piątek, 5 stycznia 2018

10. NOCNY PATROL

- Wszyscy wiedzą co mają robić? - spytał, zakładając kask na sterczące włosy.
- Czyli, że ja mam z Cyborgiem patrolować zachód, tak? - Bestia upewniał się niewinnym głosem już trzeci raz.
- Quid stultus - mruknęłam pod nosem, przecierając twarz w geście zażenowania jego głupotą.
- Że co tam mruczysz? - spytał podejrzliwie.
- Nic - odparłam i obróciłam się na pięcie, by wylecieć przez otwarte wejście do hangaru, wydrążonego w skale.
- Tylko bądźcie ostrożni - rozległo się w moim uchu. Głos Robina został podwójnie zniekształcony przez mikrofon w kasku, jak i głośniczek w komunikatorze. Nie brzmiało to za przyjemnie.
Leciałam zaraz nad taflą pogrążonego w mroku morza, wzburzając jasną pianę. Po prawej widziałam ostre światło reflektora motoru, który pędził przez most prowadzący od naszej wieży prosto do centrum Jump City. Władze miasta były tak łaskawe, że umożliwili nam poruszanie się drogą lądową między bazą a metropolią.
Doleciałam do opustoszałej plaży. Jednymi śladami po czyjejś obecności były wszechobecne śmieci, poniewierające się przy barach, złożonych parasolach i przy drewnianych molach, w dzień okupywanych przez mobilnych sklepikarzy. Również morze tworzyło równą linie śmieci, wyrzucając ze swoich odmętów ślady nieposzanowania przyrody przez ludzi. Na Azarath każdy szanował faunę i florę, bo to one dawały przeżyć. Ziemianie przestali sobie z tego zdawać sprawę. Kiedyś wyjdzie im to bokiem.
Doleciałam do końca piaszczystej plaży. Wzniosłam się nad kamienne usypisko. Robin przydzielił mi chyba najrzadziej uczęszczaną część miasta. Lasy, klify i nie w takim mocnym stopniu jak bardziej na zachód zurbanizowane tereny przyciągały spragnionych przyrody turystów i ludzi chcących chociaż chwilę odpocząć od zgiełku miasta. Nie gangsterów i handlarzy narkotyków. Sapnęłam znudzona, ale kontynuowałam patrol. Unosząc się metr nad ziemią pokonywałam niespiesznie kolejne wyschnięte i obumarłe połacie roślin. Nie tylko czuć, ale i widać, że zbliża się zima. Część liściastych drzew straszyło swoimi nagimi, sterczącymi gałęziami. Chłodny wiatr strącał pozostałe zeschnięte listki, które uparcie trzymały się swoich łodyg. Zimne powietrze znad morza rozwiewało moją pelerynę i wywoływało gęsią skórkę na bladej, gładkiej skórze.
Wylądowałam na niedawno ukruszonym klifie. Peleryna wydymała się do tyłu, tworząc cień ogromnego kruka z rozłożonymi skrzydłami. Kucnęłam po kamyk. Odchyliłam się do tyłu i wzięłam ogromny zamach. Zastygłam, gdy poza krawędzią klifu usłyszałam szmery. Delikatnie odłożyłam niedoszły pocisk i wychyliłam się za skraj skarpy. W ciemności dojrzałam dwa zarysy siedzących blisko siebie postaci. Wniknęłam w podłoże i zbliżyłam się niepostrzeżenie do celów siedzących na małej plaży usypanej z naniesionego przez morze piasku.
Wysunęłam głowę ze skarpy. Podejrzanymi okazała się zakochana para. Chłopak objął dziewczynę, a po chwili zaczął całować. Na moją pociągłą twarz wstąpił delikatny uśmiech. Przeniosłam się z powrotem na górę, zostawiając nieświadomą parę.
- Przyjaciele, chyba coś znalazłam - usłyszałam w uchu łagodny, ale i niepewny głos Gwiazdki.
- Chyba? - dopytał Robin.
- Znaczy się... - zmieszała się. - Grupa mężczyzn handluje skrzynkami. Nie widzę zawartości. Pośpieszcie się, bo powoli się zwijają - doprecyzowała.
- Gdzie jesteś?
- Na południowym krańcu plaży, przy dokach.
- Będziemy tam jak najszybciej - odparł za nas wszystkich. Usłyszałam ciche trzaśnięcie i zapanowała cisza.
Wzbiłam się w powietrze i najszybciej jak mogłam poleciałam we wskazane miejsce.

Zniżyłam lot i okrążyłam budynek, na którym stały dwie ubrane dosyć kolorowo osoby. Pokręciłam głową z politowaniem. Zero jakiegokolwiek kamuflażu. Mogli jeszcze świece przynieść.
Stanęłam za Gwiazdką oraz Bestią, którzy ze skupieniem na twarzach przysłuchiwali się rozmowie.
Bezszelestnie podeszłam do nich i obojgu zatkałam usta. Przez moje zimne dłonie przebił się jedynie stłumiony dźwięk, tak jak sobie zażyczyłam.
- To tylko ja - sapnęłam im do uszu i puściłam.
- Co to miało być? - spytał zdziwiony Bestia.
- Gdybym do was podeszła i się przywitała, to zapewne wydarłbyś się na pół miasta z przerażenia - odparłam zduszonym głosem, w momencie gdy na budynku wylądowali pozostali członkowie drużyny.
- Co już wiecie? - spytał na przywitanie Robin.
- No właściwie to nic. Wymienili się towarami i gadają jakby nigdy nic - streścił Bestia.
- No to czemu nie podsłuchujecie? - sarknął z wyrzutem w naszą stronę.
- Nic nie rozumiemy - odparł równie obrażonym tonem co lider, który właśnie kucnął przy gzymsie. Nachylił się w stronę dwójki mężczyzn otoczonych milczącymi, stojącymi jak słupy soli ochroniarzami. Słowa brzmiały twardo i zdecydowanie. Jakby znajomo.
Bezceremonialnie odepchnęłam Bestie i zajęłam miejsce obok Robina grzebiącego w hologramie wyświetlanym z rękawicy.
- To niemiecki - poinformowałam go i zaczęłam przysłuchiwać się żywej rozmowie. Wyciągnęłam wyprostowany palec przed nos chłopaka, dając mu znać by nie przerywał mi swoją wypowiedzią. Zgromił mnie wzrokiem, ale posłuchał.
- Jeden to Amerykanin - powiedziałam, wnioskując po słynnym akcencie, którego nie łatwo się pozbyć. - Drugi na pewno nie jest stąd, ale nie jestem też pewna czy z Niemiec - dodałam, dalej przysłuchując się niezbyt ciekawej rozmowie. - Ktoś z Europy, nie umiem sprecyzować - rzekłam, poddając się. Jestem na Ziemi kilka miesięcy i nie mam możliwości znać wszystkich języków. Pomijając te sześć, których nauczyłam się na Azarath.
- Zwijają się. Przyszliśmy za późno - stwierdził z rezygnacją i poprawił ostro zakończoną, biało-czarną maskę. - Potem mi streścisz - powiedział do mnie.
- Mi? - spytał z wyrzutem Cyborg. - Jesteśmy drużyną czy tylko twoimi pomocnikami?
- Nam - poprawił się szybko. - Przepraszam, stare przyzwyczajenia - dodał, nerwowo pocierając kark. - Poszli - stwierdził, po wychyleniu się poza gzyms. Sprawdził jeszcze raz czy ktoś nie został i zeskoczył z dachu. Cała drużyna podążyła za liderem.
Robin rozglądał się po zaułku. Wszystkie skrzynie zostały już zabrane przez osiłków do łodzi przycumowanej w dokach. Szum silnika powoli zanikał, pozostawiając jedynie wzburzone morze.
- Liczyłem, że coś zostawili - powiedział w zamyśleniu Robin. - Wracamy.
- Nie będziemy śledzić sprzedawcy? - spytał zdziwiony Cyborg, wskazując kciukiem za siebie.
- Nawet nie wiemy co sprzedawał - odparł stanowczo.
- Na pewno nic dobrego - mruknął Cyborg i odleciał w stronę wieży.
Gwiazdka i Bestia ruszyli za nim. Spojrzałam pytająco na lidera.
- Jeśli o to ci chodzi, to pojadę motorem - rzekł, grzebiąc w swoim niezwykle pojemnym pasku. 
Wzruszyłam ramionami i wzbiłam się w powietrze. Ruszyłam do wieży, mocno odznaczającej się na granatowym, pulsującym licznymi gwiazdami niebie.

5 komentarzy:

  1. Jestem! Wiem, że długo mnie nie było ale przestaję ogarniać co się wokół mnie dzieję. No nic, zajęło mi to trochę czasu, bo jest ciut po północy, ale przeczytałam wszystko od początku. I napiszę to z ręką na sercu, że jest to jedno z najlepszych przedstawień Rachel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję
      Staram się, a skoro ty tak mówisz, to chyba rzeczywiście tak musi być.
      Chętnie bym coś przeczytała od ciebie, a jak na złość dawno nic nie pisałaś

      Usuń
  2. Ja tylko proszę, żeby przyjść mnie niedługo walnąć, żebym przeczytała, bo mam sesję i nie wyrabiam z nadrabianiem zaległości + nauką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj mi jeszcze tydzień i obiecuję, przeczytam od deski do deski. Przede mną najgorszy tydzień, jeśli chodzi o zaliczenia, więc proszę o wyrozumiałość. I pozdrawiam. I nie przeszkadza mi kopanie mnie w komentarzach pod ostatnim rozdziałem u mnie, więc wal ile wlezie :D

      Usuń
    2. Spokojnie wszystko zdaj, a potem krwaw z oczu przy czytaniu mojego bloga. Przecież nie chcę, żeby moi czytelnicy nie zdali przeze mnie.

      Usuń