piątek, 27 lipca 2018

22. TRZEJ MUSZKIETEROWIE

Lewitowałam przed ogromnym, lekko oszronionym oknem. Skończyłam już medytację, ale dalej wpatrywałam się bezmyślnie w miasto pokryte cienką warstwą śniegu. Od kilku ostatnich akcji dało się wyczuć nadchodzącą zimę, a wraz z nią, jak wytłumaczył to Robin - Boże Narodzenie. Oczy wręcz bolały od niezliczonych kolorowych łańcuchów, migoczących światełek i choinek na każdym kroku. Ulice tonęły w reklamach prezentów, a uszy mieszkańców zalewane były bezsensownymi, wesołymi kolędami.
Byłam więc wdzięczna wszelkiej maści przestępcom, którzy jakby dali miastu chwilowy spokój. Deathstroke nie wychylił nawet czubka nosa ze swojej nowej kryjówki od momentu znalezienia Cyborga. Sam Victor nie brał jeszcze udziału w misjach, co bardzo mu się nie spodobało, ale Robin uparł się, by najpierw przeprowadził wszelkie testy na sprawność zbroi.
- No przecież mówię, że wszystko działa - powtórzył po raz któryś zmęczony już Victor.
- Wiesz, że muszę się upewnić - odparł ze stoickim spokojem Robin. - Nie mogę pozwolić, by coś się znowu komuś stało.
Cyborg machnął zrezygnowany dłonią, słysząc to samo po razu enty. Wszystko wydawało się wrócić do normy. Puścił w niepamięć spotkanie ze znienawidzonym ojcem i ponownie rzucił się w wir wielogodzinnych rozgrywek z Bestią.
Przeciągnęłam zesztywniałe ciało. Pobieżnie sprawdziłam swój wygląd w odbiciu. Nowy strój, który zrobił mi Cyborg był naprawdę wygodny i jednocześnie ciepły. Jedynie białe futerkowe wykończenia krótkich rękawiczek i peleryny wydawały mi się trochę przesadzone i słodkie, bardziej pasujące do Gwiazdki, ale nie mogłam narzekać.
Podeszłam do szklanego stolika i sięgnęłam po kubek z gorącą czekoladą. Chwyciłam go gołą dłonią i omal się nie poparzyłam. Zbytnio przyzwyczaiłam się do rękawiczek, które zwykle nosiłam. Zwilżyłam blade wargi w aromatycznym napoju, przyglądając się Cyborgowi, który krzątał się po kuchni. Ostatnio ukazał się jego talent kulinarny, zwłaszcza w kwestii słodkich wypieków. W chwili, gdy otwarł piekarnik, wraz z parą, która buchnęła w jego twarz, po salonie rozniósł się intensywny zapach cynamonu. Zabezpieczony w grube rękawice wyciągnął blachę na blat. Kątem oka dostrzegłam, jak Bestia ogląda się w stronę wypieku z głodem w oczach.
- Wcale nie jest mi przykro, że wpakowałem do tego ciasta jajka, masło i mleko - rzekł z szelmowskim uśmiechem Victor.
Bestia jęknął żałośnie i wrócił do wyścigów. Spojrzałam kpiąco w jego stronę, a potem przeniosłam wzrok na pół-robota, który dostrzegł to i posłał mi szyderczy uśmiech. Odstawiłam kubek do pustego zlewu, wymijając Cyborga.
- Dopiero co wszystko umyłem - powiedział z wyrzutem, odwracając się od książki kucharskiej.
Machnęłam ręką, a naczynie w chwilę wróciło czyste na półkę.
- Ta to ma dobrze - parsknął.
Nie zdążyłam wyjść z salonu, a zawył alarm.
Sapnęłam, widząc przed sobą perspektywę wychodzenia na miasto. W dodatku, omal nie potrącił mnie Robin, który wpadł do pokoju, niesiony ostatnim brakiem poważniejszych akcji.
- Włamanie na teren zakładu. Fabryka słodyczy. Nie wiemy kto. - Wymieniał informację, stukając w klawiaturę. - Chwila... Grupa ludzi... Sprawdźmy to. - Ogarnął nas wzrokiem. - Ja, Raven i Gwiazdka.
- Nie zabronisz mi dzisiaj - zaczął stanowczym głosem Victor, wyciągając wskazujący palec w stronę lidera.
Czarnowłosy przekrzywił głowę w zaciekawieniu, jak Stone mógłby go przekonać. Zadziwiło mnie, gdy zobaczyłam, jak złożył ręce niczym do modlitwy i robił maślane oko.
- No dobra. - Miałam wrażenie, jakby lider przewracał oczami z rozbawieniem. - Zastąpisz Gwiazdkę.
Stone wyrzucił tryumfalnie ręce do góry.

Ze względu na panującą pogodę postanowiłam dotrzeć na miejsce włamania w nieco inny sposób niż zwykle. Niedawno ukończony samochód Cyborga mknął przez zadziwiająco puste ulice. Pojazd zrobiony na podobiznę zbroi wykonawcy, mimo pierwszego wrażenia, okazał się niezwykle obszerny i wygodny w środku. Victor wydawał się zafascynowany i pobudzony za każdym razem, gdy zmieniał chociażby bieg lub dodawał gaz do dechy. Duża zabawka dużego chłopca - pomyślałam z rozbawieniem i politowaniem.
Dotarliśmy pod fabrykę razem z dwoma policyjnymi wozami.
- Młodzi Tytani. - Przeciągle powiedział obleśny, wąsiasty mundurowy. Wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu.
- Jeśli pan pozwoli, to zajmiemy się przestępcami - odparł chłodno Robin, wymijając grupkę kpiących z nas policjantów.
Usłyszałam jeszcze ich rechot, zanim zebrali się i postanowili wejść za nami na ogrodzony teren fabryki. W cienkiej warstwie zabrudzonego śniegu dostrzegłam plątaninę śladów stóp, a na głównej drodze prowadzącej od bramy do tylnej części budynku, gdzie przeprowadzano rozładunek, także opon.
- W ogóle po co oni się tu włamali? - spytał cicho Cyborg, idąc na końcu. - Chcieli ukraść cukierki na święta?
Nikt mu nie odpowiedział, bo doszliśmy do frontowych drzwi. Były uchylone. Weszliśmy do ciemnego, pustego o tej godzinie holu.
- Włączył się cichy alarm. To jacyś amatorzy - stwierdził Robin. - Według czujników, są teraz w drugiej hali produkcyjnej.
Weszliśmy na piętro, a policjanci rozeszli się po innych korytarzach. Mój wyostrzony wzrok pozwolił mi dojrzeć w ciemności dwuskrzydłowe drzwi, do których kierował się Robin.
- Bądźcie czujni - rzucił i weszliśmy na halę.
W dole dojrzałam dwa strumienie światła. Lider nakazał ciszę absolutną. Powoli zeszliśmy po schodach, uważnie obserwując włamywaczy, poruszających się między maszynami i taśmami, jakby czegoś szukali. Mogłabym przysiąc, że nikt z nas nie wydał żadnego dźwięku, ale jedna z latarek skierowała się nagle w naszą stronę. Rozległ się ostrzegawczy krzyk, a zaraz po nim wystrzały z pistoletu. Lider rzucił się w połowie schodów przez barierkę. Cyborg w kilku susach dopadł do ogromnej maszyny i ukrył się za nią, a ja schowałam się za paletami. Seria z karabinów maszynowych ucichła. Sekunda, którą przestępcy przeznaczyli na przeładowanie wystarczyła, by Robin wytrącił broń jednemu. Ja wyrwałam ją stojącemu najbliżej mnie, a Cybuś wypadł z kryjówki z wyciągniętą przed siebie ręką. Ta chwila, która pozwoliła nam zaatakować momentalnie minęła. Nie wiedziałam co chciał zrobić Victor, ale wyczułam jego zdziwienie i przerażenie, gdy ostatni z bandytów wyskoczył zza palet, by oddać serię strzałów w jego stronę. Błyskawicznie teleportowałam się przez chłopaka i wytworzyłam ogromną tarczę. Uszy rozerwał huk kul obijających się o energię. Kolejne sekundy upłynęły niczym długie minuty. Gdy kolejny magazynek się skończył, opuściłam barierę, ale nie zauważyłam, że jeden z przestępców obszedł nas. Jeden skok pozwolił mu dosięgnąć krótkim nożem mojego ramienia. Syknęłam, łapiąc się za głębokie rozcięcie. Cyborg potężnym ciosem w głowę powalił mężczyznę. Złapał go za materiał na plecach i zaniósł do dwóch pozostałych, zakutych już w kajdanki przez Robina.
- Ja nie wiem co się stało - zaczął Cyborg, ale Richard uniósł rękę.
- Potem nam to wytłumaczysz. Teraz zabierz Raven do wieży i ją opatrz.

Zacisnęłam zęby, gdy Victor przejechał wacikiem po wciąż krwawiącej ranie. Zdążyłam zabrudzić już kilka opatrunków swoją nienaturalnie ciemną krwią. Chłopak odciął rozerwany rękaw i zabrał się za zszywanie.
- Dobrze, że masz więcej tych kostiumów. - Przerwał trwającą między nami ciszę, która chyba mu przeszkadzała. Miałam wrażenie jakby obwiniał się o to, co mi się stało.
Syknęłam, gdy pociągnął za nić. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem w momencie, gdy do sali wszedł Robin. Szedł wyprostowany z typową dla niego powagą.
- Wytłumacz, co się tam stało - powiedział surowo, opierając się o ramę łóżka, na którym siedziałam.
- Moje działo nie zadziałało - odparł Victor, nie patrząc w stronę lidera.
- Mówiłeś, że wszystko sprawdziłeś - stwierdził Robin, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- Najwyraźniej nie - rzekł ze skruchą i wstydem. - Moja ręka powinna przemienić się w działo soniczne. Najwyraźniej tego mechanizmu Deathstroke mnie pozbawił.
- W jakim celu mógłby go użyć?
- Działo nie wyrządza dużej krzywdy. Ogłusza i dezorientuje. Pokaż mi, co ukradł wcześniej, a może uda mi się wymyślić, co chce z tego stworzyć.
- Przyniosę ci szczegółowy wykaz do pokoju. - Wyszedł z sali, stukając okutymi butami o białe płytki.
Cyborg dokończył opatrywanie rany, rzucił wszystko na przesuwany stolik i powiedział nieznoszącym sprzeciwu głosem:
- Masz nie nadwyrężać tej ręki, bo szwy mogą pęknąć.
Podziękowałam cicho, zabrałam zdjętą wcześniej pelerynę i ruszyłam do pokoju. Odwróciłam się jednak w drzwiach i, na tyle na ile było mnie stać, rzekłam pocieszającym tonem:
- To nie twoja wina. Powinnam była go wyczuć.
Miałam wrażenie, że zanim zasunęły się drzwi, usłyszałam głębokie westchnienie. 

Weszłam do salonu w poszukiwaniu książki. Przeszukałam już swój pokój, ale nigdzie nie zalazłam opasłego tomiszcza. Najpierw zajrzałam do swojego ulubionego kąta, w którym często się zaszywałam. Zerknęłam na każdy stolik, półkę i blat. Podrapałam się po karku w zamyśleniu. Jedyną osobą w salonie był kompletnie pochłonięty grą Garfield.
- Bestia, nie widziałeś może takiej grubej książki? - spytałam, podchodząc do  niego.
Jak się spodziewałam, nie usłyszał. 
- Widziałeś tutaj jakąś książkę? - ponowiłam pytanie, tym razem głośno i wyraźnie.
Znowu żadnego odzewu. Postanowiłam wdrożyć drastyczne środki.
Telekinezą wyrwałam mu kontroler. Chłopak poderwał się w oburzeniu. 
- Prawie go miałem - stęknął. 
- Gruba książka. Widziałeś taką? 
- Nieee - przeciągnął, nie wiedząc co zrobić z wolnymi rękami. - Znowu zgubiłaś? Może jest w twoim pokoju? - zaproponował, strzelając na boki rozbieganym wzrokiem. 
- Wiesz, że nie umiesz kłamać - stwierdziłam, patrząc na niego spod byka. - Gdzie jest?
Bestia wykręcał palce, przestępując z nogi na nogę. Już raz zabrał mi książkę dla żartu. Nie skończyło się to dla niego dobrze. 
- Noo... Była w kuchni... A ja akurat robiłem sobie śniadanie... i... - uciął i  popatrzył na mnie niczym zbity pies. - Rozlało mi się mleko* - wypalił, a następnie przełknął głośno ślinę, wiedząc jaką burzę rozpętał. 
Zacisnęłam pięści. Pochyliłam głowę, byleby nie patrzeć na tego niedorajdę. Nabrałam kilka głębokich wdechów. W salonie nie było nikogo poza nami. Źle trafił. Zrobiłabym mu krzywdę teraz, a nikt nawet by się nie dowiedział.
- Matko Azarath, daj mi siłę - wyszeptałam, miarowo rozluźniając i zaciskając dłonie, jakby zaraz miały wylądować na jego szyi. 
- Pokaż mi ją - warknęłam, starając się zachować spokój. 
Bestia posłusznie wybiegł z salonu, jak przypuszczałam, do swojego pokoju. Wrócił po chwili, niosąc na rękach księgę z największą ostrożnością. Ułożył ją delikatnie na szklanym stoliku. 
- Chciałem ją jakoś uratować - zaczął tłumaczyć, gdy tylko mój wzrok spoczął na kawałkach papieru wystających spomiędzy szorstkich stron. - Wydaje mi się, że w środku jest dobrze, tylko okładka...
- Otwierałeś ją? - warknęłam, zadając pytanie, na które odpowiedź była przecież oczywista. 
- No... tak... to źle? 
Ukryłam twarz w dłoniach. Gdyby tylko wypowiedział jakąkolwiek inkantację z tej księgi zaklęć, nawet jeżeli by nie rozumiał co czyta, mógłby wyrządzić nieopisane szkody. 
- Nie - powiedziałam ponownie opanowanym głosem. 
Przejechałam dłonią po skórzanej okładce, odbarwionej w dolnym lewym rogu na jaśniejszy kolor. Nadal była lekko wilgotna i miękka. Wzięłam ją do rąk i bez słowa wyszłam, bo miałam wrażenie, jakby za chwilę miała odezwać się moja mroczna i agresywna strona. 
W pokoju, przy chybotliwym świetle świec, wręcz z nabożną delikatnością powyjmowałam wszystkie listki papieru. Przejrzałam siedemset stron, ale w środku praktycznie nie było śladu. Jedynie zapach i plama na okładce świadczyły, że kiedykolwiek coś się wydarzyło. Jednak sama świadomość, że ktoś zaglądał do tej księgi była niepokojąca. Wszystko spisane po łacinie, było czymś łatwym do przetłumaczenia w tych czasach. Zwłaszcza dla tak ciekawskiego Bestii. 
Spojrzałam na gotycką, dużą czcionkę na pierwszej stronie. 

**Hic gemma purus malum genero
Is in aditus convertitur
Tempus erus tempus nunc
 Est terminus ad huius terra*

Nabrałam głęboko powietrza. Zatrzasnęłam gniewnie księgę, jakbym mogła dzięki temu uciec od tych słów.
--------------------
* Przypominam, że są mleka roślinne, a Bestia jako wegan takowe pije.
 ** Kto zgadnie co to znaczy. Nie polecam korzystać z tłumacza google, ponieważ układałam to słowo po słowie, więc będzie nie odmienione, ale wolę to niż jakieś nie wiadomo co od wujka google.

Cały ten wstęp wydaje mi się pieprzeniem o wszystkim i o niczym. Obym tylko znowu nie zmiksowała tam dwóch czasów, bo szlag mnie trafi. Dajcie znać, co wolicie. Dużo akcji, czy takie rozmyślania, opisy tego co się wcześniej wydarzyło, bo przypominam, że jest tu spory przeskok czasowy. 

sobota, 14 lipca 2018

21. ODBIJAMY

Dwugodzinny trening pozwolił nam wszystkim na pozbycie się nagromadzonych emocji. Bestia tak zawzięcie unieszkodliwiał przeciwnika za przeciwnikiem, że nawet nie zauważył, gdy cała symulacja się skończyła. Robin rozwalił dwa worki, w tym jeden zerwał z sufitu potężnym kopniakiem. Gwiazdce wystarczyły ciężary, testujące jej nadludzką siłę. A ja obeszłam się medytacją. Richard rozumiał, że po wcześniejszym wysiłku nie miałam ochoty na trening.

Dopiłam drugą z rzędu herbatę ziołową, połykając proszki na ból głowy. Uciążliwe kłucie i pulsowanie nie ustępowało od kilku godzin, więc zgodziłam się na ziemskie metody zaproponowane mi przez Robina. Poszłam do pokoju w poszukiwaniu moich szachów z Azarath. Drewniane, misternie rzeźbione pudełko znalazłam na półce za książkami. Wróciłam do salonu, rozłożyłam je na stoliku. Odsunęłam krzesło, by unieść się metr nad podłogą, co było dla mnie znacznie wygodniejsze. Ustawiłam czarne pionki po swojej stronie, pilnując pól, tak jak uczyła mnie tego Arella. To nie mnisi tak zafascynowali mnie tą grą, lecz właśnie Angela. W ten jedyny sposób, który mi odpowiadał, spędzałyśmy wolny czas. Siadałyśmy przy oknie, tak by sączące się przez nie światło oświetlało chropowatą powierzchnię szachownicy. Czasami za tym tęskniłam.
Przesuwałam pionki siłą woli, przypominając sobie kolejne dawno wyuczone ruchy. Próbowałam różnych kombinacji, czasami bezmyślnie dochodząc do pata. Westchnęłam i ustawiłam figury ponownie.
- Mogę się przyłączyć? - Niespodziewane pytanie Robina wybiło mnie z zamyślenia, przez co pionki będące jeszcze w locie, upadły.
- Jasne - mruknęłam, zbierając rozsypane figury. - Biorę czarne - uprzedziłam jego oczywiste zapytanie.
Chłopak parsknął.
- Czego mogłem się spodziewać - mruknął z lekkim uśmiechem na ustach.
W momencie, gdy mój ruch był dość długo obmyślany, a różne sekwencje analizowane, Robin robił szybkie posunięcia, które jednak miały w sobie jakąś metodę. W ten sposób zostałam zamatowana po ledwie kilku jego ruchach. Spojrzałam zdumiona na planszę, a potem na zadowolonego z siebie lidera.
- Jeszcze się zemszczę - sarknęłam, udając groźny ton.
Tym razem postawiłam na nienaturalną dla mnie pewną spontaniczność i szybkość działania. Udało mi się po chwili założyć mu szacha, ale lider sprytnie odwrócił sytuację tak, że teraz to ja musiałam bronić króla. Powtórzyło się jeszcze kilka razy. Minuty upływały, ale to przestało mieć znaczenie. Całkowicie zagłębiliśmy się w grze. Gdy miałam już wykonać ostateczny ruch, prowadzący do mojej wygranej, w salonie rozległ się cichszy niż zazwyczaj i mniej drażniący alarm. Robin poderwał się z krzesła, zahaczając o stół, przez co pionki przewróciły się. Zasiadł przed komputerem i całą grupą otoczyliśmy go w oczekiwaniu na wieści.
Niespodziewanie ekran zabłysł i ukazała nam się dwukolorowa, tak znienawidzona maska.
- Wiem, że się dodzwoniłem - zaczął zaczepnie Deathstroke, gdy nikt się nie odezwał.
"Nie widzi nas" - wyczytałam z ruchu warg Robina. Odetchnęliśmy z ulgą i zaczęliśmy wpatrywać się w złoczyńcę. Pomimo wyłączonej kamery, miałam wrażenie, jakby jego lewe oko świdrowało każdego z nas.
- Pewnie zastanawiacie się, po co dzwonię - kontynuował niskim, lekko zdartym głosem. - Proponuję wam układ...
- Nie będziemy wchodzić w żadne układy z  przestępcami - warknął stanowczo Robin i zaczął cicho wpisywać coś na klawiaturze. Ekran komputera zapełnił się mapą miasta.
- Nawet nie próbuj mnie namierzać - powiedział, po czym parsknął z pogardą. - Chciałem być miły, ale skoro tak ze mną pogrywacie, nie pójdę wam na rękę - rzekł stanowczo, a następnie widok z kamery się zmienił.
W prawie pustym pomieszczeniu, na samym jego oświetlonym środku stał metalowy stół. Przymocowany do niego Cyborg stracił swoją delikatną poświatę, która zawsze połyskiwała wokół elektronicznych części. Mechaniczne oko było całkiem blade, a druga powieka zamknięta. Wydawał się wyłączony, ale i nie naruszony.
- Właściwie i tak nie jest mi już potrzebny - powiedział jakby od niechcenia. Robin zacisnął pięści. - Jak myślicie, ile dadzą mi na czarnym rynku za tak nowoczesne części? - spytał całkowicie poważnym głosem. Obraz znowu pokazywał nam jego pomarańczowo-czarną maskę.
- Nawet się nie waż mu coś zrobić - zaczął twardym głosem Robin.
- Bo niby co mi zrobisz? - przerwał mu. - Jesteście tylko bandą irytujących niczym muchy dzieciaków. Wycofajcie się z gry teraz albo więcej osób ucierpi - zagroził i rozłączył się.
- Nie udało mi się namierzyć sygnału - rzekł zirytowanym głosem lider - ale może ktoś inny będzie to potrafił.
Odbił się od krzesła i szybkim krokiem nas ominął.
- Możesz nam chociaż raz wytłumaczyć, co masz zamiar zrobić? - spytał Bestia, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Mam wrażenie, jakbyś czasami zapomniał, że nie pracujesz już sam.
- Batgirl - rzucił krótko i ruszył ku bocznym drzwiom.
Gwiazdka uniosła brew w niemym pytaniu, kim jest ta osoba, a Bestia otwarł lekko usta ze zdziwienia.
- No co wy? Nie znacie Batgirl? - spytał, nie dowierzając. Pokręciłyśmy zgodnie głowami, ale Zielonek zbył nas lekceważącym ruchem ręki.

W oczekiwaniu na powrót Robina, przeczytałam prawie całą księgę z rytuałami. Gwiazdka zniknęła mi z oczu, chociaż jeszcze niedawno krzątała się po kuchni, a Bestia grał samotnie na konsoli. Wydawał się przygaszony, zawsze robił to z Cyborgiem w akompaniamencie entuzjastycznych okrzyków i niekiedy gróźb po poniesionej porażce.
W momencie, gdy odłożyłam książkę, by sięgnąć po herbatę, drzwi otworzyły się, wpuszczając Robina i Gwiazdkę. Bestia poderwał się szybko i rzucił pada na bok.
- I jak? Znalazła go? - Obrzucił czarnowłosego pytaniami.
- Tak. I tym razem mamy stuprocentową pewność, że to dobre miejsce - odparł pełnym energii głosem.
- Chodźmy skopać mu tyłek - rzucił entuzjastycznie Bestia.
- Kryjówka jest pod stałą obserwacją. Nie wymknie nam się - dodał pewnym głosem i zasiadł za komputerem.
Wyświetlił mapę miasta. Pomanewrował trochę przy obrazie i po chwili mieliśmy widok z ulicy na fasadę niewyróżniającego się klubu.
- Ustaliłem już plan działania. Wybieramy tylne wejście pilnowane przez jednego strażnika i kamerę - wyjaśnił szybko, pokazując plan budynku. - Bar-... - urwał. - Batgirl - poprawił się - zapętli ją, więc bez problemu powinniśmy się tam dostać.
W głowie odezwał mi się cichy głosik. Wszystko wydawało się za proste. Tak jakby to była podpucha. Wiecznie muszę się doszukiwać dziury w  całym!
- Wszystko dokładnie zaplanowane. Atakujemy o 23.

Dawno się już ściemniło. Deszcz przestał padać, wiatr ucichł. Niebo było praktycznie bezchmurne, a księżyc w pełni rzucał srebrną łunę na śpiące już miasto. Czekałam razem z Bestią i Gwiazdką na Robina. Po chwili rytmiczny szum fal obijających się o naszą wysepkę zagłuszył hałas motoru wyłaniającego się spod ziemi. Zgodnie ruszyliśmy za chłopakiem, który miał nas doprowadzić do uliczki niedaleko klubu.
Wylądowaliśmy w przesmyku między niskimi budynkami. Robin zostawił maszynę za dużym kontenerem na śmieci i ruszył wgłąb uliczki. Skręciliśmy kilka razy, aż lider uniósł rękę do góry. Posłusznie zatrzymaliśmy się. Chłopak wyjrzał ponownie zza rogu, wygrzebał coś z paska i rzucił. Usłyszałam metalowe stuknięcie, a po chwili odgłos upadającego bezwładnie ciała. Ruszyliśmy do tylnego wejścia. Drzwi były otwarte. Powoli weszliśmy na skąpane w mroku zaplecze. Zza ściany dochodziły odgłosy głośnej muzyki. Richard wyciągnął małą latarkę i zeszliśmy po schodach. Piosenka ucichła, ale krzyki tłumu niosły się aż tutaj. Weszliśmy w długi, brudny korytarz, oświetlony mrugającą świetlówką. Wszystkie przejścia po bokach były zamknięte, tylko przez szparę uchylonych naprzeciwko drzwi wpadała niebieski łuna. Robin wyciągnął z niezwykle pojemnego paska małe, naostrzone przedmioty do rzucania, ja i Gwiazdka przygotowałyśmy kulę z energii, a Bestia zamieniły się w geparda. Na nasze szczęście zawiasy nie zaskrzypiały. Weszliśmy do całkowicie pustego pokoju, z którego odchodziło troje drzwi. Robin nakazał nam ciszę, a następnie rozdzielił każdego do jednego przejścia. Poszłam w lewo. Zamieniłam się w kruka i przeniknęłam przez metalowe, ciężkie drzwi. Zawisłam w powietrzu, zamurowana widokiem Cyborga. Rozejrzałam się uważnie po skrytych w mroku kątach pokoju. Wróciłam do normalnej formy i podeszłam do ustawionego prawie pionowo stołu. Z pewnym niepokojem spojrzałam na przesuwany stolik z dziwnymi przyrządami.
- Znalazłam go - szepnęłam do komunikatora, jakby obawiając się, że ktoś mnie usłyszy.
Najciszej jak mogłam oderwałam metalowe blokady przytwierdzające Victora do stołu. Nikt mi nie odpowiedział. Usłyszałam za to odgłosy walki. Zostawiłam przyjaciela i wróciłam do pustego pomieszczenia. Prawie oberwałam zielonym pociskiem Gwiazdki. Walka czterech osób w tak małym pokoju to zły pomysł. Bestia leżał nieprzytomny w rogu. Deathstroke wymieniał potężne ciosy z Robinem, cały czas blokując mi drogę do Zielonego.
- Jednak was nie doceniłem - sarknął, wyciągając mały przedmiot z pasa przerzuconego przez ramię. - Więcej już nie popełnię tego błędu.
Nim Robin zdążył mu go wytrącić, rzucił go i po pomieszczeniu rozprzestrzenił się zielony, gryzący gaz. Miałam wrażenie, jakby Deathstroke nie uciekł od razu, ale kaszel i łzawiące oczy kompletnie rozproszyły moją uwagę.
Po chwili dym zaczął opadać, zbierając się nad podłogą. Przetarłam piekące oczy i dopiero, gdy je otwarłam, przypomniałam sobie o Bestii. Szybko doskoczyłam do rogu pokoju. Jego skóra prawie zlewała się z kolorem gazu, którzy zaczął się przerzedzać. Przerzuciłam chude ramię chłopaka przez plecy, a wątłe ciało sprawiło, że udało mi się go bez problemu podnieść.
- W tym pokoju jest Cyborg - powiedziałam, kiwając głową w stronę metalowych drzwi.
Robin gwałtownie złapał za klamkę i zdenerwowany wszedł do pomieszczenia. Poczułam ulgę Gwiazdki i lidera, gdy tylko zobaczyli Cyborga.
- Raven, zabierz nas stąd - rzekł czarnowłosy.
Kiwnęłam głową. Otoczyłam nas smolistą energią, omiotło nas zimno i szarpnęło. Teleportowaliśmy się.

- Czemu się nie budzi? - spytała spokojnym, aczkolwiek zmartwionym głosem Gwiazdka.
Robin nie odezwał się. Nie wiedział. Nie wiedział, co Deathstroke zrobił. Nie wiedział, jak to naprawić.
Cyborg ledwo mieścił się na szpitalnym łóżku, czego nie można było powiedzieć o Bestii, który wręcz tonął na sterylnie białej pościeli i ogromnej poduszce. Żaden z nich nie był podłączony pod nowoczesną aparaturę, którą zainstalowano w wieży. Zielonek wybudził się na chwilę, a potem ponownie zemdlał na widok głębokiego rozcięcia na udzie. Cyborg zaś cały czas pozostawał wyłączony.
- Potrzebujemy kogoś, kto zna się na czymś takim - wypowiedziałam myśli tłukące się po głowach nas wszystkich.
- Może... - zaczął Robin - Cyborg mówił, że odratował go jego ojciec. Pomagał nam nawet przy budowie wieży... Idę go znaleźć. Będę w salonie - rzucił, szybko wychodząc ze skrzydła szpitalnego.
- Idziesz czy zostajesz? - spytałam Gwiazdkę po długiej chwili ciszy.
- Mogę zostać - odparła, wzruszając lekko ramionami.
Sunąc ponad białymi kwadratowymi płytkami, opuściłam piętro medyczne i udałam się do pokoju.

Wiedziałam o istnieniu głośniczków i małych lampek, które sygnalizowały w wyjątkowo upierdliwy sposób alarm, ale nikt nie poinformował mnie, że przez tę instalacje można nadawać też komunikaty. Drgnęłam przestraszona, gdy zamyślona usłyszałam nad sobą głos Robina. Serce zdążyło uderzyć chyba z kilkadziesiąt razy, zanim zlokalizowałam źródło dźwięku.
Odrzuciłam książkę na bok, nie zaznaczając uprzednio miejsca, w którym skończyłam i poszłam do salonu wedle komunikatu.
Już od progu skupiłam się nie na Bestii, który nie powinien w ogóle chodzić, ale na wysokim, potężnym afroamerykaninie. Ubrany był w dobrze skrojony garnitur, który w dziwny, ale i przyjemny sposób kontrastował swoim beżowym kolorem ze skórą przybysza.
- Przedstawiam wam genialnego naukowca, Silasa Stone'a - odezwał się Robin, wysuwając rękę w jego stronę, jakby chciał go zaprezentować w całej, sporej i dumnej okazałości.
- Przybyłem najszybciej jak mogłem, gdy tylko dowiedziałem się, co stało się z Victorem. - Jego głos nie wyrażał zbytniej troski. Wydawał się pompatyczny. Miałam wrażenie, jakby traktował to wydarzenie jako kolejny naukowy problem.
- Chodźmy już do Cyborga - zaproponował Robin.
Toczyłam się na tyłach razem z kulejącym Bestią. Nie miałam ochoty jechać z tym człowiekiem w jednej windzie, więc przeniknęłam przez kilka pięter, by znaleźć się przed ogromną salą nim ferajna wypłynęła na korytarz.
Pan Silas bezczelnie przepchnął się na sam przód i omal mnie nie taranując, wszedł do sali. Szybko zlokalizował syna i z udawanym zatroskaniem podszedł do łóżka. Czułam, jak ogarnia go niezrozumiana dla mnie duma. Stał tak dłuższą chwilę w milczeniu, skanując ciało Victora kawałek po kawałku.
- Muszę mieć dostęp do jego pleców - wypalił w końcu.
Robin, patrząc w moja stronę, wykonał w powietrzu kółeczko palcem wskazującym. Obróciłam Cyborga najostrożniej jak umiałam. Stone wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki okulary o cienkich oprawkach i nasunął je na typowy, szeroki nos. Ciemnobrązowe oczy błysnęły zza szkieł, gdy dobrał się do metalowego ciała Victora. Przesuwał długimi palcami po gładkich plecach, aż natrafił w końcu na odpowiedni punkt. Przycisnął lekko, a niewielka klapka uchyliła się.
- Podstawowe czynności życiowe są cały czas podtrzymywane. - Zaczął wyjaśniać, grzebiąc w kolorowych obwodach. - Jednak chociażby cały aparat ruchu, zmysły i funkcje obronne są wyłączone. Nic trudnego by to naprawić - powiedział, wykrzywiając się, gdy sięgał po palcem po coś położonego głębiej. - I gotowe - mruknął zadowolony, zamykając pokrywę.
Półprzeźroczyste miejsca znów pokryły się niebieską łuną, a czerwone oko nabrało ponownie blasku. Pomieszczenie wypełnił cichy szum mechanizmów wznowionych do pracy. Pierwsza poruszyła się obrócona w bok głowa, a zaraz za nią ręce, na których Cyborg się podparł. Lekko oszołomiony, usiadł okrakiem na łóżku i potarł łysą głowę. Chwilę jeszcze poruszał kończynami, aż w końcu podniósł na nas wzrok. Widziałam, jak prawie zlewająca się z tęczówką źrenica rozszerza się, gdy tylko dotarło do niego, kogo sprowadziliśmy.
- Ty! - warknął, podnosząc się.
Gwiazdka i Robin doskoczyli do niego i przygwoździli do łóżka.
- Nie dotarło, gdy powiedziałem, że nie chcę cię więcej widzieć - sarknął w stronę Silasa, który zachował spokój.
- Jestem twoim ojcem - zaczął stoickim głosem, ale Cyborg wyrwał się dwójce przyjaciół.
- To przez ciebie jestem taki! - Wskazał na swoje ciało. - Przez ciebie cierpiałem. Nie pokazuj mi się więcej na oczy - warknął, rzucając się w jego stronę.
Zareagowałam błyskawicznie. Pochwyciłam Victora w kruczą łapę wyrastającą z podłogi.
- Bądź co bądź, ale pomagałem przy budowie tej wieży i chyba mam prawo...
- Po tym co mi zrobiłeś, nie masz prawa do niczego - ryknął wkurzony Cyborg.
Mężczyzna potarł w zamyśleniu okulary o rąbek marynarki, schował je z powrotem do kieszeni i kiwnął głową w stronę Robina.
- Cieszę się, że mogłem pomóc. Widzę jednak, że czas już na mnie - rzekł opanowanym tonem, aczkolwiek czułam, że uraziły go słowa syna. Wyszedł z sali dostojnym, długim krokiem, zostawiając nas w niezwykle napiętej atmosferze, której nawet suchy żart Bestii nie mógł by rozluźnić.

- Jestem tylko jego kolejnym eksperymentem. Nie mógł przepuścić takiej okazji, by sprawdzić, czy ciało człowieka można zastąpić mechanicznymi częściami. - Głos Cyborga był już spokojny. Siedział długo w zamyśleniu, aż zaczął opowiadać. - Chciałem, by mnie zabił. To oznaczałoby jednak niepowodzenie projektu, toteż wolał bym cierpiał. Zerwałem więc z nim kontakt na ponad rok. Ukrywałem się przed ludźmi. Aż spotkałem was. Pomyślałem sobie - tutaj nikt nie jest całkiem normalny, zupełnie jak ja. Wiedziałem, że Silas pomagał przy projekcie wieży i nie miałem nic przeciwko temu, bo jest naprawdę świetnym, ale jednocześnie okrutnym naukowcem - urwał, nabrał głęboko powietrza i kontynuował. - Nie wiem czego chciał ode mnie Deathstroke. Obudziłem się po tym wybuchu w laboratorium, ale zaraz potem on dezaktywował większość funkcji. Dopiero tutaj odzyskałem przytomność. Nie wiem co zrobił.. Muszę sprawdzić, czy nic nie straciłem i czy wszystko działa poprawnie.
- Na razie najważniejsze, że jesteś - powiedział pocieszającym tonem Robin. - Deathstroke zbiegł i nie pozostaje nam nic innego, jak wyczekiwać jego następnego ruchu.
- Dajcie już spokój z tą podróbką Dwóch Twarzy. - Bestia wtrącił się, machając lekceważąco dłonią. - Kto ma ochotę na pizzę? - rzucił wesoło.
Myliłam się. On jednak potrafi rozluźnić atmosferę.

----------------------------- 
No, to na razie wątek z porwaniem Cyborga mamy zamknięty, ale nie bójcie się, wiem już po co nasz kochany Slade to zrobił i co takiego stało się Cybusiowi. Będzie mały przeskok czasowy, ale jeśli chce się wyrobić do 50 rozdziałów i zmieścić tu jeszcze półtora roku, to jest to konieczne. Jak myślicie, co będzie punktem kulminacyjnym? Kto będzie tutaj bossem na ostatnim levelu? Obstawiajcie, a nuż wam się uda.
Muszę jakoś rozruszać sekcję komentarzy. Także bardzo ładnie proszę o co najmniej 3 osoby, które to skomentują. Nie liczę siebie i wszelkich odpowiedzi. Tylko 3 różni czytelnicy, którzy zostawią po sobie mały ślad, a tak dla mnie ważny. Masz wakacje? Masz czas? To napisz, co planujesz robić, gdzie wyjeżdżasz.
PS. Ten rozdział zostanie opublikowany automatycznie. Mogę się więc trochę spóźniać z odpowiedziami.