wtorek, 28 listopada 2017

7. ZASŁONA DYMNA

Od mozolnego procesu malowania oderwał mnie alarm o nieznośnie wysokim tonie i czerwone światło, rozlewające się po całym moim pokoju, rzucając jasną poświatę na świeżo nałożoną szarą farbę. Wrzuciłam wałek do tacki, rozchlapując resztkę emulsji na i tak brudną folię malarską.
Wzięłam z kąta pelerynę i wyszłam przed pokój.
Głowy tytanów wystawały z ich własnych pomieszczeń w równej odległości.Wszyscy mieli niepewne miny, więc nawet nie pytałam o co chodzi.
Po chwili z ostatniego pokoju wyłonił się Cyborg. Zupełnie spokojny i jakby zadowolony, pogwizdywał pod nosem.
- To alarm - wyjaśnił, gdy zobaczył, że stoimy, niepewni co zrobić. - Uruchamia się gdy coś dzieje się w mieście.
Spojrzeliśmy po sobie i zgodnie ruszyliśmy za ciemnoskórym mężczyzną. Weszliśmy do salonu, akurat gdy alarm ucichł, a wszystkie zimne kolory wróciły do swoich poprzednich odcieni.
- Znam miejsce pobytu tego kamiennego stwora! - Robin krzyknął do nas z drugiego końca sporego salonu. Wręcz czułam wylewający się z niego entuzjazm, co jak na niego jest dosyć dziwne. Oboje jesteśmy raczej opanowani i skąpi w okazywaniu uczuć. Jak widać on może sobie na to pozwolić.
Jednak empatki i tak nie oszuka.
- Zbieramy graty i jedziemy do starego magazynu mebli, przy Rote Street. - Zaraz po ekspresowym poinformowaniu pognał do bocznej windy, by zabrać swojego grata - co w jego języku oznaczało superszybki motor.
Cyborg równie sprawnie i ekspresowo co lider wpadł do windy na korytarzu by zjechać po swój wciąż prototypowy i niedokończony samochód.
Razem z pozostałymi wyleciałam na dach, z którego bez zbędnego czekania polecieliśmy w stronę naszego celu.
- Lećcie tam i postarajcie się go zatrzymać. Dogonimy was - rozbrzmiało w moim prawym uchu. Nie odpowiadałam, bo byłam już w połowie drogi.
Omijałam kolejne wieżowce, prześcigając się z zielonym krukiem. Czy on właśnie pije do mnie?
W odpowiedzi zamieniłam się w smolistego ptaka, trochę większego od tych ziemskich.
Nie żebym miała GPS lub wiedziała gdzie jest nasz cel. Po prostu pod jednym z wielu szarych magazynów kręciło się sporo policji, niewiedzącej co zrobić z uciekinierem.
- Robin, jesteśmy na miejscu - poinformowałam, włączając komunikator. W odpowiedzi usłyszałam ryk motoru zza pleców.
- Ja również - rzekł z łobuzerskim uśmieszkiem, gdy zszedł z potężnej, ale dziecinnie kolorowej maszyny. Muszę mu to kiedyś wyperswadować.
Chłopak odszedł od nas by porozmawiać z dowodzącym tutaj policjantem. O wiele wyższy mężczyzna gestykulował żywo. Czułam od niego strach, tak samo jak od pozostałych otaczających nas funkcjonariuszy.
- Ktoś zgłosił policji, że widział potwora, gdy wchodził z kimś do magazynu. Budynek jest otoczony, ale nikt nie chce wejść do środka. - Zdał streszczony raport. -  Czemu się nie dziwię -dodał ciszej. - Plan jest taki: ja i Raven wejdziemy górą, by zobaczyć gdzie dokładnie potwór się znajduje - mówiąc to wskazywał cały czas na mnie. - Wy poczekacie na nasz sygnał i zaatakujecie z odpowiedniej strony. - Popatrzył po wszystkich, a gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi dodał - Wszyscy się zgadzają? - odpowiedzieliśmy równoczesnym skinieniem głowy. - To do roboty - powiedział i uśmiechnął się lekko.
Gładko wylądowałam na płaskim dachu budynku. Zaraz za mną miękko przetoczył się Robin.
- Możesz przenikać ściany? - spytał całkiem do rzeczy.
- Tak - odparłam cicho, więc dodatkowo pokiwałam głową.
- Spróbuj ukryć się jakoś pod sufitem i poczekaj na mnie. Wejdę szybem. - Wskazał na dosyć ciasną kratę wentylacyjną.
Ponownie kiwnęłam głową i powoli wtopiłam się w betonowy dach. Przestałam czuć swoje ciało, zdematerializowałam się.
Wysunęłam głowę lekko poniżej sufitu i omiotłam wzrokiem ogromną halę produkcyjną. W najbardziej oddalonym ode mnie kącie dostrzegłam zarys potężnej, kamiennej sylwetki. Przed nią jakby stał ktoś jeszcze. Dwukrotnie mniejszy i znacznie węższy.
Jeżeli rozmawiali, to znajdowali się zbyt daleko, bym cokolwiek mogła usłyszeć.
Przeleciałam na wąskie belki podtrzymujące strop. Przeszłam kilka kroków, ale zatrzymałam się gdy całe ciało niebezpiecznie przechyliło się na lewo.
Równowaga nie jest moją mocną stroną. Powoli obróciłam głowę, gdy za sobą usłyszałam cichy, metaliczny stukot. Robin wyszedł właśnie z szybu. Odłożył wykręconą kalpę na górę wentylacji i ruchem ręki nakazał przejście do przodu. Nie wykonałam jego polecenia. W zamian za to połączyłam nasze umysły.
- Nie lepiej powiedzieć reszcie gdzie jest nasz cel? - spytałam w myślach, poprawiając lekko zsuniętą, długą rękawiczkę.
- Zaraz to zrobimy. Najpierw chcę podejść bliżej - odparł po chwili pewnym głosem.
Wzruszyłam ramionami i wzleciałam lekko na bok tak, by umożliwić liderowi przejście, ale nadal pozostać niewidoczną. Nie było to wcale takie trudne. Ciemno-granatowa postrzępiona peleryna wręcz stapiała się z panującym tu mrokiem.
Robin zwinnie minął kilka belek. Znajdowaliśmy się dokładnie nad dwoma zarysami postaci.
Robin wyszeptał coś do komunikatora. Wyciągnął kciuk do góry, a potem trzy wyprostowane palce. Z każdą sekundą zginał jeden. Następnie dłoń zanurkowała w dół, a zaraz za nią chłopak. Również rzuciłam się w mrok.
Wszystko potoczyło się szybko. Rozległ się huk i syk. Wylądowałam w chmurze dymu. Dostałam w plecy czymś tępym i nierównym. Zwinęłam się z bólu na zimnej posadzce.
- Ucieka! - Głos Robina przedarł się przez gęsty pył.
Ziemia zawibrowała i rozległ się wściekły ryk.
Wzbiłam się w powietrze. Przy otwartej do połowy bramie leżał kamienny stwór, przytwierdzony do podłogi żelaznymi podporami, wygiętymi przez Gwiazdkę.
- Gdzie ten drugi? - rzucił w przestrzeń lider.
- Nie było tu nikogo innego - odrzekła spokojnie kosmitka.
- Ta zasłona dymna nie była moja. To on ją rzucił. - Robin podniósł zirytowany głos.
- Może policja? - zaproponowałam.
- Wątpię - mruknął.- Zbieramy się. - Zamaszystymi ruchami wyszedł przez podniesioną bramę.
Bez słowa podążyliśmy za nim. Obróciłam się ostatni raz by zlustrować hangar, ale nic nie przyciągnęło mojej uwagi. Zaraz pod nas do magazynu wbiegli uzbrojeni żołnierze, którzy mieli zająć się potworem.
Robin nie czekając na nikogo odjechał z piskiem opon.. Cyborg razem z Bestią, który wepchał się na siedzenie obok wyjechali z placu nie łamiąc żadnych przepisów. Otwarłam portal do naszej wieży. Spojrzałam na lekko speszoną Korand'r i ruchem głowy wskazałam na białą taflę otoczoną fioletowym okręgiem. Dziewczyna weszła niepewnie w portal. Podążyłam za nią, zamykając przejście.
Zanim sama dotknęłam podłogi wyłożonej wykładziną rozległ się nieprzyjemny alarm, o którym kompletnie zapomniałam.
- W bazie włączył się alarm. Dziewczyny, sprawdźcie to, zanim przyjedziemy. - Rozległo się w moim uchu. Kolejna rzecz o której nie pamiętałam.
- To my go uruchomiłyśmy - odparłam, przekrzykując wysoki dźwięk. - Teleportowałam się prosto do wieży, bo o nim zapomniałam. - Przyznałam niechętnie.
- To zupełnie inna rzecz - odparł swoim niskim, ale dziwnie drażniącym mnie głosem. - Musisz go wyłączyć, o ile nie chcecie ogłuchnąć.
 - Jak mam to zrobić?
- Wpisz na klawiaturze hasło, które ci podam.
Podleciałam do głównego komputera i poinformowałam Cyborg, a że jestem gotowa. Mężczyzna dokładnie przeliterował mi ciąg liter. Wpisałam je i zatwierdziłam.
Nieznośnie irytujący alarm ucichł.
- Brawo, przyjaciółko Raven. - Gwiazdka pochwaliła mnie z szerokim uśmiechem na lekko pomarańczowej twarzy. Czy jej pokłady szczęścia są niewyczerpywalne?
- Dzięki - mruknęłam, nie wiedząc jak zareagować. Ani mnisi, ani matka nie okazywali mi zbytnich emocji, bym sama tego nie robiła. Widocznie poskutkowało. Uczucia nie są dla mnie. Brak kontroli nad sobą, oznaczałby brak kontroli nad mocą, która jest niszczycielska.
- Idę do... - urwałam w pół zdania. To nie Azarath. Jeszcze nie mam własnej ciemni w której mogłabym się zaszyć. Westchnęłam. - Będę na dachu - poprawiłam i przenikając gruby strop przeniosłam się na dach.
Powitał mnie delikatny blask pełnego księżyca. Gwiazdy ukryły się za smugami postrzępionych chmur, jakby chciały dać pole do popisu Srebrnemu Globowi, który wyjątkowo mocno odbijał dzisiaj światło.
Usiadłam na kilkunastocentymetrowym murku, otaczającym płaski dach. Nie uniosłam się. Oddałam się medytacji jak zwykli mnisi z Azarath, którzy nie mieli mocy. Przezornie wyjęłam z ucha komunikator, gdyby komuś zachciało się mnie znaleźć.
Smolisty kruk otulił mnie swoimi szerokimi skrzydłami. Odpłynęłam.

 ---------------------------------
Mam wrażenie, że moja wena wraca. Może to taki prezent na Boże Narodzenie? Kto by ją tam wiedział. Jak wam się podobało? Coś poprawić? Błąd logiczny? Piszcie, bo to dla mnie bardzo ważne.

wtorek, 14 listopada 2017

6. NIESPODZIANKA

Rzuciłam kolejnym autem w kamiennego potwora. Ten jednak zasłonił się ogromną ręką, nic sobie nie robiąc z blaszanych pocisków.
Nade mną śmignęła fioletowo-pomarańczowa smuga. Gwiazdka rzuciła w przeciwnika swoje gorące kule, które tylko lekko nadpaliły jego fasadę.
Ominęłam potężny cios wymierzony na oślep, który mógłby wgnieść mnie w asfalt.
Nagle zza mnie wyskoczył Robin z Cyborgiem. Chłopcy biegli obok siebie, jakby wykonywali wytrenowany ruch.
Cyborg zahamował kilka metrów przed rozwalającym wszystko wokół potworem, i wyrzucił w powietrze drobniejszego od siebie lidera. Brunet wyciągnął coś z paska i cisnął w mobilny posąg.
Zielony pterodaktyl złapał chłopaka w locie i oddalił się w samą porę, gdyż ładunki Robina wybuchnęły, tworząc rosnącą, czerwoną pianę wokół przeciwnika. Po chwili jakby stwardniała, unieruchomiając kamiennego stwora. Podleciałam do drużyny, stojącej blisko rozwścieczonego i wyjącego monstrum.
Bestia już przybijał z Cyborgiem piątkę, a Gwiazdka podskakiwała uradowana pierwszym, większym pokonanym przeciwnikiem. Jednak niespodziewanie rozległ się huk i ostre odłamki posypały się w naszą stronę. Instynktownie zasłoniłam wszystkich tarczą z energii astralnej. Potem ziemia za wibrowała od ciężkich kroków stwora.
Otrzepałam się z kurzu i czerwonych fragmentów czegoś, co niedawno było pianą.
- Muszę to ulepszyć - mruknął do siebie lider.
Rozejrzałam się za stworem, ale ten jakby wsiąkł w ziemię. Wzleciałam do góry, by poszukać drogi ewakuacyjnej naszego zbiega. Okazała się nią być spora, ziejąca mrokiem dziura na środku asfaltu, kawałek od nas.
Zaciekawiona podleciałam do krawędzi. Nawet swoim demonicznym wzrokiem nie byłam wstanie przebić się przez ciemność.
Gdy dobiegła do mnie drużyna, wysłałam astralnego kruka na zwiady.
- Co robisz? - spytał zaciekawiony Bestia, gdy ptak z impetem wleciał do dziury.
- To tak jakby moje oczy i uszy - wyjaśniłam pokrótce.
- Faajnie - odparł przeciągle. Strasznie irytujące z niego stworzenie.
Tunel wiódł ledwie kilka metrów w dół, a potem przeistaczał się w sporą jaskinię, z której odbiegało mnóstwo większych bądź mniejszych korytarzy.
Przywołałam astralne ciało. Ptak wleciał we mnie, powodując przyjemne uczucie mrowienia i jakby duchowej całości.
- Pod nami jest jaskinia, która rozwidla się na kilkanaście tuneli. Nie wiem którym uciekł potwór, ani nie potrafię go już wyczuć - zdałam raport Robinowi. Ten pokiwał z namysłem głową, mrucząc coś pod nosem.
- Nie wiem czy jest sens uganiać się po tych korytarzach, skoro jest ich tak dużo. Poszukiwania mogłyby zając godziny, a on w tym czasie miałby sposobność do przypuszczenia kolejnego ataku - zakończył swój wywód, skierowany ni do nas, ni do samego siebie.- Wracamy do wieży - zadecydował.
Wzruszyłam ramionami. Reszta drużyny nie zaprotestowała, więc drogą powietrzną wróciliśmy do bazy.

Cyborg wprowadził tymczasowy kod na panelu. Urządzenie wydało z siebie krótkie piknięcie i drzwi automatycznie rozsunęły się. Wkroczyłam do wieży, która wciąż była w surowym stanie.
W ogromnym, pustym holu, nałożono dopiero pierwszą warstwę łagodnej, czerwonej farby. Przeszliśmy przez całą długość pomieszczenia wyłożonego ciemno-szarą wykładziną i weszliśmy do sporej windy. Robin trzepnął Bestie w wyciągniętą rękę i nacisnął guzik oznaczający najwyższe piętro, na którym znajdowały się nasze niedokończone pokoje oraz główne pomieszczenie.
W kilka sekund znaleźliśmy się koło stu metrów wyżej. Krótkie, łagodne piknięcie i drzwi otworzyły się.
Jedynie wszystkie korytarze zostały wykończone, ponieważ nie było z nimi specjalnie dużo roboty. Wyłożenie kilkuset metrów podłóg oraz pomalowanie wielu metrów kwadratowych niebiesko-szarą farbą zajęło nam, wspólnymi siłami, koło 5 dni. Co prawda nie wszystkie lampki zostały jeszcze przez Cyborga-Elekrytka założone, więc przemierzaliśmy teraz korytarze pogrążone w mroku.
Kilka złych zakrętów dalej dotarliśmy do drzwi, za którymi znajdował się salon. Właściwie to był on dla wszystkich poza Robinem, niespodzianką. Lider od kilku dni nie wpuszczał nikogo na plac budowy. Podobno miał jakiś świetny pomysł.
- Panie i panowie - zaczął. Odchrząknął teatralnie i kontynuował. - Mam zaszczyt przedstawić wam tytanowy salon - po jego słowach drzwi rozsunęły się, ukazując ogromne pomieszczenie.
Wszyscy poza mną i oczywiście samym wykonawcą wydali z siebie "ach" i "och" zachwytu.
Najbardziej zaciekawiony - Cyborg - wparował do pomieszczenia jako pierwszy. Prawie zachłysnął się gdy dostrzegł szereg nowoczesnych urządzeń ustawionych przed podwyższeniem oddzielających niższy poziom od tego wyższego, stykającego się z gładką taflą szkła. Przez monstrualne szyby widać było część miasta, długą linię brzegową oraz rozświetlone promieniami słońca, falujące morze.
Weszłam razem z częścią, wręcz oszołomionej drużyny na środek, obok półokrągłej sofy.
Po prawej rozciągał się aneks kuchenny, utrzymany w czerwieni i ciemnej szarości.Wyposażenie wyglądało na najwyższą półkę.
Zaś po przeciwnej stronie, na ścianach umieszczono rzędy ekranów i jeden podświetlony, dość długi metalowy stół.
Bestia przeskoczył oparcie kanapy i zabrał z owalnego, szklanego stołu paczkę popcornu, pewnie przygotowanego przez wcześniej przez lidera, na wypadek imprezy.
- Nie rozsiadaj się tak - rzekł Robin, stojąc nad Zielonym. - Idziemy malować swoje pokoje.
Bestia jęknął z niezadowolenia, ale powoli zjechał z kanapy i poczłapał do kąta, w którym stała piramida z puszek.
Ruszyłam za pozostałymi. Odszukałam stos farb oznaczonych moim nieprawdziwym imieniem. Wzięłam jeszcze kilka niezbędnych narzędzi i ruszyłam niechętnie ku wyjściu, za drużyną.
- Nie idziesz? - spytałam Robina, który jakby się zawiesił. Drgnął na moje słowa i obrócił głowę.
- Muszę jeszcze coś sprawdzić. - Pognał w stronę rzędu komputerów.
Wzruszyłam ramionami i poszłam do mojego nowego pokoju.

Już na wejściu powitał mnie mrok. Dla wygody zapaliłam wpuszczone w sufit dwa rzędy lampek i ustawiłam na środku puszki.
Powolnym krokiem podeszłam do sporego okna od podłogi do sufitu. Za nim rozpościerała się wyłącznie falująca tafla intensywnie niebieskiego morza. Słońce nie wschodziło już tak wysoko nad horyzont. Jeszcze parę godzin, a zacznie ocierać się o lekko zakrzywioną linię widnokręgu.
Westchnęłam. Zdjęłam pelerynę i zwinęłam ją w kłębek. Rzuciłam w kąt sporego pokoju i zabrałam się za malowanie. Minęłam jeden niewielki stopień oddzielający dalszą część pomieszczenia od tej położonej nieco wyżej, przy drzwiach.
Rozwinęłam folię, tak jak pokazywał mi Cyborg. Nalałam do tacki ciemno-szarej farby, którą miałam zamiar pomalować wszystkie ściany.
Uchyliłam jeszcze okno i zabrałam się do żmudnej pracy.

------------------
Witam was moi ludkowie! Jakoś tak wyszło i ten rozdział napisałam szybciej. Także delektujcie się tym czymś i komentujcie z łaski swojej...