czwartek, 8 marca 2018

15. PRZEŚLADOWANA

Rozprostowałam zesztywniałe stawy i wylądowałam na podłodze. Rozczochrałam włosy ukryte pod kapturem i mozolnym krokiem ruszyłam do kuchni by zaspokoić głód.
Szczytem złośliwości losu okazał się być alarm, który zawył dokładnie w momencie gdy sięgałam po jedyne nieobite jabłko, wręcz wołające by je zjeść. Westchnęłam i powoli obróciłam się na pięcie, dając czas Cyborgowi na sprawdzenie w jaki sposób miasto zostało zaatakowane.
- Nie byłbym do końca pewien, czy mamy reagować również na takie komunikaty - mruknął pod nosem, wpatrując się w duży monitor. Alarm ucichł.
- Kto tym razem? - zainteresował się Bestia, który właśnie wczłapał do pokoju.
- Robin, wytłumacz mi, dlaczego, do jasnej ciasnej, odbieramy zgłoszenia o podwózkę na Sloat Boulevard? - spytał lidera, gdy ten podszedł do komputerów.
- System jest niedopracowany i musiał przechwycić sygnał - wyjaśnił i wzruszył ramionami. - Trzeba nad tym jeszcze popracować - powiedział, zasiadając do stanowiska obok.
- Fałszywy alarm - rzekł głośno Cyborg do Gwiazdki, która wpadła do salonu, wciskając na przedramię twardy ochraniacz.
- Aha. To nawet dobrze - mruknęła i podleciała do mnie. - Przyjaciółko, - zaczęła, przyprawiając mnie o zakłopotanie - czy miałabyś ochotę wybrać się ze mną na przechadzkę po sklepach z odzieżą? - spytała, posyłając mi wyczekujące spojrzenie całkowicie zielonych oczu.
- Ja... nie. - Chciałam zaprotestować, ale kosmitka przerwała mi.
- Raven, nie daj się prosić. Taki mały wypad na miasto - przekonywała mnie. - Kupisz sobie nowe ubrania - dodała na zachętę, po zlustrowaniu mnie wzrokiem.
Przewróciłam oczami i zastanowiłam się chwilę.
- No dobrze - jęknęłam, przypominając sobie o szafie wypełnionej tylko i wyłącznie azarath'ckimi strojami. Gdzieś w kącie upchnęłam stare jeansy i przydużą bluzę po Angeli - jedyne co nadawało się do zaprezentowania ludziom.
- Idę się przebrać. Za pięć minut na dole - rzekłam do Kori i wyszłam, zapominając o głodzie.

Opierając się o gładką ścianę wieży czekałam na Gwiazdkę. I byłam święcie przekonana, że minęło znacznie więcej niż pięć minut. Uniosłam kamyczek i rzuciłam go w falującą taflę wody, mącąc ją idealnymi kołami. Poprawiłam przygarbioną postawę i pochwyciłam umysłem kolejny mały pocisk. Cisnęłam nim, prawie uderzając w głowę dziewczyny, która pojawiła się znikąd. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, lecz nic nie powiedziałam. W milczeniu ruszyłyśmy przez most.

Weszłam za Kori do kolejnego sklepu o nic nieznaczącej nazwie. Dziewczyna targała już dwie spore torby z kilkoma łudząco podobnymi do siebie spodniami i frędzelkowatą spódniczką. Gdy spróbowałam wyperswadować jej, że ten zakup nie jest najtrafniejszy, posłała mi spojrzenie o jasnym sygnale - siedź cicho. Ona ubolewała zaś nad tym, że moja uwaga kierowała się tylko i wyłącznie na odzież w ciemnych kolorach. Głównie czarnym i granatowym. No nic nie poradzę.
Podeszłam do stołu zarzuconego stertami t-shirtów. Podciągnęłam rękaw bluzy i sięgnęłam po jeden w rozmiarze M. Spojrzałam przelotnie na kilka zestawionych losowo mistycznych symboli i stwierdziłam, że projektanci kompletnie nie mieli pojęcia co umieszczają na bluzce. Wzięłam kilka, mierząc na oko i ruszyłam ku Gwiazdce. Dziewczyna przymierzała przed lustrem skórzaną kurtkę nabijaną ćwiekami.
- Raczej nie dla mnie, ale tobie powinna przypaść do gustu - rzekła, gdy podeszłam dostatecznie blisko. - Przymierz - rzuciła we mnie drugim identycznym egzemplarzem. Westchnęłam i wsunęłam się w - wydawało by się - skrojoną idealnie na mnie ramoneskę.
- Właściwie - zawahałam się - to skąd mamy kasę na to wszystko? - spytałam zaabsorbowanej sukienką dziewczyny.
- Robin - odparła krótko i pociągnęła mnie w stronę spodni. Jęknęłam, ubolewając nad moich żałosnym losem.

Siedem sklepów i piętnaście rzeczy później weszłyśmy do kawiarenki na rogu ulicy. Uderzył mnie intensywny zapach cynamonu oraz kawy i pusty żołądek dał o sobie znać. Usiadłam pod ścianą, w kącie, kierowana odruchem. Kori odłożyła stosik powkładanych w siebie toreb na trzeci, wolny fotel i siadła na przeciwko mnie. Sięgnęła po menu i z delikatnym uśmiechem wczytała się w serwowane tu desery.
- I jak przyjaciółko, warto było się ze mną wybrać? - spytała przyjaźnie, zerkając na mnie znad karty.
- Niechętnie, ale muszę przyznać ci rację - wysiliłam się na szczerą odpowiedź i również sięgnęłam po menu, czując wzrok kasjerki na sobie.
- Bardzo się cieszę - odparła spokojnie.
Przejrzałam szybko rząd ciast, deserów lodowych i napojów. Jednak jakakolwiek treść nie dotarła do mnie. Czułam się obserwowana. Zerknęłam dyskretnie na kasjerkę, ale ta obsługiwała jakiegoś przysadzistego mężczyznę. Szósty zmysł nie ustępował.
- Zamówmy coś i zmywajmy się - powiedziałam do zamyślonej Gwiazdki. - Muszę porozmawiać z Cyborgiem - skłamałam gładko, widząc pytanie w jej oczach. Paląca dziura w plecach nie chciała zniknąć. Drgnęłam, gdy dzwoneczek zawieszony nad drzwiami ogłosił przybycie następnego klienta.
- Czy coś cię niepokoi? - spytała ze zmartwieniem. Czyżby też wyczuwała cudze emocje. Byłam przekonana, że moja twarz pozostała w trybie kamiennej maski.
- Nie, nic - odparłam wymijająco, widząc, że podchodzi do nas kelnerka.
- Torcik czekoladowy poproszę - Gwiazdka posłała młodej dziewczynie delikatny uśmiech.
- Sernik - powiedziałam sucho, nie siląc się nawet by spojrzeć jej w oczy.
A dziura w plecach właśnie przeszła na wylot.

Zjadłam słodki kawałek ciasta i poczekałam na Gwiazdkę. Dziewczyna widząc, że już skończyłam, przestała delektować się każdym kęsem tortu i szybko pochłonęła swój deser. Zapłaciliśmy, zabrałyśmy torby i wyszłyśmy z lokalu.
- Wracaj do wieży, ja muszę jeszcze coś zrobić - rzekłam do zdezorientowanej Kori, oddając jej moje torby i popychając ją lekko w prawą stronę. Ta posłusznie udała się w kierunku wyrastającej ponad budynkami bazy, a ja przeszłam szybko po pasach. Zgiełk miasta i tłumy zagłuszały wszystkie moje zmysły. W tym hałasie, tłoku i świetle, ciężko byłoby się skupić. Zatrzymałam się przy stoisku z gazetami, pod pretekstem zerknięcia na główną stronę kolorowego czasopisma. Rozejrzałam się dyskretnie w stronę, z której przyszłam. Kilku mężczyzn i jeszcze więcej kobiet. Tylko dwóch uciekło lekko głowami w bok. Ruszyłam przed siebie, sadząc duże kroki, utrzymując prostą sylwetkę. Mimo nadzwyczaj przyjemnej pogody nasunęłam kaptur na głowę i od razu poczułam się jakoś bezpieczniej. Skręciłam trzy razy w lewo i kucnęłam na boku zabrudzonego chodnika. Sięgnęłam do sznurówek zakupionych glanów i spojrzałam za siebie. Jeden z facetów, którzy wcześniej odwrócił głowę, dalej za mną podążał. Prychnęłam bezgłośnie i ruszyłam na obrzeża miasta.
- Zadarłeś z niewłaściwą osobą, koleś - szepnęłam pod nosem, czując płynącą we mnie energię.

Minęłam ostatni wieżowiec i weszłam do tej bardziej lubianej przeze mnie części miasta. Mniej hałasu i mniej ludzi, a co za tym idzie, mniej umysłów i emocji.
Ruszyłam ku jednemu z niewielu punktów Jump City, do którego wiedziałam jak dotrzeć. Przeszłam kilka ulic, mijając kilkoro ludzi.Skręciłam ostatni raz i weszłam w nadgryzioną zębem czasu bramę. Stawiałam delikatne kroki ku posągowi z czarnego marmuru. Zbliżyłam się do anioła śmierci, dzierżącego większą od niego kosę. Obróciłam się na pięcie, wyczekując mojego prześladowcy.
Szedł powoli, utrzymując wzrok przy ziemi, jednak gdy zobaczył, że się zatrzymałam, spojrzał ne mnie.
- Odejdź póki możesz - ostrzegłam go, opierając się o ugięte kolano anioła.
- Nie uda ci się mnie zastraszyć - odparł pewnie. Rozsunął powoli poły prochowca i wbił ręce w kieszenie przetartych jeansów. Przybrał emanującą energią pozę.
- Mów czego chcesz - sarknęłam do niego, tylko pozornie tracąc nad sobą kontrolę.
- Demony również plotkują, wiesz o tym? - spytał retorycznie, cały czas pochylając głowę okrytą kowbojskim kapeluszem, tak że nie sposób było dojrzeć jego twarzy. - I powiedziały mi, że ktoś odesłał Grana aż do samego piekła - kontynuował z tajemniczym tonem.
- Przejdź do rzeczy - warknęłam, przerywając mu. - Jeśli chcesz mnie zabić, to odejdź, a jeśli masz zamiar coś przekazać, to prosto z mostu - wyrzuciłam z siebie.
- Tylko ktoś potężny i wyjątkowy potrafi otworzyć bramy piekła - zatrzymał się na chwilę, przechylając głowę niczym kot. - Dobrze byłoby mieć kogoś takiego u swego boku - dokończył, jasno przedstawiając swoją propozycję.
- Nie ma takiej opcji. Należę do tytanów - odparłam pewnie i odepchnęłam się od posągu. - I powtarzam, odejdź puki możesz - zasyczałam, powoli zbliżając się do niego. Nie cofnął się.
- Jak sobie życzysz - odparł niskim głosem i sięgnął po coś do kieszeni płaszcza. Odskoczyłam do tyłu i przygotowałam moc. Usłyszałam syk i otoczył mnie gęsty dym. Zaczęłam kaszleć. Wzleciałam ponad chmurę. Nikogo nie było. Powstrzymałam się od komentarza w eter i teleportowałam się do wieży.

------------------- 
Tak z okazji dnia kobiet. Laseczki, wszystkiego najlepszego, etcetera, etcetera. Pochwalcie się, co dostałyście od chłopaków. A może jest tutaj jakiś zagubiony rodzynek? Oddaję to w wasze ręce. Co sądzicie?

4 komentarze:

  1. "Odejdź puki możesz" tylko tyle. Muszę się zrewanżować
    Co do kosiarza to chyba zależy od interpretacji, nie znam się zbytnio na tym, ale na przykład po japońsku znaczy to samo
    Mnie na przykład właśnie ciekawi to, o czym wspomniałaś u mnie. Bo skąd właściwie Rae zna prawdzie tożsamości Tytanów? Używa zamiennie Robin i Richard oraz Gwiazdka i Kori. Było jakieś wspólne przedstawianie się czy grzebała im w głowach?
    Strasznie liczę na rozwinięcie tych demonów odwiedzających Raven. Noo, ciekawe jak na to zareagowałaby pozostała część team.

    U mnie chłopcy się wykosztowali na milkę XD To i tak dużo jak na ich możliwości

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zminilam na aniola, dowiedzialam sie z zaufanego zrodla. W 2 rozdziale, w kawiarni Robin przedstawia sie Raven. Potem przy stoliku przedstawia sie reszta. Looknij na tamtej rozdzialik.
      Mam zamiar to rozwinac, ale chce tez wplesc inne watki. Ale demony lubie wiec beda i to duzo. Mam kilka pomyslow

      Usuń
  2. "ostrzegłam go, opierając się o ugięte anioła." Nie rozumiem tego zdania.
    "I powiedziały mi, że ktoś odesłał Grana aż to samego piekła " do
    "zatrzymał się na chwile" zeżarło ę
    Ogółem Gwiazdka przewalająca na prawo i lewo kasę Robina - <3 i zastanawiam się, dlaczego na nikim nie zrobił wrażenia koleś w kowbojskim kapeluszu? to nie jest element ubioru, który na co dzień widuje się na ulicach.
    I kim jest Gran?
    Również życzę spóźnionego wszystkiego najlepszego :D dostałam przymuszone kwiaty (nie lubię ściętych, już te w doniczkach łatwiej mi znieść), seans Coco i sushi, więc nie narzekam =^.^= Czekam, co tam więcej wymyślisz i pamiętaj o rytuałach :D!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucięło mi kolano, gdy poprawiałam. Dzieki. Juz wszystko dobrze. Kowbojski kapelusz - oryginalna stylówa. Po prostu. To USA
      Gran to demon, ktorego Raven odeslala w bodajze 3 lub 4 rozdziale.
      Pamietam o rytualach, nie boj zaby. Tylko na razie nie wiem gdzie je wcisne. Ale beda

      Usuń