piątek, 10 sierpnia 2018

23. PRZEPRASZAM, GDZIE ZNAJDĘ KŁOPOTY?

- Nie wydaje mi się to zbyt prawdopodobne - stwierdził sceptycznie Robin.
W piątkę pochylaliśmy się nad rozwiniętymi planami dziwnych urządzeń i kilkoma ich małymi modelami. Jak powiedział Cyborg, w skali 1:15. Prawdziwie zainteresowani przypuszczeniami, co Deathstroke mógł wyczarować z tych wszystkich skradzionych rzeczy, byli tylko Victor, Richard i Bestia, chociaż ten ostatni był raczej zafascynowany samą technologią. Ja i Gwiazdka nie nadążałyśmy za seriami wypuszczanymi jak z karabinu nic nieznaczących dla nas słów. Czekałyśmy więc cierpliwie na koniec zwołanego zebrania, gdy Robin streści wszystko w kilku zwięzłych i zrozumiałych zdaniach.
- Jak na razie się nie pokazał. Mam wrażenie, że to już ostatnia część. - Wsunął palce w gęste włosy. Aż dziw, że tam nie utknęły. - Znowu pozostaje nam czekanie na jego ruch - stwierdził smętnie, bezwiednie bawiąc się jednym z modeli, przypominający trochę jakiś statek kosmiczny z filmów puszczanych nam przez Bestię. 
- Może wyjdziemy na miasto? - spytał Zielonek, chcąc odciągnąć myśli od Deathstroke'a.
- Właściwie, czemu by nie. - Jako pierwszy odpowiedział Cyborg, odrywając zamyślony wzrok od zrulowanych projektów.
- To za dziesięć minut na dole - rzucił wymuszonym, dziarskim tonem Bestia i wymaszerował z salonu. 
Następna ocknęła się Gwiazdka. Nie odezwała się. Nie posłała nawet cienia uśmiechu. Bawiąc się metalową bransoletą, odeszła od stołu. 
- Idziecie? - spytał Cyborg, przeskakując normalnym okiem to z mojej, ukrytej w cieniu twarzy, to na maskę Robina. 
Wzruszyłam ramionami. Wychodzenie gdziekolwiek przy takiej temperaturze nie malowało mi się w radosnych barwach, ale pewnie Bestia znowu nie da mi spokoju. 
- Ktoś powinien zostać w wieży i pilnować - zaczął poważnym tonem lider, ale Cyborg wtrącił się z lekceważącym machnięciem ręki.
- Alarm powiadomi nas przez komunikatory. Wszyscy musimy trochę odpocząć od tego psychopaty. - Przekrzywił lekko głowę, świdrując Robina wzrokiem, który oznaczał mniej więcej "odmów, a cię zwiążę i zaciągnę tam siłą". Chłopak jedynie powtórzył mój gest. 
- No i to rozumiem - rzucił wesoło. - To za... - przeniósł wzrok gdzieś ponad nas - siedem minut przy T-ercedesie*. Victor opuścił salon, pogwizdując cicho. 
Spojrzałam wymownie na Robina. 
- Wiesz, że nie dadzą nam spokoju, jeśli nie pójdziemy - stwierdził z udawanym smutkiem, jednocześnie unosząc jedną brew i robiąc przepraszający uśmiech. 
Przewróciłam oczami i odwróciłam się na pięcie. Niespodziewanie poczułam, jak kaptur zjeżdża mi z głowy. Wykonałam szybki obrót, automatycznie zaciskając pięść przygotowaną do ataku. 
- Tak o wiele lepiej - rzucił zaczepnie Robin z szelmowskim uśmiechem na kamiennej zawsze twarzy.
Ponownie, lecz tym razem wyraźnie i teatralnie przewróciłam oczami i sięgnęłam do materiału, by ponownie schronić się w cieniu. 
- Dlaczego tak bardzo chcesz się ukryć? - spytał poważnie, chwytając delikatnie za mój nadgarstek. 
- Przyzwyczajenie - odparłam bez namysłu i ruszyłam ku drzwiom, rezygnując z założenia kaptura. Kątem oka spojrzałam jeszcze na zegarek. Minuta. Nawet nie zdążyłam już zabrać rękawiczek z pokoju przez te zaczepki Robina. Będąc już na korytarzu, machnięciem ręki otworzyłam portal do hangaru.

Może i nie było aż tak zimno, by koniecznie siedzieć w środku przytulnej, wypełnionej przyjemnym zapachem pizzerii, ale zgiełk miasta i wszechobecna świąteczna atmosfera przemawiały, jak dla mnie, za najciemniejszym kątem lokalu, gdzie mogłabym się niepostrzeżenie ukryć. Chociaż nie. Chodząc gdziekolwiek całą grupą, nie mogliśmy zostać niezauważeni. Zwłaszcza przy Bestii, który uparł się na nasze zwyczajowe miejsce na balkonie, po drodze przybijając piątki podziwiającym nas dzieciakom. I to by było na tyle z przydatnego trybu incognito. Specjalnie zajęłam miejsce, na którym siedziałam tyłem do zainteresowanych, zwróconych ku nam spojrzeniom. Zadziwiające, że Bestia i Gwiazdka tak lubili być w centrum, niekoniecznie pozytywnej uwagi. Ludzie wymieniali poglądy między sobą na tyle głośno, że już nie raz dotarła do nas ostra krytyka na temat szkód, które wyrządzamy, a za których odbudowę płacą mieszkańcy Jump City. Robin powiedział, że mamy ustalone spotkanie z burmistrzem, by na spokojnie porozmawiać o tym. Ludzie i ich wdzięczność.
Nawet nie zdałam sobie sprawy, że prychnięcie w myślach wydostało się nieznanymi mi drogami poza umysł i zwróciło na mnie uwagę reszty drużyny.
Machnęłam ręką, jakby to tłumaczyło wszystko. Uratował mnie kelner o nieprzyjemnym, ostrym spojrzeniu. Podszedł do nas i sucho zapytał, czy coś zamawiamy.
Najwidoczniej Bestia i Cyborg tym razem szybko doszli do porozumienia, bo obeszło się bez zwyczajowej kłótni o pizze wegańską i z mięsem. Dobrali jeszcze kilka sosów, coś do picia i wznowili rozmowę, gdy tylko mężczyzna odszedł, kończąc zapisywać zamówienie.
- Może Raven wie? - Wyrwało mnie z otępienia. Nawet nie wiedziałam, kto to powiedział.
- Hm? - mruknęłam, przekrzywiając pytająco głowę.
- Bestia sprzecza się ze mną, że w szachach królowa stoi na polu o przeciwnym jej kolorze - wyjaśnił Cyborg.
- Żadna szanująca się kobieta nie założyłaby białych butów do czarnej sukienki i na odwrót - odparłam, recytując zasadę wbijaną mi do głowy przez Arellę.
- Ha! Widzisz, mówiłem! - Victor uradował się niczym małe dziecko. Bestia miał trochę głupią minę, jakby sens moich słów nie dotarł do niego od razu.
Pokręciłam lekko głową nad ich niedojrzałością. 
Sięgnęłam po przyniesione przed chwilą zamówienie. Chwyciłam parujący kawałek pizzy i polałam go stojącym najbliżej sosem. Zerknęłam na Robina, który w zamyśleniu wpatrywał się gdzieś w dal. Opierał policzek na zaciśniętej pięści tak długo, że nawet z drugiej strony okrągłego stołu widziałam odciśnięty czerwony ślad. Ocknął się nagle i sięgnął gwałtownie po komunikator przypięty przy pasku, omal nie strącając po drodze dzbanka z colą. 
- Podejrzane urządzenie w samym centrum miasta - wyszeptał podekscytowanym głosem. - Podejrzewają, że to bomba - dodał, podnosząc się z miejsca. 
Bestia jęknął żałośnie nad niedokończonym kawałkiem pizzy, dopił tylko jednym haustem resztę napoju. Przemykając ostrożnie między stolikami, wypadliśmy z lokalu i zapakowaliśmy się do auta. 

Zatrzymaliśmy się pod największym centrum handlowym w Jump City. Masy ludzi wylewały się przez obrotowe drzwi. Każdy, chcąc jak najszybciej oddalić się od zagrożenia napierał ponaglająco na szyby, przez co mechanizm zatrzymywał się i skutecznie spowalniał ewakuację przerażonego tłumu. Wokół budynku zebrała się chyba cała policja. Kilkoro policjantów starało się opanować ruch na parkingu, ale ludzie nic nie robiąc sobie z ich poleceń, szukali najszybszej drogi wyjazdowej, blokując tym samym przejazd dla wojskowych jednostek. 
Przedarliśmy się przez grupę gapiów kręcących telefonami zgiełk jaki tu panował. Doszliśmy do sporej, wojskowej furgonetki, gdzie, jak nam się zdawało, urządzono centrum dowodzenia. 
- Nie potrzebujemy was tutaj - rzekł chłodno na powitanie jeden z postawnych mężczyzn stojących przy drzwiach wozu. - Profesjonaliści już się tym zajęli - dodał i zajrzał do wnętrza samochodu. 
- Kogoż ja tu widzę! - usłyszeliśmy za sobą głęboki głos. - Młodzi Tytani - rzucił, tym razem bez pogardy, dobrze nam znany generał Smith. - To chyba nie jest robota dla was - oznajmił, zatrzymując się przy nas.
- Nie wiemy nawet co się dokładnie stało - odparł Robin, zaplatając ręce na klatce piersiowej. 
- Przyszła dzisiaj dostawa do sklepu z meblami. Wwieźli wszystko na magazyn, a gdy pracownicy zaczęli to rozpakowywać, odkryli jakąś dziwną, dużą maszynę. Podejrzewają, że to bomba - wytłumaczył. - Właściwie to mieli to rozładować dopiero jutro, ale jakiś klient się uparł na fotele, które przyszły i... - urwał, ponieważ ktoś z wozu krzyknął, by generał jak najszybciej przyszedł, jednak nie musiał kończyć.
- Deathstroke robiłby to wszystko tylko po to, by wysadzić centrum handlowe? - spytał Bestia, nieuważnie umniejszając okrutnej zbrodni, jaką było zabicie takiej liczny ludzi. - Nie wydaje mi się to w jego stylu - dodał.
- Deathstroke to psychopata - stwierdził krótko Cyborg. 
- Musimy tam wejść - oznajmił nieoczekiwanie Robin. Jak jeden mąż spojrzeliśmy na niego jak na niestabilnego emocjonalnie. - A przynajmniej ja. Nie chcę was narażać. 
- I tak nas nie wpuszczą - stwierdził racjonalnie Victor.
- Raven mnie teleportuje. - Zabrzmiało to tak oczywiście, jakbym już dawno się na to zgodziła.

Ulotniliśmy się poza zagrodzony teren, tak by nikt nie zobaczył ogromnego kruka, w którego się zamieniłam. Machnięciem ręki przywołałam energię, która pochłonęła tytanów poza rzeczywistość. Podczas gdy mi znalezienie w budynku dogodnego, ustronnego miejsca zajęło koło minuty, drużyna odczuwała to jak zwykłą, milisekundową teleportację. Przemieniłam się z powrotem w człowieka przy jakimś okropnie drogim butiku. Pionowym ruchem wyprostowanych palców wskazującym i środkowym rozdarłam powłokę wymiaru. Nieprzygotowani na to tytani wypadli na brudną posadzkę, zakłócając tym ciszę panującą w opustoszałym centrum. Bestia chciał już coś skomentować, ale wyczułam zbliżających się ludzi. Takie wyskoki nie poprawią nam i tak nadszarpniętej reputacji. Położyłam palec na ustach, nakazując bezwzględną ciszę, a drugą ręką wskazałam drogę prowadzącą do drzwi ewakuacyjnych. Przeczekaliśmy tam, aż dwóch żołnierzy się oddali. 
- Skąd będziemy wiedzieć, gdzie jest ta bomba? - Bestia wypowiedział krążące po mojej głowie pytanie. 
- Po natężeniu promieniowania - odparł Robin, gapiąc się w komunikator.
Już po chwili udaliśmy się we wskazanym przez niego kierunku. 
- To był zły pomysł - jęknął Bestia, gdy doszliśmy do skrzyżowania z ogromną fontanną na środku. Do sklepu z meblami wtoczyło się właśnie trzech saperów okrytych od stóp do głów kombinezonami. 
- Nie musicie tam iść - oznajmił stanowczo Robin. - Nie chcę mieć nikogo na sumieniu. Deathstroke jest szalony, a z taką technologią mógł zbudować coś, co rozwali nawet całe to miasto. 
Gwiazdka i Bestia mieli niezdecydowane miny.
- Nie mam zamiaru się wycofać - powiedział stanowczo Cyborg. Zacisnął usta w wąską kreskę i przymrużył oko, przesuwając wzrok po naszej niezadeklarowanej jeszcze trójce.
- Jesteśmy w końcu drużyną, czy nie? - Bestia uśmiechnął się głupkowato.
Victor spojrzał na Gwiazdkę, a zaraz potem na mnie. Zgodnie kiwnęłyśmy głowami. Jak pakować się do tykającej paszczy lwa, to całą paczką.
Na twarz lidera wpłynął pewny siebie, szelmowski uśmiech. Wyjrzał z bocznego korytarza w stronę rzeczonego sklepu i po upewnieniu się, że droga czysta, gestem nakazał nam podążać za nim w ciszy. Przeszliśmy przez wyłączone bramki, przedarliśmy się przez gąszcz skórzanych sof, ciężkich, drewnianych mebli i nikomu niepotrzebnych bibelotów, aż dotarliśmy do drzwi prowadzących na zaplecze. Robin uchylił je lekko. Potem pociągnął, otworzył na oścież i ukrył się za zafoliowaną paletą. Przywołał nas do siebie.
Ostrożnie, tak by nikt nie zauważył pięciu głów wychylających się z kryjówek, obserwowaliśmy poczynania czwórki saperów. Stali wokół wysokiego na ponad metr metalowego ostrosłupa, którego powierzchnia wyglądała jak półprzeźroczysta błona, spod której prześwitywały żyły wypełnione niebieską, połyskującą substancją.Widocznie nie wiedzieli jak się za to zabrać. Spoglądali jeden na drugiego, aż w końcu najwyższy z nich zbliżył się do obiektu. Podszedł powoli, z wyciągniętą przed siebie ręką jakby błądził w ciemności. Przykucnął, obejrzał krawędzie, następnie całą powierzchnię boczną, aż doszedł do czubka, zwieńczonego dziwną figurą, jaką tworzyły zakończenia każdej ze ścian. Niepewnie wyciągnął ku temu dłoń, ale jakby się zawahał. Spojrzał na towarzyszy. My zrobiliśmy to samo.
- Stój! - krzyknął Robin, wypadając z kryjówki, gdy saper chciał tego dotknąć. Wyskoczyliśmy za liderem.
- Wynoście się stąd, to nie jest zabawa dla dzieciaków - odwarknął mężczyzna stojący najbliżej nas.
Obrócił się w naszą stronę i zrobił kilka kroków, jakby chcąc nas wystraszyć.
- Nie wiecie nawet co to jest. Jeden głupi ruch i może ucierpieć mnóstwo ludzi - zaoponował Robin spokojnym, aczkolwiek stanowczym głosem. - Przypuszczamy, że to bomba, ale elektromagnetyczna - wypowiedział na jednym wydechu, jakby saperzy w każdym momencie mogli  wykonać nierozważne posunięcie.
Ponownie wymienili spojrzenia. Mężczyzna stojący najbliżej nas wykonał ledwo zauważalny ruch dłonią. Tamci wysunęli lekko kciuki z zaciśniętych pięści. Richard chyba to przewidział, ale okazał się za wolny. Saper dotknął złożonego czubka nim ostry bumerang dosięgnął jego ręki. Uskoczył przed ciężkimi ścianami maszyny, które uchyliły się momentalnie, ukazując szkielet, a wewnątrz niego zbiornik z cieczą pływającą w uchylonych płytach. Robin zacisnął szczękę w gniewie.
- I co teraz? - spytał zachrypniętym, cienkim głosikiem nieszczęśnik, który otworzył puszkę pandory.
Nikt się nie poruszył, bo lider powiedział, że urządzenie może mieć zainstalowany czujnik ruchu. Wszyscy pozostali w bezruchu, ale maszyna zaczęła szumieć coraz głośniej. Wręcz słyszałam, jak przełykamy nerwowo ślinę. A jeśli to zwykła bomba? Będzie jedno wielkie bum! i zmiecie nas, a raczej przygniecie kilka pięter betonu nad nami.
Dźwięk narastał, a ciecz zaczęła groźnie bulgotać. Kolejne dźwięki rozbrzmiewały, jakby włączały się inne śmiercionośne mechanizmy. Po pełnej napięcia chwili coś piknęło.
- Raven, zabierz nas stąd! - wrzasnął Robin.
Wykonałam polecenie automatycznie. Przeniosłam nas do zaułka, który pierwszy nasunął mi się na myśl. Saperzy, nieprzyzwyczajeni do teleportacji, osunęli się na kolana, pewnie powstrzymując mdłości. Tytani rzucili się ku wylotowi uliczki, by zobaczyć skutki nierozważnego czynu. Po drodze zgarnął mnie Cyborg, zaciskając mechaniczną dłoń na moim przegubie.
Nie usłyszeliśmy huku, ani szelestu fali wypchniętego spod gruzów pyłu. Nie zobaczyliśmy również zgliszczy, pióropuszy ognia, ani nawet małego poruszenia wśród tłumu gapiów. Nie doświadczyliśmy tego, ponieważ zbytnio się pośpieszyliśmy. Dopiero po chwili ciszy dotarł do nas narastający syk, jakby gdzieś z oddali. Toczył się jak grzmot z odległego pioruna. Ludzie zaczęli się cofać, taranując tych stojących za nimi. Dźwięk nagle jakby się zapadł, niczym wciągnięty przez jakąś czarną dziurę, a na jego miejsce wkroczył zdezorientowany, zaniepokojony okrzyk tłumu. Wszyscy rzucili się do  ślepej ucieczki przed nie wiadomo czym, nie bacząc na czyją twarz czy dłoń nadepnęli.
Nagle nastąpił milisekundowy rozbłysk, a zaraz po nim, przenikając przez ściany centrum handlowego, rozeszła się, niczym fala tsunami, ale delikatna jak mgiełka, połyskująca na niebiesko poświata. Dziwny, coraz to bardziej powiększający się pierścień dosięgnął wszystkich nim ktokolwiek zdążył wykonać choć jeden krok.
- Chcę to zobaczyć z góry! - krzyknął niespodziewanie Robin, gdy po zjawisku nie pozostał wokół nas nawet najmniejszy ślad.
Gwiazdka chwyciła lidera za przeguby i wzleciała z nim ponad budynki. Zrobiliśmy to samo.
Z ponad trzydziestu metrów widać było, jak połyskliwa poświata przetacza się przez miasto niczym mgła, nie wyrządzając szkód, ani nie pozostawiając po sobie wspomnienia.
- Co to u licha było? - Bestia rzucił pytanie, jakby ktokolwiek mógł mu odpowiedzieć.

----------------------
*To tłumaczenie mnie po prostu powaliło i zdecydowałam się korzystać z niego.
Bardzo ładnie wyrobiłam się z terminem, jak nigdy normalnie. Ziomeczki, rozruszajcie trochę tego bloga. Zadaję wam pytanie i oczekuję TRZECH teorii od RÓŻNYCH osób. Jak sądzicie, co to było i co miało na celu?
Ogólnie, napiszcie nawet jakieś głupie - (nie) podobało mi się/denerwuje mnie to, że... (np. robisz z Bestii debila)/znalazłam/em błąd/ nie rozumiem etc. etc. niepotrzebne skreślić. Naprawdę potrzebuję wiedzieć, że poza dwoma stałymi czytelniczkami, które wręcz usprawniają działanie tego bloga (chociażby poprzez wyłapywanie błędów, za co im bardzo dziękuję) ktoś to czyta do końca i czeka na następny rozdział. Zostawienie po sobie śladu to raptem kilka minut. A nuż łyżka przyczynicie się do tego, że inni też tutaj wpadną i poznają nowy zakątek internetu?

5 komentarzy:

  1. "Mam wrażenie, że to już ostatnia cześć." zjadło ogonek
    Ta akcja z kapturem to jak dla mnie Robinowa wersja ciągnięcia przez chłopców dziewczynki za warkocze w ramach podrywu xD.
    "- Dlaczego tak bardzo chcesz się ukryć - spytał poważnie, chwytając delikatnie za mój nadgarstek. " Brakuje pytajnika. Plus to zdanie razem z tym wcześniejszym o ściąganiu kaptura robią z niego trochę creepy faceta. Ja tam nie dotykam ludzi bez pytania, a tym bardziej nie chwytam ich za ręce lub ściągam im rzeczy z głowy.
    "coś dopicia" do picia
    "- Żadna szanująca się kobieta nie założyłaby białych butów do czarnej sukienki i na odwrót - odparłam, recytując zasadę wbijaną mi do głowy przez Arellę." ... zatkało mnie. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się takiej kwestii z ust Rae. Zwłaszcza, że jej stosunek do matki odebrałam jako raczej chłodny. Poza tym skąd nagle zainteresowanie BB i Cyba szachami?
    A kto zapłacił za pizzę D:?
    "ale jakiś klient się uparł na jakieś fotele" jakiś, jakieś
    "takiej liczny ludzi." liczby
    "- I tak nas nie wpuszczą. - stwierdził racjonalnie Victor." a tu niepotrzebna kropeczka
    "Machnięciem ręki przywołałam energię, która pochłaniając tytanów poza rzeczywistość." chyba "pochłonęła"?
    "- Nie musicie tam iść - oznajmił stanowczo Robin. - Nie chcę mieć nikogo na sumieniu." I dlatego zabrałeś ich wszystkich za pomocą Raven w pobliże sklepu, w którym znajduje się bomba. Czo ten Robin.
    "Deathstroke jest szalony, a z taką technologią mógł zbudować coś, co rozwali nawet całe to miasto." Jak dla mnie Slade nigdy nie był szalony - to płatny zabójca. Jego wszystkie działania to albo próba pozbycia się Tytanów, albo szantaż, żeby pozbyć się Tytanów (albo zmusić Robcia do współpracy). Wysadzanie bomby tak bez ostrzeżenia "bo ponieważ" jest jak dla mnie nie w jego stylu. Mam nadzieję, że później się to jakoś wyjaśni.
    "Przywołał nas do nas." do siebie
    " My zrobiliśmy to samo" kropka
    "- Nie wiecie nawet co to jest. Jeden głupi ruch i może się ucierpieć mnóstwo ludzi" niepotrzebne "się"
    "Nikt się nie ruszył z obawy, że urządzenie ma zamontowany czujnik ruchu, tak przynajmniej powiedział nam lider. " Lider im powiedział, że nikt się nie ruszył? Wiem, o co chodziło, ale tak czy tak to zdanie jest pokrętnie napisane. Nie prościej "Nikt się nie poruszył, bo lider powiedział, że urządzenie ma/może mieć zainstalowany czujnik ruchu."?
    " ale maszyna nagle zaczęła wydawać coraz to głośniejszy szum." Zaczęła coraz głośniej szumieć/coraz głośniej szumiała.
    "Będzie jedno wielkie bum! i zmiecie nas, a raczej przygniecie kilka pięter betonu nad nami.Będzie jedno wielkie bum! i zmiecie nas, a raczej przygniecie kilka pięter betonu nad nami." Rav, możesz ich teleportować wszystkich w cholerę w przeciągu milisekund.
    "Kolejne dźwięki brzmiały, jakby włączały się inne śmiercionośne mechanizmy." to brzmiały tu nie pasuje, jeśli te dźwięki dopiero zaczęły się odzywać w trakcie narastającego szumu. Może po prostu "rozbrzmiewały"?
    "Dźwięk nagle jakby się zapadły," zapadł.
    Slejd wszystkich zatruł czymś, prawda? I wszyscy zginą. Albo będą musieli robić za jego pomocników. Ja to widzę.
    Do czego odnosi się *?
    Ja tam uznaję się za stałego czytelnika, i podobało mi się, i czekam na więcej :D Plus bardzo się cieszę, że udało mi się przeczytać rozdział przed wyjazdem (a powinnam się pakować i sprzątać, ups).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, w sumie to kiedy wypada rocznica tego bloga?

      Usuń
    2. 5 sierpnia... jestem geniuszem. Nie ma to jak przegapic rocznice wlasnego bloga

      Usuń
    3. Jak zwykle dziękuję za wyłapanie nadzwyczaj dużej liczby błędów. Ta temperatura lasuje mi mózg.
      Powiedzmy, że jesteś blisko z tą swoją teorią. Cel jednak troszeczkę inny. Planowany rozdział ma się ukazać 24 sierpnia, więc masz jeszcze sporo czasu by kombinować.
      * odnosi się do Tercedesa. Miłych wakacji.

      Usuń
    4. Ta temperatura nie wpływa dobrze na nikogo, zwłaszcza jak ci ogłaszają w województwie 3 stopień zagrożenia upałami (30-35 stopni). Tragedia jakaś. Ale nieee, globalne ocieplenie przecież nie istnieje, no bo w zimie mamy śnieg.
      Dzięki serdeczne i powodzenia z pisaniem!

      Usuń