wtorek, 27 lipca 2021

23. NOBODY EXPECTED THE MARKOVIAN INQUISITION

 Moje myśli krążyły nieustannie wokół niepokojących wizji i nieustępujących ani na chwilę obaw dotyczących wznowienia kultu Trygona. Sama już nie wiedziałam, co uznawać za prawdę, co tylko za domysły, a co było zupełną bzdurą, którą na siłę chciałam uznać za realną. 

Nie tylko ja kręciłam się w kółko bez celu. Robin i Cyborg starali się popychać sprawy do przodu, ale wszystko i wszyscy jakby zmówili się, by zamilknąć. Razem z Beast Boy’em i Star urządzaliśmy na polecenie Dicka zloty przeglądania aktualnych spraw, próbując znaleźć cokolwiek nowego w kwestii zaginięć kobiet. Sam zaś wręcz obsesyjnie próbował rozpracowywać Slade’a Wilsona. 

Victor spędzał jeszcze więcej czasu w garażu, skupiając się jednak na tworzeniu urządzenia do wywoływania wstrząsów sejsmicznych, niżeli zajmując się swoim ukochanym autem. A to wszystko przeplatane patrolami, ciężkimi treningami i grzebaniem w papierach. 

Miałam wrażenie, że atmosfera zgęstniała i stała się wręcz dusząca w przeciągu kilku ostatnich dni. Wyraźne niezadowolenie Robina i Cyborga udzielało się pozostałym. Przygnębiona Starfire plątała się po wieży od pokoju do pokoju, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nawet Beast Boy zaprzestał męczenia mnie słabymi żartami i grał samotnie na konsoli.

Wróciłam właśnie z księgarni. W zasadzie nie byłam pewna, po co konkretnie tam poszłam. Jakaś naiwna cząstka mnie chyba sądziła, że w magiczny sposób księgi znowu się tam pojawią, a ja będę mogła dokładnie im się przyjrzeć. 

Zamiast tego zastałam jednak inną niespodziankę. To nie starszy mężczyzna przywitał mnie z ogromnym entuzjazmem i szeroko rozłożonymi rękoma, a młoda dziewczyna, wyglądająca na nieco spłoszoną. I choć mogło to być przecież zupełnie normalne, że napotkałam innego pracownika księgarni, to instynkt pchnął mnie, by zadać pytanie, kiedy mogłabym porozmawiać z drugim sprzedawcą. Kobieta wyraźnie nie wiedziała, jak odpowiedzieć. Plątała się przez chwilę, tylko upewniając mnie w przekonaniu, że coś nie gra. Ostatecznie pożegnała mnie twierdząc, że mężczyzna wziął tymczasowo urlop i ona go zastępuje. 

Siadłam na końcu kanapy, odtwarzając raz po raz widok jej twarzy i niepohamowanych emocji, które wylewały się z niej strumieniami. Niepokój. Strach przed czymś mi nieznanym. 

Próbowałam czytać książkę, ale moje myśli cały czas odpływały w przeciwnym kierunku. Trygon… Cząstka wewnątrz mnie, która wciąż buzowała wzburzona od jego energii. Jak mogłam walczyć przeciwko czemuś, co wzbudzało we mnie wszechogarniający strach?

Garfield obejrzał się przez ramię, gdy drzwi do salonu rozsunęły się. Robin przepuścił Star i skierowali się do kuchni, rozmawiając cicho między sobą. Zbliżała się pora obiadu, a z tego co kojarzyłam, dzisiaj obowiązek gotowania przypadał Kori. Domyślałam się, że wszyscy odetchnęli z ulgą na myśl, że Robin patrzył jej na ręce. W przeciwnym razie mogłoby skończyć się na potajemnym zamawianiu pizzy.

Jako ostatni przyszedł do salonu Victor. Rzucił pod nosem powitanie i usiadł obok Beast Boy’a, by dołączyć do gry, chociaż nie było widać po nim zwyczajowego entuzjazmu. Przyjął pada od przyjaciela, ale szybko przegrał pierwszy pojedynek, krążąc myślami zupełnie gdzieś indziej. 

– Ej! – krzyknął niespodziewanie Garfield, obracając się w stronę kuchni. – A może wyskoczymy na miasto? Zjemy pizzę, pójdziemy na plażę – zaoferował z ożywieniem.

Wymieniliśmy pytające spojrzenia. Wzruszyłam ramionami podobnie jak Cyborg. Starfire znieruchomiała z patelnią w ręku, patrząc na Robina. 

– No, nie każcie się prosić! Dawno nigdzie nie wychodziliśmy – jęczał błagalnym głosem Beast Boy.

– Możemy iść – zgodził się bez entuzjazmu Robin.

Garfield wystrzelił z kanapy, wyrzucając ręce do góry w triumfalnym geście. Wepchnął pada w wolną rękę Cyborga i wybiegł z salonu, najprawdopodobniej zmierzając już ku hangarowi.

Kori przesunęła po nas skonsternowanym, pytającym wzrokiem. Robin wyciągnął tylko teatralnie rękę w stronę drzwi, na co bez słowa zareagowaliśmy.

 

 Obróciłam się z powrotem do stolika. Zewsząd bombardowały mnie palące spojrzenia, jedne pełne podziwu, drugie pogardy. Niechęć mieszała się z zachwytem nad naszą bliską obecnością. Zmęczenie i brak snu powodowały, że nie mogłam odciąć się od wszystkich bodźców. Czułam narastający, wyłaniający się z cienia gniew.

– Raven? 

Powróciłam na ziemię. Zamrugałam szybko, patrząc po Tytanach. Nie miałam pojęcia, kto się do mnie zwrócił.

– Jakieś życzenia co do pizzy? – spytał uprzejmie Cyborg, przyglądając mi się uważnie.

– Cokolwiek, byle bez mięsa – odparłam obojętnie.

– Widzicie? Nawet Raven nie jest na tyle okrutna, by zjadać niewinne stworzenia – rzucił półżartem Beast Boy, posyłając mi szeroki uśmiech.

Przewróciłam oczami i znudzona oparłam brodę na pięści.

– Na Azarath nie zabijamy zwierząt – oznajmiłam, sama nie wiedząc do końca dlaczego.

– Nigdy nie mówiłaś o swojej rodzimej planecie – podjęła Kori z zaciekawieniem w oczach. Oparła łokcie na blacie, ujęła swoją twarz w dłonie i pochyliła się w moją stronę. – Chętnie posłuchałabym o tym, jak tam jest.

– Przyłączam się do propozycji naszej gwiazdy – wtrącił błyskawicznie Beast Boy. – Obstawiam, że jest tam ciemno jak w grobowcu i wszyscy żywią się strachem małych dzieci – stwierdził z satysfakcją i pociągnął łyka Coli przez słomkę, wydając przy tym drażniący dźwięk.

Poczułam niespodziewanie niewielki, ale i tak niebezpieczny płomyk irytacji. Nie potrafiłam znaleźć logicznej przyczyny dla jego powstania. Może ciągłe zmęczenie powodowało, że demoniczna część próbowała wszelkimi sposobami zyskać kontrolę? Zwłaszcza po kontakcie z Trygonem stała się niebezpiecznie śmiała i otwarta w poczynaniach, by wzbudzić we mnie najgorsze instynkty. Cichy, złowieszczy głosik w mojej głowie chciał usilnie mi wmówić, że te pytania o Azarath były jawnym atakiem na świętą prywatność.

Nabrałam głęboki oddech, by powstrzymać strumień nieprzyjemnych myśli, zanim przerodziłyby się w tsunami nie do powstrzymania. Musiałam pozostać spokojna.

– Nic szczególnie ciekawego – odparłam sucho. – Pokojowy lud, który zajmuje się nauką, spisywaniem historii i życiem w nienaruszonej harmonii – wyjaśniłam ogólnikowo. 

– Brzmi okropnie nudno – skomentował Beast Boy, mimo wszystko posyłając mi perskie oko. 

– Brzmi pięknie! – odparła Starfire z niedowierzaniem na słowa Garfielda. – Musi tam być cudownie. Powiedz nam, Raven, jak można się dostać do tego niebiańskiego miejsca? – spytała z żywym zainteresowaniem.

– To inny wymiar, którego wejście chronione jest specjalną pieczęcią – odpowiedziałam beznamiętnie. – Azarathczycy nie lubią, gdy zakłóca się im spokój – dodałam, wzruszając ramionami, by załagodzić nieco wydźwięk tych słów.

– Mają powód do stosowania takich zabezpieczeń? – rzucił zaciekawiony Robin i oparł ręce na blacie, pochylając się w moją stronę.

Miałam ochotę przewrócić oczami na te dociekliwe pytania.

– Przezorny zawsze ubezpieczony – odparłam, dając do zrozumienia, że chciałam już skończyć to przesłuchanie.

– Jak dla mnie brzmi rozsądnie – rzucił w przestrzeń Cyborg.

Chwilę niezręcznej ciszy przerwał kelner, przynosząc dwie ogromne pizze. Ogarnął nas dziwnym spojrzeniem i odszedł z pewnym ociąganiem.

Beast Boy błyskawicznie dopadł do pizzy, ale równie szybko wrócił na swoje miejsce ze zdegustowaną miną. 

– Co, nie przynieśli jeszcze twojej podróbki? – skomentował uszczypliwie  Victor, biorąc ogromny kęs.

Garfield przewrócił oczami i naburmuszony zaplótł ręce na klatce piersiowej. 

– Wyobraź sobie, że zjadasz właśnie mnie – odparł ze złośliwą satysfakcją.

Cyborgowi momentalnie zrzedła mina, a na jego twarz wstąpił grymas obrzydzenia. Popatrzył uważnie na trzymany kawałek pizzy, skrzywił się i odłożył go na talerz.

– Umiesz człowiekowi obrzydzić jedzenie, nie ma co – wymamrotał pod nosem niezadowolony.

Beast Boy pokazał mu język i rzucił się na właśnie przyniesioną wegańską pizzę, ostentacyjnie zajadając się parującym wciąż trójkątem.

Ja i Robin przyglądaliśmy się tej wymianie zdań z dezaprobatą, oboje oderwani myślami od tego miejsca. Starfire, zgodnie ze swoimi nieziemskimi preferencjami smakowymi, jadła pizzę dodatkowo posmarowaną hojnie musztardą, na co jednak przestaliśmy już dawno zwracać uwagę. 

– Zapowiada się naprawdę ładny i spokojny dzień – oznajmiła znikąd Starfire radosnym tonem. – Powiedzcie, drodzy przyjaciele, jak zapatrujecie się na kontynuowanie wspólnego wypadu? Może pójdziemy do parku? Albo udamy się do kina? Albo zwiedzimy to śmieszne miejsce z lustrami, które robią dziwne rzeczy z ludzkim odbiciem? – wymieniała na jednym wydechu z szerokim uśmiechem na ustach.

Przez moment nikt się nie odezwał, wszyscy przytłoczeni nawałem propozycji. 

– Kino brzmi dobrze – odparł Beast Boy z pełnymi ustami.

– Tylko nie żadna komedia romantyczna – wtrącił stanowczo Cyborg.

– I horror! – dodał Garfield. – Po ostatnim, który wybrała Raven, nie mogłem zasnąć do rana! – rzucił zaaferowany. 

Wzruszyłam tylko ramionami, niezbyt chętnie opowiadając się za tym pomysłem. Dodatkowo wzbierało we mnie dziwne, mrowiące i skręcające w brzuchu uczucie. Obracałam bezwiednie pierścionkiem, próbując zidentyfikować jego źródło, ale równie dobrze mógł być to tylko towarzyszący mi od jakiegoś czasu niepokój, który czasami nasilał się bez wyraźnego powodu. Coraz bardziej mnie to męczyło.

– Dajcie mi tylko dokończyć tę niesamowicie pyszną wegańską pizzę i możemy iść – oznajmił ostentacyjnie Beast Boy, patrząc intensywnie na Cyborga.

Znikąd otoczenie dziwnie zwolniło. Victor wysuwał w ślimaczym tempie rękę po szklankę z colą. Garfield ładował kawałek ciasta do ust. Auta na ulicy praktycznie się nie poruszały. Przed oczami mignął mi jakiś obraz. Zacisnęłam powieki, zdezorientowana całą sytuacją. Chciałam też utrwalić niespodziewany przebłysk. Uciekająca postać. Oczy połyskujące żółcią.

I nagle wszystko powróciło do normalnego tempa. Rozejrzałam się zdezorientowana dookoła. Mój oddech przyspieszył. Przetarłam oczy, nie wiedząc, czy właśnie nie traciłam resztek rozumu.

Moje zachowanie nie umknęło uważnemu oku Robina. Spojrzał na mnie i przechylił pytająco głowę. 

”Wszystko okej” wyszeptałam bezgłośnie, jedynie poruszając nieznacznie wargami.

– Ej – wymamrotał przestraszonym głosem Cyborg.

– Co jest? – spytał postawiony w stan gotowości Robin.

Victor wskazał w odpowiedzi szklankę. Na powierzchni ciemnego napoju rozchodziły się koncentryczne kręgi. 

– Kolejne trzęsienie ziemi? – rzuciła zaaferowana Starfire.

Teraz oprócz płynu, sama szklanka zaczęła wyraźnie drgać. Z oddali doszedł do nas dudniący huk. 

– Tytani, pełna gotowość – powiedział Robin, wstając gwałtownie od stołu.

– Walnęło z tamtej strony – oznajmił Beast Boy, wskazując ręką na wylot ulicy.

Bez zwłoki wzbiłam się w powietrze razem ze Starfire. Kątem oka dostrzegłam przemienionego w sokoła Beast Boy’a. Skierowaliśmy się ku skrzyżowaniu.

Już z daleka widzieliśmy biegnących w panice ludzi i auta, którymi chcieli jak najszybciej uciec. Pierwsze policyjne radiowozy przemknęły w przeciwnym kierunku na sygnałach. Rozległ się kolejny huk, lampy wzdłuż ulicy wyraźnie się zatrzęsły.

Zbliżyłam się ostrożnie do skrzyżowania. Wyjrzałam na ciągnącą się przede mną ulicę i na moment zamarłam. Asfalt wyglądał, jakby został zbombardowany albo wygryziony przez jakieś ogromne stworzenie. Z kilkumetrowych dziur wytryskiwała pod dużym ciśnieniem woda z uszkodzonych rur. Niektóre auta walały się przewrócone na chodnikach. Policjanci zabarykadowali wyjazdy na skrzyżowaniach i celowali zza zasłon w nie do końca wiadomo co.

– Czy mogło dojść do uszkodzenia rur z gazem? – spytał przytomnie Robin, wyglądając zza budynku na pobojowisko. 

– Raczej nie, nie wykrywam żadnego wycieku gazu – odparł po chwili Cyborg.

– Czy tylko ja nie widzę, z czym dokładnie się mierzymy? – spytała skonsternowana Starfire, lewitując obok mnie.

Jak na zawołanie rozległ się metaliczny trzask, po asfalcie rozpełzła się sieć pęknięć. Kawał jezdni poderwał się w powietrze i w sekundę zniknął nam z oczu za budynkiem.

– Aha? – rzucił Beast Boy.

Nagle zza zakrętu wyleciał inny kawał drogi. Miałam wrażenie, że dostrzegłam na nim jakąś postać, ale pędził w naszą stronę zbyt szybko. 

– Tytani, uważajcie! – krzyknął Robin.

Bryła przemknęła ponad policyjną barierą. Rozległ się huk wybuchu i kawał ziemi rozprysł się w drobny mak. Ktoś krzyknął desperacko. Padły strzały. Jakaś sylwetka pędziła na spotkanie z ziemią. 

Starfire w mgnieniu oka wystrzeliła w jej stronę. Wstrzymaliśmy oddechy. Widziałam, jak postać nieubłaganie zbliżała się do asfaltu. 

Kori pochwyciła ją w ostatniej chwili. Równocześnie rozległy się krzyki i wystrzały. Starfire skręciła gwałtownie do dołu.

Instynktownie przemieściłam się w jej pobliże. Wzniosłam smolistą barierę, osłaniając nas od pocisków pochodzących niewiadomo skąd. 

– Puszczaj! – rozległ się krzyk za moimi plecami.

Obejrzałam się przez ramię. Kori klęczała na ziemi, trzymając się za ramię. Blond dziewczyna odskoczyła od niej jak oparzona. Gramoliła się niezdarnie do tyłu, lustrując nas z przerażeniem. 

– Nie musisz się nas bać – powiedziałam spokojnym głosem, wyciągając pokojowo rękę w jej stronę.

– Nie podchodź! – warknęła.

Chciała odsunąć się jeszcze szybciej, ale potknęła się i upadła. Znalazła się poza ochroną mojej bariery. Posypał się grad pocisków.

– Padnij! – wydarł się stojący za budynkiem Robin.

Przywarłam do zasłony. Wystrzały uderzyły z hukiem w asfalt, wzniecając chmurę pyłu.

– Pilnujcie dziewczyny! – rozkazał chłodno do komunikatora. – Cyborg, Beast Boy. Dach siedziby „Warden”. Strzelec.

Wszyscy rzuciliśmy się do przydzielonych zadań. 

Rozejrzałam się za dziewczyną. Wątła sylwetka mignęła mi między przewróconymi samochodami, a zaraz za nią podążały wystrzały. 

– Star? 

Chroniąca się obok mnie Kori kiwnęła tylko głową. 

– Mogę to uleczyć – zaproponowałam.

– Nie ma na to czasu – odparła szybko. – Musimy zająć się tą biedną dziewczyną.

Obejrzała się tylko przez ramię i wystrzeliła do przodu. Praktycznie cudem uniknęła kilku pocisków, odbiła nagle do góry i zatoczyła ogromne koło. Kierowała się w stronę dachu. Jej dłonie i oczy błyszczały jadowitą zielenią. Wypuściła serię starboltów w stronę wspomnianego wcześniej dachu.

Wystrzały ustały. Opuściłam barierę, przemieniłam się w astralną formę i poleciałam do ukrytej za samochodem dziewczyny. 

Już jej nie było.

Rozejrzałam się zdezorientowana. Przecież przed chwilą ją tam widziałam. 

– Raven, masz ją? – spytał zdyszany Robin. 

– Ni…

Nagle uderzyła mnie silna aura. Chociaż była tu pewnie przez cały czas i emanowała od tej dziewczyny, dopiero teraz zdałam sobie z niej sprawę.

– Tak – poprawiłam się szybko, już lecąc w stronę, skąd dochodziła energia.

Przecięłam budynek i wypadłam z drugiej strony raptem kilka metrów za jej plecami. Nie zauważyła mnie. Przyspieszyłam, wniknęłam w ziemię i wyłoniłam się centralnie przed nią.

Krzyknęła. Chciała się zatrzymać, ale potknęła się. Złapałam ją mocą za nadgarstki w ostatniej chwili.

– Nie musisz uciekać – oznajmiłam głębokim głosem dochodzącym z emanacji. 

– Zostawcie mnie w spokoju – wysapała z nieznanym mi akcentem, cofając się. – Nie potrzebuję waszej pomocy! – krzyknęła i rzuciła się w przeciwnym kierunku.

Ponownie wyłoniłam się przed nią, tym razem dając więcej miejsca na wyhamowanie. 

– Robin, mam ją, ale nie jest skłonna do współpracy – powiedziałam telepatycznie. 

Gdzie jesteś? – odparł bezzwłocznie, w jego myślach wyczuwałam zdenerwowanie. 

– Dajcie mi po prostu spokój – warknęła, zaciskając pięści.

Przemieniłam się w ludzką formę i wysunęłam ręce spod peleryny w pokojowym geście. Skupiłam zmysły na jej umyśle. Przez krążącą we krwi adrenalinę nie mogłam jednoznacznie powiedzieć, co gryzło mnie w odbieranej od niej aurze. Zlustrowałam ją podejrzliwym wzrokiem. 

– Złapaliście strzelca? Mogę ją do was zabrać?

– Uciekł. – Wręcz odwarknął. – Jesteśmy na skrzyżowaniu – oznajmił już spokojniej, opanowawszy się.

Kiwnęłam głową, w sumie nie do końca wiadomo do kogo. Dziewczyna spojrzała na mnie dziwnie, w jej oczach zabłysnął żółty blask. 

– Nie bój się – mruknęłam tylko, zanim przemieniłam się w astralną formę.

Zanim zdążyła zareagować, pochłonęłam ją do wnętrza emanacji. W jednym momencie uderzyły mnie wszystkie jej emocje. Tym razem krystalicznie czyste i wyraźne, dostępne tylko dla mnie. Mieszanka niepohamowanej złości, strachu i niepokoju wybiła mnie z wewnętrznego spokoju. I chociaż mogłam w pełni skupić się na jej emocjach, coś wciąż pozostawało dla mnie nieuchwytne, niezrozumiałe, ale silnie oddziałujące na empatyczne zdolności. To coś gryzło mnie od środka, ale nie byłam w stanie powiedzieć, czym dokładnie było. Mimo wszystko wzbudzało we mnie niepokój, karmiło demoniczną stronę.

Znalazłyśmy się na skrzyżowaniu. Tytani zebrali się w grupkę obok policyjnych radiowozów. Robin zatopiony w ekranie urządzenia, Starfire patrząca na niego ze zmartwieniem, Cyborg i Beast Boy szepczący między sobą.

Zatrzymałam się przed nimi i uwolniłam dziewczynę. Upadła na asfalt, przetoczyła się, ale szybko wstała na nogi i wyprostowała się dumnie. Obróciła się w moją stronę i posłała mi mordercze spojrzenie.

– Nigdy więcej tak nie rób – rozkazała lodowatym głosem, celując we mnie palcem. – Mogę wiedzieć, czego ode mnie chcecie? – spytała, obróciwszy się w stronę reszty drużyny i rozłożyła teatralnie ręce.

– Potrzebujemy wyjaśnień – poinformował sucho Robin i postąpił krok do przodu. – Dlaczego Deathstroke cię ścigał? 

Jego imię w sekundę zmroziło atmosferę. Wymieniłam pytające spojrzenie z Cyborgiem, ale ten tylko kiwnął głową w stronę Dicka, dając mi znać, żebym słuchała. Spotkanie z nim w takiej sytuacji nigdy nie przyszłoby nam nawet na myśl.

– Nie powiem ani słowa bez mojego adwokata – odparła kpiąco i zaplotła ręce na klatce piersiowej. 

– Na razie pytam kulturalnie, ale jeśli taka wersja ci nie odpowiada, to możemy założyć ci specjalną obrożę i grzecznie pojedziesz z nami na przesłuchanie – powiedział szorstkim głosem, wyciągając ostrzegawczo palec.

– Robin – szepnęła za jego plecami wręcz wystraszona Starfire.

Nawet się nie obrócił. Nie trzeba było być empatią, by wyczuć emanujące z niego gniew i stanowczość. Wszedł w tryb bezwzględnego lidera, skoncentrowanego na celu, którym od tak dawna był nieuchwytny Deathstroke. 

Mogłam zrozumieć jego ostrą reakcję. Slade uciekł, a przed nami stała jakaś arogancka dziewczyna z supermocami, która była przez niego ścigana. Nie mogliśmy jednak dopuścić, by Robin zapędził się za daleko ze swoją upartością, bo mogło się to położyć cieniem na naszej i tak nadszarpniętej reputacji.

– Nie musisz się tak jeżyć – odparła nieco zdziwiona jego reakcją dziewczyna. Wyciągnęła przed siebie dłonie, chociaż wyczuwałam, że wcale nie zależało jej na pokojowym rozwiązaniu sprawy. – Może pójdziemy gdzieś, gdzie jest mniej ludzi? – zaproponowała, rozkładając ręce, by pokazać otaczających nas tłum.

Robin kiwnął tylko głową, rzucił coś do stojącego nieopodal policjanta i machnąwszy ręką, nakazał nam podążać za nim.

Wyminęłam Tytanów i dogoniłam idącego niezwykle szybko Dicka. Zrównałam się z nim, pozbierałam myśli i odezwałam się najbardziej neutralnym głosem, na jaki było mnie stać:

– Jeśli będziemy na nią tak naciskać, to tylko zaśmieje się nam w twarz – powiedziałam, uważnie dobierając słowa. – Musimy podejść do tego mądrze, by wyciągnąć z niej potrzebne nam informacje i agresja na pewno w tym nie pomoże, chociaż rozumiem, dlaczego tak bardzo ci na tym zależy.

Obrócił do mnie twarz tylko na moment, westchnął ciężko i zwolnił nieznacznie. 

– Mógłbym wpaść na wiele pomysłów, ale takie spotkanie z Deathstroke’iem nigdy by mi nawet nie przeszło przez myśl – przyznał cicho. – W dodatku taka walka w środku miasta wydaje mi się nie być w jego stylu…

– Mi również, ale teraz przynajmniej wiemy, że jest w mieście – odparłam. – Wykorzystajmy mądrze tę szansę.

Na razie postanowiłam zachować dziwne przeczucia dla siebie. Aura, którą odbierałam od tej dziewczyny była zbyt niejasna, by móc wyciągnąć jednoznaczne wnioski. Do tego dochodziły ostatnie incydenty, przez które traciłam zaufanie do własnych zmysłów. Może wcale nie odbierałam złej aury od niej, a z mojego wnętrza, tylko nie byłam w stanie tego odróżnić? Może moje moce mnie zawodziły i rzucając podejrzenia na tę dziewczynę, tylko bym ją bezpodstawnie skrzywdziła? Demoniczna strona była ostatnio niebywale silna i mogła ze mną pogrywać, bym kompletnie straciła resztkę zaufania do jasności umysłu i poddała się jej wpływowi.

Odeszliśmy z dala od kamer, nachalnych reporterów i kręcących się bez celu policjantów.

– No dobrze – podjął Robin, obracając się w stronę podążającej z nami dziewczyny. – Zacznijmy od początku. Kim jesteś?

Blondynka popatrzyła na nas z uniesioną brwią, a jej spojrzenie mieściło się gdzieś pomiędzy „wsadźcie sobie gdzieś te pytania” a „wy tak na serio?”. 

– Terra – odparła w końcu, wzruszając ramionami.

– Prawdziwe imię i nazwisko – uściślił sucho.

Tym razem w jej spojrzeniu dało się dostrzec cień niepewności. Zmiana nastąpiła również w jej emocjach. Z jakiegoś powodu wyciąganie informacji wzbudzało w niej gniew.

– Tak jak powiedziałem, możesz porozmawiać z nami tutaj albo przykuta do stołu i z zablokowanymi mocami. Wybieraj – powiedział Robin, gdy nie doczekał się odpowiedzi.

– Może nie powinieneś tak naciskać. Ucieczka i bycie ostrzeliwanym musiało być bardzo stresującym przeżyciem – wtrąciła Kori.

Robinowi wyraźnie nie spodobało się podważanie jego autorytetu i metod działania przed samą przesłuchiwaną. Zacisnął na moment zęby i odruchowo chciał przeczesać włosy, ale powstrzymał się i tylko potarł szczękę, jak miał w zwyczaju, gdy myślał. 

– Tak czy siak będziesz musiała ujawnić swoje dane. Masz nadzwyczajne umiejętności, a odkąd weszła nowa ustawa, każda taka osoba musi być wpisana do oficjalnego spisu – oznajmił łagodniejszym głosem.

– Dzięki wam – mruknęła kąśliwie pod nosem. – Nie wierzę, że ktoś był tak głupi, żeby zrobić bazę danych z prawdziwymi tożsamościami. Batman też tam niby jest? – spytała z odgrywanym zdziwieniem. 

Robin opuścił nieco głowę, jakby patrzył na nią spod byka.

– Tara Markov – powiedziała niechętnie, nieomal wypluwając te słowa z ust.

– Dobrze, to już coś. Skąd pochodzisz i ile masz lat? – kontynuował Robin.

– Naprawdę nie możemy sobie tego darować? – spytała z nutą znużenia w głosie.

– Odgórne wytyczne. Albo my, albo przyjedzie specjalnie oddelegowany urzędnik z obstawą, jeśli będzie trzeba – przypomniał.

– Markovia, kto by pomyślał… – odpowiedziała niechętnie, zaplatając ręce na klatce piersiowej. – Szesnaście lat.

– Wydajesz się całkiem silna jak na swój wiek – zauważył Cyborg z uznaniem w głosie. – To trzęsienie ziemi sprzed kilku tygodni to też twoja sprawka? Błagam, powiedz, że tak, bo mam już serdecznie dość siedzenia nad planami tej durnej maszyny do wytwarzania wstrząsów – dodał przesadnie proszącym tonem, składając przy tym ręce niczym do modlitwy.

To pytanie wyraźnie zbiło ją z tropu i speszyło. Dotychczasowa pewność siebie i buta uleciały na sekundę, zastąpione przez wyczuwany przeze mnie wstyd. 

– Z tego co wiem, trzęsienia występują tutaj prawie codziennie – odparła, siląc się na obojętny ton.

Robin przekrzywił tylko głowę, ale nic nie odpowiedział.

– To byłoby naprawdę epickie, gdybyś mogła zmieść całe miasto takim trzęsieniem! – skomentował entuzjastycznie Beast Boy, nie przemyślawszy wcześniej swoich słów.

Wszyscy jednocześnie skarciliśmy go wzrokiem, a Tara jedynie przewróciła oczami. 

– Dlaczego Deathstroke cię ścigał? – Chociaż Robin próbował kontrolować swój głos, jego ton zdradzał zaciętość i irytację.

– Um… Mogę prosić następne pytanie? – odparła z teatralnym błaganiem w głosie.

I chociaż jej mowa ciała nie zmieniała się znacznie od kilku minut, tak w głowie miała karuzelę emocji, która mnie samą przyprawiała o ból głowy. Przeskakiwała od złości, przez smutek wywołany przywołanymi wspomnieniami, po niejasny strach, a wszystko okraszone stałą, emanującą butą. Powoli przestałam nadążać za tą gonitwą.

– Dlaczego. Deathstroke. Cię. Ścigał – powtórzył Robin, akcentując każde słowo i zaciskając po nim szczękę. 

– Dlaczego. Tak. Cię. To. Obchodzi – odparła przedrzeźniając go Tara, przybliżając się do niego i patrząc w maskę przepełnionymi pewnością siebie oczami. 

– Ej, dobra, bo to przestaje być zabawne – zareagował Cyborg. 

Odsunął delikatnie Terrę, położywszy rękę na jej ramieniu. 

– Cyborg ma rację – wtrąciła Kori. – Nie mamy w intencjach, by cię skrzywdzić, Terro. Bardzo zależy nam na informacjach, których możesz nam dostarczyć. Deathstroke zrobił już wiele złego, a ty możesz nam pomóc go złapać – wyjaśniła łagodnym tonem.

– Generalnie to załatwiłabym go sama, gdybyście się nie wtrącili – rzuciła pod nosem. – Mogę odpowiedzieć, co się stało, ale pod warunkiem, że nikt oprócz was się o tym nie dowie – powiedziała głośniej, powoli dobierając słowa.

Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Ja, Beast Boy i Cyborg zgodnie wzruszyliśmy ramionami, Kori patrzyła wyczekująco na rozważającego tę propozycję Robina. 

– Część informacji i tak będziesz musiała podać do spisu, ale nie są to upublicznione informacje – zapewnił. – Jeśli nie powiesz nam o czymś, co zobliguje nas do egzekwowania prawa, to zachowamy to w tajemnicy – dodał, wcale nie zadowalając jej tą odpowiedzią.

– No dajesz, wybierasz nas, czy rządowych sztywniaków? – rzucił pokrzepiająco Beast Boy i posłał jej szeroki uśmiech.

– Uch… Z dwojga złego… Wygląda na to, że więcej zabawy będę miała z wami – odparła w końcu, a przez jej twarz przebiegł grymas politowania.

– Robin – wtrąciłam szybko. – Możesz na chwilę? – spytałam, kiwając głową gdzieś za siebie. 

Bez problemu zrozumiał, o co mi chodziło. Odeszliśmy kawałek dalej, gdzie zgiełk ulicy zagłuszał nasze słowa dla pozostałych.

– Coś nie tak? – spytał z nutą zaniepokojenia w głosie. 

– Chcesz zabrać ją do wieży? 

Przekrzywił głowę, a ja poczułam to intensywne spojrzenie ukryte za maską, którym chciał przejrzeć moje myśli.

– Coś z nią nie tak?

Przeniosłam wzrok ponad jego ramię, lustrując uważnie niską, pozornie bezbronną blondynkę. Jednak moc emanująca od niej… 

– Nic o niej nie wiemy – odparłam tylko, zostawiając paranoiczne obawy dla siebie. 

– Jest nas piątka przeciwko jej jednej. Jeśli zabierzemy ją do wieży, to pokażemy, że jej ufamy i powinna wtedy się otworzyć. Zakuwanie ją w zagłuszającą obrożę albo zaciąganie na komisariat na pewno nie pomoże – odparł po chwili namysłu, odwołując się do moich słów.

Jego odpowiedź była jak najbardziej rozsądna. Terra była jeszcze młodsza od nas, my byliśmy wytrenowani i na swoim terenie. Pomimo powierzchownej buty, w środku chowała strach, do którego może wstydziła się przyznać. Jednak wciąż… Wpuszczanie kogoś obcego do naszego domu wydawało się w jakiś sposób naruszać granice. Albo to po prostu moja paranoja i wręcz chora potrzeba chronienia prywatności.

– Okej – odparłam jedynie.

Wróciliśmy do reszty. Cyborg i Terra śmiali się z czegoś, przy czym Kori wyglądała na skonfundowaną, w jej oczach czaiło się zdanie z kategorii „nie rozumiem zachowania Ziemian”, zaś sądząc po minie Beast Boy’a, to on był obiektem żartu.

– Raven, teleportujesz nas?

Chociaż wciąż nie byłam pewna, czy zabieranie zupełnie obcej osoby do wieży było najmądrzejszym pomysłem, nie kwestionowałam tej decyzji. Kiwnęłam jedynie głową i otoczyłam nas smolistą kopułą. Momentalnie zapadła się, przenikając poza zasłonę rzeczywistości, by w ułamku sekundy uwolnić nas w salonie. 

– O matko – stęknęła Tara, łapiąc się za brzuch.

– Ja mam tak do tej pory – powiedział pocieszająco Beast Boy, kładąc dłoń na jej ramieniu. 

Obróciła głowę w jego stronę i uniosła jedynie brew, ni to kpiąco, ni pytająco. Nabrała głęboki wdech i wyprostowała się. Rozejrzawszy się, rozdziawiła usta z podziwu.

– Wow – wykrztusiła i uświadomiwszy sobie wyraz twarzy, zacisnęła z powrotem wargi. – Nieźle się urządziliście – przyznała.

– Witaj w naszej wieży, Taro – rzuciła przyjaźnie Starfire, rozkładając ręce na boki, jakby chciała zaprezentować cały budynek. – Może usiądziemy i porozmawiamy o tym, dlaczego byłaś ścigana przez Deathstroke’a? – zaproponowała wciąż tym samym tonem.

Wprawiło mnie to w autentyczne zdziwienie. I jak odczytałam z krzywych grymasów na twarzach chłopaków, nie tylko dla mnie słodki ton nijak nie pasował do mówienia o najlepszym płatnym zabójcy, który czyhał także i na nas.

– Lepsze to, niż bycie przypiętym do stołu – odparła i posłała Dickowi złośliwe spojrzenie. 

– Widoki też są zdecydowanie ładniejsze – odparł z cieniem jadu w głosie. –  A teraz przejdźmy do rzeczy – kontynuował sucho. – Dlaczego Deathstroke cię ścigał?

Terra przewróciła oczami i usiadła na sofie pomiędzy Victorem a Kori. Ja ulokowałam się na samym końcu, Beast Boy zaś wydawał się zasmucony faktem, że nie zajmował miejsca zaraz obok naszego gościa. Robin stanął przed nami i założywszy ręce na klatkę, przyjął wyczekującą pozę.

– Streszczenie czy cała lektura? – spytała niechętnie. – Tylko uprzedzam, nie moja wina, jak zaśniecie w połowie – dodała szybko.

– Od początku – odparł chłodno Dick.

Kolejne przewrócenie oczami. Nawet ja nie robiłam tego tak często.

– Uch, niech ci będzie… – westchnęła głośno i usiadła wygodniej. – Generalnie to nie wiem, czy wiecie, ale król Markovii ma nie tylko syna, ale i nieślubną córkę. O ile kiedykolwiek słyszeliście o takim zadupiu jak Markovia. No i teraz niespodzianka – ta córka , to ja! – oznajmiła, wyrzucając ręce do góry. – I chociaż nie mam dostępu do tronu, to moce z bratem dostaliśmy mniej więcej po równo. No i problem był tylko taki, że nikt oczywiście nie mógł się dowiedzieć, kim naprawdę jestem, więc mieszkam tak sobie w Stanach, to tu, to tam, ale chyba mojemu kochanemu tatusiowi przypomniało się, że ma drugie dziecko i postanowił zrobić mi prezent na szesnaste urodziny – mówiła z nutą rozbawienia w głosie, jakby odpowiadała zasłyszaną opowiastkę, a nie historię swojego życia. – Nasłał na mnie płatnego zabójcę, koniec – powiedziała i rozciągnęła usta w karykaturalnym uśmiechu.

Jej słowa wciąż rezonowały w ciszy, jaka zapadła między nami na kilka dłuższych chwil. Tego nikt się nie spodziewał. Na naszych twarzach malowało się autentyczne zdziwienie, wykluczając mnie i Robina, gdzie nasze twarze pozostały jak zwykle niewzruszone. Dick zdjął jednak ręce z klatki, zmieniając mowę ciała na nieco bardziej przystępną. Długo się namyślał, przy czym pocierał kant szczęki i patrzył na jakiś nieuchwytny dla nas punkt za naszymi plecami. 

– To zrozumiałe, dlaczego nie chcesz, by te informacje zostały ujawnione – powiedział w końcu, powoli dobierając słowa. – Nic nie zdradzimy, musimy jednak dopilnować, byś dopisała się do spisu – dodał przepraszającym tonem. 

– Dopóki żaden upierdliwy dziennikarz się do tego nie dokopie, to nie powinno być problemu – odparła, również zmieniając ton na przyjaźniejszy.

– Akurat mamy paru takich, którzy chętnie dobraliby się nam do tyłków – wtrącił półżartem Cyborg i puścił jej oko. – Ale co złego to nie my, zawsze znajdziemy jakieś wyjście z sytuacji.

– Jak najbardziej zgadzam się ze słowami Cyborga – oznajmiła rozpromieniona Starfire, patrząc wręcz przerażająco intensywnym wzrokiem na Terrę. 

– No dobra, młoda, ale powiedz mi, jak radziłaś sobie do tej pory? Wykopywałaś sobie podziemne tunele do skarbców, czy przenosiłaś ziemię na budowach? – spytał zaciekawionym tonem Victor.

W pierwszej chwili jego słowa zbiły ją nieco z tropu, ale błyskawicznie odzyskala rezon.

– Mogłam albo usiąść i płakać nad swoim losem, albo nauczyć się radzić sobie samej – odparła nonszalancko. 

Jej wymijające odpowiedzi nie pomagały uspokoić moich podejrzeń i mogłam z dużym prawdopodobieństwem założyć, że Dick również to zauważył, a nawet więcej, już dogłębnie analizował.

– Um, a tak generalnie… – zaczął Garfield, przedrzeźniając jej manierę mówienia. – Bo skoro Deathstroke ma cię teraz na celowniku, to czy nie powinnaś dostać jakiejś ochrony albo coś? – rzucił i popatrzył pytająco na Robina.

– Tak, w zasadzie tak – odpowiedział, jakby wyrwany z zamyślenia. – Pomimo twoich mocy, Deathstroke wciąż stanowi dla ciebie śmiertelne niebezpieczeństwo. 

– A co, gdyby tak Terra została z nami? – zaproponował znikąd Beast Boy. 

Posłał nam spojrzenie zbitego psa, wyginając przy tym palce. Czyżbym naprawdę wyczuwała w nim zainteresowanie do Terry?

– Czy wtedy nie ściągniemy Deathstroke’a prosto do wieży? – spytał sceptycznie Cyborg.

– Nie, żeby i tak nie chciał nas już zabić. Zawsze możemy dać mu kolejny powód – wtrąciłam sarkastycznie. 

– To nie jest najgłupszy pomysł – powiedział pod nosem Robin, głęboko się nad czymś zastanawiając.

- O nie, nawet mi nie mów, że myślisz o tym, o czym myślę, że myślisz – rzucił błagalnie Cyborg.

Dick uniósł szelmowsko kącik ust.

– Deathstroke nie spocznie, dopóki nie wypełni kontraktu. Będzie uwiązany w San Francisco. To idealna okazja, by w końcu go złapać – oznajmił ożywiony i popatrzył na nieco zbitą z tropu Terrę. – Oczywiście nie dopuścimy, żeby cokolwiek ci się stało. Nie wiem nawet, czy dostałabyś gdzieś lepszą ochronę. No może tylko w strzeżonej bazie Ligi.

– Robinie, czy to oznacza, że Terra dołącza do Młodych Tytanów? – spytała zaciekawiona Starfire, a w jej oczach pojawiły się zielone iskierki ekscytacji. 

– Nie do końca to miałem na myśli, ale jeśli Tara wyrazi taką chęć… – odparł już z większym dystansem. – Na okres próbny – dodał.

– Kozacki pomysł! Będzie świetnie, zobaczysz! – wykrzyknął Beast Boy. – No, może pomijając mordercze treningi Robina – dodał konspiracyjnym tonem, pochylając się w jej stronę.

Terra popatrzyła po nas rozszerzonymi oczami. Ostrzał informacji sprawił, że na chwilę jej procesy myślowe się zawiesiły i musiała dopiero wszystko przetrawić. 

– Eee… No w sumie… Kusząca propozycja, chociaż nie wiem, czy się nadaję… –odparła po chwili pod naciskiem wyczekującego wzroku Beast Boy’a i Starfire.

– To się dopiero okaże – odparł cicho Robin.

– Jeszcze zrobimy z ciebie superbohaterkę, zobaczysz! – zapewnił rozentuzjazmowany Garfield.

Kori, Cyborg i Beast Boy zajęli się Terrą. Rozmawiali podniesionymi głosami, śmiali się i wykrzykiwali coś co chwilę, ja jednak się wyłączyłam. Wątpliwości zjadały mnie od środka, a najgorsze było to, że nie mogłam jasno określić ich źródła. Czy to Trygon mącił mi w głowie? Czy zło wcale nie pochodziło ze mnie, a naprawdę kotłowało się w tej niepozornej dziewczynie? 

Robin zauważył moją wewnętrzną walkę z samą sobą. Kiwnął głową, byśmy odeszli na bok. 

– Widzę, że coś jest nie tak – stwierdził przyciszonym głosem. 

Naciągnęłam mocniej kaptur, starając się zignorować dochodzące zza moich pleców odgłosy rozmowy.

– Sama nie wiem… Nie czuję się komfortowo z tym, że ktoś obcy będzie się kręcił po wieży – przyznałam niechętnie.

Robin przekrzywił głowę jak kot. Powoli wysunął dłoń w moją stronę, a gdy nie zareagowałam, położył ją na moim ramieniu.

– Uwierz, że ja też, ale może to tylko nasza paranoiczna nieufność – odparł pocieszająco. – Poza tym, będziemy ją mieli na oku. No i dodatkowa para rąk zawsze się przyda. Na pewno nie dopuszczę, by przez tę decyzję spadło na was jeszcze większe niebezpieczeństwo.  

Kiwnęłam głową i obróciłam się, podążając za jego wzrokiem.

Pozostali wydawali się być zadowoleni i beztroscy. Nawet Terra jakby zniosła część zewnętrznych murów i swobodnie rozmawiała z Tytanami. Wciąż jednak nie dawało mi spokoju to, co było ukryte głęboko poza moim zasięgiem. 

Coś niepokojącego kłębiło się pod powierzchnią i chciało wydrzeć się na światło dzienne.

*****

Kiedyś to musiało nastąpić. Moja ulubiona Terra xD

Może wam nie przypominać kreskówkowej wersji, ponieważ bazowałam na postaci z komiksów z lat 80. Dajcie znać, jak wam odpowiada.

No i wpadły dwa rozdziały w lipcu. Szok i niedowierzanie xD. Jak dopiszę 25. rozdział, to w sierpniu też powinno się to udać.

3 komentarze:

  1. No, ponieważ blogger to blogger, wypiszę na szybko, co pamiętam: za spoiler w tytule na dzień dobry kopniak, bardzo duży plus za stylizację wypowiedzi Terry i wytłumaczenie podejrzeń Ravci ostatnim spotkaniem z Trygonem, gdzieś jedna spacja zniknęła przy dialogach i w pewnym momencie było dużo pędzenia. Ogółem czytało mi się szybko i przyjemnie, polecam tego użytkownika. Dołączenie Terry takie trochę przyspieszone, nie zdziwiłoby mnie, gdyby Robin zaproponował, żeby z nimi została dla ochrony, ale od razu Tytan na próbę...?
    "Robin przekrzywił głowę jak kot. Powoli wysunął dłoń w moją stronę, a gdy nie zareagowałam, położył ją na moim ramieniu." I jebs ją jak kot szklankę ze stołu xD.
    "Na pewno nie dopuszczę, by przez tę decyzję spadło na was jeszcze większe niebezpieczeństwo." hehehehehe
    "Coś niepokojącego kłębiło się pod powierzchnią i chciało wydrzeć się na światło dzienne. Było jednak skrzętnie chowane w mroku." Coś przerzuciłabym do nowej linijki, a ostatnie zdanie wywaliłabym, bo to w sumie powtarzanie informacji trochę.
    No, w mojej profesjonalnej opinii: było fajne, czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Speedrun komentarza xD
      Hm, jeśli chodzi o szybkie dołączenie Terry: "– Nie do końca to miałem na myśli, ale jeśli Tara wyrazi taką chęć… – odparł już z większym dystansem. – Na okres próbny – dodał." - to jest takie "no niby jest na okres próbny, ale jednak bardziej chodzi o ochronę" - może faktycznie tak się to odbiera, jeśli nie jest się autorem (no kto by pomyślał xD). Chociaż jakby popatrzeć na jej dołączenie do tytanów w komiksie, czy kreskówce, to za każdym razem było to błyskawiczne xD
      Matko, wyobraziłam sobie tego Robina, który tyrpie Raven ręką jak kot... xD
      Cieszę się, że się podobało :)

      Usuń
    2. Ja sobie wyobrażam to takie kocie napieprzanie łapą, kiedy kot jest wkurzony xD albo patrzy ci prosto w oczy zrucając coś ze stołu.
      W sumie kreskówka całkiem spoko to rozwiązała, bo jakby nie patrzeć, propozycja się pojawiła, ale została przyjęta dopiero kilka odcinków później.

      Usuń