czwartek, 22 marca 2018

16. PROJEKT NA PROJEKCIE PROJEKTEM POGANIA

Mówiąc Gwiazdce, że mam sprawę do Cyborga, właściwie nie skłamałam. Miałam do niego prośbę, ale akurat nie w tamtej chwili.
Zdjęłam z siebie bluzę, gdyż w wieży było przyjemnie ciepło i oplotłam ją sobie na biodrach. Wjechałam windą na piętro mieszkalne. Przeszłam prostym korytarzem, skręciłam raz i znalazłam się przed pokojem Cyborga. Właściwie to nie miałam pewności, że Victor się tam znajduje, ale było to jedno z trzech miejsc, w których przeważnie przebywał. Pozostałe do salon i hangar, gdzie często dłubał w swoim prototypowym samochodzie.
Grzecznie zapukałam i odczekałam chwile. Gdy nie usłyszałam wyczekiwanego "proszę" ponowiłam czynność. Znowu głucha, nadzwyczajna na tym piętrze cisza. Zniechęcona, ruszyłam z powrotem do windy, by zjechać do podziemi.
Winda zatrzymała się i długie piknięcie oznajmiło mi, że wjechałam do hangaru. Drzwi rozwarły się, ukazując mi ogromne pomieszczenie wykute w litej skale. Pod gołymi, błyszczącymi ścianami stały rzędy szafek i półek. Gdzieś z boku zaparkowana była niebiesko-stalowa puszka Cyborga. Za to największą uwagę przykuł sporych rozmiarów szkielet centralnie na środku hangaru, jakby na honorowym miejscu, oświetlony przez większość potężnych reflektorów.
Powoli podeszłam do skręconych ze sobą rur i stelaży. Niespodziewanie, zza kilku szafek na kółkach wyłonił się półrobot. Podskoczyłam, przestraszona nagłym pojawieniem się członka drużyny.
- W tej właśnie chwili powinienem cię zabić, gdyż ten projekt nie jest przeznaczony dla twoich oczu - wypowiedział poważnym głosem, przyjmując wyprostowaną sylwetkę. Czarnoskóry mężczyzna miał to do siebie, że nie wiadomo było, kiedy żartuje. Już wiem, jak musieli czuć się mnisi z moimi dużymi pokładami ironii. - Dobra, przecież żartuję - rzekł, machnął ręką i wrzucił do skrzynki jakieś narzędzie. Od gołych ścian odbił się brzdęk. - Po co przyszłaś?
- Właściwie... - wykrztusiłam w końcu, uważnie lustrując tajemniczy projekt. - Jeśli to nie byłby problem, to chciałabym cię prosić o jakiś nowy strój - zaczęłam niepewnie. Prośby nigdy nie były moja mocna stroną. - Widziałeś co stało się z poprzednią peleryną. Głównie chodzi mi o to, żeby materiał był trochę mocniejszy. Na tę chwilę przydałoby się też coś cieplejszego - dodałam.
- No problemo - odrzekł, zadowolony z nowego zajęcia. - Skombinuję jakiś materiał. Byłbym wdzięczny, gdybyś mniej więcej pokazała mi o jaki cieplejszy strój ci chodzi.
- Postaram się coś nabazgrać - odpowiedziałam i skinęłam w podziękowaniu głową. Odwróciłam się na pięcie by wyjść. - Właściwie... - zatrzymałam się przed windą. - Co to za utajniony projekt?
- Tytanolot - pochwalił się. - Nazwa jest, sam projekt jeszcze nie do końca. Taki podniebny batmobil - wyjaśnił. Gdy zobaczył mój niezrozumiały wzrok, spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - Nie widziałaś nigdy batmobilu? - spytał z niedowierzaniem. - Żałuj. Będzie można tym latać, ale chcę też, żeby był wodoszczelny. Taki pojazd do zadań specjalnych - wyjaśnił.
- Fajnie - skwitowałam sucho i weszłam do windy. Czerwone światło zalało małą klitkę. Nawet tutaj? Przeklęłam niedostatecznie szybki środek transportu. Nadprzyrodzonymi umiejętnościami zmieniłam swój strój na azarath'cki i wybrałam szybszą drogę, by nie dostać cholernego oczopląsu. Zdematerializowałam się i błyskawicznie dotarłam do salonu.
- Napad na strzeżone laboratorium za Jump City - oznajmił Robin, gdy tylko reszta drużyny dotargała się pod stanowisko komputerowe.- Raven, byłabyś tak łaskawa? - spytał retorycznie. Kiwnęłam głową i przeniosłam nas pod wskazany przez Richarda adres.
Wylądowałam gładko przed metalowymi drzwiami wyłaniającymi się z ziemi. Otoczyło nas wojsko.
- Mogłabyś ostrzec następnym razem - jęknął Bestia, który właśnie zwrócił swój wegański obiad.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie strzelać! - krzyknął ktoś za nami. Rządek uzbrojonych żołnierzy rozstąpił się, a spomiędzy rosłych mężczyzn wyszedł jeszcze większy dowódca. Ogromny niczym byk, rzucał poważnym spojrzeniem na lewo i prawo. Zlustrował nas uważnie. - Tylko dzieciaków w trykotach nam tu brakowało - sapnął.
Bestia sarknął pogardliwie, ale przytrzymałam go, gdy chciał ruszyć na wojskowego.
- Jesteśmy tu by pomóc - oznajmił Robin wychodząc przed szereg.
- Już to widzę - prychnął pod nosem. - Róbcie co umiecie, bylebyście nie wchodzili nam w drogę - rzekł szorstko i gestem rozkazał coś grupie. Wszyscy ustawili się po obu stronach drzwi. Pierwszy po lewej trzymał mały pojemniczek w ręce. Dołączyliśmy do rzędu żołnierzy, czekających w skupieniu na znak. Rozległ się trzask. Mężczyźni weszli do budynku. Podążyliśmy za nimi.
Drogę przez odcięte od prądu korytarze przyświecały nam wyłącznie latarki żołnierzy. Czerwone punkciki laserów śmigały bezustannie od ściany do ściany, czekając aż napotkają zuchwałego złodzieja.
Korytarz rozwidlał się w dwa zupełnie przeciwne kierunki. Sprawnie podzieliliśmy się na grupy. Szósty zmysł odezwał się w chwili, gdy dotarliśmy do przeszklonych ścian, za którymi znajdowały się najlepiej wyposażone laboratoria. Przezornie zamieniłam się w niematerialny byt. Słuch i wzrok wyostrzył się. Wyraźnie wychwytywałam każdy krok Robina i Bestii za mną. Żołnierze zatrzymali się, przez co chłopcy nieomal na nich wpadli, przy okazji przelatując przeze mnie. Pokręciłam głową z politowaniem.
Ponownie przegrupowaliśmy się. Razem z trzema mężczyznami weszliśmy do sporej hali. Miałam jakiś opór, by przestąpić jej próg. Szósty zmył ostrzegał mnie, ale zignorowałam to. Każdy osobno ruszył wzdłuż niezliczonej liczny wysokich konstrukcji, zapchanych skrzyniami. Zatrzymałam się. W oddali dostrzegłam malutki punkcik pulsujący na ledwo dostrzegalny ciemny kolor. Niedaleko niego stał Robin, który właśnie kucnął za skrzyniami. Nagle puls diody jak i mój, gdy zrozumiałam co to, przyśpieszył. Rzuciłam się w stronę chłopaka, zamieniając się z powrotem w siebie. Wpadałam na Richarda dokładnie w momencie, kiedy rozległa się seria huków. Nie zdążyłam okryć nas energią. Dziesiątki skrzyń i tony betonu posypały się na podłogę. Skuliłam się koło Robina. Poczułam ból w nogach. Nie ważyłam się otworzyć oczu, aż ogromny rumor nie ucichnie. Nabrałam długo wstrzymany oddech i zaczęłam kaszleć unoszącym się wszędzie pyłem.
- Raven? - Głos Robina dobiegł do mnie jakby zza szyby. On również krztusił się kurzem. - Jesteś cała?
Otwarłam oczy. Zakrztusiłam się powietrzem, gdy zobaczyłam płytę betonu zamiast moich bladych nóg. Spróbowałam się skupić na cząsteczkach ciała. Byleby tylko nie utknąć bezpośrednio w tym! Już po chwili odzyskałam czucie w nogach, gdy wyswobodziłam je spod ogromnego ciężaru.
- Jest dobrze - odparłam, podnosząc się. Podążyłam za aurą chłopaka.
Przebijając się przez kurz potknęłam się o coś miękkiego i prawie upadłam. Kucnęłam, by lepiej przyjrzeć się dziwnemu obiektowi. Gwałtownie odskoczyłam, gdy tylko dojrzałam przybrudzoną twarz komandosa. Jego puste oczy przyszywały eter, jakby nigdzie nie mogły zawiesić uwagi. Odczołgałam się od ciała.
- Raven - usłyszałam tuż za sobą. Wstałam szybko, prawie wpadając na lidera.
- Co z resztą? - spytałam, wykrzesując z siebie resztki ludzkich odruchów.
- Zerwało nam łączność. To chyba była jakaś hybryda, bo zasilanie awaryjne się nie włączyło - powiedział ni do siebie ni do mnie. - Możesz nas wydostać? - spytał z nutką troski.
Spojrzałam na niego dziwnie.
- Postaram się. - Ewentualnie nasze rozczłonkowane ciała wylądują w różnych miejscach - dodałam w myślach.
Dla bezpieczeństwa zamieniłam się w kruka i pochłonęłam zdezorientowanego Robina. Przeniknęłam przez metry betonu i żelastwa. Wydostałam się na powierzchnię i wypuściłam z siebie chłopaka. Resztka żołnierzy uniosła broń na mój widok. Wylądowałam, zamieniłam się w siebie i popatrzyłam na nich pogardliwie. Przestali we mnie celować.
- Musimy się tam dostać, by wydostać pozostałych. - Robin podszedł do dowódcy i wyprężył się dumnie, by choć trochę zniwelować różnicę w posturze.
- Na ogół zrobiłbym wszystko, żeby zamknąć takich samozwańczych stróży prawa jak wy - zaczął, chrypiąc i wgniatając Robina w ziemię - ale teraz gadasz naprawdę mądrze - dokończył i poklepał chłopaka po plecach. - Johnson! - wydarł się na knypka siedzącego przy mobilnym stanowisku komputerowym. - Wzywaj mi tu ekipy ratunkowe.
Drobny chłopak zasalutował i posłusznie popędził do innego mężczyzny. Ten od razu chwycił za krótkofalówkę.
- Krwawisz - powiedział Richard, gdy podszedł do mnie.
Dotknęłam głowy, gdzie poczułam pieczenie. Umoczyłam palce w lepkiej, bordowej cieczy.
- Nic mi nie będzie - odrzekłam obojętnie. - Umiem się regenerować - wyjaśniłam.
Skupiłam się na drobniejszych ranach, by choć trochę je zabliźnić.
- Zajmijmy się lepiej resztą drużyny - mruknęłam do chłopaka, gdy trzy spore helikoptery wylądowały na polanie, a z nich wysypały się oddziały ratunkowe wojska.

4 komentarze:

  1. "Zdjęłam z siebie bluzę, gdyż w wieży było przyjemnie ciepło i oplotłam ją sobie w biodrach" prędzej na biodrach, bo to w biodrach strasznie dziwnie brzmi.
    "w których przeważnie przebywał. Pozostałe do salon i hangar, w którym często dłubał w swoim prototypowym samochodzie." w których się powtarza
    "Winda zatrzymała się i długie piknięcie, oznajmiło mi, że wjechałam do hangaru." niepotrzebny przecinek po "piknięcie"
    No problemo <3 już kocham Cyba. Dogadałabym się nim bez problemu <3
    "Umoczyłam palce w lepiej, bordowej cieczy." - lepkiej
    Nie bardzo rozumiem, co się tu dzieje, ale jest fajnie, jest ciekawie, czekam na więcej i na pewno uprzyjemniłaś mi wykład, na którym się teraz męczę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że następnym rozdziałem uprzyjemnię Ci życie jeszcze bardziej. Rytuał jest w trakcie pisania. A u ciebie jak z tym rozdziałem? Nadal 1 kwietnia?

      Usuń
    2. Eeeem... no właśnie chyba nie xP. wydaje mi się, że będę musiała przepisać końcówkę ostatniego rozdziału, bo ten nijak mi się nie chce złożyć. Na pewno już nie lecę w 6000 słów. No i miło by też było, gdybym miała jakiś weekend w końcu wolny, a nie cały czas rodzina :/ W każdym razie: niestety, ale na pewno obsuwa. Pytanie tylko, jak duża.

      Usuń
  2. Też bym chciała zobaczyć Batmobil... T.T
    Akcja! Tego mi brakowało, you know, pościgi, wybuchy, zwroty akcji. I przynajmniej Raven nie jest niezniszczalna, kocham cię za to

    OdpowiedzUsuń