wtorek, 29 maja 2018

19. ODSIECZ (WIEDEŃSKA)

W mroku mojego umysłu ogarnął mnie lekki niepokój. Najpierw jakby tylko wychylał się nieśmiało zza rogu, niepewny, czy w ogóle powinien się ujawniać. Po chwili jednak chyba nabrał pewności i ukazał się w całej okazałości. Pozwoliłam mu tak trwać przez moment. Starałam się odnaleźć jego źródło, zidentyfikować je i krótko opisać, tak jak uczyli mnie tego mnisi. Wieloletnie treningi medytacji przyniosły ogromne korzyści, których na początku w ogóle nie zauważałam. Gdy miałam niecałe cztery lata, z wielką niechęcią przystępowałam do sesji z Azar. Po dwóch latach wręcz do niej biegłam, nie mogąc się doczekać zagłębiania w samej sobie. 
Odepchnęłam wartki nurt myśli wypływający z jakiejś wyrwy w koncentracji. Ponownie skupiłam się na oddechu. Po kolei zwracałam całą uwagę na pojedyncze partie ciała, niwelując skumulowane w nich napięcie. 
Odetchnęłam głęboko, powoli wybudzając się z transu. Zazwyczaj starałam się robić to powoli, tak by uspokojone emocje nie powróciły z zakątków umysłu. W Azarath każdy wiedział, żeby podczas medytacji mi nie przeszkadzać. Najwyraźniej na Ziemi jeszcze tego nie zrozumieli. 
Przez grubą kurtynę spokoju i skupienia przebił się dźwięk pukania. Dla pewności nabrałam jeszcze trzy głębokie oddechy. Otwarłam oczy. Przyzwyczajone do mroku trochę zabolały, gdy między ciężkimi zasłonami przebiło się kilka promyczków porannego światła.
Podeszłam do drzwi i rozsunęłam je na kilkanaście centymetrów.
- Bestia zrobił śniadanie i prosił, bym cię przyprowadziła - powiedziała dosyć szybko, jakby bała się, że w połowie zdania zamknę jej drzwi przed nosem.
Kiwnęłam lekko głową i wyszłam z pokoju. Kątem oka dostrzegałam przemykające po jej twarzy zdziwienie, a potem radość. 
Nie rozwodząc się nad emocjonalną naturą Gwiazdki, poszłam prosto do salonu. Przyjemny zapach rozchodzący się po wieży tylko spotęgował mój głód. Weszłam do pokoju i pusty żołądek nagle zamilkł. Przed komputerem, w dziwnej zwisającej pozie, siedział Robin. Westchnęłam nad jego nieszczęsnym losem i zapewne bolącym karkiem, i podeszłam do niego. Dotknęłam delikatnie ramienia, nie chcąc przestraszyć chłopaka. Gwałtownie podniósł się i rozejrzał nieprzytomnie. 
- Wcale nie śpię - rzekł donośnie i poprawiając pozycję, przysunął się do stanowiska. 
- I właśnie w tym problem - odparłam. - Spałeś w ogóle?
- Poprosiłem generała, żeby przysłał mi pozostałe odzyskane nagrania. Wiem co stało się z Cyborgiem. - Robin, mistrz zmiany tematu. 
Na jego słowa Bestia pochylający się nad dwoma dużymi garnkami wyprostował się. Chłopak i Gwiazdka szybko dołączyli do nas, zaniepokojeni losem blaszanego przyjaciela.
- Ratownicy nie pomyśleli, by przeczesać niższe kondygnacje, ale i tak mniejsza o to. - Kontynuował z nutą wyrzutów do wojska.
Chłopak nabrał głęboki wdech i ze stoickim spokojem powiedział:
- Cyborg został porwany. - Głośne "och" Gwiazdki i oburzenie Bestii przerwało Robinowi wypowiedź. -  Wiem przez kogo - dodał podwyższonym tonem, gdy Bestia zaczął zasypywać go serią chaotycznych pytań o kumpla.
Odwrócił się i jednym przyciskiem wywołał na ekran liczne artykuły i niewyraźnie zdjęcia.
- Nazywają go Deathstroke - mówiąc, otworzył na raz kilka fragmentów notatek o włamaniach, napadach i kradzieżach. Wszystkich nieudaremnionych. - Bardzo upierdliwy gość. Lubi się ulatniać - powiedział, przywołując niegdysiejszą wypowiedź. - Mamy kilka potencjalnych lokalizacji jego kryjówki.
- I co? Masz nadzieję, że akurat w swojej norze przetrzymuje Cyborga? - wtrąciłam się, ukazując swój wrodzony sceptyzm. - Przecież mógł go... się pozbyć - dodałam ciszej. Słowo "zabić" utkwiło mi gdzieś w gardle. Jakbym nie chciała przyjąć takiej możliwości do świadomości.
- Nie widzę powodu, by w ogóle go porywał - odparł. Miałam wrażenie, że gromi mnie wzrokiem spod maski. - W uprowadzeniu go musiał mieć jakiś konkretny cel. Może szantaż?
- To na co jeszcze czekamy? - spytał niecierpliwie Bestia. - Musimy go szukać. Przeszukać te kryjówki. - Z każdym słowem unosił głos, co nie spodobało się Robinowi.
Lidera wstał. Przewyższał teraz Zielonka o głowę.
- Nie zrobimy nalotu na kryjówki bez wcześniejszego opracowania planu - rzekł powoli i surowo, jakby mówił do dziecka. - Nie mam zamiaru tracić kolejnych członków drużyny.
Garfield skurczył się w sobie, jakby pod ciężarem własnej głupoty i lekkomyślności.
Richard wyminął nas, podszedł do interaktywnego stołu i włączył trójwymiarową mapę. Wysunął klawiaturę, wpisał coś szybko i na planie miasta wyskoczyły cztery punkciki.
- Dwa na obrzeżach, magazyn i fabryka. - Wskazał lokalizacje po przeciwnych stronach Jump City. - Ten - przesunął palec na centrum miasta - to zwykły biurowiec, dobra przykrywka. Ostatni - punkt na schemacie powiększył się i zaczął pulsować - to opuszczona miejska biblioteka w starej części miasta.
Kątem oka dostrzegłam jak Bestia nabiera powietrza by wyrazić swoje zdanie. Robin szybko kontynuował.
- Możemy zaatakować je po kolei, ale nie mamy pewności, czy wieść o tym nie rozniesie się po podziemnym półświatku. Jeżeli tak by się stało i Deathstroke by się o tym dowiedział, pewnie znowu by się przeniósł - mówił spokojnie, ale tylko z pozoru. Starał się być dla nas wzorem i nie okazywał bezradności. - A Cyborga moglibyśmy więcej nie ujrzeć... - Spochmurniał. - Przynajmniej w całości - dodał ponuro.
Gwiazdka zacisnęła pięści i przycisnęła je do ust. Bestia zaś przybrał bojową minę.
- To co zamierzasz zrobić? - sarknął nieprzyjaźnie, wyraźnie zniecierpliwiony.
- Zaatakujemy jednocześnie - odparł pewnie lider. - Rozdzielimy się. Do każdego dołączy grupa żołnierzy. Rozmawiałem już z generałem Smith'em. Dzisiaj o dwudziestej drugiej. Jakiś sprzeciw? - spytał, a ja miałam wrażenie, jakby wymownie patrzył na Bestię.
- Ja biorę bibliotekę. Gwiazdka biurowiec. Bestia magazyn, a Raven fabrykę. - Przydzielił nam zadania i wyłączył mapę. - A teraz idziemy na trening - rzekł, wymuszając w sobie dziarski ton.
- A teraz to powinieneś się przespać - rzekłam stanowczo. - Na nic nam niewyspany lider - dodałam, gdy chciał już się sprzeciwić.
- Musimy się przygotować... - Zaczął oponować.
- Jeśli nie po dobroci, to uśpię cię siłą - zagroziłam, ściągając brwi.
Chłopak uniósł ręce w geście poddania i powłócząc nogami, wyszedł z salonu. Nastał krepujący moment ciszy.
- Naprawdę mogłabyś go uśpić? - spytał po chwili Bestia ze zdziwieniem.
W niejednoznacznej odpowiedzi wzruszyłam ramionami. Przy większym wysiłku jestem w stanie uśpić człowieka. Bardzo przydatna umiejętność, gdy bez przemocy chcesz się wymknąć z pokoju, którego pilnują mnisi. Zawsze bawiło mnie, gdy nieszczęśnicy dostawali ochrzan od Arelli.
- To... kto chce śniadanie? - zapytał chłopak, zmierzając ku kuchni.
Gwiazdka podążyła za nim, a ja pogrążyłam się w rozmyślaniach.
Wyraźnie czułam od Bestii smutek, gniew, ale i strach. Podobna mieszanka jak u Richarda. Różnica była jedna. Miałam wrażenie, jakby dla Zielonka te wrażenia nie były obce. Nie znamy swojej przeszłości. Może było już w takiej sytuacji i dlatego jest taki niecierpliwy? Liczy się każda minuta, a my siedzimy i czekamy. Robin jest wyjątkowo upartym liderem. Niechętnie słucha innych, ale może wynika to z wieloletniego bycia przybocznym Batmana. Mam wrażenie, jakoby zgodził się on na tę drużynę, by zaimponować swojemu mentorowi, że potrafi sobie poradzić. A teraz stracił członka zespołu.

Za panoramicznym oknem z widokiem na ocean dawno się już ściemniło. Pojedyncze gwiazdy wyłaniały się gdzieniegdzie zza chmur, a księżyc nieśmiało schował się za ciężką, ciemną kurtyną. Sama pogoda, jakby chcąc oddać nasze przygnębione nastroje, pogarszała się z każdą, nieubłaganie mijającą minutą. Deszcz bębnił w szybę, a ja znudzonym wzrokiem śledziłam spływające krople, obserwując, która z nich dotrze pierwsza na sam dół.
Po skąpym obiedzie zdecydowałam się przeczytać książkę, ale rozproszona uwaga skutecznie mi to uniemożliwiła. Tak więc, od kilku godzin leżałąm bezczynnie, błądząc myślami bogowie wiedzą gdzie, w oczekiwaniu na sygnał do rozpoczęcia misji ratunkowej.
Ogarniały mnie dziwne, nieprzyjemne odczucia względem tej akcji. Miałam wręcz przebłyski, coś w rodzaju sekundowych wizji. Każda następna była czarniejsza i drastyczniejsza od poprzedniej. Nie wiedziałam czy jest to wytwór mojej wyobraźni, czy może są to obrazy podsyłane mi przez Trygona. Liczyłam na to pierwsze.
Bezsensowną wegetację przerwał mi krzyk Robina. Powolnie zwlekłam się z miękkiego, wygrzanego łóżka, założyłam po drodze rękawiczki oraz pelerynę i wyszłam na korytarz. Była już tam Gwiazdka, która cały dzień przesiedziała jak na szpilkach, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Po chwili z cuchnącej jaskini wyłonił się Bestia.
- Każdy wie co ma robić? - Głos Robina był stanowczy, jakby chciał dodać nam otuchy. - W takim razie trzymajcie - wysunął dłonie, na których trzymał trzy małe przedmioty.
Pierwszy sięgnął po nie Bestia. Ja zabrałam to jako ostatnia. Okręciłam urządzenie - jak stwierdziłam po chwili - i poczekałam aż lider wyjaśni do czego właściwie służy.
- Prototypy komunikatorów, które opracowałem z Cyborgiem. Pozwolą nam na połączenia wideo. Na ten moment wyświetla tylko mapę Jump City. Za chwilę będziecie mieli zaznaczone współrzędne.
Kiwnęłam głową i zaczepiłam komunikator o ciężki, metalowy pas zawieszony wokół bioder. Upewniłam się, że w uchu znajduje się drugie urządzenie i gdy Robin odszedł, wyleciałam z wieży jako kruk.
Bez problemu przemknęłam nad taflą wody, przenikając przez duże krople, ale by zobaczyć gdzie mam lecieć, musiałam przywrócić ludzką formę. Zrobiłabym to w kilkanaście sekund, niestety ziemska technologia znacznie utrudniła mi zadanie. Osłaniając komunikator dłonią, otwarłam małą klapkę z literą "T". Ekranik zabłysnął i ukazał mi trójwymiarową mapę miasta. Schody zaczęły się momencie, gdy pulsująca czerwona kropka pojawiła się gdzieś na krawędzi, a ja nie wiedziałam jak przesunąć obraz. Lecąc wysoko ponad budynkami, przeciągałam palcem wskazującym po ekranie, ale nic się nie działo. Gdy prawie wleciałam w budynek, miałam ochotę cisnąć urządzeniem gdzieś daleko, ale przypadkiem dotknęłam niewidocznego wcześniej panelu na drugiej części. Obraz poruszył się gwałtownie. Zadowolona z siebie, odnalazłam nazwę ulicy i szybko podążyłam w tamtą stronę.

Całkowicie przemoczona, duszona przez własną pelerynę wylądowałam w bocznej uliczce. Miłe powitanie zgotowali mi chłopcy z oddziału specjalnego, którzy ze szczękiem karabinów wycelowali je we mnie. Uniosłam ręce, ale jeszcze przez chwile nie spuszczali ze mnie wzroku. Speszona, poczułam wibracje przy prawym boku. Gdy tylko otwarłam klapkę, zobaczyłam Robina i jego oklapnięte od deszczu włosy. W mniejszych polach, po bokach pojawili się Bestia i Gwiazdka.
- Atakujemy równo o dwudziestej drugiej. Priorytetem jest Cyborg. Wszelkimi ludźmi zajmą się żołnierze - powiedział przyciszonym głosem i rozłączył się. Po chwili ekran zgasł.
Schowałam urządzenie i podeszłam do mężczyzn zgromadzonych w ciasnym kole. Największy z nich, gestykulował i bez przerwy wskazywał na któregoś z towarzyszy. W jednym momencie wszyscy wyprostowali się i według ustalonej taktyki, ruszyli ku starej fabryce.
- Podążasz cały czas za nami. Postaraj się nie zgubić - odezwał się do mnie szorstkim głosem jeden z mężczyzn i dołączyliśmy do reszty.
 Podeszliśmy pod wysoki, nadgryziony zębem czasu mur. Jeden z agentów szybko uporał się z łańcuchem oplatającym kutą bramę i po cichu wbiegliśmy na teren posesji. Całą grupą obeszliśmy szeroki, niski budynek, by rozpocząć atak od zapomnianych, tylnych drzwi.
Ustawiliśmy się po równo po obu ich stronach, tak jak przy feralnej misji. Mężczyzna przede mną spojrzał na elektroniczny zegarek. 21.59. Żołnierze z przodu przygotowali się do otwarcia drzwi. Już po chwili dawno nieotwierane zawiasy zaskrzypiały i wbiegliśmy w całkowitą ciemność.

------------------------
Przepraszam. Jakoś tak wyszło Rozdział miał być 9 maja. No cóż... Zrekompensowałam to trochę dłuższym rozdziałem. Nie wiem, czy mi się tylko wydaje, czy tutaj pisałam jakoś inaczej? Nie swoim stylem? Wyraź swoją opinię. Bardzo mi na tym zależy. Zwłaszcza teraz, gdy kompletnie brak mi motywacji, a zbliżające się sprawdziany z historii i wos'u odbierają chęć do życia.

Tak PS. Po tytule można wywnioskować, że trzy godziny nauki historii to za dużo.