować nad zdarzeniami, musiałam przynajmniej zapanować nad własnym umysłem. Westchnęłam.

– Idę – sapnęłam.

Bez ostrzeżenia teleportowałam się do „pokoju śledczego”, jak to Garfield ochrzcił ulubioną samotnię Robina.

– Mam nowe informacje w sprawie porwań – poinformował z nutą ekscytacji Cyborg, gdy już wszyscy się zebraliśmy. – Może zacznę od podsumowania wszystkiego, co zgromadziliśmy do tej pory, żeby zrobić z tego jedną wspólną całość – zaproponował.

Wzruszyłam obojętnie ramionami. Starfire i Beast Boy kiwnęli głowami.

– A więc tak – odchrząknął. – Powiązaliśmy większość porwań z Vertigo. Osoby, które wkręciły się w nałóg na dłużej, zaginęły. Wydaje się jednak, że dilerzy odpowiadają tylko za rozprowadzanie towaru, a uprowadzeniami zajmuje się kto inny. Po mieście chodzą plotki, jakoby istniał gościu, który potrafi zniwelować negatywne skutki brania Vertigo, bez hamowania tych przyjemnych.

Aż miałam ochotę prychnąć na tę naiwność ludzi. Powstrzymałam się. Ostatnio byłam zbyt drażliwa…

– Można umówić spotkanie z nim, ale no właśnie, tutaj jest pies pogrzebany, ludzie już raczej z niego nie wracają – urwał, by słowa mogły odpowiednio wybrzmieć i usadowić się w naszych głowach. – No dobra, to poznaliśmy już mechanizm, jednak wciąż pozostaje pytanie, gdzie znikają ci ludzie i co się z nimi potem dzieje? Po co w ogóle te porwania? – rzucił w przestrzeń mocno akcentując poszczególne słowa.

– Proszę, powiedz mi, że nie chcesz podłożyć żadnego z nas jako zaćpaną przynętę, która zostanie porwana? – powiedział Garfield z udawanym przestrachem. – Już wiem, że na pewno byłbym to ja – dodał, odrzucając teatralnie głowę do tyłu.

– Ty byś się nie nadawał – uciął Victor.

Żadne z nas nie miało ochoty na nieśmieszne żarty.

– Prawdopodobnie odkryłem, gdzie mogą być porywani ci ludzie – kontynuował wypowiedź. – Wrzuciłem do systemu poszukującego twarze porwanych i ustawiłem zakres na całą Ziemię. Doszło do kilku rozpoznań, jednak nie stuprocentowo pewnych, ze względu na jakość i kąt – mówił z coraz większą ekscytacją, uderzając w holograficzną klawiaturę, widoczną tylko dla niego. – A więc, panie i panowie, naszym celem podróży jest… - urwał dla dodania dramatyzmu. – Zandia.

Wraz z wypowiedzeniem tego słowa, z jego ręki wystrzelił hologram Ziemi. Niewielka, czerwona kropka ukryła się gdzieś na południu Europy i chyba całkowicie zasłaniała powierzchnię kraju.

– To wyspa niedaleko Sycylii – uściślił Cyborg. – Kamery uchwyciły tych ludzi właśnie na Sycylii, bo Zandia jest w zasadzie zamknięta i nie ma tam żadnych kamer.

– To chyba dziwne, prawda? – mruknęła Starfire.

– Niekoniecznie. Wiele wysp jest niezamieszkanych, zwłaszcza w tym obszarze. To, co sprawiło, że wytypowałem właśnie Zandię jest fakt, że zarejestrowano kilka rejsów na nią. Wydało mi się to podejrzane. Byłoby najlepiej, gdybyśmy się tam udali  i sprawdzili, czy coś faktycznie jest na rzeczy – zakomunikował i wyłączył hologram.

– Może lepiej poczekać, aż Robin dojdzie do siebie i nam pomoże? – zaproponował Beast Boy.

– Nie wiemy, ile będziemy musieli czekać, a ludzie cały czas giną. Nie wiemy też, co się z nimi dzieje, więc uważam, że powinniśmy jak najszybciej…

Przerwał mu alarm. Czerwone światełko rozbłysło z kąta pokoju i położyło się na oblepionych kartkami ścianach.

– Coś poważnego – rzucił zaniepokojony Victor i wypadł na korytarz.

Puściliśmy się biegiem za nim.

– Czekajcie! – krzyknął nagle.

Victor zatrzymał się gwałtownie. Udało mi się wyhamować tuż przed jego plecami, ale Beast Boy wpadł na mnie. Poleciałam na twarz, ledwo wymijając Cyborga.

– Atakują wieżę! – rzucił ze zgrozą. ­– Są na dachu i przy głównym wejściu! Raven, za mną!

Nie czekając, pobiegł do klatki schodowej. Kori spytała, czy wszystko w porządku. Kiwnęłam głową. Bezzwłocznie przeniknęłam przez sufit. Nie zdążyłam nawet się zmaterializować, a już w moją stronę poleciał grad kul.

Rozejrzałam się. Dach wręcz tonął pod napierającą falą zamaskowanych napastników. Czarne tsunami sunęło w stronę drzwi prowadzących do wieży. W ich stronę posypał się kolejny ostrzał. Kule przeniknęły przeze mnie, ale przez huk przedarła się wiązanka przekleństw. Cyborg cofnął się gwałtownie, a drzwi zostały podziurawione bardziej niż sito.

– Raven, zasłona! – ryknął z wnętrza klatki schodowej.

Wzniosłam niewielką kopułę odgradzającą nas od napierających czarnych postaci. Zacieśnili koło wokół bariery i przypuścili zmasowany atak.

– Nie wytrzymam tak długo! – krzyknęłam głosem pełnym bólu.

Upadłam na kolana, wznosząc ręce do góry. Musiałam utrzymać barierę, ale miałam wrażenie, jakby w moje ciało nieustannie wrzynało się tysiące rozpalonych igieł. Przez ściśnięte gardło wydarło mi się nieludzkie, chrapliwe warknięcie.

– Nie, tylko nie teraz – wymamrotałam pod nosem.

Demoniczna strona nie mogła znaleźć lepszego momentu na danie o sobie znać.

– Opuść na trzy! – Próbował przekrzyczeń spotęgowany huk wystrzałów. – Raven?! – upewnił się, czy usłyszałam.

Kiwnęłam głową.

– Jeden!

Utrzymywałam barierę resztkami sił w zdrętwiałych rękach. Nie mieliśmy szans.

– Dwa!

Jedynym, co mi pozostało, było uwolnienie Demona.

– Trzy! – ryknął i rzucił się do przodu z całym dostępnym orężem.

Napastnicy rzucili się na mnie. Pozwoliłam Demonowi częściowo przejąć władzę.

Machnęłam rękami. Czarna łapa zmiotła z dachu grupę uzbrojonych w katany mężczyzn. Nim ich krzyk zniknął w bitewnej wrzawie, już dopadłam do następnych. Instynktownie i bezbłędnie unikałam ich cięć, a sama zadawałam precyzyjne pchnięcia energetycznymi sztyletami. Nieokiełznany gniew wypełniał moje ciało. Pchał do najgorszego, jednak nie myślałam o tym. Musieliśmy przetrwać!

Strzelałam naokoło kulami, zmiatałam przeciwników z powierzchni ziemi kruczymi łapami, ale ich wcale nie ubywało. Opadałam z sił. Rozejrzałam się za Cyborgiem. Otoczyli go i próbowali uziemić. Straciłam skupienie. Napastnicy rzucili się na mnie. Dostałam w twarz. Zamroczyło mnie. Dosięgali mojego ciała kolejnymi ciosami, ale ból był przytłumiony przez demoniczną furię. Musiałam walczyć.

Zawyłam nieludzko i wypuściłam niszczycielską falę uderzeniową. Odrzuciło wszystkich w promieniu kilku metrów. Jeszcze bardziej opadłam z sił. Osunęłam się na kolana. Gdzieś nad nami przeleciał helikopter. Otaczały mnie czarne plamy i przytłumione echa wystrzałów.

Straciłam resztkę kontroli nad ciałem… i umysłem. Demon wypełzł w pełni z cienia. Była uśmiechnięta. W końcu dopięła swego. Wypchnęła moją świadomość z powierzchni i przysłoniła widok. Nie byłam nawet do końca pewna, co działo się z moim ciałem.

Jak przez mgłę widziałam tryskającą krew. Słyszałam huki, krzyki i coś, co brzmiało jak łamanie kości. Czułam buzującą energię, z której czerpał demon. Nagle moje pole widzenia się poszerzyło. Patrzyłam jej dwiema parami oczu. Byłam w samym środku rzezi. Stąpałam między ciałami, broniąc się przez nacierającymi napastnikami. Wszystko mnie piekło. Ledwo oddychałam. Uniki przychodziły z coraz większym trudem. Demon odpuszczał, a ja zyskiwałam kontrolę. Jednocześnie na łeb na szyję leciała szansa na zwycięstwo.

Potężny sierpowy dosięgnął mojej głowy. Nie zdążyłam postawić bariery i zebrałam grad kolejnych uderzeń. Zwinęłam się na ziemi i zawyłam z bólu. Mój mózg odciął napływ bodźców. Świadomość się wyłączyła. Nastała ciemność.

*****

 Jakieś uwagi, przemyślenia, domysły, teorie spiskowe? Jak zawsze chętnie poczytam. Następny rozdział powinien być szybciej, chociaż nie wiem, czy też nie przejdzie bety... Eh... W każdym razie, szykujcie się na dosyć, moim zdaniem, ciekawą akcję. O właśnie, odnośnie akcji: jak wyszły te fragmenty? Mam wrażenie, że mogłyby być lepsze, jak zawsze, ale to jest moja pięta achillesowa i zwłaszcza bez sprawdzenia, nie jestem ich pewna. 

 Nie obrażę się też na wszelkie komentarze z narzekaniami, skargami, bólami dupy etc. etc. Każda aktywność się liczy :D

 

11 komentarzy:

  1. Ja tu prędzej czy później wpadnę, obiecuję

    OdpowiedzUsuń
  2. "– Już mieliśmy wzywać Robina, bo się nie budziłyście – dodał Cyborg ze słyszalną ulgą w głosie. – Ja już nawet nie wiem, czy chcę wiedzieć, czemu w samym środku teleportacji zemdlałaś, a Jane padła zaraz po tobie. "
    Już się powtarza
    "Przez myśl przemknęło mi, że już dawno powinnam była wywalić ich za drzwi, ponieważ jakby nie patrzeć, znajdowaliśmy się w MOIM pokoju. Co ten Doom Patrol ze mną zrobił…?" To mnie trochę wybiło z rytmu xD w sensie, mamy dopiero początek rozdziału, atu nagle taka wstawka znikąd
    "Jeszcze zanim jej wzrok rozmył się na chwilę i przybrał jakby martwy wyraz, posłała mi spojrzenie będące jednocześnie zaciekawione, jak i… pociągające?" Wyczuwam romans...? :D
    Nie pamiętam już w sumie dobrze poprzednich rozdziałów, więc w sumie... co Cybuś zrobił? xD
    "Czego on chciał? Nie możliwe, żebym zasnęła i minęło już kilka godzin od naszego powrotu." Niemożliwe łącznie
    "– Nie zapomniałaś aby czegoś? – Zjechał wzrokiem ku moim nogom.
    Podążyłam spojrzeniem za nim. Byłam na boso. " "Aby" niepotrzebne, "na" przed boso też
    "– Wzięli go do San Francisco General – doprecyzował, patrząc na nas badawczym wzrokiem." Tu się chyba coś skopało z formatowaniem, bo odstęp większy i myślnik chyba inną czcionką pisany
    OmójbożeczytobędzieJinx
    "Nawet nie miałam zamiaru go upominać, by zachowywał się ciszej. Wszyscy byliśmy zbyt zdenerwowani, by myśleć o czymś takim. " Skoro byli zbyt zdenerwowani, żeby myśleć o czymś takim, to czy Raven nie jest zbyt zdenerwowana, by myśleć o tym, że nie ma czasu zwrócić mu uwagi?
    "Wstałam z krzesła, by rozprostować zesztywniałe od siedzenia na niewygodnym krześle stawy. " krzesło się powtarza
    "Ten stary nietoperz naprawdę latał mi w tym momencie koło dupy." O jakie złoto <3
    "Wszyscy włóczyliśmy się po wieży bez celu. Nie umieliśmy znaleźć sobie miejsca ani zajęcia. Jak na złość, jakimś wręcz niemożliwym zbiegiem okoliczności, nie dochodziło w mieście do żadnych większych akcji, w których moglibyśmy pomóc. Czyżby miasto w ten sposób oddawało ukłon w stronę Robina? " Ten fragment w sumie nie jest potrzebny, wystarczyły by trzy gwiazdki i dalej akcja z lewitowaniem w sumie
    Chrystepaniecotusiędzieje
    o rany, ta ostatnia scena, o rany :O Zatkało mnie. I czemu przerywasz w takim momencie D:? Co tu się dzieje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wait, a co miał zrobić Cybuś? Mój mózg działa ostatnio nie tyle co na niskich obrotach, ale rzekłabym, że wręcz na ujemnych, o ile jest to możliwe xDDDD
      Jinx? Może... Kto wie...?
      Cieszę się, że Cię zatkało. Taki był zamysł. W końcu jakaś akcja, kropla w morzu czarnych przemyśleń Raven... hah... Następny rozdział jest w zasadzie napisany, ale jeszcze nad nim myślę, czy chcę go zostawić w takiej formie, bo zdarzenia, które się w nim dzieją, co bardzo, ale to bardzo istotne dla fabuły i nie chcę tego skopać, więc przewiduję, że pokaże się na początku grudnia. Muszę potrzymać trochę w niepewności, no co :D
      Masz może jakieś teorie spiskowe? Pomijając romans JanexRaven, bo do tego się przyznam, że aż bym jakiegoś oneshota strzeliła o nich. Mogłoby to być bardzo ciekawe xDDD

      Usuń
    2. ŻĄDAM TEGO ONE SHOTA W TRYBIE NATYCHMIASTOWYM

      Usuń
  3. Cześć Nigra.

    Przeczytałem już wszystkie rozdziały z twojego nowego fanfika, i wreszcie mogę Ci powiedzieć co o nich myślę.

    Widać że klimatem odchodzisz od kreskówki z 2003, i celujesz bardziej w seriale pokroju Titans czy Doom Patrolu. Czyli zamiast “łagodnych” nastolatków masz “ostrych” nastolatków. Nie widzę w tym problemu, tak długo jak nie mylisz ich z dorosłymi. Poziom przemocy jest znośny. Krew, śmierć, cierpienie i tak dalej wpisują się w klimat.

    Początkowe posty ciężko się czytało. Wiedziałem że drużyna się sformuje, i czekałem aż będą to mieli za sobą.

    Sceny akcji wychodzą Ci przyzwoicie, ale dosyć ogólnie. Opisujesz bardziej uczucie bycia w środku walki, aniżeli samą walkę. Z tego powodu nie znalazłem żadnych błędów w taktyce czy sprzęcie, więc w sumie nie mogę Ci nic doradzić.

    Podobnie jest z odniesionymi ranami, chociaż uważam że mogłabyś opowiadać o nich bardziej szczegółowo, z racji tego że znasz się na anatomii. Chętnie dowiedziałbym się tego i owego na temat złamanych kości czy ran postrzałowych. A jeżeli coś będzie zbyt skomplikowane to zawsze można załatać magią. :) Nie mówię że obecnie jest źle. Dobrze jest, to wyżej to tylko sugestia jak może być lepiej.

    A propos magii, kompletnie się na niej nie znam, więc z jednej strony nie widzę żadnych nieścisłości, a z drugiej nie wyłapuję jakichś subtelnych nawiązań, czy też faktów oczywistych dla osób wtajemniczonych. Z tego co wytłumaczyłaś to jeszcze ogarniam.

    Moim zdaniem narracja jest twoim największym wrogiem. Po pierwsze ujmuje MNÓSTWO tajemniczości głównej bohaterce, a po drugie rozwadnia akcję. Cała frajda z oglądania Raven w kreskówce, brała się stąd, że okazywała mało emocji, i mówiła jeszcze mniej. A nawet jeśli to sarkastycznie (ale mało złośliwie, bardziej tak martwo/pesymistycznie). W ten sposób widz musiał zgadywać/dopowiadać sobie co miała naprawdę na myśli. Coś w stylu Sama z Ronina (1998). Znam jedną seria książek której narracja pierwszoosobowa wychodzi to na dobre, i jest nią Cykl Takeshiego Kovacsa autorstwa Richarda Morgana. Narracja z pierwszej osoby działa na korzyść cyklu, ponieważ główny bohater bardzo różni się od zwyczajnego człowieka pod względem wiedzy/treningu/doświadczeń. Raven nie dysponuje wiedzą która by usprawiedliwiała ten typ narracji, i traci z jej powodu swój najlepszy przymiot.

    Reszta Tytanów ma najważniejsze cechy na swoim miejscu. Bestia Ci wyszedł najlepiej, jego nieśmiały humor oraz luźny styl życia bardzo mi się podobają. Robina było zdecydowanie za dużo na początku, ale teraz go dobrze zbalansowałaś. Cyborg i Gwiazdka nie mieli wiele do powiedzenia, ale z tego co pokazałaś wychodzą spoko. Nie podoba mi się że tak często używasz Batmana. Ma o wiele ważniejsze sprawy na głowie niż pilnowanie Tytanów, a kiedy przeczytałem że ich trenował, strzeliłem najgłośniejszego facepalma świata. Koleś jest drugim po Supermanie bohaterem Ligi. Na jego inteligencji, forsie i determinacji zależą losy Gotham i reszty ludzkości. Nie miałby czasu pilnować Tytanów, a już na pewno nie kontrolowałby Robina. Po pierwsze dlatego że jest dorosły, po drugie
    1/3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dlatego że go szanuje i być może uznaje go za równego sobie. Mógłby się na niego gniewać że chce odejść, ale koniec końców by mu wybaczył. Constanine był super. Bezczelny i dupkowaty, żywcem wyjęty z komiksów. Bardzo przyjemnie czytało się fragment z Doom Patrolem. Robotman to swojski chłop którego od razu polubiłem. Reszta też całkiem, całkiem.

      Dialogi są średniawe, ale czasami mają swoje momenty. Moim zdaniem są z nimi dwa problemy: nie stosujesz się do zasady “Pokazuj a nie opowiadaj” (np. jeżeli jakaś postać jest zdenerwowana, zamiast o tym opowiedzieć idzie na siłkę i rozpiernicza worek treningowy [jeżeli ma na to czas, jak jest na misji to może ze złości w coś kopnąć]). W ten sposób dialogi nie muszą przekazywać dużej ilości informacji, a autor może sobie pozwolić na zrobienie ich ze stylem i smakiem. Dwa filmy są pod tym względem znakomite. Pierwszy to Psy z 1992 roku, drugi to Jasminum z 2006. Wiem że dla fanki superbohaterów będą nudne jak flaki z olejem, ale dla ambitnej pisarki (a uznaję Cię za taką, po napisaniu 13 rozdziałów i kontynuowaniu) będą kopalnią dobrych tekstów i pomysłów. Drugim problemem jest fakt że część rozmów jest koślawa i nieporęczna. Posługujesz się językiem, jak ktoś kto albo ogląda filmy po angielsku, albo z polskim lektorem. Też przez to przechodziłem, i udało mi się z tego wybrnąć czytając wszystko co polskie. Nie było to przyjemne (z racji tego że superbohaterowie i kino akcji stacjonują w Ameryce, a nie u nas) ale konieczne do postępu. Żeby pisać lepsze dialogi, po prostu trzeba czytać książki napisane po polsku przez polaków. Tłumaczenia dzieł z zagranicy są w większości kiepskie lub przeciętne, a chwalebne wyjątki można policzyć na palcach jednej ręki (Pixar na przykład ma świetne tłumaczenia filmów, szczególnie Iniemamocnych). A jeżeli chcesz pisać w całości po angielsku to się nie krępuj. Nie chodzi o to w jaki języku piszesz, tylko o to JAK to robisz. Jeżeli chodzi o polskie dialogi, to polecam serię “Egzorcysta” autorstwa Bartosza Walaszka. Jest tam trochę ekspozycji naruszającej zasadę “Pokazuj a nie opowiadaj”, jest tam mnóstwo przekleństw, obleśnych scen i prymitywnych żartów, ale pod tymi stertami absurdu kryją się swojskie, porządne dialogi dla których warto przez to przebrnąć.

      Co do historii mam mieszane uczucia. Niektóre elementy czuły się jak powtórki (atak robotów Slade’a na wieżę), a inne były świeże i oryginalne (nie wiem jak jest naprawdę, ponieważ obecnie nie śledzę superbohaterskich filmów/komiksów, ale zakładam najlepsze). Bardzo mi się podobają momenty w którym skupiasz się na unikalnych cechach postaci (zawziętość Robina, głupkowatość Bestii). Moim ulubionym rozdziałem jest “PANIC! IN THE TOWER”. Absolutny wkurw Cyborga który nie dowierza że ktoś złamał jego zabezpieczenia, i niedowierzanie Robina który zobaczył jak jeniec popełnia samobójstwo, to były najśmieszniejsze oraz najbardziej naturalne fragmenty całego bloga. Nie chodzi mi tylko o przekleństwa (używasz ich z umiarem i wyczuciem czego Ci zazdroszczę), co ich niepowtarzalne reakcje. Tylko Cyborg zareagowałby w tamtym momencie w taki sposób, i jest to oznaka świetnego pisarstwa. Tworzenie postaci które reagują na wydarzenia skrojone pod nich, z manierą która jest właściwa dla nich, ale nie dla większości ludzi. To zawsze były dla mnie najlepsze momenty każdego filmu czy książki.

      Odnoszę wrażenie że piszesz z rozdziału na rozdział, bez rozplanowania całej historii. Mniej jak książkę, a bardziej jako serię komiksów czy serial telewizyjny (i mam tu na myśli Kapitana Bombę [którego serdecznie polecam] aniżeli dzieła Netflixa). Podziwiam Cię za to. Nie miałbym odwagi prowadzić historii, nie wiedząc gdzie się skończy.
      2/3

      Usuń
    2. Takie są moje myśli na temat twojego bloga. Włożyłaś w niego dużo pracy, i w dodatku piszesz regularnie za co Cię podziwiam. Moim zdaniem możesz stać się jeszcze lepsza. Pierwszym krokiem byłoby zrobienie sobie przerwy od pisania. Drugim przyjrzenie się wszystkim trzynastu rozdziałom bloga. Trzecim będzie przeczytanie książek/obejrzenie filmów które pomogą Ci się rozwinąć w aspektach dla ciebie ważnych. Czwarty krok to pisanie KRÓTKICH opowiadań, w których używałabyś lekcji wyniesionych z kroku trzeciego. Dzięki temu zdobędziesz nowe umiejętności, a nieudane eksperymenty będziesz mogła bez żalu wyrzucić do kosza. Piąty krok to powrót do bloga, i zastosowanie nowo nabytych umiejętności. Zajmie to bardzo długo, ale masz tyle czasu ile zapragniesz. Serwis będzie istniał przez lata, więc nawet kiedy wszyscy o Tobie zapomną, zawsze możesz na niego przyjść i się rozreklamować ponownie. Ja też tego doświadczyłem. Wstawiałem coś nowego, wszyscy się mnie pytali kiedy będzie kolejna część, i zanim zdążyłem zrobić już zapominali. Pogodziłem się z tym, bo to był jedyny sposób na utrzymanie jakości i usprawnianie jej. Wiem że tego nie widać po moim nowym, pustym blogu, ale historie o których piszę mogłyby nakierować kogoś na moją prywatną tożsamość więc ich nie zalinkuję.

      Zdaję sobie sprawę że jako autor fanfików ze znikomym dorobkiem nie brzmię wiarygodnie (i na pewno nie mam autorytetu) jednakże decyduję się podzielić moimi przemyśleniami. Po pierwsze dlatego że w nie wierzę, po drugie dlatego że sama wielokrotnie prosiłaś o odzew i opinię.
      3/3

      Usuń
    3. Nawet nie wiesz, jak doceniam takie szczegółowe i szczere komentarze. Pozwolę sobie odpowiedzieć w takiej kolejności, jak napisałeś, żeby utrzymać jakiś porządek.
      Cieszę się, że odniosłeś takie wrażenie. Dokładnie o to mi chodziło, mroczniej, ciężej, dosadniej. Moje klimaty, hah.
      Sceny akcji... taaak, wiem, to jest moja pięta achillesowa, nad którą cały czas pracuję. Widać, że się to u mnie poprawiło, ale wciąż potrafię zrobić z tego opis przyrody, zamiast krwawą jatkę xDDD
      Jejku, ale mnie fascynuje, jak rzucasz na prawo i lewo tytułami filmów i wypowiadasz się tak z sensem, wiesz, co piszesz. Bardzo to cenię, dobrze się czyta taką krytykę :D
      Odnosząc się do narracji. Nie mam zamiaru się tłumaczyć czy usprawiedliwiać, a pokazać swój punkt widzenia. Tak, ta zajebistość Raven płynie właśnie z jej tajemniczości, tej otoczki mroku i magii i przyznam, że nie patrzyłam nigdy na to z tej strony, jaką mi pokazałeś. Że w ten sposób "odzieram" ją z tych atutów. Raven mnie fascynowała, dodatkowo była mi bardzo bliska i wręcz czerpię przyjemność z zagłębiania się w jej umysł, ale mam świadomość, że to nie psychologiczna rozprawa i czasami zdarza mi się utonąć w tym rozmyślaniu, zamiast pchać akcję do przodu... Takie moje zboczenie, hah...
      Właśnie wplotłam wątek Ligi i Batmana, by umocnić podstawę pod stworzenie drużyny, a także podbudować grunt pod parę drobniejszych wątków związanych z postaciami. Właśnie muszę się przypilnować, by dać więcej BB, Star czy Cyborga, bo Raven i Robin mi ich nieintencjonalnie przyćmili i nie miałam nawet jak ich zbytnio pokazać, a też są przecież ciekawi.
      Pisanie Constantine'a sprawia mi taką radochę, że nawet bym się o to nie podejrzewała. Doom Patrol zresztą też, można tam wsadzać największe absurdy, a i tak trzyma się kupy xDDD Cieszę się, że się podobało :)
      “Pokazuj a nie opowiadaj” - muszę to przykleić za laptopem na takiej jebitnie dużej kartce, walnięte jakimś brokatem i patrzeć, gdy piszę. Czasami ciężko mi tego samej przypilnować, dlatego tak cenię współpracę z betą, która by mi takie błędy wytknęła... niestety, jak na razie wszystko zmawia się przeciwko mnie.
      Nie do końca rozumiem kwestię dialogów, jeśli chodzi o koślawość i nieporęczność... Mógłbyś rozjaśnić, bym lepiej się temu przyjrzała i przeanalizowała? Czytam sporo książek, ale akurat polskie nie goszczą u mnie wybitnie często.
      Nawet nie wiesz, jak mi się robi miło, czytając każdą pozytywną uwagę (co nie oznacza, że nie biorę też krytyki pod uwagę, ale tak fajnie się czyta, gdy komuś przypadły do gustu moje pomysły).
      Wydaje mi się, że nie da się już uniknąć jakichś oklepanych manewrów. Ich ilość jest ograniczona i czasami potrzebujemy jakiegoś sztampowego ruchu, by cała fabuła potoczyła się do przodu, już bardziej oryginalnie.
      Odnośnie fabuły... Nie wiem czy jest tu czego zazdrościć xDDD
      Trochę masz rację, bo mam nakreślony tylko naprawdę wątły szkielet, uwagi z kilkoma najważniejszymi wątkami, które tworzą się i kleją albo podczas samego pisania albo w nagłych momentach oświecenia. Już kilka razy zdarzyło się za zapędzić w ślepy zaułek, ale to też trochę szlifowanie umiejętności improwizacji. Znalezienie dobrego rozwiązania, które by się kleiło do całości. Może nie jest to wtedy najlepsza opcja, gdyby tak siąść i pomyśleć nad całością, ale wychodzę z założenia, po zaczynaniu od nowa po raz trzeci, że ani nie jestem profesjonalną pisarką, ani nigdy nie będę, a chcę tylko przedstawić jakąś moją kopniętą wizję jednej z ulubionych bajek dzieciństwa i postaci, która mnie zafascynowała. Nie mam też na tyle umiejętności i czasu, by móc aż tak się nad tym pochylić i popracować. Będę miała satysfakcję, jeśli uda mi się przedstawić to, co zaplanowałam i staram się robić to jak najlepiej, ale mam o wiele spokojniejszą głowę, gdy nie na rzucam sobie bezsensownego perfekcjonizmu, który ani mi się nie opłaci, ani mnie donikąd nie zaprowadzi.

      Usuń
    4. Naprawdę doceniam Twój komentarz, bo merytorycznie wszystko ładnie przedłożyłeś i opisałeś. Doceniam to. Liczę, że rozgościsz się tutaj, bo za jakieś maksymalnie dwa tygodnie powinien wskoczyć nowy rozdział i myślę, że akcja potoczy się w taką stronę, która będzie odpowiadać Ci chociaż ciutkę bardziej :D
      Przypomniało mi się: jak widać, Ty obracasz się w temacie broni i biegle stosujesz te informacje w pisaniu. Ja mam tak z "magią", anatomią, czy bardziej psychologiczną stroną postaci, ich umysłami. Działanie w nieswoim polu i wyszukiwanie potrzebnych informacji jest czasochłonne i czasami można się nadziać na błędne dane. Mam niezły ubaw, gdy po skończeniu rozdziału widzę historię wyszukiwania, gdzie widnieją takie kwiatki jak: "części miecza" "demony w kulturze słowiańskiej" "przebieg egzorcyzmów", "ile czasu zajmie wykrwawienie się z tętnicy udowej" czy "najszybsze trucizny na świecie" xDDDDD Nie dogodzimy każdemu, każdy ma swoją wizję, którą stara się realizować jak najlepiej i niestety, ale nie dogodzimy każdemu, a często także sobie samym, gdyż stawiamy sobie zbyt wysokie wymagania (to jestem typowa ja...)
      Dzięki za szczery komentarz i życzę weny oraz czasu na pisanie. No i wyczekuję nowego rozdziału ;)

      Usuń
  4. Fajnie że się rozumiemy. Przyjemnie się czyta twoje wpisy.

    Co do twoich dialogów to mogłem przesadzić. Ostatnie rozdziały stoją na wysokim poziomie. Chodziło mi o takie momenty:

    Rozdział XII
    “– Gdzie się szlajasz, Jane! Nie jesteś królową brytyjską, żebyśmy tak na ciebie czekały! “ - Drugie zdanie jest zbyt wymyślne. Nie pasuje do Hammerhead (obstawiając że ona to powiedziała). Uważam że lepiej byłoby użyć:
    “- Gdzie się szlajasz Jane! Nie mamy całego dnia!” - W ten sposób będzie to krótkie i proste, czyli pasujące do postaci Hammerhead.
    “– Kto jest w ogóle na górze?” - “w ogóle” jest niepotrzebne. Używa się go żeby rozciągnąć, i rozluźnić zdanie co jest całkowitym przeciwieństwem postaci Hammerhead.

    XI
    “– Dobra, Cliff, nie będę owijał w bawełnę, bo nie mamy za dużo czasu – podjął Beast Boy poważnym głosem.” - to zdanie jest przeciągnięte. Jeżeli chcesz dać element pośpiechu, wystarczy powiedzieć:
    “-Będę się streszczał.”

    X
    “– Ostatnio chyba nie sypiasz najlepiej, więc pomyślałem, że może wolisz zostać w wieży, niż włóczyć się w nocy po mieście – wyjaśnił po chwili.”

    “- Ostatnio się nie wysypiasz, więc uznałem że powinnaś odpocząć. - wyjaśnił po chwili.”

    Robin nie przypuszcza że Raven się nie wysypia. On wie. Jej stan psychiczny może sprawić że zawali misję. Moim zdaniem w tym wypadku Robin byłby zwięzły i stanowczy, ponieważ od tego zależałoby powodzenie misji.

    O takie momenty mi chodziło, żeby wypowiedzi były zwięzłe. Jest taki film, Dredd (2012) który osiągnął mistrzostwo w lakoniczności. (oczywiście wersja po angielsku, lektor to spaprał)

    Nie narzucam Ci perfekcjonizmu, te pięć kroków to były tylko luźne uwagi.

    Zostanę na dłużej, chętnie przeczytam kolejne rozdziały.
    Co do wpisów z mojego bloga, to trochę potrwa zanim pojawi się coś nowego. Całe wakacje zajęło mi rozplanowanie całości, a dwa ostatnie tygodnie (tychże wakacji) oraz wrzesień i październik zajęło mi napisanie prologu. Także nie wiem kiedy wrzucę kolejną część, i waham się czy ją wrzucić w całości, czy też akt po akcie. Pożyjemy, zobaczymy. Zabieram się do pisania, bo od 5 listopada zajmowałem się jedynie czytaniem fanfików i książek. Żeby mieć szersze spojrzenie na to co robię.

    Dzięki za słowa zachęty, i powodzenia w pisaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wypunktowanie, co konkretnie. Teraz widzę, o co chodzi i wezmę to pod uwagę na przyszłość. Zauważyłam, że pewne wypowiedzi, ich styl czy taka skrzywiona składnia lub błędy wynikają z moich przyzwyczajeń, czy to wyniesionych z domu, czy ogólnie z regionu, w którym mieszkam. I faktycznie za bardzo rozwlekam, zamiast napisać zwięźle i konkretnie, hah...
      Pewnie wolałabym wersję wrzucania po akcie, bo byłoby częściej czytane, niż tak na jeden zryw, gdzie nie mam czasu na dłuższe klapnięcie do tekstu, ale zrób tak, jak uznasz za najlepsze. Ja i tak poczekam ;)

      Usuń