czwartek, 27 września 2018

UWAGA! TERAZ DOSYĆ WAŻNE

Mam mętlik w głowie i potrzebuję trochę czasu na przemyślenie wszystkiego. Dajcie mi miesiąc. W tym czasie, a może nawet szybciej, zdecyduję co zrobię - czy zrestartuję, czy kontynuuję tę historię. Na razie skłaniam się ku pierwszej opcji. Zepsułam Raven, zespułam moją wizję, nie przelałam tego w taki sposób, jaki by mnie satysfakcjonował. Gdy wystąpiłam o opinię, miałam złudzenie, że nie wpłynie to na mnie, że uwzględnie rady i będę pisać jakby nigdy nic, ale okazało się, że jest gorzej niż sądziłam.
Pewna jestem jednego - zajmę się teraz pisaniem do szuflady pewnej ilości materiału, znajdę betę i ogarnę sposób w jaki chcę poprowadzić to opowiadanie. Chciałabym, żeby chociaż prolog mnie usatysfakcjonował.
Gdy ustalę co i jak wrócę do was i powiem co dalej. Na pewno nie pozbędziecie się mnie tak szybko. Walić to, że będzie to moje... czwarte podejście? Pogubiłam się już.
Aris, chyba mam teraz namiastkę tego, jak Ty się czułaś. Wcale nie jest fajnie.

środa, 26 września 2018

UWAGA! BARDZO (NIE)WAŻNE!

Kilka miesięcy temu, idąc śladem Aris, poddałam się sprawdzeniu mojego bloga przez Sigyn z "Wspólnymi Siłami". Postanowiłam o tym napisać, byście wiedzieli, że bardzo staram się "ewoluować" w pisaniu i robić to coraz lepiej (jak widać, jest odwrotnie). 
Jest to dla mnie bardzo cenne i ważne, bo chciałabym, by ten blog (który mam zamiar ukończyć, nie porzucić w połowie) naprawdę się jakoś prezentował, a jak na razie to takie trochę dno. Przez moment miałam chęć znowu to porzucić i zacząć od nowa, ale wiem, że i tak zrobiłabym te same błędy, więc byłoby to błędne koło. Kto chcę się zapoznać z oceną, proszę bardzo http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2018/09/147-ocena-bloga-kruczy-umysl.html. Interpretujcie to jak chcecie. Momentami nie mogłam przełknąć krytyki i informacji, że jednak popełniam te błędy. Myślałam, że jest zupełnie na odwrót.
Z jednej strony mam teraz chęć doskonalenia się, a z drugiej cichy głosik podpowiada mi "Wal to! I tak już lepiej pisać nie będziesz!" i mam ochotę mu ulec. Muszę to przemyśleć. Chciałabym, by już następny rozdział był idealny i pozbawiony tych błędów, ale wiem, że tak nie będzie.
Przepraszam was za to, że musieliście się z tym męczyć. Nie byłam świadoma, że to co piszę jest aż takie denne. CHCĘ SIĘ POPRAWIĆ! Nie wiem jak to wyjdzie, a sama wiara w to nic nie zdziała, ale od czegoś trzeba zacząć. Możecie mi polecić jakąś osobę/stronę do bety? Wcześniej nie byłam do tego przekonana, ale zdałam sobie sprawę, że sama wszystkiego nie wyłapię.
Chciałabym się tu jakoś rozpisać, ale pewnie będę się tylko powtarzać (to moja specjalność) i tutaj zakończę na podziękowaniach dla wszystkich, którzy to czytają i dla Sigyn za ocenę.

niedziela, 23 września 2018

26. SPIĘCIE

Cyborg oznajmił, że kolejne badania uznaje za zakończone. Odstawił próbki krwi do dziwnego, okrągłego urządzenia i powiedział, bym zawołała Bestię. Kiwnęłam głową i wytoczyłam się ze skrzydła szpitalnego na korytarz.
- Cyborg cię woła - rzuciłam do chłopaka siedzącego na podłodze z komiksem na kolanach.
Podniósł się i bez słowa wszedł do sali tortur. Ruszyłam do salonu po kolejną porcję herbaty. Idąc długimi, szarymi korytarzami raz przeklinałam intensywne światło raniące moje oczy, a za chwilę dziękowałam, że każdy, nawet najmniejszy zakamarek był oświetlony i nie pozostawał żaden cień, w którym nękające mnie mary mogłyby się ukryć.
Przestąpiłam próg salonu i stanęłam jak wryta. Na podwyższeniu przy szybie unosił się, jakby nigdy nic, Trygon. Otoczony językami ulotnej jak mgła czerwonej energii obrócił się majestatycznie w moją stronę z lekkim uśmiechem satysfakcji. Znowu poczułam się mała i bezbronna, jakby wysysał ze mnie moc. Potrząsnęłam głową. Nie spałam przecież. To nie był kolejny koszmar. Demon zbliżał się powoli, rozkoszując się moim strachem i bezbronnością. Sunął w powietrzu ponad podestem ciągnącym się wokół całego salonu, a ja stałam sparaliżowana. Poczułam na skórze ciepło od niego bijące, a do moich nozdrzy dotarł gryzący zapach rozkładu i spalenizny. Wizje nigdy nie były aż tak realistyczne. Zaczęłam się cofać, aż w końcu trafiłam na ścianę. Wyciągnęłam rękę w jego kierunku z zamiarem wytworzenia chociażby bariery, ale moc odpłynęła ze mnie w jednym momencie. Część energii wciąż czerpałam od niego i tego kawałka właśnie mnie pozbawił.
Zbliżył się na niecały metr. Bezwładnie zjechałam plecami po zimnej ścianie. Pochylił się nade mną, jak nad nędzą istotą i odezwał się.
- Raven. - Otwarłam szerzej oczy. Głos był łagodny, spokojny i kompletnie pozbawiony szorstkości.
Wyciągnął muskularną, czerwoną rękę w moja stronę, ale nie czułam już gorąca bijącego od niego. Powoli wysunęłam bladą dłoń w stronę szponów. Trygon zaczął drgać niczym hologram i po chwili rozpłynął się. Jego miejsce zastąpił zaniepokojony Robin. Zakrztusiłam się gwałtownie nabranym powietrzem, zaczęłam kaszleć, a do oczu napłynęły mi łzy.
- Spokojnie. - Robin usiadł naprzeciwko mnie i pochylił się, by spojrzeć mi w oczy.
Odwróciłam twarz, by nie widział kilku mokrych śladów wyżłobionych na mojej bladej twarzy. On jednak chwycił delikatnie mój podbródek i obrócił, bym spojrzała na niego.
- Miałaś halucynację? - spytał spokojnie, z delikatną nadzieją na odpowiedź.
- Yhym - odparłam cicho.
Podniosłam się z zamiarem jak najszybszego opuszczenia salonu. Robin tym razem nie zaprotestował. Kompletnie zaschło mi w gardle, ale nie miałam ochoty robić sobie herbaty pod czujnym spojrzeniem lidera.

- Raven!? - Głos zza drzwi zakłócił mój spokój.
Wciąż leżąc na łóżku z twarzą zatopioną w poduszce, machnęłam ręką, otwierając drzwi.
- Cyborg zwołał zebranie w skrzydle szpitalnym - oznajmił Robin.
- Zaraz przyjdę - mruknęłam, unosząc się ponad poduszkę, by chłopak mógł mnie usłyszeć.
Powiedział coś pod nosem i wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi. Zwlekłam się z łóżka jeszcze bardziej zmęczona niż przed tymi kilkoma godzinami balansowania na granicy jawy a snu. Zarzuciłam niedbale pelerynę i udałam się na miejsce zbiórki.

- Wszystko wiem - rzucił Cyborg na wejściu.
Wcześniej, gdy już wszyscy przyszliśmy, zniknął podekscytowany w magazynie przylegającym do skrzydła szpitalnego i nie wychodził przez dość długi czas.
- Robiłem już wiele badań z krwi, tkanek i innych nieciekawych próbek, ale w żadnej nie wykryłem czegoś, co odpowiadałoby za to wszystko - kontynuował, odstawiając karton na szpitalne łóżko. - Nic nie znalazłem, bo nie było czego szukać. Wiecie co ukradł Slade, ale co w takim razie stało się z częścią tych substancji? Tu macie odpowiedź. - Wyciągnął gwałtownym ruchem plik dokumentów z pudełka. Pokazał nam je triumfalnie, ale nachmurzył się, gdy nie zareagowaliśmy. No bo właściwie na co? Na zamówienie leków przeciwhistaminowych? - No co wy? - zaczął i obrócił kartkę w swoją stronę. Speszył się trochę i ponownie sięgnął do kartonu. - I cała dramaturgia poszła w las - mruknął po nosem i wyciągnął ku nam właściwe papiery.
Robin chwycił kartki i przerzucił, pobieżnie przeglądając. Spoglądaliśmy sobie wzajemnie przez ramiona na tabelki opatrzone różnymi datami wypełnione nazwami, które ciężko przeczytać, a co dopiero wymówić. Obok rozpisane były dopuszczalne stężenia.
- Wyjaśnisz? - spytał sucho Robin, składając papiery.
- Nie kumasz? - żachnął się pół robot. - W pierwszej próbce znalazłem małe ilości nanobotów i dwie substancje. Jedna pobudza mózg. Druga to psychodelik. Podobna do atropiny. A z przedostatniej próbki wyizolowano... - zrobił dramatyczną pauzę. - Urtigo.
- Co? Jak mogłeś to odkryć dopiero teraz? - Robin rzucił zdenerwowany dokumentami.
- Dowiesz się, jeśli nie będziesz mi przerywał - sarknął zniecierpliwiony Cyborg. - Nie znalazłem go wcześniej, bo go nie było. Nanoboty są zdalnie sterowane. Substancje w nich zawarte były uwalniane w różnych momentach, dlatego ich ilość w pobieranych przeze mnie codziennie próbkach się różniła.
- No dobrze, tylko dlaczego nie wszyscy tego doświadczyli? - spytał Robin.
- Każdy kto został "napromieniowany" - zrobił w powietrzu cudzysłów - ma w sobie te dziadostwa, jednak aktywowały się tylko u niektórych. Na ten moment mam za mało danych, by stwierdzić powiązania między tymi osobami, ale są ludzie, którzy się tym zajmują. To właśnie do nich wysyłam próbki Raven, Gwiazdki i Bestii. Daj mi skończyć - rzekł stanowczo z wyciągniętym palcem, gdy Robin chciał się wtrącić. - Nie możemy stwierdzić, czy we wnętrzach nanobotów nie zostały jeszcze jakieś substancje, więc musimy działać szybko, zanim uwolni się coś gorszego. Umówiłem się z kilkoma naukowcami, by omówić sposób, w jaki można by pozbyć się tych cholerstw z organizmów. Może nam to trochę zająć, także odpadam z misji do odwołania - wygłosił i nabrał głęboko powietrza, uspokajając podniecony głos. - Jakby co, to jestem pod telefonem - rzucił na odchodnym, pokazując mechaniczne ramię z wbudowanym panelem.
- To się porobiło - mruknął Bestia, drapiąc się po szyi.

- Dzisiaj może darujemy sobie horrory, co? - Robin przekopywał stertę płyt CD w poszukiwaniu filmu, który zaspokoiłby cztery odmienne gusta.
- "Żółwie Ninja"! - zaproponował Bestia.
- Jeśli zobaczę to po raz czwarty, zwymiotuję - zagroziłam znad książki.
- Może James Bond? - zapytał lider, pokazując plastikowe opakowanie z przystojnym, uzbrojonym mężczyzną.
Nie uzyskał jednoznacznej odpowiedzi za lub przeciw, więc po prostu włączył wybraną płytę. Zgarnął pilota ze stolika i wyregulował głośność, a następnie rzucił urządzenie gdzieś w kąt. Nie trzeba było być wiedźmą ani wieszczką, by przewidzieć jutrzejszą kłótnię Cyborga, o to, gdzie Bestia znowu zapodział jeden z kilku zapasowych pilotów.
Seans zaczął się od głośnego wybuchu, który wtrącił mnie z równowagi, ale każda kolejna eksplozja przeszkadzała mi już coraz mniej, aż w końcu zapadłam się w krainie niezwykle wciągającej książki. Nikt nawet nie robił wyrzutów o zapalone światło i rzekomy brak odpowiedniej atmosfery. Najgorszy był jednak moment, gdy miał nastąpić punkt kulminacyjny fabuły, a cała wieża pogrążyła się w mroku.
Robin skoczył na równe nogi i wyciągnął nieproporcjonalnie małą latarkę do siły z jaką świeciła. Gwiazdka użyczyła nam zielonego blasku energii, którą uniosła wysoko nad głową.
- Tak po prostu wysiadły korki? - spytał Bestia, a zaraz potem przemienił się w sowę.
- Tak to jest, gdy ciągle odkłada się zamontowanie własnego generatora, a zasilanie awaryjne nie zadziała - sarknął pod nosem lider. - Musimy zejść do podziemi i włączyć je ręcznie - zarządził i ruszył do drzwi.
Zerknęłam przez panoramiczne okna na miasto. Część wieżowców i ulic od strony wybrzeża skąpana była w mroku, jednak kawałek dalej unosiła się świetlista, kolorowa poświata. Prąd wysiadł tylko w kilku dzielnicach.
- Do piwnicy? - jęknął Zielonek. - Przecież tam czają się wszystkie potwory - wtrącił, gdy Richard spojrzał na niego kpiąco. - Zwłaszcza teraz - dodał cicho.
Robin miał dobrze. Jako jedyny nie widział w każdym ciemnym kącie swoich największych demonów. I jakby kompletnie zapomniał, że cała nasza trójka już od kilkunastu dni wręcz boi się zasypiać przy zgaszonym świetle.
Na nic jednak zdały się postękiwania Bestii. Mozolnie parliśmy w dół po schodach, gdyż winda również wysiadła.
- Alarm też jest odłączony? - spytałam w nagłym przypływie logicznego myślenia.
- Yhym - odparł. Chyba zdał sobie sprawę z braku zabezpieczeń, jakie chroniły dotychczas naszą wieżę. - Część systemów obronnych padła. Nie mam pewności, które działają.
Zapadła całkowita cisza, przerywana tylko dźwiękami równomiernych kroków Robina i trzepotaniem skrzydeł zielonej sowy. Jakieś dziesięć pięter niżej dotarliśmy na parter. Przeszliśmy przez spory, wysoki hol. Czytnik linii papilarnych nie działał, więc Richard tylko szarpnął za klamkę i puścił nas przodem, co nie spodobało się Bestii.
Gwiazdka uniosła dwie ręce zatopione w zielonej, lśniącej energii, starając się oświetlić jak największy obszar. Zsunęłam się nad schodami i zaczekałam na resztę na dole. Szmaragdowa poświata rozpraszała się na licznych kanciastych przedmiotach, tworząc groteskowe obrazy, pobudzające mój zmęczony umysł do przerabiania ich na różne, powykrzywiane poczwary. Otrząsnęłam się i przeniosłam wzrok na Robina. Pewnym krokiem wszedł w przestrzeń pod schodami. Stanęliśmy wokół metalowej szafki zawieszonej na kamiennej ścianie. Chłopak otworzył drzwiczki, włożył latarkę do ust i zaczął gmerać.
Rozległo się kilka pstryknięć, zaszumiało i z trzaskiem rozbłysły mocne reflektory.
- Muszę sprawdzić, czemu dodatkowe zasilanie nie zadziałało - rzucił ni do siebie, ni do nas i zatrzasnął drzwiczki.
Teraz żadna szafka, nieukończony metalowy kadłub czy okryty płachtą Tercedes nie przypominały już czających się w mroku piekielnych istot. Tak czy siak, pierwszy z piwnicy wypadł Bestia, my szybko wtoczyliśmy się na górę zaraz za nim.
- Idziemy oglądać dalej? - spytał już w windzie.
- Chętnie obejrzę zakończenie przygód tego jakże przystojnego agenta - odparła Gwiazdka lekkim tonem.
Miałam wrażenie, jakby przez kamienną twarz Robina prześlizgnął się jakiś cień, ale nutka zazdrości jaką wyczułam w przestrzeni mogła być równie dobrze moim wyobrażeniem. Rozległo się piknięcie i drzwi rozsunęły się na piętrze mieszkalnym. Zrobiłam krok do przodu i nagle... poczułam szarpnięcie do tyłu. Peleryna przydusiła mnie, a botki na obcasiku nie pomogły w utrzymaniu równowagi. Wyrżnęłam do tyłu, o mały włos omijając głową metalową poręcz ciągnącą się wokół ścian windy.
- Jeju! Raven! Ja przepraszam, przypadkiem! - Pierwszy do pomocy rzucił się Bestia, zapewne sprawca tego całego zamieszania.
Złapałam się za pulsujący tył głowy, którym uderzyłam w podłogę. Podniosłam się na łokciach. Widziałam, że cała trójka otaczała mnie, ale obraz nieprzyjemnie falował i rozmazywał się.
- Mogę chociaż wiedzieć, coś ty do jasnej cholery odwalił? - warknęłam, starając się utrzymać emocje na wodzy.
- Przydepnął ci pelerynę - wydukał speszony, z miną, jakby miał zaraz dostać.
Uniosłam oczy ku górze, modląc się do Azar o cierpliwość. Wstałam powoli, przytrzymując się poręczy i silnego ramienia Robina.
- Dzięki - mruknęłam w jego stronę, poprawiłam pelerynę z godnością i jakby nigdy nic, ruszyłam do pokoju. Chciałam już zatopić się w, nawet płytkiej, medytacji.

Po drodze, gdy o czwartej w nocy wracaliśmy z napadniętego banku, spotkaliśmy Cyborga, który właśnie wjeżdżał do hangaru. Weszliśmy za nim przez odsłoniętą, wykopaną dziurę w ziemi. Automatyczna brama zasunęła się z trzaskiem i rozjarzyły się wszystkie światła.
- Dwa dni - powitał czarnoskórego Robin. - Myślałem, że zejdzie wam dłużej.
- Też się cieszę, że was widzę - powiedział z przekąsem i otworzył przepastny bagażnik.
Wysunął dwa ogromne kartony, postawił je po kolei na podłodze i zamknął klapę.
- Ustaliliście coś? - spytał lider, podchodząc po jedną paczkę. Kucnął, ale chyba nie spodziewał się, że będzie to tak ciężkie. Nabrał powietrza i z cichym stęknięciem podniósł ciężar.
- Testują dwie metody oczyszczania organizmu. Po południu powinienem dostać informacje o wynikach - odparł, patrząc z lekką kpiną na poczerwieniałego z wysiłku Richarda. - Dwadzieścia kilogramów kartotek chorych - powiedział, kiwając głową na pakunek Robina. - A tutaj dziesięć - powiedział z rozbawieniem w głosie i wskazał na karton przed sobą.
Lider spojrzał się na niego spode łba, ale bez słowa, dumny i wyprostowany, ruszył do windy. Victor i Garfield zachichotali złośliwie, a ja przewróciłam tylko oczami.
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie, powinniście spokojnie przespać dzisiejszą noc - oznajmił Cyborg, zanim dotarliśmy na piętro mieszkalne.
To było jak światełko w tunelu zbudowanym z koszmarów, demonów i strachu. W końcu mieliśmy go opuścić. Odetchnęłam z ulgą na myśl o głębokim i niczym nie zmąconym śnie, ale jak zwykle, gdzieś z tyłu głowy odezwał się głosik, jakoby miało to być zbyt piękne, by było prawdziwe. "Jak nie urok, to sraczka" - stwierdziłam w myślach, mentalnie wzruszając ramionami.

-------------------------- 
Bardzo mi się spodobało to zakończenie, ale z drugiej strony nie wyrobiłam normy słów i chciałam jeszcze dokończyć ten wątek. Przeważyło jednak to, że już minęły dwa tygodnie, więc macie tu trochę krótszą notkę, bo nie wiem ile musielibyście czekać na dłuższą... 
Właśnie przeczytałam "Kontrakt Judasza" i do tej pory zbieram szczękę. Może i styl rysunków czasami rozśmiesza, zwłaszcza fryzury, ale takie teksty jak: "cycata", czy "krótkie gatki" to coś widuję się teraz rzadko i serio świetnie się to czytało. Często wpadałam w takie zażenowanie ich zachowaniem, ale hej! to było ponad trzydzieści lat temu. Mam teraz chociaż namiastkę "prawdziwej" Raven i kilka małych pomysłów. Dajcie mi maksimum trzy tygodnie, a będzie nowy rozdział.

piątek, 7 września 2018

25. MAM FARTA DO PECHA

Próbowałam już chyba wszystkiego. Głęboka medytacja, hektolitry herbat i ziół, nawet tabletki nasenne. Nic nie dawało mi wytchnienia od koszmarów i wizji. Bałam się zasypiać, bo wiedziałam co mnie czeka. Z tego całego niewyspania raz po raz traciłam kontrolę nad mocą, która uwalniała się samoistnie i wywoływała mniejsze, a czasami większe szkody.
Nie tylko ja byłam w tak złym stanie od kilkunastu dni. Zarówno Bestia i Gwiazdka byli dręczeni przez nocne mary. Victor przeprowadzał na nas serie badań, ale nie wykrył szczególnych anomalii. Robin nie wspominał o żadnych problemach ze snem, ale zakładałam, że lider ukrywałby ten fakt najdłużej jak by się dało.
Zwinęłam się w jeszcze ciaśniejszy kłębek, gdy zawył alarm. Rozsadzało mi głowę od każdego głośniejszego niż szept dźwięku i światła intensywniejszego niż ten ze świec. Nie ruszyłam się z miejsca, dopóki ktoś nie zapukał do drzwi. Niechętnie zdrapałam się z łóżka, nasunęłam kaptur najmocniej jak mogłam i otworzyłam intruzowi.
- Nigdzie nie idę - jęknęłam do Robina.
- A ja ci nie każę - odparł, przyglądając mi się badawczo. Miałam wrażenie, że pomimo cienia, w którym kryła się moja twarz, chłopak widzi jeszcze bledszą niż zwykle skórę i duże worki pod oczami. - Gwiazdka prosi cię o jakieś zioła na uspokojenie.
Kiwnęłam głową i wróciłam na chwilę do pokoju, by zabrać kilka mieszków z ususzonymi roślinami.
- Jest w swoim pokoju - rzucił na odchodnym i pognał w stronę windy, by ponownie ratować miasto. Ja za to udałam się w stronę salonu. Zagotowałam wodę, rozlałam ją do dwóch dużych kubków i ruszyłam w drogę powrotną. Przypomniało mi się jeszcze o jednej rzeczy, więc zahaczyłam o mój pokój. Po chwili poszukiwań, już z pełnym wyposażeniem, zapukałam do drzwi Gwiazdki.
- Proszę. - Usłyszałam trochę zmęczony głos przyjaciółki.
Wkroczyłam do królestwa fioletu, bieli i pastelowego różu. Nie dałam po sobie poznać, że patrząc na tę mieszankę kolorów lekko się wzdrygnęłam, a przez głowę przeszło mi ukłucie bólu i postawiłam wszystkie przedmioty na nowoczesnej toaletce.
- Robin powiedział, że chciałaś coś na uspokojenie - podjęłam, gdy dziewczyna podeszła do mnie, patrząc z zaciekawieniem na materiałowe woreczki.
Otwarłam kilka z nich, wąchając każdy po kolei i nasypałam po kilka listków do obydwóch kubków. Na koniec dosypałam proszek przypominający do złudzenia zwykły cukier.
- To sproszkowany wyciąg z rośliny, pomaga ukoić nerwy - wyjaśniłam, gdy Kori nieufnie spojrzała mi na ręce.
- Dziękuję - powiedziała z wdzięcznością i przyjęła ode mnie kubek.
Powąchała parującą zawartość, a po jej twarzy przemknął cień niesmaku. Niestety, zioła miały to do siebie, że nie pachniały ani nie smakowały najlepiej, za to pomagały.
Odsunęłam mieszki na jedną kupkę i zajęłam się przyrządzaniem olejku eterycznego. Z trzech opisanych fiolek nalałam po kilka kropel przeźroczystych cieczy do ceramicznego wazonika. Wetknęłam do środka ratanowe pałeczki i ustawiłam całość na półeczce obok lustra.
- Olejki pozwalają się odprężyć - wyjaśniłam i upiłam łyk gorzkiego naparu.
Dziewczyna kiwnęła głową i poprawiła niezręcznie spadające kosmyki włosów. Żadna z nas nie wiedziała jak przerwać tę krępującą ciszę. Chciałam ją zapytać, co jej się śni, ale potem mogłabym otrzymać pytanie zwrotne, a nie miałam nawet siły by cokolwiek zmyślać i to zapamiętywać.
- Mogłabym pomedytować razem z tobą? - Gwiazdka uratowała sytuację, bo miałam zamiar już wyjść.
Kiwnęłam głową, dopiłam napój i uniosłam się nad pustym kawałkiem podłogi. Koriand'r ustawiła się naprzeciwko mnie.
- Zamknij oczy - poleciłam. - Skup się na oddechu. Powoli nabieraj powietrze nosem i wypuszczaj je ustami. Śledź jego drogę - mówiłam spokojnie i powoli, samej nie mogąc skupić się na własnych myślach. To nie był dobry moment na medytację. - Nie staraj się usilnie nie myśleć. Gdy złapiesz się na tym, że dryfujesz, daj sobie chwilę na to, by zobaczyć gdzie zawędrowałaś, a potem spokojnie wróć do kontrolowania oddechu.
Tłumaczyłam to wszystko tak automatycznie, jak robili to mnisi, którzy, miałam wrażenie, byli wręcz znużeni powtarzaniem mi tego w kółko, gdy nie mogłam usiedzieć tych kilkunastu minut na miejscu. Im byłam starsza, tym więcej czasu potrafiłam na to poświęcać, jednak w tym momencie nie byłam wstanie na niczym się skupić. Wpatrywałam się tępo we włosy dziewczyny przypominające falujące płomienie. Dziewczyna nagle drgnęła niespokojnie, zacisnęła mocno powieki, a po chwili wróciła do poprzedniego staniu.
Odkąd otrzęsłam się z emocji Bestii, nie próbowałam już więcej pomagać w wytłumieniu niepokoju żadnemu z cierpiących przez koszmary członków drużyny. Miałam wrażenie, że w ten sposób nakarmiłabym moją wymykającą się spod kontroli mroczną stronę. Nie mówiąc już o tym, że sama byłabym kompletnym kłębkiem nerwów, których nie mogłabym odreagować poprzez medytację.
Nawet nie spostrzegłam, kiedy zsynchronizowałam mój oddech ze spokojnie oddychającą Gwiazdką. Uspokoiłam się trochę i powoli, aczkolwiek nadzwyczaj skutecznie zapadłam w trans.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale jest problem. - Cichy głos Robina był dla mnie tak niespodziewany, że wydał się dla mnie jak wystrzał z armaty.
Niechętnie otworzyłam ciężkie powieki. Odkąd pojawiły się koszmary, nie udało mi się tak głęboko zapaść się w umyśle. 
Stanęłam na miękkie wykładzinie i spojrzałam wyczekująco na Gwiazdkę, która powoli otrząsała się z medytacji.
- O co chodzi? - spytałam, wychodząc z pokoju.
- Zamieszki w mieście. Plus Jinx, której udało się uciec z więzienia - wyjaśnił, idąc w stronę windy. - Ja i chłopaki bierzemy się za szalejących cywilów. Wy musicie sobie poradzić z czarownicą. Namiary, gdzie ostatnio ją widziano macie zaznaczone na mapach - dodał i nacisnął przycisk. Drzwi windy zamknęły się z szumem.
- Chodźmy przez dach - powiedziałam do Gwiazdki i nie czekając, przeniknęłam przez sufit. Nie przemyślałam tego. Światło słoneczne oślepiło mnie, a w głowie mi się zakręciło. Wisiałam przez chwilę nad wieżą, przyzwyczajając się do warunków panujących poza moim przytulnie ciemnym pokojem.
Wyciągnęłam przypięty do paska komunikator. Otwarłam klapkę z białym "T" i skierowałam się w stronę czerwonego punkciku na mapie.

Zawisłam nad ruchliwą ulicą. Po chwili dołączyła do mnie Gwiazdka. Mimo dosyć niecodziennego wyglądu przestępczyni, poszukiwania były utrudnione przez godziny szczytu. Tysiące ludzi przewijało się przez wydeptane chodniki. Raz po raz przejeżdżał jakiś radiowóz policyjny.
- Może uda mi się odnaleźć jej energię - powiedziałam do dziewczyny i udałam się na najbliższy płaski dach.
Miałam obawy, że tak jak w przypadku Cyborga, zaleją mnie obrazy i uczucia, zwłaszcza, że byłam zmęczona, ale musiałam spróbować. Usiadłam na dachu, zamknęłam oczy i otwarłam swój umysł. Otaczający mnie świat zamienił się w widok jak z kamery na podczerwień. Zignorowałam pulsowanie w skroniach i skupiłam uwagę na oddalającym się źródle silnej energii. Uczepiłam się go i szybko ruszyłam w tamtym kierunku, uprzednio machnąwszy ręką, by Gwiazdka podążała za mną.
Przeleciałam nisko nad ulicą i wpadłam w szeroki przesmyk między wysokimi budynkami. Minęłam kilka skrzyżowań, przemknęłam między najróżniejszymi lokalami i biurowcami, aż w końcu wypadłam na rozległy teren parku. Wylądowałam na ścieżce prowadzącej między szpalerem ogołoconych drzew i pociemniałych krzaków. Coraz lepiej wyczuwałam energię. Ruszyłam alejką, szybkim krokiem mijając garstkę ludzi. Zatrzymałam się gwałtownie na skrzyżowaniu uliczek, lekko zdezorientowana. Ślady się zazębiały, raz stawały słabsze a raz wyraźniejsze, jednak zdawały dobiegać się z przeciwnych kierunków. Obróciłam się dookoła. Nie byłam pewna, więc na ślepo skręciłam w lewo. Prostą ścieżką szła tylko jedna osoba. Szczupła i dosyć wysoka, nie mogłam stwierdzić płci. Kiwnęłam głową w stronę przygarbionej postaci, patrząc na Gwiazdkę.
- Podleć do niej od tyłu - powiedziałam, zakładając, że to nasz cel.
Wchłonęłam w ziemię i pojawiłam się metr przed osobą. Nim zdążyła zareagować, zerwałam jej kaptur z głowy i przystawiłam do gardła ostrze uformowane z energii.
Przerażony chłopak zastygł bez ruchu, unosząc ręce w obronnym geście.
- Cholera jasna - rzuciłam pod nosem.
Wyraźnie czułam od niego energię. Puściłam go i zmierzyłam wzrokiem. Szybko sięgnęłam kieszeni jego kurtki i wydobyłam niewielki wisiorek. Zdenerwowana zacisnęłam palce na wygładzonym krysztale.
- Zmyliła nas - powiedziałam do Gwiazdki, rozglądając się po parku.
- Cz-czy j-ja m-mogę - zaczął skołowany chłopak.
- Idź - warknęłam na Bogu ducha winnego nastolatka.
- Dlatego wyczuwałam dwa źródła - wyjaśniłam Gwiazdce, pokazując wisiorek. - Pewnie mu to podrzuciła.
- Musimy... - zaczęła Gwiazdka, ale nie dane jej było skończyć.
Nagle od strony drzew wystrzeliła ku nam fioletowawa wiązka energii. Nie zdążyłam zareagować i promień trafił nam pod nogi, odrzucając do tyłu. Uderzyłam plecami w pień. Całe powietrze uleciało mi z płuc, a przed oczami zawirowały gwiazdki.
Kori podniosła się pierwsza i zaczęła na oślep strzelać plazmą. Przepaliła przy okazji sporo gałęzi i przeraziła przechodzących w oddali ludzi, lecz nic nie wskazywało na to, by trafiła przeciwniczkę.
Niespodziewanie usłyszałyśmy wysoki, nieprzyjemny dla ucha śmiech. Zza szerokiego pnia wyłoniła się Jinx. Odziana tylko w swoja białą, zwiewną spódnicę i skrzyżowany top, kroczyła ku nam z dumą i gracja niczym kot, nie zwracając uwagi na niską temperaturę.
- Nie zaatakujecie? - spytała kpiącym głosem, rozkładając ręce.
- Nie poturbujmy jej zbytnio  - przekazałam Gwiazdce telepatycznie.
Teleportowałam się za plecy dziewczyny z zamiarem ścięcia jej z nóg, ale ona w nadzwyczaj szybki sposób uniknęła mojego ciosu i uskoczyła, robiąc salta.
Gwiazdka zaszarżowała na nią z przygotowaną do uderzenia ręką, ale Jinx wytworzyła coś w rodzaju bariery. Kori nie zdążyła się zatrzymać i wleciała w tarczę, która owinęła się wokół niej niczym siatka. Kątem oka dostrzegłam jak miota się, ale materia rozciągała się, nie ustępując nawet pod jej nadludzką siłą.
Skupiłam się na przestępczyni, która stała wyprostowana, patrząc mi w oczy z pewnością siebie.
- Wierzysz w pecha? - spytała nagle.
W odpowiedzi posłałam serię energetycznych kuli, ale każdą zgrabnie ominęła i z gracją machnęła ręką niczym od niechcenia. Ledwo uskoczyłam przed ogromną gałęzią, która omal mnie zmiażdżyła.
- Koniec tej zabawy - warknęłam pod nosem, zirytowana dokuczliwym bólem głowy.
Z wściekłością zaczęłam rzucać w nią kulami energii, tak by odwrócić jej uwagę od ogromnego kruka, który wyłonił się spod ziemi. Chwycił w łapę niczego niespodziewającą się łysą dziewczynę i zamknął ją w szczelnym uścisku.
Podeszłam do niej z nutką wyższości na twarzy i przyglądałam się jej bezcelowym próbom wyrwania się. Wysłałam policji informację o miejscu pobytu zbiega. Nagle przypomniałam sobie o Gwiazdce. Rozejrzałam się po placu boju. Pod drzewem leżał fioletowy, półprzeźroczysty kokon. Podbiegłam do przyjaciółki i za pomocą energii uformowanej w ostrze, rozcięłam błyszczącą powłokę.
- Dzięki - mruknęła Kori, rozprostowując smukłe ciało. - Nie mogłam tego zniszczyć - powiedziała, przeczesując włosy, lekko osmalone na końcu. - Aż sobie włosy przypaliłam - zaśmiała się pod nosem, przyglądając się końcówkom.
Po kilku minutach na żwirową ścieżkę wtoczył się opancerzony wóz oddziałów specjalnych. Z szoferki wyskoczył uzbrojony żołnierz i otworzył z rozmachem tylne drzwi.
Spojrzał dziwnie na kruka, a potem na mnie. Postawiłam dziewczynę na trawie, wciąż nie puszczając wolno jej wygiętych do tyłu rąk. Dopiero, gdy mężczyzna zakuł ją w ciężkie kajdanki zasłaniające dłonie, oswobodziłam ją. Pchnięta lekko przez żołnierza, wskoczyła do wozu i potulnie weszła za kraty. Automatyczny zamek szczęknął, drzwi trzasnęły i wóz ze zgrzytem ruszył ku wylotu ścieżki, gdzie czekała eskorta.
- Nie wiem jak ty, ale chętnie napiłabym się herbaty - rzuciłam do Gwiazdki, gdy samochody zniknęły z pola widzenia.
Dziewczyna kiwnęła ochoczo głową. Nie zwracając uwagi na tłum gapiów oraz nachalnych dziennikarzy podtykających nam mikrofony bądź dyktafony pod nos, wróciłyśmy powoli do wieży.

-------------------------------
No witam. Jak tam nowy rok szkolny? Mi już po trzech dniach doskwiera nie mniejszy ból głowy niż ten Raven... Pierwsze dwa sprawdziany zapowiedziane, także ciekawie. Chwalcie się jak u was? Była praca domowa we wtorek (u mnie klasycznie z polskiego)? Wydaje mi się, że teraz czas między publikowaniem rozdziałów się wydłuży. Nic nie poradzę. Mam nadzieję, że gdy tylko przeczytam "Zdradziecki Pakt" i obejrzę "Titans" (chociaż wydaje mi się, że bardziej po tym pierwszym), to natchnie mnie wena i będę pisać jak szalona. Ale to tylko takie życzenia. Pamiętajcie, by zostawić ślad dla mnie i przyszłych pokoleń!