Trzy noce bez wizji. Nieopisana
ulga, a jednocześnie narastający strach, że miałam rację. Że naprawdę im się
udało.
– Żadnego raportu o zaginięciu kobiety, z
pobliskich miast też cisza, ale musimy jeszcze poczekać, żeby móc stwierdzić,
że na razie jest spokój – poinformował Robin.
Noah wciąż poza naszym zasięgiem, żadnych
poszlak i faktów, same domysły i przeczucia. Dokładnie to, czego nienawidził
Dick, który uderzał palcami o blat w zniecierpliwieniu. Cyborg gapił się tępo w
ścianę, myślami gdzieś daleko, zaś Starfire patrzyła na nas strapionym
wzrokiem.
– To zaczyna się robić nudne – stwierdził
w końcu Beast Boy, przeciągając się na krześle. – W kółko Slade, Blood,
Fearsome Five i włamania do jubilerów – wyliczał na palcach.
– Blood byłby dopiero po raz drugi –
poprawił go Cyborg, niespodziewanie powracając świadomością na ziemię.
– No i nie zapominaj o napadach na bank –
dodała Terra, która dotychczas w ciszy, ale z cieniem kpiącego uśmiechu
przyglądała się naszemu zebraniu.
Robin ścisnął nasadę nosa i przerwał
wybijanie rytmu.
Wszyscy zwróciliśmy na niego
spojrzenia.
– Nie możemy namierzyć Fearsome Five, nie
wspominając nawet o Deathstroke’u. Church of Blood nie jest naw…
Słowa Robina urwały się nagle. Obraz przed
oczami zakołysał się i znikł. Straciłam czucie i zmysły. Gdzieś w oddali
dostrzegłam zakapturzone sylwetki. Znany krąg, świece, kamienny stół. Jednak
tym razem nikt na nim nie leżał. U jego szczytu stała potężna postać wznosząca
ramiona. Uderzyła mnie jej potęga i moc. Nagle ręka opadła z ogromną siłą na
ołtarz.
Wszystko zniknęło.
Nabrałam gwałtowny wdech i szarpnęłam się.
Leżałam na podłodze. Tytani dookoła. Przed oczami jednocześnie widziałam ich
zmartwione twarze i półprzezroczysty cień wizji.
– Raven? Co się stało? – spytał ktoś, ale
nie rozpoznałam głosu.
W uszach wciąż odbijało mi się echo
uderzenia dłoni o kamień.
Chwyciłam się za głowę. Ból rozsadzał ją
od środka. Przebitki wizji, niebywała moc, głosy Tytanów i przepełniające ich
emocje. Wszystko napierało na moje naruszone mury.
Nagle poczułam, jakby wszystko ze mnie
uszło. W jednym momencie powrócił spokój, a buzująca energia zniknęła. Znalazła
ujście.
Otwarłam zaciśnięte powieki i wydałam
zduszony okrzyk.
Tytani leżący na podłodze. Jęki bólu i
powolne ruchy.
Zerwałam się na nogi i dopadłam do Robina.
Chwyciłam go delikatnie za ramię, sprawdzając, co z nim.
– Przepraszam, Robin, naprawdę przepraszam…
– mamrotałam niewyraźnie, próbując wyczuć, czy wszystko w porządku z jego
ciałem.
Uniósł lekko głowę i stęknął.
– Raven… – Kaszlnął i z wysiłkiem
wycelował we mnie palec. – Spokojnie…
Dopiero po chwili zrozumiałam, że nie
wskazywał w moją stronę. Wyczułam chłodne objęcia kruka, który otulił mnie
skrzydłami. Rozkazałam emanacji zniknąć i nabrałam kilka głębokich
wdechów.
Robin podniósł się i wyprostował. Coś
strzeliło mu w plecach, ale tylko się skrzywił.
– No dziewczyno… – odezwał się z drugiego
końca pokoju Victor. – Masz kopa – przyznał z nutą bólu w głosie.
– Ja… Przepraszam. Nie chciałam was
skrzywdzić – wyszeptałam przez zaciśnięte gardło i teleportowałam się do
pokoju.
Zsunęłam nerwowo kaptur i oparłam się o
szafkę. Zacisnęłam mocno oczy, czując nieprzyjemne mrowienie w ich okolicy.
Opuściłam głowę, by nie spojrzeć w wiszące przede mną lustro.
Skrzywdziłam ich. Skrzywdziłam
najbliższych mi przyjaciół.
Zacisnęłam dłonie mocniej. Stanowiłam
zagrożenie. Miałam szczęście, że nie zrobiłam im czegoś okropniejszego.
Doskonale zdawałam sobie sprawę, jak niebezpieczne były moje moce. Będące pod
kontrolą… Kiedy zaś się spod niej wymykały…
Rozległo się pukanie. Drgnęłam, ale nie
ruszyłam się z miejsca.
Jak zwykle to Robin przyszedł ze mną
porozmawiać. Wyczuwałam jego zmieszanie. Tak rzadkie u niego.
– Raven – dobiegło niepewnie zza drzwi. –
Wiem, że tam jesteś. Proszę, otwórz.
Uniosłam powoli głowę, ale nie ruszyłam
się.
– Raven… – ponowił z dziwną niemocą w
głosie. – Nie zrobiłaś nikomu krzywdy – zapewnił, odgadując moje myśli. – Chcę
tylko porozmawiać.
Odepchnęłam się od szafki i wyprostowałam.
Wsunęłam dłonie we włosy, próbując opanować chaos w głowie. Nabrałam głęboki
wdech. Machnęłam ręką, otwierając drzwi.
Robin znieruchomiał zaskoczony. Stał
bardzo blisko progu, jakby opierał się wcześniej głową o drzwi. Rozejrzał się
niepewnie po pokoju i powoli wszedł do środka.
– Nic się nie stało – zapewnił, unosząc do
góry dłonie.
– Stało się – odwarknęłam.
Szybko odwróciłam się do niego plecami i
oplotłam wokół siebie ręce.
– Mogłam was skrzywdzić – dodałam już
spokojniej, ze skruchą w głosie.
– Raven, wiem, że nie mogłabyś…
– Nie rozumiesz – przerwałam mu stanowczo.
– Nie chcesz zrozumieć. Jestem dla was zagrożeniem. Jestem zagrożeniem dla
całego świata – stwierdziłam z goryczą.
– Pozwól mi zrozumieć – odparł łagodnie.
Wyczułam, że zrobił krok w moją
stronę.
– Tracę kontrolę – wyznałam ledwie
słyszalnie.
– Rachel, mówisz za cicho.
– Tracę. Kontrolę – powtórzyłam przez
zaciśnięte zęby. – Moje moce rosną, a ja nie jestem w stanie nad nimi
zapanować.
– To przez te wizje? – spytał, robiąc
kolejny krok.
– Wpływ Trygona… – odparłam cicho,
spuszczając wzrok. – Wyczuwam więcej i nie potrafię się od tego odciąć.
– Mogę ci jakoś pomóc? – Podszedł jeszcze bliżej.
– Nikt nie może – stwierdziłam i obróciłam
się do niego. – Wszystko zależy ode mnie.
Otwarł na moment usta, ale po chwili
zrezygnował. I tak mogłam domyślić się słów, które chciał powiedzieć. Że nie
byłam sama. Że miałam wsparcie Tytanów. Że wspólnymi siłami na pewno coś
zdziałamy. Wiedziałam, że miał dobre intencje, ale to były tylko puste
zapewnienia. Nie byli w stanie mi pomóc.
– A teraz proszę, zostaw mnie samą –
rzuciłam cicho, nie patrząc mu w oczy.
Nie protestował. Westchnął i bez słowa,
choć z głową przepełnioną myślami, wyszedł, zostawiając za sobą dudniącą mi w
uszach ciszę.
Bezgłośny alarm zwołał nas do
salonu. Robin już na nas czekał, tupiąc nogą i opierając się o stół. Gdy
weszliśmy razem z Cyborgiem jako pierwsi, obrócił się i wyprostował sztywno.
– Trening miał być dopiero za dwadzieścia
minut – rzucił Victor.
– Dzisiaj się wam upiecze – odparł Robin.
– Właśnie dostałem informację, że znaleziono ostatnio zaginioną kobietę –
oznajmił bez większej ekscytacji.
– Uuu, no to na co czekamy. Gdzie ten Groszek? – Obrócił się w stronę drzwi, ale nikt przez nie nie wchodził.
– A co z Tarą? – spytałam.
Robin jakby dopiero teraz sobie o niej
przypomniał i westchnął.
– Zabieranie jej ze sobą jest głupim
pomysłem, ale zostawianie jej tutaj samej jest jeszcze głupsze – stwierdził i
wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia. – Ktoś musiałby z nią zostać. –
Uniósł na nas wzrok.
– Czy ja ci wyglądam na dobrotliwego
wujka, który z chęcią zajmie się dzieciarnią? – spytał z wyrzutem Victor,
wskazując na siebie.
– Nie, wyglądasz na tego fajnego wujka –
odparł Dick i uśmiechnął się z przekorą.
Cyborg najpierw zmrużył powieki i patrzył
na niego chłodno, ale po chwili odwzajemnił uśmiech.
– No dobra. – Przewrócił oczami. –
Przynajmniej będę mógł dokończyć pracę.
Drzwi rozsunęły się i pozostała trójka
weszła do salonu.
– Terra, Beast Boy, zostajecie w wieży z
Cyborgiem – oznajmił głośno Robin, zanim zdążyli podejść. – Ja, Raven i
Starfire jedziemy do odnalezionej kobiety.
– Czemu zawsze omija nas najlepsza
rozrywka? – spytał smętnie Garfield.
– Ty, uważaj co mówisz, najlepsza rozrywka
tylko z wujkiem Cyborgiem – rzucił surowo Victor, wygrażając mu palcem.
Terra nawet nie zaprotestowała. Przesunęła
jedynie po nas znużonym wzrokiem i machnęła ręką.
– Zbieramy się. A wy i wieża macie być
cali, gdy wrócimy – upomniał Dick, odpychając się od stołu. – Raven, możesz?
Kiwnęłam głową i odczytawszy z głowy
Robina lokalizację, teleportowałam nas.
Wjechaliśmy na wskazane piętro i
wyszliśmy na korytarz. Już od windy dostrzegliśmy drzwi, których pilnowało
dwóch policjantów.
– Dzień dobry. – Robin kiwnął głową na
powitanie. – Jest możliwość, żeby nas wpuścić? – spytał spokojnym głosem.
– Po obdukcji – odparł sucho wyższy
mężczyzna ze starannie przystrzyżoną brodą.
– A czy ktoś pilnuje w środku? – drążył
dalej, nauczony poprzednimi doświadczeniami.
– W trakcie obdukcji jest tam tylko lekarz
i osoba badana – powiedział tym samym tonem, jakby tłumaczył coś dziecku.
– A jeśli coś stanie się kobiecie? – Ton
Dicka stał się bardziej stanowczy.
– A co ma się jej stać? – spytał i
spojrzał na nas wyczekująco.
– Już raz straciliście w szpitalu osobę
istotną dla śledztwa – przypomniał Robin, zachowując stoicki spokój.
Policjanci wymienili spojrzenia. Wyraźnie
młodszy i niższy stopniem wykrzywił twarz w dziwnym grymasie i wzruszył
nieznacznie ramionami.
– Moment – mruknął starszy i poprawiwszy
odruchowo kaburę, zapukał do środka i uchylił drzwi.
Wymienił kilka zdań szeptem i odsunął się
na bok.
– Może wejść któraś z dziewczyn –
oznajmił, patrząc na mnie i Starfire.
– W porządku. – Robin kiwnął głową i
również spojrzał na nas. – Która wchodzi?
Starfire wyglądała na nieco spłoszoną i
przygarbioną. Obstawiłam, że sytuacja była dla niej nowa i nie czuła się
najpewniej, więc zgłosiłam się na ochotniczkę.
Policjant przepuścił mnie w drzwiach i
zamknął je za mną. Kiwnęłam głową lekarce, która zlustrowała mnie szybko, po
czym wróciła do badania kobiety. Przysunęłam się do ściany i stanęłam za
plecami wychudłej blondynki.
Ciszę przerywało jedynie szeleszczenie
fartucha oraz rękawiczek. Lekarka przeszła do oględzin twarzy. Sięgnęła
delikatnie do brody kobiety i poprosiła, by otwarła usta. Ona jednak pokręciła
nieznacznie głową. Lekarka spojrzała na mnie przelotnie, po czym ponownie
odezwała się łagodnym głosem. Znowu spotkała się z odmową.
– Może mogę jakoś pomóc? – zaproponowałam
cicho.
– Nie można stosować siły – odparła
rzeczowo.
– Nikt nie mówi o zmuszaniu – odparłam i
podeszłam cicho do stołu, na którym siedziała kobieta.
Nie poruszyła się ani nie wydała dźwięku,
gdy się zbliżyłam. Przysunęłam bardzo powoli dłoń do jej skroni, jednak nie
dotykając jej. Spojrzałam w oczy lekarce, która nieufanie obserwowała moje
poczynania i kiwnęłam delikatnie głową, by ją uspokoić.
Zamknęłam oczy i wsunęłam się w umysł
kobiety. Weszłam bardzo płytko, ale to wystarczyło, by uderzyło mnie jego
zdewastowanie. Zupełna pustka. Żadnego śladu emocji. Jedyne, co mogłam zrobić,
to zrodzenie w jej umyśle chociaż cienia zaufania i skłonienie jej do wykonania
polecenia.
Otwarłam oczy i spojrzałam na lekarkę.
– Proszę spróbować teraz – oznajmiłam.
Położyła dłoń na brodzie kobiety i
delikatnie pociągnęła ją w dół. Tym razem ustąpiły. Lekarka pochyliła się i
poświeciła niewielką latarką do wnętrza. Odskoczyła, upuszczając ją.
Oderwałam dłoń od skorni i szybko obeszłam
stół.
– Co się stało? – spytałam łagodnie,
kładąc dłoń na ramieniu zszokowanej lekarki.
Uniosła drżący palec na siedzącą
nieruchomo kobietę.
– Spokojnie – wyszeptałam. Wyciszyłam jej
szalejące emocje. – Możesz spróbować powiedzieć, o co chodzi?
– J-jej… Język… – wyszeptała na urywanym
oddechu. – Nie ma…
Spojrzałam na nią, a potem na siedzącą w
ciszy kobietę. Obserwowała nas pustym wzrokiem, nie wykonując najmniejszego
ruchu.
Wyprostowałam się i powoli podeszłam do
niej. Nawet nie podniosła na mnie spojrzenia, gdy sięgnęłam do jej szczęki i
delikatnie pociągnęłam ją w dół. Zacisnęłam usta i przełknęłam ślinę.
Nie miała języka.
Puściłam ją, by przypadkowo nie zajrzeć do
głębszych części umysłu. Podejrzewałam, że to, co mogłam tam znaleźć, byłoby
straszne nawet dla mnie. Przez moment stałam bez ruchu, zastanawiając się, co
powinnam zrobić.
Pokręciłam głową, otrząsając się z
okropnych przypuszczeń, które podsuwała mi wyobraźnia. Podeszłam do drzwi i
pociągnęłam je stanowczo.
– Robin – wydusiłam.
Dick bez słowa minął zaskoczonych
policjantów. Nim zdążyli zareagować, Star prześlizgnęła się obok nich i
zamknęła za sobą drzwi.
– Co się stało? – spytał, rozglądając się
czujnie po niewielkim gabinecie.
Lekarka otrząsnęła się z szoku i
powiedziała rzeczowo, niemal automatycznie:
– Została pozbawiona języka.
Starfire uniosła dłonie do ust i rozwarła
szeroko oczy, patrząc na wyniszczoną kobietę.
Robin podszedł bez słowa do niej, by
samemu się przekonać. Szybko jednak rozwiał swoje wątpliwości.
– Raven, byłabyś w stanie wyciągnąć
cokolwiek z jej głowy? – spytał nieco zduszonym głosem.
– Nie wiem, czy chcę tam zaglądać –
przyznałam. – O ile cokolwiek w ogóle zostało.
– Musimy spróbować czegoś się od niej
dowiedzieć – stwierdził beznamiętnie bardziej do siebie, niż do nas.
– Robinie – wtrąciła się cicho Starfire. –
Może powinniśmy pozwolić najpierw skończyć pani doktor? – zasugerowała
delikatnie. – To dla nas wszystkich ogromny szok, ale nie chcę nawet myśleć, co
musi przeżywać ta biedna kobieta – dodała, patrząc na nią wzrokiem
przepełnionym bólem.
– Star ma rację – przyznałam. – Spróbujemy
później na spokojnie – dodałam i spojrzałam sugestywnie na drzwi.
Robin niechętnie opuścił pokój, rzucając
kobiecie przeciągłe spojrzenie. Kori wyszła za nim ze zbolałą miną naznaczoną
traumatycznymi wspomnieniami.
Ulokowałam się w tym samym kącie i w
milczeniu przyglądałam się lekarce, która przez resztę czasu nie potrafiła
otrząsnąć się z szoku.
– Susan Whitney – przeczytał Robin. – Lat
dwadzieścia trzy…
– Wygląda na znacznie starszą – wtrącił
Cyborg. Powiększył jedno ze zdjęć i uważnie mu się przyjrzał. – Trzydzieści co
najmniej.
– Może zniszczyły ją tak doświadczone
krzywdy? – zasugerowała Starfire.
– To nie jest istotne – przerwał chłodno
Dick. – Nie widać żadnych powiązań z innymi kobietami. Została porwana jako
ostatnia, ponad trzy tygodnie temu.
– A to jest niby istotne? – mruknął z
przekąsem Victor.
Robin uniósł na moment wzrok znad
czytanego tekstu, na co Cyborg przewrócił oczami.
– Zatrzymują ją w szpitalu do jutra, by
przeprowadzić wszystkie potrzebne badania. Po nich my będziemy mogli z nią
“porozmawiać”. – Wykonał w powietrzu cudzysłów.
– Jak można komuś obciąć język? – wtrącił
Beast Boy z wykrzywioną w obrzydzeniu twarzą.
– To nie jest najgorsza z możliwych tortur
– odparła beznamiętnie Terra.
Garfield i Victor w tym samym momencie
unieśli brwi, po czym zmarszczyli je i popatrzyli podejrzliwie na Tarę.
– No co? Nie oglądaliście nigdy dokumentu
o średniowiecznych torturach? – odparła nonszalancko.
– Czy one aby nie są od osiemnastego roku
życia? – rzucił z powątpiewaniem Victor.
Terra wzruszyła ramionami i machnęła
ręką.
– Możecie chociaż na chwilę się skupić? –
wtrącił nieco zirytowanym głosem Robin.
– Się robi, szefie – odrzekli zarówno
Terra, jak i Cyborg, jednocześnie salutując.
Garfield parsknął śmiechem, ale szybko
zatkał sobie usta dłońmi, widząc niezadowoloną minę Dicka.
– Znalazła ją dwójka studentów niedaleko
cmentarza Golden Gate. W pobliżu jest jeszcze pole golfowe, nic nadzwyczajnego.
Przed zaginięciem widziano ją ostatni raz na uniwersytecie, więc też nam to nic
nie daje.
– Czyli generalnie wciąż o niczym nie mamy
pojęcia, tak? – podsumował uczynnie Victor.
– Mamy zaginioną kobietę, więcej na ten
moment chyba nie możemy mieć – odparł sucho Robin.
– Miejmy nadzieję, że udzieli nam
przydatnych informacji – rzuciła w przestrzeń Starfire.
– Tak, miejmy nadzieję… – westchnął Robin.
Weszłam do pokoju przesłuchań. Wydawało mi
się, że nie było to najlepsze miejsce dla porwanej kobiety, ale jak nam
powiedziano, nie dysponowano innymi pomieszczeniami. Obeszłam powoli stół i
stanęłam naprzeciwko Susan.
Siedziała zupełnie nieruchomo tak, jak ją
zostawiono. Wpatrzona w jeden punkt, prosto przed siebie, jakby patrzyła przeze
mnie, nie na mnie. Choć umyta i opatrzona, wciąż wyglądała na znacznie starszą
i wymęczoną.
– Susan? – powiedziałam cicho.
Nie uniosła wzroku. Nie drgnęła.
– Próby porozumienia się z nią są daremne
– odezwał się z głośników głos biegłej psychiatrki. – Nie wykazuje reakcji na
żadne bodźce.
Kiwnęłam głową. Wiedziałam, że za moimi
plecami, ukryta za lustrem fenickim, stała drużyna wraz ze specjalistką, jednak
bycie obserwowaną wywoływało we mnie pewien niepokój.
Przekierowałam uwagę na Susan. Jej aura
była prawie że niedostrzegalna. Głowa pozostawała zupełnie pusta. Wolna od
jakichkolwiek uczuć i myśli, jakby zupełnie wyłączona.
– Co oni ci zrobili? – wyszeptałam,
podchodząc do niej.
Wyostrzyłam zmysły. W pierwszej chwili
wyłapałam myśli wszystkich ludzi znajdujących się w budynku. Zacisnęłam powieki
i odcięłam się od nich. Skupiłam się całkowicie na umyśle Susan, co było
niezwykle trudne nawet z rosnącymi mocami.
Dotknęłam opuszkiem palca jej skroni.
Wypuściłam powoli powietrze, uwalniając się od wszelkich rozpraszaczy.
Wniknęłam do wnętrza. Otoczyła mnie czarna, bezkresna przestrzeń.
W pierwszej chwili przytłoczyły mnie
pustka i zimno. Rozglądałam się dookoła, sięgałam zmysłami w zakątki
świadomości, lecz nie napotkałam najmniejszego śladu myśli, ani uczuć. Musiałam
zajrzeć jeszcze głębiej.
Przeniknęłam przez cienką granicę do
podświadomości. Momentalnie uderzyły mnie głośne i natarczywe myśli. Szepty
prześladujące na każdym kroku, na jawie i we śnie. Cichy głos, który zasiewał przekonania i podpuszczał do oczekiwanych działań.
Wyprali jej mózg. Zepchnęli wspomnienia,
uczucia i wolną wolę do nieświadomości, a może i nawet kompletnie wymazali,
zostawiając wyłącznie pożądane myśli. Wsłuchałam się w nie.
“Chwała Bloodowi.”
“Brother Blood naszym wybawcą.”
“Blood naszym życiem.”
Uciekłam do rzeczywistości.
Myśli były zbyt silne. Zakorzenione tak
mocno, że dłuższe ich słuchanie mogłoby przekonać i mnie. Wpływ, jaki
wywierały, był niewyobrażalny.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że
opierałam się o ścianę. Robin już przy mnie stał, a kobieta wciąż siedziała
niewzruszona.
– Raven? – głos Robina dobiegł jak zza
ściany.
– Moment – wymamrotałam pod nosem, łapiąc
się za skronie.
Widziałam i czułam dłoń Dicka na ramieniu,
jednak wydawało mi się to nierealne, jakby urojone. Częściowo wciąż
pozostawałam świadomością w umyśle Susan. Albo to jej zaimplantowane myśli
przedostały się do mojej głowy i odbijały się echem.
– Blood – powiedziałam do Robina,
prostując się.
– Jeszcze raz, nie usłyszałem – odparł,
podtrzymując mnie za ramię.
– Blood – powtórzyłam, siląc się, by
zrobić to głośniej.
Miałam wrażenie, jakby kobieta drgnęła na
to słowo. Próbowałam jej się przypatrzeć, ale obraz mi się rozmazywał.
– Chodź do pokoju obok – mruknął po chwili
milczenia.
Przeszliśmy do pomieszczenia za lustrem.
Beast Boy błyskawicznie ustąpił mi miejsca z obrotowego krzesła. Tytani wraz z
Terrą zgromadzili się dookoła mnie.
– Wszystko w porządku? – odezwała się zza
ich pleców lekarka.
– Raven? – Robin przykucnął przede mną.
– Nic mi nie jest – zapewniłam słabo.
W głowie wciąż tłukły mi się te nieznośne
głosy. Nie mogłam skupić się na niczym innym.
– Co tam zobaczyłaś? – spytał łagodnie
Dick.
– N-nic – wydusiłam, zamykając oczy.
– Zadzwoniliście po psychiatrę nie dla tej
osoby, co trzeba – wtrąciła Tara.
Rozległo się puste plaśnięcie, a zaraz
potem oburzony głos Terry i zduszony śmiech Garfielda.
– Ktoś ma coś jeszcze do powiedzenia? –
oświadczył chłodno Robin. – Świetnie, cieszę się – rzekł po chwili ciszy. –
Raven, co tam się wydarzyło? Mówiłaś coś o Bloodzie.
– Wyprali jej mózg – odparłam powoli,
uspokoiwszy się trochę.
– Blood? – dopytywał.
– Nie widziałam, a słyszałam – podjęłam
się wyjaśnień. – Głosy w jej głowie. Wyłącznie głosy wychwalające Blooda. Siłą
zrobili z niej wyznawczynię.
– Nic innego tam nie zostało? – rzucił
sceptycznie Cyborg.
– Możliwe, że zostało zepchnięte gdzieś
głęboko do nieświadomości, ale nie zdążyłam się tam dostać – przyznałam,
pocierając skronie. – Tak, mogę spróbować ponownie – uprzedziłam Robina. – Ale
na razie nie jestem w stanie.
– Dobrze, odpocznij. Możemy to zrobić
później – zapewnił uspokajająco.
– No dobra, to co teraz robimy, szefie? –
spytał Garfield i ziewnął.
– Raven, jesteś w stanie się
teleportować?
– Potrzebuję chwili – odparłam Robinowi.
– No dobrze, to wy wracajcie bezpośrednio
do wieży. Tylko bądźcie ostrożni. Ja poczekam z Raven, aż będzie mogła się
przenieść – zarządził Dick.
Tytani opuścili pokój, jednak jeszcze
niebywale długo wyczuwałam ich umysły.
– Mogę jakoś pomóc? – odezwała się
lekarka, również zmierzając do drzwi.
Robin spojrzał na mnie, jakby
przekierowując pytanie.
– Nie, wszystko w porządku – odparłam,
unikając jej badawczego spojrzenia.
– Może pani powiedzieć dyżurującemu
policjantowi, że na razie można stąd zabrać Susan. W razie czego się zgłosimy –
poprosił Dick, gdy kobieta trzymała już dłoń na klamce.
– Przekażę. – Kiwnęła głową, rzuciła nam
ostatnie uważne spojrzenie i wyszła.
– Gdy będziesz chciała jeszcze raz
przeszukać głowę Susan, to powiedz. Mają przenieść ją do ośrodka leczniczego,
żeby spróbować jej pomóc – poinformował, opierając się o biurko zastawione
sprzętem.
– Nie dadzą rady – odparłam ponuro i
spróbowałam wstać. – Nie są w stanie. – Podeszłam powoli do szyby i spojrzałam
na siedzącą nieruchomo kobietę. – W najlepszym przypadku wszystko zostało
zepchnięte gdzieś w głąb jej umysłu. Może udałoby się to przywrócić. W
najgorszym, jedyne, co w niej zostało, to ślepa wiara w Blooda – zawyrokowałam.
– Trzeba spróbować jej pomóc. Rodzina
otrzymała wiadomość, że córka została odnaleziona, jednak spójrz. – Wskazał na
Susan. – Może się okazać, że jeszcze bardziej się załamią na jej widok.
– Pomyśl o wszystkich ludziach, którzy są
obecnie w szponach kultu – skontrowałam i obróciłam twarz w jego stronę. –
Trzeba sprawdzić, skąd mogła przyjść. Znaleźć ich kryjówkę. Może nie wszyscy są
w tak złym stanie – ciągnęłam nieubłaganie.
– Wiem, Rachel – przyznał posępnie. –
Wiem…
– Ale wy wiecie, że ja znam wasze imiona,
prawda? – odezwała się Terra, wciąż przeżuwając gofra.
Wszystkie spojrzenia przeniosły się na
nią. Dick wyprostował się i odłożył komunikator na bok.
– No wiadomo, oprócz naszego Cudownego
Chłopca, on to pewnie nawet nie pamięta swojego prawdziwego imienia, ale
pozostali… – Wzięła kolejny gryz. – Nie jestem głucha, słyszałam, jak się do
ciebie zwracacie, więc możecie już sobie darować tę szopkę z ukrywaniem
tożsamości – oznajmiła nonszalancko.
Wszyscy zgodnie unieśliśmy brwi i nawet
Beast Boy nie odezwał się słowem. Na twarzy Terry błądził usatysfakcjonowany
uśmiech.
– W zasadzie… – przerwała jako pierwsza
Starfire. – Nie do końca rozumiem, czemu mielibyśmy ukrywać przed Tarą nasze
prawdziwe imiona. Jest w nich coś złego?
– Nie, Star – odparł niewzruszonym tonem
Dick. – Wszystko z nimi w porządku, po prostu…
– Po prostu ktoś tu ma paranoję – wtrącił
Garfield. – Ale nie miej mu tego za złe, w końcu pracował z Batmanem, to i tak
dobrze, że nie wszczepił nam żadnych nadajników – zaczepił Terrę łokciem i
powiedział do niej konspiracyjnym szeptem.
Robin uniósł brew, jakby chciał zapytać,
czy jest tego aby pewien, ale ostatecznie zrezygnował.
– To kwestia bezpieczeństwa – wyjaśnił
cierpliwie. – Jeśli nie znacie czyjejś prawdziwej tożsamości, to nawet w
trakcie tortur albo w trakcie czytania myśli nie zdradzicie tej informacji, bo
jej zwyczajnie nie posiadacie.
– Eee tam. – Machnęła ręką Tara. – Komu
byłaby niby potrzebna taka informacja?
– Zdziwiłabyś się – odparł jedynie Dick i
wrócił do przeglądania informacji na swoim urządzeniu.
– Nie słuchaj go – rzucił Beast Boy i
wyciągnął rękę w stronę Terry. – Garfield Logan, miło poznać. – Posłał jej
szeroki uśmiech.
– Tara Markov – odparła, uścisnęła jego
dłoń i mocno potrząsnęła.
– Victor Stone. – Cyborg podążył śladem Garfielda.
Jako ostatnia, swoim tamarańskim imieniem
przedstawiła się Kori.
Robin obrócił nieznacznie głowę w moją
stronę, ale to wystarczyło, bym miała pewność, że wymieniał ze mną
porozumiewawcze spojrzenie. Nie podobało mu się to, ale nie miał serca psuć
atmosfery.
Tara najwyraźniej wyłapała naszą
dezaprobatę i uśmiech zniknął z jej twarzy. Zerknęła na mnie przelotnie i pod
moim nieufnym spojrzeniem szybko wróciła do swojej zwyczajowej, obronnej
postawy.
– A gdyby tak… – odezwał się po chwili
ciszy Beast Boy. – Tara ćwiczyła z nami już parę symulacji, może zabrać by ją
na prawdziwą akcję? – zaproponował z nadzieją w głosie.
Sama zainteresowana spojrzała na niego ze
zdziwieniem, ale nie zaprotestowała, tylko jak pozostali wyczekiwała odpowiedzi
lidera.
– Deathstroke wciąż na nią poluje – odparł
beznamiętnie i dopił resztę kawy.
– To może go w końcu sprzątniecie? –
spytała niemal z pretensjami.
– Uwierz nam, z wielką chęcią – stwierdził
Cyborg.
– Deathstroke jest jednym z
najtrudniejszych przeciwników, z jakim się mierzyliśmy do tej pory – dodała
Kori.
– Wiesz, że tak naprawdę nic cię tu nie
trzyma – oznajmiłam obojętnym tonem.
Tara przeniosła na mnie skonsternowane
spojrzenie.
– My zaproponowaliśmy ci ochronę, a ty się
na nią zgodziłaś – kontynuowałam, wbijając w nią intensywne spojrzenie. – Jeśli
ci się nie podoba, możesz iść. A jeśli chcesz się do czegoś przydać, posłuż za
przynętę na Deathstroke’a – dodałam chłodno.
Beast Boy aż wciągnął głośno powietrze z
wrażenia. Spojrzenia całej drużyny skierowały się na mnie, ale ignorowałam je,
obserwując reakcję Terry.
– Z wielką chęcią – odparła
entuzjastycznie, mrużąc nieznacznie oczy. – Złapmy Deathstroke’a – dodała i
rozłożyła ręce, jakby w pytaniu, na co jeszcze czekamy.
– Raven – odezwał się bezbarwnym głosem
Robin. – Pozwól na chwilę.
Dick wstał i poczekał, aż ja zrobiłam to
samo. Atmosfera momentalnie zgęstniała. Cyborg wymieniał z Garfieldem
spojrzenia, Star patrzyła nieco zaniepokojona, zaś Terra wydawała się
usatysfakcjonowana.
Wyszliśmy na korytarz. Nakryłam się
szczelniej peleryną.
– Raven, powiedz mi, co to miało być? –
spytał, zachowując spokojny ton.
Przez chwilę stałam i nie odzywałam się.
Sama próbowałam przeanalizować, co właśnie się stało. Te słowa… Tak oziębłe i
wyzywające. Jakby nie moje.
– Przepraszam – wymamrotałam. – Nie
chciałam tego powiedzieć.
– Nie chciałaś, ale powiedziałaś – odparł
chłodno i westchnął. – To też przez Trygona? – ni to stwierdził, ni zapytał i
położył dłoń na moim ramieniu.
Strąciłam ją i zrobiłam krok do tyłu. Miał
rację. Nie wiedziałam nawet w którym momencie Demon przejął kontrolę. Zrobił to
zupełnie niezauważalnie, umknął uwadze i wypowiedział swoje słowa moimi ustami.
Pochodząca od Trygona część zaczynała opanowywać coraz więcej obszarów mojego
życia.
– Naprawdę przepraszam. – Zrobiłam kolejny
krok do tyłu.
– Raven, poczekaj.
Chciał sięgnąc za mną, ale wniknęłam w
podłogę.
*****
Stwierdziłam, że przydałoby się coś w końcu tutaj dodać xD
Jak to mawiają, lepiej późno, niż wcale, dlatego zabrałam się do rozpisania paru następnych rozdziałów (a przede wszystkim mądrego ich rozplanowania i przemyślenia, czy nie zapędzam się w fabularny ślepy zaułek). Wydaje mi się, że wszystko ładnie się spina, ale to już pozostawię to oceny wam, gdy obmyślone sceny ujrzą światło dzienne. A kiedy się to stanie? Tego nawet najstarsi górale nie wiedzą xD