niedziela, 1 kwietnia 2018

*17. STRATA

Robin kręcił się niespokojnie po podeście, popijając niewiarygodnie mocną kawę. Gwiazdka usilnie starała się do niego dotrzeć, ale ten widocznie odciął się od świata i pogrążył w tworzeniu czarnych scenariuszy. W końcu zrezygnowała i podeszła do zajadającego stres Bestii (mam nadzieję, że rozumiecie to zdanie). Chłopak zwiesił spiczaste uszy i zabrał się za drugie litrowe opakowanie lodów karmelowych. Gdy i ten nie reagował na próby pocieszenia ze strony Gwiazdki, kosmitka udała się w moją stronę, lecz kiedy podchwyciła moje niechętne spojrzenie zawróciła.
Od dwóch godzin siedzimy w salonie jak na szpilkach czekając na wieści od generała Drake'a. Naszej czwórce udało się bez problemu uciec. Gwiazdka wyniosła nawet dwóch żołnierzy z zawalonego laboratorium. Tylko Cyborg, który poszedł na niższe piętra nie wrócił.
Moja podświadomość podsuwała mi najczarniejsze ze scenariuszy jakie mogły się wydarzyć. W tej kwestii ścigałam się z Robinem, od którego aż biły smutek i irytacja. Działamy raptem kilka miesięcy, a już straciliśmy jednego członka drużyny. Wróć! Nikogo jeszcze nie straciliśmy. Victor zaginął, a ratownicy go odnajdą... Optymizm przychodził mi z naprawdę ogromnym trudem. Westchnęłam i oparłam głowę o ścianę. Zamknęłam oczy. Coś trzasnęło. Drgnęłam nerwowo, tak jak i reszta. Za szybą mignęła mi sylwetka ptaka, który najprawdopodobniej nie zauważył wieży i w nią wleciał. Mając dość czekania w tak napiętej i przepełnionej smutkiem atmosferze poszłam na dach.
Wiatr targał peleryną, sprawiając złudzenie, jakbym naprawdę była ogromnym krukiem. Silne, zimne podmuchy chciały zerwać mi kaptur z głowy, by ukazać światu moje prawdziwe oblicze. Wzdrygnęłam się. Może z zimna, a może na samą myśl o mojej demonicznej postaci. Potrząsnęłam głową, by wyrzucić te nieprzyjemne myśli z głowy. Zawisłam nad krawędzią dachu i oddałam się głębokiej medytacji.

Wewnątrz mnie pulsowało dziwne przeczucie. Jakby Cyborg już nie żył. Raz stawało się silniejsze, a potem opadało, ukrywało się gdzieś w zakątkach umysłu, wyparte przez złudną nadzieję, że przecież nie mógł umrzeć. Nabrałam głęboki wdech, przestając myśleć. Zablokowałam wszelkie drogi do świadomości, którymi mogłyby dostać się nowe obrazy i słowa. Nad podświadomością nie miałam jednak kontroli. Czułam jak kłębią się tam czarne scenariusze. Skupiłam całą swoją uwagę na mantrze. Spokój... Cisza... Samotność. No jednak nie za bardzo. Za plecami usłyszałam kroki.
Westchnęłam i obróciłam się do Robina.
- Generał dzwonił - podjął zdławionym głosem, po którym sama wywnioskowałam jakie wieści przyniósł. Nabrałam głębokiego wdechu. - Znaleźli go... powiedział, że osłonił własnym ciałem jakiegoś żołnierza - powiedział, błądząc wzrokiem.
Zabrakło mi słów. Nie wiedziałam jak mam zareagować. Chciałam jakoś pocieszyć Richarda, ale przez narastającą gulę w gardle słowa nie mogły się wydostać. Spuściłam wzrok i czekałam. Sama nie wiedziałam na co. Robin przeczesał w końcu włosy, obrócił się na pięcie o ruszył ku schodom. Ręką mi drgnęła, jakby poza moją kontrolą chciała wyciągnąć się w stronę lidera. Zacisnęłam pięści. Obiecałam sobie kiedyś, że nie przywiążę się do nikogo. Zwłaszcza do ziemianina. Pomimo, że tego do siebie nie dopuszczałam, Cyborg był moim przyjacielem. A teraz odszedł. Nie żyje. Śmierć dosięga każdego. Tylko ja jestem takim wyjątkiem. Życie wieczne dla kogoś, kto go nie doświadczył, będzie marzeniem, darem. Nikt jednak nie dostrzega, że wszyscy wokół ciebie będą odchodzić, a ty będziesz musiał na to patrzeć. Wszystko ma swoją złą i dobrą stronę.
Starłam z policzka samotną łzę.

--------------------------- 
Napisane wczoraj, opublikowane dzisiaj. Jakoś tak mnie natchnęło, chyba z okazji świąt. A może dlatego, że mam grypę? Kij wie. Whatever. Mam nadzieję, że zaskoczyłam was tym rozdziałem. Osobiście nie przepadam za Cyborgiem, a że napatoczyła się taka okazja, to ukatrupiłam go już teraz. Spodziewajcie się nowego członka drużyny! 
I wszystkiego najlepszego z okazji świąt.

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że to z Cyborgiem to słaby żart na prima aprilis :/ Nie możesz go zabić! Zakazuję ci! Zmartwychwstań go!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że to żart. Nie jestem aż taką sadystką, by zabić kogoś po raptem 17 rozdziałach.
      Po prostu jakoś tak moje złośliwe poczucie humoru się odezwało i nakazało coś takiego napisać, a że byłam i nadal jestem chora, nie miałam sił się przeciwstawić.

      Usuń