niedziela, 7 lipca 2019

4. TITANS, GO!

 Znowu przemierzałam te niczym nie różniące się od siebie, szare, puste korytarze bazy Ligi Sprawiedliwości. Tym razem było jednak trochę inaczej. Za mną kroczyła czwórka dosyć niecodziennie wyglądających postaci, a prowadził nas sam Flash, który co jakiś czas próbował nas zagadać, ale bez skutku.

W sumie, jakby nie patrzeć, to akurat w tym miejscu nie wyróżnialiśmy się specjalnie z tłumu. Nikogo nie dziwiły maski, peleryny, czy zbroje z pozaziemskiego metalu. Nikt nie zwracał też uwagi na zieloną skórę, kamyczek na czole, a nawet sunące gładko ponad podłogą postacie. Można by rzec, że my, piątka nastoletnich odmieńców, świetnie wpasowywaliśmy się w atmosferę tej tajnej bazy.

Szliśmy przed dłuższą chwilę w milczeniu. Nie mieliśmy nastroju do rozmowy. W końcu Liga nie wzywała nikogo na miłą pogawędkę. Czułam nieprzyjemny ścisk w brzuchu. Miałam wrażenie, jakby żołądek skręcał mi się i podnosił do gardła. Starałam się nad sobą panować, ale nie byłam pewna, czego mogliśmy się spodziewać. Szliśmy jak na ścięcie. A gdy otwarły się drzwi ogromnej sali narad, poczułam, jakby właśnie wokół naszych szyi zatrzasnęły się dyby.

Tym razem przywitało nas znacznie więcej członków, niż gdy byłam tu sama. Wielu z nich nawet nie rozpoznawałam. Moją uwagę przykuła za to Zatanna. A właściwie jej trudny do określenia grymas na twarzy. Na mój widok jakby się zezłościła, potem przewróciła oczami, a na koniec próbowała przybrać pokerową twarz, ale zdradzał ją pełen nieufności wzrok. Z czystej złośliwości zajęłam miejsce naprzeciwko niej.

– Pewnie domyślacie się, po co was tutaj sprowadziliśmy – zaczął Batman. Wstał od stołu i zaczął przechadzać się wokół. – Śledziliśmy wasze poczynania w San Francisco i uznaliśmy, że macie w sobie potencjał. Trzeba tylko odpowiednio wami pokierować. – Zatrzymał się i omiótł nas wzrokiem, niczym drapieżnik wybierający ofiarę. – Wstąpienie do Ligi nie wchodzi w waszym wypadku w grę, postanowiliśmy więc, że stworzymy z was drużynę, która będzie działać pod naszym nadzorem.

Poczułam, jak w Robinie narastał gniew. Przewidział, co planował Batman. Atmosfera zagęściła się. W naszych głowach kłębiły się pytania, które baliśmy się zadać. Nikt nie chciał się odezwać.

– Oczywiście, nie musicie się na to zgadzać – dodał po chwili ciszy, przerywanej jedynie stukaniem palców Robina o blat. Miałam jednak wrażenie, że decyzja już zapadła, a my nie mieliśmy nic do gadania.

– Chcemy jedynie dać wam szansę na legalną działalność. Zapewnimy trening, mieszkanie i jakiekolwiek inne wsparcie, którego będziecie potrzebować. – Do akcji wkroczyła Wonder Woman. Wstała i oparła się pięściami o stół. W jej oczach nie widziałam jednak wrogości. Rzeczywiście jej na nas zależało. – Możecie się zastanowić, damy wam czas. Przemyślcie to – powiedziała spokojnym głosem.

Obejrzała się przez ramię na stojącego w milczeniu Batmana. Kiwnął głową na zgodę, że możemy się rozejść.

– Nawet na to nie liczcie! –  warknął Robin, wstając gwałtownie od stołu. W końcu stracił cierpliwość i dał upust emocjom. – Nie mam zamiaru grać w te wasze gierki. Chcecie nas nadzorować! Nie liczcie, że zgodzę się dołączyć do tej drużyny. Na pewno nie na waszych zasadach! – dokończył dosadnie, a dla wzmocnienia swoich słów, uderzył pięściami w stół.

– Robin, spokojnie – rzekła Wonder Woman. Wysunęła ręce w pokojowym geście. – Nikt was nie zmusza. – Wyłapałam, jak wymownie zerka w bok, w stronę Batmana. Znała jego motywy. Wiedziała, dlaczego to robił i chyba jej się to nie podobało.

Pozostali członkowie Ligi milczeli. Nasza piątka również.

– Dajemy wam szansę. Możecie już iść – powiedziała, a wysokie drzwi otwarły się automatycznie. – Macie czas, przemyślcie to na spokojnie – dodała.

Wstaliśmy i ruszyliśmy do wyjścia. Minęłam Robina, który stał bez ruchu. Nie dziwiłam się, że się buntował. W zasadzie ten pomysł też niezbyt mi się podobał. Przystanęłam. Reszta praktycznie już wyszła, ale ja chciałam zaczekać na Dicka. Pewnie rzucał na lewo i prawo mordercze spojrzenia spod maski, a w ustach mielił stos przekleństw, którymi chętnie obdarzyłby Batmana. Zbierał myśli, chciał się sprzeciwić, ale w końcu drgnął i niechętnie wyszedł z sali. Szliśmy razem, na końcu milczącego pochodu. Musieliśmy ustalić, co teraz.

 

– Co o tym sądzicie? – spytał Robin.

Znowu przybrał maskę opanowanego, obojętnego człowieka. Jednak jak bardzo by się nie starał, nie był w stanie zablokować sygnałów, które wysyłały jego ciało i umysł. Czułam jego irytację i niepewność, które mieszały się z niezdecydowaniem pozostałych zgromadzonych tu osób.

Siedzieliśmy w jakimś ,,pokoju gościnnym", jeśli mogło istnieć coś takiego w tajnej bazie. Skórzana sofa, kilka foteli, drewniana ława pomiędzy. A to wszystko na środku salonu z ceglanymi ścianami i nieskazitelnie czystymi podłogami. Miałam wrażenie, że gdzieś na którejś z pustawych półek może znajdować się ukryta kamera. A może nawet kilka?

– Nigdy nie ciągnęło mnie do łapania złoczyńców, będąc ubranym w pelerynę i obcisłe spodnie – jako pierwszy odważył się odezwać Cyborg. – A już zwłaszcza jako członek Ligi.

– Nie możemy być członkami... – zaoponował Beast Boy, ale Victor mu przerwał.

– Albo podczłonkami, co za różnica – poprawił się, wzruszając metalowymi ramionami.

– Mi tam w sumie obojętne. – Garfield leżał z nogami na podłokietniku fotela. – Z drużyny do innej drużyny. I to bardziej prestiżowej – dodał, poruszając brwiami w górę i w dół.

Zdziwiło mnie, jak szybko pozbierał się po śmierci Rity. Albo jak szybko to wyparł i przybrał maskę przygłupiego klauna.

– Starfire? – Robin spytał zamyśloną i milczącą kobietę.

Uniosła głowę i rozejrzała się trochę niepewnie, pytająco.

– Co sądzisz o propozycji Ligi? – podpowiedział Dick.

– Ja... W sumie nie wiem... – Nawijała na palec niezwykle długie, płomienne włosy. – Nie wiem, czy mogę zaufać, że chcą nam tak po prostu ułatwić... bycie drużyną? Nie jestem po prostu pewna... tego wszystkiego.

– Nikt cię nie zmusza. Nikogo z was. Możemy stworzyć drużynę pod rządami Ligi, ale możemy też zrobić to zupełnie sami. – Robin patrzył gdzieś na ścianę, jakby prosto w obiektyw kamery. – Decyzja należy do nas.

Znowu zapadła cisza. Tylko ja jeszcze nie zabrałam głosu. Nie lubiłam wypowiadać się na forum grupy, ale w tak ważnej sprawie musiałam odstawić na bok swoje lęki.

– Powinniśmy zrobić to na swoich zasadach – powiedziałam stanowczo. – Możemy być jakimiś przybocznymi przydupasami pod szyldem Ligi, która chce nas kontrolować, a możemy też działać tak, jak sami chcemy. Może niekoniecznie musimy odrzucać ich pomoc? Po prostu nie pozwólmy, byśmy zostali dziećmi na posyłki. – Miałam wrażenie, że aż się zapędziłam w tej przemowie, ale zawsze lubiłam być niezależna, działać według swoich zasad. Jak się niestety okazało, samo moje istnienie zostało podporządkowane komuś innemu już bardzo dawno temu. Musiałam to zmienić.

– To chyba rozsądny pomysł – powiedział Cyborg. – Ustalmy zasady. Jeśli się nie zgodzą, będą mogli nas pocałować... – urwał, gdy spojrzał na wymachującego nogami Beast Boy'a. – Robin, co sądzisz?

Dick stał wpatrzony w jakiś nieuchwytny dla innych punkt. Miał skrzyżowane ręce i trudny do określenia wyraz twarzy. Coś jakby chęć buntu połączona z głębokim zamyśleniem.

– Robin? – spytałam przeciągle.

Ocknął się z transu. Spojrzał na nas, podrapał się po podbródku i oparł się o mój fotel.

– Zgadzam się z Raven. Ktoś chce coś dodać? – Cisza. – Więc przejdźmy do ustalenia warunków – powiedział z zacięciem w głosie.

 

 Siedliśmy obok siebie, w zwartej, gotowej do walki grupie. Zmierzyłam wyzywającym wzrokiem Zatannę. Po ustaleniu wszystkiego, czułam się pewnie. Jeśli nie poradzilibyśmy sobie z Ligą, dalibyśmy radę sami. Miałam gwarancję, że nie zostanę na lodzie.

Tym razem to Robin wstał jako pierwszy. Jednak zamiast chodzić, stał wyprostowany i pewny siebie z założonymi z tyłu rękami. Świadomie czy nie, naśladował Batmana.

– Przedstawimy wam zasady, które wspólnie ustaliliśmy. Jeśli się na nie zgodzicie, my przyjmiemy waszą propozycję. A więc – odchrząknął i kontynuował stanowczym, chłodnym głosem – pomimo, że nie będziemy członkami Ligi, wymagamy równego traktowania. Nie będziemy waszymi dziećmi na posyłki. Ani maskotkami dla dzieci i dziennikarzy. Pozwolicie nam na niezależną działalność, głównie na terenie San Francisco, ale nie wykluczając misji gdziekolwiek indziej. Przyjmiemy pomoc jeśli chodzi o budowę naszej własnej bazy – powiedział z naciskiem na ,,naszej własnej". – Za oczywiste uważamy też, że będziemy zajmować się zarówno zwykłymi napadami i atakami, jak i sprawami większej wagi. Wiemy, że nie unikniemy całkowicie kontroli ze strony waszej i rządu, z którym współpracujecie, ale chcemy się usamodzielnić. W zamian będziemy działać, teoretycznie, z waszego ramienia – zakończył z maską opanowania.

Tym razem to Batman i Wonder Woman wstali jednocześnie. Również jednocześnie spojrzeli na siebie. Oboje chcieli zabrać głos. Zmierzyli się przez moment wzrokiem, aż w końcu to nietoperz kiwnął ugodowo głową i usiadł.

– Nie wiem co sądzą pozostali, ale ja uważam to za rozsądne rozwiązanie. Bardzo podoba mi się też, że potraficie postawić na swoim, nie ustępujecie. To dobrze o was świadczy i widzę was jako naprawdę zgraną drużynę. Grzechem byłoby, gdybyśmy zaprzepaścili taką okazję. – Jej słowa trochę mnie uspokoiły. Jedna po naszej stronie. Teraz pozostała dziesiątka. – Niech wypowiedzą się inni.

Usiadła i przemknęła wzrokiem po zgromadzonych. Członkowie wymienili w ciszy porozumiewawcze spojrzenia. Superman pochyliwszy się w stronę Wonder Woman, szepnął jej coś na ucho. Flash wzruszył ramionami. Zatanna w znudzeniu nakręcała włosy na palec. Muskularny blondyn rozsiadł się wygodniej w fotelu, delikatnie potakując głową.

– Nikt nie ma żadnych zastrzeżeń? – Puściła pytanie w przestrzeń. Cisza. – Więc przeprowadźmy głosowanie. Kto jest za przyjęciem przedstawionych przez Robina zasad i utworzeniem drużyny złożonej z Robina, Beast Boy'a, Starfire, Raven oraz Cyborga? – Wonder Woman przejęła inicjatywę. Byłam trochę spokojniejsza, gdy Batman się nie wtrącał. Miałam jednak wrażenie, jakby cały czas mielił w ustach jakieś nieprzyjemne uwagi.

Wonder Woman uniosła rękę jako pierwsza. Za nią poszła Black Canary. Potem Green Lantern. Flash. I kolejne cztery ręce. Wszyscy powoli głosowali na tak. Z niemałym zdziwieniem obserwowałam, jak Batman, chociaż trochę niechętnie, również uniósł rękę.

Została tylko Zatanna. Gdy poczuła zaciekawiona spojrzenia wszystkich zgromadzonych, pokręciła powoli głową. Wstała gwałtownie od stołu i dostojnie, ze stukotem obcasów wybrzmiewającym w wysokiej sali wyszła.

– Mogę oficjalnie ogłosić, że staliście się drużyną pod naszą opieką. Przyjęliśmy wasze zasady, ale mamy jeszcze wiele rzeczy do ustalenia – powiedziała Wonder Woman z cieniem uśmiechu. Spojrzała na nasze niepewne miny i dodała uspokajająco – Chyba chcecie wybrać, gdzie wybudujemy waszą bazę?

 

 Robin przeskoczył na dach po drugiej stronie, a panujący wokół mrok tylko ułatwiał mu sprawę. Przykucnął koło Starfire. Obok mnie czekał już Beast Boy. Robin wyjrzał zza krawędzi. W uliczce właśnie miała miejsce jakaś niekoniecznie legalna transakcja.

– Na trzy – usłyszałam w komunikatorze.

Spięłam mięśnie, gotowa do skoku.

– Raz.

Przygotowałam w rękach kule energii.

– Dwa.

Beast Boy poruszył się niespokojnie.

– Trzy!

Przeskoczyłam przez murek i runęłam na plecy goryla. Rozległy się krzyki. Uliczka wypełniła się dymem. Błysnął zielony pocisk Starfire. Odrzuciłam mężczyznę na ścianę. Robin przyłożył drugiemu sierpowym. Beast Boy rzucił się jako wilk na sprzedawcę z teczką. Ten krzyknął przeraźliwie, gdy kły wbiły się w jego przedramię. Przez dym dostrzegłam sylwetkę kupującego, który chciał uciec.

– A gdzie się wybierasz? – usłyszałam z drugiego końca uliczki głos Cyborga.

Niebieski błysk, trzask i mężczyzna leżał na ziemi obok nieprzytomnych towarzyszy.

– Poszło wam całkiem nieźle – rozległ się głos Batmana.

Cała projekcja zniknęła, a my znowu znaleźliśmy się w dużym pomieszczeniu. Gdzie się nie spojrzało, widać było szarą powierzchnię o strukturze plastra miodu. Tylko naprzeciwko nas, pod sufitem znajdowało się lustro. W małej sterowni stali Batman i Black Canary.

– Ale wciąż za wolno. Klient prawie by uciekł. A Robin leżałby teraz nieprzytomny, gdyby nie Beast Boy. Musicie mieć oczy dookoła głowy. Obserwować wszystko i wszystkich. Przewidywać ruchy. Inaczej pokona was pierwszy lepszy wyszkolony przestępca – wyjaśnił chłodnym, beznamiętnym głosem.

Czepiał się tak odkąd zaczęliśmy szkolenie. Bity miesiąc z narzekającym Batmanem. Trenowaliśmy tak trzy razy w tygodniu, po kilka godzin. Różne sytuacje, różne lokacje, różne zagrożenia. I zawsze mu coś nie pasowało.

– Wiemy, że nie jesteśmy tak idealni jak ty – sarknął pod nosem Robin i skierował się do zamaskowanych drzwi.

Ruszyliśmy za nim. Zgodnie z tym, co ustaliliśmy, wieczorami rozpoczynaliśmy patrol. Budowa bazy była już na finiszu, więc po jakichś dwóch miesiącach urzędowania w placówce Ligi mogliśmy się za niedługo przenieść. Gdyby nie ich pomoc, znajomości i fundusze, pewnie sami skręcalibyśmy tę niezwykłą konstrukcję przez kilka lat. Podczas kłótni o nazwę drużyny, sama już nie wiem kto, czy był to Cyborg, Robin, a może nawet kogoś z Ligi, rzucił krótkim i nieźle brzmiącym hasłem ,,Młodzi Tytani". A potem Beast Boy palnął, by zbudować wieżę w kształcie litery ,,T", jakie widział w komiksach. No i Batman się na to zgodził. Wciąż nie wiedziałam jak, i kto go do tego przekonał, ale wolałam nie wnikać. Grunt, że się dogadaliśmy.

 

 Podczas bohaterskich wypadów na miasto wciąż korzystaliśmy z kryjówki Robina, która była położona w całkiem dogodnym miejscu. Nic nie mogło jednak dorównać praktycznie ukończonej wieży. Oglądana z miasta, podczas malowniczych zachodów słońca majaczyła na tle horyzontu niczym wyrastający z odmętów wody czarny pomnik. Szklana powierzchnia odbijała promienie słoneczne, a w nocy lśniła od blasku księżyca. Wieża stanęła jakieś dwieście metrów od brzegu, na sporej wysepce, która została odpowiednio przygotowana, a nawet błyskawicznie połączono ją drogą prowadzącą bezpośrednio do miasta.

Robin i Cyborg rozmawiali z entuzjazmem o nowoczesnych systemach, o których wiele instytucji mogłoby tylko pomarzyć. Nie żebyśmy byli w trakcie patrolu. Nawijali bez skrępowania, a pozostali musieli wysłuchiwać przez komunikatory jakichś dziwnych nazw. Dlaczego nikt nie pomyślał o tym, by móc przełączać się na prywatne kanały?

– Nie żebym wam chciał przeszkadzać – wtrącił się Beast Boy – ale w ,,Black Annis'' chyba się coś dzieje – zauważył.

Robin dał znak ręką i udaliśmy się do wspomnianego klubu nocnego. Wylądowałam przed stłuczoną frontową szybą. Jakiś mężczyzna z obłędem w oczach trącił mnie łokciem, wybiegając z tonącego w błyskających, kolorowych światłach klubu.

Nagle, przez wybite okno poszybował człowiek. Cyborg uchylił się przez żywym pociskiem w ostatniej chwili.

– Cyborg, sprawdź co z nim – nakazał Robin. – Wchodzimy. Tylko ostrożnie – dodał i ze skupieniem wkroczył do środka.

Jatka. To słowo, które przyszło mi w tamtym momencie na myśl, ale i tak nie było wystarczające. Ludzie, głównie mężczyźni, tłukli się bez opamiętania. Rzucali w siebie czym popadnie. Uchyliłam się przed odłamkami butelki. Nie zwrócili na nas uwagi, głęboko w poważaniu mieli także to, kogo atakują. Każdy na każdego. Ruszyliśmy do akcji.

Rozdzieliłam dwóch mężczyzn tarzających się po podłodze pod sceną. Oboje byli zakrwawieni i mieli pozgniatane nosy. Nawet wisząc pod sufitem, wciąż chcieli rzucić się sobie do gardeł. Zblokowałam ich kończyny i usadziłam na podłodze, z dala od siebie. Zaciekawiona, pochyliłam się trochę w stronę łysego Afroamerykanina, gdyż dostrzegłam dziwną, zielonkawą poświatę w jego oczach. Musiałby właśnie wrócić z Czarnobyla, by świecić intensywniej nawet od wszystkich przyprawiających o epilepsję reflektorów.

Robin, który właśnie obezwładniał jednego dryblasa, polecił mi, bym zgarnęła przytomnych i zdolnych do pójścia o własnych siłach ludzi na zewnątrz i dopilnowała, by żaden nie uciekł przed przyjazdem policjantów. Prowizorycznie czy nie, związałam przed klubem każdemu nogi oraz ręce za plecami przy pomocy smolistej materii. Po chwili wróciłam, by sprawdzić stan najbardziej poszkodowanych, w momencie, gdy pozostali zajmowali się tymi wciąż nastawionymi na walkę.

Bo przyjechaniu policji, Robin standardowo złożył grzecznie streszczenie wydarzeń i po taksujących, niekoniecznie zadowolonych spojrzeniach mogliśmy wrócić do patrolowania ulic. Zapewniono nas, że mieliśmy jako drudzy dowiedzieć się, co rozpętało tę burzę.

Przystanęliśmy jeszcze na chwilę przed klubem, więc podzieliłam się z Robinem moimi spostrzeżeniami na temat nadzwyczajnych oczu.

– Też to zauważyłem. Nie jest to potwierdzone, ale podobno na ulice wróciło Vertigo – wyjaśnił mi przyciszonym głosem. – To rodzaj narkotyku. Cholernie niebezpieczny. Ludziom najpierw po nim po prostu odwala. Przeważnie są pobudzeni, agresywni, mają halucynacje, ale każdy może zareagować na niego inaczej. Są tacy, których Vertigo otumania, a nawet wprowadza w śpiączkę. Inni mają zawroty głowy, mdłości. Jeśli ktoś ma słaby organizm, przy odpowiedniej dawce może się przekręcić – powiedział cicho, by stojący nieopodal członkowie drużyny nie usłyszeli. Nie wiedziałam tylko, dlaczego.

– Trzeba będzie pobrać próbki od tych ludzi. – Kiwnęłam głową w stronę karetek pogotowia.

Przytaknął i odwrócił się w stronę Cyborga, który do nas podszedł.

– Nie musicie tak szeptać jakby to było jakieś FBI. Moje sztuczne ucho jest znaczenie lepsze niż ludzkie – wskazał machnięciem ręki na łysą głowę pokrytą w połowie metalem. – To na pewno było Vertigo. Tylko on daje takie efekty, a przy okazji pewnie będzie nie do wykrycia. Zastanawiam się, jak został podany tak dużej liczbie osób. Z tego co wiem, pojawiła się też wersja do inhalacji– wyjaśnił zadziwiająco szczegółowo. – Nie patrz tak na mnie, Raven – żachnął się, gdy spojrzałam na niego podejrzliwie. – Po wypadku miałem trochę do czynienia z narkotykami. To były złe czasy –  powiedział nieco speszony.

– Mam parę kontaktów. Spróbuję się czegoś dowiedzieć – zapewnił Robin. – Wracajmy lepiej do roboty.

 

 Stanęliśmy na wybetonowanym, okrągłym placu otaczającym wieżę. Wszystkie prace zostały już ukończone. Zostały jeszcze tylko jakieś drobne sprawy, jak doszlifowanie systemu alarmowego, zabezpieczeń i innych technologicznych rzeczy.

Przy wjeździe na wyspę stały wozy reporterów. Tłumek dziennikarzy i ich kamerzystów nadawało na żywo z otwarcia wieży i oficjalnego rozpoczęcia naszej działalności.

Odczuwałam lekki stres i niepokój, ale nie potrafiłam dokładnie określić przyczyny. Przecież tego chciałam. Znalazłam osoby, które były w stanie mi pomóc. Które obdarzyłyby mnie zaufaniem. Może to był ten problem? Może podświadomie broniłam się przed bliskimi relacjami? Byłam przecież niebezpieczna, naraziłam wszystkich jeszcze bardziej, w ogóle przybywając na Ziemię. Czemu zawsze musiały dopadać mnie wątpliwości?

Wonder Woman podeszła do nas.

– Możecie oficjalnie rozpocząć działalność jako Młodzi Tytani – powiedziała z lekkim uśmiechem i wskazała teatralnym gestem na główne drzwi.

Podeszliśmy do nich. Po prawej znajdował się prostokątny panel, który obrócił się i odkrył klawiaturę oraz malutki skaner twarzy.

– Wasza piątka jest rozpoznawana automatycznie, nie musicie za każdym razem autoryzować otwarcia drzwi. To w końcu wasza wieża – wyjaśniła, gdy Robin już ustawiał się do zeskanowania.

Nasz niepisany lider wszedł do ogromnego holu jako pierwszy. Pomieszczenie rozciągało się na cały parter wieży. Spodobał mi się minimalizm i nowoczesność wystroju, pomimo których i tak było tu przytulniej niż w siedzibie Ligi. Ciemne płytki na podłodze, jasnoszare ściany i sufit gdzieś tam w górze, z którego spływało intensywne, ale przyjemne dla oczu światło.

Przeszliśmy aż do windy prostą ścieżką ułożoną z wyróżniających się, ciemniejszych płytek. Kierując się słowami Wonder Woman, wjechaliśmy w piątkę na ostatnie piętro, gdzie miało znajdować się główne pomieszczenie. Wyszliśmy na pusty, dobrze oświetlony korytarz. Ktoś pokusił się nawet, by pod szarą ścianą postawić doniczkę z jakimś rozłożystym kwiatkiem na drewnianym stojaku.

Przeszliśmy przez praktycznie niezmienny korytarz, mijając po drodze pięć pokoi z wygrawerowanymi na tabliczkach naszymi pseudonimami, a także kilka nieoznakowanych drzwi. Po chwili doszliśmy do głównego pomieszczenia. Gdy dwuskrzydłowe drzwi rozsunęły się przed nami, ukazując ogromne pomieszczenie zajmujące praktycznie połowę ostatniego piętra, Beast Boy wydał dziwne stęknięcie, a Starfire z podziwu wyrwało się westchnięcie. Nawet Cyborgowi powiększyło się oko ze zdumienia. Całą frontową ścianę stanowiła podzielona na trzy części tafla szkła. Z okna rozciągał się widok na skąpane we mgle miasto.

Zeszliśmy z podestu ciągnącego się wokół salonu, którego centralne miejsce zajmowała półokrągła kanapa i szklany stół. Po lewej, gdzie od razu skierował się Victor i Robin, znajdowało się stanowisko z ogromnymi ekranami zawieszonymi na ścianie, panelami z przyciskami i długi, stalowy stół. Cyborg przejechał po jego powierzchni i niespodziewanie wyświetliła się nad nim hologramowa mapa. Z entuzjazmem godnym pięciolatka wyciągnął przed siebie rękę i obrócił obraz. Spojrzał na mnie z ogromnym, rozanielonym uśmiechem na twarzy.

Mnie najbardziej ujął jednak wspaniały widok. Podeszłam do szyby i aż przeszedł po mnie przyjemny dreszcz na myśl, że mogłam stąd podziwiać niesamowite wschody słońca.

– Nawet lodówkę nam uzupełnili! – krzyknął Beast Boy z głową w rzeczonej dwudrzwiowej lodówce.

Wszystko było urządzone w nowoczesnym stylu, ze sporym rozmachem. Miałam wrażenie, że trochę na pokaz, ale przecież nie mogliśmy narzekać. Aneks kuchenny, który zajmował cały kąt po prawej od wejścia mógł pomieścić na raz całą naszą piątkę. Pytaniem pozostawało, kto podejmie się wyzwania gotowania dla nas.

– Jak ci się podoba, Raven? – zagaiła Starfire.

Wyraźnie czułam, że była tym wszystkim trochę przytłoczona, ale i szczęśliwa. W końcu niełatwo przyzwyczaić się do tak ,,bogatego" życia po latach w niewoli.

– Jest... – zawahałam się – Przyjemnie. Na pewno będzie tu lepiej, niż w bazie Ligi.

– Też tak sądzę. Tamte korytarze i sale – zrobiła pauzę – przypominały mi te na statku, gdzie mnie więziono. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć mój pokój – powiedziała z radością w oczach.

– Jeśli potrzebujecie kogoś do oprowadzenia po wieży – odezwała się stojąca w drzwiach Wonder Woman wraz z Batmanem i czarnoskórym, starszym mężczyzną – możecie liczyć na Silasa. Zna ją lepiej niż ktokolwiek inny.

Poczułam, jak atmosfera ochłodziła się. Cyborg wyprostował się jak struna i przybrał poważną, groźną minę, jakby kompletnie zapomniał, jaki przed chwilą był uradowany. Zaciskał zęby ze złości. Jednak oprócz silnej niechęci, emanował od niego... żal. Nie wiem, kto był tak głupi, żeby przyprowadzać tutaj jego ojca. 

– W takim razie chyba wiesz, jak najszybciej trafić do wyjścia? – warknął Cyborg. – Czy mam ci pomóc?

– Jak zawsze zero wdzięczności – odparł spokojnie jego ojciec. – Nie liczyłem na podziękowania, ale szacunek do rodzica jest mile widziany – dodał, schodząc po schodach. – Liga poprosiła mnie, bym zajął się planem budowy i całą tą technologią. – Rozpostarł szeroko ręce, wskazując na swoje dzieło. Cyborga jednak w ogóle to nie ruszyło. – Takich propozycji się nie odrzuca. I mam nadzieję, że drużyna trochę cię utemperuje – powiedział sucho. To chyba był ten moment, gdy przegiął, a czara goryczy przelała się całkowicie.

Dostrzegłam, jak Robin dyskretnie zbliża się do nich. Chciał zareagować, gdyby miało dojść do rękoczynów. Sama również przygotowałam moc i skupiłam się na kłócących się mężczyznach.

Cyborg naprzemiennie zaciskał pięści i rozluźniał je, jakby chciał dobrać się do gardła siwowłosego Silasa.

– Może zostawcie swoje rodzinne problemy na później? – łagodnie zasugerowała Wonder Woman, która również przyglądała się kłótni w napięciu.

– Dlaczego miałbym ukrywać, co ten egoistyczny drań mi zrobił? – warknął Cyborg.

Zrobił krok w stronę ojca. Ja, Robin i Batman również wystąpiliśmy do przodu. Robiło się niebezpiecznie.

– Zważaj na słowa! – odparł z wyższością Silas.

– Nie masz prawa mi rozkazywać! Już raz podjąłeś za mnie decyzję! Nie mógłbyś ścierpieć porażki! Straciłeś żonę, a mnie wolałeś zamienić w potwora, byleby udowodnić, że ten jebany egzoszkielet działa! – Cyborg zbliżył się niebezpiecznie do ojca.

Robin doskoczył do niego i złapał za gotową do uderzenia rękę. Victor spojrzał na Dicka z szałem w oczach, ale po chwili jakby trochę ochłonął.

– Najlepszą decyzją, jaką możesz teraz podjąć, to całkowite usunięcie się z mojej drogi. Na twoje nieszczęście mam teraz znacznie więcej siły, którą nauczyłem się kontrolować – sarknął mu w twarz, wyminął go trącając barkiem i wyszedł z salonu.

Spojrzałam na Robina. Kiwnął głową w stronę drzwi. Nie miałam ochoty przebywać w jednym pomieszczeniu z Silasem, więc z wielką chęcią teleportowałam się na korytarz, by znaleźć Cyborga.

Pokręciłam się trochę po tym piętrze, ale nigdzie nie znalazłam Victora. Po chwili bezsensownego błąkania się, znalazłam drzwi na klatkę schodową. Ruszyłam do góry, na dach. Intuicja mnie nie zawiodła. Przy krawędzi ogromnego, płaskiego dachu stał Cyborg. Co prawda od przepaści dzielił go solidny, jakiś półmetrowy murek, ale moja wyobraźnia jak zwykle podsuwała mi najczarniejsze scenariusze.

– Problemy z ojcem. Chyba mogę sobie wyobrazić, jak to jest – zaczęłam, podchodząc do niego powoli.

Drgnął, wyrwany z zamyślenia. Wciąż buzowała w nim złość, ale teraz wmieszały się również zagubienie, smutek i rozczarowanie.

– Twój przynajmniej nie zamienił cię w potwora – odparł sucho.

On mnie stworzył potworem, miałam chęć odpowiedzieć, ale to nie na był czas na uzewnętrznianie moich problemów. Byliśmy grupą skrzywdzonych ludzi. Przez kosmitów, rodziców i czyste przypadki.

– Masz rację – szepnęłam, a moje słowa porwał silny wiatr, jaki hulał na tej wysokości. – Może warto jednak spojrzeć na to wszystko z innej strony? – spytałam.

Spojrzał na mnie kątem oka, zrobił dziwny grymas i odezwał się już miększym głosem:

– Chcesz, żebym wyciągnął plusy z tej sytuacji?

Wzruszyłam powoli ramionami.

– Skoro tak to interpretujesz.

Zmarszczył brew i potarł kanciasty podbródek.

– To chyba nie dla mnie. Mógłbym napisać cały esej o negatywnych stronach wypadku. A zwłaszcza na temat ojca. Gdyby nie on... – urwał i westchnął.

– Wyrwij się spod jego wpływu – oświadczyłam po chwili ciszy. – Nie pozwól, by cię kontrolował. Sprawił, że jesteś taki, ale teraz pokaż mu, że pomimo tego możesz normalnie żyć. Na swoich zasadach.

Czy oficjalnie mogłam uznać się za hipokrytkę, biorąc pod uwagę moją sytuację z Trygonem? A może mówiłam nie do niego, tylko do siebie? Może musiałam przekonać samą siebie, że podjęłam dobre decyzje?

– Walisz bardziej motywujące gadki od Robina – odparł z cieniem uśmiechu. – I w dodatku prawdziwsze. Masz rację. Muszę zostawić za sobą to co się wydarzyło i zapanować nad tym co  jest tu i teraz – stwierdził i posłał mi szczery uśmiech, który odwzajemniłam.

*****

Jak tam wakacje? Przepraszam za zwłokę, ale jakoś strasznie męczyłam ten rozdział. Na szczęście udało mi się wszystko ładnie dopiąć przed wyjazdem, bo już myślałam, że  jak do 7 lipca nic nie napiszę, a od 8 do 19 wyjeżdżam bez laptopa, to po powrocie z wakacji z weną też by lepiej nie było i musielibyście nie wiem ile czekać. A tak cyk! i rozdział jest. Nie wiem jak wypadł, wydaje mi się, że dałabym mu takie 7/10, ale życie jak to życie, za dwa lata uznałabym go za godnego 2/10. A wy? Jak oceniacie? I pochwalcie się, jak będziecie spędzać wakacje.






4 komentarze:

  1. Dużo przecinków się naroiło w pierwszej części, ale to tylko takie moje wrażenie.
    Co za wredna Liga, ściągać wszystkich z innego miasta tylko po to, żeby powiedzieć dwa zdania i puścić wszystkich do domu. Nawet kawą nie poczęstowali D:. Plus właściwie dlaczego nie mogą należeć do Ligii? Jak na razie nikt nie podał jakiegoś sensownego powodu, tylko "nie, bo nie".
    Jestem dopiero na fragmencie z omawianiem sprawy przez Tytanów, a już któryś raz czytam coś o maskach. "Znowu przybrał maskę opanowanego[...], Albo jak szybko to wyparł i przybrał maskę przygłupiego klauna." itd.
    Nie będziemy waszymi dziećmi na posyłki. Ani maskotkami dla dzieci i dziennikarzy. " Omg, chcę pluszowego Robinka...
    Ale właściwie, to po co Liga ma się zgadzać na ich warunki (które notabene brzmią "no dobra, to pozwolimy wam sfinansować nasze fanaberie, ale od całej reszty wara, jesteśmy waszymi podwładnymi tylko na papierze")? Robin nie ma żadnej karty przetargowej, żadnego "dajcie nam własną drużynę, bo jak nie, to xyz". Liga może po prostu stwierdzić "łaski bez, jest wielu młodych zdolnych ludzi, których możemy trenować, a wy albo działacie pod naszym nadzorem, albo działacie nielegalnie i was wsadzamy za kratki".
    "Przeskoczyłam przez murek i runęłam na plecy goryla. " W sensie na umięśnionego faceta czy goryla-goryla? To świat Tytanów, nigdy nie można być niczego pewnym xD.
    "Czepiał się tak odkąd zaczęliśmy szkolenie. Bity miesiąc z narzekającym Batmanem. Trenowaliśmy tak trzy razy w tygodniu, po dwie godziny." tak, tak
    Opis walki wyszedł... trochę blado, jak streszczenie. Dwa zdania o oczach, o tym że Rav kogoś rozdzieliła, potem związała i to na tyle. Nie wczułam się za bardzo w akcję.
    "Są tacy, których Vertigo otumania, a nawet wprowadza w śpiączkę. Potem zaczynają się zawroty głowy, mdłości." Po zapadnięciu w śpiączkę zaczynają się te zawroty :D?

    OdpowiedzUsuń
  2. "Zastanawiam się, jak został podany tak dużej liczbie osób. Z tego co wiem, pojawiła się też wersja do inhalacji- wyjaśnił zadziwiająco szczegółowo." Skoro wie o wersji do wdychania, to raczej nietrudno się domyślić, w jaki sposób podano narkotyk ludziom. Plus o co ta Ravcia go podejrzewa? Jeśli ktoś walczy z przestępczością to lepiej, żeby coś wiedział o nielegalnych substancjach czy znał krążące po ulicach plotki. To, że np. policjant wie, jak działa dany narkotyk i jak się go podaje nie oznacza, że po godzinach siedzi w domu ze strzykawkami w rękach.
    "Tłumek dziennikarzy i ich kamerzystów nadawali na żywo" Ten tłumek nadawał
    Liga buduje im ich wymarzoną bazę, ale nikt z Tytanów nie widział wnętrza przed ukończeniem prac, że są wszyscy aż tak zaskoczeni?
    "Spojrzał na mnie z ogromnym, rozanielonym uśmiechem na twarzy " Kropeczka uciekła
    Mam wrażenie, że Star cierpi na syndrom stresu pourazowego, czy ktoś ją może zaprowadzić do psychologa? Tak po prostu dla pewności, żeby się nic dziewczynie nie stało.
    "Emanowały od niego gniew, złość... i żal." kurczę, wiem, Ravcia to empatka, odczuwa emocje innych, ale zgrzyta troszkę wspominanie przy każdej okazji, kto co czuł. Łatwo się domyślić, że Robina nie ucieszyła propozycja Batmana, a Cybuś na widok ojca jest co najmniej zaskoczony. Nie trzeba wszystkich emocji bohaterów wpychać czytelnikowi od razu przed oczy, lepiej gdyby dało się zobaczyć ten gniew czy żal w dialogach.
    Kurczę, Tytani to taka banda wczesnych nastolatków (nie daję im więcej jak 14 lat), która idzie na wojnę z całym światem - Batmanem, Silasem, Ligą i kto się tylko nawinie.
    "Byliśmy grupą skrzywdzonych ludzi. Przez kosmitów, rodziców i czyste przypadki." To zdanie z jakiegoś powodu mi się szalenie podoba
    Ostatnia rozmowa pomiędzy Cybem a Ravcią mi się kłóci z całą resztą. do tej pory mieliśmy pokrzywdzone nastolatki, które strzelają fochy i krzyczą na dorosłych, a tu taka powaga i doniosłe zdania, które brzmią trochę sztucznie w ich ustach, zwłaszcza u Cybusia.
    Udanego wyjazdu życzę! :D Ja w sumie w planach mam napisane 2 gier, żeby nie zmarnować ostatnich w życiu [*] wakacji. A poza tym lenistwo i pykanie w gierki! /o/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się czepiasz... a ja mam pms i też się czepiam. I tak teraz nic praktycznie nie dopiszę, dopiero jak wrócę. Wiem, że pisanie akcji mi kompletnie kuleje, ale czasami sama nie potrafię się wczuć i lepiej wychodzą mi partie z emocjami, przeżyciami, głównie Raven.
      A ta rozmowa na koniec? Starałam się napisać to luźno, bo niedawni oglądałam Człowieka ze stali i wręcz irytowało mnie jak patetycznie i podniośle przekazywali Clarkowi że jest tworzony do wyższych celów itepe itede.
      Ostatni rok studiów przed tobą?

      Usuń
    2. Hej, też mnie dopadł ten czas w miesiącu, łączmy się w bólu i zrozumieniu [*].
      Hah, dialogi w filmach DC potrafią być tak złe, zwłaszcza kiedy film ma być mhroczny i poważny xD.
      Yup, niestety. Dlatego te wakacje trzeba jakoś spożytkować.

      Usuń