wtorek, 6 lipca 2021

22. ODROBINA MAGII JESZCZE NIKOMU NIE ZASZKODZIŁA

 Otaczała mnie mętna, zawiesista ciemność. Pojedyncze punkty rozproszonego światła dryfowały dookoła. Przyglądałam im się z dziecinną ciekawością, nie zwracając uwagi na basowe dudnienie dochodzące jakby spode mnie. Chciałam wyciągnąć ku nim rękę, ale poczułam opór.

Świadomość wróciła na ziemię. Zaalarmowana niemożnością ruchu, wzbudziła panikę. Serce przyspieszyło, dudnienie, które stało się jeszcze głośniejsze, okazało się być pędzącą w naczyniach krwią.

Zaczęłam się szarpać. Bezskutecznie. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Włosy zjeżyły się na całym ciele. Było zupełnie jak w ostatnim śnie. Dostrzegłam cieniste sylwetki zacieśniające krąg wokół mnie. Chciałam krzyczeć, ale z gardła nie wydostał się żaden dźwięk.

To musiał być sen. Utknęłam wewnątrz obcego ciała i jedyne, co mogłam robić, to bezsilne przyglądanie się, co zaraz nastąpi.

– Raaaveeennn – dotarł do mnie przeciągły, złowrogi szept.

Zesztywniałam. Było inaczej. Poprzednio nikt nie wymówił mojego imienia. Świat dookoła również zaczął się zmieniać. Wyostrzać. Sylwetki odcinały się coraz wyraźniej na jasnym, kłującym w oczy tle. Dźwięki atakowały boleśnie uszy, do nosa dotarł charakterystyczny zapach.

To zdecydowanie nie był sen.

– Raven, uspokój się.

Te słowa, w połączeniu z łagodnym, znajomym głosem momentalnie ukoiły rozdygotane nerwy. Serce zwolniło, oddech pogłębił się. Uczepiłam się bodźców zmysłowych, by ponownie nie stracić kontaktu z rzeczywistością.

Chciałam unieść rękę, by przetrzeć piekące oczy, ale znowu natrafiłam na opór.

– Jesteś unieruchomiona – oznajmił uspokajająco Robin. – Poczekaj moment.

Poczułam delikatne muśnięcia na skórze i po chwili mogłam swobodnie poruszyć kończynami. Przytknęłam dłonie do kłujących skroni. Przetarłam oczy i obraz w końcu się wyostrzył.

Tytani stali wokół łóżka ze zmartwionymi twarzami.

– Naprawdę ci się tutaj spodobało – rzucił dla rozluźnienia Cyborg, drapiąc się po karku.

Chciałam oprzeć się na łokciach, ale dałam radę tylko stęknąć i upaść z powrotem na materac. Metalowe, wygłuszające moce obręcze od pasów zadźwięczały.

– Czemu mnie zakuliście? – wychrypiałam, przesuwając badawczym wzrokiem po ich twarzach.

Przez chwilę przerzucali się znaczącymi spojrzeniami, kto miał udzielić wyjaśnień i jak zwykle padło na Robina.

– W pewnym momencie zaczęłaś się miotać, więc musieliśmy cię unieruchomić – powiedział przepraszającym tonem.

– Czy… krzyczałam? – spytałam, myśląc nad jego słowami.

– Nie – wtrąciła Starfire. – Wyglądałaś, jakbyś chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie – wyjaśniła uczynnie. – Akurat cię wtedy pilnowałam – dodała, widząc moje pytające spojrzenie.

Kiwnęłam głową. Nie pamiętałam, bym miała jakiś sen. Byłam zbyt zmęczona, by go zarejestrować? Całkiem prawdopodobne. Na wspomnienie podtrzymywania mostu mięśnie na nowo zapłonęły żywym ogniem.

– Fearsome Five uciekli? – zapytałam, zmieniając temat.

– Yhym – odparł niezadowolony Robin.

– Za to wszystkich uratowaliśmy – wtrącił dumnie Beast Boy. – I ta twoja akcja z tymi magicznymi pajęczynami! – powiedział z entuzjazmem, wyczyniając rękami dziwne, pseudonaśladowcze ruchy.

Skrzywiłam się na jego wysoki głos, potęgujący kłucie w skroniach.

– Dajmy Raven odpocząć – stwierdził Cyborg, zauważywszy moją reakcję. – Gar, idź włączyć konsolę i przygotuj się już mentalnie na sromotną porażkę w Street Fight – rzucił, dyskretnie puszczając mi oko.

Skinęłam głową w podziękowaniu.

– Um… Mógłby mnie tylko ktoś uwolnić? – spytałam, unosząc rękę z wbitym wenflonem.

– Czemu się łudziłem, że zechcesz tu dobrowolnie zostać? – rzucił swobodnie Robin, kierując się już ku wyjściu.

– Raven, czy aby na pewno jesteś przekonana, że nie chcesz tutaj odpocząć? – spytała zmartwionym głosem Kori, przyciskając dłonie do klatki piersiowej. – Dokonałaś ogromnego wyczynu, który musiał kosztować się mnóstwo wysiłku…

– Zdecydowanie lepiej poczuję się w swoim pokoju – odparłam nieco zbyt sucho.

Chciałam, by już zostawili mnie sam na sam z Cyborgiem. W międzyczasie wpadła mi do głowy nagła myśl, którą miałam szansę zrealizować tylko wtedy, gdy w pobliżu nie było Robina.

– Ale dziękuję za troskę – dodałam, by złagodzić wydźwięk poprzednich słów.

Dla upewnienia Kori kiwnęłam lekko głową, na co odpowiedziała mi tylko pokrzepiającym uśmiechem i wyszła razem z Robinem.

Cyborg przystąpił do odłączania wszelkich urządzeń, które monitorowały mój stan. W tym samym czasie próbowałam zebrać wciąż nieco zamgloną koncentrację. Z racji, że działo się tak już któryś raz po przebudzeniu w skrzydle szpitalnym uznałam, że musiała to być wina podanych mi leków.

– Dobra, jesteś wolna – oznajmił po chwili Cyborg, uśmiechając się dumnie z wykonanej pracy.

– Dzięki – mruknęłam, rozprostowując zesztywniałe stawy.

Zsunęłam nogi poza krawędź łóżka. Obraz przed oczami był nieco niewyraźny i dryfował, przyprawiając mnie o skurcze żołądka, który usilnie chciał ulokować się bliżej gardła.

– Wszystko w porządku? – spytał zaniepokojony Cyborg widząc, że się nie podnoszę.

Pokręciłam spuszczoną głową. Zacisnęłam powieki, by nie musieć patrzeć na rozchwiany obraz.

– Czym wy mnie naszprycowaliście? – powiedziałam dopiero po chwili.

– Masz zawroty głowy? Albo nudności? – wymieniał, kucając, by móc spojrzeć mi w oczy.

– Yhym – odparłam. – Już trochę lepiej – dodałam, gdy po kilku głębokich oddechach wnętrzności powróciły na swoje miejsce.

– Może być po hydroksyzynie – stwierdził zamyślonym tonem. – Czasami działa aż zbyt usypiająco, chociaż jak do tej pory dobrze na nią reagowałaś. Miałaś wcześniej jakieś skutki uboczne?

– Głównie zawroty głowy i znużenie – odpowiedziałam, jednocześnie ryjąc nazwę w pamięci.

– To częste skutki uboczne. Przynajmniej nie wymiotujesz jak Beast Boy – przyznał z krzywym uśmiechem.

Przymusiłam się, by unieść lekko kąciki ust.

– Już lepiej? Na pewno nie chcesz tu zos…

– Nie, jest okej – wcięłam mu się w zdanie. – Będę u siebie – oznajmiłam tylko, zanim zdążył dojść do głosu.

Wniknęłam w powierzchnię łóżka, teleportując się do mojego pokoju. Zatoczyłam się przy lądowaniu, ale na całe szczęście chwyciłam się w porę szafki. Spojrzałam w lustro wiszące przede mną. Tylko jedna para zmęczonych oczu. Nic więcej. Wystarczyło kilka godzin medytacji i powinnam odzyskać większość sił.

 

 Wybudziłam się z głębokiego transu grubo po północy. Miałam wrażenie, że ktoś w międzyczasie zaglądał do mojego pokoju, ale byłam zbyt odcięta od rzeczywistości.

Postanowiłam pójść do kuchni po herbatę. Korytarze były pogrążone w kojącej ciszy, towarzyszyło mi tylko miarowe bicie serca i spokojny oddech. Byłoby czymś niespotykanym, gdyby ten stan trwał satysfakcjonująco długo. Szybko powróciły do mnie myśli o tajemniczych książkach, zaginięciach kobiet i niezrozumiałych wizjach. Czy powinnam była powiedzieć o tym Robinowi?

Weszłam do salonu. O wilku mowa. Lider stał przed ekspresem, który wypluwał dla niego zapewne którąś z kolei kawę. Obrócił głowę w stronę drzwi i przywitał mnie delikatnym skinieniem.

– Nad czym teraz pracujesz? – zagadnęłam jako pierwsza, nastawiając wodę na herbatę.

– Szukam Slade’a… – odparł, ani trochę mnie nie zaskakując. – I Fearsome Five. No i sprawdzam zaginięcia kobiet. I próbuję nie zasnąć – wymienił z krzywym uśmiechem, poczym wziął łyka kawy.

– Jakieś efekty? – spytałam, unosząc lekko brew.

Przekrzywił głowę, przypatrując mi się intensywnie. Nie spuściłam wzroku, chociaż miałam paranoiczne wrażenie, że prześwietla moje obawy na wylot.

– Slade przepadł. Fearsome Five na razie też się nie pokazuje. Brak wyraźnych powiązań między kobietami – zaraportował sucho. – Czujesz się lepiej?

Miałam ochotę przewrócić oczami, ale powstrzymałam się. Westchnęłam tylko i obróciłam się tyłem do niego, by zalać zioła.

– Yhym – mruknęłam w odpowiedzi.

Mieszając napar zdecydowanie zbyt intensywnie i niepotrzebnie długo, próbowałam przeciągnąć chwilę, by móc się namyślić. Robin chyba to wyczuł, bo rzucił niby mimochodem:

– Cały czas masz sny?

Chwyciłam kubek w dłonie i obróciłam się do niego, wzrokiem śledziłam jednak wciąż wirującą herbatę.

– Ostatnio… – podjęłam z wahaniem. – Są inne…

– To znaczy? – spytał, przekrzywiając nieco głowę.

– Nie są związane z Trygonem, a… sama nie wiem – urwałam, zastanawiając się, jak ubrać te dziwne wizje w słowa. – Jestem gdzieś przetrzymywana. A w zasadzie nie ja. Jakbym była uwięziona w obcym ciele i mogła tylko obserwować. Leżę unieruchomiona w jakimś ciemnym miejscu, jest raptem kilka źródeł światła i sylwetki dookoła. Czuję panikę, ale ona nie jest do końca moja – mówiłam powoli, wpatrując się w parującą herbatę. – Bredzę – sarknęłam, kręcąc głową.

Robin milczał przez chwilę.

– Nigdy wcześniej tak nie miałaś? – spytał w końcu rzeczowym tonem.

– Nie – przyznałam zgodnie z prawdą.

– To są sny? Wizje? A może prawdziwe zdarzenia? – mówił, myśląc na głos. – Mogłabyś „patrzeć” czyimiś oczami? – zwrócił się do mnie, kreśląc cudzysłów w powietrzu.

– Uh… Nie mam pojęcia. Ostatnio często objawia się u mnie prekognicja, ale nie wiem, jak miałabym wnikać w świadomość obcej osoby – przyznałam. – Musiałoby zachodzić jakieś połączenie, ale nie widzę sposobu w jaki mogłoby się tak stać.

– Gdy Abaddon umarł, odczułaś to bezpośrednio – przypomniał ożywionym głosem.

– Fakt – mruknęłam. – Ale wcześniej nasze umysły się złączyły.

Robin upił łyk kawy, myśląc intensywnie. Miałam wrażenie, że jednocześnie zaniepokoiło go moje wyznanie, ale i w dziwny sposób zadowoliło. Pewnie cieszył się, że powiedziałam mu o tym bez naciskania i wyciągania siłą każdego słowa. Postanowiłam jednak zachować na razie sprawę książek dla siebie.

– Może to nie ma żadnego znaczenia – stwierdziłam w końcu, wzruszając ramionami. – Sama nie mogę być pewna, co jest do końca normalne, a na co powinnam zwracać uwagę – przyznałam, sunąc palcem po brzegu kubka.

– Do tej pory twoje moce nie zawodziły – odparł pocieszająco. – Szkoda, że nie są bardziej jednoznaczne, ale może z czasem te sny staną się klarowniejsze? A może znikną? – rzucił swobodnie.

– Chciałabym – mruknęłam pod nosem i upiłam łyk herbaty. – Martwią cię te zniknięcia? – zmieniłam temat, wyczuwając jego obawy, odkąd tu weszłam.

– Znowu giną ludzie… – sarknął. – Nie podoba mi się to. Młode kobiety… – oznajmił, kręcąc głową. – Mam wrażenie, że zabicie Blooda nie zniszczyło Church of Blood – wyznał dręczące go myśli. – To potężna organizacja i utrata przywódcy nie spowoduje, że wszystko się rozleci. W dodatku Fearsome Five zostali uwolnieni, a sama mówi…

– Czekaj – przerwałam mu, podnosząc na niego wzrok. – Jak to „uwolnieni”? – spytałam zdziwiona.

– Ktoś z zewnątrz im pomógł – oznajmił chłodno. – Sama mówiłaś, że Psimon był na Zandii. A co, jeśli oni wszyscy pracowali dla Blooda? Church of Blood może mieć wpływy na całym świecie i takie wyciągnięcie kilkoro ludzi z więzienia to formalność – kontynuował.

– I myślisz, że to oni odpowiadają za te zniknięcia? – wtrąciłam, gdy zrobił przerwę na złapanie oddechu. – Ale dlaczego same kobiety? Może to jakiś seryjny morderca? – podsunęłam sceptycznie, nie chcąc wyciągać zbyt pochopnych wniosków.

Wzruszył tylko ramionami. Skąd miał wiedzieć? Wszystkiego było ostatnio za dużo, sprawy nakładały się i mogliśmy widzieć połączenia tam, gdzie tak naprawdę ich nie było.

A książki? Church of Blood w San Francisco, zaginięcia kobiet, dziwny sen, który można by uznać za jakiś rytuał. Czy to wszystko naprawdę zbiegało się w jednym punkcie, czy tylko nasza paranoja i usilna potrzeba znalezienia w tym wszystkim sensu? Do tego Slade i nienaturalne trzęsienie ziemi na dokładkę. Co jeszcze mogło się wydarzyć, by do reszty nas dobić?

– Powinieneś odpocząć – stwierdziłam po chwili przypatrywania mu się w ciszy.

Otwarł usta, by zaprotestować, ale uprzedziłam go.

– Na nic się nam nie zdasz, jeśli będziesz przemęczony. Nie wykopiesz znikąd informacji, musimy poczekać, co stanie się dalej. Nie jesteśmy w stanie zawsze być o krok przed złem – mówiłam stanowczo, ale z wyrozumiałością. – Ostatnie tygodnie były ciężkie dla nas wszystkich. – Przygryzłam wargę, zastanawiając się nad następnymi słowami. – Kori się o ciebie martwi – oznajmiłam.

Uważnie przyjrzałam się jego znikomej, ale mimo wszystko widocznej dla mnie reakcji. Przestąpił z nogi na nogę i odchylił się lekko do tyłu. Dotknęłam czułego punktu, który momentalnie przyprawił go o niewygodne uczucia.

– I wiem, jak ty się o nią martwiłeś, gdy się ukrywaliśmy – dodałam, gdy nic nie powiedział. – Niestety dla was wszystkich, nie jestem w stanie w ogóle nie zwracać uwagi na wasze emocje – rzuciłam przepraszającym tonem z cieniem krzywego uśmiechu na ustach.

– Może masz rację – przyznał cicho. – Stare przyzwyczajenia – rzucił z grymasem „cóż poradzę?” na twarzy, pomijając moją uwagę.

Dopił kawę, odbił się energicznie od blatu i wstawił kubek do zlewu.

– Dzięki, Raven – rzucił z wdzięcznością, kładąc dłoń na moim ramieniu.

Kiwnęłam tylko głową i odprowadziłam go wzrokiem do wyjścia. Nie byłam jednak do końca pewna, czy zamierzał iść odpocząć.

 

 Przerażenie zmroziło mi krew w żyłach. Chciałam uciekać, ale mogłam jedynie patrzeć. Nie byłam w stanie odwrócić wzroku od leżącego w moich ramionach monstrum. Demoniczne, odrażające niemowlę wiło się przede mną. Czułam gorąco bijące od jego krwistoczerwonej skóry.

Stwór wbił we mnie spojrzenie dwóch par żółtych oczu. Jego wzrok przewiercał umysł i duszę na wylot. Siało panikę i odrazę w sercu.

Dopiero teraz dostrzegłam wokół siebie rozmazane sylwetki. Zwrócone do mnie niewidocznymi twarzami, unosiły ręce jakby w podziękach. Z wstrzymanymi wdechami oczekiwali na pierwszy krzyk noworodka.

I nagle demon rozwarł bordowe usta.

Uderzyła mnie jedna, przemożna myśl – muszę je zgładzić. Chciałam odrzucić rozgrzane ciało na bok, zmiażdżyć, zniszczyć, rozetrzeć na proch. Byłam świadoma tylko jednej rzeczy – to czysto zło, które należało powstrzymać.

Z gardła demona wydobył się urywany, ścinający krew w żyłach płacz.

Przeżyło.

 

Obudziłam się zlana potem.  Miałam wrażenie, że gorąco jego ciała wciąż rozlewa się po moim torsie. Odrzuciłam panicznie kołdrę i odczołgałam się na bok.

Ledwo łapałam oddech. Miałam wrażenie, jakby zniekształcone cienie wyginały się ku mnie. Kątem oka dostrzegałam pary rubinowych, złowrogich ślepiów. Kręciłam gwałtownie głową na wszystkie strony, ale one znikały i pojawiały się w innym miejscu.

Zamknęłam oczy. Oparłam czoło na podciągniętych kolanach i pozwoliłam, by otoczyły mnie skrzydła kruka. Powoli uspokoiłam oddech.

– To był tylko sen – szeptałam do siebie.

Machnięciem ręki zapaliłam wszystkie światła w pokoju. Powoli rozejrzałam się dookoła, paranoicznie upewniając się, że byłam w nim sama.

– Na wielką Azar, co to miało być? – stęknęłam, wsuwając palce w splątane włosy.

Wstałam powoli i podeszłam do półki. Sunęłam palcem po grzbietach książek, ale nie przychodziła mi na myśl żadna, która mogłaby udzielić mi jakiejkolwiek odpowiedzi. Czy to miało związek z Trygonem? A może Robin miał rację i widziałam czyimiś oczami. Jednak co to oznaczało? Narodziny demonicznego dziecka? Rytuał… Kobiety…

Ręka zamarła mi w powietrzu. Serce stanęło na sekundę.

Czy ktoś próbował sprowadzić na świat kolejnego potomka dla Trygona?

– To nie ma żadnego sensu… – szepnęłam, chcąc, by była to prawda. – Ma mnie, po co kolejni? Kult Trygona nie istnieje od kilkunastu lat, tak twierdzili mnisi – mówiłam coraz szybciej, wraz z pędzącymi z większą prędkością myślami. – Starożytne księgi? „Naczynie”?

To słowo uderzyło mnie prosto w twarz, nokautując w jednej sekundzie.

– Nie, nie, nie – mruczałam desperacko, kręcąc głową. – Szukam na siłę sensu. Jestem jedynym żyjącym potomkiem Trygona. Nikt nie próbował rytuału jego przywołania odkąd udało się to w przypadku Arelli – zapewniłam samą siebie.

Jednak zalew tysiąca myśli nie dawał mi spokoju. Czy scena ze snu działa się aktualnie? A może już się wydarzyła? Co, jeśli to prekognicja?

Głowa zaczęła mnie boleć. Nie wiedziałam, co zrobić. Jeśli Trygon przybyłby w jakiejkolwiek formie na ziemię, by dokonać zaślubin, to czy wyczułabym go? Czy ukryłby przede mną swoją obecność?

Musiałam sprawdzić, gdzie się aktualnie podziewał.

Porwałam z szafki fiolkę z czarnym proszkiem, telekinezą zgarnęłam świece i świeczniki. Przywołałam księgę z demonicznymi istotami.

Rozsypałam mieniący się i szeleszczący nienaturalnie pył w okrąg. Postawiłam pięć świec na jego brzegu i połączyłam je resztą proszku w kształt pentagramu. Zgasiłam światła, pozostawiając jedynie pięć płomieni drgających rytmicznie pomimo braku jakiegokolwiek ruchu powietrza.

Odszukałam właściwą stronę. Opis Trygona zajmował kilka kartek, ale i cała książka nie oddałaby jego grozy, potęgi i dokonanych podbojów.

Położyłam się w dostatecznie dużym okręgu, kończynami i głową skierowanymi ku świecom. Księga lewitowała nade mną. Światło płomieni padało chybotliwie na stronice, sprawiając, że litery wydawały się dryfować po starym, zżółkłym papierze, a odrażająca karykatura istoty jakby wyrywała z oków książki.

Odetchnęłam głęboko. Czułam, jak moc przepływa strumieniami pomiędzy świecami, koncentrując się w czakrze trzeciego oka. Skupiłam się na postaci Trygona. Niechętnie odszukałam jego nieodłączną cząstkę żyjącą we mnie. To był ślad, który miał mnie do niego zaprowadzić.

– Suscipe me ad Trygon Terribilis – wyszeptałam.

Zamrowiła mnie skóra. Ciepło przepłynęło falą od świec, rozlewając się ponad moim ciałem. Energia skupiona w czakrze buzowała, wyrywając się ku Trygonowi.

Wiedziałam, że mogło to potrwać. Mógł być wszędzie. Rozkoszowałam się rozlewającą się po ciele mocą, która wypełniała mnie od palców u stóp, aż po czubek głowy.

Nagle wyczułam znajomą, ciągnącą mnie niczym magnes energię. Gdzieś w odległej przestrzeni, między innymi wymiarami buzowała potężna, niemożliwa do pomylenia z czymkolwiek innym aura.

Miałam pewność, że żadna jego cząstka, oprócz tej we mnie, nie plątała się po Ziemi.

Chciałam zerwać połączenie, zanim Trygon zdołałby je w jakiś sposób przejąć. Znałam jego potęgę i obawiałam się, że mógłby ściągnąć do siebie moją emanację.

I właśnie to się stało.

Poczułam szarpnięcie odrywającej się emanacji, mięśnie spięły się, oddech ustał na ułamek sekundy, gdy przenosiłam się po przez przestrzeń między wymiarami.

Otwarłam oczy w porażająco innym otoczeniu. Momentalnie zalał mnie czysty strach.

Dookoła panował gęsty mrok. Chociaż nie byłam tam fizycznie, czułam unoszący się w powietrzu odór śmierci i rozpaczy. Każda cząstka tego nieszczęsnego świata była wręcz przesiąknięta obecnością Trygona. Ślad jego potęgi przetoczył się po powierzchni porażająco przygnębiającej planety. Otaczała mnie ziejąca pustka. Zero życia. Zero energii. Całość tego, po co przybył, zabrał do ostatniej cząstki. Zrównał wszystko z ziemią.

To samo czekało nasz wymiar.

Ta myśl znokautowała mnie. Choć doskonale znałam sposób działania Trygona, dopiero zobaczenie tego na własne oczy naprawdę uzmysłowiło mi jego okrucieństwo. Zapłonął we mnie gniew. Niepokonana chęć powstrzymania go. Choćby tu i teraz, co było zresztą niedorzeczne.

Musiałam jak najszybciej wrócić. Pozostawanie w takiej odległości od ciała nie było najrozsądniejsze, a jednak… coś mnie tu trzymało. Czułam potężne przyciąganie. Znajoma aura, która bezgłośnie kazała mi zostać jeszcze moment.

I wtedy go ujrzałam.

Wyłonił się znikąd, w całej swojej demonicznej okazałości. Większy, niż zapamiętałam. Bardziej muskularny i emanujący potęgą. Białe włosy falowały dookoła szpetnej twarzy pomimo braku wiatru. Rozbudowane, szpiczaste rogi wystrzeliwały ku bezkresnemu, pogrążonego w mroku niebu.

Chciałam jednocześnie walczyć, uciekać i poddać się. Nienawiść przeplatała się ze strachem i dziwną uległością, którą poczułam na jego widok.

Mój stworzyciel. Mój początek i koniec.

– Córko – powiedział powoli, a jego głęboki głos wydobył się spod ziemi i przechodząc od stóp do głowy, wprawił w wibracje całe moje ciało. – Przybyłaś zobaczyć moje dzieło? – spytał, szczerząc kły w ironicznym uśmiechu.

Znieruchomiałam. Moc buzowała w moim ciele, wyrywając się ku Trygonowi.

Rozciągnął usta jeszcze szerzej. Zmrużył pałające czystą nienawiścią oczy. Doskonale czuł moją reakcję. Czerpał satysfakcję z dezorientacji i uległości, jakich doznawałam. Tak długo ukrywany potomek przybył i stał przed jego majestatem. I choć byłam tam tylko astralnie, to było wystarczająco. Jego potęga wydała mi się nieposkromiona.

Nagła świadomość, że był zdolny do wszystkiego, ścięła mi krew w żyłach.

Musiałam uciekać.

Przywołałam w głowie obraz pokoju. Uczepiłam się usilnie chęci powrotu do niego. I wszystkie wysiłki okazały się płonne. Trygon wsunął się niepostrzeżenie między moje myśli, kontrolując je według swojej woli.

Byłam uwięziona.

Sam na sam z Trygonem. Wystawiłam mu się jak na tacy. Jak mogłam postąpić tak pochopnie? Chciałam, by to wszystko okazało się snem. Jednym z wielu koszmarów, które miewałam co noc, a były równie realistyczne.

Jednak tym razem to była rzeczywistość.

Trygon uśmiechnął się złowieszczo, czując moją bezradność. Doskonale zdawał sobie sprawę z władzy, jaką nade mną miał. Jego potęga była niezrównanie większa od mojej, marnej cząstki mocy, a z każdym podbitym światem wzrastała jeszcze bardziej. Mogłam jedynie czekać, aż w jakiś sposób przywoła tutaj moje ciało albo któryś z Tytanów uprzedzi go i przerwie kanał łączący te wymiary.

Gardło ściskało mi się coraz bardziej z każdym jego krokiem. Zrobił głęboki oddech, delektując się martwym otoczeniem. A może moim strachem?

– I jak? Podoba ci się ten widok? – spytał, rozkładając szeroko muskularne ręce. – Ten marny kawałek świata właśnie dołączył do mojego królestwa. Twojego królestwa – zaakcentował ostatnie słowa. – Ten sam los, wybawienie z moich rąk czeka już wkrótce twój nędzny wymiar. Ci żałośni ludzie myślą, że mogą przywołać mnie jak podrzędnego demona – sarknął z bezgraniczną odrazą.

Serce stanęło na chwilę. Wnętrzności skręciły się. Czy on właśnie powiedział, że ktoś próbował sprowadzić go na Ziemię? Ktoś odnalazł sposób na dokonanie tego rytuału?

– Nie potrzebuję niczyjej czci. Nie karmię się lichą wiarą podrzędnych istot. Podbijam i biorę, co moje! – zagrzmiał i uderzył kopytem o spopielony grunt.

Poczułam wibracje przetaczające się przez astralną emanację. Jego gniew, tak czysty. Pierwotny. Emanował od niego, zalewając mnie i wzbudzając przy tym znienawidzoną cząstkę, którą próbowałam ukryć w najmroczniejszych zakamarkach umysłu.

– A ty przyłączysz się do mnie już niedługo – wysyczał, wbijając we mnie płonące spojrzenie. – Staniesz się bramą, jak zostało przepowiedziane i nikt mnie nie powstrzyma!

Poczułam szarpnięcie. Tym razem nie pochodziło od niego. Przez zasłonę rzeczywistości przebił się do mnie jakiś obcy dźwięk. Serce przyspieszyło na myśl, że ktoś znalazł moje ciało.

Trygon też to wyczuł. Pochylił się ku mnie, przekrzywiając głowę z zaciekawieniem.

– Twoi nędzni przyjaciele nie uratują cię przede mną, Raven – wysyczał. – Skazujesz ich tylko na większą mękę, pamiętaj o tym – dodał.

Wizja zaczęła mi się rozmazywać. Delikatne światło przyćmiło wszechobecny mrok. Jadowity głos Trygona powoli znikał, zastąpiony przez znajomy głos wymawiający moje imię.

Znajdowałam się z powrotem w pokoju.

– Raven, proszę, na łaskę X’Hal, powiedz coś do mnie – stękała urywanym głosem Starfire.

Musiało minąć parę sekund, nim w pełni odzyskałam kontrolę nad ciałem po ponownym połączeniu. Pokręciłam gwałtownie głową, by całkowicie otrząsnąć się z projekcji.

– X’Hal, żyjesz! – pisnęła, gdy się poruszyłam.

– Tak, Star, wszystko w porządku – stęknęłam, podnosząc się do siadu.

Byłam pewna, że w panice zdążyła obudzić już całą wieżę. Patrzyła na mnie rozszerzonymi ze strachu oczami i przykładała dłoń do ust.

– Na pewno dobrze się czujesz? Nie ruszałaś się i było to dziwne światło dookoła ciebie i zaraz po…

Jej zabójczo szybki monolog przerwał Robin, który jako pierwszy wparował do pokoju. Zaraz za nim Cyborg i Beast Boy w samych bokserkach… Założonych tył na przód…

Przewróciłam oczami. Nie potrzebowałam tego przedstawienia. Miałam pewność, że Trygon w żadnej postaci nie przybył na Ziemię, a dodatkowo uzyskałam informacje, że ktoś naprawdę chciał go przywołać. Z tego wszystkiego najgorsze było tylko to, że musiałam błyskawicznie wymyślić jakąś wymówkę dotyczącą dziwnego rytuału.

– A co to za zabawy po nocach? – rzucił na powitanie Cyborg.

– Kori, co się stało? – spytał zaniepokojony Robin, rozglądając się uważnie po pokoju.

Tytani stanęli nade mną z oczekującymi, skonfundowanymi minami.

– Gdy wracałam do sobie, dostrzegłam to dziwne światło dochodzące z pokoju Raven. Zapytałam, czy wszystko w porządku, ale nie usłyszałam odpowiedzi i zaniepokoiłam się, że mogło stać się coś złego, więc chciałam się upewnić – wyjaśniła, wyginając palce. – Przyjaciółko, przepraszam, że złamałam zakaz dotyczący naruszania twojej prywatności, ale bałam się, że coś ci się stało – dodała ze skruchą wypełniającą jej głos i szeroko otwarte oczy.

Kiwnęłam głową, jednocześnie notując w myślach pytanie, skąd Star wracała o tej godzinie. Wstałam, machnięciem ręki zgasiłam świecie i przybrałam chłodną maskę na twarz.

– Nic się nie stało, Star – zapewniłam łagodnym głosem. – A teraz koniec przedstawienia, możecie wyjść – rzuciłam sucho.

Garfield uniósł brew z zaciekawieniem, a Starfire wciąż przyglądała mi się z niepokojem, jakbym miała zaraz paść nieprzytomna. Czułam na sobie badawcze spojrzenia Cyborga i Robina, ale odpierałam je hardym wzrokiem.

– Wszystko w porządku, po prostu medytowałam… w inny sposób – wymyśliłam naprędce.

Czułam się coraz bardziej nieswojo wraz ich narastającą niepewnością. Rozumiałam, że dla Star rytuał mógł wyglądać niepokojąco, zwłaszcza, gdy leżałam nieruchomo, nie odzywałam się i otaczała mnie mroczna aura, ale znali mnie na tyle, by móc uznać to za jedno z moich niecodziennych zachowań.

Kiwnęłam powoli głową, potwierdzając moje słowa i spojrzałam przelotnie na drzwi, dając im do zrozumienia, czego oczekiwałam.

– Zaproś nas następnym razem – rzekł z krótkim śmiechem Beast Boy, wychodząc z pokoju.

Tytani zaczęli powoli wracać do siebie, chociaż widziałam ich ukradkowe spojrzenia przez ramię. Robin stał przez chwilę nieruchomo, jakby oczekiwał ode mnie wyjaśnień.

– Poczekaj – mruknęłam, gdy zmierzał ku wyjściu.

Obrócił się do mnie, potem w stronę korytarza, zamknął drzwi i przekrzywił głowę w wyczekującym geście.

– Inny sposób medytacji, huh? – powtórzył z krzywym uśmiechem błądzącym na ustach.

Przewróciłam oczami i posłałam mu zabójcze spojrzenie. Wyciągnęłam rękę za siebie, przywołałam pelerynę, otuliłam się nią szczelnie i naciągnęłam głęboko kaptur.

– Co się naprawdę stało? – spytał poważnym głosem, przez który przebijała troska.

Podszedł kilka kroków i zatrzymał się przed oddzielającym nas kręgiem.

– Miałam sen – podjęłam, zajmując się sprzątaniem po rytuale. – Albo wizję, sama już nie wiem… Widziałam nowonarodzone demoniczne dziecko. Znowu otaczali mnie jacyś ludzie… – urwałam na moment i przełknęłam rosnącą w gardle gulę. – Obudziłam się i zdałam sobie sprawę, że wszystkie te sny mogły mieć związek z Trygonem.

Sny, ale także prawdopodobnie dziwne bóle, których ostatnio doświadczałam. Sama nie wiedziałam, jakie było ich źródło, ale teraz chyba mogłam zaryzykować stwierdzenie, że była to jeszcze jednak z dróg, którą odbierałam odprawiane rytuały. Największą niewiadomą pozostawał jednak sposób, w jaki w ogóle doszło do tego połączenia.

Westchnęłam, obracając się do niego twarzą. Słuchał z uwagą, stojąc cały czas w tym samym miejscu. Czułam jego zmartwienie, chociaż nie było go po nim widać nawet w najmniejszym stopniu. Otwarł usta, ale uniosłam uciszająco rękę.

– Daj mi skończyć – powiedziałam, siląc się na stanowczy głos. – Przypomniał mi się rytuał, który odprawiali kiedyś wyznawcy Trygona. Przywołanie go, by zasiał swoje nasienie w wybranej kobiecie. Wydało mi się to bezsensu, bo ma już żyjącego potomka. – Wskazałam niechlujnie na siebie. – Ale musiałam się upewnić, że nie ma go na Ziemi, więc odprawiłam rytuał.

– I to widziała Star?

– Tak. – Kiwnęłam głową, postanawiając pominąć fakt, że gdyby nie ona, mogłabym mieć spory problem z powrotem. – Trygona nie było na Ziemi, ale powiedział mi, że ktoś próbował go przywołać.

– Ale po co? – przerwał Robin, rozkładając ręce w pytającym geście.

– Nie mam pojęcia – przyznałam dobitnie. – Myślałam, że kult upadł kilkanaście lat temu, ale wszystko wskazuje na to, że ktoś znowu zaczął interesować się Trygonem.

– Church of Blood? – zasugerował.

Rozłożyłam ręce, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Natknęłam się niedawno na dziwne księgi – wyznałam po chwili ciszy. – Nie zdziwiłabym się na ich widok w Azarath, ale na Ziemi…? Księgi napisane w sumeryjskim w zwyczajnej księgarni? W dodatku sprzedawca zachowywał się dziwnie, nie chciał, bym się nimi interesowała. Zbył mnie i kazał przyjść następnego dnia, ale wtedy wykręcił się, że już je sprzedał – odpowiedziałam, równocześnie ponownie zastanawiając się nad całą sprawą.

– Nie dowiedziałaś się niczego o tych księgach?

– Tylko tytuły, ale nie jestem ich pewna. Połączyłam to z kultem Trygona, bo jednej z nich na pewno brzmiał „Naczynie”. Pozostałe kojarzą mi się z poszczególnymi etapami wtajemniczenia. Nie wiem, co to wszystko ma znaczyć, ale powinniśmy jak najszybciej powstrzymać tych ludzi, zanim kolejne kobiety zostaną skrzywdzone – oznajmiłam w dziwnym przypływie siły. – Albo uda im się otworzyć niewłaściwe drzwi – dodałam złowieszczo.

– Powiedz mi tylko, jak mam wytłumaczyć pozostałym, skąd wziąłem te wszystkie informacje? – spytał, krzywiąc twarz w grymasie konsternacji.

Wzruszyłam ramionami. Byłam zmęczona. Astralna projekcja pozbawiła mnie i tak osłabionych ostatnio sił. Myśl o wznowieniu kultu, porwaniach niewinnych kobiet i powstaniu Church of Blood przygniatała mnie i dusiła swoim ciężarem. Czułam się bezsilna. Ledwie pokonywaliśmy jedną przeszkodę, na naszej drodze pojawiało się kilka innych. Moja uwaga dryfowała coraz dalej od pokonania Trygona i koncentrowała się na kwestiach, które okazały się dla mnie równie ważne, ale nie mogłam dzielić sił na nie wszystkie.

– Nie wiem – szepnęłam zmęczonym głosem i pomasowałam skronie. – Zastanawiam się, czy mogłabym odnaleźć miejsce, z którego docierają do mnie te wizje – oświadczyłam powoli, rozważając tę nagłą myśl w głowie.

– Gdzie ostatnio funkcjonował kult? – podrzucił Robin.

– Możliwe, że Gotham – przyznałam po chwili namysłu.

Dick przekrzywił głowę i uniósł brew w zaskoczeniu.

– Moja matka tam żyła i najprawdopodobniej tam przyłączyła się do kultu – wyjaśniłam sucho, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły.

Robin kiwnął tylko głową i zanurzył się w intensywnym procesie myślowym.

– Nie jestem pewny, co mam o tym sądzić – wyznał po przeciągającej się chwili milczenia. – Nie mam praktycznie nic, oprócz zgłoszonych zaginięć kobiet. To jedyne, co jest pewne.

Uniosłam brew z niemym pytaniem, które perfekcyjnie odczytał.

– Nie sugeruję, że twoje wizje nic nie znaczą, a księgi to przypadek – powiedział szybko, unosząc ręce w pokojowym geście. – Po akcji z Abaddonem nauczyłem się, że istnieją rzeczy, które sięgają daleko poza moje zdolności poznawcze. Chodzi mi o to, że tylko to jesteśmy w stanie prześledzić i zbadać. Twoje wizje się powtarzają, ale możemy co najwyżej zgadywać ich znaczenie. To samo z księgami. Nie chcę za szybko wyciągać wniosków – tłumaczył spokojnie.

– Trygon potwierdził, że ktoś chciał go przywołać – przypomniałam, czując tlący się wewnątrz mnie początek irytacji.

– Wybacz, ale nie uznałbym go za najbardziej prawdomównego gościa – odparł z przepraszającym grymasem.

Odwróciłam na moment wzrok. Prześledziłam obrzeża usypanego kręgu, który został zaburzony podczas wizyty Tytanów. Czy Robin sugerował, że Trygon mnie zmanipulował? Wyczuł, po co przyszłam, niepostrzeżenie wyciągnął z mojej głowy nurtujące mnie pytania i odpowiedział według moich płonnych nadziei? Ucisnęłam nasadę nosa i zamknęłam na moment oczy. Wszystko zaczynało mnie powoli przerastać. Problem gonił inny problem i żaden z nich nie wydawał się ostatecznie możliwy do zażegnania.

Czy było możliwe, by wszystko zatoczyło tak ogromny krąg i ostatecznie wróciło do punktu wyjścia, którym był Trygon?

Pokręciłam głową z rezygnacją i posłałam Robinowi chłodne spojrzenie. Nie potrzebowałam kolejnej osoby, która podkopywałaby moje zaufanie do siebie i poczucie kontroli nad umysłem. Sama robiłam to doskonale od najmłodszych lat. Zagrożenie dla wszystkich dookoła. Konieczność wyparcia wszelkich emocji i ciągła kontrola, by zapobiec najgorszemu. Nigdy nie mogłam zaufać sobie do końca. A co, jeśli to Trygon mieszał mi w głowie?

– Na pewno coś wymyślimy – powiedziałam obojętnie, byleby przerwać niezręczną ciszę.

Robin trafnie odczytał moje intencje ukryte za tymi słowami. Kiwnął delikatnie głową, obrzucił pokój spojrzeniem i wyszedł, rzucając przez ramię „dobranoc”.

Nie odpowiedziałam. Skupiłam się na oddechu, który nieznacznie przyspieszył. Dostrzegłam płożące się po podłodze macki ciemności, wyciągające zakrzywione haczykowato końce ku Robinowi. Wciąż czułam jego konsternację i cień niepokoju. O mnie? O komplikujące się sprawy?

Westchnęłam. Kontakt z Trygonem ewidentnie mi nie służył. Ze strachem wyczułam, że moja demoniczna strona urosła w siłę. Jakby pochłonęła część energii ze źródła, nakarmiła się jego obecnością. Miałam wrażenie, że wysuwała się z cienia, na jej twarzy gościł złowieszczy uśmiech, jak gdyby przeczuwała mój niepokój i osłabienie.

Czekała cierpliwie, by przejąć kontrolę.

*****

Chyba mnie pogrzało, bo piszę w takim tempie, jak jeszcze nigdy w życiu xD 

Rozdział 23 jest napisany, 24 się pisze, ale mogę zaspoilerować, że wydarzą się w nich ważne dla fabuły rzeczy, więc muszę jeszcze przemyśleć, czy aby na pewno chcę, żeby tak wyglądały.  

Korzystam z weny, póki zaszczyca mnie swoją obecnością :D

Coś czuję, że w lipcu pojawi się jeszcze co najmniej jeden rozdział, przy czym 23 jakimś sposobem ma pięć tysięcy słów xD

5 komentarzy:

  1. "– Czemu się łudziłem, że zechcesz tu dobrowolnie zostać? – rzucił swobodnie Robin, kierując się już ku wyjściu." Nie możesz wyjść, ale za to możesz popatrzeć, jak ja wychodzę xD.
    "hydroksyzynie" no nie, tego to bym nie zgadła xD
    "Lider stał przed ekspresem, który wypluwał dla niego zapewne którąś z kolei kawę." Widzę, że niezdrowe nawyki odziedziczył po mamie xD
    "Chwyciłam kubek w dłonie i obróciłam się do niego, wzrokiem śledziłam jednak wciąż wirującą ciecz. " Tu już można wrzucić herbatę, ciecz brzmi sztucznie.
    "– Martwią cię te zniknięcia? – zmieniłam temat, wyczuwając jego obawy, odkąd tu weszłam." Mogłaby się martwić, gdyby go cieszyły xD
    "Może to jakiś seryjny morderca?" O, może Mort się do ciebie zawieruszył xD?
    " Co jeszcze mogło się wydarzyć, by do reszty nas dobić?" Zastanawia mnie to samo, ale trochę od innej strony - kiedy w końcu pozamykamy jakieś wątki? Bo na razie pojawia się coraz więcej spraw, a niewiele z nich zostaje rozwiązane.
    " Nie byłam jednak do końca pewna, czy zamierzał iść odpocząć." I mean, wypił właśnie kubek kawy.
    O, Ravcia ma wizje o samej sobie z punktu widzenia Arelli?
    "Czy ktoś próbował spłodzić kolejnego potomka dla Trygona? " od strony językowej spłodzić potomka może tylko Trygon, bo tylko sam zainteresowany osobnik z penisem może spłodzić dziecko. Proponuję "Czy ktoś chciał sprowadzić na świat kolejnego potomka Trygona?" Albo po prostu zwykłe, proste urodzić xD
    "stronnice" stronice. Chyba, że chodziło o stronnictwo ludowe i tak naprawdę Raven zakłada noemarksistowską partię komunistyczną xD
    "Znałam jego potęgę i obawiałam się, że mógłby ściągnąć do siebie moją emanację, co byłoby naprawdę dużym problemem." To zdanie jest za długie i psuje napięcie. Fragment o "co byłoby" do wywalenia najlepiej, sens zostanie.
    "Choć doskonale wiedziałam o sposobie działania Trygona, dopiero zobaczenie tego na własne oczy naprawdę dotarło do mojej świadomości. " to zdanie brzmi bardzo kwadratowo i ciężko przez nie przebrnąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Rozbudowane, szpiczaste rogi wystrzeliwały ku niebu pogrążonego w mroku, który pożarł także wszystkie źródła światła." Zgubiłam się w połowie zdania
    "Mój stworzyciel. Moje źródło mocy. To do niego tak bardzo mnie ciągnęło. Miał nade mną władzę." Sugestia dla podbicia napięcia: Mój stworzyciel do osobnej linijki, Moje źródło też, ewentulanie dodać coś w stylu "i moja zguba" dla dramy, a reszta do śmieci. Nie będzie to wtedy też brzmiało tak, jakby Ravcia się pokątnie zachwycała nad własnym ojcem xD.
    "to było to dla niego aż nadto" tyle wystarczyło
    "Chciałam, by to wszystko okazał się snem" okazało
    "Jednym z wielu koszmarów, które miewałam co noc, a były równie realistyczne" kropkę wcięło
    Ok, pora się przyznać, lubię twoją wersję Trygona. Czytając czuję, że jest się czego bać, a nie musi mi tego wciskać którąś postać.
    "którą próbowałam ukryć w najmroczniejszych zakamarkach umysłu, gdzie przynależała." ostatnie dwa słówka do wywalenia, nie trzeba tak łopatologicznie powtarzać, że Ravcia nie lubi być demonem.
    " Założonych tył na przód…" cóż, co tam ojciec, są rzeczy ważne i ważniejsze xD.
    "Kiwnęłam głową, jednocześnie notując w myślach pytanie, skąd Star wracała o tej godzinie" jeżu kobieto daj żyć w spokoju reszcie ludzi w tej wieży xD nie musisz wszystkiego monitorować jak Robin xD a tak na serio, to wydaje mi się, że Rae ma teraz ważniejsze problemy na głowie niż to, gdzie Star łazi po nocy.
    "Sama nie wiedziałam, jakie było ich źródło" Kobieto, przez nie wiadomo ile czasu robiłaś dwa dni temu za most, daj sobie na wstrzymanie.
    "– Możliwe, że Gotham – przyznałam po chwili namysłu." A no tak, niedługo trzeci sezon Titans, trzeba jechać do Gotham xD.
    "– Wybacz, ale nie uznałbym go za najbardziej prawdomównego gościa – odparł z przepraszającym grymasem. " Cóż, nie ma też żadnego powodu, żeby kłamać.
    "Czekała cierpliwie, by przejąć kontrolę.
    Mój największy strach. " Czekała do nowego akapitu, a zdanie o strachu do wywalenia, taka sugestia.
    No, podobało mi się bardziej, niż ostatnio, i jestem ciekawa, co tam dalej przygotowałaś :D. I kiedy zaczniemy w końcu domykać wątki, bo na razie jest ich od groma i trochę, a tu jeszcze nowe dochodzą xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kiedy w końcu pozamykamy jakieś wątki? Bo na razie pojawia się coraz więcej spraw, a niewiele z nich zostaje rozwiązane. - ja wiem, że to może tak wyglądać, jakby było od cholery wątków, ale ja nie jestem Tolkienem, żeby bawić się w coś tak rozbudowanego. Znam te wątki i dla mnie to wygląda prosto xD Ale odpowiadając na pytanie, kiedy się pozamykają... eeee... chyba jeszcze trochę trzeba poczekać xDDDD
      Chyba, że chodziło o stronnictwo ludowe i tak naprawdę Raven zakłada noemarksistowską partię komunistyczną xD - aber naturlich, ja tu podprogową propagandę wam serwuję xD
      lubię twoją wersję Trygona. - <3<3<3
      Czytając czuję, że jest się czego bać, a nie musi mi tego wciskać którąś postać - a drugiej części tego zdania nie rozumiem xD
      Czasami wychodzi w pisaniu ten nawyk tłumaczenia wszystkiego jak krowie na rowie, dosłownie wszystko piszę, a przecież jasno wynika z innych zdań, ale ja i tak muszę jeszcze jaśniej dopisać xD
      Generalnie, jeśli chodzi o wątki, to serio wydaje mi się, że nie ma ich aż tak dużo, przynajmniej dla mnie tak to wygląda, bo wiem, gdzie się one kończą i jak się ewentualnie przeplatają. Albo tak mi się tylko wydaje xD
      Cieszę się, że Ci się podobało :D

      Usuń
    2. Ad Trysiu - czuję, że ta postać jest groźna przez to, jak się zachowuje i jak mówi, a nie tylko dlatego, że postać x lub narrator tak powiedzieli. To ogółem był komplement xD
      może też po prostu ja mam słabą pamięć xD bo np nie pamiętam, jak się zakończył wątek z rozprowadzaniem narkotyków, plus teraz mamy wprowadzenie wątku narkomaństwa u Rae, Trygona, zaginione kobiety, kościół Blooda, Hive, dziwne sny... trochę się już tego nazbierało

      Usuń
    3. Tak, zrozumiałam, że komplement, tylko nie potrafiłam rozczytać zdania xD
      Za rozprowadzanie był odpowiedzialny Slade i Church of Blood, by pozyskać sobie wyznawców
      Hmmm, no dobra, patrząc z tej perspektywy jest tego sporo, ale jak się jest wtajemniczonym, to już tak strasznie to nie wygląda. Mimo wszystko spokojnie, nie mam zamiaru zostawiać nic niedopowiedziane,tym razem wszystko jest po coś, nie walę na pałę bezsensownych scen, które otwierałyby jakieś wątki xD (a przynajmniej się staram i wydaje mi się, że jak na razie mi to wychodzi)

      Usuń