niedziela, 8 listopada 2020

12. ZAGUBIONA

  Twarz. Rozmazana twarz. Otoczona… Futrem… Nie… Chwila. Coś tu nie grało. Zamknęłam ponownie oczy. Nie miałam sił zastanawiać się, co zobaczyłam. Nie miałam sił na nic. Nie wiedziałam nawet, czy coś mnie bolało. Nie wiedziałam, co czułam. I czy to, co czułam, było w ogóle moje. Chciałam po prostu zniknąć… Wtopić się w nicość, zostawić wszystko za sobą, by biegło swoim torem, a mnie wreszcie dało świę… wieczny spokój.

– Raven.

Przez dziwacznie pulsującą nicość przedarł się dźwięk… Znałam to słowo… A przynajmniej wydawało mi się, że powinnam. Co miałam zrobić? Nie miałam pojęcia…

Zaczęłam od ponownego otwarcia oczu. Udało się. Otaczały mnie twarze… Z jednej strony wyraźne, ale z drugiej jakby ukryte za mgłą wspomnień. Chyba znałam te osoby, jednak nie umiałam ich umieścić w konkretnym miejscu w pamięci. Niczego nie umiałam poukładać… Wszystko było wielkim chaosem.

– Raven, co jest? – spytał zielony chłopak. – Cyborg?

– Fizycznie wszystko wydaje się być w porządku. To musi być coś z jej umysłem – odparł po chwili wpatrywania się we mnie.

Byłam rozkojarzona. Nie wiedziałam, co miałam czuć. Przestrach przed nieznajomymi? Złość, że nie miałam pojęcia, co się działo? A może powinnam być wdzięczna, że nic nie pamiętałam? Może tak było lepiej?

– Czy to możliwe, żeby… przejęła paranoję od Steve’a? – rzucił niepewnie zabandażowany mężczyzna. – Jezu, Szef nas zabije…

– A nas Robin… – dodał zdławionym głosem pół-robot.

– Czy… Czy może mi ktokolwiek wytłumaczyć, co się dzieje? – szepnęłam, nie mając pewności, czy przez gardło przecisnęło się jakiekolwiek słowo.

A może był to tylko głos w mojej głowie?

– Nic nie pamiętasz? – odparł ze zgrozą Zielony.

– Ale macie przejebane – rzuciła z lekkim rozbawieniem dziewczyna stojąca w przejściu.

Jej, jako jedynej osoby z tego grona, nie kojarzyłam wcale. Nic nie świtało mi na jej widok, w przeciwieństwie do grupki mężczyzn zdezorientowanych równie mocno, co ja.

Co tu się w ogóle działo? Czy byłam w niebezpieczeństwie? Powinnam uciekać? Nie byłam w stanie uchwycić ani jednej konkretnej myśli z kłębowiska, które miałam w głowie.

– Jezus… Co my teraz zrobimy? – spytał rozedrganym głosem zielony chłopak i chwycił się rozpaczliwie za włosy. – Mogłem jej nie prosić o pomoc… To wszystko moja wina – jęczał, chodząc w kółko.

– Uspokój się! – Zabandażowany mężczyzna chwycił go mocno za ramiona i przytrzymał. – Może to tylko tymczasowe. Pewnie był to dla niej duży wysiłek. Steve, co sądzisz? – zwrócił się do skulonego w rogu kanapy mężczyzny.

Wyglądał marnie w poszarpanych i za dużych ubraniach. Uniósł zmęczony wzrok najpierw na pytającego, a potem przeniósł go na mnie. Współczucie w jego oczach było wręcz namacalne.

– Nie wiem… - odrzekł cicho. – Nie mam o niej zielonego pojęcia. Nie wiem, jak funkcjonuje jej umysł i w jaki sposób może sobie z tym wszystkim radzić… albo nie radzić – dodał ponurym głosem.

– Może… Może mógłbyś coś zrobić? – zaproponował pół-robot.

– Co na przykład? Założyć hełm? Ten, który doprowadził mnie do paranoi?! – Uniósł się, ale szybko pohamował go napad kaszlu.

– Jane? Może któraś z twoich osobowości mogłaby coś poradzić? – spytał robot.

– Może jeśli Hammerhead przywali jej dostatecznie mocno, to wrócą jej wspomnienia? – rzuciła zgryźliwym tonem. – Albo Sun Daddy może spróbować ją podpalić, wiedźmy chyba boją się ognia, nie? – dodała i uśmiechnęła się krzywo. ­– Co mam niby zrobić? To, że mam sześćdziesiąt cztery osobowości nie znaczy, że jestem jebanym psychiatrą.

Przyglądałam się tej coraz bardziej absurdalnej wymianie zdań i wciąż nie umiałam określić, jakie emocje we mnie buzowały. Wszystko wydawało się groteskowe, zabawne i przerażające jednocześnie.

– Czy może mi w końcu ktoś wytłumaczyć… – urwałam. – Wszystko? Dosłownie wszystko?

Zielony schował twarz w dłoniach, a pozostali wymienili spojrzenia, jakby jeden chciał zrzucić obowiązek wyjaśnień na drugiego.

– Może jeśli powiecie mi, co się działo wcześniej, wspomnienia wrócą? – dodałam, gdy nikt nie kwapił się do rozmowy.

– Niech będzie, że ja to zrobię. – Pół-robot sapnął zrezygnowany, nabrał głęboki wdech i zaczął wywód – Ja jestem Vicotr Stone, aka Cyborg. To jest Garfield, czyli Beast Boy – wskazał na zielonego chłopaka, który posłał mi smutny uśmiech. – Robotman, Larry Trainor i Cr… Jane są członkami Doom Patrol – powiedział na jednym wydechu, a cała trójka pomachała przygłupio. – My zaś tworzymy Młodych Tytanów… Czy cokolwiek ci świta? – spytał z nadzieją w oku.

– Chyba… Powoli zaczyna mi się wszystko układać… - odparłam niepewnie. – Mam po prostu jeden wielki chaos w głowie. Nie wiem, które wspomnienia i uczucia są moje i o ile w ogóle prawdziwe. – Ciężko było mi ująć słowami mętlik, który wciąż panował w moim umyśle.

– Dobrze… Pewnie dlatego, że pomogłaś Steve’owi w przywróceniu jego wspomnień. Może je jakoś przejęłaś albo coś i stąd to zamieszanie. Ale to nie tak, że kompletnie nic nie pamiętasz? – wtrącił się Beast Boy z nutą nadziei w głosie.

– Nie, nie tak, że mam kompletną pustkę. Potrzebuję po prostu uporządkować, co jest moje, a co nie – odparłam już pewniej.

Wir uczuć zaczął powoli słabnąć. Byłam w stanie skupić się na pojedynczych emocjach i w wyuczony sposób je wyciszyć. W końcu mentalny hałas przycichł. Wspomnienia też stały się bardziej klarowne. Niektóre były dziwnie wyblakłe… Uznałam je więc za nie moje. W końcu wszystko zaczynało nabierać sensu. Nieokreślony lęk również zaczął zanikać.

– Czyli udało mi się przywrócić pamięć Steve’a, tak? – spytałam.

Miałam wrażenie, że ta wątpliwość tłukła się gdzieś z tyłu głowy przez cały czas, ale dopiero teraz udało mi się ja złapać. To było chyba ostatnie, co miałam na myśli, zanim zemdlałam.

– Tak – potwierdził z wdzięcznością w oczach Garfield.

– Czy… nie powinniśmy się już zbierać?

To pytanie obijało się w mojej głowie równie głośno, jak pierwsze. Robin… Tak, przecież przyszliśmy tu bez jego wiedzy… Ile czasu minęło? Jak bardzo mieliśmy przerąbane?

– W zasadzie tak, ale ważniejsze od Cudownego Chłopca jest, żebyś odzyskała siły. W końcu to ty nas musisz teleportować z powrotem do wieży – odparł Cyborg.

– Flit może was przenieść – zaoferował bez wahania Larry.

– Może? – spytała z uniesioną brwią Jane. – Jesteś tego pewny? – Uśmiechnęła się ironicznie.

– A nie? Znowu jest jakieś zamieszanie w Podziemiu? – spytał jakby zaniepokojony Robotman.

O co chodziło? Jakie podziemie? Czemu… ? Co...? Sześćdziesiąt cztery osobowości? To chyba było za dużo dla mojego przemęczonego umysłu.

– Wiecie co, może naprawdę już wracajmy – zaproponowałam.

Wstałam z kanapy i szybko tego pożałowałam. Świat zawirował, a zawartość żołądka podeszła do gardła.

– Siedź. – Cyborg posadził mnie z powrotem, używając nieznoszącego sprzeciwu tonu.

– Dobra, przeniosę was – rzuciła obojętnym tonem Jane i żwawym krokiem podeszła do nas. – Muszę was złapać. Stańcie razem – zarządziła.

Przez myśl przeszło mi, że to już nie była Jane. Wskazywały na to nie tylko subtelne różnice w zachowaniu, które wprawne oko mogło wyłapać. Dla mnie przemawiała za tym głównie energia płynąca z jej umysłu, która uległa lekkiej zmianie. Zdominowała inne, chociaż częściowo podobne siły zamknięte w środku. A ja narzekałam na głosy w głowie…

Cyborg podał mi rękę. Wstałam i zachwiałam się, przez co niechętnie musiałam przytrzymać się robotycznego ramienia.

– Następna stacja, Wieża Tyt… - urwała, gdy tylko mnie dotknęła.

Stęknęłam. Nim zdążyłam zareagować, dałam się porwać po raz drugi silnemu umysłowi. A może to ja byłam tak osłabiona i rozkojarzona, że nie byłam w stanie utrzymać bariery?

Tym razem było inaczej. Jakbym… zniknęła fizycznie z rzeczywistego świata i przeniosła się całkowicie do jej umysłu. Nie było to teoretycznie możliwe, ale otaczające mnie obdarte ściany wymazane graffiti i stare tory zdawały się prawdziwe. Stałam na popękanym betonie. Z oddali dochodził jakiś dudniący, równomierny dźwięk. To musiało być prawdziwe. Tylko… gdzie właściwie wylądowałam? Czy Jane tak urządziła swój umysł? Stworzenie tak przekonującej i rzeczywistej imaginacji było nie lada wyczynem… Chociaż gdzieś w końcu musiała pomieścić te wszystkie osobowości…

Rozejrzałam się. Stare, przybrudzone lampy dawały światło, które ginęło na obu końcach tunelu. Żadnego znaku, który mógł wskazać mi drogę, zaś niesiony echem odgłos zdawał się nieubłaganie zbliżać.

­– Nieee – stęknęłam przeciągle.

Spojrzałam błagalnie na szyny. O ile mogłam jeszcze zrozumieć przeobrażenie umysłu w „Podziemie” z torami, to używanie ich było już niepojęte. Co tu niby kursowało? Niechciane myśli?

Z każdą sekundą narastały zarówno hałas, jak i mój niepokój. Moce tutaj nie działały. To nie był mój umysł. Jednak czy gdybym tu zginęła, to czy byłoby to taką samą imaginacją, jak to wszystko, czy przeniosłoby się to na rzeczywistość? Nie miałam pojęcia. Nie miałam czasu się zastanawiać.

Rozejrzałam się gorączkowo. Tunel był wąski. Nie było sensu wciskać się w ścianę i modlić o przeżycie. Zaczęłam biec w przeciwną stronę.

Metaliczny stukot niósł się echem. Niczym potwór ścigający w ciemności, oznajmiał swoje przybycie mrożącymi krew w żyłach odgłosami. Jednak strach rozlewający się po moim ciele, zamiast ścisnąć mięśnie w żelaznym uścisku, hamował uczucie zmęczenia i pozwalał mi na pędzenie przed siebie. Nie wiedziałam, na co liczyłam. Wnękę? Drzwi ewakuacyjne? Stację? Biegłam. To było jedyne, co mogłam zrobić, ale pociąg nieubłaganie się zbliżał. Wręcz czułam te tony żelastwa wpadające z całym impetem w moje drobne ciało.

– Co ty tu, do kurwy nędzy, robisz?!

Ten wrzask był dla mnie zbawieniem. Cudem, na który czekałam. Resztkami sił wgramoliłam się na stację i padłam plackiem na popękanej posadce. Dyszałam. Wszystkie sygnały z ciała zaczęły docierać do świadomości dopiero teraz. Mięśnie paliły. Płuca i serce nie wyrabiały. W uszach dzwoniło mi tak, że nawet przetaczający się pociąg nie był w stanie tego zagłuszyć.

– Co tu robisz?!

Warkliwy ton pytania zmusił mnie do otwarcia oczu. Jane stała nade mną i też dyszała, ale raczej z wściekłości.

– Pociąg odciął ci język?! – sarknęła.

Miałam wrażenie, jakby z całej siły powstrzymywała się przed pobiciem mnie. Przezornie usiadłam, a gdy mroczki zniknęły, wstałam.

– Nie wiem, jak to się stało – odparłam zgodnie z prawdą. – To twój umysł? – spytałam z nutą zaciekawienia.

Gdy największe niebezpieczeństwo minęło – nie mogłam ukrywać, że Jane wydawała się całkiem groźna i nieźle rozwścieczona, w dodatku to ja byłam tutaj intruzem – zaczęły do mnie dochodzić fragmenty tego, co się właśnie stało. Prawie rozjechał mnie pociąg… Pociąg jeżdżący po umyśle…

– Nie powinno cię tu być – odparła już spokojniej. Spojrzała nerwowo za siebie. – Nie mogą się dowiedzieć, że tu w ogóle byłaś. Poczekasz tutaj i wsiądziesz do pociągu, jak tylko będzie wracał. Bo chyba nie będziesz umiała się sama stąd wydostać, co? – spytała ni to z nutą nadziei, ni kąśliwie.

– Czuję się tutaj pozbawiona wszelkich mocy – odparłam, znowu zgodnie z prawdą. – Ty tu rządzisz – dodałam i wzruszyłam ramionami.

– No właśnie nie do końca – odrzekła i znowu spojrzała w stronę przejścia. – Muszę iść. Jeśli się im nie pokażę, przyjdą tutaj i wtedy będzie nieciekawie. Zrób, co powiedziałam i ani waż się gdzieś włóczyć – rozkazała, wycelowała we mnie groźnie palec i ruszyła do wyjścia.

– Gdzie się szlajasz, Jane! Nie jesteś królową brytyjską, żebyśmy tak na ciebie czekały!

W pierwszym odruchu chciałam wniknąć w podłoże, ale jedyne co zrobiłam, to stałam jak kołek i wpatrywałam się w łysą kobietę, odzianą od stóp do głów w skórę nabijaną ćwiekami. Popatrzyła groźnie na Jane, którą też zamurowało, a potem na mnie i sama także zamarła. Zmrużyła oczy i spojrzała na mnie spod byka.

– Jane? – syknęła przeciągle. ­– Kto to jest? – spytała z pogardą.

– Zbłąkana duszyczka. Już sobie idzie – odparła obojętnie i machnęła ręką, odzyskawszy rezon.

– Kpisz sobie ze mnie? – odwarknęła i brzęcząc łańcuchami przy każdym stanowczym kroku, ruszyła w moją stronę.

– Stój!

Jane zagrodziła jej drogę, ale ani jej niski wzrost, ani raczej drobna budowa nie wzbudziły respektu w kobiecie.

– Hammerhead – sapnęła błagalnie. – Mówię serio. Raven się zagubiła, ale już wychodzi – zapewniła, wysuwając ręce do przodu.

– Nikt obcy nie ma tu wstępu! Mamy chronić dziewczynę, a nie sprowadzać byle kogo, żeby narobił problemów.

Chciałam ogryźć się za to „byle kogo”, ale po błyskawicznej kalkulacji „brak mocy” plus „ mocno zbudowana kobieta” uznałam, że lepiej było siedzieć cicho i czekać. W ostateczności rzucić się do ucieczki. Pod pociąg…

– Ciebie też zeżarło, Hammerhead?! – Z przejścia dotarł kolejny, tym razem wyższy dźwięk.

Jane zrobiła głośnego face palma i zjechała dłonią po twarzy. Spojrzała na mnie ze złością. Odpowiedziałam jej wzruszeniem ramion. Co mogłam na to poradzić? Ten cholerny pociąg chyba się spóźniał. Ile można było czekać?

– Jakie to wszystko jest absurdalne – szepnęłam z niedowierzaniem.

Aż zaczynałam się zastanawiać, czy nie zwariowałam… Może to przez zmęczenie? Mój umysł był przeciążony i utracił już kompletnie kontrolę, przez co pogrążył się w taki absurdalnym wyobrażeniu? Tak… To miało większy sens, niż… niż to wszystko.

– Już idziemy! – odkrzyknęła Jane i ciągnąc Hammerhead, ruszyła w stronę przejścia.

– Nie pozwolę jej tutaj zostawić! – zaoponowała.

Stała niewzruszona niczym skała, podczas gdy Jane wręcz rozpaczliwie próbowała zaciągnąć ją za kurtkę. Znowu… było już za późno. Kolejna osobowość w całej swojej słodkiej i niewinnej okazałości weszła na stację. Tym razem to ja zrobiłam bezsilnego face palma.

– Co wy tutaj kręcicie? – spytała dźwięcznym głosem. – Wszystkie już czek… - urwała na mój widok.

 Trzy z głowy, zostało jeszcze sześćdziesiąt jeden takich reakcji…

– Tak się w siebie zapatrzyłyście, że nie widzicie intruza?

Puściła przybrudzoną od dołu suknię ślubną i wskazała na mnie. Absurdalność zaczęła mnie już przytłaczać. Gdzie był ten cholerny pociąg?

– Tak, tak, wiem – jęknęła Jane i chwyciła się za rozczochrane włosy. ­– Ona wychodzi, a my idziemy. Teraz! – oznajmiła stanowczo, wskazując jedną ręką tory, a drugą wyjście ze stacji.

– Kto jest w ogóle na górze? – spytała w przypływie geniuszu Hammerhead.

– Flit – odparła automatycznie Jane.

Usłyszałam terkot pociągu. Dyskretnie spojrzałam w stronę torów. Kilka metrów spękanych betonowych płyt i warstwy pyłu na nich dzieliło mnie od wyjścia. Jeszcze moment grania na zwłokę, zadawania głupich pytań i byłam wolna. Przez głowę przeszło mi, że nie mam przecież biletu… Co jeśli konduktor…? Ledwo powstrzymałam parsknięcie. Ta myśl wpasowała się wprost idealnie w absurdalny charakter tej sytuacji. Im dłużej przebywałam z tym Doom Patrolem, tym bardziej udzielało mi się ich szaleństwo.

– Dawaj mi ją tu kurwa i nawet się nie odzywaj! – warknęła Hammerhead i ruszyła na mnie.

Jane próbowała jeszcze złapać ją za kurtkę. Ledwo uniknęła wypuszczonego na ślepo uderzenia. Stojąca z tyłu blondynka pisnęła i przycisnęła dłonie do ust.

– Nie bijcie się! – krzyknęła wysokim głosem.

– Co tam się dzieje!? – doszło z oddali.

Zaczęłam wycofywać się w stronę krawędzi peronu. Odgłos pociągu był coraz bliżej. Oby się zatrzymał. Oby się zatrzymał! Hammerhead zmierzała ku mnie z groźnym i jednocześnie zadowolonym wyrazem twarzy.

– Naprawdę nie szukam kłopotów – wyrwało mi się ze ściśniętego gardła.

Posłałam błagalne spojrzenie Jane, ale ta trzymała się z daleka. Mogłam liczyć tylko i wyłącznie na umiejętności walki wręcz, które wpoił mi – na wszelki wypadek – Robin. To chyba był ten wypadek, a ja czułam się kompletnie bezsilna i bezbronna.

Hammerhead sięgnęła w moją stronę. Prawie złapała mnie za pelerynę, ale zrobiłam zejście w bok. Instynktownie sprzedała potężnego cepa. Udało mi się uchylić. Z rozpędu poleciała kilka kroków do przodu, niebezpiecznie blisko krawędzi. Korzystając z okazji, posłałam jej w plecy kopnięcie. Upadła na twarz i przetoczyła się. Wiązankę przekleństw i nerwowy pisk zagłuszył wjeżdżający na stację pociąg. Zatrzymał się!

Nie oglądając się za siebie, wpadłam z impetem do środka. Uderzyłam kolanami o krzesła i upadłam na brudną posadzkę. Stęknęłam. Mimo zamroczonego obrazu dostrzegłam, że drzwi zamknęły się, a pociąg ruszył. Nie wiedziałam, czy płakać, czy śmiać się. Absurd? Zagrożenie? Nie miałam pojęcia, co było większe… Co bardziej do mnie docierało… Albo co dopiero miało do mnie dotrzeć.

Wstałam i kulejąc, ruszyłam powoli w stronę przodu pociągu. Ciekawe, czy maszynista cechował się morderczym, czy raczej pobłażliwym podejściem do pasażerów na gapę?

Przeszłam przez dwa zaniedbane, pokryte graffiti wagony. Dotarłam do niewielkiej „budki”, która, jak zakładałam, była kabiną sterowniczą. Zajrzałam do środka przez matową, a może zwyczjanie tak brudną szybę. Drobna, ciemnowłosa osoba siedziała niewzruszona. Zapukałam. Kobieta podskoczyła nerwowo.

– Jane? – spytałam kompletnie skołowana. Dopiero co ją zostawiłam na stacji…

Maszynistka ustawiła coś na konsoli i pospiesznie wyszła na zewnątrz. Przyjrzała mi się uważnie i obeszła.

– Nie jestem Jane – odparła po chwili. – Tylko wyglądam jak ona. Jestem Ósmą Maszynistką – wyjaśniła chłodnym głosem.

Kiwnęłam głową. Nie miałam ochoty zadawać pytań. Nie chciałam żadnych wyjaśnień. Jedyne, czego oczekiwałam, to wydostanie się z głowy Jane w jednym kawałku. Najlepiej z umysłem w nienaruszonym stanie, chociaż to było bardzo wątpliwe…

– Możesz mnie stąd… wywieźć? – spytałam, szukają właściwego słowa.

– Muszę zatrzymać się jeszcze na kilku stacjach, ale… tak, mogę. Nawet nie chcę wiedzieć, jak się tu znalazłaś – sapnęła. – I jak pozostałe cię potraktowały – dodała ponuro. – Siadaj i nie przeszkadzaj. Powiem ci, gdy będziemy zbliżać się do powierzchni.

Bez słowa wykonałam polecenie. Nie byłam zadowolona z protekcjonalnego traktowania, ale byłam w stanie to znieść, jeśli miało mi to zapewnić powrót do rzeczywistości. W końcu to nie ja tu rządziłam… Musiałam jednak przyznać, że sama koncepcja i zorganizowanie Podziemia mi zaimponowało. Jednak patrząc z drugiej strony… Cokolwiek nie wywołało takiego rozpadu umysłu na części i uformowania go na nowo w tej mrocznej odsłonie, musiało być naprawdę traumatyczne. Przez brak mocy nie byłam w stanie wyłapać żadnych uczuć, od których pewnie był tutaj wręcz przepych. A może tak było lepiej? Nie miałam pewności, czy zniosłabym dawkę emocji sześćdziesięciu czterech osobowości.

Pociąg zaczął zwalniać po raz któryś. Za każdym razem spinałam się w oczekiwaniu na Maszynistkę, która oznajmiłaby, że w końcu jestem wolna. Ani razu się to jednak nie stało. W głowie zaczynało kiełkować ziarno podejrzliwości. Czy Podziemie było aż tak pokręcone, że wydostanie się stąd zajmowało aż tyle czasu?

Niespodziewanie usłyszałam otwierające się drzwi w wagonie obok. Poderwałam się na równe nogi. Maszynistka zatrzymawszy pociąg, wyszła z kabiny i zagrodziła mi z groźnym wyrazem twarzy jedyną drogę ucieczki. Przejście między wagonami przesunęły się z impetem. Hammerhead weszła stanowczym krokiem razem z obstawą w postaci Afroamerykanki oraz ubranej na czarno dziewczyny ze srebrną linią przecinającą w poprzek usta. Na szarym końcu krucjaty dostrzegłam niezadowoloną Jane, której towarzyszyła kobieta o chłodnym wyrazie twarzy, odziana w dopasowaną garsonkę.

Otoczyły mnie ścisłym półokręgiem. Nie chciałam cofać się pod ścianę, bo oznaczałby to dla mnie definitywny koniec, ale brakowało mi pokładów pewności siebie, by niewzruszenie tkwić w miejscu.

– Miałaś mnie tylko wywieźć na powierzchnię – mruknęłam z wyrzutem do Maszynistki.

W odpowiedzi posłała mi środkowy palec. Przewróciłam oczami.

– Słuchajcie, ja naprawdę nie chcę sprawiać kłopotów. Dostałam się tu przez przypadek i jedyne, czego oczekuję, to że mnie stąd wypuścicie. Nie rozumiem, dlaczego tego nie zrobicie? – podjęłam opanowanym głosem.

– Nie możemy pozostawić tak sobie faktu wtargnięcia do Podziemia – odparła sykliwie dziewczyna ze srebrnym znakiem.

Musiałam cofnąć się pod ścianę. Z jej ust wypełzły ostre jak brzytwa słowa „wtargnięcia do Podziemia”, które przystawiły się do mojej szyi. Wręcz zaniemówiłam.

– A przede wszystkim, muszę ci oddać – warknęła Hammerhead i wskazała na drobne rozcięcie nad łukiem brwiowym. – Z nawiązką – dodała.

– Dobrze, Hammerhead, ale to później – wtrąciła się do rozmowy starsza kobieta. – Musimy wyjaśnić całe to zajście. Podziemie jest… - urwała. – Powinno być właściwie strzeżone, a jak widać, ty do niego wtargnęłaś. Wypuścimy cię, gdy uznamy to za stosowne – zapewniła obojętnym tonem. – Zabierzcie ją – poleciła.

Hammerhead pociągnęła mnie za pelerynę. O mały włos ominęłam błyszczącą krawędź „wtargnięcia”. Szarpnęłam się, ale była zbyt silna, w dodatku zabójcze słowa nieubłaganie podążały za moją szyją, jednak już pod postacią sztyletu, którym nawet nie wiem kiedy się stały.

Hammerhead wypchnęła mnie z pociągu. Spod nóg umknął mi schodek i poleciałam do przodu. Przetoczyłam się, amortyzując upadek, ale poczułam, jak prawa kostka wykręciła się na moment. Syknęłam. Złapałam za kończynę, a bojowa trójca zaśmiała się złośliwie. Posłałam wszystkim mordercze spojrzenie, ale Hammerhead tylko pociągnęła mnie za kaptur, stawiając na nogi.

– O, biedactwo – mruknęła teatralnie.

Kostka pulsowała, jednak większy ból odczuwałam w skroniach. Czy to było w ogóle możliwe? Ból głowy w czyjejś głowie? Absurd na absurdzie absurdem poganiał…

– Opieka medyczna nie jest tutaj najlepsza, ale myślę, że zawsze możemy ci amputować tę stopę, jeśli będzie bardzo boleć – powiedziała Hammerhead ze złośliwym uśmiechem i chwyciwszy sztylet spod mojej szyi, wykręciła nim kilka kółek w powietrzu.

Odsunęłam się od ostrza latającego niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Nie pomyślałabym, żebym mogła poczuć się jeszcze bardziej zagrożona, niż uciekając przed pociągiem, ale w tym momencie czara się przelała. Tama puściła, a moje przerażenie i zagubienie zalały umysł. Instynkt podpowiadał tylko jedno: przeżyć! Wydostać się stąd! Za wszelką cenę!

Poczułam ciepło na twarzy, nie pochodziło ono jednak z żadnego rozcięcia. Oznaczało to tylko jedno, a zdziwione, wlepione we mnie spojrzenia pozwoliły mi się upewnić, że do pary fioletowych oczu dołączyła druga, lśniąca żółcią.

Wszystkie osobowości zastygły. Hammerhead straciła na chwilę pewność siebie  i nawet cofnęła się o krok. Uśmiechnęłam się szyderczo. Miałam jeden cel – wydostać się. Większość hamulców puściała. Ciemna strona przejęła stery, a po niej można było spodziewać się wszystkiego.

– Radzę grzecznie odprowadzić mnie na powierzchnię, a nikomu nic się nie stanie – oznajmiłam głębokim, dochodzącym jakby z innego wymiaru głosem.

Jane spojrzała na mnie ze strachem. Hammerhead i dwie towarzyszki broni odzyskały rezon i wróciły do trybu obronnego.

– Posłuchajcie jej w końcu – stęknęła Jane. – Wypuśćmy ją i będzie po problemie – powiedziała stanowczo i posłała starszej kobiecie chłodne spojrzenie. - Mamy chronić Kay, a nie sprowadzać na nią zagrożenie.

Ostatnie słowa wydawały się być ostatecznym, najmocniejszym argumentem, który zadziałał niczym przełącznik. Wszystkie kobiety jakby zmalały i wycofały się mentalnie.

 Uśmiechnęłam się z wyższością.

– Jane, jako główna, wyprowadzisz mnie stąd – rozkazałam demonicznym głosem.

– Potrzebujemy Maszynistki – zaoponowała niepewnie, wskazując zastygłą w bezruchu „bliźniaczkę”.

Kiwnęłam głową na zgodę.

– Reszta, odejdźcie, póki macie szansę – oznajmiłam i posłałam im mordercze spojrzenie.

Posłusznie i bez zwłoki wycofały się, a gdy były już przy jednym z wielu przejść, praktycznie biegły. Prychnęłam pogardliwie.

 

 Siedziałam naprzeciwko Jane, która pomimo, że próbowała zachować pozory rozluźnionej i opanowanej pani domu, wcisnęła się w obdartą ławkę i praktycznie nie wykonywała żadnego ruchu. Całkiem mądrze z jej strony. Taktyka „nie ruszam się, więc nie mnie widzisz”. A kiedy doda się do tego milczenie i unikanie kontaktu wzrokowego, stawało się praktycznie niewidzialnym.

Prychnęłam na własne myśli. Jane zerknęła na mnie pytająco, z zaciekawieniem.

– Nie miałam pojęcia, że moja… mroczna strona będzie w stanie się tutaj ukazać – wyjaśniłam obojętnym tonem.

Zdążyłam już ochłonąć, aczkolwiek wciąż byłam zdziwiona, że mi się to udało. Nie miałam nawet ochoty analizować tych wszystkich absurdów, których doświadczyłam. Nie wiedziałam, czy mój, nie ważne – demoniczny czy ludzki - umysł był w stanie to pojąć.

– Idiotki – sarknęła niespodziewanie. – Nigdy mnie nie słuchają. Mogły cię od razu wypuścić, a nie odwalać zatrzymanie – wyjaśniła, gestykulując.

– Myślałam, że ty jesteś główną – odparłam z autentycznym zaciekawieniem.

– Jestem najczęściej na powierzchni, co nie znaczy, że mój głos jest najważniejszy – odrzekła niezadowolona.

Spojrzała ze złością na Maszynistkę siedzącą w kabinie. Miałam wrażenie, jakby na usta cisnęły jej się jakieś słowa, ale powstrzymała się przed ich wypowiedzeniem. Chyba nie czuła się dostatecznie komfortowo, by bardziej się otworzyć.

– Przepraszam, że tak wyszło – rzuciłam po chwili milczenia. – Odzyskiwanie wspomnień Steve’a chyba tak mnie wykończyło, że straciłam wszelką kontrolę – wyjaśniłam ze skruchą i wstydem.

– Zdarza się. – Wzruszyła ramionami i kiwnęła głową, przyjmując przeprosiny. – Flit pewnie już dawno was przeniosła i wróciła z powierzchni – oświadczyła.

– Ile czasu mogło minąć? – spytałam.

– Ciężko stwierdzić – odparła i ponownie wzruszyła ramionami. – Może być koło kilkunastu minut. Pewnie już tam jęczą nad naszymi nieprzytomnymi ciałami – rzuciła z krzywym uśmiechem i pochyliwszy się do przodu, podparła brodę na pięściach. – A mówiąc o mrocznej stronie, masz na myśli…?

­Uciekłam wzrokiem w bok. Ale ten pociąg się wlókł…

– Jak nie chcesz, to nie mów – dodała obojętnie i uniosła ręce w pokojowym geście.

Miałam wrażenie, że byłam jej dłużna wyjaśnienia.

– Demoniczna strona – odparłam krótko. ­– Jestem półdemonem, ale radzę siedzieć cicho, bo przyjdę po was wszystkie w tej postaci – dodałam z przekąsem.

– Co w Podziemiu, zostaje w Podziemiu – zapewniła i teatralnym gestem wskazała na otoczenie. Prychnęła. – Jakie to wszystko popierdolone…

– Ta – mruknęłam przeciągle. – Niestety muszę się z tobą zgodzić…

– Koniec tych plotek, jesteśmy przy powierzchni! – krzyknęła niespodziewanie Maszynistka.

Jane wstała, otrzepała bezceremonialnie pośladki i bez słowa wskazała na drzwi. Gdy tylko pociąg się zatrzymał, wyszłyśmy. Mogłabym przyrzec, że Maszynistka pokazała mi jeszcze na odchodnym środkowy palec. Pokręciłam głową z politowaniem.

– Goście przodem – rzuciła Jane, wskazując koniec tunelu, który tonął w przytłumionym świetle.

Zawahałam się na moment. Powietrze przede mną wydawało się gęstsze. W poświacie dostrzegałam wirujące pyłki i drobinki, które sprawiały wrażenie, jakby przestrzeń była jakaś cięższa, wręcz zawiesista. A może taka po prostu była rzeczywistość? Zabrudzona? Przytłaczająca?

Zrobiłam krok. Zewnętrzny świat pociągnął mnie ku sobie, a ja z chęcią mu się poddałam.

*****

 

 Potrafię tylko w jeden sposób podsumować to, co się właśnie stało: xDDDDDD

 Myślałam, że rozdział 12. wisiał na blogu od sierpnia, a 13. tak sobie kisnął w wersji roboczej, bo nowa współpraca z betą stała pod znakiem zapytania. Dzisiaj stwierdziłam, że nie ma co czekać, opublikuję ten 13. rozdział bez sprawdzania. Niech mi będzie. No to wchodzę na bloga, już wszystko ustawiam, sprawdzam, publikuję. Zadowolona, bo następna część jest już w trakcie pisania i zapowiada się naprawdę fajnie, a tu nagle orientuję się, że właśnie puściłam rozdział 13, a zaraz pod nim jest 11... Wielki mindfuck, co się stało, zaczynam grzebać, no i się okazuję, że jakoś mi umknęła publikacja tego rozdziału... Ups, zdarza się xDDDD

 W ramach rekompensaty, za tak długi czas oczekiwania, w tym tygodniu opublikuję ten nieszczęsny 13 rozdział, a tymczasem zostawiam Was z tym. Jak zawsze, wszelkie komentarze - czy pochwalne, czy wręcz przewinie -  mile widziane. 

 Nawet nie wiecie, jak jestem zaskoczona tym, co się stało... No cóż... Wybaczcie.

4 komentarze:

  1. A dosłownie dwa dni temu zastanawiałam się, gdzie się podziewasz przez tyle czasu xD. Robię śniadanie i kicam czytać!

    OdpowiedzUsuń
  2. "Jej, jako jedynej osoby z tego grona, nie kojarzyłam w cale." Wcale
    Ach, Jane *chef's kiss* jesteś wspaniała, nigdy się nie zmieniaj
    Jak na bycie rozkojarzoną Ravcia bardzo dobrze zapamiętała, ile osobowości ma Jane.
    Damn, muszę nadrobić ten serial.
    Powtarzanie po raz czwarty, że Jane ma 64 osobowości w przeciągu jednej sceny to już jest trochę za dużo xD.
    "Spojrzała groźnie na Jane, którą też zamurowało, a potem na mnie i sama także zamarła. Zmrużyła oczy i spojrzała na mnie spod byka. " Spojrzała się powtarza
    Kurczę, denerwuje mnie trochę nagromadzenie wielokropków w tym rozdziale.
    "Hammerhead zmierzała ku mi z groźnym i jednocześnie zadowolonym wyrazem twarzy." Ku mnie lub w moją stronę
    "– Posłuchajcie jej w końcu – stęknęła Jane. – Wypuśćmy ją w końcu i będzie po problemie" w końcu się powtarza
    Rozdział mi się podobał, było fajnie, było absurdalnie, okejka ode mnie. Nie mam tylko pojęcia, jak buszowanie w głowie Jane pomoże dalszej fabule.
    To, co mi najbardziej przeszkadza, to uczepienie się tej liczby osobowości. 64 padło w tym rozdziale równe pięć razy, to trochę za dużo - jako czytelnik załapałam już za drugim, że Jane ma chaos w głowie.
    Czekam na trzynastkę! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, ze nie było zbyt dużo głupotek i błędów. Ogólnie z jednej strony bardzo mi się podoba ten rozdział, a z drugiej mam gdzieś z tyłu głowy, że kurcze... No trochę ni przypiął, ni przyłatał, ale to nie tak, że kompletnie nie ma sensu. Kto wie, może przyda się to na przyszłość :D Plus uznaję to za takie zacieśnienie więzi między BB a Raven, żeby nie było tylko Raven, Robin, Raven Robin, o Beast Boy! xDDD
      Może faktycznie trochę zbyt mocno się uczepiłam tej Jane, ale miałam, i cały czas mam, na nią taką zajawkę, że już kilka razy zdążyłam wpaść na debilny pomysł pisania o niej xDDD
      No trzynastka będzie... pechowa? Nieee, ale zaskoczy. A przynajmniej mam taką nadzieję :)
      Doom Patrol polecam całym sercem. Absurdalnie jak jasna cholera, starałam się to chociaż częściowo oddać, ale na pewno nie porywałabym się na oddawanie w pełni, bo... No nie, to przekracza nawet moje granice, ale nie będę spoilerować. Obejrzyj!
      No i oczywiście mam nadzieję, że Ty również coś tam skrobiesz i wypuścisz to kiedyś na świat.
      Jakbym nie opublikowała w tym tygodniu tego rozdziału, bo mogę zapomnieć, jak to ja, to weź mnie kopnij w sobotę czy niedzielę, o ile też nie zapomnisz xD

      Usuń
    2. No wiesz, nikt nie broni ci rozpocząć jakiejś nowej, krótkiej historii o Jane... ;)
      Nie ma problemu, kopajki zawsze chętnie rozdaję xD

      Usuń