czwartek, 26 kwietnia 2018

18. MAGICZNA SZTUCZKA? SPRAWIĘ, ŻE TEN KUBEK ZNIKNIE

Robin wyszedł z salonu tak zirytowany, że gdyby tylko mógł, to trzasnąłby za sobą drzwiami. Udałam się za nim, lecz gdy znalazłam się na korytarzu, jego już nie było. Kierując się szóstym zmysłem, obrałam kurs na salę treningową. Już kilka razy widziałam jak w samotności, nie rzadko po nocach, spędza czas na obijaniu kolejnych worków i wylewaniu z siebie siódmych potów podczas morderczych ćwiczeń.
Bez błądzenia dotarłam na odpowiednie piętro i stanęłam w drzwiach, by rozejrzeć się po ogromnej sali. Połowa z nowoczesną technologią symulacyjną była pogrążona w mroku. Tylko po mojej lewej mnóstwo lamp rzucało mdłe światło na maszyny. W pierwszej chwili nie mogłam dostrzec Robina, który przyczaił się za stojakami z obciążeniami i uderzał z wręcz nabożnym* skupieniem. Skierowałam się ku niemu, pozwalający by drzwi cicho się za mną zasunęły.
Wydawało się, że chłopak całkowicie pogrążył się w myślach, tylko podświadomie wykonując potężne ciosy. Przystanęłam wręcz bezwiednie i uważnie przyjrzałam się jego nagiemu, muskularnemu torsowi. Gładka skóra opinała się lekko na tańczących rytmicznie mięśniach. Plecy pokryte były licznymi, różowawymi bliznami. Hebanowe włosy, które widocznie nie dostały stosownej dawki żelu oklapły smętnie i podskakiwały z każdym ruchem nastolatka. Chociaż to miano kompletnie nie pasowało do tak wyrzeźbionego w tym wieku ciała.
Chłopak nagle zaprzestał czynności i odwrócił się. Pomimo, że chyba się nikogo nie spodziewał, dalej miał na sobie maskę. Przełknęłam ślinę, odganiając od siebie dziwne myśli i starając się nie patrzeć na jego jeszcze bardziej umięśnioną klatkę piersiową postąpiłam kilka kroków ku niemu. Otwarłam usta, by coś powiedzieć i zaraz je zamknęłam - jak ryba wyjęta z wody. Robin uniósł brew. Ten gest wydał mi się trochę prześmiewczy i ironiczny. A może to już moje urojenia.
- Raven, jeśli przyszłaś tu by... - Jego wypowiedź przerwał blask czerwonego światła.
Przewróciłam oczami. Ten alarm ma wyjątkowo dobre wyczucie czasu... Chłopak rzucił się po czerwoną bluzkę niedbale ciśniętą na maszynę i założył ją w biegu wychodząc z sali. Poleciałam za nim.
Do salonu wpadłam zaraz za liderem. Widok Bestii i Gwiazdki przy komputerze trochę mnie zdziwił, gdyż zazwyczaj dołączali jako ostatni.
- Generał dzwoni - rzucił Bestia i jednym kliknięciem otworzył ekran z połączeniem.
Na środkowej części oszklonej ściany pojawiła się kanciasta, porośnięta kilkudniowym zarostem twarz dowódcy tej pechowej akcji. Zasalutował i zmierzył nas surowym wzrokiem. Robin odpowiedział tym samym, wysuwając się na przód.
- Czemu zawdzięczam tę rozmowę, generale? - W głosie chłopaka pobrzmiewał wciąż gniew, który starał się ukryć.
- Moi technicy wyciągnęli nagrania z kamer. Może nie jest tego wiele, ale powinno się przydać. Chłopcy już wam to przesyłają - oznajmił, gdy odwrócił się na chwilę od kamery.
- Dziękujemy - rzucił sucho i nie zwracając uwagi na brak szacunku jaki okazał generałowi, niecierpliwie przerwał połączenie. Robin pośpiesznie zasiadł do komputera i wbił coś na klawiaturze. Na ekranie pojawiło się 6 nagrań w wysokiej rozdzielczości. Dwie kamery z magazynu, dwie z laboratoriów i pozostałe z korytarzy. Chłopak przyśpieszył tempo kilkukrotnie tak, że już po chwili na obrazach pojawiły się skutki wybuchów. Zatrzymał, spowolnił i cofnął. W magazynie i pracowniach bomby wybuchły w centrum, powodując ogromne i równomierne zniszczenia. Korytarze zaś, zawaliły się do wewnątrz. Włamywacz wiedział co robił.
- Muszę to teraz obejrzeć i przepuścić przez kilka algorytmów - stwierdził, przewijając wstecz. - To może zająć kilka godzin - dodał, gdy nie zareagowaliśmy.
- Gdybyś czegoś potrzebował, to krzycz - rzucił Bestia, ziewając szeroko.
Gwiazdka wyszła powoli bez słowa, najwyraźniej nie wiedząc jak mogłaby pomóc. A ja zostałam, tępo wpatrując się w szerokie plecy chłopaka. Nie wiedziałam czy zostać, czy może zostawić go w samotności. Odwróciłam się na pięcie, szeleszcząc peleryną.
- Jeśli chcesz, to możesz zostać - powiedział.
- Taki mam zamiar. Idę sobie zrobić herbatę.
Kiwnął głową, nie odrywając wzroku od monitora.
- Jeśli byś mogła, to zrób mi kawę! - rzucił po chwili. Pokręciłam głową, ale nie śmiałam mu się sprzeciwić.
Mimo iż Cyborg, jak większość istot był mi obojętny, to rozumiałam gniew i rozczarowanie Robina na samego siebie. Został liderem i nie dopilnował by drużyna wróciła bezpiecznie z misji. Nic tylko czekać aż Batman się odezwie, by wygłosić wykład o odpowiedzialnym rządzeniu grupą.
Zalałam listki herbaty i w oczekiwaniu nastawiłam ekspres do kawy. Wybrałam jakąś mocniejszą, przypominając sobie jak robił to Robin. Już po chwili z kubka uniósł się intensywny zapach, który sam w sobie zadziałał na mnie pobudzająco. Chwyciłam oba naczynia i podsunęłam liderowi ten ze znaczkiem Supermana.
- Dzięki - mruknął i od razu sięgnął po kubek, po czym pociągnął dużego łyka. Nie pomyślał jednak o tym, że płyn wciąż jest gorący.
Zaczerpnął gwałtownie powietrza i począł kaszleć. Starał się przerwać krztuszenie przez nabranie głębokiego oddechu, ale ból w gardle nie dawał za wygraną. Po chwili jakby już wrócił do siebie i ze łzami wyciekającymi spod maski wychrypiał:
- Panuję nad sytuacją.
Parsknęłam krótko i zawisłam obok niego w powietrzu, dmuchając na bursztynowy, parujący płyn. Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, unosząc brew.
Wzruszyłam ramionami.
- Nawet ja nie jestem bezuczuciowym robotem - rzekłam i nabrałam herbaty w usta.
- Właściwie... czasami mnie to zastanawiało - uciął, jakby niepewny, czy warto podjąć ten temat. - Twoje opanowanie jest wręcz zadziwiające. - To stwierdzenie miało być chyba pytaniem, którego nie umiał sformułować.
- Tego wymagają moje moce - pociągnęłam rozmowę, która z racji naszych charakterów mogła szybko się skończyć. - Im bardziej uzewnętrzniałabym swoje emocje, tym w bardziej nieprzewidywalny sposób moja moc wychodziłaby spod mojej kontroli.
Kiwnął głową. Ekran rzucał kolorowe światło na ściągniętą w skupieniu twarz Richarda. Przygryzł dolną wargę i nagle odwrócił się czujnie przez ramię, jakby coś usłyszał. Spojrzał przelotnie na mnie, szukając potwierdzenia, że to tylko jego nerwica.
Dokończyłam herbatę i z nudów zaczęłam bawić się energią. Czarna, delikatna mgiełka ślizgała się po moich bladych rękach. Uformowałam ją w kulkę między dłońmi i pozwoliłam, by otoczyła pusty kubek. Po chwili poczułam mrowienie i ledwo wyczuwalny ruch powietrza wokół dłoni. Naczynie przestało mi ciążyć. Zniknęło. Teleportowałam je do zlewu. A matka zawsze mi powtarzała, że się strasznie rozleniwię przez te moce. Chociaż raz miała w czymś rację.
Robin niespodziewanie sapnął i przejechał biurowym krzesłem do komputera po prawej. Wstukał coś i westchnął.
- Dealerzy Urtigo nie próżnują - mruknął i zmrużył oczy. Słońce schowało się już za horyzontem i blask ekranu niemiłosiernie wypalał gałki oczne. - Skrzyżowanie Mission Street z Howard St. Weź Bestię - powiedział i powrócił do poprzedniego stanowiska.
Uniosłam brew, jakbym samym spojrzeniem chciała mu przekazać "Jesteś pewien, że zostawienie mnie sam na sam z Bestią nie skończy się czyjąś śmiercią... I ty dobrze wiesz czyją". On jednak nawet się nie odwrócił, jakbym już wyszła. Westchnęłam, ale bez słowa poszłam po Bestię. Teraz mieć tylko nadzieję, że nie śpi, nie czyta swoich durnych mang lub nie pochłania kolejnej pizzy, bo mogłabym mieć problem z ugodowym zaciągnięciem go na misję.

Na moje szczęście Bestia, gdy weszłam bezceremonialnie do jego pokoju, akurat klęczał i przekopywał stertę zmiętych ubrań. Uniósł głowę i pokrył się lekkim rumieńcem, który nadał jego zielonej skórze dziwny odcień. Szybko wstał z brudnej podłogi, rzucił poplamioną bluzę w kąt i uśmiechnął się głupio.
- Raaven... co cię sprowadza? - spytał, nie przestając się szczerzyć i zezując gdzieś w bok.
Uniosłam kpiąco brew i odsłaniając groźnie zęby powiedziałam:
- Robin przydzielił cię ze mną do dealerki w porcie.
Przez jego twarz przebiegł jakiś cień. Rozejrzał się szybko po prywatnym burdelu i zatrzymał się na drzwiach.
- Możesz już lecieć. Zaraz do ciebie dołączę.
- Doprawdy? - zakpiłam, widząc jego dziwne zakłopotanie. - Nawet nie wiesz dokąd mamy lecieć.
- Tylko znajdę pas i przyjdę na dach - odrzekł szybko, z pewną nutką nerwowości.
Uniosłam ręce w geście poddania i wyszłam z pokoju, zadowolona, że opuszczam ten zaduch.
Powoli wgramoliłam się na dach i cierpliwie poczekałam na Bestię, który zjawił się zadziwiająco szybko jak na niego.
Przemieniłam się w kruka i nie czekając na chłopaka poleciałam w sprawdzoną przeze mnie wcześniej lokację. Zza pleców doszło mnie smętne i przeciągłe "kra" Bestii.
Ćwok myślał, że mnie okłamie. Nawet bez specjalnych poszukiwań widziałam jego pas, zwisający z niedomkniętej szafy. Coś ukrywał. Pytanie tylko, czy jest to coś ważnego. Może chodzi o zaginięcie skradzionego przez Zielonka gadżetu lidera. Byłoby to całkiem prawdopodobne.
Minęliśmy pustoszejące ulice. Ludzie wracali z pracy, zahaczając po drodze o liczne cukiernie i małe sklepiki z prasą. Jasna strona miasta zapadała powoli w sen. Wraz z nocą na jej miejsce budziła się do życia mroczna część społeczeństwa odpowiedzialna za napady, gwałty i handel narkotykami. Jedni przez nich cierpieli, tracili majątki, a nawet życie. Z drugiej strony, to dzięki tym nieresocjalizacyjnym jednostkom policja miała ręce pełne roboty. Superbohaterowie również.
Zniżyłam pułap i rozejrzałam się uważnie po ciemnych zaułkach. Przemieniałam się z powrotem w człowieka i niczym ninja wylądowałam na jednym z wielu kontenerów. Bestia dołączył do mnie w równie dyskretny sposób, ale pod postacią nietoperza.
Oboje wychyliliśmy się zza krawędzi. Koło 5 metrów niżej grupka nastolatków kupowała Urtigo. Dealer otworzył sporą teczkę. Połowa jej zawartości zaświeciła czerwonym blaskiem, rzucającym groteskowe cienie na zebranych.
Właściwie Robin nie powiedział mi co konkretnie mamy zrobić. Pięciu wątłych nastolatków i jeden facet. Żaden problem.
Strzeliłam palcami, by zwrócić na siebie uwagę Bestii. Wskazałam palcem w dół poza krawędzią kontenera. Chłopak uniósł brwi, na co nie zareagowałam i zeskoczyłam. Brak jakichkolwiek świateł dał mi zapasową sekundę, zanim grupa rozpierzchła się ze strachem. Wymierzyłam niecelny cios w grubego okularnika. Licząc, że Bestia zajmie się dzieciakami, rzuciłam się z materialnymi pazurami na dealera. Trzasnęłam nim o pofalowaną ścianę kontenera. Wypuścił z jękiem powietrze z płuc i usunął się na ziemię.
- Skąd bierzesz narkotyki? - syknęłam, chwytając go za przód luźnej koszulki.
Całkowicie blady spojrzał na mnie ze strachem w oczach i spróbował się wyszarpnąć. Popchnęłam go ponownie na kontener. Chyba nie doceniłam swojej siły, bo mężczyzna, gdy uderzył potylicą w ścianę, osunął się bezwładnie na bok. Korzystając z ostatniej możliwości, wtargnęłam mu do głowy.
Otoczyła mnie mroczna, niekończąca się niczym kosmos przestrzeń. W zasięgu mojego wzroku unosiły się liczne, blade, uformowane jakby z mgły kule.
Korzystając z siły własnego umysłu, rozkazałam wspomnieniom posegregować się. Przywołałam do siebie te z kilku ostatnich dni. Obłoczki otoczyły mnie, jednak wszystkie utraciły swój zwyczajny blask. Dotknęłam pierwszą lepszą, ale tak jak się spodziewałam, obraz był niewyraźny i dziurawy jak sito.
Zrezygnowana wyszłam z jego głowy i rozejrzałam się za Bestią. Chłopak stał obok, wpatrując się we mnie nieobecnym wzrokiem.
- Złapałeś ich? - sarknęłam, niezadowolona z obrotu misji.
- No... - Zmieszał się i zaczął wykręcać palce.
Odchyliłam głowę do tyłu i westchnęłam.
- Wielka Azar... daj mi siłę... - Nabrałam głęboki oddech. - Wracamy - zarządziłam.
- A co robimy z nim? - Bestia wskazał na nieprzytomnego mężczyznę.
- Oddam go policji.
Garfield kiwnął głową i jako nieznany przeze mnie ptak wzbił się w powietrze.
Ja z kolei, otwarłam portal do głównej komendy policji i bezceremonialnie wepchnęłam w niego mężczyznę, uprzednio umieszczając mocą na jego bluzce komunikat dla funkcjonariuszy "Dealer Urtigo"

W pełni opanowana wróciłam do wieży i od razu zostałam skierowana do salonu. Bardziej przeważała we mnie sama ciekawość, niżeli strach przed zdenerwowanym liderem, więc bez żadnych obaw przekroczyłam próg naszego centrum dowodzenia. Już od drzwi doszedł mnie porządny ochrzan skierowany na Bestię. Robin gestykulował żywo, lecz przestał, gdy zobaczył mnie.
- Tak to jest, jak się samemu czegoś nie zrobi - sarknął groźnie. - Dowiedziałaś się chociaż, od kogo bierze towar?
- Nie, ale wydaje mi się, że tym pachołkom piorą mózgi, albo co najmniej podają coś, co powoduje utratę pamięci - wyjaśniłam.
Skumulowany po całym dniu gniew Robina wręcz się z niego wylewał. Czuł się bezradny. Po chwili ciszy uderzył nagle pięścią w blat. Wraz z Bestią drgnęliśmy.
- Na kamerach nic nie ma - zaczął się żalić, patrząc w ekran. - Widać jak Cyborg wchodzi do laboratorium, a gdy wszytko się wali, to znika z kadru. Jednak w przeciwieństwie do żołnierzy, nie wychodzi. Przecież nie mógł zapaść się pod ziemię! - krzyknął.
Nagle wyprostował się, jakby został oświecony.
- Może to nie takie głupie - rzekł i siadł ponownie przed komputerem. Pochylił się nad klawiaturą i przygryzł wargę.
Spojrzałam niepewnie na Bestię, który ze spuszczoną głową obserwował nerwowe postępowania lidera.
- Możecie już iść - powiedział, wprawiając mnie w konsternację.
Bestia pośpiesznie opuścił salon. Ja stałam jeszcze przez chwilę, zastanawiając się, czy nie zaproponować Richardowi naparu na ukojenie nerwów. Zrezygnowałam, gdy zobaczyłam jak chłopak całkowicie skupił się na komputerze. Nie chciałabym być w skórze jutrzejszego obiektu  gniewu lidera. Zwłaszcza po nieprzespanej nocy. Kompletnie padnięta wyszłam z salonu.


------------
Z góry przepraszam, jeśli mój styl pisania przypomina jakiś takich trochę dawny, jak u Sienkiewicza lub coś w ten design. Naczytałam się pierniczonego Quo Vadis i sposób pisania chyba trochę wbił mi się pod kopułę. Wybaczcie. 
* Czujecie to? To wszystko wina Sienkiewicza. Po prostu nie umiem tu znaleźć jakiegoś innego słowa, które by mi pasowało...
Poza tym, nie wiem jak was, ale mnie już pisanie tego czegoś nudzi. To zastanawiam się jak wy musicie umierać przy czytaniu tego. Każdą trudniejszą rozmowę przerywa alarm. Zgaduj zgadula dlaczego tak się dzieje....
W nagrodę za trochę spóźnioną publikację macie te niecałe 2102 słowa.
Tak btw... kto zgadnie lub wie, do czego odnosi się tytuł? 

11 komentarzy:

  1. Wyczuwam porno z Graysonem. Jestem za \o/.
    "kilka godzin wstecz. - To może zająć kilka godzin" powtórzenie
    "Nabrał gwałtownie powietrza i począł kaszleć. Starał się przerwać krztuszenie przez nabranie głębokiego oddechu" nabieranie się powtarza
    Swoją drogą, można prosić o justowanie tekstu? Czasem przez szerokość bloga dziwnie układa się to wszystko, że przy zdaniu "- To stwierdzenie miało być chyba pytaniem, którego nie umiał sformułować." musiałam chwilę się zastanowić, kto to mówi i dlaczego akurat narrator xD.
    "nieresocjalizacyjnym jednostkom policja miała ręce pełne roboty. Superbohaterowie również." to nieresocjalizacyjnym mi nie pasuje, chyba źle odmienione, ale zamorduj mnie, bo nie mam w tym momencie pojęcia, jak powinno brzmieć to poprawnie xD
    "sarknęła," sarknęłam
    Tak się zastanawiam, czy wtargnięcie do czyjejś głowy bez pozwolenia lub ew. nakazu kogoś z góry jest etyczne. No bo w serialu Rae nigdy nie robiła tego bez czyjegoś pozwolenia.
    "uprzednio wyrywając na jego bluzce" w sensie że dziergała ten napis paznokciami? Dziwnie to brzmi.
    Czemu wszyscy tak pomiatają biednym Bestią :c? Nie wolno, trzeba go przytulić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehhh. Nie wiem czy wyslalo mi poprzednj komentarz...
      Porno z Graysonem? Nieee. Zaczelam was nakrecac, a tak naprawde to nawet pomyslu na druga polowke raven nie mam.
      Lece juz popoprawiac te bledy. Postaram sie tez to wyjustowac.
      Raven nie jest do konca dobra postacia. Demon to jednak demon i to chcialam ukazac. Metody raven nie zawsze sa legalne i przyjazne. Chce zeby Raven byla taka glebsza postacia i bardziej zlozona.
      Chodzi o to, ze wyryła mocą, ale za cholere nie umialam tego odmienic.
      Nie wiem czemu tak nim pomiatam... moj sadyzm sie odzywa

      Usuń
    2. Ale... ale porno z Graysonem :c łamiesz mi serduszko.
      Rozumiem demona, ale jakby nie patrzeć Rae zawsze była przeciwna uleganiu tej "złej" stronie siebie, a że czasem Trysiu przejmował kontrolę to inna para kaloszy. Poza tym podejrzewam, że Robin porządnie by ją opierdzielił za coś takiego, a to on zazwyczaj był pierwszy do łamania prawa, by osiągnąć swoje cele (Red X chociażby).

      Usuń
    3. Mi do gusty przypadła taka właśnie wersja Raven - nie do końca święta, mająca swoją naprawdę mroczną stronę. I o ile jest przeciwko czynieniu zła jak jej ojciec, tak czasami potrafi nie mieć litości. Zwłaszcza względem złych ludzi.
      A moty Robina łamiącego prawo jeszcze gdzieś na pewno się pojawi.
      Jak chaotycznie ja to piszę... Nie przepadam za takimi dziecinnymi wersjami postaci, dobrym do szpiku kości. Uwielbiam takie wielowymiarowe postaci, jak właśnie Raven czy Robin. Superman, który robi zawsze wszystko tak cudownie jest dla mnie po prostu nudny. Batman zaś posuwa się do przemocy i tortu, co mi się podoba.
      Spójrzmy prawdzie w oczy - Raven stara się być dobra i nie chce sie upodobnić do ojca, ale przecież nie wszystko musi zawsze wychodzić czyż nie? Nic nie zmieni jej pochodzenia i tego, jaka krew w niej płynie.

      Usuń
    4. Ale jak to nie będzie porno z Graysonem...?

      Usuń
    5. ^ no właśnie! Jak można tak narobić wszystkim nadziei? D:
      Wiem, że "Batman zaś posuwa się do przemocy i tortu" to literówka, ale to brzmi tak cudownie ;_;. Nie mówię tu o cukierkowatości i ugrzecznieniu jak w kreskówkach dla dzieci, no i jej pochodzenie robi swoje, ale mimo wszystko coś mi w tej scenie po prostu zgrzytnęło. Rozumiem utratę kontroli czy coś, ale wdarcie się kolesiowi do głowy było w pełni świadome i zrobione z premedytacją.

      Usuń
    6. Właśnie widzę, jak mi końcówki wyrazów poucinało...
      I takie miało być. Mam juz plany, żeby zrobić kiedyś z tego aferę, gdy Robin się dowie, iż Raven potrafi tak bezceremonialnie wchodzić do głowy.
      Zauważ też, że jeszcze żadnemu tytanowi prania mózgu nie zrobiła.
      Mogę ci tylko zagwarantować, że między Raven a Robinem wyjdzie z tego konflikt.

      Usuń
    7. Yay! Nie ma to jak kłótnia małżeń- znaczy się, o nie :o

      Usuń
    8. Aris, pomożesz? Można zauważyć, że rozdział 18 jest juz wyjustowany, ale chociażby to zdanie, nad którym się zastanawiałaś, wciąż jest takie nieczytelne. Tylko większa przerwa między literą a myślnikiem się zrobiła. To samo mam z piszącym się rozdziałem 19.

      jak zwykle zamiast w odpowiedzi, wywaliło mi to do komentarza...

      Susan, nie podpuszczaj mnie. Bo jeszcze zabije wam takiego ćwieka, że się nie pozbieracie. Może uśmiercę Dicka?

      Usuń
    9. O matko, dobrze że zajrzałam, bo bym dalej żyła w nieświadomości. Na przyszłość jeśli potrzebujesz pomocy to pisz na google hangouts albo cuś, bo blogger nie przysyła mi powiadomień o komentarzach na innych blogach.
      Justowanie tak działa, że czasem robi duże przerwy między myślnikami a słowami. Nie bardzo wiem, co bm tu mogła pomóc.

      Usuń
  2. Aris, pomożesz? Można zauważyć, że rozdział 18 jest juz wyjustowany, ale chociażby to zdanie, nad którym się zastanawiałaś, wciąż jest takie nieczytelne. Tylko większa przerwa między literą a myślnikiem się zrobiła. To samo mam z piszącym się rozdziałem 19.

    OdpowiedzUsuń