niedziela, 18 kwietnia 2021

19. FREEDOM (ALMOST)

 Zgodnie z prośbą Robina zebraliśmy się na ustaloną godzinę w swego rodzaju salonie, jeśli Hala Sprawiedliwości mogła posiadać takie pomieszczenie. W milczeniu czekaliśmy na Garfielda, który nie byłby sobą, gdyby się nie spóźnił.

Nagle drzwi rozwarły się z łoskotem.

– Już… – Garfield wparował do środka, dysząc. – Jestem…

Padł na jeden z foteli, by złapać oddech.

– Ciężko się połapać w tych korytarzach, no i jeszcze jak chciałem się przemienić, żeby przybiec szybciej, to zapiszczało. – Potrząsnął rękę, na której miał lokalizator. – I prawie mnie zastrzelili – tłumaczył, wyrzucając z siebie słowa niczym karabin.

Poprawił uwierającą bransoletką i rozwalił się w szerokim fotelu.

Z zaciekawieniem i nutą obawy przywołałam moce.

Nic się nie stało.

Oczekiwane macki czarnej energii nie wyłoniły się. Nie poczułam tego znajomego przepływu mocy. Wpatrywałam się w wysunięte przed siebie dłonie z niedowierzaniem. Jak w ogóle byli w stanie dezaktywować moje zdolności?

Wyłapałam badawcze spojrzenie Robina. Szybko schowałam dłonie pod pelerynę i okryłam się nią szczelniej.

– Czy tylko ja odczuwam niezwykle silne wibracje deja vu? – zapytał dla rozluźnienia martwej atmosfery Beast Boy i zaśmiał się nerwowo.

Robin obracał w dłoniach rozporządzenie. Po chwili rzucił go z trzaskiem na blat stolika i zapadł się w fotelu. Oparł czoło na rozpostartych palcach i w tej pozie zamarł.

Wszyscy znieruchomieliśmy w otępieniu. Wciąż przetwarzaliśmy słowa, które padły. Zauważyłam dystans, który wytworzył się między nami. Nie tylko fizyczny, ale i emocjonalny. Każdy zamknął się w swoim wnętrzu, rozmyślając nad wszystkim, co się wydarzyło i dokąd to prowadziło.

Odsunęłam na bok napierające na mnie emocje. Nikt nie chciał wykonać pierwszego kroku, więc ja go zrobiłam. Podeszłam powoli do stolika i chwyciłam rozporządzenie. Przewertowałam pobieżnie strony zapisane ścianami tekstu, z którego połowa była pewnie formalnymi zapychaczami, zwrotami gmatwającymi wszystko laikowi i odwołaniami do paragrafów, których nikt z nas nie znał. A gdzieś pomiędzy tym zasady, którym mieliśmy się podporządkować.

– Czy ktoś może się w końcu odezwać? – wypalił błagalnie Garfield. – Musimy się na coś zdecydować… Ludzie… – stęknął przeciągle.

– To wszystko nie powinno was nawet dotyczyć – odezwała się w końcu Starfire, opierając się plecami o ścianę. – To ja zawiniłam, a teraz wszyscy dookoła ponoszą za mnie karę.

Podeszła w moją stronę. Zawahała się, ale po chwili wyciągnęła rękę po rozporządzenie.

– Mogę?

Oddałam jej dokument. Chwyciła go, ale nie otwarła.

– Bardzo mi przykro, że tak się to skończyło, ale jeśli takie mają być konsekwencje, jestem gotowa je przyjąć – oświadczyła.

– Okej, okej, rozumiemy, w zasadzie nie mamy innego wyboru, ale musisz trochę zwolnić – ostudził ją Cyborg i wskazał palcem na dokument. – Najpierw musimy się dowiedzieć, co naprawdę chcą nam wcisnąć do podpisania, chociaż już teraz mogę stwierdzić, że nie będzie się nam to podobać.

– Robin? – spytałam nieobecnego duchem lidera.

Drgnął. Podniósł głowę i popatrzył dookoła, jakby wyrwany ze snu.

– Hm?

– Nie chcesz nic powiedzieć? – mruknęłam.

– Zawaliłem, tyle mogę powiedzieć – odparł sucho. – Nie mamy innego wyjścia, niż zgodzić się na ich warunki. Zrobili nam wielką łaskę, oferując ugodę, więc po prostu ten jeden raz się dostosujmy.

Jego rezygnacja udzieliła się wszystkim. Nigdy dotąd go takim nie widzieliśmy, ale jak zwykle brał winę na siebie.

– Jest już za późno, by się zastanawiać, co by było gdybyśmy nie uciekli – rzuciłam stanowczo, podchodząc do niego. – Zajmijmy się tym, co możemy zrobić teraz.

Drzwi do pokoju otwarły się z rozmachem.

Donna weszła do środka w akompaniamencie skrzydeł trzaskających o odboje. Przenieśliśmy na nią pytające spojrzenia. Wyraźnie próbowała ukryć zirytowanie, ale zdradzały ją miotane z oczu pioruny i zaciśnięte szczęki.

– Zawsze musicie zrobić wejście smoka? – sarknęła i w kilku gniewnych krokach znalazła się koło Robina. – Mówiłam, żebyście się od razu ujawnili, to nie byłoby może takiego problemu, a tak? Co to w ogóle za akcja z wysadzaniem budynku? Powaliło was do reszty? – ciągnęła rozdrażnionym tonem, gestykulując żywo, już nawet nie starając się ukrywać złości.

– Myślisz, że celowo narazilibyśmy tyle ludzi? – wysyczał Dick i wstał gwałtownie. – Ktoś wrzucił nam granaty do mieszkania – oznajmił, z satysfakcją patrząc, jak mina Donny zrzedła.

– Ale po co…? Kto by was wyśledził? – spytała bardziej opanowanym głosem.

– Slade… – wysyczał Robin.

Jedno słowo, które znaczyło tak wiele. Zawisło między nami, zagęszczając atmosferę do tego stopnia, że odebrało nam na chwilę oddech. Wciąż wybrzmiewało w naszych uszach i rozbijało się po umysłach, siejąc zamęt.

– To jedyna osoba, która byłaby w stanie nas wyśledzić i z zimną krwią wysadzić cały budynek, byleby dopiąć swego – rozwinął myśl. – Wykorzystał okazję, że byliśmy osłabieni. I nie musisz nam mówić, jak źle postąpiliśmy. Dotarło – dodał dobitnie i ponownie usiadł.

– A jak tam rozmowa z Wonder Woman? – wtrącił z zaciekawieniem Victor.

Donna posłała mu mordercze spojrzenie. Wydęła wargi w niezadowoleniu, westchnęła i usiadłszy na podłokietniku obok Robina, odparła:

– Zrobiła mi wykład, że mogłam zostać oskarżona o pomoc zbiegom, i że powinnam była od razu im powiedzieć, et cetera, et cetera – mówiła, przedrzeźniając Wonder Woman. – A tak poza tym, to spoko, wręcz się kochamy – dodała i uśmiechnęła się cierpko.

Już w samolocie Ligi wyraźnie wyczuwałam ich wzajemną niechęć do siebie, ale nie miałam pojęcia, z czego to wynikało. Donna przez całą podróż mordowała wzrokiem siedzenie Wonder Woman i nie odezwała się ani słowem w siedzibie.

– Mniejsza o to. – Machnęła ręką. – Co oni chcą wam wcisnąć w tym rozporządzeniu? – spytała i sięgnęła po dokument. – Ktoś już próbował to rozczytać?

– Może nam to trochę zająć – mruknął z przekąsem Cyborg.

– To radzę wam zacząć jak najszybciej – odparła. – I bez dyskusji, już raz mnie nie posłuchaliście, gdy miałam rację – dodała i uśmiechnęła się z politowaniem.

Siedliśmy dookoła szklanego stolika, by wspólnie znaleźć wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.

 

– A co, jeśli się nie zgodzą?

Beast Boy wypowiedział z obawą pytanie, które wszyscy sobie zadawaliśmy.

No właśnie, co jeśli nie rozpatrzą naszych propozycji?

Pomimo, że była to pierwsza wersja dokumentu przeczuwaliśmy, że nie będą przychylni jakimkolwiek zmianom na naszą korzyść. Dlaczego mieliby w ogóle być? Bo zwalczaliśmy przestępczość?

Prychnęłam na własne myśli, czym zwróciłam na siebie uwagę Robina. Zbyłam jego spojrzenie machnięciem ręki.

– Wtedy będziemy musieli się dostosować – odparł bez przekonania Victor.

– Uważam, że możliwość kontynuowania naszej działalności, nawet na narzuconych zasadach wciąż jest lepsza od trafienia do więzienia – stwierdziła cicho Starfire.

Wpatrywaliśmy się w leżące na stole rozporządzenie. Zajęło nam kilka godzin, by dokładnie je przeczytać, przeanalizować wynikające z zawartości implikacje i dojść do wspólnych wniosków. Atmosfera na przestrzeni czasu zmieniała się od przepełnionej irytacją, strachem przed nieznanym i silną chęcią buntu, przez napływające powoli zrozumienie oraz skruchę, kończąc na pewności i ponownym zjednoczeniu drużyny. Musieliśmy odnaleźć siłę w nas. W rodzinie, którą tworzyliśmy. Nie ważne, co miało się stać, byliśmy w tym razem.

Obracałam w zamyśleniu lokalizator. Błądziłam wzrokiem po pomieszczeniu, raz po raz zawieszając je na którymś z Tytanów lub Donnie. Przyglądałam się spod kaptura zmartwionej twarzy Kori, bawiącemu się obręczą Garfieldowi, czy tkwiącym nieruchomo w skupieniu Donnie, Vicowi oraz Robinowi. Usilnie ignorowałam wypełniającą pokój mieszankę emocji. Wiedziałam, że czekała nas jeszcze jedna rozmowa z Ligą, a nie było nawet chwili, by przetrawić moje własne uczucia podczas medytacji. Miałam jednak świadomość buzującej w zakątkach umysłu energii, wzburzonej i niestabilnej przez kilkudniowe przeładowanie bodźcami. Chciałam, by wszystko się już skończyło, ponieważ obawiałam się, że czara mogła się niedługo przepełnić.

– Dobra, podsumowując – odezwał się Robin, ściskając nasadę nosa. – Nie zgadzamy się na zapisy dotyczące stałego monitorowania naszych pozycji, upublicznienia naszych danych, ograniczenia reagowania na wezwania i potrzeby zatwierdzenia każdej misji wykraczającej poza granice San Francisco.

– A te raporty? – wtrącił Victor. – Kto to będzie pisał? Może mamy jeszcze uwzględniać, kto gotował obiad, kto zmywał i kto co robił o drugiej nad ranem w łazience? – ciągnął, gestykulując.

– To jest bez różnicy, bo i tak piszę je codziennie – odparł obojętnie Dick.

Wszyscy jednocześnie spojrzeliśmy na niego z wyraźnym „serio?” wypisanym na twarzach, ale przecież mogliśmy się tego spodziewać.

– A z tymi danymi to w ogóle pojechali – prychnął Cyborg. – Oczekują, że Batek zrobi im pełny wykaz majątku, drzewa genealogicznego i poda wszystkie trzy imiona?

– O tym nawet nie wspominam, ponieważ Liga na pewno nie będzie chciała się na to zgodzić. Pamiętajmy, że to wstępna wersja i część zapisów można jeszcze przeforsować – odparł spokojnie Robin.

– Mnie zastanawia, jak oni to sobie w ogóle wyobrażają – rzuciła Donna i podrapała się w zamyśleniu po podbródku. – Macie alarm o włamaniu do jubilera i co? Zbiera się sztab decyzyjny, by ustalić, czy Młodzi Tytani mogą udać się na miejsce zbrodni i jakich środków mogą użyć, by unieszkodliwić sprawców? Do reszty ich powaliło? – skończyła swój wywód i wykrzywiła twarz w konsternacji.

– Dlatego się na to nie zgadzamy. Rozumiem, że mamy być poddani większej kontroli, co nawet ja uważam za rozsądne, ale to jest zwyczajne zabieranie wolności – stwierdził Beast Boy, leżąc z nogami przewieszonymi przez oparcie fotela.

– Jeśli mogłabym o coś spytać – rzekła cicho Starfire, wyciągając nieśmiało rękę do góry.

Robin kiwnął głową.

– Nie do końca rozumiem, na czym miałby polegać rejestr wszystkich osób o nadnaturalnych zdolnościach? Czy ma to coś wspólnego z przeprowadzaniem eksperymentów na nas i ludziach nam podobnych? – spytała z namacalnym strachem.

Powiodła wokół pytającym spojrzeniem, bawiąc się nerwowo rękami. Czyżby znowu powróciły nieprzyjemne wspomnienia?

– Nie, Star, nikt nie będzie eksperymentował na ludziach takich, jak my – zapewnił łagodnie Robin. – Nie wiem, na czym dokładnie ma to polegać. Pewnie będą chcieli poznać nasze zdolności i dokładne informacje o nas, ale to tyle. Zero eksperymentów.

Zaskoczyło mnie sformułowanie „tyle”. Dla mnie było to zdecydowane „aż”. Nie rozumiałam, jak mogło mu to nie przeszkadzać? Temu, który praktycznie od roku nie zdradził swojej tożsamości, ani nawet koloru oczu. A Batman? Nie wierzyłam, że się na to zgodził.

– Nie uważasz, że to narusza naszą prywatność, do której mamy prawo? – spytałam chłodno, patrząc mu prosto w oczy.

Dick obrócił głowę w moją stronę. Wyczuwałam to świdrujące, badawcze spojrzenie. Doskonale wiedział, czemu zaprotestowałam. Wystarczyło, że Zatanna wyczuwała moje demoniczne pochodzenie, a największy plotkarz Ligi posiadał dokładne informacje na ten temat.

– Możemy o tym wspomnieć, chociaż myślę, że członkowie Ligi również nie są temu przychylni – odparł po chwili ciszy.

– Nie rozumiem, jak oni mogą być przychylni któremukolwiek z tych przepisów – wydusił Garfield, wyrzucając przed siebie ręce.

– Nie mają wyboru – stwierdziła dobitnie Donna. – Od dłuższego czasu trwała dyskusja na temat zbyt dużej swobody bohaterów. Pal licho zniszczenia, jakie powodujemy. Robimy to kosztem ludzkiego zdrowia i życia.

– I ich podatków – wtrącił z przekąsem Victor.

Donna spojrzała na niego z politowaniem, ale zignorowała komentarz i kontynuowała dobitnie:

– Chodzi o samowolkę. Mamy dostęp do wszelkich baz danych. Obchodzimy procedury, które spowalniają działanie oficjalnych służb. Przekraczamy granice państw. Jesteśmy w posiadaniu broni i systemów, które w niewłaściwych rękach stanowiłyby śmiertelne zagrożenie dla całej ludzkości. A przede wszystkim – urwała, dla podbicia znaczenia swoich słów. – Sami jesteśmy śmiercionośną bronią.

Jej wypowiedź trafiła prosto w nasze czułe punkty. Wszyscy zdawaliśmy sobie z tego sprawę, chociaż nie chcieliśmy tego głośno przyznać.

Byliśmy niebezpieczni.

– Rejestr ma służyć temu, by obserwować ludzi z nadnaturalnymi zdolnościami. My jesteśmy po dobrej stronie, ale pomyślcie, ile osób trafia na złą? – Kolejna pauza, zasiewająca w naszych głowach więcej pytań i wątpliwości. – Gdyby opracować system dostatecznie skuteczny, zamiast zwalczać przestępczość, moglibyśmy zapobiegać jej, zanim w ogóle by się wykluła. Przynajmniej częściowo – zaznaczyła.

– Ale pomyśl o jednym – odparł Victor, wpatrując się w nią. – Informacje o wszystkich bohaterach w jednym miejscu. Ich tożsamości, umiejętności, słabości i rodziny – wymieniał.

Na twarzy Donny odmalowało się zrozumienie, w jakim kierunku zmierzał wywód Cyborga.

– Aż się prosi o wykradzenie tych danych. A wtedy… No cóż… Dopiero będą mieli prawdziwy problem z bohaterami – stwierdził sceptycznie.

– Nie wiem, ile uda nam się wywalczyć – podsumował Robin i wstał. – Ale wiem jedno. Jesteśmy w tym razem i razem się z tym zmierzymy – oznajmił z dawną pewnością, której tak nam brakowało.

Wyciągnął ponad stołem zwiniętą w pięść dłoń.

Popatrzyliśmy na niego pytająco. Beast Boy załapał pierwszy, zerwał się z fotela i dołączył się do gestu. Starfire i Victor podążyli jego śladem z szerokimi uśmiechami.

Zawahałam się, ale uznałam, że nie warto było psuć takiej chwili moją powściągliwością. Wysunęłam rękę, dopełniając okrąg.

– Ty też – rzucił zachęcająco Robin, patrząc na Donnę.

Popatrzyła na nas niepewnie.

Beast Boy kiwnął głową w stronę złączonych dłoni i zrobił dla niej miejsce.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi i zapełniła powstałą lukę.

– Tytani… – Robin nabrał głęboki wdech. – Razem!

 

 Każdy dotychczasowy spacer na spotkanie z Ligą przyprawiał mnie o uczucie skręcania wnętrzności w każdą możliwą stronę. I tym razem nie było inaczej, ale obecność przyjaciół znacząco mi pomagała. Udzielała mi się ich pewność siebie i siła do walki. Chłonęłam energię, jaka emanowała od każdego z nich, odganiając jednocześnie napływające fale czarnych scenariuszy i obaw. Tylko spokój i jedność mogły nas ocalić.

Szliśmy w jednej linii, otoczeni przez uzbrojonych agentów. Przed nami dumnym krokiem szedł Wellington, którego łysina połyskiwała w świetle lamp, na widok czego Beast Boy nie omieszkał się złośliwie uśmiechnąć.

Kręcący się po korytarzach Hali Sprawiedliwości ludzie schodzili nam bez słowa z drogi. Część posyłała współczująca spojrzenia, inni byli w najgorszym wypadku obojętni.

Przechodząc przez główny hol mieliśmy doskonały widok na potężny tłum zebrany na rozległym placu przed siedzibą. Zza sznura policyjnych samochodów oddzielających zbiorowisko od wejścia wyrastały falujące w morzu ludzi banery, plakaty i ogromne transparenty. Wyczułam konsternację Starfire na ten widok.

– Czy ci wszyscy ludzie zebrali się tutaj z naszego powodu? – spytała cicho, pochylając się ku Robinowi.

– Na to wygląda, Kori – odparł z cieniem uśmiechu na ustach.

Jakkolwiek media czy władze nie chciałyby zepsuć naszego wizerunku, zawsze była chociaż garstka ludzi, która stawałaby za nas murem. I nawet jeśli gdzieś między demonstrującymi znajdowali się przeciwnicy działalności superbohaterów, to nikt nie mógł zaprzeczyć, że mimo wszystko czyniliśmy dobro.

Moje pozytywne rozmyślania w jednej chwili przemieniły się w czarne scenariusze, a wystarczył do tego widok Zatanny czekającej przy drzwiach sali obrad razem z kilkoma członkami Ligi.

Nie przepełniała jej złośliwa satysfakcja z położenia, w jakim się znaleźliśmy, mimo wszystko wyczuwałam jej nieustanną niechęć do mnie.

Podeszliśmy do drzwi, które otwarły się automatycznie. Przechodząc obok Zatanny, skinęłam wyraźnie głową, patrząc jej głęboko w oczy, na co odpowiedziała tylko zaciśnięciem szczęki.

Weszliśmy do jasno oświetlonej, ogromnej sali. Strażnicy zatrzasnęli za nami drzwi, a my podeszliśmy do stołu stojącego w samym centrum. Wszyscy już na nas czekali. Zajęliśmy te same miejsca, co poprzednio. Robin, siadając, rzucił rozporządzenie na blat, przerywając ciche rozmowy prowadzone przez zgromadzonych. Wszystkie spojrzenia skierowały się na nas.

– Zapoznaliśmy się ze wszystkimi zapisami – podjął stonowanym głosem, złączając ze sobą opuszki palców. – I mamy propozycje dotyczące zmiany niektórych z nich.

Batman kiwnął nieznacznie głową na znak, by kontynuował.

Robin przedstawił wszystkie nasze wątpliwości i dokładnie uargumentował każdą z nich. Stanowczym głosem i stoickim spokojem, który tworzył nie tylko fasadę, ale i wypełniał także jego umysł, zyskał pełną uwagę zebranych. Nikt mu nie przerywał. Nawet Batman słuchał z uznaniem i dumą, czego jednak nie pozwolił po sobie poznać.

Gdy Robin skończył mówić, zapadła cisza. Słowa wybrzmiewały przez moment, a w nas ponownie zaczął narastać niepokój.

Członkowie Ligi wymieniali między sobą porozumiewawcze spojrzenia, a niektórzy kiwali nieznacznie głowami, zgadzając się z nami. Przedstawiciele władz nie wydawali się jednak tak samo przychylni naszym propozycjom.

– Jedna z poruszonych przez was kwestii jest nienaruszalna – podjął Wellington, wstając. – O spisie osób z nadzwyczajnymi umiejętnościami dyskutowano od dłuższego czasu i ten zapis miał wejść w życie tak czy owak, a wy jedynie to przyspieszyliście. Jeśli chodzi o pozostałe. – Odchrząknął i poprawił krawat. – Jest pole do dyskusji i wprowadzenia ewentualnych poprawek, ale to będzie wymagać zebrania komisji i ponownego zatwierdzenia wszystkich paragrafów – wyrecytował beznamiętnym tonem i usiadł.

Wymieniliśmy pytające spojrzenia. Czy ten wywód oznaczał pokrętną zgodę?

– W takim razie… – podjął po chwili Robin, jakby zdziwiony przychylną reakcją. – Skoro wstępnie doszliśmy do porozumienia, co dalej?

– Zgadzacie się działać zgodnie z nowymi regulacjami, gdy zostaną oficjalnie zatwierdzone i wprowadzone, więc nie traficie do więzienia, a postępowanie przeciwko wam zostanie umorzone – oznajmił.

Zajęło nam chwilę przetrawienie tych słów, których tak bardzo łaknęliśmy.

Byliśmy wolni.

W momencie, gdy ten fakt uderzył nasze świadomości, otoczyła nas wszechogarniająca ulga. Udzieliła mi się radość pozostałych, w tym Starfire, która nie powściągając emocji, złapała za ramiona siedzących obok Robina oraz Beast Boy’a i posłała dookoła uśmiechy. Nie była jednak w stanie ukryć przede mną poczucia winy zakopanego pod wywołanym chwilą ukojeniem. Cieszyła się, że kłopoty, w które nieumyślnie nas wpakowała się skończyły, ale nic nie wskazywało na to, by potrafiła sobie przebaczyć. Na pewno nie teraz.

– Czy w takim razie możecie w końcu mi to zdjąć? – spytał Beast Boy, wymachując w powietrzu ręką z bransoletą. – Strasznie niewygodne i niemodne macie te lokalizatory – rzucił z wyczuwalną w głosie ulgą.

– Nie tak szybko – uspokoił nasz zapał Wellington. – Nie traficie do więzienia, ale na razie nie możecie także wrócić do bazy. Rozporządzenie, według którego macie działać, nie weszło jeszcze w życie – oznajmił. – Na razie możecie zostać tutaj, pod okiem rządowych agentów i członków Ligi. Przed publikacją nowych zasad dotyczących działalności bohaterów, powiadomimy media o waszym uniewinnieniu.

Radość i ulga nieznacznie opadły, jednak nie zniknęły całkowicie. Kilka kolejnych dni w zamknięciu nie robiło nam już znaczenia, uwzględniając dodatkowo błogą świadomość uniewinnienia i znacznie większą powierzchnię, na której miałam możliwość omijać Beast Boy’a.

– Jesteście prawie że wolni – oznajmiła z cieniem uśmiechu Wonder Woman.

– Co nie równa się naprawieniu reputacji – dodał ponuro Batman. – Tym razem podjęliście mądrą decyzję, ale musicie mieć na uwadze, że przez ten czas namnożyło się nie tylko przeciwko wam, ale i nam, mnóstwo nowych wrogów i to tych najgorszych – ciągnął beznamiętnie. – Wśród ludzi, których macie za zadanie bronić – powiedział dobitnie.

– On to zawsze umie zniszczyć zabawę – mruknął z przekąsem Beast Boy.

– Wiemy o tym – odparł spokojnie Robin. – Dajcie nam wrócić do pracy i tym również się zajmiemy – zapewnił i wstał. – Prosiłbym o informowanie nas na bieżąco w sprawie rozporządzenia i wypuszczenia nas.

Skinął głową zebranym i popatrzył na nas z uśmiechem majaczącym na ustach.

Kori poderwała się gwałtownie i zamknęła go w żelaznym uścisku. Dick zesztywniał. Nie miał szans wyrwać się z jej objęć, więc tylko stał zażenowany i zabijał wzrokiem Beast Boy’a oraz Cyborga, którzy nie ukrywali złośliwych uśmiechów. Gdy w końcu wydostał się z uścisku i każdy po kolei otrzymał od Starfire własne sine pręgi na żebrach oraz szeroki uśmiech, opuściliśmy salę. Odprowadziły nas uważne spojrzenia, na które jednak nie zwracaliśmy uwagi. Cieszyliśmy się, że wszystko zakończyło się względnie dobrze.

W teorii mieliśmy kilka dni wytchnienia, w praktyce nie spodziewałam się jednak, by Robin siedział spokojnie w czasie, gdy Slade grasował gdzieś na wolności. Dick niezaprzeczalnie czuł ulgę z uniewinnienia nas, ale pomimo, że szedł razem z nami i nawet uśmiechnął się w odpowiedzi do Starfire, to duchem był zupełnie gdzie indziej. Skupiony na planowaniu, rozpracowywaniu i łączeniu znanych tylko jemu elementów.

Odłączyłam się bez słowa od grupy i skręciłam do mojego tymczasowego pokoju. Musiałam się zregenerować w spokoju i ciszy. Potrzebowałam odciąć się od Tytanów, wszelkich przestępców, wiadomościach o kolejnych ofiarach i wymieniania wad superbohaterów. Ostatnie dni doszczętnie wykończyły pokłady cierpliwości nie tylko moje, ale także pozostałych. Wyraźnie czułam mieszankę radości, ale i ulgi, że w końcu całe napięcie opadło. I chociaż za murami Hali czyhały na nas morderca, prawne ograniczenia i fala krytyki wylewająca się ze sfrustrowanych ludzi, to wszyscy potrzebowaliśmy odpoczynku od całego zamieszania. Chwili zapomnienia.

 *****

 Ja to tylko tutaj zostawię i powiem, że już nie mogę się doczekać publikacji następnych rozdziałów. Co zadziwiające, jestem z nich naprawdę zadowolona (tak chociaż raz dla odmiany xD). Myślę, że uda mi się opublikować następny rozdział nawet szybciej, niż w przeciągu miesiąca, ale te dni tak lecą, że nawet tego nie zauważam. 

 Dajcie znać, co myślicie o tym rozdziale i wyczekujcie ciekawych wydarzeń w przyszłości (a przynajmniej mam nadzieję, że takie są xD).

8 komentarzy:

  1. "Drzwi do pokoju otwarły się z rozmachem. " Biedne drzwi, nikt ich nigdy nie może normalnie otworzyć ;_;
    SLEEEEEEEEJD
    "Jedno słowo, które znaczyło tak wiele. Zawisło między nami, zagęszczając atmosferę tak bardzo, że aż odebrało nam na chwilę oddech. " Tak się powtarza
    Czemu WW i WG się nie lubią :c?
    "Obracałam w zamyśleniu bransoletkę." jeśli chodzi o tą obrożę przeciwmocową, to trzeba to jakoś inaczej określić, bo się przez pięć minut zastanawiałam, od kiedy Rae nosi błyskotki. No chyba że ja coś ostro pomijałam przez te wszystkie rozdziały.
    "że czara mogła się za niedługo przepełnić" za niepotrzebne. Also mogła i mogły
    W sumie uwielbiam fakt, jak zgrabnie i płynnie od opka o bohaterach przeszliśmy do zagadek kryminalnych i narkotyków, a teraz mamy batalię sądową xD.
    "– Nie, Star, nikt nie będzie eksperymentował na ludziach takich, jak my – zapewnił łagodnie Robin." Widzę tu kruczka prawnego, Star nie jest człowiekiem, mogą na niej eksperymentować.
    "Ja w szczególności." przepraszam, ale przez takie kwestie Rae zaczyna brzmieć jak płatek śniegu, najbardziej wyjątkowa spośród wybrańców. Wiem, o co chodzi, ale czy to podkreślenie jest tu potrzebne?
    Kurczę, podoba mi się ta argumentacja z obu stron sporu.
    "– Tytani… – Robin nabrał głęboki wdech. – Razem!" (uuu, czy to nawiązanie do lewicowej partii Razem, czyli do NEOMARKSIZMU KULTUROWEGO? :D) poza tym: jakie razem, ja chcę wio :<
    "Nawet Batman wydawał się słuchać z uznaniem i dumą, których jednak nie okazywał." no to albo widać tą dumę i uznanie, albo nie. Wiem, że Rae-empatka, ale to zdanie brzmi koślawo. Może po prostu wyczuwała tę jago dumę i uznanie?
    Mam wrażenie, że końcówka tej wielkiej ważnej sprawy została potraktowana trochę po łebkach. Zero stresu, sama pewność i stoickość "- to co, pasuje? - no pasuje. - no to ok, idziemy do domu".
    To już poza opowiadaniem i konkursem: w sumie nie rozumiem, po co DC zrobiło z niej empatkę. Trochę to psuje zabawę, bo nie ma tajemnicy czy próby domyślenia się, co czują inni, wszystko jest wyłożone kawa na ławę.
    "Kori poderwała się gwałtownie i zamknęła go w żelaznym uścisku. Dick zesztywniał." he ded
    "Skupiony na planowaniu, rozpracowywaniu i łączenia znanych tylko jemu elementów. " łączeniu
    Ah, Ravcia, ty to umiesz pozytywnie podsumować sytuację xD
    Jestem ciekawa, co tam dalej wymyśliłaś i gdzie dalej ta fabuła pójdzie, bo ciężko cokolwiek przewidywać - oprócz oczywiście tego, że Tytani coś spierdzielą po drodze i znowu podpadną pod podpisane przed chwilą paragrafy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest odniesienie do komiksów, gdzie WW miała jakiś ból dupy do Donny, ale tak naprawdę do nie chciało mi się to w zagłębiać xD
      Narkotyki, ciąganie po sądach, to co będzie następne? xD
      Kruuuczek prawny xD
      Wiadomo, że trzeba przemycać chociażby najmniejszą ilość neomarksizmu kulturowego, bez tego tekst jest niekompletny.
      Z tą empatią widać zwłaszcza w starszych komiksach, teraz jakoś się od tego odchodzi, no ale w sumie gdyby Raven chciała, to mogłaby kiwnięciem palcem zrobić dosłownie wszystko i dlatego trzeba umiejętnie ją osłabiać, bo faktycznie psuje całą zabawę.
      "Dick zesztywniał" - nawet mi brakuje słów na twoje kosmate myśli... Nie pomyślałam tak o tym, gdy to pisałam xD
      Co do fabuły to oczywiste jest jedno: Sleeeeejjjjdddddd

      Usuń
  2. ... z Dickiem to chodziło mi o to, że go zabiła tym uściskiem xD no ale głodnemu chleb na myśli najwyraźniej

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Nigra! Wreszcie skończyłem pisać pierwszy rozdział. Po trzech miesiącach, ale zawsze. Powiem Ci co myślę o twoich rozdziałach z lutego, marca i kwietnia w przeciągu kilku dni. Mam jeszcze co nieco do zrobienia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpisy luty/marzec:
    Bardzo mi się podoba wątek "Bratniego Ognia" (Friendly Fire) i jego konsekwencje.
    Co do kryjówki to uważam że dało się wybrać lepszą. Dobra kryjówka powinna być z dala od "rozwiniętej cywilizacji", żeby unikać kamer i ludności cywilnej skłonnej do donoszenia. Przydałyby się też linie przesyłowe żeby zamaskowały swoim polem elektromagnetycznym pole Cyborga które liga mogłaby chcieć namierzyć przez satelitę. Pod tym względem dobre byłoby miasto na bliskim wschodzie, który ma elektrykę (linie) ale średnio stoi z elektroniką. Mieszkańcy natomiast nie przepadają za Amerykanami, ponieważ tamci najechali Irak i urządzili napierdalankę przez którą ucierpiał cały region. Dlatego lokalsi nie zamierzaliby donosić na Tytanów, żeby zrobić na złość i Ameryce, i Lidze. Liga twierdzi że jest narodowo-neutralna, ale nikt w to nie wierzy. Za wyjątkiem rządu Stanów Zjednoczonych, który powołał A.R.G.U.S. Ale to przecież wiesz. Zboczyłem z tematu.
    Drugą opcją dla Cyborga byłoby znalezienie opuszczonego bunkra atomowego. Jeżeli może zatrzymać atomówkę, to zatrzyma też sygnał Cyborga i wścibskie oczka satelitów. Zapasy wody i jedzenia wystarczą na długi czas całej drużynie. W ten sposób zamierzali by przesiedzieć w spokoju przez tydzień, a potem Cyborg wylazłby z nory, złapałby zasięg i dowiedział się z serwisów informacyjnych wszystkiego co trzeba. Gdzie są bunkry atomowe? Pewni ludzie mówią że w krajach dawnego Związku Radzieckiego można znaleźć takie które są opuszczone i działające. Kiedy zmalało ryzyko wojny atomowej, rządom nie chciało się płacić za utrzymanie (lub rozbiórkę) tego całego syfu.
    Ostatnią opcją jaką widzę dla Cyborga byłby pobyt w lesie z "klatką Faradaya". Wiesz co to jest, pisałem na moim blogu. Takie klatki Batman miałby ukryte w mini-kryjówkach w Gotham. Robin który zna lokalizację, Gwiazdka która to uniesie, i Raven która ich teleportuje, mogliby jedną taką podwędzić w jakieś pięć minut.
    W jeden z tych sposobów rozwiązaliby problem Cyborga.

    Zostałaby Raven, której aura w świecie magików zapewnie wygląda jak latarnia morska zapalona w deszczową noc. Żeby zniknąć z radaru Zatanny czy Constantina, musiałaby wejść w trans wegetacyjny. Można też użyć narkozy, ale z punktu widzenia opowiadanej historii, wałęsanie się po zakamarkach umysłu jest ciekawsze. Jest jeszcze opcja żeby ukryła się w miejscu z takimi zawirowaniami mocy które przykryłyby jej aurę. Oczywistym wyborem jest Jerozolima, gdzie spotykają
    się trzy największe religie świata: Bazylika Grobu Świętego - Katolicyzm, Ściana Płaczu - Judaizm, Kopuła na skale - Muzułmanizm. Nie wiem jak tam u Ciebie z religią, ale przypuszczam że potrafiłabyś przedstawić to miejsce z magicznego punktu widzenia w bezbolesny i interesujący sposób.

    Oczywiście efekt byłby ten sam, Slade ich namierzy i wystawi lidze. Chodzi tylko o to żeby było ciekawiej.

    1/2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scena z granatami była absolutnie zajebista! Jakie to było dobre! Mrok, niepokój, bezradność i paranoja. Szybka seria ładunków wypełnionych po brzegi śmiercią i błyskawiczna reakcja. Brak widoczności i pośpiech to świetna wymówka na popełnienie błędu, a spektakularne konsekwencje w postaci płonącego budynku to wisienka na torcie. Jakbym myślał trzy dni i trzy noce, to nie wymyśliłbym lepszej sceny!

      Interakcja z policją i ligą była w sam raz.

      Wpis z kwietnia:
      Podoba mi się, że wszyscy usiedli przy jednym stole i porozmawiali jak ludzie. Czuć w tym rozdziale (i wątku) dorosłość i realizm. Zamarzyło mi się żeby wydarzyła się rozmowa pomiędzy Batmanem, Robinem i Gwiazdką. Batman uważałby że Robin zawalił misję w więzienu, a Gwiazdka chciałaby wziąć winę na siebie, twierdząc że to ona zabiła nieumyślnie tego żołnierza. Robin nie zgodziłby się z nią, i przyznał że Tytani nie powinni działać w więzieniu kiedy działała w nim jednostka specjalsów, ponieważ żeby
      efektownie współpracować należy wcześniej wspólnie ćwiczyć. Nie mieli wcześniej wspólnych ćwiczeń, a współpraca z dowódcą specjalsów to był śmiech na sali. Robin jako lider miał obowiązek wycofać drużynę, ale tego nie zrobił. I winę za te wszystkie problemy ponosi on. Po monologu Robina i jego skrusze, do Batmana dotarłoby że jego były pomocnik dorósł i spokorniał. Od tego momentu Batman patrzyłby na Robina jak na równego sobie.

      Co do samej ustawy to nie wiem co o niej myśleć. Funkcjonowanie społeczności bohaterów opiera się na dobrej woli, jeżeli ktoś się ewidentnie nie nadaje to albo przechodzi w stan spoczynku, albo zostaje superzłoczyńcą. W czasie akcji wszystkie zasady i przepisy idą uprawiać miłość, bo sytuacja się nieustannie zmienia.
      Z drugiej strony procedury mają sens. Raporty po akcji pomagają ogarnąć burdel ze zniszczeniami w mieście, ustalenie sposobu współpracy z glinami i ćwiczenia pozwalają na efektywne działanie. Spis super-ludzi też się przyda, żeby móc skatalogować ich moce, porównywać je ze śladami na miejscach zbrodni, i ustalić kto jest odpowiedzialny za (na przykład) przerobienie sukni statuy wolności na bikini. Superludzie to też ludzie. Chodzą na imprezy, piją i robią głupie rzeczy.

      Dobra, na dziś kończę się wymądrzać. Skupiasz się na postaciach, i je rozumiesz. Tylko to się liczy, reszta to dodatki. Fajnie się czyta twojego bloga, i życzę Ci żebyś dalej miała wenę i motywację do tworzenia go. :)

      PS. Poczytałem co nieco na temat przecinków. Fajne są te zasady, takie nie za proste, ale wolę się trzymać nauk Andrzeja Sapkowskiego: "Przecinki mają być tam, gdzie po czytaniu bierze się wdech."

      2/2

      Usuń
    2. Wow... Czytałam Twoje propozycje z szerokim uśmiechem. Powala, jaką masz wiedze i ciekawe pomysły. Niestety, już za późno, ale wezmę to pod uwagę, bo faktycznie poszłam nieco po linii najmniejszego oporu, upraszczając całą sytuację. Widać te indywidualne różnice między pisarzami. Ty skupiłbyś się na tym, ja na czym innym i właśnie to sprawia, że każdy może wybrać coś dla siebie, w czym jest dobry.
      Bardzo się cieszę, że scena akcji Ci się podobała :D Zawsze mam najwięcej obaw właśnie o tego typu fragmenty, bo znacznie pewniej czuję się przy przemyśleniach Raven i jej pokopanych wizjach xD
      Ciekawy pomysł z tą rozmową między Robinem a Batmanem. W jednych z pierwszych rozdziałów było coś takiego, kiedy Raven ich podpatrzyła i byłoby takim "powtórzeniem" tamtego, tylko że tym razem wszystko potoczyłoby się inaczej. Ja tu sobie spisuję te pomysły, które mi podsuwasz i które dają mi inspiracje do jeszcze innych scen ;)
      Bardzo miło czyta się takie rozbudowane komentarze <3 Wena ostatnio nawet jest, ale ciiicho, żeby nie zapeszyć, bo sobie pójdzie xD Rozdział 20 praktycznie mam, 21 właśnie piszę i gdy go skończę, a historia mi się ładnie sklei i nie będę musiała zmieniać nic w 20, to gdzieś w połowie maja powinien się pojawić na blogu.
      Ach, Sapkowski <3<3<3 Chociaż czasami mogłoby ich w ogóle nie być, bo czyta się coś dosłownie na jednym tchu xD

      Usuń
    3. No i oczywiście Tobie również życzę dużo weny :D

      Usuń