środa, 11 października 2023

32. PUNKT ZWROTNY

 

 Mój pokój z oazy stał się fortecą. Ukryłam się w nim przed Tytanami, chociaż nie mogłam ukryć się przed tym, czego najbardziej się obawiałam. 

Przed samą sobą.

Po koszmarze sprzed kilku dni, nie byłam w stanie spojrzeć przyjaciołom w twarz. Choć niczego nie pamiętali i nie wiedzieli, co zrobiłam, czułam ich nieufne, oskarżycielskie spojrzenia na sobie. Nieustannie walczyłam z Demonem. Jego podszepty niszczące mnie od wewnątrz, spotykały się z nikłym oporem rozumu. Sprzeciwianie się jego perswazjom, bym skrzywdziła Tytanów, stawało się coraz trudniejsze. A oni coraz bardziej się o mnie martwili. Próbowali wyciągnąć mnie z pokoju, dociec, co się działo. Uparcia utrzymywałam, że poradzę sobie sama. 

Rozległo się pukanie do drzwi.

Drgnęłam nerwowo. Cyborg. Choć mój umysł był przymroczony hydroksyzyną, wyczułam jego umysł. Obcy i oddalony, naznaczony jedynie cieniem znanej aury. Zwlokłam się z łóżka, narzuciłam na siebie pelerynę i założywszy kaptur, otwarłam mu. 

– Hej, Raven – podjął niepewnie. – Chcieliśmy, żebyś przyszła na chwilę do nas, do salonu. 

Popatrzyłam na niego. Poczułam, jak Demon wysunął się z cienia. Krucze łapy wyłoniły się zza jego pleców i już sięgały w stronę umysłu Cyborga. 

Zrobiłam krok do tyłu.

– Po prostu chcieliśmy pogadać, nic złego się nie stało – powiedział szybko i błyskawicznie położył dłoń na krawędzi drzwi, blokując je. – To dosyć ważne – dodał, choć bez przekonania, jakby nie wierzył, że spełnię prośbę. 

Kiwnęłam nieznacznie głową. Zepchnęłam ostatkiem sił Demona do cienia i odchrząknęłam. Odezwałam się lekko ochrypłym głosem:

– Przyjdę.

Ze zdziwienia aż puścił drzwi, odchylił się do tyłu i uśmiechnął szeroko.

– Super, to czekamy – oznajmił i odszedł.

Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. Wypuściłam powietrze z płuc, zjeżdżając w dół. Opadłam bez sił na podłogę. Nieustanna walka z Demonem wyczerpywała wszelkie zasoby. Zarówno fizyczne, jak i mentalne. Leki nie musiały już tłumić szalejących mocy. Nieustanna batalia osłabiła je do niemal zerowego poziomu. Hydroksyzyna pomagała za to utrzymać mordercze żądze w ryzach, tylko dlatego nikomu nie stała się jeszcze krzywda. 

Oparłam głowę o drzwi. Uderzyłam nią kilkakrotnie. Musiałam wstać i wyjść do nich. Czego mogli chcieć? Może czekali już razem z członkami Ligi, by mnie zamknąć? Może nie usunęłam ich wspomnienia koszmaru? Udawali przez cały ten czas. 

– Uciekaj – szepnął Demon. 

– Zamknij się – warknęłam i zerwałam się nieudolnie. 

Zachwiałam się. Poleciałam na twarz. W ostatniej chwili podparłam się rękami. 

– Zamknij się, usunęłam im wspomnienia i nie mają zamiaru oddać mnie Lidze, w wieży są tylko oni! – wysyczałam zdyszana.

Demon tylko zaśmiał się z wyższością i zniknął w cieniu.

Dałam sobie chwilę na złapanie oddechu. Starłam krople potu z czoła i wyprostowałam się powoli. Stłumiłam narastający wewnątrz płomień gniewu. Wstałam chwiejnie, poprawiłam kaptur i wyszłam z pokoju. 

Droga do salonu chyba jeszcze nigdy nie zajęła mi tak długo. Miałam wrażenie, jakbym szła na ścięcie i za wszelką cenę próbowałam je opóźnić. Daremnie.

Wsunęłam się cicho do salonu, lecz nie mogłam pozostać niezauważona. Tytani stali w rzędzie naprzeciwko sofy. Robin zaprosił mnie kiwnięciem głowy, bym na niej usiadła.

Przesunęłam wzrokiem po czwórce przyjaciół. A może wrogów? Wyjątkowo nie zabrali ze sobą Terry, choć ostatnio coraz bardziej udzielała się w drużynie. Zwłaszcza w życiu jednego z jej członków. Tytani zaakceptowali ją i byli ślepi na wszystkie sygnały, które wysyłała.  Nie czuli tlącej się w niej niechęci. Gdybym im powiedziała, co naprawdę kryło się w Tarze, uznaliby, że usilnie chcę jej się pozbyć, jakbym czuła w niej konkurencję. 

Ledwo powstrzymałam prychnięcie na tę myśl. Nie ufali mi. Choć nie czułam jeszcze od nich wrogości, było to tylko kwestią czasu. Bardziej ufali Terrze, niż mi. Moje podejrzenia były paranoją, wizje halucynacjami, a wybuchy mocy zagrożeniem. Nie rozumieli. 

– Rachel. – Robin odchrząknął.

Wzdrygnęłam się. Bez słowa usiadłam przed nimi i naciągnęłam mocniej kaptur.

– Wiem, że cała ta sytuacja wygląda na poważną. Rozmawialiśmy wcześniej w czwórkę, a teraz chcemy także i z tobą – zaczął spokojnym głosem, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Wszyscy zgodnie zauważyliśmy, że ostatnio coś się dzieje, Raven, i nie chcesz nam o tym powiedzieć. Zupełnie się odizolowałaś, twoje moce nie działają tak, jak wcześniej, przez co gorzej radzisz sobie podczas akcji, a także czasami zdarzyło się, że w ogóle w nich nie uczestniczyłaś – wyliczał tym samym tonem.

Przeniosłam wzrok z niego, na pozostałych. Kori nawijała włosy na palec i patrzyła na mnie ze strapioną miną. Beast Boy opuścił nieznacznie uszy, a Cyborg, który stał obok Robina, posyłał mu raz po raz spojrzenie z ukosa, jakby nie do końca podobały mu się jego słowa. Tylko Dick z pozoru wydawał się spokojny i pewny swego.

– Po prostu powiedz, co chcecie ze mną zrobić – wcięłam mu się w połowie zdania. – Wiem, że już podjęliście decyzję – dodałam chłodno i popatrzyłam na niego kpiąco.

Robin odchylił się nieco do tyłu i poprawił pas. Teraz on także przestał czuć się pewnie. 

– Zdecydowaliśmy, że na czas nieokreślony zawieszamy cię jako członkinię Młodych Tytanów – wygłosił sucho.

– Mogłeś darować sobie tę szopkę – rzuciłam i wstałam.

– Nie powiedziałem, że możesz iść. – W jego głos wkradła się nerwowa nuta.

Obróciłam się i spojrzałam na niego chłodno.

– Raven, widzimy, że coś jest nie tak. Zależy nam na tobie i bardzo chcemy ci pomóc, ale nie dopuszczasz nas do siebie – odezwała się Kori, zanim Robin zdążył się odezwać. – Możesz nam ufać, jesteśmy twoimi przyjaciółmi.

– Nie było nam łatwo podjąć taką decyzję – dodał Cyborg. – Robimy to tylko i wyłącznie dla twojego dobra, ostatnio byłaś bardzo rozkojarzona na misjach i nie chcieliśmy, by coś ci się stało – tłumaczył spokojnie, choć patrzył na mnie z jakimś cieniem strachu.

Zawiesiłam na nim wzrok i ściągnęłam brwi. Co ja właściwie robiłam? Nie chcieli mnie zamknąć, ani wyrzucić. Chcieli mi pomóc, a ja ich odpychałam. 

Odchrząknęłam i nabrałam głęboki wdech.

– Dziękuję wam za troskę, ale to coś, z czym muszę zmierzyć się sama – oznajmiłam nieco zdławionym głosem.

Miałam wrażenie, że Demon czaił się w cieniu i tylko czekał na dogodny moment, by przejąć kontrolę.

– Wasza decyzja jest rozsądna, nie chcę, żeby komukolwiek się coś stało – dodałam i obróciłam się nieznacznie w stronę wyjścia.

Robin odezwał się dopiero po kilku sekundach:

– Cieszę się, że rozumiesz. Wiesz, że masz w nas wsparcie i jesteśmy gotowi ci pomóc, jak tylko będziemy mogli. Zniesiemy naszą decyzję, gdy zobaczymy, że przyszedł na to czas – oznajmił łagodniejszym tonem.

Kiwnęłam głową i zrobiłam krok w stronę wyjścia.

– Ej, Raven – rzucił Beast Boy. 

Obróciłam się i spojrzałam na niego. Momentalnie skurczył się w sobie i zrobił krok do tyłu.

– Tak? – spytałam najłagodniejszym głosem, jaki byłam w stanie z siebie wydobyć.

– Dawno z nami nie jadłaś – zaczął speszony. – Może chciałabyś…?

Westchnęłam, rozważając jego propozycję. Dojrzałam niewypowiedzianą nadzieję w oczach Star, a potem z cienia przebiły się cztery krwistoczerwone punkty. Pokręciłam gwałtownie głową.

– Przepraszam, ale nie tym razem. Będę u siebie – odparłam i oddaliłam się szybko.

Dopiero gdy weszłam do mojego pokoju, odetchnęłam z ulgą. Znajomy mrok, kojąca cisza, przyjemny zapach kadzideł. 

Zapaliłam siedem świec i usypałam krąg z czarnego, mieniącego się proszku. Może medytacja była w stanie choć na chwilę uspokoić Demona. A zwłaszcza ta przeprowadzona w jego bezpośrednim otoczeniu.

W wymiarze mojego umysłu.


Przekroczyłam białą, rażącą taflę światła i powróciłam do świata ludzi. 

– Co na Wielką Azar? – wyrwało mi się.

Portal miał zaprowadzić mnie do mojego pokoju w wieży. 

– Co tu się stało? – rozejrzałam się gorączkowo po pobojowisku. – Przecież czas płynął normalnie – wydusiłam, miotając się.

Fragmenty sufitu przykryły przewrócone meble. W kurzu walały się książki, ozdoby i rozbite szkło. 

Wypadłam przez wyważone drzwi. Fragmenty zdemolowanej ściany i zawalony strop zagrodziły korytarz. Przez dziurę wleciałam do salonu. Kurz, gruz, wszystko wyrwane ze swojego miejsca. 

– Gdzie są wszyscy? 

Przez wybite okna wpadł porywisty wiatr. Szarpał moją peleryną i wzniecał pył, który tańczył dookoła.

Miotałam się razem z nim, targana bezwładnie emocjami. Zdezorientowana, nie mająca pojęcia, jaki kierunek obrać. 

– Uspokój się – warknęłam.

Zatrzymałam się. Nabrałam trzy głębokie oddechy. Obróciłam pierścionek na palcu i wypuściłam z powietrzem natłok myśli.

– Komunikator – rzuciłam do siebie głośno i sięgnęłam do przypiętego do paska urządzenia.

Opanowałam drganie dłoni i przejrzałam ostatnie wiadomości. 

“Wychodzę do Silasa, będę niedostępny przez jakąś godzinę” – Cyborg

“Wychodzimy razem z Robinem na miasto” – Star

Dziękowałam w tej chwili Dickowi za wprowadzenie obowiązkowego meldowania się podczas opuszczania wieży. 

Wiadomości odczytane przez Terrę, ale nie przez Beast Boy’a. Musieli więc być tutaj podczas ataku. Ale kto w ogóle zaatakował? Dlaczego? I jak przebił się przez obronę, którą Cyborg wzmocnił po ostatnim napadzie? 

Potrząsnęłam głową. Wyczuwałam pozostałości aur wszystkich Tytanów, ale świadczyło to tylko o tym, że niedawno tu byli. Energia Tary i Garfielda były nieco wyraźniejsze.

Stałam przez chwilę bez ruchu. Tylko myśli przewijały mi się przed oczami. Wizje, co strasznego mogło dziać się z Tytanami. Poczucie winy. Złość. Dezorientacja. 

Jak miałam ich znaleźć? Moce nie współpracowały, minęło tyle czasu, że mogli być wszędzie. Lub nigdzie, jeśli byli martwi.

– Przestań – sarknęłam i ścisnęłam skronie. – Zastanów się, po co ktoś miałby ich zabijać. Deathstroke? Byłby w stanie sam pokonać piątkę Tytanów? – mamrotałam do siebie szybko. 

Szłam ostrożnie przez pobojowisko. Gruz i szkło chrzęściły pod nogami. Gdzieniegdzie wiły się przerwane kable i grube pręty, tworząc abstrakcyjną siatkę. Brnęłam po nierównych kawałkach betonu. 

Ześlizgnęła mi się stopa. Upadłam na kolano i syknęłam. Dłoń oparła się na krawędzi szkła. 

– Azar, co jeszcze? – warknęłam i uniosłam się z jękiem. 

Byłam zbyt roztargniona, by wzlecieć chociaż na metr. Zrobiłam kolejny, chwiejny krok i stanęłam na podwyższeniu. Podeszłam do krawędzi podłogi i spojrzałam w dół.

Coś kliknęło.

Obróciłam się gwałtownie. Ponad gruzowiskiem rozbłysł holograficzny ekran. Na widok maski Slade’a zacisnęłam mocno pięści.

– Daruję sobie długi wstęp – odezwał się chłodnym głosem. – Powiem tylko, że Tytani jeszcze żyją. – Słowo“jeszcze” wypowiedział wolniej, z naciskiem. – Choć może się to bardzo szybko zmienić i wszystko zależy od ciebie. Uważam cię za mądra osobę, Rachel, więc nie trać czasu na szukanie sensu, tylko przyjdź w wyznaczone miejsce, a wszystkiego się dowiesz – skończył beznamiętnie.

Obraz znikł. 

Osłupiałam. Patrzyłam w miejsce, gdzie przed chwilą znajdowało się oko Deathstroke’a. 

Rzuciłam się do urządzenia, które wyświetliło wiadomość. Odgrzebałam je spod fragmentu szafki, otarłam z kurzu i spojrzałam na okrągły ekran. Na szczegółowej mapie miasta migał czerwony punkcik. 

– Nie szukaj sensu – wyszeptałam. 

W obecnym stanie i tak nie miałabym do tego głowy.

Wystrzeliłam we wskazanym kierunku.


 Wylądowałam przed starą biblioteką na obrzeżach miasta. Lot zajął mi chwilę. Byłam tak skupiona na celu, że nie widziałam nic poza czerwoną kropką na mapie. Oddech nadal był przyspieszony, tak samo tętno. Myśli kotłowały się zbite w jedną, wielką masę. Zepchnęłam je na dalszy plan. Tytani byli najważniejsi.

Podeszłam do masywnych, odrapanych drzwi. Położyłam dłoń na chropowatej klamce i zawahałam się. Zacisnęłam palce. Zmarszczyłam brwi. 

Choć była to rzadko uczęszczana okolica, a sam budynek znajdował się kawałek od ulicy, wyczułam pozostałości aur. Energie Tytanów ostatnimi czasy stały mi się obce, jednak byłam prawie pewna, że należały do nich.

Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. 

Drzwi skrzypnęły cicho. Wsunęłam się do środka. Zmknęłam za sobą. Otoczył mnie gęsty, zawiesisty mrok. Przez matowe od brudu szyby wpadały smugi światła. Wirowały w nich powoli drobinki kurzu. 

Rozejrzałam się dookoła. Miałam wrażenie, że bicie mojego serca było słyszalne na drugim końcu wielkiego holu.


Dostrzegłam czerwoną poświatę. Wstrzymałam oddech. Podeszłam wzdłuż ściany i wychyliłam się. 

Drgnęła. Tytani leżeli w oddzielnych klatkach. Przez ściany stworzone z buzującej sieci energii ledwo widziałam ich skulone na ziemi sylwetki. 

Powstrzymałam się w ostatniej chwili, by nie rzucić się im na ratunek. Wytężyłam zmysły. Nie dostrzegłam nikogo poza nimi. Krwisty blask nie sięgał w głąb mroku, jakim była spowita wysoka komnata. 

Wyczuwałam jednak zagrożenie. Znajoma, świdrująca energia, która uderzała w mój szósty zmysł. 

– Nie chowaj się tak, Raven – rozległ się męski głos. – Czekamy na ciebie.

Zawahałam się. Zacisnęłam mocno pięści. 

– Jesteś pewny, że chcesz mi wchodzić w drogę? – powiedziałam lodowatym tonem i wyszłam z cienia. – Pokaż się! – warknęłam.

Stanęłam na środku sali. Z moich dłoni ulatniała się czarna mgiełka. 

– Radziłbym się opanować. – Deathstroke ukazał się obok klatek. – Nie chciałabyś, żeby cokolwiek stało się twoim przyjaciołom, prawda? – Przekrzywił głowę.

– Za chwilę tobie się coś stanie i nie będę tego żałować. – Zrobiłam krok do przodu.

– M-m-m. – Pokiwał palcem. Wysunął rękę zza pleców i uniósł ją przed siebie. – Jeden niewłaściwy ruch i Tytani stracą głowy.

Z tej odległości dostrzegłam jedynie srebrny cylinder w jego dłoni. Zapalnik. Popatrzyłam na Cyborga. Wydawało mi się, że drgnął.

– Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?

– Możemy się o tym bardzo szybko przekonać. – Zawiesił kciuk nad przyciskiem. – Chętnie też przetestuję skuteczność tych ładunków, podobno nie robią wiele bałaganu.

Spięłam się. Wbiłam wzrok w Slade’a, jednocześnie próbując połączyć się z którymkolwiek z Tytanów. Albo nerwy, albo klatki skutecznie mi to uniemożliwiały.

– Czego chcesz? – Próbowałam zapanować nad drgającym furią głosem.

– Prosta wymiana – rzucił od niechcenia. – Ty idziesz ze mną, a ja wypuszczam Tytanów i dezaktywuję ładunki. 

– Dokąd miałabym z tobą pójść? – Pokręciłam głową. 

– Do swojego ojca, czyż nie? – odparł z kpiną. – Ignorujesz jego wezwania, więc nie pozostawiasz innego wyboru, niż przyprowadzenie cię siłą. 

– Nigdy! – Zbliżyłam się do niego. 

– Pamiętaj. – Potrząsnął zapalnikiem. 

– Myślisz, że jesteś szybszy ode mnie? – warknęłam demonicznym głosem. 

– Patrząc na to, jak łatwo cię podejść. – Wzruszył ramionami.

Poczułam chłód na szyi. Odwinęłam się. Poczułam pieczenie i stalowy uścisk na ręce.

– Witaj, Raven – syknęła mi do ucha Terra. – Dobrze się bawisz?

– Wiedziałam. – Szarpnęłam się, ale ostrze wbiło się mocniej w skórę. – Wiedziałam, że nie można ci ufać. 

– I dokładnie dlatego pozwoliłaś mi mieszkać z wami parę miesięcy? A może Tytani nie słuchali twoich paranoicznych przywidzeń?

– Nie waż się…!

– Drogie panie, dosyć tego przedstawienia. – Slade podszedł bliżej. – Wasze spory nie mają już żadnego znaczenia – stwierdził obojętnie. – To jak, Raven? Na pewno nie będzie dla ciebie problemem otworzyć portal do tatusia. Dał mi nawet instrukcję na wszelki wypadek.

– Cokolwiek ci za to obiecał, nigdy tego nie dostaniesz – sarknęłam. – Jesteś naiwny, wierząc mu.

Kamienna dłoń zacisnęła się mocniej na mojej ręce.

– Nie pozwalaj sobie. – Terra kopnęła mnie w tył kolana.

Upadłam. Poczułam strużkę krwi spływającą po szyi. Warknęłam gardłowo, a po twarzy rozlało się piekące ciepło. 

– Odłóż tę zabawkę i nie podskakuj tak, Terra – rozkazał chłodno Slade.

Nabrała szybko wdech. Mogłam wyobrazić sobie jej oburzony wyraz twarzy. 

– Ale…

– Nie pozwolę, byś zepsuła cały plan. – Wyrwał jej ostrze z dłoni.

Puściła mnie. Poleciałam na twarz, pod stopy Slade’a.

– Twój ojciec mówił, że będziesz stawiać opór – prychnął.

Moją uwagę przykuł ruch za Deathstroke’iem. 

Cyborg uniósł głowę. 

Przywidziało mi się. Przez nieustannie poruszające się wiązki energii dostrzegłam jego świecące oko. Zamigał nim kilkukrotnie. Byłam pewna.

Z wysiłkiem połączyłam nasze umysły. 

– Cyborg? – Mój głos odbił się echem w czarnej przestrzeni.

– Raven? – Sylwetka Victora pojawiła się przede mną. – Ciebie też dorwał? Że też się akurat dzisiaj wszyscy rozeszliśmy, wykorzystał oka…

– Nie dorwał mnie, spokojnie – wtrąciłam się. – Musisz mnie posłuchać. – Podleciałam do niego. – Macie wszczepione ładunki wybuchowe, które Slade może w każdej chwili aktywować. Zajmę go i kupię ci czas, żebyś rozbroił te pociski. 

– Jak mam niby…?

– Znasz się na takich rzeczach, na pewno sobie poradzisz – odparłam szybko. – Nie pokazuj, że się obudziłeś, pozostawię połączenie pomiędzy naszymi umysłami. Dasz mi znać, gdy wyłączysz ładunki i was z tego wyciągnę, obiecuję.

– Ale cze…

Wróciłam do rzeczywistości. 

– Spodziewałem się jakiegoś pokazu mocy po córce Trygona, ale chyba się nie doczekam. – Slade pokręcił głową z dezaprobatą. – Terra opowiadała, że czasami dawałaś niezły popis.

Zacisnęłam szczękę. Czułam ten głos Demona, który chciał wyrwać się z gardła. Warknąć. Zaświecić rubinowymi oczami. Rzucić się na Deathstroke’a i rozerwać go na strzępy.

Odszedł w stronę klatek. Obracał przez chwilę kamienne ostrze, patrząc na mnie z wyczekiwaniem. 

– To jak, Raven? Trygon może i ma wieczność, ale wiesz, że nie grzeszy cierpliwością. Otwierasz grzecznie portal i witasz się z ojcem, czy wolisz najpierw ukrócić życie przyjaciół?

Uniosłam się na pięściach do siadu. Jego głos dobiegał jakby z wielu kierunków na raz. Trzymałam głowę opuszczoną. Walczyłam z napierającym na tamę gniewem. Niekontrolowane wypuszczenie Demona mogło prowadzić tylko do jednego.

Śmierci wszystkich tu obecnych.

– Odpowiadaj! – ryknął.

Usłyszałam świst. Coś przecięło powietrze tuż przy mojej głowie. Zesztywniłam. Ostrze roztrzaskało się o posadzkę. 

– Nie wiesz, z czym zadzierasz, Slade – wydusiłam przez zaciśnięte zęby.

Oddychałam coraz głębiej. Cyborg wciąż nie dawał żadnego znaku. Wyostrzone, demoniczne zmysły podpowiadały mi, że pozostali Tytani już się wybudzili. 

Nie mogłam ryzykować.

– Wiem i to lepiej, niż zdajesz sobie sprawę. Terra przekazała mi wystarczająco dużo informacji o was. – Zbliżył się do mnie. 

– On cię wykorzystał, Tara – podchwyciłam. – Potrzebował cię tylko po to, żeby zrealizować plan.

– Och, zamknij się, wiedźmo – sarknęła zza moich pleców. – Nie uda ci się wykorzystać twoich sztuczek na mnie. Nie możesz się pogodzić z tym, że dałaś się podejść.

– Terra – upomniał ją lodowato. – Wykonałaś swoje zadanie, a teraz odejdź.

– Widzisz? – Uniosłam głowę i wbiłam w nią spojrzenie. – Możesz jeszcze…

– Skończ – sarknął. – Nie ty kontrolujesz tę sytuację, nie zapominaj. – Kucnął i pokazał mi detonator. – W zasadzie nie kontrolujesz nawet własnych mocy.

– Powiedziałeś, że będę mogła osobiście ją wykończyć – stwierdziła stanowczo Terra. –  Tylko to pozwoliło mi przetrwać z tymi imbecylami tyle czasu. – Jej ręka zaświeciła się na żółto.

– Radziłbym się pilnować. – Obrócił się do niej. – To dzięki mnie jesteś w ogóle w stanie kontrolować swoje moce. Gdybym cię nie przygarnął, twoje ciało rozkładałoby się pod kupą gruzu, który byś na siebie zrzuciła – ciągnął beznamiętnie. – Więc odejdź i nie przeszkadzaj mi w wypełnianiu zlecenia.

– Nie jestem tak głupia, by dać się szantażować. – Podeszła do niego z zaciśniętymi pięściami. – Żadne twoje wyczulone zmysły i żaden karabin nie równa się moim mocom. W dupie mam twoje plany i jakiegoś demona… 

Dźgnął ją w serce.

Wstrzymałam oddech. Nie zdążyłam wyłapać najmniejszego ruchu. 

Tara zwiotczała i osunęła się na ziemię. Chwyciła rękojeść sztyletu. Rozwarła usta w zdziwieniu, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Rozszerzone oczy przesunęły się ze Slade’a na ostrze. 

Puściła je i znieruchomiała

– Tyle w was obu potencjału i zobacz, jak go marnujecie – mruknął, odwracając się do mnie. – Terra nadwyrężyła moją cierpliwość, więc nie zostało jej wiele dla ciebie. Tam jest księga – wskazał skrzynkę obok klatek. – Masz tam wszystko, co potrzebne do otwarcia portalu. 

Krew wypływająca spod ciała Tary zaczęła tworzyć kałużę. Wpatrywałam się przez chwilę jak zahipnotyzowana w sączącą się ku mnie strugę. Demon poruszył się niespokojnie.

Zacisnęłam powieki i potrząsnęłam głową. 

– Kpisz sobie – sarknęłam. Głos się obniżył. – Jesteś głupcem, że ufasz Trygonowi, a ja byłabym głupia, gdybym zaufała ci, że nie zrobisz nic Tytanom. – Spojrzałam na niego spomiędzy włosów. Oczy stały się czerwone

– Jeśli sposób z Tytanami zawiedzie, mam jeszcze cały arsenał innych przekonujących argumentów, chociaż nie spodziewałem się, że tak bezdusznie skażesz przyjaciół na śmierć. – Ścisnął mocniej detonator. – Zresztą, córka Trygona. – Wzruszył ramionami.

Poczułam przemykające po skórze wiązki energii. Spływały do rąk i rozpychały zaciśnięte pięści od środka. 

Demon był blisko. 

– Raven – usłyszałam szept Cyborga. – Rozbrojone.

Powstrzymałam się przed kiwnięciem głową. 

– Ani trochę mnie nie znasz – stwierdziłam głębokim głosem. – Ale teraz masz okazję poznać się z moją drugą stroną. 

Uniosłam się. Peleryna falowała od ruchów materii, która sączyła się z moich dłoni. Czułam buzującą energię w ciele. Dwie pary oczu płonęły furią, a krwista czerwień rozlała się po całej skórze. 

Slade cofnął się. Uniósł zapalnik i nacisnął przycisk.

Nic się nie stało.

Uśmiechnęłam się z satysfakcją. Kruk uformowany za moimi plecami zakrakał złośliwie. 

– Obleciał cię strach, Slade? – Przekrzywiłam głowę. 

Odrzucił detonator i wydobył katanę z metalicznym dźwiękiem.

– To są te twoje argumenty? – prychnęłam. – Naprawdę jesteś głupcem, jeśli myślisz, że cokolwiek mi tym zrobisz.

Kruk rozstawił szeroko skrzydła i zatrzepotał nimi. 

Slade cofnął się jeszcze bardziej. Sięgnął do paska. Spomiędzy palców błysnął rubinowy kryształ. 

– Nawet sobie nie myśl. – Wypuściłam ku niemu łapę kruka. – Radzę się poważnie zastanowić, w czyje ręce wolisz wpaść. – Chwyciłam go w stalowy uścisk i przysunęłam. – Domyślam się, że mój ojciec nie będzie łaskawy dla sługi, który zawiódł.

Slade szarpał się przez chwilę. Wypuścił katanę z ręki. Uderzyła z brzękiem o posadzkę i nastała cisza. Zastygliśmy.

– Jeśli myślisz, że możesz mnie w jakikolwiek sposób ukarać, to teraz ty jesteś w błędzie, Raven – podjął obojętnym tonem. – Pozostaw mnie żywym, a będę żyć swoim życiem, zabij mnie, a dołączę do mojego syna.

Przekrzywiłam głowę. 

– Głupiec – prychnęłam. – Trygon nawet nie kiwnąłby palcem, żeby przywrócić do żywych twojego syna. Próbowałeś skrzywdzić moich przyjaciół, więc teraz ja skrzywdzę ciebie.

Rzuciłam nim o ścianę. Poleciał na ziemię wraz ze skalnymi odłamkami. Zaśmiał się chrapliwie. 

– Dalej, Raven, pokaż, że jesteś córką Trygona.

Przeciągnęłam go po podłodze. Przecisnęłam go do ściany i podleciałam bliżej. Wierzgał nogami. Próbował wykręcić się z uścisku.

– Będziesz cierpiał w najniższym kręgu piekielnym za wszystko, co zrobiłeś. – Ścisnęłam kruczą łapą jego szyję. – Dopilnuję tego osobiście!

Niewysłowiona furia rozrywała moje ciało i umysł od środka. Obraz przykryła krwistoczerwona żądza mordu. 

Widziałam oczami kruka. Czułam trzepot jego ogromnych skrzydeł. Zakrakałam razem z nim. Byliśmy jednym. Ja i demon pod postacią kruka. 

Niemal miażdżyłam Slade'a o ścianę. Już dawno przestał się wyrywać. Nie oddychał. Krew sącząca się z jego rozerwanego na strzępy kostiumu. Krew dudniąca w moich uszach. Jego dusza wisząca na włosku. Moja od samego początku stracona w imię Trygona. Całe moje istnienie spisane na straty, istniejące wyłącznie, by wypełniać wolę stworzyciela. A jednak… Tyle lat starań, by się mu przeciwstawić. Arella, Azar, Azarath. Całe poświęcenie na nic. Trygon osiągnął swój cel.

Jaki ojciec, taka córka.

–Raven!

Ocknęłam się z letargu. Rozluźniłam pięść, cofnęłam się. Świadomość moich czynów zagarnęła mnie lodowatymi szponami. Gorąc demonicznej furii przygasł. 

– Raven, puść go!

Głos Robina jak zawsze przywołał mnie do rzeczywistości. Opadłam na ziemię. Usłyszałam pusty odgłos uderzenia ciała o posadzkę. Slade padł bezwładnie.

Co ja narobiłam?

Jesteśmy już tak blisko! Weź księgę i otwórz portal! Ojciec na nas czeka! Bądź jego dumą, prawowitą potomkinią Trygona!

Zatkałam uszy dłońmi. Wiedziałam, że nic to nie da. Skuliłam się i przywarłam do zimnego podłoża.

Zamknij się! Skończ, albo zaraz sama to zrobię, ale na wieki! Nie będzie żadnego jednania z Trygonem. Słyszysz?! Nie jestem nim! Nie byłam, nie jestem i nie będę!

Prześmiewczy rechot demona odbił się echem w moim umyśle.

Możesz zaprzeczać do woli, ale prawdy nie zmienisz, córko.

Dwie pary czerwonych ślepi ukazały się w bezkresnym mroku. 

Odwlekasz, co nieuniknione. Dzisiaj ci się udało, ale pamiętaj. – Oczy Trygona rozciągnęły się. Uśmiechał się triumfująco. – Przepowiednia zostanie spełniona.